sobota, 2 grudnia 2017

Rozdział 11

Ile warte jest jedno istnienie


1.

Siedziałam w całkiem wygodnym granatowo-białym siedzisku naprzeciwko Ino. Kawiarenka, bo na pewno ciężko było nazwać to miejsce pubem, przepełnione było płcią piękną. Gdzie nie spojrzeć, w jaki kąt nie zajrzeć, wszędzie roześmianie kobiety - plotkujące, żalące się, zarumienione; ich twarze były mniej lub bardziej wypudrowane, czasami aż nienaturalne. A wśród tego zgiełku ja, zwykła, przeciętna ja wśród stonowanych, modnych kolorów, bo teraz styl skandynawski wiedzie prym w nowych, bądź odrestaurowanych kafejkach. Wszystko idealne, zgrane. Drewno, szarość, biel, delikatne elementy z granatem by przełamać nudę. Puszyste poduszki na wielkich fotelach. Wszystko wychuchane i wygłaskane, aż strach dotknąć, co dopiero usiąść. Oko właściciela, bądź managera wciąż krążyło po sali sprawdzając zadowolenie klienta, a także stan mebli.
Upiłam łyk cappuccino, żałując, że nie dostałam do niego dwóch saszetek cukru. Zbyt gorzkie, nie w moim guście, no ale trudno. Westchnęłam po raz kolejny i uśmiechałam się nazbyt szczytnie by nie dało się tego dostrzec. Yamanaka opowiadała o ostatniej imprezie z Kibą, jaki to ona zabawny i wesoły. Zbyt patetycznie, zbyt ekstrawagancko... Nie moje salony te ich wypady i miłostki. Blondynka była tak pochłonięta opowiadaniem nowinek ze swojego świata, że nie zwracała najmniejszej uwagi na mój świdrujący wzrok. Chociaż z drugiej strony, czy to pierwszy raz? Zaśmiałam się w myślach, a delikatny uśmiech wpełzł na moje usta. Ino opowiadała teraz o standardach życia Uchihy, czym niezwykle mnie zaintrygowała. W ten sposób, wysłuchując jej paplaniny, uświadomiłam sobie, że niezbyt wiele wiem o facie, z którym dzielę m4. Nie wiem nic oprócz tego, jak żyje. Oprócz tego jakie ma mieszkanie, samochód i jaki ma zawód... to nie wiem nic. Gdzie studiował, co z jego rodziną, jak spędzał czas wolny przede mną... Czy miał kogoś? Zimny dreszcz przeszył moje ciało. Wszystko na opak, wpakowałam się do jego apartamentu nim zdążyłam go dogłębnie poznać. Za mało logiki w tym co robię, jak zaczęłam go traktować, czy się do niego przywiązywać. No właśnie przywiązanie?  Tak. Przywiązanie. Tak abstrakcyjne, jak moje postępowanie. Sasuke bezwiednie wkradł się do mojego życia jakąś szczeliną, której nie zdążyłam ukryć przed chytrym lisem. Nie to, żebym też bardzo protestowała... Chociaż z drugiej strony, zadręczam się teraz brakiem faktów z jego życia, a informacje są na wyciągnięcie ręki. Spojrzałam na przyjaciółkę, która zbyt energicznie mieszała swoją cafe latte. 

- Wiedziałaś, że Sasuke był najlepszy na swoim roku? – zaświergotała jak na zawołanie,  a ja pokręciłam przecząco głową. Blondynka rozdziawiła usta, udając zdziwienie i machnęła lekceważąco dłonią. „Strzał w dziesiątkę”. 
- Nie nie wiedziałam – dopowiedziałam, pakując sobie do buzi szarlotkę, którą przed chwilą przyniosła kelnerka z przerażająco wymalowanymi ustami. Spoglądałam na blondynkę wyczekująco; prędzej czy później zacznie kontynuować swój wywód. 
- Kiba mi mówił – odparła, jak gdyby nigdy nic. – Uniwersytet Tokijski, skończył prawo z wyróżnieniem. Najlepszy student na roku, ponoć rodzice byli z niego dumni, matka zwłaszcza… - tutaj urwała, wywracając teatralnie oczami.
- Wiesz coś na temat jego rodziców? – podłapałam szybko temat. Chyba zbyt szybko, bo złowieszcza iskierka była widoczna w oku Ino. Odchrząknęła delikatnie.
- Kiba mówił, że ojca miał – zrobiła cudzysłów w powietrzu. – „do rany przyłóż”, ale matka – pokręciła przecząco głową sama do siebie. – Ponoć potwór. Taka typowa dystyngowana damulka „oh ah”. Uwierzysz, że jak spotkał moją mamę to powiedział, że w porównaniu do twojej nieboszczki teściowej, to anioł wcielony? – zaśmiała się dziko. Spojrzałam na nią niepewnie. Nie zgadzało mi się to porównanie ze wspomnieniem rodzicielki mojej koleżanki.
- Twoja mama, pierwsza dama, Yamanaka i anioł wcielony? – zakpiłam. Gryzły mi się słowa, a raczej ich użycie w zdaniu. Przywołałam sobie obraz nienaturalnie wyprostowanej, o nienagannej postawie, ponad czterdziestoletniej kobiety. Jej srogi wzrok, ubrania tylko od Prady bądź Chanel i wiecznie niezadowoloną minę... Ktoś może być gorszy? Nagle w moim umyśle pojawiła się kobieta ze sztyletem w dłoni, kobieta w garsonce stojąca nad moim ciałem z głosem wypranym z uczuć. Zawsze potwór, zawsze ta sama osoba... No dobra, ktoś może być gorszy, zdecydowanie. Potarłam delikatnie czoło; samo wspomnienia przyprawia o zimny dreszcz wzdłuż kręgosłupa. 
- Być może nie powinnam tego powtarzać, ale – urwała niepewnie i spoglądała na mnie. Jej błękitne oczy świdrowały mnie. Widziałam w niej, że utraciła na moment swoją pewność siebie. – Chłopaki mówią, że ten wypadek... to błogosławieństwo dla Sasuke. Stał się wolny i mógł zacząć żyć tak jak chciał. Ponoć pierwsze co zrobił to odprawił dziewczynę, którą wybrała dla niego matka – mówiła oburzana i z lekką nutą niedowierzania w głosie. Spojrzałam na nią,niezbyt rozumiejąc ostatnią część jej wypowiedzi. Przełknęłam ślinę, chcąc to przetrawić na spokojnie, ale wzmianka o jakiejś dziewczynie w życiu Sasuke spowodowała, że mój żołądek zacisnął się w supeł. Kto to mógł być?
- To znaczy, że miał mieć aranżowane małżeństwo? – zakpiłam. Przecież to stanowczy, władczy mężczyzna. Nie przeszłoby mi przez myśl, że dałby tak kierować swoim życiem. Hmmm... Może nie zawsze taki był, albo jego matka naprawdę nie była przyjemną personą? Poczułam gorzki posmak w ustach. To było takie nierealne wręcz, a równocześnie wcale mnie nie zszokowało. Przez te męczące mnie sny, czułam się, jakbym poznała panią Uchiha osobiście i nie było to najprzyjemniejsze doświadczenie.  
- Też się zdziwiłam, taki facet i coś takiego w tych czasach – mówiła Ino, łapiąc bakcyla. Westchnęłam ciężko, nie będąc w nastroju do rozmów o życiu mojego... Faceta? Wolałam już nie pytać o Uchiha Mikoto. Delikatnie skierowałam rozmowę na inny tor. Plotki to zawsze najbezpieczniejsza alternatywa z niebieskooką. Ona coś opowie, ja dopytam i się dowiem śmiesznych bądź nieprzyjemnych sytuacji z życia innych. Tym razem też się nie zawiodłam. Zaczęła opowiadać, jak najęta o TenTen i jej kłótni przed akademikiem. W końcu widziała jej chłopaka, bo o dziwo każda z nas wie, że go ma, ale żadna nie wie, jak on wygląda, kim jest, co robi w życiu. Taki facet widmo. 
Gdy wychodziłyśmy z kawiarenki była już godzina dziewiąta wieczorem. Rozstałyśmy się z żalem odbijającym się w oczach, ale niestety – Kiba, jej książę na białym koniu, czeka. Ruszyłam spacerem przed siebie z przekonaniem, że chwilą samotności dobrze mi zrobi. Czułam złość, ale i ulgę. Bardzo chciałam opowiedzieć Ino o tych koszmarach, o tym że to właśnie Mikoto w nich jest, ale nie wiedziałam, jak to wytłumaczyć. To wszystko było pogmatwane. Ale wiem, czuje podświadomie, że to ona, że to matka Sasuke. Czułam się głupio wierząc w sny. Może powinnam sprawdzić sennik? Nigdy na to nie wpadłam swoją drogą. Westchnęłam, chowając twarz w delikatnym szaliku. Jak na wiosnę wiał dość nieprzyjemny wiatr, a niebo wyglądało czarno, nieprzyjaźnie. Przyśpieszyłam kroku; ku mojemu szczęściu rozpadało się, gdy wchodziłam schodami na piętro Sasuke. Nawet przez myśl mi nie przyszło żeby użyć windy.

2.
Złapałam za klamkę i odruchowo ją nacisnęłam, mimo że przed wyjściem zamykałam dom na klucz. Jakie było moje zdziwienie, gdy drzwi uchyliły się, a oczom ukazał mi się przedpokój skąpany w delikatnym świetle dochodzącym z sypialni oraz salonu. Weszłam cichutko, rozebrałam się uważając by nie wywoływać niepotrzebnych szmerów. Właśnie zdejmowałam buty, gdy dobiegł mnie dźwięk kroków na panelach. 
- Sakura – doszedł do mnie delikatny, acz stanowczy męski głos. W mojej głowie zadźwięczało tylko jedno słowo - „Uciekaj”, z nieznanych mi powodów.  Zamknęłam automatycznie oczy i zagryzłam wargę. Trochę bojaźliwie spojrzałam w stronę Uchihy spod półprzymkniętych powiek, który stał oparty o ścianę w białym opinającym jego mięśnie T-shircie z założonymi rękami. Gdy spojrzałam na jego twarz ujrzałam rozbawione, niczym węgiel oczy i sardoniczny uśmiech na ustach. Nie odpowiedziałam nic, po prostu, ale jego widok mnie rozczulił. – Czemu się tak skradasz? – spytał, a jego postawa wydawała się podejrzliwa w stosunku do mnie. Spokojnym krokiem podszedł do mnie, zdążyłam jeszcze zobaczyć jego czarne spodnie, a już miał mnie w ramionach. Czułam władczy, męski dotyk. Jego dłonie sunęły po moich plecach, a usta stopiły się w jedność. Zachłannie i z wyższością całował mnie, jakby robił to od lat, od zawsze. Czułam jak zaczyna brakować mi tchu, ale było mi zbyt przyjemnie przy jego gorącym ciele, by protestować. Poczułam jego palącą dłoń na moim pośladku, podniósł mnie z łatwością, a ja oplotłam nogami jego biodra. Zajęczałam mu z rozkoszy w usta, a on zaśmiał się gardłowo. Ten śmiech rozpalał mnie od środka... Miałam wrażenie, że jego pocałunki topią wszystkie moje obawy, byłam w stanie pozwolić mu na wszystko. Czułam jak idziemy i poddawałam mu się. Dopiero teraz zauważyłam, jak moje ciało tęskniło za nim. Za jego pieszczotami, dotykiem, pocałunkami, za tym jak mnie pożąda. Znienacka poczułam pod plecami miękki materac, a na sobie jego ciężar. Moje dłonie powędrowały pod jego koszulkę i zręcznym ruchem ją ściągnęłam. Pogłębił pocałunek, nasze języku wiły się w tańcu namiętności, nasze ciała pragnęły siebie nawzajem. Ogromną satysfakcją napawało mnie to, że jestem dla niego piękna, że pragnie mnie – właśnie tą zwykłą, przeciętną mnie. Widziałam to w jego onyksowych oczach... Oderwaliśmy się od siebie na chwilę, aby zaczerpnąć tlenu, gdyż dyszeliśmy ciężko. Zaczęliśmy się rozbierać, szybko, bezsensu, w chaosie. Zbyt drapieżnie, zbyt chciwie. Pragnienie zwyciężało zdrowy rozsądek, nasze dłonie były wszędzie. Jęki, ciężki oddech oraz dudnienie serca roznosiło się w sypialni skąpanej delikatnym światłem nocnej lampki. Liczyliśmy się tylko my, liczyło się to, że byliśmy razem. Poczułam jak pewnie we mnie wchodzi, plecy wygięłam w łuk. Sasuke od razu zareagował, zaczął całować, ssać i przygryzać sutek. Jęczałam, a on zachłannie wypełniał mnie od środka nawet nie starając się być delikatnym, a otulał ciepłem z zewnątrz. Czy to jest szczęście?

3.
Wyszedłem spod prysznica, z wilgotnych włosów na tors kapała stopniowo woda. Czarny ręcznik obwiązałem wokół pasa po czym przeszedłem do kuchni z zamiarem nalania sobie szklanki whisky. Z napełnionym naczyniem w ciszy przespacerowałem się do pokoju obok. Widok z sypialni był nocą dość przyjemny dla oka; lubiłem po zmroku oglądać panoramę miasta. Stojąc przy oknie, obejrzałem się za siebie, gdzie był znacznie przyjemniejszy widok... Sakura spała w najlepsze; jej nagie ciało okryte było tylko delikatną pościelą, która uwydatniała jej apetyczne kształty. Miała rozszerzone usta i zaróżowione policzki. Wyglądała tak spokojnie, wręcz błogo. Długie rzęsy rzucały cienie na jej blade policzki, a różowe włosy odcinały się swym niezwykłym kolorem od pościeli. Upiłem solidny łyk, a pustą szklankę odstawiłem na stolik nocny. Położyłem się obok niej, delikatnie ścisnąłem jej biodro, raz, drugi, przysuwając ją do siebie. Pościel zsunęła się gładko ukazując kawałek jej sutka. Mój wzrok bezwiednie powędrował w to miejsce. Podziwiałem zaróżowioną od moich pocałunków skórę na jej piersi, od razu przypominając sobie jej słodkie jęki. Ucałowałem delikatnie sutek, a do moich nozdrzy doleciał jej słodki wiśniowy zapach. Uśmiechnąłem się pod nosem, mając ochotę na więcej. „Ona należy do mnie”. Ta myśl napawała mnie pewną satysfakcją, czułam coś na rodzaj dumy i wygranej.
- Sakura - szepnąłem jej do ucha. Moja ręka sunęła w górę, aż zatrzymała się na szyi, kciuk gładził jej zaróżowiony, ciepły policzek. – Sakura – szepnąłem raz jeszcze. Poruszyła się niespokojnie, a powieki ukazały zamglone rozszerzone źrenice. Westchnęła niemrawo i mlasnęła ustami. Rozbawiła mnie tym, była urocza. – Wstań, Sakura – mruknąłem całując jej małżowinę uszną. – Zaraz wychodzimy – dodałem. Jej wzrok skupił się na mnie automatycznie i przyglądał się badawczo. Była trochę rozkojarzona, ale moje słowa do niej dotarły. Twarz wykrzywił jej grymas. 
- Gdzie? – szepnęła zaspanym głosem. Przecierała delikatnie oczy podnosząc się do pozycji siedzącej. Kołdra zsunęła się z niej, a ja podziwiałem coraz bardziej rozochocony jej walory fizyczne. Wyglądała przepięknie, niczym naturalny kwiat. 
- Do naszych znajomych – mruknąłem w odpowiedzi. Jej mina mówiła „Jakich naszych?”, ale przełknęła ten komentarz. Wstała niechętnie, pomrukując pod nosem i szybko zamknęła się w łazience. Uśmiechnąłem się pod nosem, jej tyłek wygląda jak marzenie. Najchętniej nigdzie bym nie wychodził tylko został z nią w sypialni. 

Prowadziłem ją wśród tłumu ludzi. Klub był pełen po brzegi, ale ja kierowałem się w bardziej ustronne miejsce dla gości specjalnych, które załatwił bez problemu Uzumaki. Ma trochę znajomości to tu, to tam i nie omieszka z nich skorzystać przy każdej okazji, nawet jeśli chodzi o błahą sprawę. Spojrzałem do tyłu kątem oka. Sakura szła zmęczona z udręczoną miną. Nic nie mówiła, ale jej postawa… Emanowała swoją niechęcią do dzisiejszego nocnego wyjścia. Nie dziwie się jej, studia i praktyka lekarska dają w kość, a jeśli ma się wolne to raczej ma się ochotę odpocząć a nie skakać w klubach. Jednak chęć spotkania się z przyjaciółmi to tylko część prawdy, mam coś tutaj do odebrania. Jednak nie tym powinienem zaprzątać sobie myśli. Potrząsnąłem delikatnie głową, aby skupić się na tym, co tu i teraz. Ścisnąłem delikatną dłoń Sakury, a w jej szmaragdowych zmęczonych oczach zauważyłem zdziwienie. Ech... Ona nawet nie ma pojęcia, jak działa na mężczyzn. Ubrana dość zwyczajnie jak na klub, w porównaniu do innych dziewczyn, nadal rzucała się w oczy. Czarne spodnie, obcisłe na wysoki stan, biała dopasowana bluzka i na to skórzana kurtka. Delikatny makijaż dający efekt świeżości i minimalna biżuteria. Jej proporcje, talia i piersi były wyeksponowane, ale w dobrym guście. Taki typ kobiety, do której nim się podejdzie to kilkukrotnie sprawdzi się podryw na „jednorazówce”... Fala różowych włosów w świetle neonów rzucała się w oczy niczym bogini. Westchnąłem. Za dużo o niej myślałem, stawała się moją obsesją, a tego obawiałem się niemal każdego dnia. Gdy przepchnąłem nas przez tłumy ludzi, a burza w moim umyśle została zagłuszona przez muzykę taneczną zauważyłem blond czuprynę a obok niego brązowe, sterczące kudły Kiby. 
- No w końcu, kopciuchu! – usłyszałem nieco bełkotliwy głos swojego kumpla. Przyjrzałem mu się badawczo; wstawiony był bez dwóch zdań. Szczerzył się od ucha do ucha, a oczy miał już tak małe, że ledwo widoczne. Dziwne, że mnie zauważył. Spojrzałem na stojącą obok mnie Haruno, która czuła się zagubiona i zaniedbana, lecz mimo to starała się uśmiechać. 
- Witam – powiedziałem. Podałem każdemu na loży rękę w geście przywitania, ale niektórzy mogli już nie kontaktować, bo tylko się śmiali. 
- Sakura-chan! – nim się spostrzegłem Naruto trzymał różowowłosą w ramionach i okręcił się  z nią wokół własnej osi. Gdy zauważyłem jej roześmianą twarz, coś mnie tknęło. Przyglądałem się, jak przytulają się do siebie i śmieją na „dzień dobry” zastanawiając się, od kiedy to są w takich dobrych relacjach. Chciałem ją odciągnąć od niego, ale pomimo tego, że w środku wrzałem, to na zewnątrz zachowywałem spokój. Jak na Uchihe przystało.
- Czyżby zazdrość? – usłyszałem sarkastyczny kobiecy głos. Uniosłem wzrok i zauważyłem Karin, ubraną w czerwoną kusą, wręcz zbyt kusą, sukienkę. Przyjrzałem się jej pozie z założonymi rękami pod piersiami, które sztucznie eksponowała. Podrapałem się w kark z zażenowania; jej wzrok, ton i postawa ciała były zbyt natarczywe, niepasujące do niej. Jakby chciała mnie uwieść, ale w końcu to Karin, znamy się od dawien dawna. Moje myśli stają się kuriozalne i nie do wytrzymania. Czy to wszystko przez Haruno? 
- Nie, chodźmy – mruknąłem. Przepuściła mnie pierwszego i kroczyła za mną z dumnie podniesioną głową, kręcąc biodrami. 

4.
Rozmawiając z podpitym Naruto trochę się rozluźniłam, mając przy sobie chociaż jedną, życzliwą personę. Kątem oka zerkałam co chwilę na witającego się Sasuke ze swoimi przyjaciółmi. Miałam wrażenie, że nie zauważa mojej osoby, albo umyślnie ignoruje. Gdy jesteśmy razem, tylko my, to jest jak w raju, ale między ludźmi... To już inna kwestia. Staje się dość osobliwy, chłodny i zdystansowany, ale nie bojący się pokazać, jeśli uważa to za konieczność, przy kim jest moje miejsce. Dziwnie się czuję tak go obserwując, już nawet nie pamiętam, jak to było bez niego, jak żyłam i czym się zajmowałam. Teraz chcę zapełniać nim każdą swoją wolną chwilę, ale czy to uczucie jest odwzajemniane? Kolejny raz mój wzrok powędrował w stronę Uchihy, a moje serce najpierw się zatrzymało, a potem zaczęło bić szybciej. Widziałam tylko jego plecy, jak znika gdzieś wśród ludzi z tą rudą, dziwną siksą. Widać było, że znają się nie od dziś. Coś mnie zakuło, czy to zazdrość?
- Naruto – mruknęłam, udając śmiech, chociaż wcale nie było mi do śmiechu. Jednak nie chciałam urazić mojego towarzysza. Żartował i bełkotał na przemian, umilając mój czas. Miałam wrażenie, że nawet stara się niezdarnie ze mną flirtować. Akurat to było zabawne, ale również słodkie. 
- No, no, no! – usłyszałam brawa. Odwróciłam się zaciekawiona – Panno Haruno, super buty! – Ino taksowała mnie wzrokiem z góry na dół, a także na odwrót. – Piruecik poproszę – zaśmiała się. A ja na zawołanie, wstałam i obróciłam się z gracją. Uświadomiłam sobie w tym momencie, że chodzenie na szpilkach idzie mi coraz lepiej. 
 -I jak? – zapytałam pozując niczym aniołek Victoria’s Secret, chociaż z gorszą figurą i niższym wzrostem. 
- Jak dla mnie – wtrącił Uzumaki. – Możesz zostać moją żoną! – wykrzyczał i czknął. Wziął kufel piwa, puścił oko i wrócił do swoich kumpli oraz chłopaka Yamanaki. 
- Hola, hola – szepnęła mi konspiracyjnie mi na ucho. – Czy mi się tylko wydaje, czy on cię  podrywał?
- Albo gdzieś przez przypadek wypił czysty etanol? I klepki w głowie mu się poprzestawiały? – zakpiłam. – I co? – dopytywałam i wskazałam na swoje buty, czarne wiązane na kostce sandałki na szpilce. Piękne, dostałam je kiedyś od Ino, bo zły numer buta zamówiła z Internetu. Dla niej za małe,  a dla mnie idealne. Można powiedzieć, że to ona mnie ubierała, w sumie nadal ubiera; gdyby nie ta kobieta to chodziłabym do śmierci w rurkach, bluzach i trampkach, nie wiedziałabym, co to pełny makijaż, ani nie znała różnicy między pudrem a podkładem. Zaśmiałam się ze swoich myśli, bo w końcu ta wielkoduszna istota była mi teraz jak rodzina. Jedyna, prawdziwa jaką mam. 
- Chodźmy na parkiet, piękna! – złapała mnie za nadgarstek i zaczęła ciągnąć w dół. Szczerze powiedziawszy nawet nie zauważyłam, że loża była na wyższym poziomie niż tańce. Jednak gdy tam wpadłyśmy, wlałyśmy się w to morze ludzi, od razu złapałyśmy rytm. Muzyka nas niosła, a ciała wiły się, niekiedy ocierając się o nieznajomych. Śmiałyśmy się i bawiłyśmy, jak małolaty, którym udało się wejść pomimo za niskiego wieku. Krzyczałyśmy i śpiewałyśmy, stare czy nowe przeboje – nie miało to znaczenia. Zapomniałam nawet o Sasuke, tak dobrze się bawiłam. Złapałam Ino za nadgarstek i zaczęłam ciągnąć do baru. Miałam wielką ochotę na alkohol, na drinka, na coś mocnego. Miała spalić mi przełyk i rozprowadzić ciepło w podbrzuszu, chciałam poczuć gorycz, a potem pozbyć się hamulców. 
- Kamikaze – krzyknęłam do przystojnego barmana i w mgnieniu oka miałyśmy zamówienie. Wcisnęłyśmy się od ściany, zajęłyśmy stołki barowe, rozdzieliłyśmy kieliszki. – Za nas! – krzyknęłam i wlałam sobie w gardło niebieską ciecz. Zanim blondynka się spostrzegła trzymałam już kolejny kieliszek w dłoni. Doszedł do mnie tylko jej przytłumiony perlisty śmiech, a potem zamówiłam raz jeszcze to samo. 
- Wariatko! – krzyknęła, rozbawiona moim dzisiejszym podejściem. Dochodziła pierwsza w nocy, DJ właśnie to obwieścił pijanym i zmęczonym ludziom. 
- Czasami można! Chcę dziś poczuć się jak dawniej na imprezach z tobą – zakpiłam. – przed Kibą! – buchnęłam śmiechem. Jej niebieskie, przymglone oczy obserwowały mnie. Zagryzła czerwone, matowe usta, po czym uśmiechnęła się zwycięsko. Poprawiła spięte w kitkę włosy i swoją czarną dopasowaną sukienkę, założyła nogę na nogę i wygięła się seksownie. Ciekawiło mnie co kombinuje.
-Przed Kibą – zaczęła obscenicznie wypinając swoją pierś do przodu – Byłoby tak moja droga – szepnęła między nami. Odwróciła się i puknęła swoim wymalowanym paznokciem pierwszego gościa przy barze, którego była w stanie ze swojej pozycja dotknąć. – Hej, dasz mi swój numer? – po czym puściła oczko. Facet przyjrzał się jej, przebiegł od stóp po czubek głowy. Poczułam się zażenowana, ale Ino nie traciła rezonu. Gdy facet miał jej coś w końcu odpowiedzieć, ona udała zamyślenie. Nie powiem, całkiem urodziwy, ale raczej nie szukał miłości. – Wiesz, co? – zaczęła słodko Yamanaka, a tym samym wyrwała mnie z rozmyślań. – Rozmyśliłam się – powiedziała to z uśmiechem na ustach i odwróciła się do mnie. Jej oczy mówiły jasno, że ledwo powstrzymuje się od wybuchnięcia śmiechem. 
- Bru-tal – ruszyłam ustami w jej kierunku. Machnęła tylko dłonią, wypiłyśmy jeszcze jedną kolejkę i wróciłyśmy na parkiet.

5.
Obserwowałem ją, jak tańczyła z laską Inuzuki, a mężczyźni wokół nich tylko szukali okazji by gdzieś je podłapać. Wydawały się nie zwracać na nich uwagi będąc we własnym świecie. Chyba także zapomniała z kim przyszłą tutaj, a także że wcale nie miała na to wcześniej ochoty. 
- Bawią się, co? – zapytał Kiba. Podał mi szklankę z whiskey z lodem, mruknąłem coś tylko niezrozumiale w odpowiedzi. nie odwracając wzroku od tej różowowłosej landryny. Irytowała mnie. – Chyba nawet zapomniały, że z nami tutaj przyszły – zaśmiał się, klepiąc mnie w ramie. Zastanawiałem się, czemu jest taki wyluzowany, ponoć snuje plany z tą panną... Mnie ściska od środka, gdy bawi się w najlepsze i nie zwraca uwagi na te wymowne gesty mężczyzn wokół nich. Wparowałbym tam, zabrał ją i zganił. Nie chcę tracić twarzy, nie będę robić z siebie idioty i zazdrosnego gówniarza. Poza tym jesteśmy tak krótko ze sobą, że to byłoby śmieszne zachowanie. Mogłaby mnie odebrać jako osaczającego dupka i zostawiła pokazując środkowy palec. 
- Nie denerwuje cię to? – powiedziałem to luźnym tonem, a na ustach zagościł zawadiacki uśmiech. Przyjąłem najluźniejszą pozę, na jaką było mnie stać. 
- Nie, bo jestem jej pewien – odparł Kiba i wrócił do stolika. Spojrzałem jeszcze raz na Sakurę, tę która robi ze mnie coś dziwnego, wyzwala ze mnie najlepsze i najgorsze uczucia. Może ma rację? Ta sytuacja powinna mnie bawić. Piękna, młoda kobieta wśród mężczyzn, którzy tylko ślinią się do niej i marzą o niej, a ona nie zwraca na nich najmniejszej uwagi. Gdy się wybawi i tak wróci do mnie, do mojego łóżka i znajdzie wszystko, czego chcę w moich ramionach. Najważniejsze jest to, że na mnie czekała, a ja dostałem to, co Karin miała dla mnie zrobić.

6.
Przyglądałam się trochę jemu i trochę jej. Czuć i kroić w powietrzu można było chemię, która jest między nimi... Sasuke co chwilę sprawdzał, gdzie ona jest, co robi i wyglądał na rozdrażnionego faktem, iż nie jest przy jego boku. A ta Haruno... Nie mogłam odmówić jej urody, ani stylu czy gracji. Była młodsza od nas, trochę zagubiona, a jedyny kontakt miała z Naruto i tą swoją przyjaciółką Yamanaką. Swoją drogą złapała jako przyjaciółkę grubą szychę i przyszłą spadkobierczynię niemałej fortuny... Ale czy Yamanaka była takim samym charakterkiem, jak jej matka? Chyba nie. Widać było, że są bardziej dla siebie siostrami, niż koleżankami. Zazdrościłam im takiej zażyłości, ja nie miałam żadnej przyjaciółki. Jeśli już to przyjaciół, którzy nawet nie patrzyli na mnie, jak na kobietę. 
- Załatwiłaś już to? – usłyszałam cierpki, męski głos. Spojrzałam wilkiem na Juugo, przyjrzałam się jego surowej urodzie. Cały na czarno z ciężką, skórzaną kurtką. Upiłam łyk drinka i podeszłam do niego. Wzruszyłam ramionami.
- Wiesz, jaki jest Sasuke  - westchnęłam pełną piersią. – Jak coś chce, to to dostaje – dopowiedziałam naciskając na ostatnie słowo. Juugo tylko kiwnął porozumiewawczo głową. Cóż... Szperaliśmy już nie raz w jego drzewie genealogicznym, ale wiele rzeczy zostało usunięte. Nie doszliśmy nigdy przez kogo, ani dlaczego, ale oboje mieliśmy pewne podejrzenia. Dlatego sprawa Sasuke tak nas pochłaniała, była nam pod pewnymi względami bliska. Ułożyłam sukienkę, która podniosła się niebezpiecznie wysoko. Spojrzałam w lustro na filarze, poczym poprawiłam włosy, cała moja sylwetka była w kolorze fioletowo-niebieskim od neonów. – Znalazł ją Juugo i zrobi wszystko, by tym razem było inaczej. Oboje to wiemy – mruknęłam. Skierowałam się zrezygnowana do wyjścia, a on ruszył za mną. Szliśmy w milczeniu, a rudowłosy wydawał się zastanawiać na moimi słowami.
- Czy coś może nie wypalić tym razem, Karin? – zapytał mimochodem. Nie wiedziałam czy skierował to pytanie do mnie, czy w przestrzeń wypowiedział swoje przemyślenia. Byliśmy dziwni, wierzyliśmy w rzeczy, z których wiele ludzi się śmieje. Przepowiednie, wróżki, sny…
- Jak już to coś z nią, ale nie ma zagrożenia już – mruknęłam przywołując przed oczyma jej obraz, ale nie tylko. Tak, jedynie jej coś mogłoby się wydarzyć. – Zastanawiałeś się kiedykolwiek Juugo, czy on ma pojęcie, że my o tym wiemy? – zapytałam, zarzucając na siebie długi płaszcz. Jego oczy zaświeciły żywym fioletem, kolor ten przywodził na myśl fiołki. Uśmiechnęłam się pod nosem. Spojrzeliśmy po sobie smutno.
- Nie pamięta jej, nie pamięta nic – skwitował niechętnie i wyszedł w rześką noc. Sardoniczny uśmiech pojawił się mimowolnie na moich ustach, bo przecież Sasuke nie ma czego pamiętać, jeśli chodzi o nas. Chyba ciężko przełknąć niektórym tę prawdę... Pokręciłam przecząco głową i ruszyłam w jego ślad. W czarną noc, która doskonale wie co panuje w naszych wnętrzach.

7.
Jeśli mam być szczery to Sakura działała mi obecnie na nerwy. Jej nerwowo-pijacki śmiech przyprawiał mnie o ból głowy, a jej wyraźna niechęć oderwania się od tej blondynki strasznie mnie irytowała. Jakby tego było mało, Naruto tulił się do podpitej Sakury bez skrupułów, tak jakby mnie tu nie było. Zaciskałem i rozprostowywałem palce u rąk, starałem się rozluźnić szczękę. Powstrzymywałem ostatkami woli zdrowego rozsądku od szarpnięcia Sakury i wykrzyczenia w twarz, czyja jest i aby się nie zapominała. Mam ją, jestem jej, a ona moja. Tylko.  Wolałbym by Naruto uszanował jej wybór, jednak chyba alkohol zadziałał zbyt mocno. Zaczyna pokazywać swoje pragnienia w dość nachalny sposób, nawet się nie kontrolując. A ona, naiwna, niczego nie zauważa.  Spojrzałem na Kibę, którego przytulanie Uzumakiego w ogóle nie raziło. Na Shikamaru i jakichś innych gości nie nie zwracałem uwagi. Karin i Juugo już nie było, ale co mnie to obchodzi. To jej życie, a tego mężczyznę kojarzę trzy po trzy, nawet nie wiem skąd się znają.

Bawiłem się kluczykami od auta w dłoni. Wszyscy zaczęli się zbierać, a ja miałem ochotę znaleźć już się w łóżku i odpoczywać. Sen, ciepło jej ciała, zresetowanie myśli. Jedyna potrzeba na zwieńczenia dnia.

- Sakura – zwróciłem się do niej chłodno. I o dziwo, poskutkowało. Jej zdziwione spojrzenie spoczęło na mnie delikatnie. Jakby nie do końca wiedziała, czego może teraz oczekiwać po mnie. Skinąłem głową w kierunku wyjścia, a ona zrozumiała bez słów. Dalej wszystko poszło wartko. Wstaliśmy, Naruto w końcu odkleił się od ramienia mojej kobiety, pożegnaliśmy się i ruszyliśmy w kierunku samochodu. Otworzyłem przed nią drzwi, a sam wsiadłem za kierownicę. Deszcz bębnił o przednią szybę.
- Piłeś – powiedziała niechętnie z głową opartą o zagłówek i przymkniętymi powiekami. Oddychała miarowo, a ton jej głosu zdradzał oskarżenie w moim kierunku. Nie wyglądała jednak, aby miała zamiar zrobić mi tutaj wykład na temat zagrożeń wsiadania za kółko po alkoholu.
-I? – rzuciłem. Zero uczuć, zero podlizywania się. Mam dość, czułem że muszę ją pilnować i absolutnie nie rozpieszczać czułymi słówkami. Cały wieczór wewnątrz mnie siedziała myśl „Pilnuj jej!”, jakby miało coś się stać. Jej, nie mnie. Czy chciałaby mnie zdradzić – nie wiem. Nie znałem jej na tyle, aby to ocenić, ale wątpiłem. Była zbyt szczera w swoich reakcjach, w swoich emocjach... Wiem, że to nie jej wina, ale ta niechęć nie powinna się na niej odbijać. To moje myśli, podsycane tym co dostałem od Karin. Tym co mogę tam znaleźć, przeczytać. Tylko dlaczego zaczynam zachowywać się tak obcesowo w jej kierunku?

Weszliśmy podpici do mieszkania. Nie rozmawialiśmy przez całą drogę, a w końcu gdy padliśmy odświeżeni na pościel, poczułem błogość nie-do-opisania. Przyglądałem się jej spokojnemu obliczu. Anielica. Oddychała miarowo, ręką miażdżyła swój policzek, ale to tylko dodawało jej uroku. Westchnąłem; powinienem powstrzymywać swoją oschłość w stosunku do niej, ale fakt, że nie mogłem jej kontrolować mnie mierziła.
- Co cię gryzie? – w głowie znienacka zadźwięczał mi jej melodyjny, spokojny głos. Gdy na nią spojrzałem, jej szmaragdowe tęczówki przytomnie mi się przyglądały. Analizowała mnie, próbowała przedrzeć się do środka. Tylko czy ja sam wiedziałem, co jest nie tak?

8.
Wstałam następnego dnia wczesnym rankiem, o dziwo wyspana i bez kaca. Zrobiłam śniadanie, zaparzyłam gorącą herbatę, do której tęskniłam i której mi brakowało. W brzuchu mi burczało, więc szybko zaspokoiłam swoje potrzeby, nieco zbyt łapczywie. Po posiłku wzięłam gorący kubek i postawiłam go na stoliku nocnym, po jednej stronie. Sasuke spał, jego czarne włosy okalały kark i policzek, spadały na oczy, a końcówki mieszały się z jego długimi rzęsami. Przejechałam dłonią po jego ramieniu. Zbliżyłam się do ucha.
- Sasuke, kawa – mruknęłam delikatnie. Czekałam, ale wiedziałam, że nie wstanie. Nie powie co jest nie tak. Wczoraj udawał, że zasnął, a dziś będę udawać, że śpi. Mało dojrzałe podejście. Wstałam, ekspresowo się ogarnęłam, nie zwracając nawet uwagi na obrażonego Uchihe. Zarzuciłam plecak na ramię i wyszłam. Po prostu opuściłam jego mieszkanie bez słowa, bo nie miałam pomysłu, co mogłabym robić w pustych, czterech ścianach. Wracałam do akademika, bo tylko tam się teraz widziałam. Może uda mi się spotkać TenTen i porozmawiać... Obecność Sasuke napawała mnie dziś uczuciem dyskomfortu. Gdybym z nim została, na pewno zapytałabym o to co powiedział mi Naruto. A brzmiało to dziwnie, zbyt odstraszająco... Być może zabawny blondynek chciał mnie tylko zniechęcić do tego diabła w ludzkiej skórze, a być może miał w intencji moje dobro. Szłam, oddychałam świeżym powietrzem, rozmyślałam. Mogłam robić już tylko to. Nie rzucałam słów w eter, nie wypowiedziałam na głos swych myśli, nie powtórzyłam słów Uzumakiego. A brzmiały okropnie, nie mogłam dokładnie ich przywołać w pamięci. Skoro tak było, czy było to aż tak ważne? 
„Pamiętaj Sakura-chan, miej się na baczności. Sasuke to mój kumpel, a jeśli mu na czymś zależy to kroczy po to, nawet po trupach. Zaczyna być zaborczy, chcę dominować. Uwielbiam go, ale kobieta, która go zechcę musi zostać świętą podporządkowaną. Zgadzać się z nim. Podobny jest do swojej matki, może nawet aż za. Może to w tym tkwi problem i nie zaznał nigdy szczęścia, a może nawet nigdy nie zaznał prawdziwej miłości.”
Tak, to było coś takiego.

 Czas bawi się mną, bawi się wizjami mojej śmierci. A jeśli każda przelana kropla krwi użyźniła w rzeczywistości tę ziemię? Jeśli każda śmierć, którą widziałam należy do mnie? Reinkarnacja? Odrodzenie? Czy coś takiego w ogóle istnieje? A może to przekleństwo? Pokazują nagrodę, a potem ją zabierają. Czy w tym przypadku jestem nagrodą dla Sasuke, a ktoś tam u góry, wybiera czas aby mu mnie zabrać? Klątwa? Zatrzymałam się na środku chodnika, piesi co rusz mnie potrącali, ptaki latały i śpiewały. Matki karciły swoje dzieci, auta trąbiły, kierowcy krzyczeli na siebie nawzajem, taksówkarz zagadywał by klient nie zwracał uwagi na taksometr. I w tym momencie uświadomiłam coś sobie. Nawet jeśli ktoś zabierze Sasuke nagrodę, to nikt nie zapłacze po tym. Nikt nie obejrzy się za siebie, życie nadal będzie toczyło się swoim rytmem. Ociężale, czy nie – to nie miało znaczenia. Ponieważ ja, Sakura Haruno, jestem tak małym elementem układanki, że nie jestem nic warta.- Możesz umrzeć, a nikt nie zapłacze nad twoim grobem. Nie ma komu, Sakura – zaśmiałam się. Kpiłam z własnego ja. Czemu dopiero teraz zaczęłam zastanawiać się, co dzieję się z „tamtym Sasuke” po „mojej” śmierci?