wtorek, 29 października 2019

Nocą nawiedzają mnie mary

Nocą nawiedzają mnie mary

Gdy nadchodzi noc nawiedzają mnie mary, koszmary i strach. Coś po prawej stronie klatki piersiowej mnie ściska, naciska a może kłuje? Nie czuję się zbyt dobrze. Nie rozumiem siebie. Przeraża mnie mój umysł, który podsuwa mi wciąż i wciąż wizje, że ktoś mnie obserwuje w ciemności mieszkania, sypialni. Postać kobiety w czarnej szmacie, ma kościstą i wręcz przezroczysto-mleczną dłoń o długich palcach. Czuć odór stęchlizny oraz spalenizny. Kpi ze mnie spod osłony czerni. Czy ona ma krwistoczerwone oczy?
Zwykle jestem sama. Wtedy mogę dać ujść mym łzom. Rzadko lecą na szczęście, a jeśli już to tylko trochę ich jest.
„Rzęsistą strugą po licu lecą..” śmieje się sardonicznie głucho pod nosem. Przekładam się z boku na bok i z powrotem. Z boku na bok i z powrotem. Mam problemy z zaśnięciem, znów powróciły. Łóżko niewygodne, twarde, stare i skrzypiące. Gdy oddycham czuję jak rusza się sprężyna, dziwnie trzeszcze. Może chcę przebić moją klatke piersiową? Tak naprawde chciałabym zamknąć oczy, odetchnąć głęboko i nigdy się nie obudzić. Taka śmierć jest najprzyjemniejsza, jest zbawieniem śmiertelników. Garść tabletek i błogi, upragniony spokój.
Brzmi to źle, egoistycznie, irracjonalnie, a jednak jest w tym piękno jestestwa.

Przecież mam wokół siebie całkiem spore grono osób. Rodzice, brat, jacyś przyjaciele by się znaleźli i On. Ten, który sprawia na mojej twarzy tyle samo uśmiechu co łez, bólu i goryczy. Życie z nim to walka o przetrwanie, liczy się każdy oddech. Rollercoaster, który tworzę sobie sama. Czy winić można innych o złe samopoczucie we własnej skórze? Czasami boli mnie tam gdzieś w środku mnie, że jestem niewystarczająca?

Niewystarczająco dobra w czymś.
Niewystarczająco dobra dla innych.
Niewystarczająco dobra dla siebie.
Niewystarczająco dobra dla niego.

Biorę głęboki oddech, bo czuję że ktoś mnie obserwuje. Mój umysł stoi nad przepaścią. Moja labilność emocjonalna jest nie do zniesienia. Tylko ja wiem co we mnie siedzi. Tylko ja wiem, że ciągle z czymś walczę. Ta walka zżera mnie od środka, próchnieje.

Milczę, gdy chcę krzyczeć.
Uśmiecham się, gdy chcę płakać.
Słucham, gdy chcę mówić.
Narzuciłam sobie rytm życia i za wszelką cenę nie chce go stracić. Chciałam mieć zalążek normalnego życia, w końcu. Ile jeden człowiek może wytrzymać? Ile przetrwać by go to nie zniszczyło do cna?

Nazywam się Haruno Sakura, jestem córką alkoholików. Czy znam agresję alkoholową? Oczywiście, że tak. Z ręki, która powinna mnie otaczać opieką i miłością. Z ręki, która karmiła mnie od poczęcia. Z ręki matki, która obwiniała mnie o coś co winą moją nie było. Śmierć ojca nie była moją winą. To był zwykły wypadek przy pracy. Co może zrobić 15 letnia dziewczyna, gdy słyszy z ust tej, której ufała całym sercem, że nie ma już domu i czas się wynosić? Iść pod most, bo tam jej miejsce.

Czy mój ojciec był idealny? Ależ nie! Pamiętam, jak byłam małą dziewczynką i chodził codziennie do koleżanki. Matka płakała. Wiedziałam, że ta „koleżanka” jest zła. Raz nawet byłam z nią i ojcem u audiologa. Nie słyszałam na lewe ucho. Dziś wiem, że to zwykła kurwa była, która chciała rozbić czyjąś rodzinę. Chwaliła się wspólnym znajomym, że żonaty facet ją zaliczył. Miałam wtedy cztery lata, nie powinnam tego pamiętać. Jednak pamiętam i to z detalami. Żółć podchodzi mi do gardła, czuję palenie.

Więc tworze swój mały azyl w swojej głowie, która dawno przestała funkcjonować jak należy. Uciekam do wyimaginowanego świata wyobraźni i fantazji. Nie jest on taki idealny, wręcz nie jest on dobry. Jest tam śmierć, ból, łzy, strach, niepewność, intrygi, ucieczki. Może przywykłam do tego, że czuję się niekomfortowo sama ze sobą. Nawet w tamtym świecie zawsze sobie dodaję troche uroku, urody, talentu czy taktu. Ale w wyobraźni to normalne? Czy ja jestem zła?

I tak rozmyślam praktycznie, noc w noc, o niczym i o czymś. Błąkam się gdzieś tam poza horyzontem marzeń.

Ale jest też i On. Szerokie plecy, szelmowski uśmiech, pewny swego chwyt i miękkie jak na mężczyznę usta. Nie można przestać ich całować, w pokoju czuję jego zapach. Jest silny tak jak on. Błogo, jedyne pozytywne doznanie.  Przejeżdżam dłonią po jego stronie łóżka. Pościel jest zimna. Wzdycham. Sama jak zawsze, wszędzie. Gdzie jesteś ukochany? Do jakiej krainy beze mnie zawędrowałeś?

Leże na brzuchu, czuje jak kark mi się spina. Wzdycham na kolejne niechciane wspomnienie w mojej porąbanej głowie. Miałam kiedyś brata, dziś już nie wiem gdzie jest oni co robi. Pokłóciliśmy się przez… Ocieram oczy wierzchem dłoni. Kiedyś, jak byłam mała bardzo go broniłam, ale gdy wyrosłam zaczęłam mieć problemy z agresywnymi zachowaniami. W wieku nastu lat pokłóciliśmy się w szale wylałam na niego szklankę wody. Nie mogę zapomnieć widoku jego zszokowanej twarzy, był rozżalony, ale nie zły. Zawiodłam go? Kiedy pozwoliłam na to, że nasza więź tak mocno się rozluźniła? Jestem temu winna? To była przecież tylko szklanka wody, którą rozlałam na własne życzenie.

Mówi się, że ludzie z depresją, chorobami psychicznymi są niezrozumiali przez innych. Ich tok myślenia jest taki nieracjonalny, wręcz głupi. Głupie bywa rozpamiętywanie przeszłości, której nigdy nie zmienimy. A choroba psychiczna, czy ona istnieje? Może nikt nie docenia toku rozumowania tych ludzi? A co jeśli to oni mają racje?

Rozpamiętywanie ludzi, którzy stanęli na naszej drodze, ale sami się od nas odwrócili.
Rozpamiętywanie ludzi, którzy stanęli na naszej drodze, ale to my z niej zawróciliśmy.
Rozpamiętywanie wszystkiego co dobre i co złe.

To nie wspomnienia nocą budzą mój lęk, a myśli. Kto myśli o samobójstwie w młodym wieku? Jestem tykającą bombą; tik-tak, tik-tak…
Czy pewnego dnia porzuce plan o połknięciu garści tabletek na sen i zechce zeskoczyć z dachu? Czy przypadkiem nie skoczę na dziecko bawiące się pod blokiem? Gdzie przekraczam myślami granicę absolutnego absurdu? Czuje tylko coś mokrego, to moje oczy są mokre. Kiedy z oczu zaczęły znów lecieć łzy? Czy kiedyś przestaną lecieć, a kobieta w czarnej szmacie przestanie ze mnie kpić i na mnie dybać? A idźże stąd poczwaro krwista! Krzyczy mój rozszalały umysł.

To nie bólu się boję, a jego rozpamiętywania. Rok temu było inaczej. Pamiętam te motylki w brzuchu, przespane całe noce, poranne wstawanie, zapach ciasta w kuchni, twojej porannej kawy kochanie. Byłeś zawsze uśmiechnięty. Ten szelmowski uśmiech z rana zwalał mnie z kolan. Serce bicia przyśpieszało… Zawsze bez koszulki – miałam widok na te szerokie plecy. Mówiłam Ci, że masz wyćwiczone te twoje „motyle”? Jeśli nie to teraz mówię, ale nigdy tego nie usłyszysz.

Rok temu było inaczej. Pamiętam te dwuznaczne uśmiechy, szepty, słówka, muśnięcie palcami. Czy wszystko wtedy miało podtekst? Przecież życie było prostsze. Widziałeś we mnie kobiete pełną uczuć, która o Ciebie chcę dbać.  Teraz wiem, że widzisz upiora. Bo już nawet nie jestem wrakiem człowieka. Zechcesz użyczyć mi swej mocy? Zabierz mnie z powrotem w ten odległy ludzki raj?

Boję się swoich myśli. Nie uprawiam samobiczowania, bo zwyczajnie brak mi na to czasu. Wole psychiczne tortury. Czyż to nie o to chodzi moja nocna maro? Słyszysz ten dźwięk? To piękna piosenka. Wiesz o czym mówi?

“I don't know what I'm supposed to do, haunted by the ghost of you
oh take me back to the night we met

Od kiedy jesteś boję się tego, że nie daję już rady. Nie wiem czym jesteś ani kiedy się pojawiłaś. Mój dom już nie jest domem. Boję się zgasić wszystkie światła, bo tylko na to czekasz. Ostatnio dałaś mi spokój, bo był On. Otoczył mnie swym zapachem, ramieniem i miłością. Nie dał Ci dostępu. Ale i on traci cierpliwość za niewynagradzany trud. Czymże on na to sobie zasłużył?

Czy robię mu pranie mózgu? Czy mogę wymagać by zrozumiał sposób myślenia… wariatki? Pamiętam naszą pierwszą noc. Wspólną noc, nie seks. Zamknęłam oczy, lekko speszona twoim idealnym ja. Czułam każdy mięsień pod opuszkami palców. Byłam zafascynowana, bałam się, że z podniecenia samą twoją obecnością nie zmrużę oka. To w te noc dowiedziałam się, że człowiek się budzi kilka razy, to normalne. Moje nozdrza upajały się twoim zapachem. Piżmo wymieszane z cedrem? Była też nuta wanilii – uspokajająca. Tuliłeś mnie z całych sił. Pamiętam, że uwielbiasz gdy kładę ci głowę na klatkę piersiową. Twoje serce bije rytmicznie – mój oddech chcę mu dorównać, ale staje się płytki i urywany. Mamy dwa różne rytmy, jesteśmy razem, ale osobno.

„when the night was full of terror
and your eyes were filled with tears
when you had not touched me yet
oh take me back to the night we met”

Dziś mamy tylko skrawki, wyrywane sępom, siebie. Ciągle mi mało, od tego wariuję. Aż przyszła ta noc z koszmarem…

Kiedy zaczęłam bać się zasypiać?
Kiedy przestałam mieć siłę by wstawać?
Kiedy zaczęłam czuć się inaczej?
Kiedy zaczęliśmy się kłócić?
Kiedy się od siebie oddaliliśmy?

Czy te pytania mają swoją odpowiedź w konkretnej nocy? Nakrywam się szczelniej kołdrą. Czuję, że się krztuszę i duszę jednocześnie. Ściskam z całej siły powieki, ale ciągle leci z nich coś wilgotnego. Boli mnie tam coraz mocniej po prawej stronie. Boże, ratuj! Zaczynam się cała trząść. Do płuc nie dociera tlen. Każdy haust powietrza to walka z samą sobą.

Czy to jest labilność emocjonalna a może coś ponad to? Mam ochotę zasnąć i nigdy się nie obudzić. Gdybym tylko miała jakieś leki… Przeciwbólowe, przeciwzapalne, na przeziębienie, uspokojenie albo nasenne. A najlepiej mieszankę całą na raz. Tyle ile dam rade przełknąć, upewniwszy się, że nikt mnie nie odratuje.

Moje życie jest niewiele warte. Tyle na ile sama je wyceniłam, więc obecnie jest promocja całkowita. Wyprzedaż XXI wieku godności, życia i empatii. Nikt po mnie nie zapłacze. Nawet Ty, ani On. Brak mi samokontroli.

Słyszysz? To piosenka… Ten chórek w tle jest piękny, wzywa do siebie. Lekki ton gitary. Unosi mnie to wszystko razem zmieszane. Moją ambicją, jedyną jaką mam, jest to by skończyć cierpieć.

Bo gdy przychodzi noc to nawiedzają mnie mary, koszmary i strach. A one szepczą i szydzą między sobą bym zrobiła to na co odwagi mi brak. Mówią, że beze mnie będzie Ci lepiej. Mają rację. Mamy tylko ciężkie chwile. Kłótnie, przytyki i krzyki. Jestem Twoim kosztownym życiowym balastem. Te głosy w głowie krzyczeć zaczynają, a nigdy tego nie robiły.

Pamiętaj, pomimo wszystkiego złego, kocham Cię.





czwartek, 4 lipca 2019

Sekret


Staliśmy w ponurej ciszy nie spoglądając sobie w oczy. Przerażało mnie zmierzenie się z jego obliczem. Ten dzień zmienił wszystkie decyzje, które podjęłam w ostatnim czasie. Przełknęłam ślinę odrywając wzrok od moich butów. Biały szpitalny fartuch, którego nie zdjęłam wybiegając ze szpitala Konohy był przemoczony do ostatniej suchej nitki. Ale nie liczyło się to, nie liczyło się nic. Spojrzałam nieprzytomnie w okno. Czerń nocy zapanowała nad Wioską Ukrytą w Liściach. Rzęsisty deszcz obijał się o szybę wydając przy tym głuchy dźwięk, a gabinet oświetlała co jakiś czas biała błyskawica. Sama już nie wiem czy pogoda odzwierciedlała mój stan ducha, czy mężczyzny który uparcie starał się zwrócić moją uwagę. Czułam jak przywołuje mnie wzrokiem, a ja tylko stałam. Paraliż ciała. Można powiedzieć, iż obecnie jestem oderwana od swojego ciała. Krótki przerywany oddech, szybkie ruchy klatki piersiowej, rozbiegany wzrok, bezwładne ciało i chaos w umyśle.

Przed godziną wszystko było proste.
Przed godziną mogłam żyć bez trosk.
Przed godziną życie wydawało się już prostą drogą do przejścia.
Przed godziną nie wiedziałam, że On tu wrócił.

Uchiha. Sasuke Uchiha po kilkuletniej nieobecności wrócił. Nie byłam tą samą zakochaną w nim nastolatką. Chciałam znaleźć swoje miejsce na tej ziemi. Szukałam po prostu szczęścia i zrozumienia. Starałam się uszczęśliwiać wszystkich dookoła mnie. Wyruszałam na misje, coraz dalej i dalej od wioski by spotkać Go. Po roku przestałam. Wróciłam do pracy w szpitalu. Codziennej po kilkanaście godzin. Sama nie wiem już czy było to zbawienne dla mnie.

Tylko praca, zero sentymentów.
Tylko praca, zero rozpamiętywania.
Tylko praca, zero łez i żalu.

A teraz stałam przed tym, który wyciągnął mnie z tego błędnego koła, cyklu życia który sama sobie stworzyłam. Czy będę w stanie podjąć racjonalną decyzję? Przecież to on był ze mną, to on mnie kochał przez ostatnich parę lat. To on był moją ucieczką od Niego, od nicości, od wszystkiego. Czy mogłabym go skrzywdzić? Czy jestem aż takim potworem? Skrzypienie krzesła wytrąciło mnie z równowagi, a także zwróciło uwagę. Uśmiechnął się pod tą swoją maską. Usiadł nie oderwawszy ode mnie wzroku. Przełknęłam ślinę, czułam jak rozbiera mnie wzrokiem. Zamęt w mojej głowie był coraz większy.

Czułam, że muszę, chociażby miał to być nasz ostatni raz. Ruszyłam w  jego stronę, a on odwróciła się na krześle. Zrzuciłam po drodze fartuch, ściągnęłam bezwstydnie czerwoną sukienkę zostając w samej bieliźnie. Czarnej, bo taką ponoć lubi. On ściągnął swoją maskę i nim się spostrzegłam przygryzał i całował mój sutek. Agresywnie, zbyt mocno aż jęknęłam z bólu, jaki mi zadał. Jego palce weszły we mnie mocno, stanowczo z nutą zaborczości. Chwilę później siedziałam na biurku, a on wchodził we mnie, całym sobą, delikatnie. Z nabożną czcią i miłością. Jego pocałunku zachłanne były dnia dzisiejszego pełne zawahania oraz strachu. Dopasowałam się do jego miarowych ruchów, oddając całą siebie. Na tyle ile mogłam. A on mnie znaczył swoim zapachem.


Wspólny rytm.
Wspólne pragnienia.
Wspólny strach.
Tylko my.

Moje palce przeczesywały jego siwe włosy, czułam jak mnie wypełnia. Napięcie w moim wnętrzu narastało i prosiło o spełnienie. Jęknęłam i odchyliłam głowę do tyłu, a On od razu zaczął  pieścić szyję. Wiedział co lubię, wiedział czego potrzebuję. Zawsze liczyłam się dla niego tylko ja. Jego szczytowanie obwiesił głuchy krzyk nas obojga. Oddychałam jeszcze szybciej niż gdy tu wbiegłam. Byłam bardziej mokra niż od deszczu. Wszystko było domysłem, zero słów czy myśli. Puścił mnie, odszedł na krok. Zapiął rozporek jakby kochał się z kurwą, a ja siedziałam naga i niepewna na jego biurku. Biurko Hokage.

Spoglądał mi wyzywająco w oczy. Był pewny siebie. Pomimo upływy lat nadal w idealnej formie. Jego nieskazitelna uroda, jego posągowa twarz ukryta pod maską, która szybko wróciła na swe miejsce. Pragnęłam go, bo tylko dla mnie odsłaniał się. Ale nie dziś.

-I co zrobisz Sakura? – zapytał chłodnym tonem. Odwróciłam wzrok, wstałam z biurka. Nie chciałam naga przeprowadzać tej rozmowy. Odkryte ciało oraz dusza to zbyt wiele. Zadał pytanie, na które nie znałam odpowiedzi.

-Nie wiem – odparłam skruszona, ale nie zawstydziło mnie to. Nie jestem podatna na manipulacje, nie jestem podatna na iluzje, nie jestem podatna na zdanie innych.

Jestem podatna na niego.
Jestem podatna na Sasuke Uchihe.
Jestem podatna na jego słowa, obietnice i snute marzenia.

Ubrałam się i widziałam to w jego czarnych oczach. Strach wymieszany z zawodem oraz złością. Miał pełne prawo. Przecież obiecałam mu siebie. Swoim zachowaniem, grą i oddaniem. Podeszłam do niego nieśpiesznie i przyglądałam się jego przystojnej twarzy. To były nieme przysięgi składane w chwili upojenia.

-Naprawdę wierzyłam, że nam się uda – szepnęłam. Pogładziłam delikatnie jego policzek, a on złapał moją dłoń i się w nią wtulił. Najpierw zbliżyliśmy się do siebie, potem zaczęliśmy spać ze sobą. Trwało to tak długo, iż zażądał wyłączności. I miesiąc temu mu ją ofiarowałam, oddałam mu całą siebie. Westchnęłam zmęczona. Nie zasługiwałam na niego. On nie zasługiwał na moją niewdzięczność i egoizm.

-Ma wyczucie czasu – mruknął. Wiedział, że to co wydarzyło się przed chwilą to nasze pożegnanie. Dlatego nie zaangażował się tak jak zawsze. Zero czułości, zero gry wstępnej, delikatności czy miłowania mego ciała.

Mechanicznie.
Szybko.
Do celu.

Przymknęłam powieki, gdyż oczy zaczynały mnie piec. Czułam się jak oszustka, manipulatorka. To nie tak miało być. Ich twarzy zaczynały mi się mieszać. Sasuke oraz Kakashi… czy mogłam kochać ich obu na swój chory sposób? Czy mogłam być oddana jednemu i sypiać z drugim? Nie mogę mieć ich razem, muszę wybrać i to boli najbardziej.

-Był u mnie. Chcę żebym z nim wyruszyła – szepnęłam w eter, nie do niego. Echo nie rozniosło mych słów po gabinecie, od razu trafiły do adresata, któremu roziskrzyły się niebezpiecznie tęczówki. Oparłam swoje czoło o jego. To znajome kojące ciepło, ten zapach.

-Znam odpowiedź – odparł zachrypniętym głosem. Wiedziałam już, że go złamałam na pół. Że coś w Hatake pękło od środka i nie da się tego posklejać. Będzie to w całości jeśli z nim zostanę. Zamieszkam. Przyjmę jego nazwisko. Tylko albo aż tyle. Jeszcze jakiś czas temu miał to wszystko na wyciągnięcie ręki. Jak długo mnie kochałeś, Kakashi?

Nie mam sił by powiedzieć, że zniknę dzisiaj nad ranem. Powrót Uchihy zapewne spowodowały plotki. Do dziś nie wierzył, że może mnie mieć inny mężczyzna. Liczył, że te kilka lat jak nie więcej będę czekać. Gdybym tylko miała więcej odwagi, więcej… Sama nie wiem czego, ale myśl że utracę Sasuke, którego nigdy tak naprawdę nie miałam przerażała mnie w chory sposób. Nienawidziłam tej części siebie, bo była słaba oraz infantylna. Żyła mrzonką z czasów drużyny siódmej.

-To nie koniec – odparł Kakashi zdejmując maskę. Nasze usta połączyły się w żarliwym pocałunku kochanków. Nasze emocja były tak intensywne, aż usta zaczęły mnie palić. Ścisnął moją pierś, a ja jęknęłam mu w usta. Znał moje ciało.

-Wrócę po to, co zechcesz mi dać – szepnęłam drżącym głosem odrywając się od niego. Ostatni raz omiotłam go wzrokiem i ruszyłam do wyjścia. Klamka aż paliła gdy jej dotykałam, nie byłam pewna swojej decyzji.

Nie odwróciłam się.
Przetarłam obolałe usta wierzchem dłoni.
Bo u bram Wioski czekał już On.
I tylko Bóg jeden wie, czy podejrzewa co zrobiłam źle.

________________________________________________________________________
Na rozgrzewkę przy powrocie wakacyjnym! Szybka jednopartówka, chyba jedyny błyskawiczny pomysł jaki posiadałam. Coś ostatnio wszystko mi się wydłuża.

Witam z powrotem po przerwie Kochanie!

środa, 27 marca 2019

Rozdział 17


Niecały rok później…
Czyli ile to już?

1.
Biegłam, jak szalona na spotkanie z Ino w ten ciepły wieczór. Ostatnimi czasy coraz rzadziej się widujemy, żeby nie powiedzieć w ogóle. Niestety wynajmujemy wspólnie mieszkanie już raczej tylko na papierze. Bywam tam sporadycznie, zwykle gdy Sasuke wyjeżdża gdzieś w delegacje do innych miast na większe i ważniejsze rozprawy. Dowiaduje się o nich na ostatni moment, co mnie irytuje. Im dłużej z nim jestem, tym więcej dostrzegam, między innymi że nie jest typowym prawnikiem „od rozwodów”. Bierze je, bo są dochodowe, ale para się politycznymi sporami, ekonomicznymi i finansowymi pozwami. Wtedy wiem, że zmienia się w bezwzględną bestie, łaknącą by jego było na wierzchu, nawet wobec mnie. Niestety miesza mu się często praca z życiem codziennym, jego zachowania są nieprzewidywalne. To jest wielki minus jego charakteru, sposobu bycia czy czegokolwiek czym „to” jest. Skręciłam szybko w kolejną uliczkę, a rześkie powietrze powodowało piekący ból krtani. Nie mam pojęcia dlaczego upierała się na spotkanie w jakieś kawiarnio-cukierni na obrzeżach Tokio. Dostać się tutaj to mordęga, nie podróż. W dodatku tak daleko znajduje się ten punkt od miejsca mojego tymczasowego zamieszkania u Sasuke, pracy czy uczelni, z którą już za raz kończe przygodę. Byłam już zdyszana i zlana potem, przynajmniej tak się czułam. Słońce, jak na maj oraz zbliżający się wieczór grzało przeokropnie, wręcz paliło moją jasną skórę. Plusem jest fakt, że przestałam wyglądać trupio, pomimo że jest dopiero co na początek tego miesiąca. Zwolniłam kroku w momencie, gdy moim oczom ukazała się nazwa kawiarnia napisana katakaną. Wygładziłam czarną dopasowaną sukienkę, do której miałam ubraną jeansową oversizową katanę i białe krótkie trampki. Poprawiłam swoje długie, roztrzepane różowe włosy. Po godzinach nie wyglądam, jak typowa „pani doktor”, ale nie mam sobie nic do zarzucenia. Poza tym częściowo robię to dla siebie, a częściowo dla Uchihy. Lubi on kobiety ubrane kokieteryjnie i filuteryjnie. Będę szczera, brakuje mi tego. Włosy do tyłu, biodra w ruch, uśmiech na usta i wchodzę!
Blondynka siedziała już przy stoliku ze szkła, pochłonięta swoim iphonem, nie mam pojęcia jaki to model, nie zwracając nawet uwagi na te mało znaczące szczegóły – dosiadłam się do niej. Gdy zajęłam miejsce na mało wygodnym krześle naprzeciwko Yamanaki, ta nawet nie oderwała wzroku od swojego telefonu komórkowego. Odchrząknęłam, ale to nic nie zadziałało. Cokolwiek czytała wciągnęło ją całkowicie. Lub była w trakcie stalkowania – co jest bardziej prawdopodobną opcją, znając jej zapędy.
-Cześć Ino – powiedziałam nieco za głośno i wzięłam spod jej rąk kartę z napojami, jakie serwują tutaj. I pysznymi ciastami. Dopiero teraz do moich nozdrzy dotarł zapach świeżo upieczonej szarlotki, ale wystrój tego miejsca jest specyficzny. Nowoczesny plus elementy amerykańskie takie jak flaga, mapy, widoki znanych miast i atrakcji. Jak dla mnie poplątanie z pomieszaniem, ale pasuje do tej filigranowej blondynki siedzącej naprzeciwko mnie. Jeszcze raz odchrząknęłam, aż coś zadrapało mnie w krtani. Kobieta oderwała się od urządzenia półprzytomnie, a jej niebieskie oczy wyglądały na wściekłe, że ktoś śmie przerywać jej wykonywaną czynność. Wzięła głęboki wdech, poprawiła wystające kosmyki z blond kucyka.
-Cześć Sakura – mruknęła. Wyłączyła swój telefon, dopiła ciecz znajdującą się w jej kubku. Spojrzała na mnie, a mnie uderzyła jej smętna i ponura mina. Lekkie sincie pod oczami, szaro zabarwiona cera oraz widoczne zmarszczki na czole, które znacząco się pogłębiły. To tego obrazu nędzy i rozpaczy brakowało tylko tłustych włosów oraz dresu w kolorze fiołków, a wiadomo że zaczęły się problemy w raju Yamanaki. Nie byłam pewna, czy można się zapytać jej o cokolwiek. Zwykle w takim stanie jest tykającą bombą, najlepiej wtedy chodzić wokół niej na paluszkach, gdyż każdy szmer może przynieść apokalipsę dla osób w jej otoczeniu. Przełknęłam ślinę, a na moich ustach zawitał najbardziej fałszywy uśmiech. Tylko na taki było mnie stać. Cisza między nami była niezręczna, ale czekałam aż ona coś odpowie, zagai – no po prostu zrobi jakikolwiek ruch pierwsza. Nauczyłam się przy niej cierpliwości, jak również uczyło mnie tej cechy całe moje „usłane różami” życie. Potarłam delikatnie swój nos, zupełnie nie wiedząc co mam uczynić z rękami. Odeszła mi ochota na jakiekolwiek ciasto, babeczkę czy kawusie.
-Nie zamawiasz nic? Super – mruknęła wstając od stołu. – To idziemy – i ruszyła przodem. Nienawidzę jej takiej zadufanej w sobie. Wiem, że potrzebuje mogę wsparcia niezależnie od tego czy taki stan wywołała w niej błaha sprawa czy tajfun, który przeszedł przez jej życie w czasie mojej nieobecności w nim. Jednak wiem, że nasza rozmowa będzie jednostronna. Ja będę przytakiwać, ona zadawać pytania retoryczne i tyle. Jestem tu bo mnie potrzebuje, ot co. –Wsiadaj – rzuciła do mnie stanowczo. Głęboki wdech dla kurażu i wsiadamy do jej mercedesa. W gardle ugrzęzło mi pytanie „I co dalej?”. –Pojedziemy gdzieś – mruknęła tajemniczo puszczając mi oczko znad swoich doczepionych rzęs.
-Przerwiesz tę zmowę milczenia? – mruknęłam nieco zbyt ciekawskim tonem. Ino od razu to wyczuła, a diaboliczny uśmieszek wszedł na jej usta. Wiem też, że dopóki nie zrobimy tego co zaplanowała nie dowiem się jakie malwersacje zaszły w jej życia, ani w jakim aspekcie. Osobiście stawiam na problem w relacjach damsko-męskich, bo moja blond przyjaciółka nigdy nie miała problemu ani nie stroiła dramatów, gdy nie wychodziły jej plany zawodowe. Każdy ma swoje priorytety, niestety nie zawsze mamy je takie same ze swoimi bliskimi. Kątek oka zauważyłam, jak wyjeżdżamy z Tokio. Stolica zostaje za nami, a ona wiedzie mnie w bezdenną nicość ku zachodzącemu Słońcu. „Poetycko Sakura, punktujesz”.

2.
Pomimo że dochodziła właśnie siódma wieczorem, ciągle siedziałem w swoim biurze. W kancelarii byłem tylko ja, mogłem wrócić do domu – nic nie miałem tutaj aż tak ważnego do zrobienia. Jednak zostałem. Przetarłem oczy kciukiem oraz palcem wskazującym, dopadało mnie przemożne zmęczenie. Jeśli chodzi o samotność to w tym miejscu lepiej mi się ją znosiło niż w mieszkaniu, gdy jej tam nie było. Od tamtego sierpniowego wypadu za miasto próbuję ją od siebie uzależnić. Przyznać muszę, że idzie z miernym skutkiem. Założenia były inne, ale mimo wszystko – mamy maj, a ona już praktycznie ze mną mieszka. Znamy się rok z hakiem, a ja czuję jakbyśmy byli ze sobą od zawsze. Niestety sny, które raz się pojawiają, a raz odpływają w niebyt pamięci lubią wracać z niespodzianką lub ze zdwojoną siłą. Jeden w szczególności mnie niepokoi, jest w moim umyśle za mgłą i coś w sobie kryje. Nie muszę dodawać, iż pikanterii oraz obaw temu uczuciu dodaje fakt, że pojawia się tam moja matka, Mikoto. Wziąłem głęboki wdech w płuca, oparłem się o zagłówek fotela. Fizycznie, a także psychicznie czuje się wyśmienicie, Sakura stara się mi przypodobać – stroi się, robi nam kolacje, jest niesamowita w łóżku. Tylko jej oczy, jakby czasami odpływała w tylko sobie znane miejsce. Bywa to niepokojące. Gdy zaczynam dodawać dwa do dwóch, to wcale nie wychodzi cztery, tam jest ukryte działanie – dla mnie niewidoczne, chociaż nie wiem jak długo bym tego szukał i w to się wpatrywał.
Ten sen, ta jawa… Cokolwiek to jest ma dla mnie przesłanie. Zaczyna się dziwnie, od ślubu. I gdy zagłębiam się w czeluści oraz zakamarki swojego umysły – ta część jest najmniej wyraźna. Ale przypominam sobie to, ciągle i ciągle. Bez skutku.

„-Ja, Sasuke, biorę Ciebie Sakuro za żonę i ślubuję Ci: miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci – na twarzy kobiety widoczny jest delikatny uśmiech. Ma pełne zaczerwienione wargi, ale jej suknia ślubna nie jest strojna, bogata ani nawet nowa. To suknia jej matki, lekko zszarzała. Ma krój iście europejski, a welon długi z koronką, typowo włoski. Fala różowych puszczonych loków oświetla tę nieśmiałą twarzyczkę. Ślub odbywa się w piwnicy, z garstką towarzyszących osób. Wszyscy obecni są ubrani w najlepsze stroje, jednak mimo wszystko męskie marynarki są zacerowane, a kobiece obcasiki zdarte. Szczęścia jest niewiele, przykrywa je ciągła obawa oraz strach. Elegancji jeszcze mniej. Oprócz Pana Młodego, on się wyróżnia. Ubrany w czarny skrojony na miarę i uszyty parę lat temu garnitur w stanie idealnym, nawet kolor o dziwo nie wyblakł. Jego twarz nie jest naznaczona żadną blizną ani zmarszczką starości, strachu czy odwagi. Ot, młodzieniaszek z dobrego domu, który niewiadomo jakimś sposobem trafił w to społeczeństwo. Oderwany od swych korzeni, jednakże nie wyglądał na nieszczęśliwego.”

Moje odłączenie ducha od ciała przerwało pukanie do drzwi gabinetu. Głośne, ale subtelne. Kobieca dłoń. Spojrzałem na zegarek ścienny w kącie gabinetu. Wskazywał godzinę 19:26, spóźniona jak zwykle. Poprawiłem krawat oraz marynarkę, przetarłem dłonią włosy by nic nie zdradzało mojej nieobecności duchowej.
-Proszę – odpowiedziałem spokojnie, chociaż mój głos zabrzmiał gardłowo. Pierwsze co zauważyłem to proste czerwone włosy oraz okulary w mocnej czarnej oprawce. Następnie w oko wpadła mi błękitna koszula oraz granatowe spodnie w kant. Szybko przestałem lustrować swojego gościa, a gestem dłoni zaproponowałem jej by usiadła na fotelu naprzeciwko mnie. Odgradzało nas tylko bądź aż dębowe biurko, masywny mebel.
-Witaj, Sasuke – odparła swawolnie, z odrobiną nuty, która prowokuje mężczyzn do zbyt odważnych kroków wobec tej kobiety. Była inna od Sakury, ona znała moc swojego seksapilu. Używała go, nawet na mnie, tylko z miernym skutkiem. –Stęskniłeś się? – mruknęła zagryzając ponętnie dolną wargę. Już wiedziałem, że zaczęła sobie ze mną pogrywać, a humor ma iście szampański oraz zaczepny. Przyglądałem się jej chłodno mając w sobie sporo rezerwy do jej zachowania. Założyła nogę na nogę pokazując kawałek swojej kostki oraz stopę w szpilkach.
-Dobrze wiesz, że nasze relacje są zupełnie inne – odparłem rzeczowo. Chcę od niej informacji, a ona musi mi je dać. – Karin, co przede mną ukrywasz? – zapytałem bez ogródek. Ściągnęła brwi i przechyliła głowę, przyglądała mi się bacznie, chciała coś wybadać. Zapewne sprawdzić, w którą stronę może podążyć z informacjami. Poprawiła swoje włosy i potarła palcem wskazującym podbródek, ale jej ciało nadal wyglądało na zrelaksowane, zero oznak spięcia.
-Cóż – zaczęła spokojnie patrząc badawczo w moje oczy – Sny cię męczyć zaczęły? Ile minęła od naszego spotkania? – mruknęła jakby chciała sobie przypomnieć.
-Ostatni raz widzieliśmy się w styczniu, a męczy mnie sen. Jeden konkretny – dodałem. Pokręciła tylko głową i rozejrzała się po gabinecie. Nie ukrywam, że nie widać tu kobiecej ręki, w żadnym zakamarku tego miejsca.
-Szybko do tego doszedłeś – mruknęła, jakby spodziewała się tej rozmowy wcześniej bądź później. Gdy chciałem już zadać pytanie, ona na nie odpowiedziała bez mrugnięcia czy zająknięcia. – Nie przeprowadzaliśmy jej Sasuke, ani razu – dodała, a delikatny uśmiech wtargnął na jej usta. Był dziwny, obcy i nie do rozszyfrowania. Poczułem się nieswojo, pierwszy raz od dawien dawna. – Pytaj – rozkazała lekko, łagodnie. Odrzuciłem swoją dumę i zrobiłem to o co poprosiła.
-Od jakiegoś czasu męczy mnie sen o ślubie z Sakurą. Ona w nim jest najmniej wyraźna, ale resztę dostrzegam całkiem dobrze – rozpocząłem suchy wywód, bez emocji by poszło sprawniej. – Nigdy nie usłyszałem by ona mówiła przysięgę, zawsze to ja ją mówię – starałem się przypomnieć sobie wszelkie szczegóły tej plątaniny zdarzeń przyczynowo-skutkowych. Bo wiem, że wszystko coś łączy, ale nie mogę tego dostrzec. Karin zrobi to za mnie. – Widzę jakąś garstkę ludzi, jesteśmy w piwnicy. Wyróżniam się strojem i zachowaniem, a potem koniec – mruczę wiedząc, że więcej nie wykrzesał, chociażbym się dwoił czy troił.
-To pierwsza część, tak? – zapytała nieco zdziwiona, ale widziałem jak jej trybik w głowie chcą sobie coś połączyć. Przytaknąłem głową na jej retoryczne, jak dla mnie pytanie. – A druga? – dodała, a jej piszczący głos podrażnił moje uszy.
-Nie ma w niej, ani Sakury. Jest za to moja matka z kapłanem, który udzielał nam ślubu – dodałem z lekkim obrzydzeniem. Dzień stał się piękniejszy odkąd ta kobieta przestała stąpać po tym świecie. Westchnąłem ciężko, nagle coś mnie zabolało w środku. – Za to widzę, jak ona daje plik banknotów by pewne zajście nie wyszło na światło dzienne. Reszta nie ma znaczenia, umiem się domyślić, że ślub z Sakurą w świetle prawa nie był ważny – dodałem i spojrzałem wyczekująco na mojego gościa. Poprawiła swoją błękitną koszulę oraz oparła łokcie o blat biurka. Mało eleganckie zachowanie, jak na damę, którą chce być – przemknęło mi w głowie.
-Tak, nigdy nie byliście małżeństwem – dodała jakby coś jej w końcu ulżyło. Czyżby czekała na ten moment? Spuściła swoje oczy na dłonie, którymi się bawiła. – Nie wiem, jakim cudem to pamiętasz – być może to widziałeś z ukrycia, głupi nie byłeś w żadnym z poprzednich wcieleń co świadczy o tym, że zawsze ze mną potrafiłeś nawiązać kontakt. Ale tak, Mikoto wręczyła sporą łapówkę kapłanowi i wasze małżeństwo nigdy nie było w świetle prawa ważne, jednak – przerwała na chwilę, po czym spojrzała z ironicznym uśmiechem prosto w moje oczy. Coś w jej krwistych tęczówkach zabłysło, jakby to był as dla mnie. – Twoja matka nigdy się o tym nie dowiedziała. Co ciekawe, akt nie trafił tam gdzie powinien nie przez łapówkę, a przez czasy, w których wszyscy walczyli o przeżycie. Wojna bywa ciężka, w jednych krajach przeszła bez echa, inne roztrzaskała do cna – powiedziała sucho, ale jakiś sentyment zawitał na jej twarzy. To nie wszystkie rewelacje, jakie dla mnie ma. Słucham dalej w takim razie.
-I? – ponagliłem ją ręką. Zmęczenie zaczęło w końcu brać góre nad rewelacjami, więc chciałem zakończyć rozmowę. Między nami zapadła cisza, długa i elektryzująca.
-Ile żyć pamiętasz? – to pytanie mnie skonfundowało. Było bardziej niż niespodziewane, natomiast czułem jakby nie miało związku ze wszystkim co wiem. Zacząłem wracać do obrazów i nocnych mar w mojej głowie by sobie przypomnieć, co ma ze sobą związek, a co było innym wcieleniem. Liczenia nie było wiele, większość snów była ze sobą powiązana. Czy to na pewno tylko tyle? Czy aż tyle nam dano i nie wykorzystaliśmy? – Ile pamiętasz? – ponownie zapytała mnie Karin. Przeczesałem włosy, poczym oparłem się łokciami o blat i splotłem swoje dłonie. Przyglądałem się jej bacznie, jednak nadal nie zauważyłem oznak stresu czy strachu. Nadal mogę jej ufać?
-Dwa. Obecne jest trzecim – odparłem oschle, a mój głos mroził i przyprawiał o ciarki. Widziałem to, otrzymałem zamierzony efekt. Najlepsze są stare metody: strach, terror czy szantaż. Nigdy nie zawodzą.
-Co stało się w poprzednich? – zapytała bez ogródek. Przyglądałem się jej, a ona wzięło głęboki wdech w płuca, a następnie wypuściła powietrze z ostrym świstem. – Z Sakurą, co z nią się działo? – podkreśliła jej imię przeciągając samogłoski. Wiedziałem co, nawet nie musiałem się zastanawiać.
-Została zabita – odparłem. Chociaż nie pamiętam bym miał o tym sen. Na pewno nie jeśli chodzi o drugie „nasze” życie.
-Czy tylko, Sasuke? – drążyła dziurę Karin. Zaczynała mnie doprowadzać do szewskiej pasji. Spojrzałem w stronę okna. Granatowe niebie oświetlały latarnie. Z tego okna ku mojej uciesze nie było widać żadnych telebimów. Starałem siebie w spokoju przypomnieć co jeszcze to wszystko łączyło, oprócz Mikoto oczywiście. Zamknąłem oczy oddalając się kolejny raz tego dnia w niebyt pamięci. Było to jak szukanie igły w stogu siana, a i tak wiedziałem że ukłuję się zbyt mocno. I nagle mnie olśniło, wiedziałem o tym? Czy samo do mnie przyszło teraz? Jestem w stanie we wszystko uwierzyć, skoro rozmawiam obecnie o reinkarnacji.
-Dziecko – odparłem, a zimny dreszcz przebiegł moje ciało, następnie poczułem jak zalewa mnie lodowaty pot. Dłonie zaczęły mi się trząść, a zdystansowanie do rozmowy zaczęło opadać. – Mieliśmy dziecko – mruknąłem najeżony. Spoglądałem w swoje dłonie, ale one nie były w stanie mi odpowiedzieć na niemy krzyk.
-Tak. Raz została zabita z małą córeczką, a raz poderżnięto jej gardło, gdy była w ciąży. W żadnej z tych sytuacji nie byliście małżeństwem. Nie złączyliście się na wieczność, nie spletliście namacalnie swojego losu ze sobą – odparła jakby wyrzuciła z siebie formułkę wyuczoną na pamięć. – Tworzycie swój świat, kreujecie go, ale są pewne zasady. Różnica wieku wzrasta za każdym razem przy reinkarnacji. Sakura i dziecko zostaną zabite za każdym razem, jeśli nie będzie namacalnego świadectwa waszego oddania względem siebie. To trywialne, ale prawdziwe. Przy każdej wędrówce dusz odradzacie się w innych miejscach, z inną historią, ale tymi samymi rodzinami. Przypieczętowaliście swój los, ale także waszych najbliższych – tak samo oni naznaczyli waszą racje istnienia. Ona nigdy nie zostanie zaakceptowana przez twoją rodzinę, ty zawsze będziesz stał wyżej w hierarchii społecznej. Te same problemy, w innym czasie, miejscu. Nigdy nie dowiecie się, które z waszych żyć będzie tym ostatnim. Liczba transmigracji jest stała, określona i niezmienna. Przytrzymaj ją przy sobie – dodała, a jej twarz pozbawiona uczyć przypominała posąg. „Przytrzymaj ją przy sobie”? Jest trudno, nie mam wstępu do jej myśli, nie kieruje się tymi samymi celami co ja. Jesteśmy odmienni, jak ogień i woda. A mimo to woda może ugasić pożar lub pomóc mu w rozszerzeniu. Tlen, coś niezależnego.
-Mam nie dać jej odejść? – zapytałem ostrzej niż zamierzałem. Mój głos był niczym miecz w nieokrzesanej dłoni młodego rycerza. Do niczego, tylko powodujący stres, a także zniszczenie.
-Ty chcesz byście byli razem, ona chce przetrwać. Gdy zostajesz przy kimś lub przez kogoś uśmiercony lecisz na początku jak ćma do światła, ale i ona podświadomie nabiera rozeznania – rzekła czerwono włosa. Tykanie zegara, odgłosy ulicy, grzmot i błyskawica. Zbiera się na majową burzę, tak samo jak w moim wnętrzu. Opanowany na zewnątrz, ale wewnątrz…
-Co jeszcze powinien wiedzieć?
-Jeśli powie „Sayonara”, czyli pożegna się na zawsze koniec waszej historii. Gdyby chciała to zrobić to przydałaby się osoba pokroju twojej matki. Brudna robota sama się nie wykona, a tak macie jeszcze jedną szansę – dodała obojętnie. Spojrzała na zegar. Było już po dziewiątej. Ta rozmowa trwała zbyt długo. Wiele słów, jeszcze więcej momentów milczenia między nami. Informacje, które mam są na wagę złota. Jednak co może się zniszczyć w naszej obecnej relacji? Przeszkód już nie ma. – Telefon jakieś pół godziny temu ci dzwonił – wskazała brodą na urządzenie Karin. – Może jeszcze się spotkamy – mrugnęła do mnie, po czym poprawiła swoje okulary. – Matane*, Sasuke – wyszła. Chociaż znałem przesłanie ostatnich dwóch słów, było to zbyt dwuznaczne pożegnanie jak na Karin.
Spojrzałem na swój telefon. Jedno nieodebrane połączenie od Sakury oraz sms, również od niej. Szybka w niego wszedłem by przeczytać czy czasami coś się nie wydarzyło.

„Zostaje na noc w swoim mieszkaniu z Ino. Babski wieczór. Dasz radę sam spać dzisiaj?”

Odpisałem, że bez problemu. Może to i lepiej? Chwilę odpocznę, przemyślę co mam. Przygotuję plan działania. „Macie jeszcze jedną szanse?”. Czy to był przekaz, czy luźnie rzucone w eter słowa? Przetarłem twarz dłońmi, byłem skonany. Wychodząc z gabinetu, zamykając kancelarię napisałem jeszcze drugiego smsa do Sakury i ruszyłem do mieszkania. Chciałem zdążyć przed burzą. Marzyłem by na chłodno ocenić najnowsze informacje. Wiedziałem także, że Karin mówi mi tyle ile chce, nic ponadto co mogłoby jej zaszkodzić. Nie wierzę, że w zaistniałej, kuriozalnej do granic możliwości sytuacji nie ma ukrytego osobistego powodu, czy celu. Nie bądźmy naiwni jak dzieci.

3.
-Wróżka? Żartujesz sobie ze mnie Ino? – mruknęłam zdegustowana jej propozycją oraz entuzjazmem, z jakim skakała przed tym czyś co przypominało wagon cyrkowy w kolorze butelkowej zieleni. Obskurna okolica rodem z bajki o złej wiedźmie, mało japońsko a wręcz amerykańsko. Teraz łączy mi się wątek z wyborem tamtej kawiarni, czy co to tam było. Przełknęłam ślinę i spojrzałam pod swoje nogi. Moje białe trampki przestały być białe – były szare z koronką z błota. Zagryzłam wargę taksując wzrokiem otoczenie. Nadciągające granatowe chmury dodawały jeszcze „oliwy do ognia” jeśli chodzi o charakter tego miejsca. Wyglądało to wszystko na nielegalnie zamieszkane dawne pola ryżu. Partyzantka, przyjrzałam się bliżej ów wagonowi i zauważyłam agregat prądotwórczy – wszystko jasne. – Myślę, że to zły pomysł – mruknęłam, ale blondynka już była przy drzwiach i pukała w nie z uśmiechem od ucha do ucha, dreptają z nogi na nogę. Nie mając wyjścia ruszyłam w jej stronę. Nikt nie otwierał, Ino zapukała jeszcze raz nieco głośniej. Nawet nie chciałam wiedzieć skąd ona ma ten adres, liczę tylko na to, że nikt nam krzywdy nie zrobi. Co najwyżej niech okradną, to i tak w tym zapuszczonym miejscu będzie jakimś pozytywnym aspektem całej durnej wyprawy. Westchnęłam, a złość zaczynała we mnie buzować. Kątek oka zauważyłam ruch wzorzystej firanki.
-Czego?! – doszedł mnie krzyk i zgrzyt otwieranych drzwi. Głos był gardłowy, mocno zachrypnięty i nieprzyjemnym tonie.  Nie było to najlepsze wrażenie. W drzwiach ukazała się struchlała starsza kobieta, której oczu nie było widać. Twarz poharataną miała zmarszczkami, na oko wyglądała na osiemdziesięciu letnią kobietę. Nie miałam zatem pojęcia jak sobie radzi na tym pustkowiu. Co ciekawe – wcale nie miała pstrokatej spódnicy jaką sobie wyobrażałam a szaro-czarne kimono z białymi akcentami. Za to biżuteria była dość specyficzna. Łańcuch na szyi wyglądał, jakby na końcu miał kieł tygrysa, kolczyki sięgały jej obojczyków i były to koraliki czerwono-zielone przeplatane na zmianę. Jej siwe włosy zebrane w niechlujnego koka były spięte igłami oraz grzebykiem, tego samego typu co noszą gejsze. Momentalnie zaschło mi w gardle. Miałam wrażenie, że ta kobieta nie potrzebuję oczu by widzieć. Ona właśnie prześwietlała nasze intencje oraz wewnętrzne rozterki.
-Dostałam namiar od znajomej, której czcigodna Utatane Koharu pomogła – zaczęła blondynka. Spojrzałam na nią w osłupieniu, ja nie dałam rady jednej choćby głoski z siebie wydusić.
-Wejść – jej ostremu jak brzytwa tonowi nie sposób było się sprzeciwić. Czy właśnie zdałyśmy jakiś test, o którym nie miałyśmy pojęcia. Staruszka wskazała na mnie palcem, a następnie na matę, która leżała na dywanie w kolorze soczystej czerwieni. – Ty – tutaj wskazała na mnie – Siadaj. Ty – wskazała na Ino – za mną! – Yamanaka rzuciła mi niepewne spojrzenie, ale zniknęła za granatową kotarą oddzielającą to małe pomieszczenie. Rozejrzałam się dokładnie siadając na wskazanym miejscu. Było ono chłodne i wilgotne, w ów wagonie unosił się specyficzny zapach. Nie była to zgnilizna, ale może pleśń? Nie miałam pojęcia. Z jednej strony miałam granatową kotarę, za które zniknęły obie kobiety, a po drugiej była to zielona kotara z satyny w złote lampasy. Rozstrzał kolorystyczny drażnił poczucie mojej estetyki. Czułam się tutaj, jak zwierze w klatce. Sama nie wiem ile czekałam, zanim w końcu ktoś do mnie wyszedł. Z transu wyrwał mnie cichy i spokojny głos.
-Sakura, idź – wskazała mi głową Ino. Oszalała kretynka! Ja i wróżby?! – Naprawdę, nie będziesz żałować – przekonywała mnie i odsłoniła lekko to coś zwisające z sufitu. Gołym okiem dostrzegłam ile kurzu zaczęło się unosić w powietrzu. Astmo, witaj!
-Zwariowałaś! – krzyknęłam szeptem drażniąc tym swoje struny głosowe. – Uciekajmy stąd! – mruknęłam. Jak odezwie się ta stara i przerażająca kobieta to po mnie!
-Chodź tu dziecko! – złowrogo to brzmiało. Z moich oczu leciały pioruny w stronę Ino, lecz ta tylko ruszyła w stronę miejsce, które przed momentem zajmowałam. Coś w tej kobiecie, jej postawie, pewności siebie oraz arogancji, sprawiało że moje ciało dębiało i wykonywało jej rozkazy. Przełknęłam ślinę, gdy weszłam do „tego czegoś”. Rozejrzałam się dookoła, a starsza Utatane Koharu kazała mi usiąść naprzeciwko siebie. Między nami był mały okrągły stolik. Całe pomieszczenie skąpane było w tej cholernej granatowej kotarze. W kątach pokoju było pełno poduszek złotych, czerwonych oraz pomarańczowych. – Co cię tu sprowadziło? – zapytała. Jej ton głosu nagle zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Był spokojny, pełen zrozumienia oraz ciepły. Puściłam wiele powietrza z płuc, nadymając swoje policzki.
-Przez tamtą panią, która była tu przede mną – mruknęłam zgodnie z prawdą. Dokąd zmierza moje życie? Do wiary w wiedźmowate sztuczki! Może puszcze wodzę fantazji? Zażartuje sobie ze starszej pani? Jak tu siedzę to i tak mnie skasuje oraz okradnie. Cygańska wiedźma. Zaczęła kłaść karty na stole, gestem dłoni kazała wybrać mi jedną więc to uczyniłam. Odkryła ją. Ciekawi mnie co odczyta z tarota na mój temat, na moich ustach mimochodem pojawił się ironiczny uśmieszek.
- Odwrócona karta śmierci, ciekawe – mruknęła pod nosem do siebie staruszka. Swoje dłonie schowała w wielkich rękawach kimona. Poczułam się pominięta.
-Co to oznacza? – zapytałam zaciekawiona. Znów to uczucie. Lustrowanej duszy. Ta kobieta miała w sobie coś ze żmii, przełknęłam ślinę lekko spłoszona.
-W pozycji odwróconej karta może być symbolem wydarzeń, które okażą się przerażające, powodujące wstrząs, oznacza także dotkliwe straty, porażki, żałobę – mruknęła pod nosem formułkę z pamięci. Prychnęłam. Nauczenie się definicji karty, a potem powiedzenie jej klientowi-naiwniakowi. Świetny interes życia, jak nie wyjdzie mi w medycynie to tym właśnie się zajmę na pustkowi. – Ale ciebie to już spotkało prawda? – powiedziała lekko.
-Ale co? – zapytałam głupio przekrzywiając głowę na bok niczym dziecko. – Porażki? Żałobę? Dotkliwe straty? – zakpiłam. – Takie jest życie, porażki mamy na każdym kroku. Mam dość lat by przeżyć chociaż jedną żałobę po stracie, dotkliwej stracie – podkreśliłam dwa ostatnie wyrazy w swojej wypowiedzi. Najgłupsza kabała w jaką dałam się wciągnąć.
-Dziecko – zaczęła spokojnie cały czas patrząc w kartę, jakby tam było coś napisane. – Wydarzenia, które okażą się przerażające już w twoim życiu były. Rodzina – matka i ciotka, to po nich przeżyłaś dotkliwą stratę. Porażki są na każdym rogu jak mówisz, ale mi chodzi o coś innego – zatrzymała się. Zagryzłam wargę, gdyż zaczęła mnie intrygować jej postawa. Nie dała sobie wejść na głowę, nie traciła rezonu ani spokoju. Fakt, że wzmianka o mojej matce Mebuki, która na własny los nie zasłużyła, ani wspaniała ciotka Rin były czymś czego nie mogła wiedzieć. Ale może Ino coś jej napomknęła? Jej język idzie bez problemu rozplątać. –  Dziecino, ty przeżyłaś już dwukrotnie swoją własną żałobę.

4.
Siedziałam i piłam czerwone słodkie wino z Ino. Ta wróżka wbiła mnie w fotel, delikatnie to ujmując. Jej słowa wydawały się irracjonalne, mówiła płynnie, wydawało się, iż czyta nam jakieś opowiadanie, a nie opowiada naszą przeszłość oraz przyszłość. Ani ja, ani Ino nie możemy się z tego do końca otrząsnąć. Nawet sms od Sasuke nie sprawił mi przyjemności, miał raczej posmak goryczki.

„Baw się dobrze kochanie. Wpadnę po ciebie jutro w południe”

Żadna z nas nie chciała powiedzieć dlaczego jesteśmy po tym spotkaniu tak otumanione, co takiego ta sławetna Utatane Koharu nam nagadało i nawciskała do głowy. Od dzisiaj zmieniłam sposób myślenia na temat stawiania tarota, wróżenia z ręki a nawet oczu. To ostatnie było najbardziej przerażające. Cały czas mam przed oczami jej wyraz twarzy – pewna siebie oraz zmartwiona, nie jestem w stanie powiedzieć który nastrój przeważał. Powtarzająca, starsza kobieta, niczym mantrę: „Uciekaj póki czas. Śmierć cię tylko przy nim czeka” było dla mnie alarmujące. Wstrząsające, nie pozbędę się tego z głowy, dopóki jestem trzeźwa oraz w stanie trzeźwo myśleć. Jedyne co mi pomoże to alkohol, spora ilość alkoholu, obojętnie jaki, a także gadatliwość Ino. Tylko to beztroskie wielosłowie trzeba z niej wydobyć. Co oczywiście obecnie jest czynione. Dokładnie, idzie mi to wyśmienicie. Obie siedzimy w piżamach, spodenki dresowe plus za duża, stara koszulka, gapiąc się tępo w wyłączony telewizor. Otacza nas cisza, tykanie zegara oraz brzęczenie telefonu Yamanaki.
-Kurwa, Haruno nie wytrzymam – ni stąd, ni zowąd wypaliła. Na polikach miała już spore wypiek – Wiesz czemu chciałam tam pojechać? – warknęła zła, zaczęły uchodzić z niej wszystkie emocje, jakie w sobie tłumiła najwyraźniej od dłuższego czasu. Obciągnęłam swoją koszulkę, ciekawa dalszych rewelacji. Siedzenie na podłodze nie było takie najgorsze, wykładzina była wygodna, ale zapewne kanapa narożna jeszcze bardziej.  – Zdradziłam Kibę z Naruto – wypaliła bez owijania w bawełnę, a ja zachłysnęłam się powietrzem. Podejrzewam, że moje oczy były wielkości spodków. Jednak twarde spojrzenie niebieskich oczu Ino mówiło, że to prawda. Wygłupiła się sama przed sobą, ale również przede mną.
-Przecież to najlepsi przyjaciele, coś ty narobiła – czknęłam, więc szybko zakryłam sobie usta dłonią. Niedowierzałam w obecną jej głupotę, myślałam… Nie! Ja byłam pewna, że ta kobieta świadoma swoich walorów w końcu zmądrzała. Burza rozszalała się tej nocy na dobre, nie tylko na zewnątrz, ale również w moim umyśle.
-Wcale nie tacy najlepsi – mruknęła i dolała sobie resztkę wina do kieliszka. – Bądźmy szczerze Sasuke izoluje cię od ludzi, on sam siebie izoluje od wszystkich – mruknęła, a ja byłam ciekawa jak ona łączy te wątki ze sobą. Niech płynie dziewczyna z prądem i mówi co jej w duszy gra. – Pominęło was parę sporów, poza tym oboje z Naruto siebie prowokowaliśmy. On nie jest taki za jakiego go masz – mruknęła zadzierając nosa w ten wywyższający sposób. Westchnęłam niedowierzając jej słowom.
-Co to znaczy? Że jest on chamem i prostakiem? – spytałam spokojnie. Faktem jest, że nie pamiętam kiedy z nim rozmawiałam. Wiem, że Sasuke widuje się od czasu do czasu z nim na jakimś piwie czy coś, ale ja nie miałam na to czasu. Gdy wracam do wspomnień to wiem, że żyje w pewnym zamkniętym cykle. Dom-Sasuke-uczelnia-praca. Nie ma tutaj miejsca na inne rozrywki, wypady czy spontaniczne wyjazdy. Walczyłam ostro o swoje miejsce w szpitalu, ponieważ Tsunade wycofała się z bitwy sądowej, ale podkopuje moje szanse na staże, specjalizacje, czy nawet pracę w jakimkolwiek tokijskim szpitalu. Jednym słowem – pali mi się dupa.
-Odzywa się do ciebie? – padło proste pytanie. Zaprzeczyłam ruchem głowy i upiłam wino, które zalegało na dnie mojego kieliszka. Z utęsknieniem wpatrywałam się w pustą, już drugą, butelkę taniego wina. – Widzisz, bo chciał cię tylko zaliczyć – mruknęła z przekąsem. Uniosłam brwi w geście zdziwienia. Ciekawość jednak zwycięża, gestem ręki nakazałam Ino kontynuować swoją wypowiedź. – Jest chyba najgorszym dupkiem z całej tej zakłamanej bandy – burknęła. Nieopisany żal malował się na jej zmęczonej twarzy. Wstałam i ruszyłam do lodówki po kolejne schłodzone czerwone wino.
-On dupkiem? – mruknęłam pod nosem jednocześnie wyciągając mocno trzymający korek. Tanie wino i korek? Mogli dać zakrętkę, byłoby poręczniej.
-Zawsze wydawało mi się, że to Sasuke jest najgorszą kanalią z nich wszystkich – spojrzała na mnie przepraszająco – ale on przynajmniej mówi co myśli, zachowuje się tak jak uważa za stosowne. A Naruto? – warknęła z odrazą, jakby coś właśnie jej się przypomniało. Usiadłam obok niej. Nalałam jej oraz sobie więcej wina, było nam go dzisiejszego wieczora potrzebna spora ilość.  – Nie powiem, że to jego wina. Ta noc była naszym wyborem, mimo wszystko wiem, że do tanga trzeba dwojga – próbowała zażartować, lecz wyszło bardzo niezręcznie. Jej fałszywy śmiech tylko to pogorszył. – Po wszystkim wysłał filmik, jak mnie posuwa. Rozumiesz to?! – krzyknęła mi prosto do ucha. Ja chciałam ją palnąć w łeb. Być może nie widziałam od dawna Uzumakiego, ale jego roześmiana twarz… Zupełnie mi to nie pasowało do jego aparycji. To było tak sprzeczne z wykreowanym obrazem na jego temat w mojej głowie, iż byłam w szoku.
-Ino, do jasnej cholery, dałaś się nagrać podczas stosunku? – warknęłam niedowierzając w bezmiar głupoty jej postępowania. Czy ta dziewczyna z muchą na rozum się zamieniła? Starałam się przywołać wszystkie niemądre wyczyny z jej udziałem w swojej pamięci, ale nic nie jest tego w stanie przebić. Pójść z kimś do łóżka, zdradzając swojego partnera… W dodatku z najlepszym przyjacielem i jeszcze to nagrać! Kretynizm, imbecylizm, debilizm do kwadratu! Nie wypowiadam się nawet na temat samej zdrady, bo szkoda na to czasu. Wzięłam głęboki wdech by uspokoić kołatanie swojego serca.
-On to nagrał bez mojej zgody, a potem skurwiel wysłał to Kibie! – krzyknęła, a w jej błękitnych oczach pojawiły się zły. Oho, zaczyna się rollercoster uczuciowy w wydaniu Ino. – A teraz cały czas do mnie pisze, dzwoni… Próbowałam go zablokować, ale co rusz ma nowy numer – podciągnęła nosem. Zrobiło mi się jej cholernie żal, pomimo że to był jej wybór i jej głupota. Płaci za nią największą cenę. Mam nadzieję, że mimo wszystko Kiba oraz Naruto mają jeszcze w sobie ostatnie pokłady męskości, a także gentelmeństwa i nigdzie tego nie opublikują. To mogłoby tej kobiecie zniszczyć życie, a przecież nie ona jedyna zdradziła na tym świecie. Gdy otwierałam już usta by o coś zapytać wtrąciła się blondynka kręcąc przecząco głową. – Nie, Kiba nie odbiera ode mnie telefonu. Unika kontaktu ze mną, czy internetowego czy fizycznego – mruknęła. Szczerze powiedziawszy wcale mu się nie dziwie. Zapewne czuje same pejoratywne uczucia względem mojej przyjaciółki. Jednak mam wrażenie, że zachowuje się z klasą, na jaką w takiej sytuacji tylko go stać. Co do Uzumakiego sama nie wiem, czy wierzyć w wersje Ino czy może brać ją z pewną rezerwą. Pewne jest to, że jeśli sprawa z nagraniem to fakt – to ten facet okazał się największą kanalią na jaką można trafić. A może oczekuje od Ino dużo więcej? Dopuszczam do siebie myśl, że młody Naruto idzie po trupach do celu. Jego celem stała się filigranowa Yamanaka. Zawiła sprawa, na mój pijany umysł wręcz jakaś telenowela z kiepskim scenariuszem.
-Kabała… - wydukałam pod nosem. Cieszyłam się, że rozterka Ino jest tak popierdolona, że moja „przepowiednia od wróżki” poszła na boczny tor. Wręcz jest zapomniana. Samarytanki z mojej przyjaciółki nie da. Swój czubek nosa widzi, nic poza tym.

5.
-Cały dzień przespałaś – usłyszałam nad głową rozbawione miękki męski głos. Przełknęłam ślinę, ale w ustach miałam tak sucho, że dyskomfort doskwierał mi przy każdym ruchu języka w jamie ustnej. Sięgnęłam po butelkę wody, która stała na stoliku nocnym. Oparłam się o zagłówek łóżku i chłeptałam ją ile miałam sił, jednak ukojenie nie nadchodziło. – Nadal głowa boli? – zapytał ciemnowłosy siadając na skraju łóżka. Jego onyksowe oczy bacznie mi się przyglądały, a ja czułam wewnętrzny niepokój. „Uciekaj póki czas” dźwięczało w mojej głowie. Ostatnia kropla spłynęła p mojej brodzie, którą szarmancko kciukiem starł On.
-Nie – mruknęłam ledwie słyszalnie. Czy to możliwe, że kolejny raz zaczęłam budować niewidzialny mur między nami? Nie chciałam tego, żadna durna wróżba tego nie zmieni. – Chodź tutaj – mruknęłam i przyciągnęłam go do siebie za koszulę. Nasze czoła zetknęły się ze sobą. Miałam ochotę oddać mu siebie, potrzebowałam oderwać się od rzeczywistości, a jego ramiona mi to dawały.
-Ktoś lepiej się czuje – mruknął w moje ucho przygryzając je. Jego ręka pieściła moją szyje, a na ustach czułam jego gorący oddech. Zapragnęłam go, tutaj i teraz. Potrzebowałam spełnienia, czułości i tej ostrości, która on mi zapewniał. Był nieziemski w tym, przez ostatni czas pokazywał mi co to znaczy seks oraz pożądanie.



____________________________________________
Od autorki: Bliżej, bliżej niż dalej moi drodzy. Starałam się +/- przejrzeć rozdział od względem literówek, gdyż jestem ich mistrzynią. One mnie kochają, ja ich niekoniecznie.
Jesteście? Komentuje, to daje pewien pogląd na to co myślicie o tym. :)



\

czwartek, 28 lutego 2019

Rozdział 16


„Konkretny”

1.
Chociaż poprzednia noc nie należała do najprzyjemniejszych, ani przespanych to wstałam prawą nogą, a uśmiech nie schodził z moich ust. Nawet wspomnienie kręcenia się z boku na bok nie wpływało źle na moje samopoczucie. Szczerze powiedziawszy w ten upalny, sierpniowy dzień czułam się więcej niż znakomicie. Być może to zasługa też tego dziwnego „snu-wspomnienia”, a nawet jeśli nie to pal licho! Mnie to nie interesuje, nie warto psuć sobie wyśmienitego humoru. Poza tym wychodze dzisiaj, o dziwo, szybciej z pracy - czego oczywiście nie było w moich planach. Co jeszcze bardziej wprawiało mnie w zachwyt. Siedziałam zatem szybciej niż zwykle na stołówce i jadłam zupe rybną. Była miałka, ale za to lekka, dietetyczna. Tego obecnie potrzebowałam – lekkiego obiadu i spokoju, dużo spokoju. Dodatkowo uniknęłam spotkania z Karui, z kimś o nieokreślonych zamiarach względem mojej osoby. Od paru dni mam wrażenie, że chcę do mnie podejść, a ja kompletnie nie wiem o czym mogłabym z nią rozmawiać. Zwykłe „cześć” wydaje mi się niezręczne w tej patowej sytuacji. Jeśli rozmowa miałaby być o Chojim to wolę zjeść swoją zupę w toalecie lub w schowku na szczotki. Niecałe dwie godziny dzieliły mnie od wolnego popołudnia, odliczałam w głowie. Trzeba trzymać się tej myśli, tylko tej.  No może jeszcze wspomnienia Kiby ze śliną, która ciekła mu tego ranka z ust. Yamanakę tak to bawiło, że aż przybiegła bym przyszła „coś” zobaczyć. Ta kobieta nie ma serca, nawet jeśli sprawa idzie o jej drugą połowe. Nawet nie wiedziałam, że można spać z wywieszonym językiem. Na samą myśl zaczęłam się podśmiewywać. Mężczyzna za zmierzwionymi włosami na białej jedwabnej pościeli, obśliniony jak pies. To naprawdę mimo wszystko może być dobry dzień. Wyśpię się chyba w innym życiu, albo w trumnie. Jak każdy lekarz w tym kraju.
-Coś ty taka dzisiaj wesoła? – usłyszałam kobiecy głos, a następnie szuranie krzesła na prawie pustej stołówce. Karui przyglądała mi się badawczo swoimi złotymi oczami, wyglądała na niewyspaną, a sińce pod oczami odznaczały się nawet spod tej grubej warstwy korektora i pudru, jaki na siebie nałożyła. Natomiast jej brązowe włosy wystawały na boki z wymiętolonej kitki. Odetchnęłam głęboko. Jak to mówią? „Nie chwal dnia przez zachodem słońca”, co? Usadowiła się naprzeciwko mnie w swoim idealnie wyprasowanym i białym kitlu.
-Cześć, miło że się dosiadasz – powiedziałam, z uśmiechem na ustach, sarkastycznym tonem. Najwidoczniej jej to nie obeszło, gdyż wpatrywała się we mnie swoimi ślepiami. Nie jestem otwartą księgą, więc dopóki ust nie otworzy, nie wyda wyartykułowanego dźwięku – możemy jeść w milczeniu. Jej wzrok wywiercał mi dziurę w czaszce. Być może, ale tylko być może, to jedyny stolik, który nie stoi w trajektorii wiatru. Na pewno tak jest, reszte wypróbowała i ją przewiewa. Oby dobry humor mnie nie opuścił, tak samo jak pewność siebie.
-Cześć – mruknęła wymuszenie i zaczęła jeść swoją zieleń z talerza. W ogóle nie czuję się nie zręcznie, pomyślałam ironicznie. Sardoniczny uśmiech nie schodził mi zapewne z ust. Co za trefny obrót sytuacji. Słyszałam charkoczący oddech złotookiej. Czy ona właśnie skończyła biegać? Bardzo nieswojo się czułam. Zaczęłam dalej jeść zupę, nie chciałam wstać i odejść, bo być może o to jej chodziło. Z resztą nie wiem o co może chodzić tej kobiecie! Rozdygotałam się całkowicie, przecież nigdy nie pojmowałam logiki „pań”. Zawiść z naszej płci momentami, aż kipi. Bo zwykle tylko lekko wrze. – W końcu dobry humorek? – kolejne pytanie, to samo w innej formie. A moje trybiki w głowie tylko diagnozowały jej wypowiedź niczym pacjenta. Czy była szczera? A może jednak ironizowała? Dlaczego jestem taka naiwna w ludzką dobroć, a nie potrafię rozpoznawać na pierwszy rzut oka fałszu? Odpowiedź jest prosta: bo jestem naiwna bardziej niż dziecko!
-Wstałam prawą nogą po prostu – odparłam zdawkowo ze wrednym uśmieszkiem dodającym mi wewnętrznie animuszu. Im mniej mówię ludziom, tym lepiej się śpi. Nikt noża we mnie przecież wbić nie może. Przynajmniej nie tak głęboko jakby często się komuś chciało to zrobić. Znów cisza, niezręczna. A ja starałam się myśleć o tej pięknej pogodzie, która na mnie czeka i dwóch dniach wolnego. Będę spać, jak zabita! Oczyma wyobraźni widziałam swoje łóżko i wygniecioną pościel.
-Wydarzyło się ostatnio coś ciekawego u ciebie? – zapytała przyglądając się mi. Oczka Karui próbowały mnie świdrować. Wzruszyłam ramionami, wykręcając się pełną buzią zupy rybnej. Dodatkowo wepchnęłam do jamy ustnej mięso kraba by czasem nie odpowiedzieć. I żułam obcesowo, tak jak tylko potrafiłam. Czułam się jak krowa na pastwisku, niekulturalne zachowanie. – A masz może jakiegoś nowego chłopaka, czy kręcisz z tym przystojniakiem w drogiej furze? – zagadnęła, wpychając w usta chyba awokado. Fuj, tłuste to. Już sama nie pamiętam ile jej napomknęłam o Uchihie, być może ona nawet imienia nie pamięta. Rozejrzałam się po stołówce. Świeciła pustkami, a białe ściany mnie przytłaczały. Pani za kasą, jakaś kobieta z dzieckiem w drugim końcu Sali. I my we dwie, tłumy po prostu. Westchnęłam, nie podobał mi się tor zadawanych pytań.
-Drogie auto pamiętasz, a imienia nie? – zaśmiałam się, najszczerzej jak tylko potrafiłam chociaż kiepska ze mnie kłamczucha oraz aktorka. Zero talentu do gry. Zaraz zajdą mi chmury na błękitnym niebie i tyle będzie po moim samopoczuciu. Jednak konsternacja na twarzy Karui mówiła mi tak wiele, dała mi taką satysfakcję jakiej nie czułam. Dziwnie nieopisane uczucie mną ogarnęło. Sama nie wiem, jakie słowa mnie pogrążają, a jakie pogrążają tę wścibską panienkę. Wyczuwam intrygę, nawet będąc na tyle naiwną z sercem na dłoni.
-Wiesz – odparła zaczepnie bawiąc się swoim jedzeniem na talerzu, aż jej jarmuż czy inne zielsko z naczynia wypadło. Niech zje teraz te zarazki. – Zastanawiam się po prostu kto pomógł ci poprawić sytuację materialną – puściła do mnie oczko figlarnie. Tym razem to ja się pogubiłam. Sytuację mam jaką mam – jedyne polepszenie to przeprowadzka z akademika. A to jest poziom wyżej, jakby nie było. Ale niemniej nie aż taki by ktoś o tym rozmawiał. Potrząsnęłam delikatnie głową zmieszana. Jestem w takiej samej sytuacji, jak innie interniści czy lekarze stażyści. Wąchaj Haruno ten podstęp, no niuchaj go!
-Nie rozumiem o co ci chodzi Karui – wypaliłam bez namysłu. Od razu przeszły mnie ciarki i pożałowałam, iż nie ugryzłam się w język. Moja ciekawość okazała się silniejsza od rozsądku. Wścibstwo to nigdy nie jest dobry znak. Tym bardziej ruch na grząskim gruncie.
-Wynajęcie Uchihy za prawnika, drogo się bawisz – mruknęła z wyższością, jakby wyciągnęła asa z rękawa. Lekka ulga na mnie spłynęła mimo tych słów. Uświadomiłam sobie, że część naszych rozmów o tym przystojnym czarnowłosym wyparowała z jej żmijowatego umysłu. A druga sprawa to to, że człowiek nie zawsze pamięta przebieg rozmowy o sprawach nieistotnych, czy nawet tych ważnych. Nasze ulotne umysły bywają błogosławieństwem. Bo to, że coś było dla mnie priorytetem dwa miesiące temu wcale nie oznacza, iż obecnie też tak jest. Spojrzałam na swój lunch, a raczej puste naczynia, który zjadłam. Miałam pretekst by stąd się urwać.
-Nadal nie wiem o co ci chodzi – mruknęłam najspokojniej wstając i zabierając swoją tace. – Miłego dnia w pracy – dodałam na odchodnym. Mijając moją rozmówczynie i rodzinę, która weszła do pomieszczenia.
Wychodząc ze stołówki dotarła do mnie ważna rzecz, a mianowicie skąd Karui wie, że moim „prawnikiem” jest lub był Sasuke? Nie rozmawiałam o mojej patowej sytuacji z nikim w szpitalu.

2.
-Ino daj sobie spokój – mruknęłam, gdy ta wyciągała mnie z ciepłego oraz wygodnego mebla siłą. Ptaszki ćwierkały, słonko świeciło a życie toczyło się dalej, bez mojego udziału. Oby moje życie nabierało obecnie kształtu w łóżku z przyjemną pościelą. Ta szarpanina mnie za noge była nawet całkiem delikatnym sposobem, w końcu mogła na mnie wylać wodę i posypać mąką. Co brzmiałoby bardzo dowcipnie, gdyby nie to, że ta blond kobieta jest do tego zdolna. Ziewnęłam otwierając w końcu swoje szmaragdowe oczy, a promienie słoneczne wpadające do mojego pokoju raziły mnie w oczy. Małpa, odsłoniła okno. – Czego? – sapnęłam niewyraźnie w poduszke. Spojrzałam na blondynkę, która miała przewiązany czerwony strój kąpielowy na szyi. Jeansowe, kuse krótkie spodenki na pupie i biały top sięgający do pępka do tego. Już zaczynałam się bać jej pomysłu. Ino stała nade mną z założonymi rękami na biodrach. Przetarłam swoje oko niczym niemowlę pięścią.
-Już Sakura! – mruknęła zgorszona moją bierną postawą. Tupała nogą zniecierpliwiona. –Wstawaj, czas nagli – pośpieszała mnie coraz bardziej zirytowana. Najzabawniejsza była jej mina naburmuszonego dziecka. Nie wiedziałam, że taka chuda kobieta może tak wydąć policzki. Drugą sprawą jest to, że nie powiedziała ani słowa o co chodzi, tylko wtargnęła niczym dzikie zwierzę do pokoju i zaczęła szarpać mnie za noge. Czasami nie wiem, czy ona posiada wszystkie klepki w głowie. Chaos w jej czaszce bywa zatrważający.
-Powiedz o co chodzi – mruknęłam niewyraźnie, wysilając swoje struny głosowe – a także powiedz, która jest godzina – ziewnęłam przeciągle. Moje ciało błagało wręcz bym się przeciągnęła. Umysł natomiast chciał przykryć się szczelniej kołdrą i tak właśnie postąpiłam układając się w pozycję embrionalną.
-Dochodzi szósta rano, jedziemy na odkryty basen – krzyknęła radośnie, zbyt głośno, piskliwie i przede wszystkim przeraźliwie entuzjastycznie. Aż przymknęłam przez ten pisk oczy, a w uszach zahuczało. Wariatka przyszła mnie katować swoim optymizmem.
-Bosko, stara – powiedziałam w poduszkę bez emocji – miłej zabawy życzę – i odwróciłam się do niej plecami, błagając o to by znów wpaść w objęcia Morfeusza.

3.
Zadziwiające jest to, jak bardzo jestem asertywną osobą. Trzymanie się swojego to moje drugie ja, po prostu. Zwłaszcza obecnie - leżąc nad tym cholernym basenem, który okazał się nie być wcale publicznym. Tak, myślałam że Ino Yamanaka pójdzie na publiczny basen. Według niej – niehigieniczny, pełen ludzi i bakterii. Głupia ja, mogłam przewidzieć, że to nie taka prosta sprawa. Fakt, wyleguje się nad tym cholernym odkrytym basenem, ale należy on do rodziny Inuzuka. Przy okazji 500 metrów w dół jest małe jeziorko, bardzo urokliwa okolica. Teren leży w cichym i spokojnym miejscu, z dala od ciekawskich spojrzeń oraz zgiełku miasta. Słychać delikatny szum wody, głośne ćwierkanie przeróżnych ptaków oraz szelest liści. Bardzo uspokajające miejsce. Dom, który wybudowali dawno temu rodzice Kiby nosi miano „letniego”, jak dla mnie można tu śmiało mieszkać całe życie. Piękny, z ciemnych bali z wielkimi oknami. Odnowiony na styl rustykalny, niczym nie przypomina japońskiej kultury w swym budownictwie. Zakochałam się w jego wnętrzu, ogrodzie, okolicy – po prostu dom moich marzeń. A dlaczego Ino budziła mnie o szóstej rano? Otóż odpowiedź jest prosta i kuriozalna - jechało się tutaj ponad dwie godziny. Tak, ku mojej uciesze blondynka zebrała całą zgraje. Nasi zakochani – Ino i Kiba, a także Naruto, Konohamaru oraz ku mojemu cierpieniu Kurotsuchi. Szczerze powiedziawszy mam problem, z kim ona tutaj tak naprawdę jest. Raz flirtuje z Uzumakim, a raz z młodym Konohamaru, zabawnym brunetem. Całe szczęście jest tu Temari i znudzony, jak mops Shikamaru. Blondynka o zielonych, twardych oczach jest osobą, z którą od razu złapałam nić porozumienia. Mówi szczerze, nie owija w bawełnę i jak się dowiedziałam, jest o trzy lata starsza od swojego narzeczonego. Planują kameralny ślub. Ciekawe co to dla nich znaczy. Z resztą patrząc na ich relacje – od razu wiadomo kto tu rządzi. Bezpardonowo Temari, a jej znudzony narzeczony we wszystkim jej przytakuje. Wystawiłam twarz do słońca, które pomału zaczynało palić moje ciało, jasna karnacja jest zmorą przy tego typu wypadach. Cichy głosik nadziei podsuwał mi myśl o obecności tutaj Sasuke, przecież trzyma się z tymi ludźmi. Zna ich dłużej od mnie. Jednak jadąc autem z przyjaciółką oraz roześmianym blondynem Naruto, nikt nie wspomniał słowem o Uchihie. Gdzieś w środku mnie zakuła jego nieobecność. Sama nie wiem czy mu wybaczyłam, ale na pewno zaczynam ponownie łaknąć jego obecności. Chytrze, tylko dla siebie. Chociaż namiętne chwile mieszają się w mojej głowie z tymi przykrymi, moje ciało podjęło już za mnie decyzję. Zrobiłam to raz, mogę zrobić drugi. Bliskość cielesna każdemu z nas jest potrzebna, to nic złego. A Sasuke jest mi bliski, był moim pierwszym i jedynym. Zagryzłam wargę na samo wspomnienie jego gorących pocałunków, którymi lubił schodzić w dół. Właśnie bluźnie myślami, a obok mnie leżą niczego nieświadomi ludzie. Jestem zbereźna do granic możliwości a to wszystko wina Uchihy!
-Sakura odwróć się na brzuch – doszedł do mnie rozbawiony kobiecy głos. Otworzyłam leniwie jedno oko, a promienie słoneczne od razu podrażniły moją spojówke. Starałam się przekazać nieme pytanie „dlaczego?”. – Zaczynasz być czerwoną skwarką – zaśmiała się Ino i wskazała głową na mój brzuch. Skrzywiłam się nieznacznie. Był zaczerwieniony, czułam suchość w ustach, a do tego wszystkiego zaczynała bolec mnie głowa. Ręka Yamanaki niebezpiecznie przybliżała się do mojego ciała, a ja odruchowo się skurczyłam. To był wielki błąd! Skóra zaczęła mnie jeszcze mocniej piec. Przeklęłam siarczyście od nosem.
-Słodko się przysnęło? – usłyszałam głos Kiby, który wznosił do góry swoją szklankę do góry w geście toastu. Miał lisi uśmiech na ustach, który w moim odczuciu był dwulicowy. Wzięłam głęboki wdech na uspokojenie. Odwróciłam głowę w stronę pary, która leżała obok mnie, ale ich już tutaj nie było. Jedyną oznaką ich obecności w tym miejscy były zmięte ręczniki, które leżały na leżakach.
-Nawet nie dotykaj – mruknęłam wytrącona z równowagi. Wstałam i spokojnym krokiem ruszyłam do domku Inuzuki. Wiedziałam co się wydarzyło, nie zamierzałam zadawać bezsensownych pytań. Przysnęło mi się, nie wiem na ile, ale nie to było ważne. Zachowałam się zbyt lekkomyślnie, ale zmęczenie dało o sobie znać.
-Leki są w szufladzie nad zlewem – doszedł mnie przytłumiony głos brązowowłosego Kiby. Nie odwracałam się w ich stronę.

W kuchni wzięłam dwie przeciwbólowe tabletki, licząc iż szybko mienie mi ten pulsujący ból w skroniach. Kolejnym punktem był prysznic. Zimna woda była kojąca, a moje ciało przeszyła gęsia skórką. Było to bardzo kojące dla mnie, odetchnęłam z ulgą. Wychodząc z łazienki od razu skierowałam się do swojej walizki. Nie pamiętam co wpakowałam, był to w takim pośpiechu, że leciało tam wszystko co wpadło mi w rękę. Oprócz leków, ich nie zabrałam. Jak to się mówi „szewc bez butów chodzi”. Jednak liczyłam, że wpakowałam balsam do ciała. Nadzieja matką głupich. Usiadłam na podłodze, a głowę oparłam o łóżko. Rozejrzałam się po pokoju z lekkim ukłuciem zazdrości. Pokój godzinny letniego domku był większy niż ten mój na „życie”. Chociaż za bardzo dekoratora lub rodziców Kiby poniosła wyobraźnia – ciężki Machoń, wielkie łóżku z jeszcze większą ramą gryzły się z resztą wystroju domu. Jednak łazienka była całkiem przyjemnie urządzona. Jednak ku mojemu niezadowoleniu dzieliłam ją z moją przyjaciółką, więc używanie wanny odpada. Wiem, że oboje lubią wprowadzać się w niej w stan… Nieważne, potrząsnęłam głową by o tym nie myśleć. Nie mój interes. Pokój mnie przytłaczał, ale białe wstawki takie jak dywanik, świeczki, pościel dodawały lekkości. Coś mi mówi, że jest to sypialnia w sezonie państwa domu. Niby od kilku lat tu nie przyjeżdżają, a miejsce to raczej użytkują ich dzieci to czuję się niekomfortowo. To pewnego rodzaju zakłócanie feng shui. Westchnęłam, wracając do balsamu do ciała – podebrałam go Yamanace, nawet się nie zorientuje. Złapałam czarny jednoczęściowy strój kąpielowy i go na siebie założyłam. Trzeba chronić brzuch i jego delikatną skórę. Przynajmniej przestało już piec, mam wrażenie że to zasługa drogiego kosmetyku. Tabletki również już działają. Ku mojej uciesze i po dwóch godzinach samej ze sobą oraz swoimi myślami, mogę wyjść do ludzi. Być może w międzyczasie w nieszczęśliwym wypadku utopiła się Kurotsuchi. To na pewno poprawiło by mi mój humor.

4.
-Sakura! – rozniósł się dźwięczny kobiecy głos po korytarzu domku. A następnie do moich uszu doszedł dźwięk kroków. Szybko wrzuciłam ciuchy walające się na podłodze do torby, narzuciłam kapę i wstałam. Otrzepałam nogi z niewidzialnego kurzu i innych niechcianych mikroelementów.
-Tutaj Ino! – odkrzyknęłam wychodząc z pokoju i kierując się do kuchni. Blondynka w swoim skąpym, fioletowym bikini wyglądała niczym gwiazdeczka filmów dla dorosłych, jednak ta uszczypliwa uwaga nie odbiera jej gracji ani dumy. Brzuch ma tak wyćwiczony, iż nie jedna kobieta zjadłaby ją wzrokiem z zazdrości. Wcale się nie dziwie Kibie, że nie ma ochoty wypuszczać jej z łóżka.
-Chodź Sakura! – krzyknęła, zupełnie niepotrzebnie gdyż stoję obok niej, a jej iskry w oczach aż strzelały – Kiba mówi, że to najlepsza godzina na kąpiel w jeziorze, woda ponoć jest cudowna – złapała mnie za rękę i wybiegliśmy z domu potykając się o własne nogi. Biegnąc te pół kilometra dochodziły do mnie roześmiane głosy i chlust wody. Ino puściła moją rękę i od razu wbiegła na pomost by skoczyć do wody. Rozprysk był tak duży, że wszyscy roześmiali się jak na rozkaz.  Spojrzałam na brzeg, na którym siedział Shikamaru, a woda obmywała jego smukłe ciało. Czarna, krótkowłosa kobieta, za którą swoją drogą nie przepadam, smoliła cholewki w stronę… no właśnie! Na linii jej wzroku był Naruto i Konohamaru, więc niech każdy przypiszę sobie sam odpowiedniego mężczyznę do zakończenia zdania. Temari chlapała się właśnie wodą z Ino, obydwie błyszczały roześmiane. Były piękne, nawet ja to dostrzegałam. Ich pewność siebie była w stanie przyćmić każdą ich przyware. A Kiba kiwał komuś by ten wskoczył do wody, ale jeśli to nie był gest do mnie, to do kogo? Przecież wszyscy tu są…

5.
Widziałem ją kątem oka, jak przygląda się biegnącej blondynce. Nie powiem w tym biegu uwydatniły się walory jej figury, jednak te kształty były na mój gust zbyt obfite. Bardziej interesowała mnie ona – różowo włosa kobieta. Była w jednoczęściowym czarnym stroju z mocnym wycięciem na plecach, co oczywiście nie umknęło mojej orlej spostrzegawczości.  Włosy miała spięte w luźny koński ogon, zagryzała wargę tak ponętnie, iż miałem ochotę dotknąć jej kciukiem. Działało to na mnie. W tym momencie przestałem żałować, że przyjechałem. A tak było na początku, gdy jej nie spostrzegłem w tym miejscu. Miałem wrażenie, że straciłem czas na zabawę z ludźmi, z którymi nie do końca miałem ochotę obecnie być. Ale ten widok oddalił wszystkie moje obawy oraz lęki. Spojrzałem na Kibę, który kiwał do mnie znacząco ręką. Ruszyłem nieśpiesznym krokiem, tak by mogła mnie zauważyć. Czułem na plecach jej palący wzrok z niemym pytaniem na ustach. Moja obecność ją ruszyła. Był to dla mnie najlepszy znak. Odpowiedziałem na pytanie Inuzuki i zaśmiałem się gardłowo. Dawałem jej czas na obserwację i przemyślenia, nadal ją ignorując. Przychodziło mi to z wielkim trudem, bo miałem ochotę wziąć ją w ramiona. Wskoczyłem do wody na główkę, co nie spodobało się mojemu znajomemu. Zaczął narzekać, dowcipkować, a ja tylko kręciłem przecząco głową. Skąd mógł wiedzieć, że prowadzę wyrafinowaną grę, z nią - Myszką zapędzoną w kozi róg.
-Sasuke, cóż za gracja – doszedł do moich uszu gardłowy kobiecy głos. Kurotsuchi była dość frywolną kobietą i lekkich obyczajach, przynajmniej według mnie. Co chwilę próbują usidlić kogoś z dobrym statusem majątkowym, kto mógłby zapewnić jej dostatnie życie. Dla mnie jest kolejną pijawką, a jeśli znajdzie takiego durnia – to następnie być może będzie moją klientką zasilającą konto kancelarii. Przeczesałem dłonią swoje mokre włosy, zbywając milczeniem ten bezużyteczny komentarz.

6.
Gdy stał na pomoście widziałam jego wąskie biodra oraz umięśnione szerokie plecy. Widoczny był każdy mięsień. Jego postura przyciągała wzrok, a pewność siebie onieśmielała. Gdy do mojego umysłu doszło, że niegdyś drapałam, wbijałam w nie paznokcie… Jęczałam w jego mocną szyję przechodzą mnie ciarki. Te myśli, a raczej wspomnienia są intensywniejsze niż sądziłam. A dotyk jego dłoni wręcz czuje na swoich biodrach. Delikatne westchnięcie wydobyło się z moich płuc, a policzki mnie paliły. Widziałam jak odpowiada coś Kibie i śmieje się niewymuszenie, zdałam sobie sprawę że miał posągową urodę. I działał jak magnes na kobiety w swoim otoczeniu. Najlepszym tego potwierdzeniem była śliniąca się do niego czarna zołza. Wstrzymywałam w sobie niewybredne komentarze pod jej adresem. Jednak gdy Uchiha przeszedł obok niej obojętnie, a na jej ustach pojawił się grymas porażki odczułam wielką ulgą. Pognałam do wody mijając go. Zero słowa przywitania, jedynie delikatny uśmiech z mojej strony. Ino kiwała do mnie bym dołączyła jak najszybciej, gdyż zaczęły się rozgrywki przeciągania liny w wodzie. Kiba co do jednej rzeczy miał rację – woda była idealna. Przejrzysta, turkusowa wręcz i ciepła. Zabawa trwała w najlepsze. Nasz śmiech uciszył doszczętnie świergot wszelkiego leśnego ptactwa. Zachowywaliśmy się niczym dzieci, które nie słuchają rodziców, gdy ci im mówią, że to czas na wyjście z wody. Wargi z biegiem czasu co poniektórym zsiniały, a ciała zaczęły drżeć. Aż ktoś mądry w końcu krzyknął, że czas się zbierać, bo dochodziła już dziewiąta wieczorem. Mimo mojej początkowej niechęci – bawiłam się świetnie tego dnia. Co do Sasuke – odczuwałam jego obecność, ale byliśmy gdzie obok siebie cały czas, a nie ze sobą. Resztkami sił utrzymuję wybudowany przez siebie mur, ale on cały czas nabiera nowych rys i pęknięć. Ile wytrzyma? Nie wiem, staram się o tym nie myśleć.

7.
-Sakura, ubierz strój i chodź.
Byłam na tyle nieprzytomna oraz niespodziewanie wyrwana ze snu, że zrobiłam o co mnie poproszono mechaniczne. Jakby to był rozkaz, od którego zależała moja przyszłość. Spojrzałam na zegarek, ubierając ponownie swój czarny strój, wybijała godzina czwarta nad ranem. Ziewnęłam przeciągając się, a na siebie zarzuciłam dodatkowo czarny dres. Miałam ochotę wpełznąć pod ciepłą, satynową pościel. Mój otępiały mózg nawet nie zarejestrował kto mnie wyrwał nikczemnie ze snu. Ale tak jak szybko ten ktoś wszedł i mnie obudził, równie chyżo wyszedł z bezgłośnie mojego pokoju. Oczy mi łzawiły od ciągłego ziewania, aż w końcu widziałam tylko zarys kontur co poniektórych mebli w ciemności. Założyłam japonki na stopy i wyszłam powolnym krokiem z pokoju. Nawet nie wiem jakim cudem się przebudziłam, nim wróciła mi percepcja myślowa już się ubierałam. Wstrząsnęłam głową by się ocucić, jednak to nie dawało żadnych rezultatów.
-Dlaczego miałam ubrać strój? – mruknęłam zaspana wchodząc do kuchni, ale ku mojemu zdziwieniu nie zastałam tam nikogo. Byłam pewna, że Ino robi sobie ze mnie niewybredne żarty. Naszła ją w końcu chęć na coś innego niż bliskość z Inuzuką, a na cel wybrała sobie niestety znów mnie. Rozejrzałam się ponownie po kuchni – nic, korytarz – pusto. – Halo! – krzyknęłam w eter już wytrącona z równowagi, chodziłam od pomieszczenia do pomieszczenia człapiąc nogami. Gdyby Ino zrobiła mi takie perfidne świństwo – nie wybaczyłabym. Bardzo okrutny żart nawet jak na nią.
-Ciszej, Sakura. Chodź.
Posłuszna Sakura ruszyła do wyjścia z domku letniskowego, skąd dochodził głos. Mój umysł nadal był lekko za mgłą i nie mogłam zidentyfikować żartownisia. Dam sobie jednak rękę uciąć, iż jest to Yamanaka. To w jej stylu, oraz Kiby. Wychodząc z domku od razu zauważyłam światło latarki. Przełknęłam ślinkę  sparaliżowana widokiem – nie tego się spodziewałam. Przede mną stał pewny siebie Sasuke w kąpielówkach i narzuconą na goły tors bluzą z kapturem, która była rozpięta. Jestem w szoku, iż udało mi się to dostrzec w tych egipskich ciemnościach. Czułam, jak moje nogi zaczynają drżeć, a letni wietrzyk okala moje ciało. Miałam wymówkę na swoją gęsią skórkę. Gdy zeszłam z ostatniego schodka on złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić ścieżką w dół lasu. Milczał.
-Po co idziemy? Dlaczego kazałeś mi wstać? Czego chcesz? Co to nie miły żart?– zasypywałam Sasuke gradem pytań, ale wszystkie zostały bez odpowiedzi. Złościło mnie to, a w mojej głowie zaczynał robić się chaos. Chciałam wyrwać rękę z jego uścisku, jednak on tylko mocniej ścisnął moją dłoń bym jej nie wyrwała. Szliśmy w milczeniu, a każdy kolejny metr stawał się każdą kolejną torturą ciszy i bezgłosu z jego strony. Do moich uszu dochodził lekki szelest liści, gdzieś w tle słychać było wodę oraz pohukiwanie sowy. Pod naszymi stopami chrzęściła leśna ściółka, która tworzyła wydeptany szlak do naszego celu. Spojrzałam w górę. Niebo było prawie bezchmurne, tylko kilka maleńkich bezczelnych chmurek zakrywało księżyc. Chyba jest pełnia, przemknęło w moich myślach. Spojrzałam na tył głowy Uchihy, jego włosy były w nieładzie. Wyglądało na to, że ledwo wstał i od razu poszedł mnie obudzić. Chociaż wiedziałam, że świdrowanie wzrokiem nie pomoże mi odczytać jego myśli ani intencji, błagałam o jakikolwiek znak.
Doszliśmy do jeziora, którego tafla wody była spokojna – niczym niezmącona. Spojrzałam na Sasuke, właśnie zrzucił z siebie bluzę. Zagryzłam wargę, gdy obserwowałam jego spokojne i pewne siebie ruchy. Stanął na pomoście, a jego usta wypowiedziały moje imię. Niewiele myśląc zrzuciłam z siebie dres i ruszyłam do wody. Nim zamoczyłam się do pasa usłyszałam plusk wody, zaśmiałam się perliście. Płynął w moją stronę, więc i ja uczyniłam ten delikatny krok ku niemu. Pociągnął mnie za dłoń byśmy oboje mogli oprzeć się ramionami o pomost. Milczeliśmy, a chłodna woda ostudzała jeszcze bardziej nasze zapędy. Spoglądałam w jego oczy, z których nie mogłam nic wyczytać. Jednak nie zamierzałam się odezwać pierwsza. To on mnie obudził, to on mnie tu przyprowadził, to on czegoś chce. Niech będzie mężczyzną, kiedy ma nim być. Niech będzie delikatny, kiedy druga strona tego wymaga. Nigdy na odwrót. Serce mówiło „wysłuchaj, nie oceniaj” i ma racje. Każdy z nas popełnia błędy, ale jeśli powtórzy się ta omyłka dwukrotnie – to znaczy, że było to zamierzone działanie. Muszę się tego trzymać, to moja ostatnia deska ratunku. Poszłam przecież w paszcze lwa, a obecnie patrzę się temu osobnikowi alfa wyzywająco w oczy. Czy to oznacza, że jestem na tyle głupia i nierozważna? Poczułam jego zadziwiająco ciepłą dłoń na plecach, była zdumiewająco nisko. Nawet nie zauważyłam kiedy się do mnie zbliżył na tak niebezpieczną odległość. Czy sprowadził mnie tutaj tylko dla seksu? Biłam się ze swoimi myślami. Onyksowe oczy Sasuke nic kompletnie nie zdradzały. Jego zamiary były mi nieznane, obce. Przełknęłam ślinę, a po moim ciele rozlewała się fala gorąca. Księżyc wyszedł zza chmur i odbitym światłem słońca oświecał nasze twarze. Miał on mocno zarysowaną linie żuchwy, usta ściśnięte w linie a oczy bacznie mnie lustrowały tak jak ja go. Poczułam suchość w ustach, a serce waliło mi jak szalone. Odsunęłam się delikatnie z gracją od niego. Ta bliskość nie działała na nas dobrze, to był najnormalniejszy zwierzęcy pociąg.
-Sakura – mruknął chrapliwie, gdy uczyniłam ten subtelny gest. Czułam całą sobą, że nie spodobał mi się ten mały, z pozoru nic nieznaczący znak. Przyglądałam się mu w milczeniu, ignorując wszelkie walory tej sytuacji. Była romantyczna, w pięknym miejscu, więc czego chcieć więcej od mężczyzny? Ja czegoś chciałam, ale nie umiem tego opisać. Serce waliło mi arytmicznie w piersi, tak jakby ostrzegając przed niebezpieczeństwem. Tu-dum, tu-dum, tu-dum. Krew zaczęła krążyć dużo szybciej, a oddech stał się płytki i nierówny.  Powiedz coś w reszcie Sasuke! Krzyczało moje serce bezgłośnie w swej żałości. Pomału woda robiła się nieznośnie zimna, ale nie to mnie teraz interesowało. Wzięłam głęboki wdech, neutralizując jakikolwiek zapach, który dostał się do moich nozdrzy a stamtąd by został przesłany przez receptory. – Nie umiem już się trzymać z dala od ciebie – przerwał cisze chrapliwym głosem. Znów się przysunął, a ja odsunęłam. Cień złości przebiegł na jego twarzy. Rozpoczęliśmy ludzki taniec godowy nieszczęśliwych serc. Chociaż jego wyznanie w pewien sposób było dla mnie ukojeniem nadal uważałam, że to za mało. – Nie wyobrażam sobie byś miała mnie tak unikać – wyciągnął rękę w moją stronę i zaczesał niesforny kosmyk włosów za ucho. Gdy myślałam, że weźmie rękę powrotem on położył ją na moim karku, po czym energicznie przysunął mnie do siebie niczym szmacianą lalkę. Coś we mnie zapłonęło, poczułam rozlewające się gorąco. Moje dłonie przylgnęły do jego skóry na torsie, a ona wręcz mnie paliła. Sasuke Uchiha był dla mnie całym sobą jak afrodyzjak z najwyższej półki. I najdroższej zarazem. To właśnie ta cena porzucenia własnej godności oraz własnego ja mnie odstraszała tak długo i skutecznie. Ale czy jego mogę z tym walczyć? Co jeśli nie spróbuję i wycofam się od razu? Będę pluć sobie w brodę. A jeśli spróbuję i będę żałować? Zawsze mogę odejść, ponownie. To mogę znieść, ta cena jest warta próby. Chyba… - Nie wyobrażam sobie by ktoś inny mógł cię mieć – szepnął wprost do mojego ucha. Jego oddech palił skórę, burzył mur wokół mnie. Myślałam, że wybudowałam całkiem solidną linie oporu. Wystarczyło muśnięcie, delikatny dotyk i trach! Wstrzymałam oddech. Pytaniem również było – czy ja wyobrażam sobie by ktoś inny mógł mnie posiąść. Obecnie nie, ale jakbym się wyleczyła całkowicie z niego? Nie jestem w stanie temu zaprzeczyć. – Nie walcz z tym – musnął niespodziewanie moje usta, a ja zapłonęłam natychmiast. Oczy rozszerzyły mi się do granic możliwości. Jego dłonie bez pozwolenia owijały mnie niczym węże w swym żelaznym uścisku. Czułam jak jedną ręką trzyma moje plecy, a druga zniża się po brzuchu. Przełknęłam śline, a subtelne westchnięcie wydobyło się z moich ust. Mu tylko to wystarczyło by poprzeć swoją teorię. – Widzisz – szeptał w moje usta. – Sama tego pragniesz – mruknął i wbił się w nie zapalczywie, agresywnie wręcz. Gdy chwila szoku minęła oddałam pocałunek, lecz z nieco mniejszą żarliwością niż on. Jego palce zaczęły wdzierać się do mojego wnętrza, a ja zajęczałam cichutko w jego usta. Zamruczał zadowolony, jakby osiągnął zamierzony cel. Całował i rozpalał, a ja z każdą sekundą oddawałam mu kolejny kawałek siebie. Pragnęłam tego. W pewien sposób mnie to uspokajało, mogłam odreagować całe napięcie. Niewinny seks to nie grzech, wmawiałam sobie. Starałam się uwierzyć we własne kłamstwa, a zwykłej potrzebie bliskości z mężczyzną. Ale prawda była zupełnie inna – ja potrzebowałam bliskości, ale z tym k o n k r e t n y m mężczyzną. Czułam w końcu ten upragnione dreszcz ekscytacji, pragnienia i namiętności w jednym. Jęknęłam głośniej, a mój głos rozniósł się po tafli wody. Palce Sasuke napierały na mnie coraz agresywniej, czułam że czeka aż dojdę – a ja byłam blisko. Wpiłam się w jego usta, a nasze języki rozpoczęły wspólny taniec. W końcu moje dłonie mogły poczuć jego umięśnione ciało – plecy, barki, ramiona. To wszystko doprowadzało mnie do obłędu i granic możliwości. Czułam jego męski zapach – lekka woń piżmu, sosny oraz czegoś nieopisanego. Przygryzłam jego wargę i szarpnęłam za włosy, gdy poczułam że ten wyczekiwany moment nadchodzi. Usłyszałam jego warknięcie tuż przy swoim uchu a następnie lekkie ukłucie w uchu, które stanowczo za mocno przygryzł.
-Sasuke… - wyrwał się błagalny jęk z mojej piersi, a ja poczułam w jakimś stopniu spełnienie. Nie jest to to samo uczucie, gdy oddaje się mu w stu procentach, ale jako zamiennik mogę uznać te formę rekompensaty.
-Czujesz?
Uchiha wyciągnął ze mnie palce, a następnie przysunął mocniej podciągając moje uda na swoje biodro. Czułam. Czułam go całą sobą – twardego i nabrzmiałego. Przygryzłam lekko napuchniętą wargę od jego pocałunków. Czy to koniec nocnej zabawy? Widziałam błysk w jego czarnych oczach. Uświadomiłam sobie, że moje ciało nie odczuwa chłodu. Byliśmy tak rozgrzani, iż temperatura wokół nas wrzała.
-Chodź Sakura – mruknął w moje ucha, gładząc moje pośladki – nie zamierzam spędzać pierwszej nocy po rozstaniu tutaj – mruknął chrapliwym głosem liżąc delikatnie płatek mojego ucha. Przełknęłam ślinę, a w moim wnętrzu rozpalił się jeszcze większy płomień.

8.
Słyszałem jej rytmiczny oddech oraz bijące ciepło z jej ciała. Leżeliśmy w pokoju, który odstąpił Sakurze Inuzuka. Zupełnie nie w moim stylu, jednakże to mnie w ogóle nie interesowało. Najważniejsza była ona, na mnie, tutaj. Przetarłem swoje czoło dłonią. Nie chciałem się zbytnio ruszać by nie wybudzić jej z tego delikatnego snu. Czułem ten ciepły, wilgotny oddech na swojej szyi, a jej sterczące sutki stykały się z moim torsem. Miałem ochotę na więcej, więcej i więcej. Jednak nie chciałem jej spłoszyć – dała mi o wiele więcej niż oczekiwałem. Dużo więcej. Uśmiechnąłem się do siebie pod nosem. Niezbyt interesowało mnie czy ktokolwiek tutaj nas usłyszał, a nawet jeśli to dobrze. Niech wiedzą czyja ona jest. Czyj jestem ja. Gładziłem plecy Sakury, nie mogłem zasnąć. Cały czas obawiałem się, że ta noc to tylko piękny sen, a po wybudzeniu może mi prysnąć niczym bańka mydlana. Jej ciepło koiło moje ciało oraz duszę. Nie pamiętam kiedy ostatnio czułem się tak zrelaksowany. Nie mogłem dać jej teraz odejść. Była zbyt cennym skarbem, o który za każdym razem będzie trzeba ostrzej walczyć. Wiedziałem to zbyt dobrze. Potrzebowałem planu by ją do siebie przywiązać już na zawsze.



__________________
Witam! Jest i kolejny rozdział, jakoś po grudzie ale idzie. Za literówki nawet nie przepraszam, bo klasycznie sporo ich. Postaram się dodać w marcu dwa rozdziału to chyba będzie tyle. Koniec? Być może, na razie nie przewiduje innych opowiadań :) to i tak baaaaardzo długo ciągnę. 
Buziaki!!!