niedziela, 26 czerwca 2016

|Rozdział 1|

"Wschód Słońca"


Siedząc na werandzie moje myśli były rozbiegane. Tak jak wiatr, który bawił się moimi włosami, delikatnie niczym niewidoczna dłoń zsuwał z nich gumkę. Westchnęłam. Wschód słońca. Dawno już go nie widziałam, a teraz… Nawet nie dawał mi ukojenia. Czy o taki świat wtedy walczyliśmy? Może zaprzestano walk, ale co dzieje się w sercach ludzi? Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Odruchowo złapałam się za swój brzuch, ale przecież nikogo tam nie ma. Jestem tylko ja i rozerwane moje serce. Czy niedonoszenie ciąży przez medycznego ninja to zbrodnia z premedytacją? Przecież jestem człowiekiem, nie maszynką do zabijania cząstki samej siebie. Czułam się bezsilna niczym Naruto. Wtedy też zabrakło mi odwagi do wyznania prawdy, wolałam go nędznie przytulić niż powiedzieć, że Hinata żądała usunięcia swojej ciąży, ponoć tak jak zrobiłam to ze swoją. Prosiła mnie, wręcz błagała, potem poszła do innych. Sasuke też się zmienił, a może przestał udawać.
-Ohh.. –westchnęłam przestraszona. – Nie słyszałam twoich kroków – dodałam szybko. „Dopiero poczułam twoją rękę na swym ramieniu” dodałam w myślach. Przyjrzałam się obliczu Sasuke, wyglądał na zamyślonego i nieobecnego. Zwinnie usiadł obok mnie, ale nawet na mnie nie spojrzał. Też przestałam go obserwować. W milczeniu, które było napięta czekaliśmy, aż w końcu druga strona coś powie. Cisza, którą burzył wiatr i nasze oddechy – raniła moje uszy.
-Przepraszam – doleciał do mnie  szept niczym zaśpiew ptasi. – Jesteś moją żoną, a nie kurą domową, która ma znosić złote jajka – zauważyłam, jak śmiał się z własnych słów. Sprawiło to, że i ja zaczęłam się ciepło uśmiechać. Nadal na niego na patrząc poczułam silną dłoń na swym policzku, a następnie odwrócił moją głowę. Zetknęliśmy się czołami, spuściłam wzrok. Był moim mężem, ale był także przystojnym mężczyzną, który był cholernie na mnie działał. Miałam wrażenie, że z wiekiem coraz bardziej. – Kocham cię – mruknął, a po chwili pocałował. Robił to namiętnie, jak zawsze. Po chwili znalazłam się pod nim i już wiedziałam, że jego wcześniejsze słowa nie mogą mnie znów zranić. – Jesteś piękna, pamiętaj – dodał między pocałunkami, zaczął rozwiązywać mój satynowy granatowy szlafrok, pod którym byłam naga. Leżeliśmy na drewnianej podłodze tarasu coraz bardziej pochłonięci sobą i nic się w takich chwilach nie liczyło. Moje dłonie błądziły po jego nagiej klatce piersiowej. Czułam wzbierające we mnie pożądanie, jego dotyk rozpalał, usta pochłaniały. W końcu poczuła go w sobie. Jęczałam – Tak, kochanie – mruknął. Jego ruchy były coraz szybsze, zaborcze wręcz. Wyginałam się na wszystkie strony, słuchając tego delikatnego dźwięku. Jego gardłowy śmiech z chrypką. Podniosłam nogi by zapleść je na jego biodrach, co mu się spodobało. Mocniej złapał mój pośladek, a po chwili siedziałam na nim. Mocno się we mnie wbił, ciągle przytrzymując mnie za biodra. Napierał raz za razem. Aż w końcu nadeszło spełnienie, opadłam na niego dysząc. Poczułam jak gładzi moje włosy, więc zamruczałam. – Taką cię lubię –szepnął. Spojrzałam na niebo, taki wschód słońca mogę przeżywać co ranek do końca swoich dni.

**

Czy te błogie chwile zostaną ze mną? Czy to się nie zmieni? Czy znów nie pójdzie coś po jego myśli? Ten poranek… Dobrze wiem co chcesz nim osiągnąć Sasuke. To jest aż nazbyt przewidywalne, ale czy znów nie stracę ciąży? Ten strach zagnieździł się w mojej głowie, odruchowo złapałam za materiał na swym brzuchu i go zgniotłam, oczy zaczęły mnie piec. Przecież ledwo donosiłam Saradę. Boję się, że kolejny raz i mnie zostawisz. A kocham Cię Sasuke, mimo wszystko. Bez względu na wszystko, czy ty tego nie chcesz czy nie potrafisz dostrzec? Spoglądałam na zachód słońca. Jak te dnie szybko mijają. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Mamo!!! – usłyszałam krzyk, a potem szybki tupot stóp.
-Hej, księżniczko – krzyknęłam, wstając z werandy. Gdy dobiegła do mnie pocałowałam ją w czubek głowy. – Głodna? – zapytałam uśmiechając się. Spojrzałam na nią, jej czarne włoski do ramion i strój przypominający mieszankę moją i Sasuke z przed wielu lat. Miała na sobie białe spodenki do połowy łydki i granatową koszulkę z wycinanymi wzorkami na ramionach. Z rozmyślań wyrwał mnie dziewczęcy głosik.
-Nie, chodźmy potrenować, proszę – powiedziała i pokłoniła się. Dyscyplina ojca opanowana.
-Dobrze, więc co dla nas dziś wymyśliłaś – zapytałam wstając. Moje włosy związane w luźną kitkę powiewały na wietrze. Panowanie nad chakrą to ciężka sztuka, ale trenując z Saradą jestem w szoku, że wszystko tak szybko przyswaja. Sarada nie przypomina mnie z przeszłości, tej niezdary, która umiała się wiecznie wymądrzać, a w sytuacji kryzysowej biegłam chować się za plecy Sasuke i Naruto. Przypomina bardziej w walce ruchami i sprytem Sasuke niż mnie, a raczej momentami bywa jego kopią. Jedyne co może po mnie odziedziczyć to niewiele technik, co pewnie w momencie aktywacji sharingana nie będzie jej aż tak potrzebne. 
-Kończymy –zaśmiałam się widząc córkę padniętą na ziemi, spoglądała oczami roziskrzonymi w gwiazdy.
-Połóż się mamo, to nasz wieczór – powiedziała klepiąc miejsce obok mnie, zaśmiałam się, ale to uczyniłam. Gdybym jej nie miała, albo ją straciła. Serce matki nie zniesie takiego bólu, więc jakim cudem Hinata… - Mamo, myślisz, że będę kiedyś potężnym ninja? – zapytała się patrząc na gwiazdy i księżyc przez swoje palce. Kiwnęłam głową.
-Pewnego dnia przerośniesz mnie, następnie dogonisz swego ojca, a jeśli będziesz ciężko pracować to nawet go przegonisz – powiedziałam spoglądając w granat nieboskłonu.
-Ktoś kiedyś powiedział, że shinobi zdobywa siłę ze swych udręk, przeszłości, przykrości, ze wszystkich słabości i zła, które go spotkało… - Sarada urwała na chwilę, spoglądając w spokojne obliczę matki. – Więc ty i tata mieliście ciężko? – zapytała prawie bezgłośnie, ale tak by pytanie nie zostało bez odpowiedzi.
-Sasuke miał ciężej – odpowiedziałam. – Był sam, z bratem, który tlił świadomie w nim nienawiść. Kierował się nią raniąc innych, nie mogąc uporać się z tym co się stało. Dokonał zemsty, ale w momencie kiedy wszyscy go potrzebowali a zwłaszcza Naruto przybył i był w odpowiednim miejscu i czasie – odpowiedziałam zgodnie z prawdą, przemilczając większość rzeczy. Jej czarne oczka zdradzały, że jest ciekawa, nazbyt ciekawa przeszłości, która może i dla jej dobra powinna przejść bez echa.
-A ty? – zapytała sennie. Przyjrzałam się jej, zasnęła. W takich momentach ma się świadomość, że mimo takiego potencjału to nadal dziecko, bezbronne dziecko. Wstałam i chciałam ją podnieść, ale poczułam rękę na swoim ramieniu.
-Ja to zrobię – przed oczami mignęły mi tylko dwie czarne czupryny. Uśmiechnęłam się pod nosem. „Moja rodzina”.

**



-Żegnaj, Sakura – odpowiedział Uzumaki, wyglądał dziś całkiem nieźle, jak na wiadomości, które mi  przekazał. Oderwałam się od niego i uśmiechnęłam pocieszająco.
-Zawsze możesz na mnie liczyć – potarłam jego ramię. Kiwnął głową i ruszył przed siebie.
Wiatr wiał, jak opętany a ja spoglądałam jak blond czupryna znika mi z pola widzenia. Hinata jest w szpitalu, ponoć zagrażała sobie i dziecku. Westchnęłam bezsilnie. Nic nie da się zrobić i Naruto ciężko było to przyznać. To nie ciało choruję, lecz psychika. Tylko jak do tego można było doprowadzić? Bez żadnych zauważalnych objaw wcześniej. Zamknęłam frontowe drzwi posiadłości.
Martwiłam się, bo ani Sarady ani Sasuke jeszcze nie było w domu. A ja coraz gorzej się czułam i bałam się, że mogło się coś stać. Usiadłam przy kominku, okryłam się kocem, jak to w czasie ciąży miałam zwyczaj. Ból podbrzusza był nie do zniesienia, jakby ktoś mi coś wbijał. Czułam się coraz słabiej, a nie byłam w stanie przez to trzeźwo myśleć, więc patrzałam w ogień w kominku. Patrzałam i czekałam, zapadł zmrok a ich nie ma. Zaczęłam się dusić i kaszleć. W pewnym momencie na moją otwartą dłoń z ust przy kaszlnięciu wypłynęła krew. – Co jest.. – szepnęłam. Poczułam kolejną salwę, jakby coś z mych płuc chciało się wydostać., oderwać z kawałkiem mojego ciała.
-Tato, tato!! – usłyszałam krzyk. Cholera w takim momencie, musiała to zobaczyć. Ale nie mogłam tego powstrzymać. Coś jakby… „Duszę się?”
-Sakura – szepnął mój mąż. Poczułam jak otula mnie ramieniem i szepcze do ucha, ale to nic nie pomoże. – Sarada zaparz mamie ziół – krzyknął. Po chwili widziałam zmartwione obliczę mojej córki, która podawała Sasuke ciemny kubek. – Pij – rozkazał. Niestety przy pierwszym łyku zakrztusiłam się i ciesz wypłynęła z moich ust razem z krwią. – Idź stąd – powiedział ostro Sasuke, kątek oka zauważyłam jak Sarada niepewnie opuszcza salon. – Sakura, do jasnej cholery nie możesz się wyleczyć? – zakpił Sasuke. Chyba się martwił. Czułam, że to coś jakby nagle zniknęło z mojego organizmu. Może trucizna? Ale takie działanie? Objawy kilku minutowe? Za mała dawka? Tyle myśli na minutę kołatało się w mojej głowie. Nie spojrzałam na Sasuke.
-Przep.. – kaszlnęłam – Przepraszam –powiedziałam skruszona. Czułam jego surowy wzrok na sobie.
-W tym stanie powinnaś o siebie dbać, dobrze wiesz, że możesz być w ciąży – dodał ostro.
-Nie wiem co się stało, wszystko było dobrze, aż Naruto wyszedł… - Uchiha uciął mi w pół zdania.
-Naruto? Cały dzień z nim byłem – warknął. Przyjrzał mi się. – Dałaś się podejść jak pierwsza naiwna –westchnął. Miał rację nie ma co ukrywać. Ale jeśli to nie był Naruto to kto? Chciało mi się płakać, ale wiem że nie mogę. Nie powinnam okazywać słabości. Poczułam uścisk Sasuke. Po czym wziął mnie na ręce i ruszył do naszej sypialni. Położył delikatnie na łóżku, sam zaś zdjął swoją odzież zostając w spodniach.
-Przepraszam – tylko tyle jestem w stanie powiedzieć. Co za głupota z mojej strony. Poczułam jego usta na czole.
-Kochanie, nie zajmuj sobie tym głowy – odparł. – Zrelaksuj się – dodał. Uśmiechnęłam się w jego stronę. – Zajmę się tym. Ufasz mi prawda? – zapytał, a ja bez zastanowienia przytaknęłam głową. Wtuliłam się w niego z chęcią odejścia w objęcia Morfeusza, a tylko deszcz obijający się o szybkę przerywał ciszę i spokój naszego domu.

piątek, 24 czerwca 2016

|Wprowadzenie|

Dzień, w którym wszystko miało zacząć się na nowo.
Czas, w którym śmierć nie miała być już ich bratem. Zamiast łez – radość.  Zamiast zemsty – chęć tworzenia nowego jutra.  To zapowiadał ten nowy, wymarzony dzień. Jutro, które będzie lepsze dla wszystkich. Dzięki bezchmurnemu niebu światło Słońca padło na Ziemię  i nic nie zapowiadało by w najbliższym czasie miało się to zmienić. Można by to nazwać odbudowywaniem świata? Nowym startem? Tak, ale to nie ma najmniejszego znaczenia. Świadomość tego co było powinno zmienić patrzenie na sprawy przyziemne, na sprawy krwawych konfliktów o nic.
  Być może będzie to tylko otoczka w głowach ludzi, ale to ta błoga nieświadomość im pomoże. W odbudowie świata bez wojen w końcu odcięli się od błędnego koła, które tworzyła tak zwana historia oraz przeznaczenie tkane czerwoną nicią. Ciąg powtarzanych błędów w końcu musiał się  zakończyć. W końcu nastał ten dzień. Obecne dni bez łez, a jutro bez strachu.

Konoha. To czas wesel, kolejne pokolenie po swoich bitwach szuka szczęścia w sprawach błahych. Nowa dzielnica klanu Uchiha obecnie wystrojona w białe i czerwone róże. Słychać było śmiech, radość i wyznania miłości.

-Ogłaszam Was mężem i żoną! – rzekł kapłan patrząc na młodą parę. Ona, od tej chwili Sakura Uchiha w białej koronkowej sukni, która wręcz sunęła po ziemi. Z welonem do pasa i różowymi włosami spiętymi w niedbałego koka, gdzieniegdzie to te niesforne kosmyki włosów dodawały jej tego dziewczęcego blasku. Zielone oczy iskrzyły szczęściem. On, Sasuke Uchiha, ubrany w czarny garnitur z włosami, które przykrywały jego oko. A uśmiech, tylko taki delikatny dla niej, gościł na jego ustach. – Możesz pocałować Pannę młodą – dodał szybko święty wysłaniec Boga.. I oto nastał delikatny pocałunek w jej wiśniowe usta. Wydaje się, że miłość mogła by powalić na kolana największego bohatera, czy też mściciela.
-Brawo Sakura-chan!!! – krzyczał ich wspólny przyjaciel Naruto, który swój stresujący a zarazem piękny dzień ma za sobą. Teraz jego ciężarna żona oczekuję na poród, który ma być za około 4 miesiące. – Sasuke, ktoś założył ci obrożę – gderał przyjacielowi do ucha. Był jego drużbą, tak jak i Sasuke na jego ślubie.
Wyszli z nowo odbudowanej kaplicy klanu Uchiha. Od razu przyjaciele, rodzina i reszta gości zaczęła ich obsypywać ryżem. By żyli godnie i w dostatku, ot taka pokoleniowa tradycja. Sakura była roześmiana, jej policzki zaróżowione. Od niepamiętnych czasów to pokolenie Wioski Liścia nie było, aż tak szczęśliwe. Pani Młoda odwróciła się delikatnie, aczkolwiek z gracją i rzuciła swój piękny liliowy bukiet za siebie. Licząc, że to któraś z jej przyjaciółek go złapie.
-Mam go!!! – usłyszała krzyk i odwróciła się na prędce. Blondynka  w fioletowej sukni do kolon trzymała bukiet, a na jej twarzyczce gościł uśmiech od ucha do ucha. – Teraz kolej na mnie?! – wrzasnęła pewna siebie. Wszystkim było do śmiechu.

**

Uroczystość się zakończyła, ale zabawa dopiero zaczynała. W końcu około piątej nad ranem para młoda została sama. Sasuke złapał swą małżonkę w talii i przeniósł ją przez próg, ale zamiast od razu ją postawić ruszył w kierunku sypialni. Usłyszał tylko jej pisk zaskoczenia.
-Zapomniałaś, że nowożeńców czeka noc poślubna? – zakpił, a na jego ustach pojawił się szelmowski uśmiech. Ta tylko pokręciła przecząco głową nie mogąc wyjść z podziwu. Nim się zorientowała leżała pod nim w samej, czerwonej bieliźnie. Czerwień w końcu to kolor dla panny młodej, a także dostatku. Tej tradycji również trzeba się trzymać. Powtarzała sobie w myślach. Czuła dłonie i usta Sasuke na swoim ciele. Jego dotyk był pewny siebie i stanowczy, nie bał się kobiecego ciała. Jego ruchy były szybkie, agresywne takie jak on. Poza tym idealnie wpasował się w kształty Sakury. Cichutko jęknęła, gdy ich usta zetknęły się ze sobą. Jej dłonie sunęła po jego klatce piersiowej przez szyję, aż wplątała swoje smukłe palce w jego włosy.
-Sasuke.. – wychrypiała, pomału odlatywała do krainy rozkoszy. -.. ja jeszcze nigdy, nie.. – nie zdążyła dokończyć, gdyż Uchiha zamknął jej usta swoimi. Pogładził jej udo, jakby chcąc dodać otuchy, podciągając do góry tak by mogła zawiesić nogę na jego biodrze. 
-Cii.. – szepnął między pocałunkami, które składał na jej piersiach. – Wiem to – rzekł pewny siebie. Spoglądając w jej szmaragdowe tęczówki, które obecnie były zamglone. – Tak powinno być.. – mruknął i wrócił do przerwanej  czynności. Chciał ją rozpalić, ona też tego pragnęła. Zauważył to po jej niespokojnych ruchach pod sobą, które wręcz kusiły. Jej ciało go kusiło, usta namawiały do ciągłych pocałunków. Od czasu do czasu swe powabne ciało wyginała w łuk pod wpływem jego dotyku. Doceniał to, działał na nią, niezmiernie się mu to podobało. Czuł, że jest jego – ciałem i duszą.
-Sasuke… ja już.. dłużej nie dam rady – wychrypiała dysząc. To oczekiwanie ją zabijało. 
Nagle poczuła jego dłonie na pośladkach, a następnie coś twardego i mocnego się w nią wbijało. Głuchy ryk wydobył się z jej gardła. On nic nie mówił, tylko całował. Starał się ją rozluźnić, w końcu podziałało. Ufała mu, wiedziała że da jej rozkosz, której nigdzie indziej nie znajdzie. Postękiwała cichutko, gdy każdy ruch sprawiał jej coraz więcej błogiej przyjemności. Ona, złakniona więcej, niczym dzika kotka wbiła się na niego, nie zwracając uwagi na delikatny dyskomfort. Ich ruchy stały się rytmiczne, ciała zsynchronizowane. W pokoju w końcu do ich nozdrzy doleciał zapach anyżu. Kadzidełka. Jej jęk rozbijał się o ściany, jego płytki oddech drażnił jej skórę. Sasuke spojrzał na dół, uśmiechnął się pod nosem. – Krwawisz – wypowiedział prawie bezgłośnie, na ustach widać było nieznany jej uśmiech. To tylko kolejny dowód, że jest jej pierwszym i ostatnim.

**

-O boże jaki słodki!!! – krzyknęła Sakura. – Niestety muszę to powiedzieć Hinata, ale strasznie podobny do Naruto, nawet ma jego oczy – dodała przyglądając się malcowi, który był odbiciem lustrzanym swego ojca. Wymachiwał rączkami w jej stronę, co chwila łapiąc długi kosmyk różowych włosów.
-Mi to nie przeszkadza – dodała dumnie trzymając swojego synka na rękach. W jej białych oczach biła nieokiełznana miłość matczyna. – Nawet bym chciała by miał temperament Naruto – dodała po chwili namysły. Obserwowała, jak bawił się różowymi włosami swojej matki chrzestnej. 
-Hinatka, chyba masz gorączkę – zaśmiała się, odgarniając swoje włosy na plecy. – Boruto, myślę, że będziesz naszym drugim Naruto – dodała pod nosem. Patrząc na malca i w niej tliła się miłość, a także wiele sentymentów zaczynało się w niej rozpamiętywać, obrazy przelatywały przed oczyma.
-A na kiedy ty masz termin Sakura? – zapytała Pani Uzumaki. Patrząc na coraz bardziej okrągły brzuch swojej przyjaciółki z nieukrywaną ciekawością. 
-Jeszcze ponad 3 miesiące – dodała po namyśle. – Może nasze dzieciaki też będą najlepszymi przyjaciółmi – zaśmiała się, gładząc swój wystający już brzuch. – Muszę iść, poszłam po zakupy, a obiad sam się nie zrobi. Gdy Sasuke wraca jest głodny jak wilk – odparła zgorszona zachowaniem męża. Pomimo jego humorów, cieszyła się, że ma męża przy sobie. Że na pewien czas pozostał w Wiosce. Hinata w odpowiedzi tylko się zaśmiała. W końcu to ona ma gorszego łasucha w domu.


**

-Sarada! – krzyknęła Sakura widząc, jak jej czteroletnia córka chodzi po dachu ich posiadłości. – Przestań w końcu! – dodała rozeźlona. Nagle czarnowłosa dziewczynka odgarnęła grzywkę i spojrzała w stronę swojej matki. Założyła ręce na piersi, poczym  odwróciła obrażona głowę.
-Oto-san powiedział, że jak nie nauczę się kontroli nad chakrą i nie wejdę na tamto drzewo to nie będzie mnie jeszcze trenować – dodała swym dziecinnym głosikiem, w którym usłyszała rozpacz. – Inni już zaczynają treningi ze swoimi ojcami, a ja nie! – dodała rozgoryczona. Sakura zaśmiała się pod nosem. Poczekała, aż dziewczynka zejdzie do niej. Uklęknęła przed córką, spojrzała na nią i odgarnęła jej ciemne włosy za ucho.
-To skoro masz wejść na tamto drzewo, dlaczego starasz się zniszczyć dach? – dodała rozbawiona. Na co Sarada tylko prychnęła. 
-Na płaskiej belce jest łatwiej – dodała oburzona. – Chakra lepiej się trzyma – szybko się usprawiedliwiła. Jej matka westchnęła, kiwając przecząco głową.
-To droga na skróty, a Uchiha nigdy nie chodzą na skróty – odparła Sakura. – Chodź – rozkazała córce, skierowała się w stronę drzewa. Skumulowała swoją energię i weszła bez problemu, wisząc na córką. Czarne oczka dziewczynki zaczęły iskrzyć.
-Jak to zrobiłaś, mamo?! – krzyknęła uradowana, a także podekscytowana. 
Tak rozpoczęły się ich treningi, najpierw od kontroli chakry, co trwało najdłużej, a następnie Sakura przekazywała córce własne umiejętności. Okazało się niestety, że ma większe predyspozycje do walki na shurikeny, niż na techniki medyczne. Ale obie nie poddawały się. Matka jak najwięcej chciała przekazać, a córka jak najwięcej wiedzy przyswoić by później ją wykorzystać. By w końcu stanąć na treningu, ramie w ramię z własnym ojcem.

Obie nie wiedziały, że od ich pierwszego treningu zawsze są obserwowane z zainteresowaniem. Sasuke z uznaniem obserwował dwie kobiety swojego życia, które dzielnie na każdym treningu i w każdej wolnej chwili dawały z siebie wszystko. Był pewien, że pewnego dnia jego córka łącząc umiejętności jego i Sakury może stać się naprawdę silnym shinobi.




**

Siedzieli na polu treningowym, tym które dla nich miało największą wartość sentymentalną. Tutaj  stali się prawdziwą drużyną siódmą pod dowództwem Kakashiego. Od tylu lat nic się nie zmieniło. Nadal wyglądało tak samo, jedynie zdawało się mniejsze i mniej tajemnicze. Jednak miało w sobie ten urok, którego dodawało zachodzące słońce na horyzoncie. Szum drzew koił wszystkie zmysły, uspokajał zszargane nerwy, wczuwał się w rytm dudniących serc. Sakura spojrzała na Naruto, który siedział na gałęzi opierając się o pień, ona zaś siedziała przy nim machając nogami jak mała dziewczynka.
-Może Hinata jest taka nieznośna w tej ciąży z powodu tego, że to będzie dziewczynka – rozmyślała Sakura. – Ponoć dziewczynki tak na matki działają. Od poczęcia niszczą nerwy, a nawet się ich nie widziało jeszcze – dodała udając zamyślenie. Naruto uważnie przyglądał się spokojnemu obliczu swojej najdroższej przyjaciółki.
-Nie – odrzekł bardzo poważnie. Zmężniał i spoważniał przez te lata. Potrafił racjonalnie myśleć i zachować zimną krew. Był inny, co Uchiha zauważyła już kilka lat temu. Jednakże wiedziała, że czasem wystarczy, że się wyluzuje i wraca ten stary, nieokiełznany dzieciak, którym niegdyś był z marzeniem by zostać Hokage. – Jest dziwna – dodał nostalgicznie. – Mam wrażenie, że się zmieniła – zaciął się na chwilę. Widać było po jego minie, że szuka odpowiednich słów by opisać osobliwą sytuację ze swojego domu. Różowowłosa cierpliwie czekała, wiedziała, że to nie jest moment by żartować, czy wciskać swoje trzy grosze. Nie teraz, nawet ona po tych latach poskromiła swój temperament. – Jakby nie chciała tego dziecka, jakby to jej w czymś przeszkadzało.. Tylko cholera wie w czym – dodał rozżalony. – Wydaje mi się, że wolałaby być na twoim miejscu, Sakura-chan – dodał smutnie. Jego niebieskie oczy wydawały się bardzo przygaszone. Usłyszał westchnięcie.
-Hinata to ostatnia osoba, o której bym pomyślała, że chciałaby się zmienić ze mną na miejsca – dodała po chwili automatycznie. Spojrzała Uzumakiemu w oczy, które wyrażały tylko i wyłącznie niemoc, bezradność. Coś co do niego zupełnie nie pasowało. – Poronienie to nie wyjście z sytuacji, poza tym jest już w szóstym miesiącu ciąży, a Boruto ma prawie pięć lat. Jakby mu to wytłumaczyła? Nie chciałam twojej nienarodzonej siostrzyczki? – zakpiła. Od dwóch lat próbowała zapomnieć o dziecku, które utraciła. Pamięta, że żyła nadzieję, iż jest to syn, którego Sasuke oczekiwał. – Naruto, Hinata taka nie jest – dodała pewna siebie, zeskoczyła z drzewa rozglądając się dookoła. Wolała by nikt ich nie podsłuchiwał. A słyszała ostatnio plotki o dziwnym zachowaniu swojej przyjaciółki, jednak nie chciała w nie wierzyć. Czyżby mimo wszystko miały w sobie ziarno prawdy? 
-Sakura, ona naprawdę się zmieniła. Nie poznaję jej – dodał na skraju załamania. Całą swoją posturą zdradzał frustrację – Jestem silny w walce – dodał zaciskając pięść. Był bezradny i rozumiał to, a to budziło w nim agresje. -.. ale to? Przerasta mnie! Ona nie zauważa mnie, ani Boruto – dodał smutnie, głos mu się łamał. Sakura przyjrzała mu się badawczo, po czym podeszła i go przytuliła. Odwzajemnił jej uścisk, czując że ma chociaż jedną osobę, która go zrozumie w tej sytuacji, nie będzie oceniać. Potrzebował teraz tylko wsparcia.


**





-Sasuke-kun! Sarada! – krzyknęła różowo włosa wchodzą do swojego domu. Cisza, która ją otaczała była nienaturalna. Przeszła przez dom, sprawdzając po kolei pokoje, kuchnię, taras aż poszła do miejsca, gdzie jej córka ze swym ojcem często trenowali. To co ujrzała zaniepokoiła ją.
-Sasuke!! Przestań natychmiast! – krzyknęła oburzona. Szybko ruszyła by złapać swoją córkę, która upadła by z impetem o ziemię. – Czyś ty oszalał! – warknęła zła przykładając dłoń do czoła dziewczynki, zaczęła używać swojej techniki medycznej. Siła uderzenia była zbyt potężna, jak na zwykły trening z dzieckiem. – To dziecko!
Uchiha spojrzał na nią zimny wzrokiem, jakby była niepoważna.
-Odezwała się kobieta, która nie potrafiła donosić ciąży z moim synem – warknął odchodząc, ukazując pogardę. Sakura na te słowa poczuła jakby dostała w twarz. Słowa ranią bardziej, a zwłaszcza od osoby z którą dzieli się życie. Samotna łza spłynęła z policzka różowowłosej, kończąc swój bieg na policzku jej małej, bezbronnej córki.

czwartek, 16 czerwca 2016

Słowo wstępu.


Minęło kilka ładnych lat odkąd założyłam ostatniego bloga, zatem proszę Was o wyrozumiałość. Niestety ja i rzeczy typu "szablon bloga" nigdy, ale to nigdy się nie lubiliśmy. Jednakże będę starać się zrozumieć co i jak tu zrobić, żeby przyciągnąć Was wizualnie (jeśli treściowo mi się nie uda).
Życzę Wam miłych chwil, a sobie przede wszystkim chęci i zapału (oby nie słomianego).

Pozdrawiam, Maruo! (już trochę podstarzała bloggerka)