niedziela, 2 lipca 2017

Rozdział 6

"Sobota po godzinie piętnastej"

1.
Leżałam i wpatrywałam się w sufit. Ten sen – on ciągle powracał. Mam wrażenie, że z każdym razem towarzyszą mi przy tym coraz mocniejsze emocje, których nie rozumiem. Jestem pewna, że tą kobietą przy oknie byłam ja, tym dzieckiem było moje dziecko. Moje uczucia było rozdzierające duszę. Z jednej strony tęsknota i ból, a z drugiej chęć mordu i nienawiść. Miłość i zdrada. Byłam zraniona, zgorzkniała do szpiku kości. Czy kochałam to dziecko w ramionach? Sama już nie byłam tego pewna. Miałam wrażenie, że to dziecko symbolizowało coś co miałam, a co zostało mi odebrane i zdeptane.
-Paranoja – mruknęłam pod nosem i przetarłam oczy.  Było już południe, sobota. Całe szczęście TenTen a także Ino pojechały do swoich domów. Z Sasuke nie miałam kontaktu od półtorej tygodnia? A od naszego spotkania minęły ponad dwa tygodnie. Czasami myślę, że to on jest winien tych snów. Coś mnie do niego ciągnie. Taka odwieczna walka serca z rozumem. Jedno mówi płyn z prądem, a drugie zaś mówi opanuj się. Całe życie ślepo idę za rozumem, przynajmniej wydaje mi się tak.
-Może to pora na serce? – zapytałam samą siebie niedowierzając własnym słowom. Nadaremno oczekiwałam odpowiedzi. – Przynajmniej wiem co Ino by mi doradziła – zakpiłam przewracając się na bok. Biała, a raczej poszarzała ściana wydawała się ze mnie kpić. To dopiero są urojenia. Zaśmiałam się pod nosem.  – Zmarnuje sobie cały dzień – mruczałam pod nosem. Kino – nie, zakupy – nie… - Basen? – zapytałam sama siebie. To akurat brzmiało kusząco przydało by się zrelaksować.  Jednak też nie miałam na to ochoty, albo raczej pieniędzy na tego typu rozrywki.  Westchnęłam. Musiałam się rozruszać, bo inaczej padnę i nie wstanę. Szybko zarzuciłam na siebie czarne leginsy, t-shirt a na to czerwoną bluzę z kapturem. Wsunęłam czarne sportowe buty na nogi i zatrzasnęłam za sobą drzwi. W słuchawkach leciało „Save me” na replay’u.  Nie wiem czemu – po prostu odzwierciedlało moje poczucie humoru.
Po kilometrze miałam już byłam zdyszana, a nogi robiły się miękkie. Dawno nie biegałam i to było tego przyczyną. Wmawiałam sobie, że dam radę. Dałam, czułam że przestałam się spinać, fizycznie i psychicznie. Relaks, relaks za darmo kpiłam w duchu. Biegałam po parku niedaleko swojego akademika, gdzie drzewa wiśni rozkwitły już na dobre. Delikatny słodki zapach pobudzał zmysły i moje mięśnie do wytężonego wysiłku. Skutkowało to tym, że pozbyłam się bezsensownych myśli i durnych rozmyślań. Panował tam spokój, względny spokój. Byłam skupiona na równomiernym oddechu i szybkim kroku.


2.
-I co? – doszedł do mnie głos Karin. Bacznie mi się przyglądała i poprawiła swoje czarne okulary na zaczerwienionym nosie. Odchrząknąłem, gdyż zagapiłem się za okno.
-Twoja pomoc przy sprawie była nieoceniona – mruknąłem grzecznie. Starałem się dobrać słowa by nie odebrała niczego dwuznacznie. Kiwnęła głową. Zamierzała łyżeczką kawę i spojrzała na mnie.
-Domyśliłam się, zawsze gdy bywam pomocna zapraszasz mnie na kawę – zawahała się przez chwilę i przygryzła dolną wargę. Ten gest nie umknął mojej uwadze. – A co z tą dziewczyną, którą kazałeś mi prześwietlić? – zapytała ciekawsko. Widziałem, że bardzo ją to dręczyło wręcz. Upiłem łyk czarnej kawy. Wzruszyłem ramionami i potarłem brodę.
-Co ja ci mogę powiedzieć – odparłem wymijająco. Do moich uszu doszedł jej śmiech, dość skrzekliwy i mały kobiecy. Machnęła ręką lekceważąco w moją stronę i założyła nogę na nogę.
-Może prawdę, obojgu nam będzie łatwiej – mruknęła skrępowana. – Zresztą pomogłam ci za darmo, chociaż tyle jesteś mi winien –rzuciła tę uwagę delikatnie, niby mimochodem. Jednak na jej twarzy dało się zauważyć napięcie.
-Poprosiłem cię o to z prywatnych pobudek – powiedziałem obojętnie. Przyglądałem się jej twarzy. Najpierw malował się szok, ale było to tylko kilka sekund, następnie zastąpił go spokój.
-Podoba ci się? – mrugnęła do mnie. Niby dowcipnie, ale krył się za tym smutek. Znam ją od dłuższego czasu, co najwyżej traktowałem ją jak przyjaciółkę. Wiem też, że ona jakiś czas temu liczyła na coś więcej.
-Tak, chciałem o niej wiedzieć jak najwięcej. Wydawała się skryty – mruknąłem dopijając swoją kawę.
-To do ciebie nie podobne – powiedziała to bardziej do siebie, przeczesując swoje krótkie do ramion czerwone włosy.  Puściłem tę uwagę mimo uszu. – Coś cię w niej niepokoiło? Przeszłość miała ciężką, ale wydawała się uczciwa i pracowitą – dodała przyglądając się mojej twarzy.
-Tak – mruknąłem nieswojo – Nie powiedziała mi tego, bo nie była mną zainteresowana. Nie wygląda na kobietę…
-…która interesuje się mężczyznami? – dokończyła za mnie. – Zauważyłam, tyle lat ma a nawet nie była w jednym związku. Nastawiona na karierę i przyszłość – skwitowała dopijając kawę. Spojrzała na zegarek w komórce.  – Będę szła – pocałowała mnie w policzek i wyszła bez słowa. Wyglądała na przygnębioną. Westchnąłem. Zostawiłem należność na stoliku i wyszedłem nie czekając na kelnerkę. Rozejrzałem się dookoła i zauważyłem na ławce siedzącą ze spuszczoną głową Sakurę.
„Nic nie tracę” pomyślałem. W końcu i tak nie miałem czasu na rozmowę z nią ostatnio, a co dopiero na spotkanie.  Ruszyłem w jej stronę nieśpiesznym krokiem. Gdy byłem bliżej usłyszałem jej sapanie. Muszę stwierdzić, że nawet w sportowym wydaniu wygląda kusząco.
-Cóż za zbieg okoliczności – powiedziałem nonszalancko przyglądając jej się z góry.

3.
-Cóż za zbieg okoliczności – na te słowa moje serce zabiło szybciej. Suchość w ustach wydała się dokuczać mi dwa razy bardziej. Nie sposób mi było pomylić ten głos z kimś innym.  Przetarłam czoło rękawem bluzy i podniosłam wzrok, starałam się nie myśleć o swoim wyglądzie.
-He..Hej – zająknęłam się.  Zauważyłam jak mi się bacznie przygląda, poczułam się bardzo nieswojo. Gęsia skórka przeszła przez moje ciało wraz z nieprzyjemnym uczuciem. Poczułam się nagle obnażona przed nim. – Fakt, du..duży zbieg okoliczności – ze stresu kolejny raz się zająknęłam. Tak bardzo pragnęłam przerwać to milczenie między nami, a także jego przyglądanie się.  Przyglądał mi się badawcza, a ja serce łomotało w klatce piersiowej jak szalone. Spojrzałam w bok na ścieżkę zbyt skrępowana by wytrzymać spojrzenie jego czarnych oczu.
-Może się przejdziemy? – zapytał delikatnie, zbyt delikatnie. Spojrzałam niepewnie na niego kiwnęłam głową na tak. Miałam wrażenie, że zrobiłam to bezwiednie. Jakby coś pociągała moje mięśnie na sznurkach. Wstałam i stanęłam obok niego, ruszyliśmy bardzo powolnym krokiem. Z mojej strony także mało swobodnym krokiem, zbyt powolnym rytmem w odczuciu, jednak Sasuke wydawał się zadowolony. Miał delikatny uśmiech na ustach, które zapewne całowały niejedną kobietę. Ciemne oczy niczym czarny onyx, które otaczały mocne i dość długie jak na mężczyznę rzęsy. Lustrował otoczenie, a potem spoglądał na mnie i się uśmiechał delikatnie. Robił tak co kilka sekund miałam wrażenie.  A ja? Marmur, kamień, głaz, nawet nie powietrze! Ani nie wiatr! Jedno i drugie chociaż niewidzialne jest, a w mojej wyobraźni także  poruszało się z gracją.  Westchnęłam z udręki. Ta cisza wręcz sprawiała, że uszy mi krwawiły. Zagryzłam wargę. Zaczęłam strzelać palcami w kieszeni bluzy.
-Przepraszam za mój wygląda – uśmiechnęłam się w jego kierunku delikatnie, ale jego oczy wyglądały jakby nie zrozumiały mojej uwagi.  – No wiesz strój…  całokształt – powiedziałam po chwili zastanowienia. Po co mam wyliczać wszystko? Zapewne o połowie zabiegów jakie muszę wykonać nie ma pojęcia i lepiej może niech tak pozostanie.  Z resztą to prawnik, starszy ode mnie…  Nieśmiale na niego spojrzałam.
-Nie przejmuj się – rzekł rozbawiony przyciągając mnie do siebie dłonią, co spowodowało krzyk zaskoczenia. Jednak szybko mnie puścił, ale widziałam jak jego oczy się śmieją. – Naprawdę piękne kobiety nie potrzebują tego całego entourage – zaśmiał się ponownie. – Słuchaj jesteś naprawdę inteligentną i piękną kobietą – puścił mi oczko, na co zaczerwieniłam się jak burak i spuściłam głowę. Do moich uszu doszedł dźwięk tłumionego śmiechu.  – Nie bądź taka nieśmiała, bo i na mnie to działa – powiedział rozbawiony. Spojrzałam na niego nie rozumiejąc co mówi? Przecież nie zauważyłam aby był jakiś zestresowany, wręcz przeciwnie. Pewny siebie i cholernie męski, co w połączeniu wydawał mi się niebezpieczne. Kolejny raz zapadła głucha cisza między nami, która przerywana było odgłosami żyjącego parku Tokio. Widziałam, że delikatny uśmiech gościł mu na ustach.
-Ale jak to na ciebie działa? – zapytałam. Starałam się ukryć drżenie głosu. Udawałam pewną siebie, ale prędzej bym naprała kamień, niż jego.
-Przy pięknym kobietom mężczyznom odbiera głos – powiedział spokojnie – więc nie przejmuj się, że zapraszam cię na spacer i nic nie mówię – zaśmiał się sam do siebie i był to bardzo przyjemny dźwięk – po prostu odbiera mi głos, a samą przyjemność sprawia mi przebywanie z tobą, Sakura – moje imię w jego ustach wybrzmiało z taką czcią, aż zmiękły mi kolana. Przez co potknęłam się na prostej drodze, na całe szczęście Sasuke złapał mnie za ramię. Podciągnął do góry tak, że patrzeliśmy siebie prosto w oczy. To było… znane uczucie. Nie, nie takie samo jak podczas pierwszego spotkania.  Znane pod względem bliskości. Tak jakbym go zawsze kochała, ale zapomniała o tym uczuciu…
Spuściłam wzrok speszona i onieśmielona swoimi niedorzecznymi myślami. Były one kuriozalne, nierealne. Wręcz szaleńcze.
-Niezdara ze mnie – szepnęłam i ruszyłam do przodu. Zatrzymałam się, bo Sasuke stał cały czas w tym samym miejscu. Jakby zdziwiony, ale także uradowany. Nie zwracał uwagi na cały świat.
-Ja muszę iść – oprzytomniał i podszedł do mnie blisko, za blisko. Przyglądał mi się, a nieznane mi iskierki igrały w jego oczach. – Spotkamy się jutro?  - zapytał przyglądając badawczo.
Przełknęłam ślinę. Byłam w stanie kiwnąć tylko twierdząco głową. Na odchodne pocałował mnie w czoło.  Spoglądałam na jego plecy, gdy się oddalał. Dopiero teraz zauważyłam, że miał na sobie skórzaną kurtkę.
-Odbiera mi przy nim rozum – szepnęłam do siebie. – Głupieję – mruknęłam zniesmaczona swoim zachowaniem. W przypływie nowych sił pobiegłam do akademika. Kolejna rzecz, myśl, która wymaga odreagowania. Jednak nie byłam pewna, czy nawet palące płuca by mi pomogły odgonić te myśli. Czy ja mogłam się zakochać? I co to dziwne uczucie było? Deja vu? Chyba to najbardziej prawdopodobna odpowiedź. Tak, to na pewno było to!

4.
-Karui, teraz wydaje mi się, że to nie najlepszy pomysł – powiedziałam siedząc przy barowym stoliku. Nie chciałam jej odmówić pomocnej ręki, ale także nie chciałam wysłuchiwać o jej kłótniach z Choujim.
-Oj – machnęła ręką lekceważąco – daj spokój. Zaraz przyniosę piwo – rzekła i zniknęła w tłumie. Siedziałam i rozglądałam się po tłumach kłębiących się w lokalu. Żadnej znajomej twarzy, żadnej ewentualnej drogi ucieczki. Spojrzałam na srebrny zegarek na przegubie. Wskazywał godzinę dziewiątą wieczorem. Daję jej dwie godziny paplaniny i uciekam stąd. Złotooko postawiła kufel niebieskiego piwa przede mną. Spojrzałam na nie niepewnie.
-Mówili, że sok jeżynowy jest pycha  - wzruszyła ramionami. – Barman miał piękne oczy, więc mu uwierzyłam – zaśmiała się. Przewróciłam pretensjonalnie oczami. Fakt, argument nie do podważenie.  –Ale chciałam pogadać z tobą o czymś ważnym – szepnęła konspiracyjnie, ale ledwo ją usłyszałam.
-Tak o czym? – zapytałam. Przyglądała mi się bacznie i uśmiechała pod nosem. Co ciekawsze zaczęła nachalnie wypytywać o Sasuke, co wydało mi się niesmaczne. Chciała wiedzieć ile razy się spotykaliśmy, jak było, czy coś powiedział o sobie. Niestety z upływem czasu, a także podsuwanymi piwami przez Karui robiłam się coraz bardziej gadatliwa.  Ona mówiła z początku o Chojim, ale robiła to chyba tylko po to, żeby odczekać aż promile alkoholu we krwi zadziałają.
-Sakura… - bąknęła już nieco podpita. Zauważyłam, że jest speszona i trochę niepewne tego co chcę zrobić. – Wiesz, że praktykanci i studenci o tobie plotkują? – spojrzałam na nią jak na głupią.
-Tak? A co zapaliłam papierosa na dziecińcu, czy nie przyniosłam obiadku w pudełku? – zakpiłam. Co mogli o mnie mówić? Że mam dobre oceny? Mam, jest to prawdą. Że dużo się uczę? Tak, robię to. Że ściągam i kombinuję? Każdy każdego na studiach medycznych o to posądzą.
-Nie, chodzi o coś gorszego – mruknęła i upiła ogromny łyk piwa. Wręcz do dna.
-To o co? – bo nie wiem zakpiłam. Świat stawał mi za mgła, a w podbrzuszu robiło się ciepło, ale i nieprzyjemnie.
-Że sypiasz z wykładowcą – mruknęła zmieszana. Gdy to usłyszałam zaczęłam się śmiać. Waliłam dłonią w blat tak mnie to rozbawiło.
-Z kim? – otarłam teatralnie łzę.  – Z Sarutobim? – jeszcze bardziej mnie to rozbawiło. – Przecież to siedemdziesięciolatek – śmiałam się.
-Nie – odpowiedziała wesoło. – Z Shizune – zaczęła się śmiać jak niepełnosprawna intelektualnie. A mnie? Zatkało. Krążą plotki, że sypiam z lekarką ogólną, Shizune. Z tą Shizunę, która ma małą świnkę w domu i jest samotną dewotką nadskakującą  ordynatorowi szpitala Tokijskiego, Tsunade Senju. Zakryłam ręką usta, a moje oczy pokazywały niedowierzanie. Kto to mógł rozpuścić? Kto miał w tym cel?
-Zwariowali? – krzyknęłam zbyt głośno.  – Przecież nie jestem lesbijką – położyłam głowę na stoliku. Nie wiedziałam, czy mam się śmiać czy płakać.  Krzyknęłam na barmana i poprosiłam o piwa i shoty. Upiję się dziś, mam temat do żartów. Grunt do dystans do siebie. Wmawiałam sobie. – A wiesz, kto rozpuścił tę plotkę? – zaśmiałam się. Upiłam w oczekiwaniu na zamówienie ente piwo do końca.
-Nie wiem, ale przyznasz, że dobry powód do picia? – zaśmiała się Karui zadziornie.

5.
Rozdzieliłyśmy się z Karui po wyjściu z baru. Ona pojechała taksówką, a ja z braku pieniędzy ruszyłam pieszo. Dość krętym krokiem. Nie.. to nie odpowiednie słowo. Byłam pijana jak bela i źle mi z tym. Zataczanie się samej po tokijskich ulicach jest bardzo niebezpieczne. Praktycznie upiorne, ale alkohol dodaje odwagi i odbiera umysł. Więc szłam, wolnym… ślimaczym tempem. Czkałam co chwila. Starałam się iść prosto, ale linia prosto uciekała mi prze oczami. Zdawała się być raz po prawej, potem po lewej, a na końcu gdzieś tam na środku.
-Sakura? – usłyszałam zdziwiony głos. Czknęłam i odwróciłam się przestraszona, ale ciekawość wygrała. Pijana, kobieca ciekawość to pierwszy krok do trumny. Gdzie rozum, który nakazałby mi uciekać? Słodko spał upojony alkoholem. Zachichotałam z własnej anegdotki, która pozostała w mojej pustej głowie.  Rozejrzałam się niczym spłoszona sarna. – To ja Naruto – doszło do moich uszu. Gdy zauważyłam te błękitne oczy i blond czuprynkę, zaczęłam chichotać i nie mogłam przestać.
-Przep..prze…przepraszm – powiedziałam niewyraźnie zjadając ostatnią samogłoskę w sylabie.
-Ale się upiłaś! – skwitował z głupawym uśmiechem na ustach. Podrapał się z tyłu głowy. – Chodź podwiezie cię, któryś z chłopaków – powiedział łapiąc mnie za łokieć i ciągnąc w sobie znaną stronę. Zaparłam się na nogach jak oślicach i kręciłam przecząco głową. Ciągle po cichutku się podśmiewując.
-Nie, nie, nie – kręciłam przecząco głową. Wydawało mi się, że słowa to za mało. – Wstyd mi pokazywać się obcym w takim stanie – kolejne głupakwa uderzyła i śmiałam się. Czułam się bardziej jak na haju, a nie na rauszu alkoholowym. Co było dla mnie nowym doznaniem.
-Naruto! – najpierw usłyszałam ten znany głos, a potem bieg. – Z kim gadasz, chodź jedziemy ju…- mężczyzna nie dokończył zdania. Tylko spoglądał na mnie zdezorientowany. A mi salwy śmiechu odeszły jak ręką odjął.
-Jedź z Shikamaru, ja ją odwiozę – mężczyźni spojrzeli na siebie dziwnie, ale Naruto mnie puścił i poszedł.
-Pa, Naruto! – krzyknęłam i zaczęłam machać zamaszyście dłonią na pożegnanie. Sasuke bez pytania i komentowania mojego stanu wziął mnie na ręce (co było zbyt bliskim kontaktem cielesnym), czym mnie zaskoczył. Wsadził do auto i nie odzywając się do mnie odjechał.