wtorek, 29 sierpnia 2017

Rozdział 9

"Emocjonalne napięcie"



1.
Kwiecień nie był łaskawy. Zimny wiatr porywał gałęzie drzew, na których rosły nowe pąki liści. Słońce nieudolnie starało przebić się przez mur gęstych, szarych chmur.  Dzień wyglądał bardziej na listopadowy wieczór, niż na kwietniowy poranek. Stałam otulona ciepła puchową kurtką. Czułam jak marzną mi dłonie, więc co chwilę na nie chuchałam i dmuchałam by chociaż odrobinę rozgrzać zgrabiałe palce. Była godzina ósma rano, a ja od dobrej godziny stałam w tym ważnym, jak i znienawidzonym z całego serce przeze mnie miejscu.  Cmentarz, smutny i opustoszały. Mogę nawet powiedzieć, że zaniedbany i zdewastowany, mur z czerwonej cegły gdzieniegdzie już zrujnowany, cegły podgniłe, a nawet i niezbyt pochlebne słowa napisane sprayem się znalazły. Westchnęłam zdegustowana przyglądając się dwóm pomnikom obok siebie. Mebuki Haruno i Rin Haruno. Dwa skromne nagrobki z kamienia imitującego marmur w kolorze srebrnym. Z niewielkimi płytami pamiątkowymi. Gdzieś tam w środku chciałam zawsze najszybciej stąd wyjść, ale z drugiej strony oprócz wspomnień po tych wspaniałych kobietach mam tylko to. Mogę tu przyjść, pomodlić się i pomyśleć. Tutaj czas się dla mnie zatraca, nie wiem czy leci szybko czy staje.  Biłam się z ogromem pytań w mojej głowie, tymi błahymi i ważnymi. Nieudolnie wstrzymując te łzy w kącikach swoich zielonych oczu, których nie chciałam pokazywać światu. To są moje wewnętrzne rozterki, moje myśli, moje problemy – to ja mam im stawić czoło. Zimny wiatr smagał bezlitośnie moje zaróżowione, piekące policzki. Pochłonęłam się we wspomnieniach, problemach, czy podjętych ostatnio decyzjach.
-Dzień dobry – do mych uszu doszedł wysoki kobiecy głos, mocny i pewny siebie, wręcz zadufany. Przesączony niechęcią do mnie, a także pogardą. Przełknęłam gruchę, która utworzyła się w moim gardle z przestrachu. Wszędzie bym się jej spodziewała, ale nie tutaj. Nie była tu mile widziana, ani nad grobem matki i ciotki, ani w moim życiu. Najpierw doleciał do mych uszu jej głos, a następnie usłyszałam stuk jej obcasów, które zatrzymały się przy mnie. Stałyśmy ramię w ramię. Czułam wstręt i odrazę, żołądek kurczył mi się z nienawiści oraz niepewności. 
-Czego? – warknęłam cicho pod nosem by nie zburzyć spokoju tego miejsca. Byłam niekulturalna, a głos z tyłu mojej głowy mówił „Nie tak cię wychowałam”. Nie spoglądałam na kobietę przy mnie, być może to był brak szacunku i ignorancja z mojej strony, ale nie mogłam. Pamiętam tylko, że jak na moją babcię, tylko z pokrewieństwa krwi, to nie zachowywała się dojrzale.
 Będąc może pięcioletnią dziewczynką, gdy ojciec nieoczekiwanie wpadł do domu pijany, a teraz z biegiem czasu dostrzegam, że nie tylko, krzyczał na moją matkę i zaczął ją bić na oślep. Ja siedziałam w szafie i zakrywałam uszy swoimi dłońmi, a z oczu kurczowo zamkniętych leciały rzęsiste łzy. Jedna za drugą, aż oczy zaczęły mnie piec. Pamiętam tylko krzyk i harmider na werandzie domu, a potem wpadła ona z dwoma mężczyznami, którzy wyprowadzili mojego ojczulka.  Broniła, jak opętana swego syna, wykrzykując obelgi w stronę zakrwawionej Mebuki. To jedno jedyne złe wspomnienie wyryło mi się na stałe w głowie. Wracało raz na jakiś czas, coraz rzadziej. Zacierane przez ząb czasu – traciło swoją ostrość. Moja matka była wspaniałą kobietą, zawsze ukrywała przede mną takie sytuacje, niezwykle starannie dobierała słowa na temat rodziny mojego ojca, która tak się mnie wstydziła, że nawet mowy nie było bym przyjęła ich nazwisko. Z miejsca znienawidzili mnie, nieślubne dziecko, bękarta. Noworodka, który był niewinny błędom rodziców. 
-Nie tym tonem – odpowiedziała spokojnie. Spojrzałam na jej puste w moich oczach oblicze. Wysoka blondynka o piwnych oczach, z czerwonymi ustami wykrzywionymi w dumny uśmiechu. Tsunade Senju, kardiolog i ordynator jednego z tokijskich szpitali. Westchnęłam, czułam że ta rozmowa może potrwać zbyt długo. Nużyło mnie samo przybycie tej kobiety, męczył mnie jej głos. Puściłam uwagę mimo uszu, czując złość za wtargnięcie na ten teren. Za stanie nad tymi grobami. – Zostaw moją rodzinę w spokoju – złapała mnie energicznie za ramię i ścisnęła mocniej, niż to było konieczne. Spojrzałam na nią spokojnie. Nie zamierzałam się odzywać. Spoglądałyśmy w swoje oczy, tyle nienawiści w moją stronę było raniące. – Dostajesz te cholernie pieniądze, więc przestań szukać. Ta rodzina szczurom więcej nie daje – wzmocniła uścisk i delikatnie mną szarpnęła. Był to ostrzegawczy czyn z jej strony. 
-Nie szukam z nikim kontaktu – powiedziałam nieco zbyt piskliwie. Wyrwałam swoje obolałe ramię. Odwróciłam się do kobiety bokiem, spoglądałam na wyryte napisy na kamiennych płytach. 
-Kłamiesz bezwstydnie jak twoja matka – wycedziła przez zęby, ciągle trzymając prostą i dumną postawę. Zapowietrzyłam się na tę uwagę, spojrzałam w jej obliczę z obrzydzeniem. Była to kobieta do szpiku kości owładnięta nienawiścią do wszystkich, a także wszystkiego czego nie akceptuję. Agresja i przemoc to były jej drugie ja, zaraz po tym, gdzie zgrywa wspaniałą panią doktor ratującą ludzkie życie. Hipokrytka. 
-Nie mówię nic co nie byłoby prawdą – powiedziałam. Godności przy Senju nie miałam za grosz, wszystko ze mnie wypływało. Chcąc nie chcąc, strach opanował moje ciało. 
-Jeżeli jeszcze raz zobaczę cię w obecności mojego wnuka… - przerwałam jej wchodząc w słowo. Nie miałam ochoty tego ciągnąć, to było zbyt wiele. Idealny obrazek rodziny Sensju przysłaniał jej realny obraz tego, co wokół tej starej kobiety się działo. 
-To on do mnie podszedł.. – warknęłam. Gdzieś tam w środku mnie paliła się iskierka odwagi, słabo bo gasnąca z każdą minutą, ale wciąż jarząca się swą mocą.  -  Poza tym nie interesuje mnie nowa rodzina ojczulka, który w moim życiu pojawiał się sporadycznie – powiedziałam wylewając ze swego wnętrza fale goryczy i żalu. – Po śmierci matki zniknął z mojego życia, bo nie miał już kogo gwałcić… - nim się spostrzegłam głośny huk rozniósł się delikatnym echem, a moja głowa odleciała na prawą stronę. Poczułam metaliczny posmak w ustach, delikatny aczkolwiek intensywny. Pękła mi warga. Poczułam jak policzek piekł mnie już nie z chłodu, który powodował wiatr, a od uderzenia. Uśmiechnęłam się pod nosem.  – Perswazja i rozsądek – mruknęłam pod nosem – jak zwykle niezawodne – dopowiedziałam po chwili podnosząc głowę i patrząc w spokojne oczy Tsunade. Najwidoczniej jej ulżyło. 
-Nie podchodź do Sai’a. Więcej ostrzeżeń nie będzie – warknęła i odwróciła się na pięcie. Ten cholerny tupot szpilek odbijał się w mojej głowie echem, zbyt głośnym. Widzieć tę kobietę raz na dwa lata to nawet za dużo, unikam jej jak ognia. Jednak żeby przybyć na grób kobiet, na które się pluło, którymi się gardziło to szczyt. Czasem miałabym ochotę zapytać ją czy wie, co znaczy empatia. Trudno uwierzyć, ze mam z tą zakłamaną rodzinką cokolwiek wspólnego, że mam z tym gnojkiem, który gwałcił moja matkę coś wspólnego. Niech siedzi w Stanach i pilnuje nowej zakłamanej,  zakompleksionej rodzinki.  Spojrzałam melancholijnie ostatni raz na nagrobki ukochanych kobiet, które znów na pewien czas musiałam opuścić.

2.
Pociąg gnał przed siebie mijając zalesione obszary Japonii. Krajobraz przemijał tak szybko, że drzewa zlewały się w jedną wielką plamę.  Chłód szyby koił moje nerwy i rozgrzane ciało. Pogoda od wczoraj tylko się pogarszyła, a ja miałam wrażenie, że gorączka trawiła moje ciało. Byłam zmęczona psychicznie, szaro-bure otoczenie i widoki nie poprawiały samopoczucia psychicznego. Spędziła ledwo dwa dni w Konoha, dzisiaj była niedziele. Godzina 5:30, sama nie wiem po co śpieszyłam się do Tokio. Miasta, gdzie człowiek drugiego człowieka nie widzi lub nie chcę widzieć, jeśli go nie zna. Za niecałą godzinę będę w akademiku. W pustym, nijakim pokoju, do którego nie przywiązywałam większego sentymentu. Ze współlokatorką, której wiecznie nie ma, a jak jest to zazwyczaj nie mam ochoty z nią przebywać. Wiedziałam także, że to miejsce gdzie spotkam Ino. Czy chciałam tego? Nie. Jednak nie miałam pomysłu jak tego uniknąć, skrywanie się po kątach nie wchodziło w grę, a udawanie wiecznie zabieganej? W końcu wyproszą mnie za nadgorliwość ze szpitala i rozkażą spojrzeć w lustro na zmęczoną twarz. Westchnęłam przecierając oczy. Usłyszałam, że za kilka minut pociąg wjedzie na peron Dworca Południowego. Wzięłam plecak, ubrałam go i podeszłam do drzwi  czekając by przepchnąć się jak najszybciej przez tłum gnających ludzi. Żwawym krokiem ruszyłam do akademika.

Przebrałam się w szary sweter, założyłam czarne spodnie z rozcięciami na kolanach, sztyblety i skórę. W małą torebkę wrzuciłam portfel, klucz i telefon. Nie wiedziałam czemu, ale nie miałam ochoty tam zostawać. Te cztery ściany przygnębiały mnie, wprawiały w przytłumiony stan ducha. Spojrzałam na zegarek w telefonie. Wskazywał 7:15. Nie miałam pojęcia co mogę ze sobą począć odpowiedniego. Niedziela, wczesny poranek. Wszystkie kafejki, kawiarnie czy bary były zamknięte. Z resztą podróż spłukała mnie z pieniędzy na takie wyjścia, a stęchłe żarcie nie było tym o czym mój żołądek marzył.
Kroczyłam tak bezwiednie uliczkami miasta, aż w końcu zatrzymałam się i podniosłam głowę. Moim zdziwionym szmaragdowym oczom ukazał się dobrze znany ostatnio wieżowiec mieszkalny. Zagryzłam dolną wargę, która nabrała krwisto czerwonego koloru. Wiatr bawił się moim niskim kucykiem, a kosmyki włosów okalały delikatnie moją twarz. Wzięłam głębszy oddech. Wiedziałam czego potrzebowałam, coraz mniej bałam się po to sięgnąć. Wchodząc rozejrzałam się za portierem, który najpierw zaanonsowałby moje odwiedziny, czego pragnęłam uniknąć. Gdybym miała czekać na odpowiedź, uciekłabym w popłochu. Gdy zauważyłam, że droga wolna - szybko pognałam przed siebie po schodach. Nie bałam się tego, powolnym krokiem szłam coraz wyżej, mijając drzwi i kolejne piętra dochodząc do tych upragniony z tabliczką obwieszczającą „Uchiha”.  Zapukałam nieśmiale bawiąc się za długimi rękawami swojego sweterka. Nikt nie odpowiedział. Przestraszyłam się. Tak naprawdę mogło go nie być, mógł mieć gościa, a tym gościem mogła być inna kobieta. Dojrzalsza, piękniejsza, która potrafiła samym spojrzeniem doprowadzić go do wrzenia. A delikatnym dotykiem… Wolałam nie myśleć. Zapukałam bardziej stanowczo, głośniej. 
Najpierw do mych uszu doszły ciężkie kroki, powolne, następnie szczęk otwieranego zamka. Gdy drzwi się uchyliły zobaczyłam zaspaną postać Sasuke, jego zmierzwione włosy i co dziwniejsze, wyglądał jakby wiedział, że prędzej czy później znów do niego przyjdę. Nie zdążyłam nic powiedzieć, a przepuścił mnie w drzwiach. Weszłam już trochę mniej pewnym krokiem, a on zaraz za mną zamknął mieszkanie, co mnie nieco zdziwiło. Nigdy wcześniej tego nie zauważyłam, bądź tego nie robił. Mniejsza. Spokojnie ściągnęłam z siebie kurtkę i buty, a on w tym czasie mnie wyminął. Zniknął za drzwiami ciemnej sypialni, tak że ledwo widziałam zarys jego wyrzeźbionych pleców. Przełknęłam ślinę, miałam wrażenie, że za wszelką cenę chcę przejąć kontrolę. 
Niepewnie ruszyłam w jego stronę. Wchodząc do sypialni, która pochłonięta była czernią nie zauważyłam go. Rozglądałam się gorączkowo, aż poczułam jego gorący oddech na szyi i policzku, a ręce zaczęły zakradać się pod mój seter. Delikatny jęk wydobył się z mojego gardła. 
-Wiedziałem, że przyjdziesz – męski szept, jego zapach. To wszystko na mnie działało. Jak nigdy, jak żaden mężczyzna. Nic nie odpowiedziałam delektując się jego pocałunkami na szyi. Pobudzał moje ciało, pragnęłam go w sferze fizycznej. O inny kontakt nie zabiegam, uważam go za zbędne przywiązanie, od którego kobiety mogą tylko cierpieć. Gorąca dłoń sunęła w górę mojego brzucha, jakby uparcie kazała mi przestać myśleć. W końcu ją objął i delikatnie, subtelnie pieścił. 
-To tylko seks – szepnęłam z bijąco szaleńczo sercem, gdy zaczęliśmy się kierować do jego łoża. 

3.
Czułem na sobie miękką skórę Sakury, a także słodki zapach jej ciała. Oddychałem spokojnie, udając że śpię. Czekałam i czekałem czy znów będzie chciała odejść dyskretnie po naszym seksie. Nie, seks to złe słowo, my się kochamy. Nasze ciała dopasowują się do siebie w dzikim tańcu namiętności, jakby robiły to od dawna.  Pragnąłem jej, całego jej ciała, każdego skrawka oraz zakamarka. Poczułam jak niespokojnie się poruszyła u mojego boku. Poczym poczułem chłód w miejscu, gdzie leżała. Nie otworzyłem oczy. Łut szczęścia pozwolił mi na złapanie jej nadgarstka po omacku. Krzyknęła cichutko wystraszona. Zamrugałem kilkukrotnie ciągle trzymając jej kruchy nadgarstek, wyglądała na speszoną. Przyłapaną na czymś złym, na czymś co nie miało się wydać. Chciała wyrwać rękę, więc pociągnąłem ja  w swoją stronę. Upadła owinięta w pościel prosto w moje ramiona, które zamknęły jej smukłe ciało w silnym uścisku. Przyglądałem się jej twarzy, delikatny makijaż nawet się nie rozmazał, oczy zaś miała kurczowo zamknięte. Wyglądała jakby czekała na cios, który nie nadszedł.
-Co robisz? – zapytałem spokojnie. Odwróciłem wzrok, spoglądałem w sufit. Wiedziałem, że to doda jej odwagi. Chciałem by czuła się przy mnie naturalnie, komfortowo, a przede wszystkim bezpiecznie.  Napięta cisza nadal panowała między naszą dwójką, wziąłem głęboki oddech. Rozluźniłem uścisk, a ona podniosła się podpierając swoje dłonie na mojej klatce piersiowe. Usiadła na swoich piętak i przyglądała mi się niepewnie, kurczowo ściskając ciemną pościel.  – Sakura, co robisz? – ponowiłem pytanie. Cały czas miałem spokojny ton głosu, ale od środka wrzałem. Chciałem nią wstrząsnąć i wykrzyczeć, że jej miejsce jest przy mnie. Oddała mi się, nie traktowałem jej jak pierwszą lepszą panienkę. To nie ja zabiegałem o taki kontakt cielesny, to ona do cholery do mnie przyszła i za każdym razem wymykała się, niczym zwykła kurewka. Usłyszałem jak odchrząkuje, zapewne układała w głowie sensowne zdanie.
-Już powinnam iść – odpowiedziała szeptem. Spojrzałem na nią badawczo, ale nie nawiązaliśmy kontaktu wzrokowego, ponieważ miała opuszczony wzrok. Skrępowana, przestraszona, może coś ukrywa? Nie wiem! Doprowadzało mnie to do szału, chciałbym wiedzieć co siedzi w jej pięknej główce. 
-Zostajesz – oznajmiłem oschle. Widziałem, jak spanikowała. Zaczęła gnieść nerwowo prześcieradło, zgryzając opuchniętą wargę od moich pocałunków. 
-Nie mogę – szepnęła wystraszona. Czekałem spokojnie, aż kontynuuje swój wywód. Założyłem ręce pod głowę. Cokolwiek powie, to nie ma znaczenia i tak zawsze dostaje to czego pragnę.  – Sasuke, zrozum –powiedziała błagalnie. Zaśmiałem się pod nosem. Podniosłem do pozycji siedzącej, zupełnie nie wstydząc się swojej nagości. Pogłaskałem jej policzek, a ona uważnie mi się przyglądała. Chłonęła, jak gąbka każdy mój gest. Przed czym ta kobieta ucieka, skoro działa na nią mój dotyk, moje słowa.
-Nie rozumiem – powiedziałem jej wprost do uchu. Spięła się cała, dumnie prostując klatkę piersiową.
-Wiem, że to tylko seks – szepnęła u progu łez. Przyglądałem się jej zdziwiony, że tak nisko się ceni. Rozbawiła mnie, czyżby chciała mi wszystko ułatwić? Myślała, że tak troszczę się podczas stosunku panienkami na raz? Przy każdym naszym zbliżeniu chłonę każdy jej gest, wydany dźwięk, pocałunki są dla mnie napędem, a ona mówi, że to tylko seks? Zaśmiałem się sarkastycznie pod nosem i twardo spojrzałem jej w oczy. Wzdrygnęła się pod spojrzeniem pełnym siły i pewności siebie, spokorniała. 

4.
Jego spojrzenie czarnych niczym onyks oczu przerażało mnie, ale i intrygowało. Przez moje ciało przeszedł dreszcz, jednak nie wiedziałam z jakiego powodu. Podniecenie, strach, radość a może wszystkiego po trochu? Zagryzłam swoją wargę zbyt mocno. 
-Ty sobie wmówiłaś, że to tylko seks – do moich uszu doszedł jego władczy ton głosu, który nie znosił sprzeciwu. Przez moje całe ciało przeszły ciarki rozkoszy, ale i obawy. Myślałam, że dobrze odczytuję jego intencje, ale czy mogłam aż tak się mylić? Czy aż tak widać, iż jestem nowicjuszką w sprawach damsko-męskich? Zgarnęłam z czoła niechciany kosmyk włosów za ucho. 
-Chcesz czegoś więcej? – wypowiedziałam z przestrachem te słowa, przełknęłam ślinkę. Dolna warga mi drgała, pomimo że w pomieszczeniu było duszno. Zacisnęłam mocniej palce na pościeli, tak silny był ten kurczowy uścisk, że aż zbielały mi kłykcie. Wzrok miałam spuszczony bojąc się jego reakcji na moje głupie słowa. Poczułam jak odciąga moje ręce od pościeli, gdy ja wciąż miałam opuszczoną głowę, a także wzrok. Jego chłodne dłonie zsunęły delikatnie, wręcz z boską nabożnością zasłonę z ciała. Nic nie mówił, natomiast jego oddech przyśpieszył i stał się dziwnie płytki. Miałam wrażenie, że oddech jest przerywany i chropowaty, jakby nie mógł złapać powietrza w płuca. Rumieniec wparował na moje policzku, poczułam jak moja twarz napiera koloru i temperatury. Wzięłam głęboki oddech, moja klatka piersiowa się poruszyła. Poczułam jego silną dłoń pod piersią. 
-Jesteś moja – szepnął wprost do mojego ucha władczo, pewnym siebie, spokojnym tonem. W tym momencie jego ręka spokojnie sunęła w dół mojego brzucha, prosto do mojego kobiecego lica. 

5.
Czekałem spokojnie w aucie. Kazałem się jej spakować, na kilka najbliższych dni.  Chciałem ją mieć przy sobie, gdy wstaję i gdy kładę się spać. Chciałem ją zamknąć w złotej wieży, chociaż to akurat jest niemożliwe. Jestem mężczyzną, jestem Uchihą i chcę mieć wszystko na wyłączność. Także tę kobietę, bawiłem się telefonem komórkowym. Czułem impuls by dać znać Uzumakiemu, że Sakura jest dla niego nieosiągalna. Tak jakby była za wysokimi progami. „Jakby” – zaśmiałem się z dobranych przez siebie słów. Ona jest. Gdyby zachowywała się tak, jak w łóżku na co dzień… Miałaby każdego, jest nieoszlifowanym diamentem. Czystym płótnem, które stworze na swój wzór. 
Odłożyłem telefon widząc Sakurę idącą z torbą na ramieniu. Seks nie zobowiązuje, nikt nie musi o tym wiedzieć.

__________


Mam nadzieję, że strona, w którą zmierzam Wam przypada do gustu. W większym, bądź mniejszym stopniu.
W dalszym ciągu zapraszam na swojego facebooka: Maruo-Sasusaku!
Kolejną rzeczą, którą opublikuje będzie One Shot. Pozdrawiam :)

niedziela, 20 sierpnia 2017

Rozdział 8

"Strach. Dziwne decyzje"


1.
Spoglądałem na kobietę w moich objęciach, która oddychała miarowo. Zupełnie nie spodziewałem się tego co zrobiła, na co się odważyła. Wczesnym rankiem stała rozbita w moich drzwiach ze łzami w oczach, a nim się zorientowałem szliśmy objęci w stronę mojej sypialni.  Wskoczyła na mnie, a ja trzymałem ją w silnym uścisku za biodra i tyłek. Całowaliśmy się łapczywie, nie mogąc złapać tchu. Reszta według mnie tak szybko się rozwinęła, że żadne z nas nie było w stanie się opanować, czy powstrzymać. Nie protestowałem, jej jedwabista skóra, miękkie usta, słodkie jęki oderwały mnie od tego pomysłu. Jestem mężczyzną potrzebuję bliskości kobiety, jej ciepła. Sakura była w tym momencie idealna. Była tym czego ostatnio pragnąłem, stawała się moją obsesją. Sama tego chciała, sama zrobiła krok. Wręcz mogę rzec, że to ona mnie zaciągnęła do łóżka i wykorzystała. Gładziłem obecnie jej plecy opuszkami palców i wsłuchiwałem się w jej rytmiczny oddech. Uśmiechałem się pod nosem, mimo że wiedziałem, iż czas zaczyna pędzić coraz szybciej. Na zegarku jest prawie siódma rano – nie przejmowałem się tym zbytnio. Półmrok w pokoju, kobieta obok i cisza mi to wszystko wynagradzały. Wciągałem w nozdrza jej słodki zapach, który wypełniał swoją słodyczą ten ponury pokój. Przyglądałem się różowowłosej kobiecie, gdy nagle poruszyła się na mojej klatce piersiowej niespokojnie. Pościel zsunęła się z niej ukazując jej nagie biodra, które jeszcze bardziej podsyciły mój niezaspokojony apetyt na jej ciało. Szmaragdowe oczy spojrzały na mnie ospale. Zniżyłem się do malinowych ust by je pocałować. Na początku delikatnie, ale potem coraz agresywniej. Skoro wcześniej jej się podobało, teraz też musi. Jęknęła w moje usta, a moja ręka zsunęła się na jej zgrabny pośladek. Jej skóra delikatna i rozgrzana paliła moje zmysły. Nagle poczułem jak dłonie Sakury naciskają na moją klatkę piersiową. Odepchnęła mnie. Nim się spostrzegłem wstała i zaczęła się ubierać. Leżałem na łóżku zdezorientowany, nim udało jej się wybiec z sypialni z butami w ręku, złapałem za przegub jej dłoni i ścisnąłem, tak aby nie zdołała mi uciec. Jednak zbyt mocno, gdyż do moich uszu dobiegł jej cichy syk bólu.
-O co chodzi? – wręcz warknąłem zirytowany jej zachowaniem. Najpierw wtargnęła do mojego mieszkania, szukała namiętności i sama ją dawała. Zachowywała się jak kocica a teraz udaję spłoszoną sarnę. Spojrzała w bok nieśmiale, a następnie przeprosiła bezgłośnie u granic płaczu. Spojrzałam w tę samą stronę co ona. Zauważyłem na pościeli plamę. Ale w przyciemnionym pokoju i na granatowej poszwie nie wiele było widać. Złapałem za kraniec kołdry i ukazała mi się jasnoróżowa plama na białej pościeli. Wzmocniłem ucisk na przegubie jej dłoni, zapewne sprawiając jej tym ból. Poczułem jak stara się mi wyrwać. Moje oczy zwęziły się, a w głowie kotłowały myśli. 
-Byłaś dziewicą? – zapytałem chłodno. Jednak Sakura z przestrachem w oczach wyrwała mi się i jedyne co doszło do moich uszu to trzaśnięcie drzwiami.  Opadłem na poduszki, starając się uspokoić wściekłość na siebie i na nią.  Mogłem to zauważyć, ale nawet nie ruszyłem się z łóżka. Obecnie miałem ważniejsze sprawy na głowie, ona poczeka. Wiem gdzie mieszka, kiedy ma wolny czas. Niech się teraz śpieszy na te swoje wykłady, jeśli będę miał czas porozmawiam z nią wieczorem.  Przemyślałem plan raz jeszcze i ruszyłem pod zimny prysznic, który musiał przynieść ukojenie by nie dać się wyprowadzić z równowagi.  Chociaż tak naprawdę ta kobieta już dawno obudziła we mnie sprzeczne emocje, to i tak nadal jej pragnąłem. Po dzisiaj jeszcze bardziej, niż wcześniej. 

2.
W przerwie na lunch, po ciężkiej sprawie sądowej, którą udało mi się wygrać – wsiadłem w samochód. Nie udawałem już nawet przed sobą dokąd zamierzam jechać. Odpiąłem guziki od marynarki, rozsiadłem się wygodnie i ruszyłem w stronę szpitala. Wiedziałem, że Sakura ma tutaj teraz być. Objechałem więc szpital, stanąłem tam, gdzie wcześniej ją widziałem z jakąś kobietą na przerwie. Miałem racje siedziała sama, ale nie jadła. Spoglądała w niebo bez zainteresowania i wzdychała. Przyjrzałem się jej twarzy, na tyle na ile było to możliwe z tej odległości. Siedziała na ławce, obok której rosły dęby, plac ten miał kształt koła i znajdował się przed głównym wejściem do szpitala. Gdzieniegdzie dostrzec można zakwitnięte lub już przekwitnięte drzewa wiśni mamiące przechodniów swoimi soczystymi kolorami.  Na środku siedziała ona, piękna różowowłosa kobieta. Twarz bez wyrazu, nie dostrzegłem śladu łez, nie podciągała nosa, nie wyglądała też aby użalała się nad sobą. Chciałem wysiąść z auta, podejść do niej. Chciałam podejść, podnieść ją za ramiona, strzelić jej w twarz, potrząsnąć i zapytać co wyprawia. Wziąłem głęboki oddech by się uspokoić, odrzucić te kuriozalne myśli z głowy. Wyplewić tę agresję z siebie już w zarodku. Jednak to nie było takie proste, jakby mogło się zdawać. Uspokoiłem się, odrzuciłem chęć by do niej podejść.  Odjechałem spod tego okropnego miejsca, które przyprawiało mnie o mdłości dzisiejszego popołudnia. Nie oglądałem się za siebie, wiedziałem że albo ona przyjdzie do mnie, albo ja ją dorwę. 

3.
Uczelnia, szpital, uczelnia, szpital – i tak w kółko. Udało mi się tak pociągnąć prawie miesiąc. Unikałam Ino, swojego odbicia w lustrze, znajomych Kiby, samego Kiby, który ku mej rozpaczy pojawiał się w akademiku coraz częściej, aż w końcu nie ma dnia bym się na niego nie natknęła. Na szczęście wiecznie gdzieś się spieszę – krzyknę „cześć” zdawkowo i umykam czym prędzej.  Wszystko to robię by nie usłyszeć pytania „Co tam u Sasuke”. Sasuke, nie wiem co mną wtedy kierowało, ale na samą myśl robię się purpurowa na twarzy. Nie brzydzę się tego występku, ale wstydzę. Umysł mój pochłonęła otchłań żądzy i głupoty. Zachowałam się nieracjonalnie, niepodobnie do siebie. Zachłysnęłam się chłodnym powietrzem. Piątkowy wieczór zamiast w pubie, czy na dyskotece spędzam biegając po parku niedaleko lasu, a zbyt daleko akademika bym mogła tam dojść. Usiadłam na ławce i schowałam głowę między nogi. Oddech miałam płytki i świszczący. Jakbym biegała mile, a nie kilometry. Jednak nawet ten wyczerpujący bieg nie odsunął posępnych myśli na bok. Spojrzałam w pochmurne niebo, śpiew ptaków dawno ucichł, a jaskółki latały niewiele powyżej korony drzew. Powietrze było gęste i gorące, miałam wrażenie, że można je pociąć. Otarłam pot z czoła i strzepnęłam rękę. Nogi miałam jak z waty, a powrót do akademika niezbyt mi się podobał. Była ledwo godzina 20 wieczorem. Zbyt szybko, Ino mogła by mnie jeszcze wybłagać bym z nimi wyszła, a podsłuchałam, że wychodzą gdzieś ze znajomymi Kiby. Zapewne z Sasuke... Spojrzałam w niebo po raz enty, a w głowie powiedziałam sobie, że jeszcze jeden czy dwa takie tygodnie nie zaszkodzą. Wstałam z ławki, gdy nagle mocny baryton dotarł do moich uszu. Ciało przeszły ciarki, zesztywniałam.
-Po tylu latach nie spodziewałem się ciebie spotkać, Sakura – moje serce zabiło mocniej. Przestraszyłam się, bałam się odwrócić. Gdy to uczyniłam nie dowierzałam temu co widziały moje oczy. 

4.
Zgodziłem się na ten wypad do restauracji z jednego powodu: jej. Liczyłem, że w końcu ją zobaczę. Dzwoniłem, pisałem ale wszystko to pozostawało bez jakiegokolwiek odzewu z jej strony. Gdy widziałem się z Kibą ten mówił, że nawet do Ino się nie odzywa, że wiecznie jest zabiegana i ledwo idzie z nią wymienić zwroty grzecznościowe. Ponoć ta cała Yamanaka odchodzi od zmysłów co dzieję się z Haruno, ale ta do niej też nie dzwoni. Gdy była u niej w pokoju jej telefon leżał rozładowany na biurku, a jej współlokatorka mówi, że jest tak od kilku dni. Sakura nawet nie zaprząta sobie nim głowy, ani nami. Irytowało mnie to, ta kobieta wyprowadzała mnie z równowagi. Wzbudzała we mnie niespożyte pokłady agresji i żądzy. Zacisnąłem palce, ale szybko je wyprostowałem, rozluźniłem. Poprawiłem skórzaną kurtkę i ruszyłem w stronę restauracji, gdzie podejrzewałem że już wszyscy są. Prawie wszyscy. 

-Może ona nas unika, bo Sasuke jej zalazł za skórę? – dowcipkował Inuzuka lekko podpity. Towarzystwo znalazło temat do żartów, więc się go trzymało, a po alkoholu dwa razy mocniej im to szło. Siedziałem już z niemałym grymasem niezadowolenia na twarzy. Nagle na ramieniu poczułem delikatną damską dłoń, spojrzałem w tym kierunku. Nade mną stała Yamanaka  i uśmiechała się ciepło, przyjacielsko. Jakby odgadła moje myśli, ale nic w tym trudnego nie było. Byłem otwartą księgą dla ludzi, którzy potrafią używać wzroku.
-Nie martw się, też mnie denerwuje  gdy tak się zachowuje, ale jeśli masz wobec niej jakieś poważniejsze zamiary – przerwała na chwilę – przyzwyczaj się. Zawsze tak robi jak coś ją przerasta, rzuca się w wir zapominając o kontaktach społecznych. Stara się zapomnieć o problemach – ścisnęła mój bark, wbijając weń zbyt mocno czerwone paznokcie – a potem buch! Jakby nigdy niej zachowuje się normalnie – uśmiechnęła się i usiadła Kibie na kolanach.  Spojrzałem na nią zaciekawiony. Cóż detektyw powie mi o upodobaniach, przeszłości czy planach, ale nic o charakterze. 
-Na razie – machnąłem ręką nie zwracając uwagi na ich jęki protestu. Nie miałem zamiaru pić do nieprzytomności, a widziałem że oni na pewno mieli takie zapędy dzisiaj. Wsiadłem do auto i odjechałem. Nie zważając na to, że wypiłem dwa piwa, że promile we krwi już dawno przekroczyły dozwoloną ilość przez kodeksy prawne.  Czułem, że jestem ponad prawem.

Ledwo zdążyłem wejść do domu gdy usłyszałem delikatne, nieśmiałe pukanie do drzwi. Gdy otworzyłem zauważyłem kobiecą postać okrytą ciemnością. Delikatne światło z mojego mieszkania padało na nią, ale miała czarny kaptur na głowie, a jej zgrabne nogi podkreślały legginsy do połowy łydki. Wiedziałem po co przyszła. Po chwili rzuciła się na mnie, oplotła moje biodra swoimi nogami i całowała. Stałem i pozwalałem jej się wczuć. Delikatnie zamknąłem drzwi, lewą dłonią ściskając mocno jej pośladek. Skierowałem się szybkim krokiem do ciemnej sypialni, nie zapalałem światła. Nie było ono dla mnie teraz ważne, ważne było to by ją mieć. Tu i teraz, namiętnie, delikatnie czy dziko. Bez najmniejszego znaczenia jak. Przyszła, więc zapewne cały ten czas o mnie myślała. Nawet jeśli na razie pragnęła tylko mojego ciała, nieważne. Później nie będzie mogła beze mnie żyć. Całowała agresywnie z zawziętością, jęcząc raz po raz. Niezdarnie starała odpiąć mi rozporek drżącymi dłońmi. Szybkimi, zwinnymi ruchami wyręczyłem ją w tym, ona zaś w tym czasie zdjęła z siebie bluzę. Rozłożyła się przede mną, tak że mogłem wejść między jej nogi. 
Pieściłem delikatnie jej ciało, a ona jęczała coraz głośniej. Drżała na całym ciele, w końcu oplotła moje biodra swoimi nogami. Całowałem jej usta, szyję aż doszedłem do dorodnych, pełnych piersi. Na początku pieściłem je delikatnie, ale raz po raz wkładałem w to coraz więcej siły. Widziałem, że jej się to podoba. Nikły uśmiech igrał na jej ustach kusząc mnie do dalszych poczynań, bez zahamowań.  W mojej głowie panowała pustka, spokój. Myślałem tylko o niej. Sakurze, o jej ustach, o jej piersiach, o jej gładkiej skórze, o zgrabnych długich nogach… O wszystkich walorach nie zważając na wady, których jak ślepiec nawet w blasku latarni bym teraz nie dojrzał. Bardzo szybko zostaliśmy nadzy, a nasze ciała okraszone potem stykały się ze sobą. Zacząłem wdzierać się do jej wnętrza stale całując malinowe usta. Stękała w moje usta, a ja ruch po ruchu stawałem się coraz bardziej odważny, potężny. Przyśpieszałem, to tylko kilka minut. Chciałem dać sobie uciechę, bardziej niż jej.  Bo gdy będę myślał bardziej o sobie, niż o niej wróci do mnie. Chcę tego jak nigdy, chcę ją mieć w każdym calu, w każdym aspekcie. Jej ciało, umysł, duszę. Chcę ją uzależnić od siebie, swojego dotyku, zapachu, pocałunków czy słów. 
-Sasukee.. – zajęczała zagryzając dolną wargę. Jej szmaragdowe oczy zaszły mgłą. Ruszała biodrami, gdy się zatrzymałem i przyglądałem jej zadziornie. Pragnęła więcej, dawała wyraz swojemu niezadowoleniu.  – Proszę… - jęknęła wyginając się w łuk. Zadrapała mnie w klatkę piersiową, przez co z gardła wydobył się stłumiony śmiech. Przyśpieszyłem agresywnie swoje ruchy, na co Sakura zaczęła się wić pode mną. Jej plecy wyginały się w łuk, była niczym drapieżna kotka. Było jej dobrze. Nie musiała tego mówić, jej ciało ją zdradzało. –Ja… - przerwała dysząc, starając się złapać oddech – już… - powiedziała. A w tym samym czasie ja doszedłem w jej środku. Czułem jak mięśnie jej intymnego miejsca zaciskały się na moim penisie. Była gorąca, upadłem na jej piersi. Klatka piersiowa unosiła jej się nierównomiernie. Położyłem się obok i przyciągnąłem ją do siebie. Nie protestowała.

Nie wiem ile tak leżeliśmy. Ja na plecach, a ona przytulona do mojego boku. Nie spojrzała ani razu w moją twarz. Wyczuwałem, że zaczęła się krępować. Po prostu przymknąłem powieki i drapałem jej plecy. Nigdy nie lubiłem zasypiać z łatwymi kobietami, zostawiałem je zaraz po stosunku. Jednak Sakura.. czułem, że muszę się nią zaopiekować. Czułem, że tak naprawdę w pewnym sensie już jest moja. Byłem jej pierwszym, zadbam też o to bym był ostatnim. 

5.
W pracy chodziłem podenerwowany. Na rozprawie mi to pomogło wygrać, ale teraz przy papierach rozpraszało. Ta gówniara znowu to zrobiła. Przyszła do mnie, mieliśmy zajebisty seks, a potem budzę się i jej nie ma. Nie mam pojęcia nawet kiedy zasnąłem. Ale wiem, że o czwartej nad ranem jej już nie było, a pościel była chłodna. Ta kobieta rozpalała mnie i wyprowadzała z równowagi. Ciągle, na zmianę. Zerwałem się z miejsca, wiedząc że papiery może uzupełnić moja sekretarka ruszyłem do samochodu. Dałem jeszcze polecenia podwładnej.
Gnałem przez zatłoczone ulice Tokio, na tyle na ile było to możliwe. Zatrzymałem się przed kampusem, nie zwracając na krzyki z recepcji tego przybytku. Gdy stanąłem przed drzwiami waliłem pięścią zirytowany, ale chłodna maska wciąż gościła na mojej twarzy. 
Drzwi niepewnie się otworzyły, a z pokoju wyjrzała przestraszona brunetka w dwóch kokach na głowie. Jej brązowe oczy świdrowały mnie niepewnie. Jasne! Jestem gościem w garniturze, a zachowuję się jakbym nie znał podstaw kultury. Jak widać mężczyźni w spodniach na kant to chamy. Chciałem wepchnąć się do pokoju, ale zamiast tego zachowałem swój wyraz twarzy. Obejrzałem się po białym długim korytarzy, gdzie na podłodze były obleśne kremowe kafelki i jasne drzwi prowadzące do pokoi studentów. Wziąłem głęboki wdech na uspokojenie swojego wnętrza.
-Jest Sakura?  - zapytałem chłodno. Kobieta drgnęła, ale otworzyła szerzej drzwi ukazując swój za duży i wymięty bordowe dres.
-YYY.. nie – przełknęła ślinę – nie ma, rano się spakowała i tyle ją widziałam – powiedziała brunetka. Oblizała swoje usta, jakby chciała mnie tym do czegokolwiek zachęcić. Było to obleśne, jak na kobietę nawet nie przystoi. 
-Gdzie pojechała? – warknąłem wręcz.
-Nie wiem – powiedziała niepewnie. Jeżeli zebrała jakąś odwagę na flirt w moją stronę to na pewno już ją opuściła. Nic nie odpowiedziałem. Zszedłem do pokoju Ino. Walnąłem trzy razy pięścią w drzwi. Przestało mnie obchodzić, że zda relację Kibie. Nie obchodziło mnie, że on poleci i opowie o tym naszym znajomym.  Zresztą gówno mnie oni wszyscy obchodzili.
Gdy otworzyły się drzwi niebieskie oczy zrobiły się ogromne i przyglądały się z niedowierzaniem, ale i ukrytą ciekawością.
-Ino – zacząłem bez zbędnych wstępów – gdzie pojechała Sakura? – zapytałem obserwując jej osobę. Otworzyła trochę szerzej drzwi przez co miałem wgląd na jej tandetnie urządzony pokój.  Spojrzała na mnie zdezorientowana, jakby nie do końca wiedziała o co chodzi. Przyglądałem się jej chłodno.
-Wyjechała? – zapytała piskliwym głosem. Kiwnąłem głową. – Skoro nic nie powiedziała - zamyśliła się - to pewnie do Konohy, na grób matki i ciotki – rzekła od razu, niewiele rozumiejąc z całej sytuacji. Nie pożegnałem się a odszedłem.  Znów muszę czekać aż przyjdzie. Ile będzie dane mi teraz czekać? Miesiąc, dwa? Ta kobieta nie zna litości, mam wrażenie, że jest większą manipulatorską niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Co gorsze, coraz mniej było mi obojętna.

6.
Stałam w ciemności. Jak najdalej w kącie. Kiwnęłam głową w podzięce za pomoc. Słyszałam jego słowa a także ton głosu. Nie miałam jednak wystarczająco sił iść i mówić co się wydarzyło między mną, a Sasuke Ino. Sama nie rozumiałam czemu tak postąpiłam.  Po dzisiejszym spotkaniu w parku czułam się rozżalona i wściekła na cały świat. Nagle poczułam, że jestem w otchłani i potrzebuję go. Nie tyle co duszy, a ciała i bliskości fizycznej. Ona jest łatwiejsza do otrzymania i dawania. Zeszłam na parter. Spojrzałam na odjeżdżające auto Sasuke i wyszłam z plecakiem na ramionach. To był czas odwiedzin. Czas rozpatrzenia wszystkich za i przeciw, a także załatwienia pewnej sprawy.

-On nie jest dla ciebie – powtarzałam sobie pod nosem. Stałam na dworcu i czekałam na swój pociąg.  Łzy kapały mimo chęci ich powstrzymania.  Ten sen wracał jak boomerang.  Miałam wrażenie, że każdy sen, a raczej wizja, miał dla mnie gorzkie zakończenie. Ale tamten ostatni… Gdy zabijają mnie poderżnięciem gardła, jak prosiaka...  Łzy kapały, ale nareszcie nadeszła wiadomość o nadjeżdżającym pociągu. 
Jeśli miłość do niego zabija mnie za każdym razem, zatem czy warto w to brnąć? Czy to ma być cena za moje szczęście? Przez 21 lat nie rozglądałam się za mężczyznami, bo się ich brzydziłam. Gdy nagle pojawił się on, miłość z innego wcielenia… Szansa na spokój choć przez chwilę?

____________________
Błędów multum: możecie dawać znać gdzie są literówki to poprawię. Rozdział nie miał żadnej korekty.
Edit: Coś tam poprawiłam, dopisałam...

piątek, 4 sierpnia 2017

Rozdział 7

WPŁYW PRZESZŁOŚCI

1.
Obudziłam się z przeszywającym bólem głowy. Przetarłam leniwie oko, by szybciej przyzwyczaiło się do promieni słonecznych, które bezczelnie wdzierały się do ciemnego pokoju.  Przymknęłam oczy, najchętniej oddałabym się jeszcze w objęcia Morfeusza na czas nieokreślony, może nawet na zawsze. Westchnęłam z udręką. Huczało mi w głowie niemiłosiernie. Miałam wrażenie, że ktoś wierci mi w czaszce, a w dodatku ma z tego niezły ubaw. Zgięcie łokci na oczach dawało upragnioną ciemność, a imitując utęsknioną ciemność nocy. Bez snów, bez czarnego obrazu i krzyków, które coraz częściej mnie nawiedzają po zamknięciu oczu. Opuściłam ręką i podniosłam się niechętnie oraz ociężale. Włoski zjeżyły mi się automatycznie na przedramionach. Rozejrzałam się po pokoju, ale… nie znałam tego miejsca. Byłam tu pierwszy raz. Przeszło mi przez myśl, co mogłam robić w nocy, ale nie miałam ochoty wypowiedzieć tego na głos. Pokój był w trzech kolorach: granat, szarość i biel. Względny porządek i ład, zero damskich bibelotów, czy nawet porozrzucanych ubrań. Przejechałam  dłonią po granatowej, satynowej pościli. Dla mnie była to ekstrawagancja, wyrzucenie pieniędzy w błoto na zbędny luksus. Sama sypiam pod najtańszymi pościelami z kory, wyjątek stanowi zaś biała jedwabna pościel od Ino, która obraziła się na rodziców za nieodpowiedni kolor. Chciała ją wyrzucić, więc grzechem byłoby nie zabrać jej i użytkować. W końcu mi nie przeszkadza nieodpowiedni kolor fioletu. Lepsze to niż śmietnik dla zupełnie nowej pościeli. Uśmiechnęłam się pod nosem leniwie na wspomnienie narzuty, której nawet nie wypakowałam z pudełka. Przejechałam jeszcze raz dłonią po prześcieradle i wynurzyłam swoje nogi z łóżka. Palce stóp wsunęły się w mięciutki dywan po mojej stronie łóżka, gdzie granatowe zasłony leżały na ziemi. Dopiero teraz we wkradających się promieniach Słońca zauważyłam, że ubrana jestem w granatową koszulkę, która była dla mnie o wiele za duża. Sięgała mi do łokci, wisiała na piersiach a jej długość kończyła się w połowie ud. Przeczesałam ręką swoje długie włosy, przełknęłam ślinkę i wyszłam z sypialni. Przynajmniej tak ten pokój wyglądał. Trochę drżały mi nogi – to zapewne ze stresu, a ręce zaś zapewne z powodu delirki alkoholowej, którą odczuwałam coraz silniej. Przede wszystkim po wyjściu z sypialni, skierowałam się dość długim korytarzem do salonu – tak mi się zdawało przynajmniej. Uderzyły mnie promienie słoneczne, aż schyliłam głowę a w moich oczach zebrały się łzy. Miałam wrażenie, że oślepłam. Widziałam mroczki.
-Dzień dobry – doszedł do mnie męski, mocny głos. Spojrzałam niepewnie, jakbym dostała obuchem powietrza w twarz. Wysilałam swój umysł, ale nie przypominam sobie abym go wczoraj spotkała. – Kawy? – zapytał lekko. Pokiwałam grzecznie głową i usiadłam na stołku barowym przy kuchennym blacie. Ogromny przeszklony salon, z przepięknym widokiem i biało-drewniana otwarta kuchnia. Mieszkanie jest bezbłędne, bajeczne. Spojrzałam na to co robi Sasuke i  wręcz krzyknęłam.
-Bez cukru! – wyrwało mi się z ust, zanim zdążył zrobić co chciał. Spojrzał na mnie zdziwiony. – Na kaca najlepsza jest czarna – wzruszyłam ramionami nieco skrępowana. Pokiwał tylko głową ze zrozumieniem, ale niczego nie skomentował. Siedziałam więc jak na szpilkach, rozglądając się po pomieszczeniu. Kuchnia była mniejsza od części wypoczynkowej, ale równie przestronnie urządzona. Bez porównania do czegoś na miarę kuchni w moim akademiku. Białe kafelki na podłodze dopełniały wystroju. A wyższa część blatu robiła za odgrodzenie z mojej strony, zaś z Sasuke część użytkową. Po chwili pod moim nosem wylądowała kawa, grzanki i sałatka owocowa. – Dziękuję – powiedziałam speszona i zaczęłam naciągać sobie jego koszulkę aż do kolan. Nagle pojawiła mi się straszna myśl w głowie… W gardle zabrakło mi śliny. Odwagi także mi zabrakło.  – Czy ty mnie…? – wskazałam dyskretnie ręką swój strój. Zaśmiał się cicho, najwidoczniej dzisiaj moje zawstydzenie go bawi.
-Nie, większość zrobiłaś sama – puścił mi niewinnie oczko i upił łyk swojej kawy – ja ci tylko pomogłem – dodał zdawkowo. Wciągnęłam powietrze, ale nic więcej nie  byłam w stanie powiedzieć. Pochłonęłam ze smakiem całe śniadanie, jakie dla mnie przygotował. Nawet sałatkę owocową, po której szczerze mówiąc w moim żołądku przez moment nie było za ciekawie. Ale zapiłam to ostatnimi kroplami kawy i ustało. Siedziałam cicho jak myszka i czułam się niepewnie. Chrząknęłam by zwrócić jego uwagę na swoją osobę. Oderwał wzrok od  codziennej gazety tokijskiej i spojrzał na mnie zdziwiony.
-Czy odwieziesz mnie do domu? – zapytałam cichutko, trochę zbyt słodko i przymilnie. Ale nigdzie nie widziałam swoim ubrań, albo nie zwróciłam na nie uwagi. Zapewne jak wrócę do jego sypialni to one tam będą. „Jesteś ślepa Sakura” mówiłam do siebie. To było i tak najmilsza rzecz, jaką mogłam powiedzieć na swój temat dzisiejszego ranka.
-Tak – powiedział obojętnie - ale wolę żebyś się przebrała – dodał i puścił do mnie zawadiacko oczko. Aż zaparło mi dech w piersiach wyglądał tak beztrosko, niespodziewałam się tego po nim. Kreował się w moim umyśle na silnego mężczyznę, któremu świat mógłby paść do stóp  – Wolisz wykąpać się u mnie czy u siebie? – zapytał spokojnie, jakby to pytanie padło między nami już nie raz. Przeszywał mnie swoimi czarnymi tęczówkami.
-U mnie – odparłam bez namysłu speszona. Nie czując się pewnie pod wpływem jego wzroku.

2.
Czekałem na nią w tym obskurnym pokoiku akademickim. Biednie urządzony, z niewielką ilością prywatnych rzeczy, z podstawowymi zużytymi meblami. Z dwoma łóżkami w pokoju. Pewnie dzieli go z obcą sobie dziewczyną. Przełknąłem ślinę. Za czasów studenckich bywałem w takich pokojach na imprezach, ale zawsze rodzice wynajmowali mi kawalerkę, którą dzieliłem z kumplem lub mieszkałem sam. W zależności od upodobania w danym czasie. Spojrzałem na biurko Sakury, na którym była zakurzona czarna tablica korkowa. Na niej było pełno rzeczy. Jakieś schematy tkanek, plan zajęć, godziny praktyk – tych rzeczy zrobiłem zdjęcie. Liczę, że są to nadal aktualne plany jej dnia i będę wiedział co robi w danym momencie. Jeszcze przyczepionych miała kilka zdjęć, jedno gdy była mała, a dwa inne z Ino.  Na wszystkich była uśmiechnięta od ucha do ucha, lecz jedno przykuło moją uwagę. Jej oczy były smutne, jakby starały się pokazać swoje prawdziwe ja. Oderwałem wzrok od zakurzonej tablicy korkowej i przyjrzałem się Sakurze, która właśnie weszła do pokoju. Miała delikatny makijaż, który tylko podkreślał jej urodę.  Czarny golf, jeansy z przetarciami na kolanach, szybko zarzuciła czarny płaszcz do połowy ud, który delikatną dłonią pogładziła. Spojrzała na mnie speszona, gdy poprawiała rozpuszczone falowane włosy.
-Dziękuję za niego – powiedziała dźwięcznie, a rumieniec na jej policzku robił się coraz dorodniejszy – oddam ci pieniądze  jak najszybciej się da – odparła pośpiesznie. Prychnąłem na wzmiankę o pieniądzach. Wystarczy porównać nasz tryb życia. Ja mam spadek, dobrą pracę, a ona? Dobrze wiem, że Ino daje jej swoje ubrania, gdy jej się znudzą, bądź chodzi po lumpeksach i szuka ubrań tanich, ale w dobrym stanie.
-Przestań – warknąłem zbyt agresywnie, a na moje słowa ta drobna kobieta, aż podskoczyła – Stać mnie na to. Ubieraj się i idziemy – powiedziałem zbyt stanowczo, ale posłusznie ubrała czarne buty do kostki na grubszym obcasie i stanęła na baczność gotowa.  Następnie podreptała za mną, jednak głowę miała dumnie uniesioną.

3.
Gdy jechaliśmy autem z zachwytem przypatrywałam się mu ukradkiem. Ma umięśnione ciało, było widać to nawet pod granatową koszulą, na którą zarzucił czarną skórzaną kurtkę, czarne spodnie i skórzane buty dodawały mu jeszcze więcej pikanterii. Westchnęłam delikatnie. Był ubrany z klasą, gustownie.
Gdy dojechaliśmy do parku Karpi Koi nieśmiały uśmiech wkradł mi się na usta. Miejsce od razu przypadło mi do gustu. Przy wejściu do parku stał mały domek, według mnie replika świątyni Hōryū-ji. Cała w bieli, zapierała dech w piersi.
-Nie podejrzewałam, że lubisz takie miejsca – powiedziałam wysiadając i wciągając w nozdrza zapach drzew. Park był pod Tokio, w samym środku starego lasu. Parking był pełny aut, w końcu dziś niedziela. Rozejrzałam się dookoła i wiedziałam matki śmiejące się do rozpuku ze swoimi dziećmi, ojców którzy nieśli swoje pociechy na plecach. Wyglądali na zmęczonych, ale szczęśliwych. Zazdrościłam im w głębi serce tej sielanki, której ja sama nie doświadczyłam za wiele w swym dzieciństwie.
-No wiesz… - z rozmyślań wyrwał mnie głos Sasuke tuż przy moim uchu – nie ocenia się książki po okładce – po tych słowach wziął mnie za rękę i ruszył w stronę repliki ów świątyni. A na karku ciągle czułam gęsią skórkę spowodowaną jego bliskością.

Chodziliśmy i śmialiśmy się po parku od pół godziny, a jego towarzystwa ciągle było mi mało. Zauważyłam, że rozluźniłam się przy nim, czułam się swobodniej. Być może to powód otoczenia. Park był piękniejszy niż się spodziewałam. Stawy, oczka wodne są tak zgodne z naturą, że nie widać ingerencji człowieka. Natura przy wiośnie budzi się do życia, więc kolory wydają się żywe. Liście, kwiaty - świeże i młode. Ptaki ćwierkają na przemian, a zapach krzewów uspokaja. Drzewa wiśni, zaś zakwitły na dobre. Mam wrażenie, że tak jak moja znajomość z Uchihą, pomimo, że znam go - plus minus - około dwóch miesięcy? Zaczynam zmieniać o nim zdanie. Wzięłam głębszy wdech by uspokoić swoje niedorzeczne myśli. Stając na małym drewnianym pomoście, który miał na czerwonym drewnie białe strzałki, które wskazują drogę odwiedzającym to miejsce. Wrzuciłam kilka ziaren do wody, a karpie jakby wygłodniałe rzucały się,  opętane głodem.
-To w końcu ile masz lat? – zaśmiałam się. Próbowałam go sprowokować do przyjacielskiej utarczki. – Bo coś kręcisz – kpiłam otwarcie z uśmiechem na ustach.
-27, 28 – odparł spoglądając na mnie bacznie – A cóż to za różnica? – śmiał się. Bawiła go ta gra słówek ze mną, równie mocno jak mnie. Odgarnęłam kokieteryjnie włosy za ucho, napawając się promieniami słonecznymi, które na mnie padały.
-Dla mnie duża – zadrwiłam, śmiejąc się otwarcie. – Jeśli masz 27 to możemy się spotykać, a jeśli 28 to jesteś dla mnie za stary – powiedziałam zachowując powagę. Ruszyłam dalej, nie zważając na zuchwałość swoich słów. Stukot moich obcasów odbijał się na deskach pomostu.  Przeszliśmy przez bramę torri do kolejnego zaułka parku.
-Masz żelazne zasady? – zakpił. Miał szelmowski uśmiech na ustach, który zauroczył mnie do reszty. Podejrzewam, że każdej jednej na moim miejscu by zmiękły kolana. Z każdą chwilą działał na mnie coraz mocniej, intensywniej.
-Tak – zaśmiałam się po raz wtóry.  Otarłam swoje oko, bo z rozbawienia poleciała mi łza.
-Mam jeszcze 27 – powiedział teraz całkiem poważnie. Przeszłam obok niego, a na ustach ciągle igrał mi uśmiech.  –A na jesień niestety będę mieć już 28, więc mamy niecałe pół roku by się sobą nacieszyć? – zrobił smutną minkę i puścił mi oko. Odmłodził go ten gest, zauważyłam w tym coś z nastolatka. Nastolatka, który stara się poderwać tym gestem nieśmiałą dziewczynkę.
-Jeśli do tego czasu wytrzymamy ze sobą i będzie miło, może ten jeden – pokazałam wskazujący palec – jeden, jedyny raz nagnę swoje żelazne zasady – powiedziałam poważnie, powstrzymując śmiech.
-Dobrze słyszeć – szepnął i pocałował mnie w policzek. Złapałam się za to miejsce oszołomiona tym delikatnym gestem, który zrobił na mnie takie wrażenie. Zaś na nim  nie wywarło to żadnego wrażenia, ot tak – chciał to dał.

4.
Ciągle miałem obraz jej uśmiechniętej twarzy przed oczami. Jej oczy iskrzyły się z radości, były zupełnie inne od tych, które widziałem na zdjęciu w jej obskurnym pokoiku. Do głowy weszła mi szaleńcza myśl by ze mną zamieszkała, pomimo że nie znam jej zbyt długo, zbyt dobrze. Nie wiem na ile się przede mną będzie w stanie otworzyć. Być może coś Karin umknęło w jej charakterystyce. Westchnąłem, upiłem łyk whisky. Spoglądałem na panoramę Tokio pogrążoną w ciemności, ale w mojej głowie dziś górowało światło. Uśmiechnąłem się do siebie lubieżnie. Pragnąłem jej, tego byłem pewny. Odłożyłem pustą szklankę i ruszyłem do łóżka.
Przejrzałem jeszcze raz jej historię rodzinną. Nie wyglądała na kobietę, która tyle  mogła przejść w swoim krótkim życiu.
-Od 17 roku życia mieszka w internatach i akademikach – westchnąłem. Przypomina mi się od razu jej klatka z szarobiałymi ścianami i zużytymi meblami.  – W wieku 10 lat straciłaś matkę –  szeptałem pod nosem, niestety Karin nie dołączyła żadnego zdjęcia, ale podejrzewałem, że fotografie z dzieciństwa na tablicy było zdjęciem z matką, zapewne ostatnim. Niestety pamiętałem je jak przez mgłę. Wziąłem głębszy oddech. Czytam już to po raz enty, nie jestem w stanie nawet tego zliczyć. Jest mi jej życiorys tak znany, jak granat ścian w moim mieszkaniu.  – Niecały rok spędziła w domu dziecka – mruczałem  monotonnie pod nosem monolog – a od 11 roku życia mieszkała z siostrą matki, Rin Haruno – tutaj było dołączone zdjęcie brązowowłosej kobiety, do której Sakura nie była zbytnio podobna. Raczej wyglądały jak dwie obce sobie kobiety. Przyglądałem się temu zdjęciu już niezliczoną ilość godzin, starałem się znaleźć informacje o tej kobiecie, ale niestety nic, pustka.  Czytałem dalej opis, nie mogąc zrozumieć, że tej kruchej istocie w tak krótkim czasie przydarzyło się tyle rzeczy. Nie widać po niej nawet części z tego co przeszła. – Musisz być twardą kobietą… - powiedziałem pod nosem.  Niestety coraz częściej moje myśli uciekały ku niej. Zastanawiałem się co mogła czuć po tak tragicznej śmierci matki, jak się żyło w domu dziecka przez ten czas, gdy jej ciotka walczyła o prawa do opieki nad nią. Jak układało ci się z Rin, Sakura? Co czułaś na jej pogrzebie, a przede wszystkim dlaczego wraz ze śmiercią matki cała rodzica ojca zniknęła z twojego życia? – Prócz babki… - mruknąłem. Tak Tsunade Sejnu znana lekarka w Japonii, a matka ojca Sakury od 17 roku życia utrzymuję wnuczkę. Wysyła jej śmieszne pieniądze, które ledwie starczą od pierwszego do pierwszego. – Ciekawe dlaczego nie chcesz z nią utrzymywać kontaktu – mruknąłem do siebie. Z tym pytaniem, a także z piękną i roześmianą twarzą Sakury ułożyłem się do snu. Licząc, że będę śnić o pięknej kobiecie.

5.
Z ogromnym uśmiechem na ustach, bo nie pamiętam kiedy miałam tak dobry dzień jak dzisiaj, położyłam się spać. Licząc na jeszcze lepsze jutro, na same dobre rzeczy. Wsunęłam się w chłodną pościel, nie tak delikatną jak u Sasuke, ale równie przyjemną. Nim się spostrzegłam zasnęłam w świetle księżyca.


„-Zabrać ją – rozległ się głos Mikoto. W jej ciemnych oczach płonął gniew i odraza. Spoglądała na mnie jak na karalucha, którego trzeba jak najszybciej wytępić. Przełknęłam ślinkę, przerażona tym co może za chwilę nastąpić. Bałam się wchodzić jej w drogę, a od kiedy jedna z pokojówek podszepnęła jej półsłówkiem o rzekomym romansie moim i Sasuke byłam traktowana jak niechciany śmieć w tym domu. Unikałam go bezskutecznie, zawsze gdzieś mnie znalazł, zagadał czy zaczynał nagabywać. Nie spoglądałam mu w oczy niczym dobra służka słuchająca swej pani. Często rozglądałam się na boki w poszukiwaniu służby, która mogłaby na nas donieść. Doigrałam się, w dzień balu zauważyła nas ruda Katsumi. Pupilka Mikoto-sama. Przełknęłam ślinę z przerażenia. Obok mnie pojawiło się dwóch stajennych.
-Pani Mikoto, w czym mogę służyć? – szepnęłam z przerażeniem. Ta kobieta działała na mnie, na każdą moją komórkę ciała. Przerażała mnie jej pycha, pewność siebie i okrucieństwo.
-Milcz, ladacznico! – krzyknęła, wręcz plując. Nim się spostrzegłam leżałam na podłodze. Zupełnie niespodziewałam się policzka z jej strony, a na pewno nie tak silnego.  Zaparło mi dech w piersi, ale szybko wyrównałam oddech. – Powiedziałam brać ja! – warknęłam na dwóch stajennych. Kojarzyłam ich, ale nie na tyle by stanęli po mojej stronie. To dwóch rosłych mężczyzn około 40 roku życia, nie mogą sobie pozwolić na stratę posady, bo w tym wieku nikt inny ich nie przyjmie. Nie są już tak wydajni jak młodziki. Nim się spostrzegłam byliśmy już na polu, słońce zachodziło. Świeciło dziwnie na czerwono, krwawo wręcz. Przełknęłam ślinę i kolejny raz zaczęłam się szarpać. Upadłam na kolana, które krwawiły i zaczynały piec, gdyż ziemia nie chciała się odkleić od rajstop.
-Nie umiecie się z tą kurwą rozprawić? – usłyszałam wściekły ryk pani Uchihy. Po chwili moja głowa odleciała w prawą stronę, a w ustach poczułam metaliczny posmak. Oczy zaszkliły mi się.
-Pani Uchiha-sama – wychrypiałam ledwo – proszę powiedzieć co się stało – błagałam nędznie. Nic, cisza. Mężczyźni ciągnęli mnie, bo nie miałam już sił się szarpać ani iść. Szli szybko by równać ze swą panią kroku. Gdy zauważyłam linię lasu, przeraziłam się. Chciałam biec w przeciwnym kierunku, ale nie miałam siły. Mężczyźni rzucili mną jak szmacianą lalką, a ja poturlałam się w dół. Spoglądali na mnie niepewnie, zaś Mikoto wyglądała na wytrąconą z równowagi.
-Na co czekacie, śmiecie!!! – warczała niczym zwierzę. Stajenni jak na rozkaz złapali mnie pod pachy i podnieśli. To właśnie wtedy zauważyłam stal, nóż. Naostrzony do granic możliwości, aż  widziałam, że mógłby przeciąć skórę bez trudu.  Odbiłał od siebie promienie zachodzącego słońca.
-Pani Uchiha-sama – zapytał jeden z mężczyzn, ten młodszy chyba. Jego uścisk zelżał na widok metalu – Co zamierza pani z tym zrobić?  - wskazał z przestrachem na nóż.
-Trzymaj ją! – warknęła w jego stronę. Automatycznie złapał mnie mocniej. – A ty kurwo – warknęła spoglądając na mnie z wyższością. Podeszła do mnie, tak że stałam z nią twarzą w twarz. – Myślisz, że wkradniesz się w łaski mojej rodziny? – zakpiła. Uderzyła mnie w policzek z otwartej ręki, ale nie tak mocno jak w rezydencji. – Jesteś zwykłą sprzątaczką – warknęła. Odeszła ode mnie, słyszałam jej przyśpieszony oddech, który starała się uspokoić. Bez rezultatów. Spojrzałam w górę. Miałam wrażenie, że szkarłat ogarnął las. Ptaki nie śpiewały, drzewa nie szumiały. Wszystko było martwe.
-Szmato! – krzyknęła, wręcz charknęła. Całe jej ciało zionęło do mnie nienawiścią, widziałam to jak na otwartej dłoni. – Z upadłej rodziny szlacheckiej – zaśmiała się. – Nie zostawiłaś mojego syna w spokoju, więc musisz za to zapłacić! – przyłożyła mi sztylet do szyi. Nie wytrzymałam z moich oczu poleciały łzy, nie chciałam tak skończyć. Starałam się ze wszystkich sił.
-Proszę, nie… - chlipałam. Jednak moja słabość ją tylko ucieszyła. Była pożywką dla jej duszy.
-Psalm dla moich uszu – mruknęła do siebie. Była obłąkana, widać to było w jej oczach. Mężczyźni zaś stali przerażeni, ale ani myśleli mnie puścić. Z resztą przestałam się szarpać dawno temu.
-Proszę, oszczędź mnie… - dopiero wypowiadając te słowa doszło do mnie, co ta kobieta chce ze mną począć. Co mnie czeka w ten krwisty zachód Słońca.
-Było trzeba mnie słuchać – zaśmiała się czarnowłosa kobieta. Dostałam kolejny policzek.
-Jestem w ciąży – wykrzyknęłam przerażona. – Jestem w ciąży!!! – krzyczałam. Nim się spostrzegłam nienawiść do mnie wzrosła w Mikoto i bez zastanowienia przejechała mi srebrnym sztyletem po szyi. Chrząknęłam głucho otępiała, starałam się nabrać powietrza, ale nie mogła. Przed oczami obraz mi się zamazał, czułam jak robi mi się słabo i niedobrze. Chciałabym zwymiotować, ale nie mogłam. Złapałam się za gardło, jednocześnie upadając na kolana. Stajenni chyba uciekli. Przyciskałam tak mocno, że gdyby nie ta rana to zaczęła bym się dusić. Naglę stanęłam mi przed oczami ciemna postać i zaczęła odrywać mi ręce od rany, wręcz wykręcając mi przy tym palce.
-Przestań to robić ty kurwo! – warknęła odrywając mi ręce od szyi, wbijając paznokcie w moje dłonie. W końcu się jej udało, a moja krew bryzgała wprost na jej drogę ciemną suknię. Przed oczami zaczynało robić się ciemno, przestawałam oddychać.  Moja głowa odchyliła się do tyłu, jak u szmacianej lalki. Nie płakałam. Gdy umierałam ze swym dzieckiem łonie to nie płakałam…”

Obudziłam się przerażona w środku nocy zlana potem. Zapłakana. Dotknęłam swoich policzków – były mokre, a łzy cały czas spływały. Gdy przypomniałam sobie co mi się śniło, łzy ciekły rzęsistym potokiem, a szloch rozdzierał pierś. Zaczęłam łkać, nie mogłam tego powstrzymać. Poczułam czyjąś dłoń na barku, spojrzałam przestraszona na ów osobę.
-Sakura – powiedziała przejęta TenTen. Widziałam w świetle blasku księżyca jej zatroskaną, niewyraźną twarz – Co się stało? – zapytała przejęta, jej głos jednak wpadł w nicość. Chlipałam, jak szalona. Gdy próbowałam coś powiedzieć kolejna fala płaczu mnie zalewała. Tak w kółko przez kilkanaście minut.
-Śniło mi się, że ktoś poderżnął mi gardło – wydobyłam z siebie cienkim, piskliwym głosem. Widziałam przerażone brązowe oczy wpatrzone we mnie.

6.
Gdy rano wstałam byłam bezsilna. Praktycznie nie mogłam już zasnąć w nocy, więc leżałam bezczynnie. W łazience szybko się ogarnęłam, narzuciłam na siebie spodnie i wielki sweter w kolorze khaki, jedyny kolorowy akcent w moim stroju. Zegar pokazywał 5:49, a ja byłam już gotowa do wyjścia. Zagryzłam kciuka. Przewiesiłam torbę przez ramię i wyszłam z akademika. W pierwszym momencie szokiem był silnie wiejący chłodny wiatr. Szybko związałam włosy w kitkę i ruszyłam na autobus. Nie wiem czemu zaczęłam biec, ale gdy wskoczyłam do autobusu – wiedziałam, gdzie chcę wysiąść. Na ulicy, gdzie mieszka Sasuke. Droga mi się dłużyła, a gdy z daleka widziałam już jego wieżowiec czułam niepokój w sercu, ale coś mi w głowie mówiło, że dobrze robię. Biegiem wysiadłam z autobusu i rzuciłam się pędem do windy. Przemknęłam niespostrzeżenie przy portierze. Gdy wyszłam z windy uświadomiłam sobie, że pomyliłam piętra. Przełknęłam ślinę.  W głowie zaczynała toczyć się burza miliona myśli na minutę, a łzy zaczęły się wzbierać. Nie wracałam do windy przebiegłam po schodach dwa piętra. Waliłam, jak oszalała w drzwi. Oddech miałam krótki i urywany, zagryzłam wargę. Zaczynałam wątpić w swój czyn. Usłyszałam szybkie kroki, zapewne Uchiha był zdenerwowany.
-Czego o tej porze? – otworzył zamaszyście drzwi, a na jego twarzy malował się gniew. Jednak gdy mnie ujrzał twarz mu złagodniała, a mnie ogarnęła panika i pytanie „Co dalej? Co teraz?”.
-Sakura – wyszeptał zaskoczony i zdziwiony. Nie odezwałam się ani słowem. Bez pozwolenia wtargnęłam do jego mieszkania.


___________________________________
Przepraszam za zwłokę. Wczoraj starałam się nadrobić, ale nie dałam rady zrobić tego w pełni.
Tych, którzy jeszcze nie wiedzą jestem również na facebook'u! :)
Maruo SasuSaku - zapraszam!