piątek, 4 sierpnia 2017

Rozdział 7

WPŁYW PRZESZŁOŚCI

1.
Obudziłam się z przeszywającym bólem głowy. Przetarłam leniwie oko, by szybciej przyzwyczaiło się do promieni słonecznych, które bezczelnie wdzierały się do ciemnego pokoju.  Przymknęłam oczy, najchętniej oddałabym się jeszcze w objęcia Morfeusza na czas nieokreślony, może nawet na zawsze. Westchnęłam z udręką. Huczało mi w głowie niemiłosiernie. Miałam wrażenie, że ktoś wierci mi w czaszce, a w dodatku ma z tego niezły ubaw. Zgięcie łokci na oczach dawało upragnioną ciemność, a imitując utęsknioną ciemność nocy. Bez snów, bez czarnego obrazu i krzyków, które coraz częściej mnie nawiedzają po zamknięciu oczu. Opuściłam ręką i podniosłam się niechętnie oraz ociężale. Włoski zjeżyły mi się automatycznie na przedramionach. Rozejrzałam się po pokoju, ale… nie znałam tego miejsca. Byłam tu pierwszy raz. Przeszło mi przez myśl, co mogłam robić w nocy, ale nie miałam ochoty wypowiedzieć tego na głos. Pokój był w trzech kolorach: granat, szarość i biel. Względny porządek i ład, zero damskich bibelotów, czy nawet porozrzucanych ubrań. Przejechałam  dłonią po granatowej, satynowej pościli. Dla mnie była to ekstrawagancja, wyrzucenie pieniędzy w błoto na zbędny luksus. Sama sypiam pod najtańszymi pościelami z kory, wyjątek stanowi zaś biała jedwabna pościel od Ino, która obraziła się na rodziców za nieodpowiedni kolor. Chciała ją wyrzucić, więc grzechem byłoby nie zabrać jej i użytkować. W końcu mi nie przeszkadza nieodpowiedni kolor fioletu. Lepsze to niż śmietnik dla zupełnie nowej pościeli. Uśmiechnęłam się pod nosem leniwie na wspomnienie narzuty, której nawet nie wypakowałam z pudełka. Przejechałam jeszcze raz dłonią po prześcieradle i wynurzyłam swoje nogi z łóżka. Palce stóp wsunęły się w mięciutki dywan po mojej stronie łóżka, gdzie granatowe zasłony leżały na ziemi. Dopiero teraz we wkradających się promieniach Słońca zauważyłam, że ubrana jestem w granatową koszulkę, która była dla mnie o wiele za duża. Sięgała mi do łokci, wisiała na piersiach a jej długość kończyła się w połowie ud. Przeczesałam ręką swoje długie włosy, przełknęłam ślinkę i wyszłam z sypialni. Przynajmniej tak ten pokój wyglądał. Trochę drżały mi nogi – to zapewne ze stresu, a ręce zaś zapewne z powodu delirki alkoholowej, którą odczuwałam coraz silniej. Przede wszystkim po wyjściu z sypialni, skierowałam się dość długim korytarzem do salonu – tak mi się zdawało przynajmniej. Uderzyły mnie promienie słoneczne, aż schyliłam głowę a w moich oczach zebrały się łzy. Miałam wrażenie, że oślepłam. Widziałam mroczki.
-Dzień dobry – doszedł do mnie męski, mocny głos. Spojrzałam niepewnie, jakbym dostała obuchem powietrza w twarz. Wysilałam swój umysł, ale nie przypominam sobie abym go wczoraj spotkała. – Kawy? – zapytał lekko. Pokiwałam grzecznie głową i usiadłam na stołku barowym przy kuchennym blacie. Ogromny przeszklony salon, z przepięknym widokiem i biało-drewniana otwarta kuchnia. Mieszkanie jest bezbłędne, bajeczne. Spojrzałam na to co robi Sasuke i  wręcz krzyknęłam.
-Bez cukru! – wyrwało mi się z ust, zanim zdążył zrobić co chciał. Spojrzał na mnie zdziwiony. – Na kaca najlepsza jest czarna – wzruszyłam ramionami nieco skrępowana. Pokiwał tylko głową ze zrozumieniem, ale niczego nie skomentował. Siedziałam więc jak na szpilkach, rozglądając się po pomieszczeniu. Kuchnia była mniejsza od części wypoczynkowej, ale równie przestronnie urządzona. Bez porównania do czegoś na miarę kuchni w moim akademiku. Białe kafelki na podłodze dopełniały wystroju. A wyższa część blatu robiła za odgrodzenie z mojej strony, zaś z Sasuke część użytkową. Po chwili pod moim nosem wylądowała kawa, grzanki i sałatka owocowa. – Dziękuję – powiedziałam speszona i zaczęłam naciągać sobie jego koszulkę aż do kolan. Nagle pojawiła mi się straszna myśl w głowie… W gardle zabrakło mi śliny. Odwagi także mi zabrakło.  – Czy ty mnie…? – wskazałam dyskretnie ręką swój strój. Zaśmiał się cicho, najwidoczniej dzisiaj moje zawstydzenie go bawi.
-Nie, większość zrobiłaś sama – puścił mi niewinnie oczko i upił łyk swojej kawy – ja ci tylko pomogłem – dodał zdawkowo. Wciągnęłam powietrze, ale nic więcej nie  byłam w stanie powiedzieć. Pochłonęłam ze smakiem całe śniadanie, jakie dla mnie przygotował. Nawet sałatkę owocową, po której szczerze mówiąc w moim żołądku przez moment nie było za ciekawie. Ale zapiłam to ostatnimi kroplami kawy i ustało. Siedziałam cicho jak myszka i czułam się niepewnie. Chrząknęłam by zwrócić jego uwagę na swoją osobę. Oderwał wzrok od  codziennej gazety tokijskiej i spojrzał na mnie zdziwiony.
-Czy odwieziesz mnie do domu? – zapytałam cichutko, trochę zbyt słodko i przymilnie. Ale nigdzie nie widziałam swoim ubrań, albo nie zwróciłam na nie uwagi. Zapewne jak wrócę do jego sypialni to one tam będą. „Jesteś ślepa Sakura” mówiłam do siebie. To było i tak najmilsza rzecz, jaką mogłam powiedzieć na swój temat dzisiejszego ranka.
-Tak – powiedział obojętnie - ale wolę żebyś się przebrała – dodał i puścił do mnie zawadiacko oczko. Aż zaparło mi dech w piersiach wyglądał tak beztrosko, niespodziewałam się tego po nim. Kreował się w moim umyśle na silnego mężczyznę, któremu świat mógłby paść do stóp  – Wolisz wykąpać się u mnie czy u siebie? – zapytał spokojnie, jakby to pytanie padło między nami już nie raz. Przeszywał mnie swoimi czarnymi tęczówkami.
-U mnie – odparłam bez namysłu speszona. Nie czując się pewnie pod wpływem jego wzroku.

2.
Czekałem na nią w tym obskurnym pokoiku akademickim. Biednie urządzony, z niewielką ilością prywatnych rzeczy, z podstawowymi zużytymi meblami. Z dwoma łóżkami w pokoju. Pewnie dzieli go z obcą sobie dziewczyną. Przełknąłem ślinę. Za czasów studenckich bywałem w takich pokojach na imprezach, ale zawsze rodzice wynajmowali mi kawalerkę, którą dzieliłem z kumplem lub mieszkałem sam. W zależności od upodobania w danym czasie. Spojrzałem na biurko Sakury, na którym była zakurzona czarna tablica korkowa. Na niej było pełno rzeczy. Jakieś schematy tkanek, plan zajęć, godziny praktyk – tych rzeczy zrobiłem zdjęcie. Liczę, że są to nadal aktualne plany jej dnia i będę wiedział co robi w danym momencie. Jeszcze przyczepionych miała kilka zdjęć, jedno gdy była mała, a dwa inne z Ino.  Na wszystkich była uśmiechnięta od ucha do ucha, lecz jedno przykuło moją uwagę. Jej oczy były smutne, jakby starały się pokazać swoje prawdziwe ja. Oderwałem wzrok od zakurzonej tablicy korkowej i przyjrzałem się Sakurze, która właśnie weszła do pokoju. Miała delikatny makijaż, który tylko podkreślał jej urodę.  Czarny golf, jeansy z przetarciami na kolanach, szybko zarzuciła czarny płaszcz do połowy ud, który delikatną dłonią pogładziła. Spojrzała na mnie speszona, gdy poprawiała rozpuszczone falowane włosy.
-Dziękuję za niego – powiedziała dźwięcznie, a rumieniec na jej policzku robił się coraz dorodniejszy – oddam ci pieniądze  jak najszybciej się da – odparła pośpiesznie. Prychnąłem na wzmiankę o pieniądzach. Wystarczy porównać nasz tryb życia. Ja mam spadek, dobrą pracę, a ona? Dobrze wiem, że Ino daje jej swoje ubrania, gdy jej się znudzą, bądź chodzi po lumpeksach i szuka ubrań tanich, ale w dobrym stanie.
-Przestań – warknąłem zbyt agresywnie, a na moje słowa ta drobna kobieta, aż podskoczyła – Stać mnie na to. Ubieraj się i idziemy – powiedziałem zbyt stanowczo, ale posłusznie ubrała czarne buty do kostki na grubszym obcasie i stanęła na baczność gotowa.  Następnie podreptała za mną, jednak głowę miała dumnie uniesioną.

3.
Gdy jechaliśmy autem z zachwytem przypatrywałam się mu ukradkiem. Ma umięśnione ciało, było widać to nawet pod granatową koszulą, na którą zarzucił czarną skórzaną kurtkę, czarne spodnie i skórzane buty dodawały mu jeszcze więcej pikanterii. Westchnęłam delikatnie. Był ubrany z klasą, gustownie.
Gdy dojechaliśmy do parku Karpi Koi nieśmiały uśmiech wkradł mi się na usta. Miejsce od razu przypadło mi do gustu. Przy wejściu do parku stał mały domek, według mnie replika świątyni Hōryū-ji. Cała w bieli, zapierała dech w piersi.
-Nie podejrzewałam, że lubisz takie miejsca – powiedziałam wysiadając i wciągając w nozdrza zapach drzew. Park był pod Tokio, w samym środku starego lasu. Parking był pełny aut, w końcu dziś niedziela. Rozejrzałam się dookoła i wiedziałam matki śmiejące się do rozpuku ze swoimi dziećmi, ojców którzy nieśli swoje pociechy na plecach. Wyglądali na zmęczonych, ale szczęśliwych. Zazdrościłam im w głębi serce tej sielanki, której ja sama nie doświadczyłam za wiele w swym dzieciństwie.
-No wiesz… - z rozmyślań wyrwał mnie głos Sasuke tuż przy moim uchu – nie ocenia się książki po okładce – po tych słowach wziął mnie za rękę i ruszył w stronę repliki ów świątyni. A na karku ciągle czułam gęsią skórkę spowodowaną jego bliskością.

Chodziliśmy i śmialiśmy się po parku od pół godziny, a jego towarzystwa ciągle było mi mało. Zauważyłam, że rozluźniłam się przy nim, czułam się swobodniej. Być może to powód otoczenia. Park był piękniejszy niż się spodziewałam. Stawy, oczka wodne są tak zgodne z naturą, że nie widać ingerencji człowieka. Natura przy wiośnie budzi się do życia, więc kolory wydają się żywe. Liście, kwiaty - świeże i młode. Ptaki ćwierkają na przemian, a zapach krzewów uspokaja. Drzewa wiśni, zaś zakwitły na dobre. Mam wrażenie, że tak jak moja znajomość z Uchihą, pomimo, że znam go - plus minus - około dwóch miesięcy? Zaczynam zmieniać o nim zdanie. Wzięłam głębszy wdech by uspokoić swoje niedorzeczne myśli. Stając na małym drewnianym pomoście, który miał na czerwonym drewnie białe strzałki, które wskazują drogę odwiedzającym to miejsce. Wrzuciłam kilka ziaren do wody, a karpie jakby wygłodniałe rzucały się,  opętane głodem.
-To w końcu ile masz lat? – zaśmiałam się. Próbowałam go sprowokować do przyjacielskiej utarczki. – Bo coś kręcisz – kpiłam otwarcie z uśmiechem na ustach.
-27, 28 – odparł spoglądając na mnie bacznie – A cóż to za różnica? – śmiał się. Bawiła go ta gra słówek ze mną, równie mocno jak mnie. Odgarnęłam kokieteryjnie włosy za ucho, napawając się promieniami słonecznymi, które na mnie padały.
-Dla mnie duża – zadrwiłam, śmiejąc się otwarcie. – Jeśli masz 27 to możemy się spotykać, a jeśli 28 to jesteś dla mnie za stary – powiedziałam zachowując powagę. Ruszyłam dalej, nie zważając na zuchwałość swoich słów. Stukot moich obcasów odbijał się na deskach pomostu.  Przeszliśmy przez bramę torri do kolejnego zaułka parku.
-Masz żelazne zasady? – zakpił. Miał szelmowski uśmiech na ustach, który zauroczył mnie do reszty. Podejrzewam, że każdej jednej na moim miejscu by zmiękły kolana. Z każdą chwilą działał na mnie coraz mocniej, intensywniej.
-Tak – zaśmiałam się po raz wtóry.  Otarłam swoje oko, bo z rozbawienia poleciała mi łza.
-Mam jeszcze 27 – powiedział teraz całkiem poważnie. Przeszłam obok niego, a na ustach ciągle igrał mi uśmiech.  –A na jesień niestety będę mieć już 28, więc mamy niecałe pół roku by się sobą nacieszyć? – zrobił smutną minkę i puścił mi oko. Odmłodził go ten gest, zauważyłam w tym coś z nastolatka. Nastolatka, który stara się poderwać tym gestem nieśmiałą dziewczynkę.
-Jeśli do tego czasu wytrzymamy ze sobą i będzie miło, może ten jeden – pokazałam wskazujący palec – jeden, jedyny raz nagnę swoje żelazne zasady – powiedziałam poważnie, powstrzymując śmiech.
-Dobrze słyszeć – szepnął i pocałował mnie w policzek. Złapałam się za to miejsce oszołomiona tym delikatnym gestem, który zrobił na mnie takie wrażenie. Zaś na nim  nie wywarło to żadnego wrażenia, ot tak – chciał to dał.

4.
Ciągle miałem obraz jej uśmiechniętej twarzy przed oczami. Jej oczy iskrzyły się z radości, były zupełnie inne od tych, które widziałem na zdjęciu w jej obskurnym pokoiku. Do głowy weszła mi szaleńcza myśl by ze mną zamieszkała, pomimo że nie znam jej zbyt długo, zbyt dobrze. Nie wiem na ile się przede mną będzie w stanie otworzyć. Być może coś Karin umknęło w jej charakterystyce. Westchnąłem, upiłem łyk whisky. Spoglądałem na panoramę Tokio pogrążoną w ciemności, ale w mojej głowie dziś górowało światło. Uśmiechnąłem się do siebie lubieżnie. Pragnąłem jej, tego byłem pewny. Odłożyłem pustą szklankę i ruszyłem do łóżka.
Przejrzałem jeszcze raz jej historię rodzinną. Nie wyglądała na kobietę, która tyle  mogła przejść w swoim krótkim życiu.
-Od 17 roku życia mieszka w internatach i akademikach – westchnąłem. Przypomina mi się od razu jej klatka z szarobiałymi ścianami i zużytymi meblami.  – W wieku 10 lat straciłaś matkę –  szeptałem pod nosem, niestety Karin nie dołączyła żadnego zdjęcia, ale podejrzewałem, że fotografie z dzieciństwa na tablicy było zdjęciem z matką, zapewne ostatnim. Niestety pamiętałem je jak przez mgłę. Wziąłem głębszy oddech. Czytam już to po raz enty, nie jestem w stanie nawet tego zliczyć. Jest mi jej życiorys tak znany, jak granat ścian w moim mieszkaniu.  – Niecały rok spędziła w domu dziecka – mruczałem  monotonnie pod nosem monolog – a od 11 roku życia mieszkała z siostrą matki, Rin Haruno – tutaj było dołączone zdjęcie brązowowłosej kobiety, do której Sakura nie była zbytnio podobna. Raczej wyglądały jak dwie obce sobie kobiety. Przyglądałem się temu zdjęciu już niezliczoną ilość godzin, starałem się znaleźć informacje o tej kobiecie, ale niestety nic, pustka.  Czytałem dalej opis, nie mogąc zrozumieć, że tej kruchej istocie w tak krótkim czasie przydarzyło się tyle rzeczy. Nie widać po niej nawet części z tego co przeszła. – Musisz być twardą kobietą… - powiedziałem pod nosem.  Niestety coraz częściej moje myśli uciekały ku niej. Zastanawiałem się co mogła czuć po tak tragicznej śmierci matki, jak się żyło w domu dziecka przez ten czas, gdy jej ciotka walczyła o prawa do opieki nad nią. Jak układało ci się z Rin, Sakura? Co czułaś na jej pogrzebie, a przede wszystkim dlaczego wraz ze śmiercią matki cała rodzica ojca zniknęła z twojego życia? – Prócz babki… - mruknąłem. Tak Tsunade Sejnu znana lekarka w Japonii, a matka ojca Sakury od 17 roku życia utrzymuję wnuczkę. Wysyła jej śmieszne pieniądze, które ledwie starczą od pierwszego do pierwszego. – Ciekawe dlaczego nie chcesz z nią utrzymywać kontaktu – mruknąłem do siebie. Z tym pytaniem, a także z piękną i roześmianą twarzą Sakury ułożyłem się do snu. Licząc, że będę śnić o pięknej kobiecie.

5.
Z ogromnym uśmiechem na ustach, bo nie pamiętam kiedy miałam tak dobry dzień jak dzisiaj, położyłam się spać. Licząc na jeszcze lepsze jutro, na same dobre rzeczy. Wsunęłam się w chłodną pościel, nie tak delikatną jak u Sasuke, ale równie przyjemną. Nim się spostrzegłam zasnęłam w świetle księżyca.


„-Zabrać ją – rozległ się głos Mikoto. W jej ciemnych oczach płonął gniew i odraza. Spoglądała na mnie jak na karalucha, którego trzeba jak najszybciej wytępić. Przełknęłam ślinkę, przerażona tym co może za chwilę nastąpić. Bałam się wchodzić jej w drogę, a od kiedy jedna z pokojówek podszepnęła jej półsłówkiem o rzekomym romansie moim i Sasuke byłam traktowana jak niechciany śmieć w tym domu. Unikałam go bezskutecznie, zawsze gdzieś mnie znalazł, zagadał czy zaczynał nagabywać. Nie spoglądałam mu w oczy niczym dobra służka słuchająca swej pani. Często rozglądałam się na boki w poszukiwaniu służby, która mogłaby na nas donieść. Doigrałam się, w dzień balu zauważyła nas ruda Katsumi. Pupilka Mikoto-sama. Przełknęłam ślinę z przerażenia. Obok mnie pojawiło się dwóch stajennych.
-Pani Mikoto, w czym mogę służyć? – szepnęłam z przerażeniem. Ta kobieta działała na mnie, na każdą moją komórkę ciała. Przerażała mnie jej pycha, pewność siebie i okrucieństwo.
-Milcz, ladacznico! – krzyknęła, wręcz plując. Nim się spostrzegłam leżałam na podłodze. Zupełnie niespodziewałam się policzka z jej strony, a na pewno nie tak silnego.  Zaparło mi dech w piersi, ale szybko wyrównałam oddech. – Powiedziałam brać ja! – warknęłam na dwóch stajennych. Kojarzyłam ich, ale nie na tyle by stanęli po mojej stronie. To dwóch rosłych mężczyzn około 40 roku życia, nie mogą sobie pozwolić na stratę posady, bo w tym wieku nikt inny ich nie przyjmie. Nie są już tak wydajni jak młodziki. Nim się spostrzegłam byliśmy już na polu, słońce zachodziło. Świeciło dziwnie na czerwono, krwawo wręcz. Przełknęłam ślinę i kolejny raz zaczęłam się szarpać. Upadłam na kolana, które krwawiły i zaczynały piec, gdyż ziemia nie chciała się odkleić od rajstop.
-Nie umiecie się z tą kurwą rozprawić? – usłyszałam wściekły ryk pani Uchihy. Po chwili moja głowa odleciała w prawą stronę, a w ustach poczułam metaliczny posmak. Oczy zaszkliły mi się.
-Pani Uchiha-sama – wychrypiałam ledwo – proszę powiedzieć co się stało – błagałam nędznie. Nic, cisza. Mężczyźni ciągnęli mnie, bo nie miałam już sił się szarpać ani iść. Szli szybko by równać ze swą panią kroku. Gdy zauważyłam linię lasu, przeraziłam się. Chciałam biec w przeciwnym kierunku, ale nie miałam siły. Mężczyźni rzucili mną jak szmacianą lalką, a ja poturlałam się w dół. Spoglądali na mnie niepewnie, zaś Mikoto wyglądała na wytrąconą z równowagi.
-Na co czekacie, śmiecie!!! – warczała niczym zwierzę. Stajenni jak na rozkaz złapali mnie pod pachy i podnieśli. To właśnie wtedy zauważyłam stal, nóż. Naostrzony do granic możliwości, aż  widziałam, że mógłby przeciąć skórę bez trudu.  Odbiłał od siebie promienie zachodzącego słońca.
-Pani Uchiha-sama – zapytał jeden z mężczyzn, ten młodszy chyba. Jego uścisk zelżał na widok metalu – Co zamierza pani z tym zrobić?  - wskazał z przestrachem na nóż.
-Trzymaj ją! – warknęła w jego stronę. Automatycznie złapał mnie mocniej. – A ty kurwo – warknęła spoglądając na mnie z wyższością. Podeszła do mnie, tak że stałam z nią twarzą w twarz. – Myślisz, że wkradniesz się w łaski mojej rodziny? – zakpiła. Uderzyła mnie w policzek z otwartej ręki, ale nie tak mocno jak w rezydencji. – Jesteś zwykłą sprzątaczką – warknęła. Odeszła ode mnie, słyszałam jej przyśpieszony oddech, który starała się uspokoić. Bez rezultatów. Spojrzałam w górę. Miałam wrażenie, że szkarłat ogarnął las. Ptaki nie śpiewały, drzewa nie szumiały. Wszystko było martwe.
-Szmato! – krzyknęła, wręcz charknęła. Całe jej ciało zionęło do mnie nienawiścią, widziałam to jak na otwartej dłoni. – Z upadłej rodziny szlacheckiej – zaśmiała się. – Nie zostawiłaś mojego syna w spokoju, więc musisz za to zapłacić! – przyłożyła mi sztylet do szyi. Nie wytrzymałam z moich oczu poleciały łzy, nie chciałam tak skończyć. Starałam się ze wszystkich sił.
-Proszę, nie… - chlipałam. Jednak moja słabość ją tylko ucieszyła. Była pożywką dla jej duszy.
-Psalm dla moich uszu – mruknęła do siebie. Była obłąkana, widać to było w jej oczach. Mężczyźni zaś stali przerażeni, ale ani myśleli mnie puścić. Z resztą przestałam się szarpać dawno temu.
-Proszę, oszczędź mnie… - dopiero wypowiadając te słowa doszło do mnie, co ta kobieta chce ze mną począć. Co mnie czeka w ten krwisty zachód Słońca.
-Było trzeba mnie słuchać – zaśmiała się czarnowłosa kobieta. Dostałam kolejny policzek.
-Jestem w ciąży – wykrzyknęłam przerażona. – Jestem w ciąży!!! – krzyczałam. Nim się spostrzegłam nienawiść do mnie wzrosła w Mikoto i bez zastanowienia przejechała mi srebrnym sztyletem po szyi. Chrząknęłam głucho otępiała, starałam się nabrać powietrza, ale nie mogła. Przed oczami obraz mi się zamazał, czułam jak robi mi się słabo i niedobrze. Chciałabym zwymiotować, ale nie mogłam. Złapałam się za gardło, jednocześnie upadając na kolana. Stajenni chyba uciekli. Przyciskałam tak mocno, że gdyby nie ta rana to zaczęła bym się dusić. Naglę stanęłam mi przed oczami ciemna postać i zaczęła odrywać mi ręce od rany, wręcz wykręcając mi przy tym palce.
-Przestań to robić ty kurwo! – warknęła odrywając mi ręce od szyi, wbijając paznokcie w moje dłonie. W końcu się jej udało, a moja krew bryzgała wprost na jej drogę ciemną suknię. Przed oczami zaczynało robić się ciemno, przestawałam oddychać.  Moja głowa odchyliła się do tyłu, jak u szmacianej lalki. Nie płakałam. Gdy umierałam ze swym dzieckiem łonie to nie płakałam…”

Obudziłam się przerażona w środku nocy zlana potem. Zapłakana. Dotknęłam swoich policzków – były mokre, a łzy cały czas spływały. Gdy przypomniałam sobie co mi się śniło, łzy ciekły rzęsistym potokiem, a szloch rozdzierał pierś. Zaczęłam łkać, nie mogłam tego powstrzymać. Poczułam czyjąś dłoń na barku, spojrzałam przestraszona na ów osobę.
-Sakura – powiedziała przejęta TenTen. Widziałam w świetle blasku księżyca jej zatroskaną, niewyraźną twarz – Co się stało? – zapytała przejęta, jej głos jednak wpadł w nicość. Chlipałam, jak szalona. Gdy próbowałam coś powiedzieć kolejna fala płaczu mnie zalewała. Tak w kółko przez kilkanaście minut.
-Śniło mi się, że ktoś poderżnął mi gardło – wydobyłam z siebie cienkim, piskliwym głosem. Widziałam przerażone brązowe oczy wpatrzone we mnie.

6.
Gdy rano wstałam byłam bezsilna. Praktycznie nie mogłam już zasnąć w nocy, więc leżałam bezczynnie. W łazience szybko się ogarnęłam, narzuciłam na siebie spodnie i wielki sweter w kolorze khaki, jedyny kolorowy akcent w moim stroju. Zegar pokazywał 5:49, a ja byłam już gotowa do wyjścia. Zagryzłam kciuka. Przewiesiłam torbę przez ramię i wyszłam z akademika. W pierwszym momencie szokiem był silnie wiejący chłodny wiatr. Szybko związałam włosy w kitkę i ruszyłam na autobus. Nie wiem czemu zaczęłam biec, ale gdy wskoczyłam do autobusu – wiedziałam, gdzie chcę wysiąść. Na ulicy, gdzie mieszka Sasuke. Droga mi się dłużyła, a gdy z daleka widziałam już jego wieżowiec czułam niepokój w sercu, ale coś mi w głowie mówiło, że dobrze robię. Biegiem wysiadłam z autobusu i rzuciłam się pędem do windy. Przemknęłam niespostrzeżenie przy portierze. Gdy wyszłam z windy uświadomiłam sobie, że pomyliłam piętra. Przełknęłam ślinę.  W głowie zaczynała toczyć się burza miliona myśli na minutę, a łzy zaczęły się wzbierać. Nie wracałam do windy przebiegłam po schodach dwa piętra. Waliłam, jak oszalała w drzwi. Oddech miałam krótki i urywany, zagryzłam wargę. Zaczynałam wątpić w swój czyn. Usłyszałam szybkie kroki, zapewne Uchiha był zdenerwowany.
-Czego o tej porze? – otworzył zamaszyście drzwi, a na jego twarzy malował się gniew. Jednak gdy mnie ujrzał twarz mu złagodniała, a mnie ogarnęła panika i pytanie „Co dalej? Co teraz?”.
-Sakura – wyszeptał zaskoczony i zdziwiony. Nie odezwałam się ani słowem. Bez pozwolenia wtargnęłam do jego mieszkania.


___________________________________
Przepraszam za zwłokę. Wczoraj starałam się nadrobić, ale nie dałam rady zrobić tego w pełni.
Tych, którzy jeszcze nie wiedzą jestem również na facebook'u! :)
Maruo SasuSaku - zapraszam!

7 komentarzy:

  1. No wiesz co! Jestem oburzona, jak mogłaś skończyć w takim momencie? Rozdział ciekawy chociaż z początku nie mogłam się odnaleźć więc skoczyłam do poprzedniego rozdziału i teraz wszystko jest super ;)

    Ogólnie to ciekawie. Fajnie, że pojawił się kolejny sen chociaż potrzeba więęęęcej ! ;D
    Nadal zostało kilka literówek ale to nic, da się i z tym przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię te otwarte zakończenia i nic na to nie poradzę! Rozumiem Cię doskonale, w końcu miesięczna przerwa to sporo:) Kilka literówek jak na mnie to malutko ahah :D

      Usuń
  2. TAK, TAK, TAK O MATKO TAK! KOŃCÓWKA NAJLEPSZA!
    BOŻE TAK!
    Uwielbiam ten rozdział. Scena u niego w mieszkaniu i w parku urocza w pip. Idealnie wyważona między powagą a zabawą.
    Później te wspomnienie...ja pierdziele. Ty wiesz, że zawsze jak je czytam, mam dreszcze na ciele i aż tak się trzęsę. Serio. Chyba dlatego, że mnie to strasznie łapie za serce. I błagałam w myślach, żeby Sasuke się pojawił.
    A to, że do niego poszła, to naprawdę dobra i odważna decyzja. W końcu nie znają się zbyt długo, ale co tam.
    Warto było czekać na ten rozdział. Oj warto. Ja się chyba za bardzo emocjonuję, ale to z radości.

    Buźka :*
    Czasu i weny kochana! Żebyś nie raz nas tu jeszcze zaskoczyła ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi Twoje emocjonalne podejście ani trochę nie przeszkadza, bo uwielbiam Twoje komentarze! Są one takie szczere (mam nadzieję, że na prawdę Ci się podoba ;>). Dziękuję, wena przyszła niespodziewanie i pomogła mi już napisać około 30% rozdziału, jak na mnie to całkiem sporo, bo ledwo dodałam a już tak jakoś było napisane. Całe szczęście, że stawiam na króciutkie rozdzialiki, to szybko idzie przynajmniej :D
      Buziaki kochana! <3 :*

      Usuń
    2. Z ręką na sercu, a nawet pod przysięgą. Naprawdę mi się podobają i to nawet bardziej niż podobają ♥
      TAKIEGO SS MOJA DUSZA POTRZEBUJE ♥

      No i pięknie♥ Trzymam kciuki, a Ty pisaj ♥

      Usuń
  3. O nie zakończyć w takim momencie????
    Twoj blog przypomina mi troche upadłych tam tez główni bohaterowie przez wiele lat i wiele wcieleń nie mogli byc szczęśliwi nie loge sie doczekać nowej notki. Dodawaj je czesciej bo musiałam przelecieć poprzednie rozdziały żeby wdzystko było cacy 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Upadłych" to jakiś serial? Bo ja za wiele seriali to nie oglądam, bo to jest dla mnie zgubne:p Postaram się dużo szybciej dodać kolejny rozdział, 30% nowego rozdziału już mam! Rozumiem, miesięczna przerwa to można zapomnieć co się tam działo.
      Dziękuję za komentarz <3

      Usuń