poniedziałek, 26 listopada 2018

Marazm ojca



Nie taki obraz jak go namalowano...
Nie takiego obrotu sytuacji, nie jedno z nas się spodziewało

Życie jak wiatr, pędzi przez świat
przez głupoty marnujemy ze swojego życia tyle lat...


Kosztowało mnie to wiele. Zbyt wiele, jednak musiałem udawać. „Amerykański sen” naszych rodzin rozprysł się jak bańska mydlana, a igła która to poczęła przypominała raczej zdradziecki tasak. Według mnie powinno tu nastąpić samoukaranie, jakie niegdyś stosowano, gdy splamiono honor. Jednak do takiego czynu potrzebny jest honor. Seppuku mogłoby oczyścić jego imię a nasza rodzina przestałaby patrzeć na mnie, jak na zdrajcę. Czemu ci hipokryci nie zaproponowali tego rytualnego samobójstwa poprzez rozcięcie brzucha? To zbyt oczywiste bym musiał to mówić. Madara Uchiha jest winny zarzuconych mu czynów, a hara-kiri by go nie uchroniło. Nie uchroniłoby jego duszy przed tym, czego dokonał w swoich niskich żądzach.


Spoglądałem na jedyny cud, który mi pozostał. Na słodką córeczkę, która teraz po niecałym roku przestała płakać nieustannie i pytać „Gdzie mamusia?” przekręcając głoski w wyrazie. Miała lekko zaróżowione policzki, które nadymała jak własna matka, gdy próbowała coś zrobić. Niestety z wyglądu była do mnie podobna. Miała to dwie strony, dobrą oraz złą. Dobrą, gdyż jej widok tak nie bolał po jej śmierci. Złą, bo obecnie pragnąłem tego widoku. Chciałem mieć jej cząstkę bliżej siebie, a nie tylko fotografie. Jednak miałem Saradę, coś czego strzec muszę niczym oka w głowie, największego skarbu, jaki w życiu otrzymałem.

Sakura była moim światełkiem w tunelu. To dla niej wstawałem każdego ranka, starałem się dać jej wszystko na co zasługiwała. Nasze życie nie było sielanką, ścieraliśmy się jak każda para. Kłótnie na początku wspólnego mieszkania razem doprowadzały mnie do istnej furii. Dziś o nie błagam Boga.
Nienawidziłem, gdy jej długie, różowe włosy miałem wszędzie, one były wszędzie. W maśle, w zlewie, czystym kubku, moich ustach, czy ubraniach. Dziś chciałbym na nie przeklinać, jak dawniej.
Krew wrzała we mnie, gdy widziałem wyciągi z konta. Nowe buty, szafka, czy kosmetyki. Warczałem w jej stronę niczym wściekły pies, a jednak teraz mam tyle pieniędzy, iż nie wiem na co je wydawać. Brakuje mi jej lekkiej ręki.
Brakowało mi cierpliwości, gdy dzwoniła do mnie ponieważ na pulpicie „pali się jakieś coś i nie wie o co chodzi”, więc jechałem przez miasto by sprawdzić czy wszystko jest dobrze z jej autem. Było. Kontrolka paliła się, gdyż Sakura nie sprawdziła stanu oleju nim nie pojechała do pracy. Olej się skończył. Teraz patrzę na telefon i proszę by zadzwoniła, nawet jeśli miałby to być telefon, że znów wlała benzyny do diesla.
Gdy zaszła w ciąże poszedłem wypić spore ilości alkoholu, bo wierzyłem innym, że chciała złapać mnie na dziecko. Tak, złapała mnie – swojego już męża – na wymarzone dziecię. Marzyłem, że będzie w tym błogosławionym stanie jeszcze kilka razy. Marzyła nam się mała gromadka dzieci. Dziś rodzina jest tylko mniejsza. Serce krwawi.

Każdej nocy, gdy kładę się do łóżka czuję jej zapach. On nadal unosi się w pokoju. Cały czas leży niedoczytana książka na jej stoliku nocnym. W garderobie są jej ubrania, a kosmetyki plączą się w łazience, chociaż staranniej poukładane. A ścianę w salonie zdobią nasze zdjęcia. Z nią… z jej uśmiechem oraz błyszczącymi szmaragdowymi oczyma.

Przez pierwszy miesiąc w mojej głowie świadomość podsuwała co rusz inne sceny. Czy cierpiała? Słyszałem jej krzyk, rozdzierający gardło i mnie na pół. Czy się bała? Widziałem jej rozszerzone źrenice, słyszałem szybszy oddech i głuche dudnienie serca. Czy starała się uciec? Może gdyby nie było z nią dziecka…

Niejeden raz budziłem się z dziką furią w nocy. Słyszałem jak mnie wołała, gdy była gwałcona. Prosiła o pomoc, szlochała tracąc dech. Natomiast ja tylko się przyglądałem. Widziałem ją i widziałem jego. Jego oczy zachodziły mgłą, a źrenice rozszerzyły się tak bardzo, iż nie widać było tęczówek. Wydawał zwierzęcy charkot z ust. Parł w nią, parł nie zważając uwagi na nic. Jej krzyki, rozpacz, ból. To było gorsze niż zwierzęcy instynkt. Gdy tak przyglądałem się mu miałem wrażenie, że tarcie tylko potęgowało jego pobudzenie seksualne. Przecież ten skurwiel rozdzierał jej ciało i duszę na pół! Jaki mężczyzna tak robi? To się ciągnęło i ciągnęło, a ta drobna kobieta opadała z sił. O czym wtedy myślałaś Sakura? Czego pragnęłaś? Nie bałaś się o Saradę?

Widok tej łajzy na rozprawie był obrzydliwy. Chciałem wstać i dać mu w ryj, po prostu. Wsadzić kij w dupę, żeby wiedział jaki to ma smak. Gorzki, kurwa, a nie słodki. Jeśli bym musiał to sam bym to zrobił. Rzygać mi się chciało, gdy widziałem jego pewność siebie. Ten bezczelny uśmiech, który mówił, że wyjdzie wolno bo „nic na mnie nie macie”. Nie był bym tego taki pewny, męska kurwo. Powtarzałem sobie w kółko i w kółko, że przelicza się. Dostanie to na co zasłużył. I dostał. Za mało, zdecydowanie za mało. Pragnąłem krzesła elektrycznego, stryczka czy czegokolwiek. Bo on, kurwa jasna, żyje. A ten niewinny anioł nie. Sprawiedliwość? W dupie mam taką sprawiedliwość.

Wstawałem kilka razy w nocy do córki. Bo płakała. Bo krzyczała. Bo wzywała własną matkę, ale ona nigdy nie przychodziła. Czuję, że tak jak ja pragnęła chociaż na chwilę ujrzeć ten rozświetlający noc uśmiech.
Tuliłem ją dniami i nocami. Rozśmieszałem ją, jak mogłem. Tłumaczyłem, że mamusia nie wraca bo nie może. Nigdy nas nie porzuciła. Ona walczyła o ciebie i za ciebie, skarbie.
Boję się dnia, który nadejdzie, a na pewno przyjdzie. Zapuka do bram czeluści i zapyta „Dlaczego mama nas zostawiła?”. Kto mi powie – jak wytłumaczyć dziecku, że są źli ludzie na ziemi, bardzo źli, niewyobrażalnie demoniczni ludzie? Gorsi od zwierząt. I jak będę miał jej wytłumaczyć śmierć? „Ten nikt” miał kaprys? Zachciankę? Tak niebywale mocno wymieszał się we mnie żal ze złością, iż mam wrażenie niezwykle wyraźne – jedno bez drugiego już nie istnieje.

Zniosłem nienawiść rodziny. Współczujące spojrzenia przyjaciół, sąsiadów i obcych. Żal i bezsilność rodziców mojej ukochanej. Sam nie zniosłem jeszcze jej śmierci. Żałoba będzie we mnie już do śmierci.

Próbowałem do niej dołączyć. Przystawiłem broń myśliwską pod żuchwę. Położyłem się na łóżku. Trzymałem palec na spuście nabitej broni. I kiedy miałem już to uczynić… czułem, jak coś odbiera mi czucie w dłoniach. Oddychałem szybko, piekło mnie gardło. Widziałem ją. Widziałem Sakurę. Piękną, anielską, spokojną. Na ustach nie igrał uśmiech, nie była wyraźna, ale wiedziałem, że to ona. Domyśliłem się czego oczekiwała i na co nie chciała pozwolić. Jej szmaragdowe oczy nie błyszczały, wyglądały na zrezygnowane. Poczułem chłód w sercu, wiedziałem że zawiodłem ją. I nagle moje zmysły dwukrotnie mocniej odebrały chłód stali przyłożone do skóry. Chłód ten palił.

Żyję tylko dla niej. Tej kilkulatki o bystrym spojrzeniu. Była moim światłem w tunelu. Teraz to dla nie wstawałem, co rano. Wszystko robiłem dla niej. Jeśli ktoś by ją skrzywdził, zabiłbym bez mrugnięcia okiem. Mała, niewinna istota. Czy jak dorośnie będzie do Ciebie podobna, Sakura? Ma twoje spojrzenie, ale kolor oczu mój. Ma twój uśmiech, ale rysy twarzy moje.

Nigdy się z tym nie pogodzę. Czy cierpiałaś? Wiem, że tak. Zostałaś zbrukana i zadźgana. Jak dzikie zwierzę. Pamiętam ten rozdzierający duszę krzyk, pamiętam smak goryczy w ustach. Smak żółci. A teraz pozostał mi grawerowany pomnik z twoim zdjęciem. Nie zasłużyłaś na taki. Najwspanialsza żona, kochana matka, dobra córka.

Twój obraz w mojej głowie. Czasem widzę cię uśmiechniętą, a niekiedy zakrwawioną. Jak mam żyć. Jak mam myśleć? Gdy przyjdzie czas będę cię błagać byś w końcu po mnie przyszła. 




_________________
Od autorki: Jeśli zauważyliście to coś na kształt kontynuacji jednopartówki "Miłość matki" (kto nie czytał - niech to zrobi!). Czy kontynuacja tego to był dobry pomysł? Sama nie wiem, wyszło to spontanicznie! A dawno żadnej jednopartówki nie dodałam. Wpisuje się ostatnio w moje chorobliwe złe zakończenia.
Przeczytane? Zostaw ślad, nawet niewielki! Motywujesz do częstszych publikacji tym! :D
Pozdrawiam Miśki 


wtorek, 20 listopada 2018

Rozdział 14


KTO POTRZEBUJE SERCA, JEŚLI MOŻE ZOSTAĆ ZŁAMANE?

1.
Nie unikam go. Zaakceptowałam go w swoim życiu, jako dobrego znajomego. „Tylko” bądź „aż” na tyle mnie po tym wszystkim stać. Nie wrócił nigdy do tego, co powiedziałam w obłąkaniu na temat snów, ku mojej uciesze i uldze. Witaliśmy się ze sobą, a gdy zobaczyliśmy się na mieście wymieniliśmy kilka zdawkowych zdań. Natomiast kiedy zauważyliśmy się gdzieś z oddali, a któreś się śpieszyło, kiwaliśmy w geście pozdrowienia. Po prostu dobrzy znajomi, którzy kiedyś mieli… No właśnie, co? Przygodę dłuższą niż na jeden raz? Romans? Ta druga opcja brzmi zdecydowanie lepiej. Jednak sama przed sobą nie mogę się okłamywać – serce wali mi szybciej, gdy go widzę. Westchnęłam z niemocy oraz z dezaprobaty na temat swoich myśli, które znów zeszły na niego.

Przetarłam czoło z potu. Lipcowe słońce grzało w najlepsze, jednak ku mojej radości zapakowałam ostatni karton z rzeczami Ino do jej nowiutkiego auta. Był to srebrny Mercedes klasy C, a dokładnie W203 Coupe W203, czy jakoś tak. No cóż, w porównaniu z autobusami miejskimi, którymi ja się tłukę to najprawdziwszy luksus. Zamknęłam delikatnie bagażnik, a Ino wyszła z wielkim uśmiechem na ustach, przewieszoną torebkę przez ramię i obszernym plikiem dokumentów w dłoni.
- Wsiadaj Sakura! – krzyknęła uradowana podając mi ów papiery. – Czas na wspólny, nowy początek poza tym obskurnym akademikiem – zrobiła zgorszoną minę. Wsiadłyśmy do jej auta i pojechałyśmy do naszego małego, ale przytulnego dwupokojowego mieszkanka. – Całe szczęście to blok studencki – rzuciła z zawadiackim uśmiechem na ustach, ruszając brwiami w górę i dół. Wolałam zostawić wszelkie komentarze dla siebie, jak to wygląda i jak ja odebrałam ten gest. Ino to zwykła „zbereźna białogłowa”, jakby to niegdyś pan na włościach powiedział.

Nowe mieszkanie miało dla mnie niestety słodko-gorzki smak. Mieszała się także duma z obawą o samo utrzymanie związane z rachunkami. W akademiku płaciło się za miejsce do spania, a teraz trzeba martwić się i rachunkami za media, czy Internet. Czułam się niczym niezależna mała-dorosła, ale jak wszystko i ta sytuacja ma dwie strony medalu. Mieszkanie z Ino, tą przeuroczą blondynką, przerażało mnie w pewien sposób. Dostałam stypendium socjalne, papiery o stypendium naukowe złożyłam, staż w szpitalu załatwiony, niby wszystko dopięte na ostatni guzik. Być może nie są to wielkie pieniądze, ale są. Moje, własne, zapracowane. Dla mnie obecnie to jest najważniejsze. Jeżeli będzie trzeba to pójdę dorobić do jakieś kawiarni na dwa dni w tygodniu. Trudno, życie jest ciężkie, nikt mnie nie będzie utrzymywać, kupować dodatkowego proszku do prania, a po telefonie do mamy nie otrzymam gotowych dań w słoiku. Mam też świadomość, że pierwsza praca nie pozwoli mi żyć na wysokim poziomie. Jednakże te pierwsze doświadczenia w zawodzie, nawet jeśli to staż, to przepustka do wspaniałej przyszłości. Ku memu szczęściu nie jestem przyzwyczajona do życia ponad stan.

Rozejrzałam się po swoim pokoju. Miał on plan prostokąta, a na krótszej ścianie było sporych rozmiarów okno. Pod nim zaś stał niewielki szary narożnik, który miał funkcję spania. Przed narożnikiem znajdował się biały stół, który sama zrobiłam z palet, a obok biało-drewniana komoda. Z drugiej strony pokoju stało biurko z białym blatem, a drewnianymi nogami. Do kompletu dokupiłam białe krzesło. Nad biurkiem było pełno pozawieszanych półek na książki i ozdoby. Podłoga miała kolor drewna z brzozy, a ściany - kolor jasnoszary. Posiadałam też dywanik w zebrę pod stolikiem z palet oraz niewielkich rozmiarów telewizor naprzeciwko narożnika. Czułam, że to odpowiada mojej estetyce. Brakowało jeszcze tylko tego małego wazonu, który trzymałam w dłoni i kwiatów. Kwiaty lilii, ich zapach przypominał mi perfumy mamy i cioci Rin. Zapach ten oddalał ode mnie każdą troskę i zmniejszał żal po ich stracie. Odwróciłam się by wyjść z pokoju. Cóż, jedyne co nie pasuje to ta wielka szafa z jasnego drewna, ale lepsza ta niż żadna. Ino chciała ją wyrzucić, więc nie mogłam pozwolić by to zrobiła. Gdzie bym trzymała te moje trzy ciuchy na krzyż? Zaśmiałam się pod  nosem. „Witaj w domu Sakura” szepnął mi cichy głos dumy w mojej główce. Tu zaczyna się moje godne życie, a nie wegetacja.

2.
Co było nieuniknione tego wieczora? Domówka na cześć nowego mieszkania, które wynajmuję razem z wielką wielbicielką wszelkich splendorów. Całe szczęście znam Yamanakę na tyle, że zdążyłam się na tę „nieplanowaną imprezę” przygotować mentalnie. Prawda jest taka, że przez te kilka miesięcy dzięki niej i jej wypadom zdobyłam prawdziwego przyjaciela. Nie liczę, że wyjdzie z tego coś więcej. Szczerze powiedziawszy nawet bym nie chciała tego. Liczę tylko na to, że on ma podobnie, że nadajemy na tych samych falach. Nie mam zbyt wielu przyjaciół – a tak naprawdę to mam jedną przyjaciółkę i wzbogaciłam się o jednego przyjaciela, który może ma głupkowate poczucie humoru, ale jest lojalny. Co do Karui ze szpitala, mam mieszane odczucia, ale to na pewno rozwiąże się w najbliższej przyszłości. Ostatnio zrobiła się zbyt dociekliwa na temat tego z czego żyję, utrzymuję się i jak pracuję. Mam wrażenie, że ktoś nią steruję. Jednak zamiast bawić się w dociekliwego detektywa powinnam zdać sobie sprawę, że wścibstwo to nie grzech, a raczej normalna rzecz; zwłaszcza u kobiet. A po drugie nie jestem ani pępkiem świata, ani nikim ważnym by kogoś to interesowało. Ot, sierota jak każda inna.

Impreza rozkręciła się na dobre. Wszyscy dobrze się bawili, a mnie przerażała ilość chipsów i innego syfu na wykładzinie w salonie. Jestem ciekawa, kto to wysprząta... Przyjrzałam się towarzystwu. Kiba podchmielony dawał upust swojemu drugiemu błaznowatemu „ja”, Naruto mu wtórował, Ino rozmawiała zawzięcie z jakąś swoją bliższą koleżanką Kurotsuchi. Co ciekawsze, ta czarnowłosa kobieta miała ponad trzydzieści lat, a przyszła z Konohamaru. Kim był Konohamaru? Całkiem przystojnym brunetem, lecz nie w moim guście. Posiadał poczucie humoru w skali jeden do jednego, jak Naruto, co wcale nie było dziwne… bo tych dwóch to kuzyni. Poznałam także Shikamaru i jego piękną (już!) żonę Temari. Miała kocie spojrzenie i cięty język, według mnie to ona nosiła w tym związku spodnie. Przypadłyśmy sobie do gustu. Jednak wszyscy ci ludzie to poziom Ino, nie mój. Dobre domy, bogaci rodzice, fundusze na własne interesy, czy mieszkanie w spadku. Oni mieli to wszystko, oni byli bez trosk o żywot, a jedynie o to czy poziom życia nie przerośnie ich przychodu. Nie pojawił się Sasuke, ponoć ma się spóźnić, co jest duże lepsze dla mnie. Miniemy się. Z rozmyślań wyrwała mnie wrzawa krzyków Naruto i Kiby, którzy zaczęli pośpieszać towarzystwo do wyjścia. Dziewczyny przy drzwiach zakładały już szpilki i lekkie skórzane kurtki na letni wietrzyk. Krzyki, śmiechy i ogólny rozgardiasz. Pomachałam rozbawiona głową w stronę Ino, która pokazywała mi usta ułożone w podkówkę. Wiedziała, że nie mogę iść. Mogę uczestniczyć w posiadówce, ale niestety nie mam czasu ani siły by jechać z nimi i iść w „tango”.
- Słonko, na pewno z nami nie jedziesz? – zapytała ironicznie Kurotsuchi. Spojrzałam na jej usta ułożone w lekki, zołzowaty uśmieszek. No tak, zrobi wszystko by mi pokazać z jakich nizin społecznych się wywodzę. Westchnęłam i przykleiłam do swojej twarzy ogromny uśmiech.
- Niestety – wzruszyłam lekko ramionami. – Ale mi nikt nie opłaci rachunków, a dobry zawód wymaga wyrzeczeń – po czym puściłam jej oczko. Usta lekko jej drgnęły, ale miałam wrażenie, że nic jej nie ruszy. Nic od kogoś, kto ma szczuplejsze konto bankowe od niej. Wydra.
- Pa! – machnęła ręka i zaczęła mnie ignorować. Słaby ze mnie kompan. Spojrzałam na drzwi, dziewczyny już pewnie czekają na taksówkę na dole przed blokiem. Chwila wytchnienia i trochę snu. Nagle poczułam dłonie na swoich biodrach i ciepły oddech. Zrobiło mi się dziwnie, a od zapachu sake trochę mnie mdliło.
- Na pewno nie idziesz Sakura-chan? – to był Uzumaki. Po pijaku miewał lepkie ręce do każdej kobiety. Zdążyłam go poznać, jeśli o to chodzi. Zachichotałam na wspomnienia o podbojach z kobietą o imieniu Fu; nigdy nie wyjdzie to z mojej głowy. Trochę, a nawet bardzo – ta opowieść odebrała mu seksapilu w moich oczach.
- Nie, poranna zmiana czeka – wzruszyłam ramionami. Tylko przytaknął w geście zrozumienia i jego usta dotknęły mojego policzka, lekko cmokając
- Miłej samotnej nocy! – krzyknął i puścił mi oczko. Następnie słyszałam, jak woła całą hołotę by na niego zaczekali. Spojrzałam na brudne naczynia zrozpaczonym wzorkiem. Szybko to ogarnę, a jutro zmyje Ino, oby.

3.
Siedziałam w łóżku pod kołdrą. Tępo wgapiałam się w telewizor, ale niewiele wynosiłam z programu, który właśnie był emitowany. Po prostu nie mogłam zasnąć. Posprzątałam, umyłam się i nic. Sen nie przybył. Włączyłam telewizor licząc na jakiś nużący program, ale i to nie pomagało. Nie czułam by moje powieki robiły się ociężałe, a zbliżała się północ. Na ósmą mam być już w szpitalu, a odprawa rozpoczyna się piętnaście minut przed pełną godziną. Dobrze, że poprosiłam o późniejszą godzinę. W życiu nie dałabym rady być tam na szóstą.
Chciałabym już spać, oddać się w objęcia Morfeusza czy innego bożka od snu. Cokolwiek byle zasnąć. Westchnęłam z rozpaczy. Wtem ciszę mieszkania przerwał dzwonek do drzwi. Czyżby Ino wróciła? Ledwie dwie godziny temu wyszli, zagryzłam wargę. Pierwsza myśl była taka, że zignoruję ten dzwonek – może pomyłka. A druga – ta prawdziwa – to fakt, że boję się otworzyć, a nawet podejść do drzwi frontowych mieszkania. Niestety moje modły nie zostały wysłuchane, gdyż dźwięk rozniósł się kolejny raz. Skapitulowałam, to musi być Ino. Może z radości nawaliła się w sztok i została eskortowana już do domu przez towarzystwo. Moje gołe stopy dotknęły chłodnych paneli. Wzięłam głębszy oddech, gdyż niestety nie posiadamy wizjera w drzwiach – moja największa udręka w tym mieszkaniu. Otworzyłam drzwi i zaparło mi dech w piersi, a serce załomotało. To nie był dobry moment na to spotkanie. Poczułam się nieswojo w krótkich, satynowych spodenkach i koszulce na ramiączkach. Zbyt skąpo ubrana, w dodatku nie miałam na sobie stanika. Przełknęłam ślinę.
- Impreza się skończyła? – do moich uszu doszedł ochrypły, męski głos. Cały czas potrafił mnie rozbudzić, nadal miał w sobie to coś, co rozpalało mnie od środka. Otrząsnęłam się z letargu.
- Nie – odparłam tępo, przyglądając się męskiej budowie Sasuke. Stał w cieniu, nie mogłam dostrzec wyraźnie jego oczu, jednak czułam że próbuje mnie zlustrować pomimo tego, że przeszkadzają mu drzwi, za którymi kryję się niczym mała dziewczynka.
- Skoro się nie skończyła to gdzie są wszyscy? – zapytał. Jego ton mówił o irytacji. Przeszedł mnie dziwny dreszcz, a chłód przenikał moją skórę. Chyba dobrze, że tak się dzieję. Musimy traktować się jak przyjaciół, znajomych… obcych sobie ludzi? Przełknęłam ślinę,  czułam jak zasycha mi w gardle. „Powiedz coś głupia!” mówił mi mój głos rozsądku.
- Przenieśli się do klubu, chyba gdzieś niedaleko Sumidy – powiedziałam precyzując swoją niezbyt inteligentną wypowiedź. Sasuke nie spoglądał na mnie, wręcz unikał mojego wzroku. Miałam wrażenie, że w jego głowie toczy się zacięta walka z demonami, które posiadał. A niestety jestem pewna, że ma ich sporą gromadę. Ta cisza, która rozległa się między nami była nienaturalna, nacechowana wyrzutami i żalem. Był to żal i gorycz Sasuke w moją stronę, o ironio.
- Dzięki – odpowiedział zdawkowo i jego czarne oczy spoczęły na mojej twarzy na ułamek sekundy. Niby niezauważalnie, ale jednak odczułam to w środku. Coś tam się skurczyło, serce zaczęło przyśpieszać. Suchość w ustach odebrała mi odwagę oraz głos.
Odszedł. Odwrócił się po śmiesznej odpowiedzi, po komicznym dialogu między nami. Aż ciężko mi uwierzyć, że cokolwiek między nami było. Poczułam jakby był to sen, oddalony o kilka wieków ode mnie. Sama nie wiedziałam czy tęsknie za jego bliskością pomimo tego wszystkiego, co się wydarzyło. Czy tęskniłam? Chyba… Może… Sama już tego nie wiedziałam, byłam rozdarta. Serce, a rozum nie chcą iść w porze. Jednak, gdy pierwszy mężczyzna, któremu się oddałaś zaczyna traktować cię jak powietrze zaczynasz się gubić. Spada samoocena, wiara w siebie, a co gorsza zaczynam wierzyć, że to ja zrobiłam coś złego nie on. Być może swoim uporem zniszczyłam jedyny związek z mężczyzną jaki miałam. Pytanie tylko, czy kiedykolwiek będę mieć jeszcze szansę stworzyć coś z kimś innym?

4.
Od przeprowadzki minęły prawie trzy tygodnie. Długie, ciągnące się dni lipca dawały mi się we znaki, także z przyjemną błogością przyjmę za te parę dni sierpień. Jednak te mijające dni miały w sobie wiele powtarzających się sytuacji. Od tych, których się spodziewałam po te, co dziwniejsze. Zwyczajne i oczekiwane było dla mnie, że Ino Yamanaka, moja przyjaciółka, siedzi większą część dnia w mieszkaniu Kiby. Wydaje mi się, że tak naprawdę to ona tam mieszka, a ja jestem przykrywką dla jej rodziców. Szkoda pieniędzy, ale brawo za pomysłowość. Liczę tylko na to, że są na tyle odpowiedzialni, że się zabezpieczają i nie zostanę ciotką zza ściany. Nie wytrzymałabym tego. Czułabym się sama, jak matka w takiej sytuacji. Dziwniejsze za to były pytania i zachowanie Karui. Niby każda z nas złapała staż na innym oddziale, ale czasami się spotykamy na lunchu. Niekulturalnie byłoby się unikać. Ku mojej rozpaczy to ona rozpoczynała rozmowę, a zwykle to było zarzucenie mnie pytaniami typu: „Gdzie mieszkam teraz? Chyba nie w akademiku? Z kim się spotykam? Czy mam jakąś dorywczą pracę?” i tak dalej. Ogólnie pyta o sprawy, o których savoir-vivre milczy lub mówi stanowczo: „STOP! Nie!”. Cóż dziwniejsze było, gdy to ja rozpoczęłam konwersację. Do dziś pozostał mi niesmak.

„Widziałam, jak siedzi tyłem do głównego wejścia na stołówkę. Zaryzykowałam podejściem i zajęciem miejsca naprzeciwko tej złotookiej kobiety. Wyglądała na zdziwioną moim podejściem i pewnością siebie. Kiwnęła głową na przywitanie i przeżuwała intensywnie swoją sałatę z jarmużu. Spojrzałam na to z niesmakiem. Zawsze mnie dziwiło, że to zielone „coś” komukolwiek smakuje. Osobiście preferuję japońską tradycyjną kuchnię z sushi na piedestale. Przygryzłam delikatnie swoją wargę. Jak już się przysiadłam mogłabym zacząć rozmowę,ale nic specjalnego nie przychodziło mi do głowy. Spojrzałam na swoją tacę z jedzeniem, na której było sukiyaki.
- Męczący dzień, co? – palnęłam patrząc na swoją potrawę, która nie zachęcała mnie do jedzenia.
- Trochę tak, ale na pediatrii jest dziś spokój. Z resztą chyba przeniosę się na ginekologię – mruknęła Karui. Miałam wrażenie, że mówi to bardziej do siebie niż do mnie. Zawsze to jakiś postęp. Nie mogę w końcu wybrzydzać w znajomych, nie posiadam ich za wiele. Szydziłam sama z siebie.
- A jak twoje sprawy sercowe? – zaśmiałam się. Pamiętam, że przychodził po nią cały rok pewien brązowowłosy, pulchny chłopak. Wyglądał na bardzo sympatycznego z sercem na dłoni.
- Do przodu – mruknęła zrzędliwie. Rozmowa, jak się patrzy. Za chwilę gęby nam odpadną, bo tak dużo słów z nich wychodzi.
- Nadal jesteś z tym, tym? – puściłam oczko. Musiałam jakoś zagrać, gdyż nie mam pamięci do imion, albo po prostu zapomniałam, jak się nazywa, gdyż dawno o nim nie rozmawiałam z Karui. Ta dziewczyna w przeciągu kilku miesięcy zrobiła się strasznie dziwna. Skryta, a jednocześnie wścibska. Każdy zna taką osobę, która niewiele mówi o sobie, ale wszystko chcę wiedzieć o innych. To właśnie w tę stronę zmierza ta śniada dziewczyna.
- Tak – mruknęła, ale słychać było zawahanie w głosie. – To znaczy nie – warknęła do siebie, jakby nie chciała mi o niczym mówić. – Eh, to nie Twoja sprawa. Interesuj się swoim życiem – po czym wstała i wyszła, nawet na mnie nie spoglądając. Nic a nic nie dziwię się mężczyznom, kobiety są dziwne.”

Ale jeszcze dziwniejsze od zmiany osobowości o sto osiemdziesiąt stopni Karui był list, który trzymałam przed sobą od godziny. Bałam się go otworzyć. Miałam wrażenie, że jeśli tylko to uczynię to czarna otchłań mnie pochłonie, przeżuje i wypluję. A przede wszystkim przerażał mnie nadawca ów listu, a raczej zdanie pod adresem nadawcy.
Pełnomocnik Tsunade Senju” i aż włoski stanęły mi dęba na całym ciele. To nie wróżyło niczego dobrego.

5.
- Sakura coś Ty taka markotna? – mruknęła Ino znad swojego talerza. Zrobiła spaghetti na obiad, gdyż zaczęła interesować się kuchnią włoską. Skąd jej się to wzięło? Nie mam pojęcia, wolę chyba nawet nie pytać, bo czasem się przerażę. – Nie smakuje Ci, czy co? – mruknęła i niepewnie powąchała makaron na swoim widelcu. Westchnęłam, dalej przebierając bez sensu w jedzeniu. Co mam jej powiedzieć? Od kiedy przeczytałam list od mojej kochaniutkiej babci wszystko mi się w środku skręca z przerażenia i stresu. Nie ma to jak rodzinka, przecież. Na niej zawsze można polegać. Żałuję tylko, że mój ojciec kryję się wiecznie za plecami tej starej jędzy. Gdybym go tylko spotkała - wszystko bym mu wygarnęła. A co mogę zrobić z Senju? Nic! Jeśli tylko będzie chciała uprzykrzy mi karierę zawodową, a nawet wykluczy z tokijskiego świata medycznego. Przeprowadzka do Kioto? Przeprowadzka gdziekolwiek? Czy nie myślałam o tym? Oczywiście, że tak! Ale na miłość boską, nie stać mnie na takie przedsięwzięcie. Cały spadek po Rin utopiłam w tym by przenieść się do Tokio i rozpocząć studia. Bez rodziny, wykształcenia czy koneksji w Japonii jest się marginesem społeczeństwa. – Halo! Ziemia do Haruno, ziemia do Haruno – zaczęła mi machać Ino rękoma przed twarzą, a jej niebieskie oczy wyglądały na zbulwersowane moim nietaktem w jej stronę.
- Nie, jest dobre – odparłam beznamiętnie, dalej bawiąc się swoim jedzeniem na talerzu. Poczułam ścierpniętą rękę, więc przestałam opierać o nią swoją głowę.  Cieszyłam się, że nie zachlapałam stołu, jaki mieści się na końcu aneksu kuchennego. To mieszkanie wygląda raczej, jak z katalogu europejskiego niż japońskiego. Jedyny japoński aspekt to fakt, że Yamanaka poustawiała meble zgodnie z zasadami feng-shui.
- Aha – teraz ona załapała bakcyla ode mnie. Był to bakcyl „mam życie do dupy”. Jakby nie patrzeć, to z tego względu jestem przyjaciółką-marzenie! Jeżeli myślisz, że coś ci w życiu nie wychodzi wystarczy, że zapytasz co u mnie. Takich przyjaciół się szanuje, bo w końcu nic tak nie cieszy drugiego człowieka, jak nasze nieszczęście. – Dobra Haruno – Ino walnęła delikatnie otwartą dłonią w stół, ale tak bym zwróciła na nią swój wzrok. Teraz jej twarz mówiła, że jest na mnie wkurzona. – Gadaj co jest, a jak nie to wydłubie Ci oczy widelcem – warknęła groźnie. Jak na tak łagodną istotę ma mocny i donośny głos. Przełknęłam ślinę i przetarłam swoje oczy.
- Moje życie to jeden wielki kanał. Jeśli wychodzę z jednego gówna to natychmiast wpadam w kolejne! A jeśli i z tego wyjdę to wpadam w szambo. I tak jest non stop, jestem jak taki krąg ludzi bez szansy na lepszą przyszłość.
- Do brzegu Sakura – powiedziała lekko speszonym tonem, lecz jej oczy ani na moment nie przestały mnie lustrować.
- Tsunade Senju wysłała mi list poprzez swojego pełnomocnika – mruknęłam z gulą w gardle. Usłyszałam jak Ino wypuszcza powietrze i mówi bezgłośne „aaaaa”. – Tak, dokładnie jedno wielkie „A” – rozdziawiłam usta niczym wieloryb. – Chodzi dokładnie o to samo, co zawsze – mruknęłam zirytowana. Bogata baba, a wyssała by ze mnie każdy grosz, który jej rodzina kiedykolwiek mi dała. To nic, że prawo zapewnia na moją edukacje alimenty, które mój ojciec musi płacić. Ale nie, on tego nie robi – robi to jego skąpa matka. Gnój nie ojciec.
- Wiem, że nigdy nie byłam w Twojej sytuacji i nie jestem w stanie Ci pomóc, ale co zamierzasz zrobić z tym okropnym babskiem? Mnie osobiście ona przeraża – powiedziała. Jej ton mówił, że mi współczuje, co było jeszcze gorsze. Dodatkowo wcale nie dodawało mi to otuchy, lecz nie wiedziałam w jaki sposób mogłaby mi pomóc.
- Nie wiem – mruknęłam zrezygnowana. Obecnie byłam zniechęcona swoim życiem. – Ona chce spotkać się w sądzie w sprawie alimentów, więc mam przegraną w kieszeni… Już na starcie – dodałam z nutką ironii, a sardoniczny uśmiech sam wkradł się na moje usta. Powinnam nauczyć śmiać się sama z siebie, bo inaczej padnę przed trzydziestym rokiem życia. Muszę przyznać, że poczucie humoru to nie jest mój atut. – Chociaż raz moja sytuacja jest pewna już w przedbiegach wyścigu szczurów – dodałam z nutką goryczy w głosie, która była coraz bardziej wyczuwalna. Twarz Ino mówiła o jej głębokim współczuciu i żalu. Patrzy na mnie jak na bezdomnego i zbitego psa. Super.
- Masz prawnika? – zapytała rzeczowo zachowując swój rozsądek w tej patetycznej sytuacji.
- Nie i nie będę miała, bo mnie na niego nie stać – mruknęłam. W końcu włożyłam sobie makaron w sosie pomidorowym do ust, by czasem nie palnąć czegoś na prawdę głupiego. Chyba pomogło, bo zapadło milczenie między nami, a sytuacja była tak gęsta, że za chwilę zaczniemy ją kroić. Przeżuwałam swój kęs, a Ino wyskoczyła zmarszczka między brwiami, która mówiła mi o tym, że nad czymś się głowi.
- Wiem, że pieniędzy ode mnie nie przyjmiesz – zaczęła szybko. – Ale Ty to chyba sama nie chcesz sięgnąć po pomoc, a zapewniam, że masz ją na wyciągnięcie ręki – dodała z zawadiackim uśmieszkiem na swoich pełnych ustach. Przyglądałam się jej badawczo, bojąc się by to, o czym sama przez sekundę pomyślałam, nie zostało głośno powiedziane.
- Nie rozumiem – wybełkotałam tylko zmieszana. Jednakże jej mina mówiła, że doskonale wiem, co ona i jej móżdżek mają na myśli.
- Jeśli chcesz to ja zadzwonię do Sasuke i wypytam o sprawę – mruknęła, ale widziałam, że ma mi za złe moją dumę. A cała jej postawa mówiła „wykorzystaj go, jeśli sam tego oczekuję”. Czy to prawda, że on czeka na mój pierwszy krok, z którym ja zwlekam? Być może, jego rozum jest dla mnie czymś obcym i odległym. Czymś do czego nigdy nie będę miała dostępu, a furtka nawet się nie uchyli bym mogła tam zajrzeć.
- Nie uważasz, że to by było niewłaściwe? – mruknęła niepewnie. Wiedziałam, że jej opinia nie będzie obiektywna. W końcu nikt nie wie oprócz nas samych, co zaszło wtedy. Co on mi zrobił. A mimo to każdy, kto go choćby bliżej znał uważał, że jest zraniony. Sugestia Ino o poproszeniu go o pomoc w tej sytuacji nie jest najgłupsza. Musiał jej coś powiedzieć, coś przez co ta kobieta pcha mnie w jego ramiona podstępem.
- Sakura – powiedziała zdecydowanym tonem niebieskooka. – Uwierz mi, Sasuke pomoże Ci z wywieszonym językiem – skończyła zdanie, a jej wzrok ponaglał mnie do sięgnięcia komórki i wybrania jego numeru telefonu. To był niemy krzyk mówiący „Dzwoń, głupia!”. Zagryzłam dolną wargę, a serce kołatało mi w piersi. Czy przełamanie lodów to coś, czego naprawdę chcę?
- No nie wiem… – mruknęłam. Zimne spaghetti przede mną przestało wyglądać apetycznie, a zapach już nie unosił się do moich nozdrzy. Najwidoczniej i Ino przestała mieć ochotę na ciepły obiad. Jej wzrok korcił mnie niczym niesforne dziecko. Co dziwne, bo to zawsze ja byłam tą rozważniejszą. Jednak cały czas odbijał się echem cichy głos w mojej głowie, który oskarżał mnie o słuchanie się osoby, która nic nie wie o relacji mojej i Sasuke.
- Wiesz dlaczego on przyszedł na naszą domówkę te kilka tygodni temu? – zapytała z przekorą. Kiwnęłam na znak głową, że nie wiem. – Bo myślał, że Ty będziesz, ale gdy Cię nie widział podszedł i zapytał, gdzie się podziewasz. A ja mu powiedziałam, że odpoczywasz – mrugnęła do mnie. – Po niespełna półgodzinie wyszedł z klubu - spojrzałam na nią zdziwiona. Niby to nic, przecież nie jeden mężczyzna czy kobieta przeżywa nieszczęśliwą miłość. Każdy ma w swoim życiu czas na tego typu podchody, wiek nie ma znaczenia. Jednakże mnie zastanawia zupełnie coś innego. Zupełnie inne jego zachowanie, które ma cechy obsesji.
- A o której wyszedł? – to zdanie wydobyło się z mego gardła z szybkością procy. Nie zdążyłam nawet tego przemyśleć. Czujny wzrok Yamanaki prześwietlał mnie na wskroś. Poprawiła blond kosmyki, które wypadły jej z kitki.
-  Ledwo wybiła na zegarku 23:00, może trochę później – mruknęła, ale nieme pytanie ciekawości ugrzęzło jej w gardle, na moje szczęście. Nieme pytanie niech pozostanie bez odpowiedzi.
- Nadal uważam to za zły pomysł – ucięłam temat. Sama musiałam przemyśleć wszystkie za i przeciw danej sytuacji i prośby, która mogłaby paść z mojej strony. Dość wygórowanej i drogiej prośby, tak naprawdę.

6.
Leżałam na łóżku. Cały dzień umknął mi przez palce. Nie wiem nawet, co robiłam oprócz leżenia i gapienia się tępo w sufit. Tak naprawdę straciłam dzień wolny na dąsy i przemyślenia, która nic nie dają. Dziwiło mnie zachowanie Sasuke, przecież skoro był na imprezie, pojechał do klubu to po co zawitał w mieszkaniu? Czy on aby nie sprawdzał mnie? Tego czy jestem sama w mieszkaniu? Bezwiednie nuciłam piosenkę, która zaczęła lecieć w odpalonym cichutko telewizorze. Znałam ten anglojęzyczny utwór. Tina Turner i „What’s love Got to do with it”.  Bardzo wymowne.

,,You must understand
That the touch of your hand
Makes my pulse react
That it’s only the thrill
Of boy meeting girl
Opposites attract”

Leniwy uśmiech wtargnął na moje usta. Ten tekst miał w sobie to „coś”. Jakby opowiadał o naszej relacji. „Chłopaka spotykającego dziewczynę. Przeciwieństwa się przyciągają”, mój uśmiech się pognębiał. Moje ciało chłonęło muzykę oraz jej treść. Ktoś by powiedział, że to stary zardzewiały kawałek muzyki, relikt przeszłości. Ale ten tekst, choćby nie wiadomo jak prosty, opisywał moją relację z Sasuke.

„I’ve got causa to be”

Zabrzmiało w mojej głowie z podwójną siła. Niby głupia piosenka pop, ale coś we mnie ruszyła. Czy to przypadek zrządził, że jej słucham, czy naprawdę los tak chciał? Wtem rozległ się refren.

,,What's love got to do, got to do with it

What's love but a sweet old fashioned notion
What's love got to do, got to do with it
Who needs a heart when a heart can be broken”


,,Kto potrzebuję serca? Kiedy serce może być złamane?” Tina – pomyślałam, to nie takie głupie. Jak na amerykańską gwiazdę dawnych lat dajesz radę. Może faktycznie powinnam odrzucić dumę i zawalczyć o to, co mi się należy? Chociaż z drugiej strony on będzie czegoś ode mnie oczekiwać. Będzie chciał czegoś w zamian. W tych czasach nie ma nic za darmo, a czy kiedykolwiek było? Zakpiłam z własnych myśli. Zagryzłam wargę. W moim wnętrzu toczyła się wojna o to, co powinnam zrobić. Jak to rozstrzygnąć? Wiadome jest jedno – nie umiem być bezduszna i wykorzystywać otaczającymi się ludźmi. Ale gdybym poprosiła o poradę prawną w jego gabinecie?

7.
Następnego dnia w przerwie na drugie śniadanie, koło dziesiątej rano zadzwoniłam do gabinetu mecenasa Uchihy Sasuke, odebrała sekretarka. Byłam pewna, że po zapisaniu moich danych i umówieniu mnie na spotkanie rozłączy się, ale nie. Zrobiła coś zupełnie nieoczekiwanego – przełączyła mnie do gabinetu Sasuke.
- Dlaczego umawiasz się na spotkanie prawne w kancelarii, Sakura? – do moich uszu doszedł chłodny i rzeczowy głos. Wyobraźnia podsunęła mi jego przenikliwe spojrzenie czarnych oczu. – Wpadłaś w tarapaty? – zagryzłam wargę, a dłonie mi się spociły.
- Potrzebuję porady prawnej, tylko tyle – odparłam, siląc się na pewny siebie ton. Rozejrzałam się po korytarzu, który o tej godzinie był pusty. Miałam wrażenie, że mignęła mi za rogiem postać Karui.
- Spotkajmy się dzisiaj, o której kończysz? – słyszałam ten władczy ton. Wiedziałam, że to nie prośba o spotkanie. Zapadło milczenie w słuchawce. – Będę o 18:00, pasuje? – zapytał.
- Tak – odparłam bezsilnie. Nie chciałam się sprzeczać. – Gdzie? – zapytałam niemrawo.
- Wyślę Ci smsa – i rozłączył się. Po prawie miesiącu niewidzenia się nastał ten dzień. Pocieszałam się tym, że to kiedyś musiało nastąpić. Prędzej czy później.

_______________________________________


Od autorki: Chyba po malutki dobijamy do brzegu! Ale jak wiadomo lubię ślimacze tempo. Mam nadzieję, że jako-tako obrót spraw przypada Wam do gustu. A co ważniejsze zostawiam Wam miejsce na wyobraźnie! :)


czwartek, 11 października 2018

Rozdział 13


GŁUCHY KRZYK ROZPACZY

1.
Głuchy, pusty huk rozniósł się echem po mieszkaniu. Kolejno nastawała cisza w pomieszczeniach, która była przerywana jedynie niespokojnym, ciężkim oddechem Sasuke. Piekł mnie cały policzek, do którego przykleiły się moje wilgotne, różowe włosy. Ból fizyczny nie był aż tak silny, jednakże bardziej bolała sama świadomość czynu, do którego ten mężczyzna się dopuścił; świadomość jak daleko się posunął. Czy on poczuł pozwolenie na to co właśnie zrobił, czy to może ja dawałam jakieś znaki, że można tak ze mną postępować? Na ustach zawitał mi sardoniczny uśmiech wywołany wspomnieniami mojej własnej matki i jej męża, a w kąciku ust poczułam metaliczny, cierpki posmak krwi.
Ponoć dzieci, które widziały przemoc domową same wpadają w taką pułapkę, tak jakby nie znały innego obrazu pełnej rodziny i związku z mężczyzną. Chyba jestem tego żywym przykładem. Przetarłam wierzchem dłoni wargi i wyprostowałam głowę. Spojrzałam prosto w rozszerzone czarne oczy; ich wyraz był nieprzenikniony. Chyba ich właściciel sam nie dowierzał w to, co właśnie zrobił. Wyglądał na sparaliżowanego. Gentlemen? Dobre sobie! Maska jaką tworzył wokół siebie opadła w najmniej dogodnym dla niego momencie. Spoglądałam na niego hardo na tyle, ile starczyło mi odwagi. Szkoda, że nie było jej we mnie wiele.
- Jesteś moim największym koszmarem Sasuke – wyrzuciłam z siebie tępo utrzymując kontakt wzrokowy. Miałam wrażenie, że jego puste tęczówki należą do innej osoby. Do obcego Sasuke. Nie tego mężczyznę poznałam, nie w nim się zauroczyłam. I nagle, niespodziewanie, przed oczami pojawiła mi się postać arystokratycznej damy w obszernej, balowej sukni. Z czarnymi włosami elegancko ułożonymi a dla kontrastu - z nożem w dłoni i chęcią mordu wypisaną na jej twarzy. Znałam to spojrzenie. Prawdziwy obrazek z mych koszmarów, tyle że doświadczam go na jawie od mężczyzny, który wydawałoby się, że chciał mnie chronić. – Chociaż Ci ulżyło dupku? – warknęłam w jego stronę zachrypniętym głosem. Gardło miałam ściśnięte, czułam jak mięśnie krtani są napięte jak struny. Wyglądał jakby oprzytomniał, a moje słowa dotarły do tej pustej głowy prowincjonalnego bufona. Spoglądał na mnie, a jego źrenice rozszerzyły się do granic możliwości. Wzrok skakał z prawej strony mojej twarzy na lewą, lustrując mnie niczym arcydzieło. Jednakże wydaję mi się, że na to już za późno... Ruszyłam do sypialni po swoją torebkę, którą szybko, niestarannie przewiesiłam przez ramię. Naciągnęłam skarpetki na stopy, dwie różne, ale kogo to teraz obchodzi? Wsunęłam stopy w buty i wyszłam na korytarz, po czym zarzuciłam kurtkę i podeszłam do drzwi. Szarpnęłam za klamkę raz, drugi, trzeci i do jasnej cholery nic się nie dzieję. Spojrzałam na górny zamek, następnie go przekręciłam i znów chwyciłam za klamkę – kolejne fiasko. Przeklęłam siarczyście pod nosem tracąc równowagę i cierpliwość, a miałam tego niewiele w zanadrzu.
- Nie wyjdziesz stąd, Sakura – usłyszałam zachrypnięty szept. Skurwysyn jeszcze ma czelność ustawiać jakieś reguły! O proszę! Walnęłam pięścią w drzwi kolejny raz i kolejny, ale para złej energii ze mnie nie uszła. Wręcz na odwrót - im więcej waliłam w nie, tym więcej się tego negatywnego napięcia we mnie kumulowało. Nawet nie odwróciłam się w jego stronę.
- Wypuść mnie cholerny popaprańcu! – warknęłam twarzą zwróconą w stronę drzwi. Nic, cisza. Jakbym rozmawiała z kukłą. Agresja rozpierała mnie od środka, a dobrze wiedziałam, że to nie jest wyjście. W głowie miałam tylko jedno „Nie być kolejną statystyką w bazie danych o przemocy domowej lub wśród młodych par poniżej 30 roku życia”. Kopnęłam w drzwi, ale wiedziałam że to na nic się zda. Jednak... Jest szansa gdyby któryś z sąsiadów zainterweniował! Potarłam dłońmi sfrustrowaną do granic możliwości twarz. I wtedy zesztywniałam czując jego ręce oplatające moją talię. W jeden chwili zebrało mi się na mdłości; to nie było przyjemne ciepło bijące od mężczyzny, gdy kobieta szuka w jego ramionach pocieszenia i bezpieczeństwa. To było odrażające. Czułam się jak złapana w sidła spłoszona łania. Łania, która potrafi tylko zastygnąć w bezruchu z szeroko otwartymi ślepiami.

2.
Tuliłem ją z całych sił do siebie... Nie chciałem tego zrobić, to był impuls, ręka sama poleciała. Po prostu wyżyłem na niej całą swoją frustrację, złość, niespełnione oczekiwania, ale wiem, że to nie jest wytłumaczenie. Takie czyny nie powinny mieć miejsca! Ta drobna kobieta, którą starałem się teraz uspokoić, na sam mój dotyk wierzgała się z całych swych sił. Moje zmysły były na tyle przytłumione, że nic nie odczuwałem. Tak jakbym zasłużył na to. Jakby miała prawo mi „oddać”. Nie czułem nic - ani jej kopnięć, ani paznokci wbijających się w skórę, ani nie słyszałem jej słów. Nie liczyło się to czy mnie obrażała, wyzywała, a nawet sama próbowała uderzyć.
To nie tak miało się potoczyć i nie dam jej odejść bez wyjaśnień. Czułem się rozdarty, bo chciałem dobrze. Chciałem by między nami zapanowała namiętność i przywiązanie. A zraniłem ją, byłem najgorszym z najgorszych. Upadłem na kolana przed nią, moje ciało zachowywało się instynktownie. Niczym się nie kierowałem, nie miałem żadnych myśli w głowie, to był odruch bezwarunkowy. Jednocześnie trzymałem w żelaznym uścisku jej chude nogi. Co mogłem więcej zrobić? Czułem jak zamiera, jak oddech więźnie w jej klatce piersiowej. Czy stopniał jej opór? Wątpiłem. Czułem jak podnosi nogi, ale to na nic się zdaje, jak stara się mnie odepchnąć, jak szarpie za górną część mojego ubrania. Całą sobą mówiła „odejdź”, wręcz wrzeszczała. Czy miałem prawo jej tego zabraniać? Czy moje starania są dla niej niewystarczające? Dam jej dom, pieniądze, siebie! Wszystko do jasnej cholery, a ona tego nie widzi! Coś we mnie ponownie się zagotowało, więc wziąłem kilka głębszych, palących w płuca wdechów. Już raz emocje mnie zgubiły.
- Przepraszam – sapnąłem głucho w eter. Na nic więcej mnie nie było stać.

3.
Moje ciało zesztywniało. Nie mogłam ruszyć się z miejsca, a wiedziałam, że muszę. Muszę go opuścić. Muszę! Ból fizyczny? Nie był aż tak wielki, by go nie znieść. Ból psychiczny? Rozdzierał serce i duszę na kawałki. Ten sny, te wizje, te wspomnienia… Cokolwiek to jest, cokolwiek nawiedza mój umysł w nocy ma rację. Ta miłość mnie zabija i będzie zabijać. Jeśli w snach to naprawdę byłam „ja”... Jeśli ktoś wierzy w reinkarnację... To nie będzie ona dla mnie szczęśliwa dopóki ten mężczyzna, który padł przede mną, nie zostawi mnie w spokoju. Dopóki nie przejrzy na oczy.
Czy ja w to wierzę? Tak, coraz mocniej. I tego się muszę trzymać. Złapałam go za barki i kolejny raz spróbowałam odepchnąć. Puścił. Nie miałam jednak odwagi na niego spojrzeć. Nie chciałam nawet tego zrobić. Podłoga zaskrzypiała pod nim, gdy ten wstawał. Następnie usłyszałam brzęk kluczy i zgrzyt otwieranego zamka, jednak drzwi nie otworzył. Zagryzłam wargę. Mimo tego, co zaszło cały czas chciał, żeby została. Miał nadzieję, że zostanę. Jakie to popaprane! Odwróciłam się na pięcie; nie mogłam na niego spojrzeć, bo coś w głębi mnie mówiło, że zostanę jeśli tylko to zrobię.
- Chcę tylko, żebyś było szczęśliwa – usłyszałam, gdy zamykałam za sobą drzwi. Jego głos był inny. Drżał, nie był taki pewny siebie ani arogancki, co bardzo do Sasuke nie pasowało. Lecz to już nie ma znaczenia - muszę myśleć o sobie. Myślenie o mężczyźnie, jako o najważniejszym w życiu nigdy nic dobrego kobietom w mojej rodzinie nie przynosiło. Musiałam przewietrzyć umysł, dać wyraz frustracji i odizolować się od niego. Kolejny raz, kolejny raz zostawiam go za sobą. Ile razy jeszcze to zrobię? Czy moja każda relacja z mężczyzną już taka będzie?

Jedyną osobą, przy której mogłam dać upust swojej frustracji (a jednocześnie ta osoba za wiele nie zauważy pochłonięta swoim życiem i sprawami) była Ino i jakiekolwiek miejsce, gdzie mogłam z nią porozmawiać sam na sam. Najbardziej myślałam o tym, aby zamknąć się w pokoju z winem, ale jeśli Yamanaka wyciąga mnie na miasto to muszę się zgodzić. Fakt, że ubrałam się cała na czarno tylko potęgował jej irytację, ale dała się ugłaskać botkami zamiast trampek. Niech się cieszy z tego kompromisu, rzadko chodzę na obcasach. Ale czarne rurki na wysoki stan i czarne body na długi rękaw, rozpuszczone falujące różowe włosy to jednak jest to. Wyglądam szczupło jak nigdy. Tak. Muszę dbać o swoją samoocenę.
- Kiba mi mówił, że Sasuke nie będzie – mruknęła niby obojętnie, gdy szłyśmy ulicą już niedaleko baru. Udawanie niezainteresowanej szło jej kiepsko, jak zawsze zresztą. Może gdyby przestała oglądać z udawanym zachwytem swoje paznokcie to by nikt jej tak szybko nie potrafił rozszyfrować, ale po co jej o tym mówić i robić sobie pod górkę? Poza tym wyglądała dziś olśniewająco, co nie uszło mojej uwadze. Ciemnojeansowa koszula i beżowe szpilki wyglądały na niej rewelacyjnie. Cóż... Jak ma się taką figurę, jak Yamanaka to nic trudnego - nawet w szmatach wyglądałaby pięknie. A gdy do tego dodać błękitne,, duże oczy, które w ogóle nie wyglądają jak nasze azjatyckie migdały i blond włosy po pas… Każdy mężczyzna się za nią ogląda z rozwartą buzią, a kobiety z piorunami w oczach z szalejącej zazdrości. Farciara! Urodę ma po ojcu emigrancie, co wszystko tłumaczy. – Ziemia do Sakury, haaalooo! – potrząsnęłam głową, gdy ta rozbawiona machała mi swoimi smukłymi palcami przed twarzą. Chrząknęłam. – No więc? – dodała spoglądając na mnie wyczekująco.
- Nie mam pojęcia, to jego znajomy – odpowiedziałam znudzona. Byłam z siebie dumna, że nie załamał mi się głos, że nie dałam znaku jakiejkolwiek negatywnej emocji do jego osoby. Muszę być neutralna, zachowywać spokój i eliminować z życia złe emocje. Czułam na sobie podejrzliwy wzrok przyjaciółki, ale miałam wrażenie, że odechciało jej się drążyć temat po mojej odpowiedzi. Uwierzyła mi? Oby! Nie pamiętam bym kiedyś tak szybko i gładko powiedziało komuś kłamstewko. Poza tym nie wszyscy o wszystkim muszą wiedzieć.
- Ech, szkoda – zamyśliła się Ino. Robiła zawsze przy tym zabawne miny, więc uśmiech sam niepostrzeżenie wtargnął na moje usta. Towarzystwo z nią to bujanie w chmurach. Jest potrzebne, ona jest mi w życiu potrzebna. Nieważne ile bym jej nie widziała – nie miało to dla mnie znaczenia. Była moją bratnią duszą, tylko w typie hulanki i rozmarzonej księżniczki. Można się na nią denerwować, złościć, wściekać a nawet dogryzać, ale jak mam zły dzień to jej towarzystwo jest najlepszą ucieczką w krainę pod nazwą „Zero stresu”. – Cóż, jakby nie było Kiba ma sporo kolegów – szturchnęła mnie w bok. – No wiesz, całkiem-całkiem – zaśmiała się.
- Ino! – delikatnie uderzyłam ją w czoło. Była niepoprawna, jak zwykle z resztą.
- No to określ, co łączy Cię z tym gburem Sasuke, który swoją drogą jest niezłym ciasteczkiem, a przestanę Cię swatać z innymi – wytknęła mi dumna ze swych obserwacji. – A ten Naruto? – zagaiła, nie robiąc nawet pauzy na oddech. - Zabawny ciołek i zbudowany, jak trzeba – poruszyła brwiami w górę i w dół. Bawiło mnie to. To jej nienachalne poczucie humoru i charyzma. Oderwała mnie od spraw, nad którymi nie mam najmniejszej ochoty się użalać.
- Gbur gbura zawsze znajdzie – zażartowałam. Otworzyłam przed przyjaciółką drzwi i weszłyśmy do restauracji sushi. Cóż... to raczej nie bar, gdzie idzie się na piwo. Poczułam się nie na miejscu, nie pasująca tutaj. Nie stać mnie na taką ekstrawagancję. Zrobiłam krok w tył zelektryzowana. Czerwień ogromnego pomieszczenia zaczęła mnie przytłaczać. Były okrągłe stoliki, a także obszerny bar wokół którego pływały łódki z sushi w delikatnym strumyku. Zrobiłam odruchowo kolejny krok w tył, musiałam uciekać póki czas... Inaczej do końca miesiąca będę jeść tynk ze ściany i przepijać kranówą. Nawet nie spojrzałam na Yamanakę, na tę małą, perfidną oszustkę.
- Gdzie się wybierasz Sakura! – krzyknęła zbyt piskliwie. Złapała mnie mocno za przegub dłoni, za mocno, jak na tak filigranową osóbkę. – Ja stawiam, nie stresuj się – posłała do mnie swój duży, przeuroczy uśmiech. Przełknęłam ślinę, ale dałam się mimowolnie prowadzić. Jej słowa wcale nie dodały mi animuszu, a wręcz zestresowały mnie jeszcze bardziej. Jeśli to miało dodać mi odwagi to niezbyt dobrze jej szło. Kolejny raz ktoś mi coś stawia! Przecież jestem, jak jakaś pijawka! Ta najgorsza z najgorszych. Oj, źle się czuję tutaj. – Hej wszystkim! – przywitała się Ino, wyrywając mnie z zamyślenia. Ja tylko kiwnęłam ręką i błagałam by nikt nie zauważył rumieńca zażenowania na moim policzku. Usiadłam obok Yamanaki by poczuć się raźniej. Cóż jedno jest pewne – alkohol łagodzi obyczaje. I wtem na stół zawitała pierwsza butelka sake.

4.
Całe szczęście towarzystwo, w tym również ja, rozkręciło się. Wszyscy wydawali się spięci...  Albo to było najwyraźniej moje odczucie, z resztą nieważne. Piłam kieliszek sake za kieliszkiem, nie liczyłam już nawet, ile Ino za mnie zapłaci. Alkohol oddalił z mojej głowy wyrzuty na temat bycia pijawką bogatej przyjaciółki. Liczyła się ta chwila, w tym ekskluzywnym miejscu. Zero zmartwień, zero łez i pytań „dlaczego”. Obojętność moim drugim imieniem. Tak. Poza tym, gdy twoim głównym kompanem przy stole jest Uzumaki Naruto, roześmiany blondyn ubrany w świetnie dobrane granatowe jeansy oraz opiętą na jego wysportowanym ciele koszule – nie może być inaczej.
- Jezu, dziewczyny ale czego Wy nie rozumiecie?! – zaśmiał się łapiąc za czoło i udawjąc niedowierzanie tak fatalnie, że aż pękałyśmy z rozbawienia. Był zrezygnowany opowieścią o jakiejś turkusowowłosej dziewczynie o imieniu Fū, która według niego wyrwała się z cyrku. Relacjonował historię niczym z najbardziej obleśniej komedii z dodatkiem ostrego pornola. Oczywiście zależy o jakieś części historii mówimy, bo jakby nie było – zaczynała się całkiem niewinnie.
- Ale to jest niemożliwe! – powiedziała głośno Ino. Było widać ogniki przekory w jej oczach, a na policzkach dorodny rumieniec spowodowany alkoholem oraz ręką Kiby, którą trzymał dość frywolnie i nazbyt wysoko na jej udzie.
- No, ale po co miałbym kłamać?! – wręcz krzyknął urażony Naruto, ale widać było, że cała ta sytuacja go bawi. Jego błękitne oczy świeciły, jak dwa najszlachetniejsze kamienie, w których kobiety chcą rozpłynąć się bez zbędnych pytań. Mnie również bawiła rozmowa na temat jego życia randkowego, ale także wydawała się odbiegać od rzeczywistości. – Laska do mnie mówi, że gra wstępna dla niej się nie liczy bez strumienia moczu na jej piersiach – było widać, jak mu się cofa na samo wspomnienie, aż ledwo przełknął ślinę. Obrzydliwe. Samo wyobrażenie tego jest przyprawiające o mdłości i to nie małe. Zaczepiasz elegancką kobietę, a ta okazuje się mieć fetysze, o których wolisz słuchać niż je przeżywać. Nawet nie słuchać! A najgorsze są te nasuwające się obrazy mężczyzn, którzy jednak zdecydowali się to zrobić. Podejrzewam, że wyglądam na mocno przerażoną i zniesmaczoną swoimi własnymi wizjami, które podsuwa mi moja wybujała wyobraźnia.
- Naruto – mruknęłam ostrzegawczo, krzywiąc usta i odrywając się od tych obleśnych scen. Bałam się, że moja kreatywna głowa za chwilę zadryfuje zbyt daleko. – Przestań, bo zacznę sobie wyobrażać, jak na nią oddajesz urynę – dopowiedziałam i szybko wlałam w gardło sake. Palące ciepło rozlało się po przełyku. Od razu było mi lepiej, żołądek przynajmniej przestał tak chlupotać i domagać się czegoś więcej. Głód najlepiej zapić, jakikolwiek by to nie był.
- Ha, ha, ha – kpił blondyn. – Ty się chyba w gorszych rzeczach babrasz przyszła Pani Chirurg – wytknął mi. W sumie mógł mieć w tym sporo racji, ale na litość boską! Nikt nie chcę sobie wyobrażać, jak przystojny facet puszcza na Ciebie… Ugh, wolę nie kończyć zdania, bo Uzumaki straci w moich oczach cały czar i urok. – Poza tym mogła poprosić o coś gorszego – zaśmiał się, wstając. – Idę zamówić ramen, zgłodniałem od tej rozmowy – puścił nam oczko rozbawiony. Wstrząsnęłam głową.
- Fuuuuj!!! – krzyknęłyśmy z Ino jednocześnie, co również nas rozbawiło. Podejrzewam, iż nasze wykrzywione twarze wcale nie pokazywały tego, jak wbrew pozorom dobrze bawiłyśmy się w towarzystwie tego pewnego siebie mężczyzny o lazurowych oczach. – To była ta jedna rzecz, o której myślałam, że dzieje się tylko w filmach dla dorosłych i szczerze powiedziawszy wolałabym tak dalej myśleć – wzdrygnęła się Yamanaka prostując nienaturalnie swoje palce. Poprawiła kosmyk swoich długich blond włosów, a ja spojrzałam na Naruto, który siedział przy głównym barze ozdobionym pływającymi na wodzie, drewnianymi talerzami w kształcie łódek z sushi. Był z mężczyzną, którego widziałam pierwszy raz na oczy oraz z… Serce mi stanęło i natychmiast poczułam w gardle gulę. Nie spodziewałam się go tutaj, a wręcz byłam pewna, że się nie zjawi. Przecież moja przyjaciółka mówiła, że go nie będzie!
- Od kiedy jest tu Sasuke? – szturchnęłam odruchowo Ino łokciem w bok. Chyba zrobiłam to za mocno, bo wykrzywiła twarz. Na pewno tego nie przeoczyła, a nawet teatralnie wyeksponowała swój ból. Spojrzałam na nią, a ona nie musiała nawet udawać zaciekawienia całą tą sytuacją.
Wydawało mi się to dziwne, wręcz nie na miejscu. Może nie chciał początkowo przyjść z mojego powodu, a następnie uznał, że ja jestem tu intruzem? W końcu to jego znajomi, a ja jestem tutaj tylko i wyłącznie ze względu na Ino... Zakuło mnie to, ale taka była prawda. Nie ma co udawać, ani się oszukiwać. Nikt by mnie tutaj nie zaprosił gdyby nie moja przyjaźń, a nawet jeśli - to nie byłoby mnie stać na to miejsce. Nagle poczułam się ociężała i zmęczona, zbyt źle ze samą sobą by tutaj zostać. Chciałam stąd jak najszybciej wyjść, ale pozostawała kwestia nieuregulowanego rachunku. Czemu zawsze daje się wrobić w taką kabałę? Bez Sasuke było mi lepiej, jednak ja głupia co? Naprawdę myślałam, że przeze mnie zrezygnuje z wyjścia z własnymi przyjaciółmi?
- Od jakiejś godziny – mruknęła Ino, wkładając krewetkę do ust. Przyglądała mi się bacznie, jakby szukała oznak zdenerwowania, zauroczenia? No właśnie czego?! A może sobie sama coś wmawiam, a ona po prostu się na mnie patrzy. – Nie zauważyłaś go? – mruknęła i uniosła w górę swoją idealnie wydepilowaną i umalowaną brew. Wścibska!
- Nie, byłam zajęta rozmową z Tobą i Naruto, więc nie rozglądałam się na boki, jak Ty – warknęłam, nieco zbyt ostro. Widać było, że jej to nie zraziło, a raczej rozbawiło. Była dziś w iście szampańskim humorze.
– Chcesz iść? – niby zapytała, lecz po jej tonie głosu czuć było, że to pytanie retoryczne. Chyba poprawnie odczytała moją zmianę samopoczucia w tym miejscu. Brawo dla niej za dedukcję i spryt, który niekiedy okazuję. A przyznać muszę, że nie należy do najinteligentniejszych osób jakie znam.
- Masz mnie – mruknęłam cicho, byle tylko ona to usłyszała. Starałam się nie spoglądać w stronę tej trójki przy barze. Oni najwidoczniej też byli zbyt pochłonięci rozmową. Nawet nie przyjrzałam się Sasuke, nie wiem jak wyglądał, w co jest ubrany, co zdradzają jego emocje – kompletnie nic. Sama nawet nie wiem, jak zza sylwetki tego nieznajomego go wypatrzyłam, ale najprościej mówiąc dopiero wtedy poczułam, że on tu jest. Poczułam ukłucie w sercu, że nawet nie powiedział mi „cześć” po tym wszystkim. Zignorował mnie, więc to zapewne koniec tego wszystkiego, co nas „łączyło”. Westchnęłam zarzucając na siebie skórzaną kurtkę. Gdzieś w głębi serca czuję, że gdyby tylko się postarał to dałabym mu kolejną szansę. Czystą kartkę. Coś mnie ciągnie do niego i nie sposób to zignorować. Jednakże… Głupia ja! Nie ma żadnego „jednakże”! Byłabym na skinienie palca niczym głupia trzpiotka.
- To chodźmy, zapłacimy nasz rachunek, co by nie pomyśleli, że uciekasz bez zapłaty – zaśmiała się. Ruszyłyśmy razem przez restaurację, a ja nawet nie zerknęłam na miejsce, gdzie widziałam obecnie pierwszy i ostatni raz Sasuke. To uczucie obojętności było dla mnie gorsze niż nadmiar uwagi z jego strony. Mimo to, starałam się to w sobie stłumić. Stanęłyśmy przodem przy strefie płatniczej. – Przynajmniej zamkniemy mój rachunek i resztę będę brać na Kibę – zachichotała ze swojego szatańskiego planu Ino, a ja razem z nią. To był dobry, zaraźliwy śmiech. Gdy podeszła do nas czarnowłosa, młoda kobieta ubrana w tradycyjne, złote kimono poprosiłyśmy o rachunek na nazwisko Yamanaka. Od razu przeraziła mnie cena, ale Ino wydawała się być niewzruszona. Poinformowała o zamknięciu i o tym, że resztę będzie brać na rachunek Inuzuka. Kobieta ciągle się uśmiechała i potakiwała, jakby często coś takiego się tutaj zdarzało.
- Kartą czy gotówką Panie płacą? – kelnerka zadała pytanie swoim nienaturalnie wysokim głosikiem z przesadzoną słodyczą. Jeśli mężczyznom się to podoba to skończę, jako stara panna, zaświtała mi ta myśl od razu w głowie.
- Kartą – usłyszałam nad sobą męski, obojętny ton głosu. Serce zabiło mi, jak szalone. Sama jednak nie wiedziałam, czy to z powodu przeżyć z nim, czy moich dzisiejszych rozterek na nasz temat. Zamarłam, straciłam głos oraz zdrowy rozsądek. Ino przyglądała mi się bacznie, ale nie widząc żadnej reakcji z mojej strony sama zaczepiła tego, który stał nade mną. Jego aura mnie mroziła.
- Cóż – machnęła dłonią kokieteryjnie, lecz w granicach smaku. – Takiemu mężczyźnie się nie odmawia – zaśmiała się. Ucałowała mnie w policzek i puściła oczko. – Pa, Sakura – zaświergotała i poszła dumna z siebie, niczym paw. Powietrze między naszą dwójką można było kroić, ciąć, rwać albo wszystko naraz. Przełknęłam ślinę. Chciałam dodać sobie w jakikolwiek sposób animuszu, ale nie potrafiłam. Relacja z nim to jeden ciągły rollercoaster.
- Dziękuję – wymamrotałam i zaczęłam się cofać. Byle tylko na niego nie wpaść ani nie spojrzeć. Gdy już myślałam, że mi się udało poczułam delikatny uchwyt na ramieniu. Był to wręcz błagający gest bym poczekała. I znowu... Nie wiem nawet, dlaczego, ale spełniłam jego prośbę. Stałam po prostu, jak słup soli. Gapiłam się, jak nienormalna w czubki swoich butów.
- Proszę jeszcze o zamknięcie rachunku na nazwisko Uchiha – świat wokół mnie wirował, a ja nawet nie wiem, kiedy on wszystko uregulował i wyprowadził trzymając mnie za ramię z restauracji. Nie wiem, jak znalazłam się w jego aucie ani kiedy. Czas mijał mi tak chaotycznie, że tamte z pozoru proste czynności zawieruszyły się w mojej głowie. Miałam pustkę, czarną i bolesną. Jednak cały czas robiłam jedno; spuszczałam wzrok i nie spoglądałam na niego. Duma? Strach? A może wymieszało się jedno z drugim. Jednego jestem pewna – zabrakło mi krzty odwagi na wszystko wobec tego człowieka. Czułam się niezręcznie, zaciskałam swoje dłonie w pięści tam mocno, aż kłykcie mi zbielały. Nie miałam nic do powiedzenia, a nawet chyba nie dałabym rady. A jeśli dałabym, to co bym powiedziała? – Sakura, spójrz na mnie – powiedział delikatnie, a jego męski, mocny głos odbijał się echem w mojej głowie. Czułam każdą komórką swojego ciała, jak jest przybity, jak jego emocje i stan oddziałują na mnie. Czy byliśmy w jakiś sposób ze sobą połączeni, co nas do siebie tak ciągnie? Czego od nas ten cholerny świat oczekuje? Jaki los pisze nam przeznaczenie? Przeznaczenie?! Czemu w ogóle myślę o tym teraz? Wstrzymałam oddech, a serce waliło mi w piersi tak, że dudniło w uszach. Nie spełniłam jego prośby, bo nie spoglądając na niego czułam się bezpieczniej. – Chcesz żebym odwiózł Cię do akademika? – zapytał rzeczowo; nie wyczułam żadnych emocji w jego głosie. Ani pozytywnych, ani negatywnych – po prostu nic. Mimo to, uparcie wciąż nie zaszczyciłam go wzrokiem tylko utkwiłam go na swoich dłoniach. Jednak znałam go na tyle, iż pewna byłam, że jego szczęka jest napięta do granic możliwości. Coś siedzi w jego środku, ale nie pozwala by to wymknęło mu się spod kontroli. Tylko, czy na pewno? Bo on zachowywał się tak, jakby nie potrafił się kontrolować, czego dowodem jest sytuacja, przez którą znaleźliśmy się tu i teraz. Jakie w nim szargają uczucia? Jest zły na mnie? Jest skruszony? Boi się? Przełknęłam ślinę, której nawet nie miałam w ustach.
- Tak – szepnęłam głucho. Jednak, czy na pewno tego chciałam?

5.
Staliśmy zaparkowani całkiem niedaleko jej akademika. Było ciemno, wiatr jak na wiosnę ostro huczał. A ona siedziała na fotelu pasażera z opuszczoną głową bawiąc się swoimi palcami, i uporczywie wgapiając się w nie. Nie chciałem na nią naciskać, ani jej przeganiać, każda chwila z nią sprawiała mi przyjemność. Była moją ostoją, a to że siedziała jeszcze w moim aucie i od razu nie wyszła po zatrzymaniu samochodu napawa mnie optymizmem. Nie zamierzałem się wiecznie bić w pierś za to co zrobiłem, jednakże wynagrodzę jej to wszystko z nawiązką, jeśli tylko da mi ku temu okazję. Spojrzałem na nią kątem oka; pomimo iż twarz zakrywały jej włosy widziałem, jak zagryza swoją pełną wargę prawie do krwi. Złapałem mocniej kierownicę, moja żuchwa napięła się jak struna. Stres i napięcie – tylko to czułem.
- Sakura – zacząłem delikatnie, chcąc dać jej szansę do rozmysłu. Dać swobodę, odwagę i wsparcie. Oddać serce na dłoni, chociaż nie wiadomo, jak małe i skute lodem by było. – Możesz mnie o wszystko zapytać, nieważne co to – mruknąłem. Wyciągnąłem w jej stronę prawą dłoń, jednak szybko ją cofnąłem. Nie chciałem jej wystraszyć, a ten gest może być dla niej czymś nie do zaakceptowania. Może na ten moment pogwałcić jej przestrzeń osobistą.
- Nie wiem, dlaczego ciągle siedzę w twoim aucie – odparła bez emocji, ale wiedziałem, że to jeszcze nie wszystko. Żałowałem, że nie widzę jej szmaragdowych oczu pełnych sprzecznych uczuć. To zdanie wypowiedziała tylko po to, aby dać sobie czas na przemyślenie, by wypełniło ciszę i narastającą pustkę między nami.
- Chcesz pojechać do mnie? – zapytałem, mając nadzieję na odpowiedź twierdzącą. Wiem, co ludzie by sobie pomyśleli. Że młoda, biedna i naiwna – wycierpi wiele by mieć pieniądze, luksus i wygodę. Pieniądze to władza absolutna, podwójna wartość w Tokio na rynku małżeńskim. Jednak ja wiedziałem, że nie o to jej chodzi. Nie była tym typem kobiety, którym gardziłem. Jej nie chodziło o majątek. Mimo rzuconej propozycji, nie spojrzała  na mnie. Bawiła się swoimi dłońmi, aż miałem ochotę złapać ją za rękę i prosić by przestała chociaż prośby nie leżą w mojej naturze.
- Coś mnie przy Tobie trzyma, wiesz? – zapytała lekko zachrypniętym głosem. To zdanie było dziwne, mrożące, ale również elektryzujące. – Czasami myślę, że to zwykłe sny… - przerwała, a mi powiększyły się oczy na to, z pozoru, niewinne zdanie. Szybko złapała za klamkę i wyszła bez pożegnania. Nie obejrzała się za siebie. Tak mi się przynajmniej wydawało.
Trzyma ją coś przy mnie? Spoglądałem za jej znikającym cieniem oszołomiony. To nie mogą być zwykłe słowa rzucone ot tak sobie w naszej sytuacji. Czy za nimi kryje się to samo, co ukrywam i ja? Przymknąłem powieki, bo nie wiedziałem, co o tym sądzić. Co się dzieje w mojej głowie? Co się dzieje w jej głowie? Jaka relacja jest między nami?

__________________________
Po długim czasie! Znów coś jest. Ktoś czyta? Oprócz mojej przyjaciółki, która z chęcią dostaje jako pierwsza i z mniejszą chęcią wyłapuje orty i literówki :D Mam nadzieję, że lepiej się czyta! Kiedy kolejny rozdział? Na to pytanie nie znam odpowiedzi...

niedziela, 19 sierpnia 2018

Rozdział 12


BYĆ CZY UCIEC?


1.
Do szału doprowadza mnie ta kobieta. Od kilku dni do niej dzwonię – odrzuca. Piszę – nie odpowiada. Wyszła po prostu z mojego mieszkania i ślad po niej zaginął. Unikała mnie nie dając chociaż wyjaśnienia dlaczego. Nienawidziłem być tak traktowany, a raczej nigdy żadna kobieta mnie tak nie traktowała. Przez tę sytuację roznosiło mnie od środka. Pragnąłem jej, zwykłym chciwym uczuciem zwanym „egoizm”.  W mojej głowie szalała burza, chciałem ją zamknąć, odgrodzić od tego świata. Uwięzić, postawić mur w jej głowie by nie myślała, bo zdecydowanie za dużo bujała w obłokach. Po co? Za cholerę nie wiem. Zacisnąłem palce na długopisie, frustracja mnie zżerała od środka przez co odrywałem się od zawodowych obowiązków. Jeśli jeszcze jeden dzień nie wróci nauczę ją rezonu, tego że swojemu mężczyźnie powinna być oddana, a nawet posłuszna. Odetchnąłem głęboko, wypuściłem palące powietrze z płuc, które wysuszało moją krtań. 

-Panie mecenasie, wszystko w porządku? – podniosłem swój wzrok ponad kartkę papieru o podzielności majątkowej. Ciemnowłosa kobieta, o typowo azjatyckich rysach spoglądała na mnie niespokojnie. Miętoliła w małych palcach brązowy pasek od torebki widocznie czymś zestresowana. 
-Tak, sprawa nie wygląda na trudną. Z tymi dowodami, które pani przyniosła – przerwałem na chwilę szukając w głowie odpowiedniego stwierdzenia. Nie chciałem by poczuła się za pewnie, ani nie chciałem jej urazić. W końcu to klientka, na której nie mało zarobię – nie ma mowy o przegranej sprawie. Dostanie pani co najmniej 50% dobytku swojego męża – widziałem, jak na te słowa odetchnęła z ulgą pełną piersią. Mimo woli w mojej głowie zagościła myśl, że ta kobieta to pijawka z górnej półki.


2.
Wieczór, lampka na biurku dawała nikłe światło pomieszczeniu, którym był pokój akademicki. Siedziałam z butelką sake między nogami, oparta o ścianę. W wygodnym szarym dresie i granatowej bluzie. Czułam działanie alkoholu, ale dawno nie czułam tego ogłuszającego mnie smaku wolności. Spoglądałam na TenTen, która opowiadała mi o swoim chłopaku. To najprawdopodobniej nasz ostatni taki wieczór, więc nawet jej bezsensowna paplanina nie była taka zła. Ta brązowooka pseudo-cnotka chcę się do niego wyprowadzić, zaproponował jej to. Neji Hyuuga. Uśmiechnęłam się pod nosem, gdyż samo jego nazwisko mroziło krew w żyłach. Rodzina z tradycjami, wieloma nieruchomościami na koncie, pełnym kontem bankowym, wpływami w polityce. Tak, tym właśnie się zajmował wielki klan Hyuuga od pokoleń – polityką (a według mnie i szemranymi interesami). Oddech swobody był mi potrzebny. Szczęście i poczucie przytłoczenia może iść jednym torem, coraz bardziej się o tym przekonuje. Wyciszony, czy wyłączony telefon od kilku dni to standard. Staram się nie czytać wiadomości, nie zwracać na nie najmniejszej uwagi. Tak jest łatwiej, a wręcz wygodniej. Jestem jednostką samodzielną, samowystarczalną kobietą obecnego wieku. Nie z wyboru, ale życie wbijało mi zbyt razy szpilę w serce abym teraz powierzyła siebie komuś w stu procentach. Nie jestem naiwna przecież obcy facet za wikt i opierunek czegoś oczekuje. Może to być tylko seks, potrzeba posiadania kogoś bliskiego lub co gorsza chęć posiadania pełnej rodziny. Aż mnie coś tam w środku boli, gdy myślę że wpadłabym z jakimś mężczyzną na tym etapie mojego życia. „Jakimś mężczyzną”.

-Sakura, a znasz już tego całego Sasuke Uchihę dobrze? – zapytała niespodziewanie. Upiła łyk ze swojej butelki sake. Poszłam w jej ślad, ogromny haust alkoholu wlał się w moje gardło, delikatnie paląc przełyk. Nie do końca rozumiałam tok prowadzonej rozmowy. Poczułam się osaczona. Natomiast dociekliwość TenTen była wręcz namacalna.
-Powiedzmy – odpowiedziałam lakonicznie. Ciekawość mnie zabijała od środka, ta cecha mojego charakteru to słabość jakiej mało, niektórzy by o tym powiedzieli pięta Achillesa. Jednak jestem zwykłym szarym, pysznym człowieczkiem. Naciągnęłam rękawy bluzy i przyglądałam się bacznie brunetce, która otwierała i zamykała usta naprzemiennie.
-Neji mówi, że go zna – rzuciła delikatnie, budując grunt pod rozmowę – niezbyt za nim przepada, ponoć jest dziwny i zarozumiały, ale zatrzymaj to dla siebie.
Przez myśl przeszło mi zdanie „Po co mi ta informacja? Przecież nie znam twojego faceta, głupia!”, jednak tylko kiwnęłam potwierdzająco głową. W mojej małej główce zaświtała chęć poplotkowania, dowiedzenia się czego to wielki Hyuuga nie lubi w tajemniczym Uchiha? Upiłam potężny łyk wina dla dodania sobie animuszu. Warto to dobrze rozegrać, aby wyciągnąć z tej nierozgarniętej gęsi jak najwięcej dla siebie.
-Ale dlaczego? Wydaje się gburowatym, ale pożarnym facetem – spojrzałam w jej zamglone oczy wzruszając od niechcenia ramionami. TenTen zakręciła butelką, w której była resztka jej ryżowego sake. Wyglądała, jakby pożałowała od razu, że rozpoczęła ten temat. Jednak jakieś ogniki czaiły się w jej oczach. Mała plotkara z niej.
-Ale to nie wyjdzie poza ten pokój? – zapytała lekko spłoszona. Kiwnęłam w odpowiedzi głową na tak, nie unikając jej bursztynowego wzroku. Bo gdzie też miałam odwrócić oczy? Na szare poplamione ściany? – Mówi, że ma specyficzne podejście do życia – powiedziała, po czym sięgnęła po nową butelkę, jakby nie było jej dość.
-Tylko tyle?- zapytałam z lekką irytacją, bo to żadne oskarżenie, które można by było traktować poważnie. To samosąd jednego faceta, prawdopodobnie zazdrosnego o sukcesy tego drugiego. Bądź mają jakieś niedopowiedziane sprawny między sobą i knują jak najgorszy typ bab. Żałosne, ale jednocześnie zabawne. Ta rozmowa daję mi obraz Nejiego i tego, dlaczego tak świetnie dogaduję się z moją współlokatorką. W końcu ciągnie swój do swego.
-Tak jakby… - szepnęła zrezygnowana. Nerwowo zaczęła poprawiać swoją krótką grzywkę. – Neji mówił coś o jego sposobie bycia, traktowaniu innych, a zwłaszcza kobiet – przerwała, jakby teraz rozdrażniło ją to, że musi tłumaczyć mi charakter i tok myślenia swojego ukochanego. Dla niej to było logiczne.
-Ja tego nie rozumiem – odpowiedziałam lekko – ciężko jest mi zrozumieć mężczyznę bądź jego osąd na podstawie tylko opowieści. Bez obrazy, ale nie znam Nejiego, nie wiem czy podzielam jego poglądy, czy Kiby, albo innej osoby. Według mnie do tego potrzebna jest wnikliwa rozmowa, więc podejrzewam, że szybciej bym myślała podobnie do Sasuke, bo w jakiś sposób go znam – rzekłam bez zastanowienia. Brunetka spoglądała na mnie, jakbym już była stracona. Przemyślałam to co powiedziałam, być może ma rację… Znów coś powiedziałam bez namysłu, po prostu co zaświtało mi w głowie i nim się spostrzegłam pojawiło się już na moim języku. Nie wiem dlaczego zaczęłam bronić Uchihy, wiem to aż nazbyt dobrze, że on tego nie potrzebuje. A nawet więcej! On sam siebie obroniłby lepiej, niż ktokolwiek inny. Jest typem mężczyzny władczego to widać od razu. Niewiele osób potrafi komuś takiemu odmówić, a co dopiero się przeciwstawić. Wytaczał wokół siebie pewną aurę, która przeraża lub onieśmiela innych, a to zależy od ich samooceny. Nieświadomie wykorzystuje słabości innych na swoją korzyść w dodatku robi to bezwzględnie. Ale jak on mógł traktować kobiety? Chodzi o związki czy o jedną noc? Może odprawia, nie oddzwania a te głupie gęsi na to liczą? Ta rozmowa jednak nic nie wyjaśni, oprócz tego, że Uchiha ma nawet w swoim gronie nieżyczliwe sobie osoby. Co niestety mnie nie dziwi, skoro odnosi sukcesy zawodowe. Podejrzewam, że będąc prawnikiem z niejednego koryta chleb jadł. Jednak żadne pieniądze nie śmierdzą, a nikt nie obiecywał bronić w sądzie samych niewinnych niewiast.
-Wiesz Sakura, jesteś jednostronna – rzuciła we mnie TenTen oskarżycielskim tonem. Zaśmiałam się pod nosem i upiłam swoje słodkie sake. Nie zamierzałam odrzucać piłeczki w tej konwersacji bez większego sensu i znaczenia. Brunetka jest kolejną zapatrzoną w swojego ukochanego kobietą. Poza tym dla niej Neji to partia wymarzona, nie licząc koneksji, pozycji społecznej, ale przede wszystkim jeśli chodzi o bogactwo rodzinny, do której chce się wżenić i posiąść ich nazwisko. Zdałam sobie sprawę, że ludzie wokół mnie wcale nie mają takich szlachetnych serc ani osobowości, za jakie chcieliby uchodzić. Skrywają prawdziwą twarz za sztucznymi maskami, o dziwo widzę w tym pewne podobieństwo do swoich snów. Czym różni się czas wielkich bali, krynolin i mezaliansów? Niczym, a w sumie to jednym. Tam działo się wszystko jawnie, ludzie dookoła wiedzieli, która kobieta robi coś ze względu na miłość lub wygodę? A teraz? Wmawiamy, kreujemy swoją wizję innym, jesteśmy cholernie nieszczerze w swoim byciu i życiu. Tyle lat mieszkałam z tą kobietą, a dopiero teraz mam wrażenie, że dobrze ją osądziłam. Jednak moja naiwność z tym sądem nie minie, zawsze już taka będę. – Sasuke, tak mówi Neji, jest człowiekiem bez honoru, bez szacunku, a jego jedynymi zaletami są pieniądze i wygląd. Ponoć nic nie jest dla niego przeszkodą – dokończyła pewna siebie, a ja miałam wrażenie teraz, że przemawia przez nią alkohol i jawna ślepota. W dodatku chwała niebiosom, że ta kobieta się stąd wyprowadza, Bóg mi świadkiem, że wydrapałabym jej oczy za jakiś tydzień lub dwa.
-Czy Sasuke nie poderwał twojemu narzeczonemu kiedyś kobiety? Tak obiło mi się o uszu – skłamałam gładko z drwiącym uśmiechem na swoich wilgotnych ustach. Najwidoczniej trafiła kosa na kamień, bo twarz mojej rozmówczynie zrobiła się niezdrowo purpurowa prawdopodobnie ze złości. No cóż czasami kłamstwo ma w sobie odrobinę prawdy.


3.
Po konwersacji z TenTen, która ostentacyjnie wstała i zamknęła się w łazience wolałam po prostu wyjść. Niestety było około pierwszej w nocy, więc nie do końca miałam pomysł co ze sobą począć. Ubrałam się ciepło i zaczęłam krążyć po Tokio. Zachowałam się głupio, jak niezbyt inteligentna dziewczyna, delikatnie ujmując, jednak to było lepsze od siedzenia w zatrutej atmosferze dumy i pogardy do mojej osoby. Dziwne, jak status materialny zmienia podejście do ludzi niższych, mniejszych i mniej znaczących. Ukuło mnie to trochę, też posiadam dumę, a całe życie, gdy miał mnie kto uczyć, mówiono mi, że szacunek do siebie powoduję, że i inni będą mnie szanować. Czy na pewno? Pierwszy raz w to zwątpiłam. Weszłam do jakieś kawiarenki, która była czynna całą dobę. Wyglądała schludnie, było w niej kilka osób, ale nie wyglądały one podejrzanie, co pozwoliło mi się rozluźnić. Zajęłam miejsce z tyłu małego lokalu, zamówiłam cappuccino, a następnie wyciągnęłam notatki, która zabrałam przed wyjściem z pokoju – skoro nie będę spać całą noc, to chociaż wykorzystam ją w sposób zadowalający i rokujący na przyszłość, przynajmniej na przyszły tydzień.

4.
Siedziałam pod salą na wydziale medycznym. Nie wiem jak wyglądam, natomiast wiem jak się czuję. Źle, tragicznie, szkaradnie, odstręczająco, nieszykownie i co najważniejsze odpychająco. Więcej epitetów nie pamiętam, koniec. Liczę tylko, że nie śmierdzę papierosami przez gościa z kawiarni, który jarał jednego peta za drugim i tak od czwartej rano do szóstej, aż stamtąd wyszłam. Aby smażył się w piekle za to uzależnienie. Muszę wytrzymać do trzeciej popołudniu. Powtarzałam sobie wchodząc do sali za wykładowczynią, że będzie dobrze. Moja mantra dnia dzisiejszego najzwyklejsze dwa słowa. Usiadłam pod ścianą, niestety wykład był zbyt nużący i co rusz przymykały mi się oczy. Audiologia mnie nie kręci a temat kowadełka, strzemiączka czy innych kosteczek tym bardziej. Cokolwiek audiolog robi – to nie ja. Bym się chyba wynudziła na śmierć, niby lekarz a zupełnie co innego. Już wolałabym zostać urologiem, naprawdę byłoby to o wiele ciekawsze. Sięgnęłam do torby po telefon, którego nie sprawdzałam od wczorajszej pożegnalnej popijawy z TenTen. Przetarłam czoło. Szczerze powiedziawszy, jak na faceta, który źle traktuje kobiety Sasuke aż nazbyt nadgorliwie próbował złapać ze mną kontakt. Dziewięć nieodebranych połączeń od niego i jedno od Ino. Szczerze powiedziawszy bardziej boję się jej reakcji niż jego. Weszłam w skrzynkę odbiorczą. Ostatniego smsa dostałam o godzinie 23:42, który brzmiał:


„Czy umiesz do jasnej cholery używać telefonu? Czy jesteś zbyt głupia?”

Fakt nie jest to zbyt romantyczna wiadomość, ale po tylu nieodebranych połączeniach nie ma co się dziwić. Ja bym prawdopodobnie przestała już po trzecim. Uśmiechnęłam się pod nosem. Ziewnęłam niedyskretnie licząc, że ostatnie dziesięć minut minie mi równie szybko wykładu co ta godzina z hakiem. Niestety miałam wrażenie, że sam wykładowca-doktorant zaraz zaśnie.

-Sakura, chcesz gumę? – spojrzałam w zielone oczy koleżanki. Cóż delikatniej już nie można powiedzieć, że komuś cuchnie z buzi. Z wdzięcznością wzięłam od Sui pasek miętowej gumy nawet nie dziękując.


5.
Nie powiem, żebym był dumny z tego co zrobiłem, ale po trupach do celu trzeba podążać. A to była niewielka cena za plan zajęć Haruno Sakury. Skoro sama nie chcę przyjść, ja pójdę do niej. Będzie mniej przyjemnie, ale nie będzie mnie żadna kobieta zwodzić za nos. Zwłaszcza taka, do której mam plany. Chciałem dać pismo w jej umieniu o rezygnacji z pokoju w akademiku, ale to mogłoby być za wiele dla niej. Z drugiej strony zawsze wiem, że tam będzie. Muszę jeszcze wymyślić jak ją podejść, a to nie będzie trudne. Poczekam do drugiej, a potem pojadę pod uniwersytet. Muszę jeszcze znaleźć kozła ofiarnego, który da mi jej plan praktyk i dyżurów nocnych w szpitalu.

-Panie Uchiha, klienta Miyaka już jest – usłyszałem piszczący głos sekretarki. Kiwnąłem do niej by przyprowadziła kolejną pijawkę do mojego gabinetu. Nie będę oszukiwać – prowizje od tych kobiet po wygranej sprawie są naprawdę wysokie, więc biorę tę rozwody jeden po drugim. A z braku ważniejszych spraw i takie są dobre to podreperowania budżetu finansowego. Spojrzałem jeszcze na swoją komórkę – brak wiadomości.

6.
Wyszłam z uniwersytetu, zajadałam sałatkę owocową zakupioną w bufecie. Zwykle tego nie robię, ale dziś głód był nie do zniesienia, po prostu musiałam czymś zapchać brzuch. A owoce były soczyste i słodkie. Pyszne po prostu. Nie zwracałam uwagi na otaczający mnie świat. Szłam wyuczoną trasą do akademika by się wykąpać i zasnąć chociażby na godzinkę. Siedem godzin zajęć, nieprzespana noc po piciu sake to najgorsze połączenie jakie ostatnio sobie zafundowałam. Westchnęłam błogo, gdy do moich ust wpadło mango, które uwielbiam.
-Wsiadasz ze mną do auta, czy mam cię do niego wepchnąć siłą? – usłyszałam zimny głos pozbawiony uczuć. Starłam przerażona sok z mango z brody i spojrzałam na osobę, która to powiedziała. Stał tam, boższcze kobiet. W czarnym garniturze skrojonym na miarę, rozwianymi włosami i rozwiązanym krawatem. Gapiłam się jak sroka w gnat. Ruszył w moją stronę i złapał mnie pod łokciem. – Nie będę się powtarzał – mruknął i zapakował mnie do auta. Plastikowy pojemnik z moim obiadem w wersji zdrowo-biednej upadł na chodnik. Mruknęłam zirytowana.
-Pozbawiłeś mnie mojego obiadu – warknęłam zła. Zmęczenie, głód i brak prysznica dają o sobie znać. Poza tym jakbym chciała się z nim spotkać to bym odebrała cholerny telefon. Nagle przypominają mi się słowa Naruto „Zaczyna być zaborczy, chcę dominować” – mam wrażenie, że będą z tego powodu problemy, bo nasze charaktery są zbyt silne lub ja jestem za mało uległa dla niego. Przełknęłam ślinę, bo to co teraz robi to kontrolowanie mnie, a my do jasnej cholery nie jesteśmy nawet parą! Gdzie kwiaty, gdzie deklaracje miłości, gdzie kurwa jest miłość?!
-To masz mi, kurwa, do powiedzenia po takim czasie? – warknął ostro. Nawet na mnie nie spojrzał, jakby mój widok go palił. – Zamówię ci coś.
Jego zimny ton głosu mnie przerażał, miałam gęsią skórkę na całym ciele. Przypominał mi on kobietę z koszmarów, która ma wygląd jego matki, tej ze zdjęcia. Przełknęłam ślinę. Czy przy kimś takim można być szczęśliwym? Pierwszy raz mam wrażenie, że nie.

Od razu gdy wprowadził mnie do swojego mieszkania czułam się jak więzień. Wepchnął mnie jak szmacianą lalkę i od razu zamknął drzwi. Mi jednak nie było do śmiechu, zdjęłam buty i weszłam do sypialni. Cały czas czułam na sobie jego onyksowe tęczówki, które śledziły moje ruchy. Wzięłam spodnie i koszulkę, nawet już nie pytałam dlaczego ma nowe damskie ubrania i skąd zna mój rozmiar. Szybko weszłam do łazienki i nim zdążył złapać za klamkę zamknęłam zamek. 

-Mam nadzieję Uchiha, że aż tak bezczelny mimo wszystko nie jesteś – warknęłam zła. Sytuacja, w której się znalazłam była kuriozalna. Traktował mnie jak swoją rzecz, żonę czy niewiadomo kogo. Jesteśmy sobie obcy, oprócz seksu i paru miłych chwil nic nas nie łączy. – Albo sama próbuję siebie oszukać – mruknęłam. Rozebrałam się, woda teraz będzie  najlepszym ukojeniem.


7.
Przebrałem się w dres i czekałem. Byłem przygotowany na jej stawianie się, czynny opór a tę kobietę zatkało, odebrało mowę. Czas mi się dłużył, miałem wrażenie że jakimś cudem uciekła z mieszkania a ja mam omamy słuchowe. Kiedy szczęk otwieranego zamka mnie otrzeźwił spojrzałem na nią. Byłem wściekły, a od środka się we mnie gotowało. Przyjrzałem się jej. Worki pod oczami, mokre włosy, szary luźny t-shirt i czarne rurki, które podkreślały jej stan. Karin miała rację, te ciuchy ukazują walory jej figury.

-Nie możesz uciekać z mieszkania kiedy zechcesz! – warknąłem na nią. Wyglądała na zaskoczoną moim wybuchem. Irytująca dziewucha. – Rozumiesz co mówię?!
-Nie – krótka odpowiedź, natomiast jej pewny głos huczał mi w uszach. Rozjusza mnie ta kobieta.
-Tu jest, kurwa, twoje miejsce – wskazałem palcem podłogę podchodząc do niej. Spoglądałem na nią z góry, a ona delikatnie zadzierała głowę.
-Czego ty ode mnie chcesz? – warknęła uderzając mnie dłońmi w klatkę piersiową i odpychając. – Kim ja dla ciebie jestem?  - warknęła zła, lecz w jej głosie już nie było takiej pewności siebie. Przyglądałem się jej, była drobna i wydawała się krucha. Tu było jej miejsca, to miała być jej bezpieczna przystań. – Od kiedy kurwę się bierze na utrzymanie? – zapytała z przekąsem. Wziąłem głęboki oddech. Krew zaczęła szybciej pulsować w moich żyłach, miałem ochotę ją rozszarpać na strzępy. Nim się spostrzegłem zrobiłem coś czego będę żałować już zawsze.

__________________________
W końcu coś mamy! Wyszło przez przypadek, w wolnej chwili, wstawiam to na żywioł
Pozdrawiam!