czwartek, 8 września 2016

|Rozdział 9|

                                         "Psychika: część prawdy"


-Mamo… - bezdźwięczne poruszyła ustami moja mała kruszynka, jednak zdołałam usłyszeć ten jęk rozpaczy i przerażenia z jej ust.
-Ty kurwo! – warknęłam u kresu wytrzymałości emocjonalnej. Tym razem się udało! Kopnęłam go z całej siły jaka mi została, aż odleciał i nim zdążył się zorientować w sytuacji drugi raz kopnęłam go w plecy, gdy wspierał się dłońmi o ziemię. Zauważyłam tylko, jak z ust tego bydlaka poleciała krew na piach, jednak byłam wystarczająco blisko by sięgnąć po kaptur i odkryć tożsamość  oprawcy  Sarady – postać jakby w jednej chwili rozpłynęła się w powietrzu, zdębiałam. Niewiele myśląc odskoczyłam do mojej córeczki, jednak od razu zauważyłam szkody jakie wyrządziła w jej drobnym ciele katana. Miała rozerwany cały bok, leżała w kałuży własnej krwi. Pod wpływem szoku straciłam czucie w nogach, upadłam.  W akcie rozpaczy zaczęłam odgarniać te niesforne kosmyki ciemnych włosów z jej twarzyczki, ciemne piękne oczka wyglądały jakby ktoś ukradł z nich kolor. Przytuliłam bezwładne ciało córki do piersi, licząc, ze nagle zachłyśnie się powietrzem. To się jednak nie wydarzyło – straciłam większą część siebie.
-SARADA!!!! – krzyknęłam zdzierając sobie gardło. Szlochałam i szlochałam, gorzej niż dziecko. Otarłam twarz, podniosłam ciało Sarady i odłożyłam je pod drzewem, gdzie trawa nie była przesączona jej krwią. Gdy kucałam usłyszałam kroki, nie wiem czemu ale wydało mi się najlepszym wyjściem udawanie nieprzytomnej przy ciele mojego dziecka, co też bez zastanowienia uczyniłam. Szok? Może to szok spowodował taką, a nie inną decyzje. Kroki się nasiliły, aż ten ktoś ukucnął nade mną. Wstrzymywałam oddech by uwiarygodnić swój stan.
-Pewnie zemdlała – stłumiony głos przyłożył mi dwa palce do nadgarstka by zmierzyć puls, a ja modliłam się by adrenalina mnie nie wydała, by puls uwiarygodniał mój stan. „Jako medyczny ninja jesteś w stanie oszukać innych, panujesz nad swoim ciałem i jego rytmem, a jako moja uczennica musisz to opanować inaczej będę się musiała nieźle wstydzić za ciebie”  te słowa Tsunade wyryły mi się w pamięci.
Po chwili już tego kogoś nie było, delikatnie wstałam i się rozejrzałam, zauważyłam go lub ją jak skacze z drzewa na drzewo. Skumulowałam swoją chakrę do poziomu najniższego by mnie nie wyczuł i delikatnie, a także najciszej jak umiałam ruszyłam jego śladami po ziemi, gdyż to wydawało mi się bezpieczniejsze. Bałam się, ale nie miałam nic do stracenia. Zatrzymałam się i schowałam w ciemności lasu, gdy dwie postacie rozmawiały między sobą, na początku nie byłam w stanie nic usłyszeć, aż w końcu padło jedno zdanie.
-Zająłeś się Sasuke? – kobiecy głos, wydawało mi się, że jest mi bardzo znajomy. Wstrzymałam oddech, wytężyłam słuch, przysunęłam się kilka metrów do przodu i na wschód, tak że miałam ich ze swojej prawej strony, a Słońce tutaj nie świeciło. Wiedziałam, że nie jestem dobrym tropicielem, tak naprawdę nie byłam żadnym tropicielem, nie miałam do tego talentu, a jeśli któreś z nich było - byłam na przegranej pozycji. Lepsze oczy, węch, zwierz tropiący i jest po mnie. Przełknęłam ślinę, musiałam wiedzieć o co chodzi z Sasuke, serce kołatało mi w klatce piersiowej jak oszalałe. Czyżby pozbawili mnie i jego? Położyłam się na wilgotnej ziemi i słuchałam.
-Tak – odparł ktoś beznamiętnie. Przymknęłam powieki i wstrzymałam jęk. – Nie musiałaś zabijać dzieci – odparł ten drugi, był mężczyzną, niestety płaszcze przysłaniały sylwetki i twarze.
-Były przeszkodą – odparła druga postać.  Miałam wrażenie, że jest wyprana z uczuć. – Jak chcesz wcielić drugą część planu? – ten głos, tak bardzo znajomy wydawał się mi, ale jednocześnie był jakby obcy. Kręciło mi się w głowie, czułam się słaba, bezbronna i rozgoryczona. Nie wiedziałam, czy Słońce właśnie wschodziło czy zachodziło. A podsłuchiwanie ich jeszcze bardziej mnie nadwyrężało.
-Skup się na Sasuke, jak nie dasz sobie z nim rady, pomogę ci, Hinata – odparł mężczyzna niechętnie.
-Widzę, że nadal mogę liczyć na twoją pomocną dłoń – zakpiła kobieta. Krzyknęłam zaskoczona, szybko zakryłam  usta dłońmi, ale byłam świadoma, że już ich poinformowałam o swojej obecności. „Hinata, do jasnej cholery co tu robisz?!” krzyczałam w  myślach.
-Kto tam jest?! – wydarła się Uzumaki. – Byakugan! – krzyknęła. Już jestem stracona. Chwyciłam się ostatniej nadziei i najszybciej, najciszej jak umiałam wskoczyłam na gałąź drzewa, pod którym się skrywałam. – Sakura wyłaź, wiem, że tam jesteś!!!! – krzyknęła. Była wściekła, nigdy nie widziałam jej w takiej furii. Zsunęła kaptur z głowy, zauważyłam jej białe oczy, usta wykrzywione w kpiącym uśmiechu oraz ścięte do ramion włosy. – Pomóż mi – warknęła do swojego sojusznika i ruszyła w moją stronę. Przerażona robiłam uniki, modliłam się bym okazała się szybsza, aby nie trafiła mnie w punkty chakry.
-Co zrobiłaś Sasuke? – krzyknęłam. Byłam w szoku, ale robiłam uniki. Dół – podskok, prawo-odskok, góra-klękam. Trwało to dobrą chwilę, zdążyłam się zmachać, ale adrenalina napływała ze zwiększoną siłą, odruchowo sięgnęłam do kabury po strzykawkę z kapsułką… ale jej tam nie było. Przełknęłam ślinę, zdana byłam na swoją wytrzymałość. Delikatnie zbadałam wzrokiem otoczenie, mężczyzny nigdzie nie było. „Skrył się?”
-Sasuke jest mój, ja go kocham! – krzyknęła triumfalnie Uzumaki i natarła na mnie ze zdwojoną siłą. Jęk rozpaczy wydarł się z mojej krtani, miałam chaos w głowie.



**


Ocknęłam się cała spocona i zdezorientowana. Czyżby była to prawda i riaresti zadziałało?
-Sakura, co się stało? – spojrzałam w stronę osoby, która do mnie mówiła. Widziałam tylko jakieś zmazy, nic konkretnego. Podniosłam rękę i spoglądałam na nią, dopiero po dobrej chwili odzyskałam ostrość widzenia. –Sakura, jesteś cała mokra – ton głosu był bardzo troskliwy, ktoś się martwił o mnie. „Sasuke?” Spojrzałam przed siebie, nie to nie on.
-Jest wszystko dobrze, Naruto – odparłam zdyszana. Czemu nie mogę złapać tchu?
-Nie wygląda, aby było dobrze – odparł zmartwiony. Przyłożył rękę do mojego czoła, była przyjemnie chłodna, tak chłodna, że przymknęłam oczy. – Jeny, Sakura, jesteś strasznie rozpalona – powiedział przestraszony. – Zadzwonię po Shizune – powiedział i już chciał iść, jednak złapałam go za rękę. Wiedziałam, że może rozpoznać te objawy, nie była głupia, a gdyby zechciała zrobić testy? Od razu by wykryła w moim organizmie riaresti, które jakby nie było – działa niczym narkotyk. 
– Nie trzeba – sapnęła, zmęczona i obolała. – To pewnie zwykłe przeziębienie – powiedziałam spokojnie, przyglądał się mi badawczo, jakby trochę udobruchany moimi słowami. – Naruto – zaśmiałam się na siłę – jestem medycznym ninja i nie wierzysz mi w sprawie zwykłego przeziębienia? – zachichotałam, jak głupia trzpiotka.  – Chodźmy spać – szepnęłam.
-Dobrze – powiedział po chwili ciszy, przeczesał moje włosy – ale jak będzie gorzej, zadzwonię po kogoś – szepnął. Przykrył nas kołdrą i zanurzyliśmy się w objęcia Morfeusza.



Naruto wyszedł wcześnie rano, nawet mnie nie obudził, co jest akurat dziwne. Zawsze mnie budzi by powiedzieć, o której mniej więcej wraca.  Powinnam wstać z łóżka, ale nie mogą. Siedzę w łóżku i rozmyślam, i rozmyślam tak od kilku godzin. Spojrzałam na zegarek, który wybijał już piątą po południu, a ja leżałam w łóżku. Roztrzepane włosy, które kleiły się do mojego czoła, nie zdążyłam nawet zębów umyć. Biała koszula, którą miałam na sobie była cała przepocona, przetarłam ręką czoło. Poczułam, jak mam sucho w gardle oraz w ustach, aż drapie. Jednak w tym momencie, żadne przyziemne sprawy nie miały znaczenia. Tak, słyszałam wczoraj Sasuke. Tak, ścigałam  tamtego cholernego dnia Hinatę. Co najgorsze, tak to ona musiała zabić moje i swoje dziecko. Kolejny raz łzy popłynęły z moich opuchniętych oczu. Nie szlochałam, starałam zachowywać się cicho, bałam się, że Uzumaki kazał mnie obserwować. Zawszę mogę powiedzieć, że przeziębienie mnie tak powaliło z nóg, ale… Jakim trzeba być człowiek by dla swoich zachcianek zabijać dzieci, w tym swoje?! Poczułam pulsujący ból głowy. Nie ma już mojej Sarady!
-Nic już nie jest ważne – mruczałam coś chwilę pod nosem, niczym w letargu. Oszołomiona i złamana. Jak można zabić swoje dziecko? Nie mieściło mi się to w głowie.
-Czy to sen, czy iluzja – pytałam. Ale  kto mi odpowie? Wszakże jestem tutaj sama. – Czy to był sen, czy iluzja? - Nie wiem ile zajęły mi te rozmyślania, w końcu z tym pytaniem wstałam i pomaszerowałam pod prysznic. Skropiłam swoje rozpalone ciało lodowatą wodą, miałam gorączkę, to był fakt. Jedyna rzecz, której byłam pewna. Wyszłam z łazienki z wilgotnymi włosami, miałam na sobie świeżą białą męską koszulę ze znakiem klanu Uchiha. Było już ciemno, nagle stanęłam czułam się obserwowana, jakby ktoś stał przede mną. Duch? Oprawca? Może ktoś odkrył to co wyprawiam? „A co ja wyprawiam?” zakpiłam z samej siebie, ja przecież wariuję. Tylko to, a do tego mam pełne prawo.
-Rozluźnij się Sakura – odpowiedziała mi postać z ciemności. Przełknęłam ślinę, gdy usłyszałam ten kojący mnie głos, którego usłyszeć tak pragnęłam, a gdy to się dzieję – tak bardzo tego się boję.
-Jeśli to ty Sasuke – rzekłam niepewnie. Chciałam włączyć światło, niestety włącznik był po drugiej stronie korytarza. – To wyjdź natychmiast z tej ciemności diabelskiej – dodałam już nieco pewniej, ale zdradzał mnie mój nierówny oddech i drżenie całego ciała.
-Nie próbuj zapalać światła – odrzekł łagodnie, jakby mówił do dziecka. Nogi trzęsły mi się, a rozum odmawiał posłuszeństwa. – Bo jeśli zrobisz to co zamierzasz, ja zniknę – dodał. Oddychałam szybko, starałam się dostrzec coś w ciemności, a może mam omamy? I tak naprawdę rozmawiam z kwiatkiem?
-Sasuke-kun – rozdzierający szloch tęsknoty wydarł się z mojej piersi. – Ja sobie sama rady nie daję, dlaczego nie jesteś ze mną? Co ja ci uczyniłam, że nie jesteś ze mną… - szlochałam, jak głupia. Nie widziałam jego twarzy, tylko jakby rozmazane kontury. Ale to on, bo w ciemności błyskał mi sharinngan co jakiś czas. „Wyjdź stamtąd” powtarzałam sobie w duchu, tak bardzo chcę ujrzeć twą twarz.
-Ciii, kochanie – mówił kojącym szeptem, jednak nie dotknął mnie, ani nie poruszył się. – Musisz być cierpliwa – mówił, zawsze to mówił, a ja nigdy usłuchać go nie umiałam. – Ile wiesz?
Kręciłam zrezygnowana głową. Wiedział? Obserwował mnie? Może ktoś to robił na jego zlecenie?
-Niewiele – łkałam. Był tak blisko, a tak dalego jednocześnie, że moje ciało szalało. – Wiem, że chyba Hinata zabiła naszą córeczkę, wiem, że ktoś miał się tobą zająć – mówiłam pośpiesznie. Dawałam małe kroczki w jego stronę, niewielkie.
-Dobrze – powiedziałam. Z tonu jego głosu nic nie wyczytałam, ale zdaje mi się, że nie wiedział tego. – Dowiedz się więcej, kochanie – odparł. Moja ręka, nawet nie wiem kiedy znalazła się na włączniku i zapaliła światło. Nic, nikogo nie było. Moje serce rozpadło się na miliony kawałeczków. Sam jego widok uśmierzył by część mojego bólu.
-Kocham Cię, Sasuke-kun  - szeptałam…
Ale w głowie brzęczało mi w głowie zdanie, które powiedział „Nikomu z wioski nie ufaj”. 
-Kiedy ty to powiedziałeś, Sasuke-kun – szepnęłam roztrzęsiona.
Zapłakana odwróciłam głowę i zamarłam. Nie słyszałam, kiedy wszedł.
-Boże święty – ten głos, jakby rozdrażniony i zawiedziony mną. – Shizune zaraz tu będzie – powiedział. Bez słowa, nawet bez spojrzenia – wziął mnie na ręce i zaniósł do łóżka. Czułam, że brzydzi się mną. Niezbyt mnie to obchodziła, bałam się tylko tego ile usłyszał.
-Naruto – szepnęłam niepewnie. Przyjrzałam się mu, całe ubranie miał w pocie, błocie i we krwi. O nic jednak nie zapytałam. Czekaliśmy w milczeniu na Shizune.


poniedziałek, 5 września 2016

|Rozdział 8|

 "Krok w tył"



Oddychałam bardzo miarowo. Starałam się uspokoić swoje nerwy, spoglądałam w lazurowe niebie, piękne i spokojne. Nie zapowiadało nic złego, wręcz przeciwnie - jakby było nowiną szczęśliwych dni. Uśmiechnęłam się pod nosem ze swych ironicznych myśli. "Szczęśliwych jak dla kogo" pomyślałam.



Modliłam się by Naruto nie znalazł mych ciężko zdobytych ziół. Jego powrót i poczucie swobody w tym domu zaczynają mnie przerażać. Prawie nakrył mnie, gdy chciałam zrobić napar. Na szczęście usłyszałam jego ciężkie i powolne kroki, a także płytki, szeleszczący oddech. Szybko ukryłam zioła w szafce z herbatami i ziołami leczniczymi, gdyż nigdy tam nie zagląda, a przy okazji wyciągnęłam pierwszą lepszą herbatę dla niepoznaki. Spoglądałam w niebie, jedno dobre że mogłam to schować, ponieważ nie wiem kiedy znów udałoby mi się wymknąć niepostrzeżenie. A zrobić i wypić to mogę zawsze. Zagryzłam wargę. Słońce wstawało, ale pogoda robiła się coraz bardziej jesienno-zimowa. Gdzie to lato, ostatnie i drogie memu sercu  z moją córką. Czemu nie mogło wiecznie trwać? Samotna łza spłynęła mi po policzku, ale szybko ją starłam. Postanowiłam! Muszę popytać Uzumakiego i jak najszybciej to wypić, najlepiej muszę znaleźć czas aby nikt nie zbudził mnie z letargu. Chociaż równie dobrze to może nie zadziałać, albo zadziała z opóźnionym tempem. Mimo wszystko muszę coś zrobić, bo inaczej mogę utracić ten dzień na zawsze, a Sasuke nigdy więcej do mnie nie wróci.

-Sasuke-kun, gdzie jesteś… - szepnęłam zrozpaczona, tak bardzo potrzebowałam jego pomocy.



Leżałam na podłodze, a nogi miałam na ścianie. Czułam się wniebowzięta, czułam że zaczyna coś do mnie coraz to cieplejsze uczucia, a to powoduję moją euforię. Mogłabym nazwać się zwycięzcą, gdyż każdy objaw zainteresowania z jego strony za wygraną mała bitewkę. Przyjrzałam się jego twarzy.

-Co robisz, Sasuke-kun? – zapytałam przewracając się na brzuch, machałam swobodnie nogami, a jego biała koszula zakrywała tylko połowę moich ud. Uśmiechnęłam się do niego figlarnie, czując jego wzrok na sobie, co szczególnie mnie uradowało.

-Czytam –odparł wyrywając się z letargu. – Czy musisz się mi przyglądać jak taka sroka? –zakpił. Zaśmiałam się wesoło, a w odpowiedzi tylko pokiwałam głową twierdząco. Wiedziałam, że czas naszej schadzki dobiega końca. Westchnęłam.
-Mam już iść? – zapytałam skrywając smutek. Nie spojrzał nawet na mnie, nie odpowiedział. Był już taki, oczywiste pytania nie wymagają odpowiedzi. Wstałam z podłogi z ociąganiem, szybko zrzuciłam jego koszulę przesyconą jego zapachem, a teraz i moim. Ubrałam się, związałam włosy w niedbałą kitkę. – Idę –szepnęła trochę nieśmiało. Gdy przechodziłam obok niego złapał mnie za dłoń, nigdy tego nie robił. Spojrzałam na niego zdziwiona, ale on siedział, a jego twarz wyrażała tylko spokój.
-Musisz wytrzymać – powiedział i ścisnął delikatnie przegub ręki. – Do ślubu  - nie mogłam rozgryźć tonu w jakim to powiedział. Serce jednak zaczęło kołatać mi jak oszalałe.
-To..to zaręczyny? –szepnęłam zdezorientowana. Nic, cisza. Wrócił do czytania, a ja na drżących nogach skierowałam się do wyjścia.”


Wzięłam głęboki oddech dodając sobie odwagi. To ma być tylko rozmowa z Naruto, był twoim najdroższym przyjacielem. 
-Bezpodstawnie go oskarżam – resztkami nadziei starałam się przekonać, chwytałam się ostatnich mrzonek jakie mogły mi zostać. Delikatnie rozejrzałam się po salonie, zauważyłam jego blond czuprynę, siedział w fotelu bokiem do kominka i przodem do okna. Najlepiej będzie jak usiądę na kanapę, będę mogła go obserwować, a ciemność pomieszczenie przykryje moją twarz, natomiast ogień, który tlił się by rozgrzać pomieszczenie oświetli mi jego mimikę na tyle bym mogła spostrzec to czego będę szukać. „Sama nie wiem czego szukam” zakpiłam w myślach. 
-Hej – szepnęłam delikatnie, cichutko, co poskutkowało – zwróciłam jego uwagę na swoją osobę. Delikatnie, aczkolwiek kokieteryjnie zakręciłam biodrami. Weszła mi do głowy myśl, że czarne legginsy i obszerna bluza z logiem klanu Uchiha to nie najlepszy strój na podchody kobiece. – Co robisz? –zapytałam siadając na kanapie i tuląc do siebie poduszkę. Mruknął coś, więc tylko przyglądałam się mu trochę jakby od niechcenia, a trochę badawczo.
-Zmęczony jestem – mruknął i popił, chyba pił whisky ale nie jestem pewna. Dziwnie się czułam, bo cisza w jego towarzystwie nie była wcale krępująca, wręcz przeciwnie – dość kojąca.
-Często ostatnio zmęczony jesteś – powiedziałam żartobliwie, co skwitował krótkim spojrzeniem na moją osobę. – Misja była taka ciężka? – zapytałam przejęta. 
-Była bardzo nie przyjemna – mruknął, a w jego głosie wyczułam pogardę, wręcz nienawiść. Przyjrzałam się mu, dopiero teraz zauważyłam, że siedzi w samych czarnych dresowych spodniach. Wyciągnięty na fotelu, a nogi trzymał na podstawionym pufie.  – Ale nie rozmawiajmy o tym – mruknął i przyjrzał się mi pożądliwie. 
-Tak, po co psuć sobie wieczór – dodałam, rozciągnęłam się na kanapie. Zrobiło mi się strasznie przyjemnie w jego towarzystwie. Nagle w mojej głowie przeszła myśl, czy chcę to stracić na rzecz iluzji wspomnień? – Naruto, było dobrze ci z Hinatą? – wypaliłam bez zastanowienia, tak bardzo mnie to ciekawiło.
-To bez znaczenia – spojrzeliśmy sobie w oczy, jego ton był obojętny. Po chwili westchnął zrezygnowany – Było – powiedział, upił łyk trunku – Na początku, ale pod koniec marzyłem byś zajęła jej miejsce – powiedział, był poważny, a także trochę rozgoryczony. Jego twarz wyrażała w pewnym sensie obrzydzenie, tyle emocji w jednym zdaniu. Nabrałam powietrza w płuca by orzeźwić swój umysł.
-Nie martwisz się gdzie ona jest? – zapytałam, drżał mi delikatnie głos, bo to był grząski grunt. – Czy ta misja miała z nią coś wspólnego? – zapytałam.
-Niezbyt.. – zawahał się Uzumaki – Może trochę, ale niezbyt, w kilku procentach – wahał się. Zupełnie nie wiedział, co powiedzieć a mi zaczęły zapalać się w głowie ostrzegawcze lampy.
-Rozumiem – powiedziałam. Czułam na sobie wzrok blondyna, ale uparcie spoglądałam w migoczące płomyki w kominku. 
-A Ty? – nagle zapytał, kątem oka zauważyłam jak jego ciało się napięło. – Chcesz wrócić do czasu, gdy byłaś szczęśliwą mężatką z mężem u boku? – zakpił i upił łyk, za mocno odłożył szklankę na stolik i huk rozległ się po salonie.  Wzdrygnęłam się delikatnie, przełknęłam ślinę. Miałam pustkę w głowie.
-W pewnym sensie to było spełnienie moich marzeń… - czułam wzrok jego błękitnych oczu na sobie, aż włosy stanęły mi dęba. – Może lepiej żebym przestała? – zapytałam cichutko.
-Nie, chcę tego posłuchać – rzekł z wyraźnym przekąsem. Przeczesał ręką swoje gęste włosy, spiął się.
-Więc, to było jak spełnienia marzeń – zaczęłam od początku, ręce mi drżały, nie wiedziałam jak mam to rozegrać. – W końcu ktoś w kim się zauroczyłam od szczenięcych lat, zainteresował się mną. Rozumiesz? – zapytałam zdziwiona tym jak moje życie kiedyś się potoczyło. – To niepozorną Sakurką, która była wielko czoła, stała w cieniu Ino, była słabym ninja, a on się mną zainteresował… - przerwałam by otrzeć jedną mimowolną łzę, która spłynęła mi z oka.  – I w końcu byliśmy małżeństwem, życie nie było jak z bajki – westchnęłam, bardzo chciałam go do siebie przekonać, zdobyć jeszcze większe zaufanie, wydobyć z niego jakieś informacje. – Nie był romantyczny, nie dawał kwiatów, czasem o coś mnie obwiniał, a ja płakałam w kącie, czułam się upokorzona – dodałam ostatecznie. – I wiesz co? – zadałam pytanie retoryczne, chciałam by na mnie spojrzał. Zauważyłam, jak uśmiecha się z przekąsem na ostatnią część wyznania. – A ja głupia nadal bym wskoczyła za niego w ogień – mruknęłam. Nastała cisza, przerywana naszymi oddechami.
-Wiesz co? – zapytał Naruto pewnie siebie. – Byłaś głupia gdy stanęłaś z nim na ślubnym kobiercu – warknął. Przyjrzałam się mu. Nagle się rozluźnił, poczuł pewniej, delikatnie bełkocze. Czyżby alkohol zaczął działać? Przełknęłam ślinę, w końcu dowiem się co mu siedzi w głowie, chociaż trochę. 
-Nie rozumiem –dodałam, wyczuwając, że czeka na reakcję z mojej strony.
-On nigdy by ci nie dał takiego szczęścia jak ja – zakpił. Przetarł ręką oczy, chyba był zmęczony.  – Nigdy nie kochał cię tak jak ja – warknął. Złapał mnie za rękę zbyt mocno, na co aż syknęłam z bólu. Klęczał przede mną z miną zbitego psa. Nie wiem czemu, ale serce mi zadrgało. – Tak naprawdę na waszym ślubie chciałem krzyknąć stanowcze „nie”. Ale nie zrobiłem tego – zaśmiał się ponuro – zamiast tego udawałem najlepszego druhnę tego dupka. – potarł z czułością moje dłonie, a potem obie pocałował. Żołądek skurczył mi się. -  A na swoim ślubie pragnąłem byś to ty, nawet w tej pięknej różowej sukni którą miałaś na sobie, stanęła u mego boku – dodał ochryple. – Tak naprawdę Hinata miała być odskocznią, z którą omylnie się związałem, ale tylko dlatego, że nawet nie wiem kiedy ty się widywałaś z Sasuke, nie mogłem cię obserwować 24 godziny na dobę – mruknął. Położył mi głowę na kolana.
-Czy to dlatego pod twoją nieobecność byłam obserowana?- zapytałam, gardło miałam ściśnięta, a łzy cisnęły mi się z oczu, resztkami sił powstrzymywałam się by nie wypłynęły. Uzumaki znów się spiął, poczułam to, nawet jego żuchwa mocno się spięła, co odejmowało mi urodę. Cisza, aż brzęczała w uszach. – Naruto… - ponagliłam go.
-Muszę to robić dla twojego dobra – powiedział to, ale wyczułam strach. „Boi się mojej reakcji” przemknęło mi przez myśl. – Muszę się troszczyć o ciebie, żebyś znów nie popełniła tego błędu. Zrobiłem to dla nas… - szybko mnie pocałował. Nie zdążyłam zapytać co zrobił, co robił przez te 3 dni dla nas. „Nas” – chciałam krzyczeć, że nie ma nas! Ale zamiast tego zaczęłam się z nim całować, a po policzkach leciały mi łzy, Naruto nie zwracał na to uwagi.  Podniósł mnie z kanapy i niecierpliwym krokiem zaniósł do sypialni, gdzie szybko mnie rozebrał.

Leżałam plecami do Uzumakiego, łzy nadal mi ciekły. Teraz wiem, że czas z nim to był jedną z mrzonek, a moje życie to pisany scenariusz przez ludzi z mojego otoczenia. Wstałam, założyłam szlafrok na nagie ciało. Ruszyłam dyskretnie do kuchni, obejrzałam się przez ramię. Alkohol i seks, zadziałały jak tabletka nasenna, spał jak zabity. Co niezmiernie mnie ucieszyło.  Riaresti zalałam wrzątkiem, odczekałam kilka minut by napar był mocniejszy. W tym czasie biłam się z myślami czy dobrze robię.  Bałam się, bałam się że nie będę w stanie nieść na swych plecach konsekwencji swoich decyzji. 
-Dobrze robisz, Sakura. Nie dałaś się zwieźć – ten głos, szybko odwróciłam się, w ciemności korytarza zobaczyłam kontury postaci, szybko zapaliłam światło, ale nikogo tam nie było. Oddychałam szybko, byłam przerażona.
-Dałabym sobie głowę uciąć, że to był głos Sasuke… - mruknęłam przerażona pod nosem. Złapałam za kubek z naparem, wypiłam jednym haustem.  Ruszyłam na taras, wykopałam maleńki dołek gdzie wrzuciłam zioła. Ziąb był nie do zniesienia, po chwili byłam cała przemarznięta. Szybko zakopałam zgrabiałymi rękoma dołek i przykryłam korą. Umyłam kubek i ruszyłam do kuchni. Nie czułam się dziwnie, nie miałam wizji. Nabrałam się na zielsko, które nie działa. Ciche łkanie wydobyło się z mojej krtani, ale tak naprawdę chciałam wyć, bo koszmar będzie trwać.