wtorek, 20 grudnia 2016

Epilog

Epilog

Ciemnoszare chmury zbierały się na niebie, natomiast ptaki latały jak w amoku nad drzewami, z których porywisty wiatr zrywał kolorowe liście.  Słońce już dawno zaczęło chować się za horyzontem, jakby zapomniało o tym zakątku ziemi. Niektórzy mówią, że to było najchłodniejsze lato od lat. Konoha nie tętniła życiem jak dawniej, wszyscy pochowali się w domach przed nadchodzącą burzą, wychodzili gdy musieli.  Jednak dwójka osób nie zważając na pogodę stała w ciemnym rogu cmentarza, w zakątku najmniej widocznym, stali nad dwoma grobami, a ich oczy jakby na ten widok straciły blask.
-Pogoda oddaje stan mojego serca, Sakura-chan –spojrzałam na niego posępnie, trochę od niechcenia. Nie chcę mówić, że patrzenie na niego boli, ale jednak coś w tym jest. Została we mnie jakaś cząstka niechęci, chociaż wiem, że ten obrót spraw sprzed niespełna roku to też nie jego wina.
-Przykro mi Naruto – nic więcej nie byłam w stanie powiedzieć. Widuję się z nim raz w miesiącu, zawsze w dzień śmierci naszych dzieci. Zawsze czuję ból i żal, zawsze obarczam go trochę winą. Tak, mam rację bo jest winny. „Dlaczego  tak uważasz?” Ktoś mnie kiedyś spytał. Nie wiem, czy moja odpowiedź uciszyła jego ciekawość, ale Naruto to osoba, która pomimo tylu wyrządzonych krzywd nadal ma sentyment do Hinaty. Ochronił ją, można wręcz rzec, że uchronił od śmierci. W momencie kiedy ciało mojej córki, zapewne już dawno zgniło – ona udaję, że nigdy nie była szczęśliwsza, niż jest teraz. Moje włosy przykrywały moją twarz, a łzy  żalu i goryczy płynęły mi po policzkach, starałam się je ścierać by ich nie zobaczył. Spojrzałam w twarz tego blondyna, który w głębi serca był moim przyjacielem. – Trzymasz się? – wykrztusiłam z siebie, mój głos był ochrypły.
-Sakura… - przerwał błagalnie, jego głos również się łamał. – Proszę cię, zostań ze mną – złapał mnie za dłoń i ścisnął. Poczułam gulę w gardle, która uniemożliwiała mi powiedzenie czegokolwiek. Frustrowało mnie to. Spojrzałam w jego zrozpaczoną twarz i nie rozumiałam tego, dlaczego czuję się tak winna jego stanu.
-Nie mogę – odparłam szeptem.  Podjęłam decyzję, a raczej Sasuke zrobił to za mnie.

-Powiesz coś więcej? – zapytałam nieśmiało. Zagryzłam wargę w obawie o to co mogę usłyszeć,  moje mięśnie mimowolnie się napięły.
-Ja albo on -  odpowiedział i nie dodał już nic więcej. Zrozumiałam go od razu. Wiedziałam, że wyboru mam dokonać teraz, w tej chwili. Spoglądaliśmy sobie prosto w oczy, zaś ogień oświetlał nasze twarze w tym panującym dookoła nas mroku. Wyczekiwał mojej odpowiedzi, a ja toczyłam ze sobą wewnętrzny bój. Zagryzłam wargę. Praktycznie rzecz biorąc wybór jest oczywisty, ciągle myślałam tylko o moim mężu, tylko o rodzinie. Dążyłam nieustannie by go odnaleźć, wierzyłam we wszystko co ze mną robił, więc skąd bierze się moje niezdecydowanie? Czyżby Naruto zachwiał jakiś fundament w moich uczuciach do Sasuke? Westchnęłam delikatnie. Spojrzałam na Uchihe, jego twarz była idealna, niezmącona uczuciem niepewności.
-Dokonałeś wyboru za mnie, prawda? – zapytałam trochę śmielszym tonem. Jego postawa, jego pewność, jego brak obaw przekonały mnie w tym, że mam stuprocentową rację. 
-Pomagam podjąć ci decyzję, która jest pewna od początku – rzekł i spojrzał w moje oczy, zarumieniłam się i trochę speszyłam. Był taki męski, pomimo zmęczenia i wycięczenia, które było widoczne. Nadal tworzył wokół siebie aurę władcy.  – Poza tym Sakura, pytam cię z grzeczności, bo mu to obiecałem  -przyjrzałam mu się. Chyba i on nie potrafi znienawidzić Naruto, podobnie do mnie. –Jesteś moją żoną, więc odmowy nie przyjmę.”

Westchnęłam na to wspomnienia. Spojrzałam na swój serdeczny palec „w szczęści i nieszczęściu”, co Uchiha? Potrafisz zabezpieczyć sobie tyły. Zaśmiałam się pod nosem z głupoty swych myśli.
-Już więcej się nie zobaczymy – powiedziałam odrywając swoje myśli od wspomnień i kierując moją rozmowę z blondynem na inny tor. Spojrzał na mnie zaskoczony moimi słowami, widziałam niedowierzanie w jego oczach i desperację. Aż uwierzyć nie mogłam w to, że te piękne lazurowe oczy mogą być aż tak smutne. 
-O czym ty mówisz Sakura? – ledwo wydobył z siebie zachrypnięty głos. Odwróciłam się w jego stronę i podeszłam dwa kroki, tak, że prawie się stykaliśmy. Zastanowiłam się przez moment, dosłownie sekundę i go do siebie przytuliłam. Trwało to chwilę, a potem odeszłam na bezpieczną odległość od niego.
-To nasze pożegnanie – odparłam, poczym uśmiechnęłam się ciepło do niego. – Nie wiem, czy na zawsze ale zapewne na długi, długi czas.
Między nami trwało niezręczne milczenie, które przerywało tylko szumienie liści, wiatr zaś zaczął się wzmagać. Postura Naruto łamała mi serce, wydawał się taki załamany.
-Sakura, błagam cię – krzyknął w zdziwieniu. – Dlaczego? Dlaczego mi to robisz? To przez niego? Obawia się czegoś? Zabrania Ci? – złapał mnie za ramiona i w amoku, szarpał mną i zadawał pytania, jedno za drugim. Był to niekończący się ciąg. Westchnęłam, uspokoiłam się. Złapałam go delikatnie za ręce i strzepnęłam ze swych ramion. Uśmiechnęłam się w stronę Uzumakiego pokrzepiająco.
-Niczego mi nie zabrania. Muszę to zrobić – odruchowo złapałam się za brzuch. Moje zielone oczy powędrowały w tą stronę mojego ciała, a Naruto powędrował instynktownie za moim wzrokiem. Ze zdziwienia zakrztusił się powietrzem, chyba niedowierzał.
-Jesteś z nim w ciąży? – zapytał z nutą odrazy w głosie. Kiwnęłam twierdząco głową. – Rozumiem – szepnął i spuścił głowę. Spojrzałam w niebo, było już granatowe, nawet ptaki pochowały się do swych dziupli. Tylko nam jakoś nie szła ta rozłąka. „Być może nigdy już się nie zobaczymy” szeptał mi głos z tyłu głowy.
-Muszę już iść – szepnęłam. Uniosłam dłoń do jego policzka, poczym  podniosłam jego twarz. Wtulił swój policzek w moją rękę, było widać, że spragniony jest ciepła drugiego człowieka. Spojrzał na mnie przez swoje zaszklone łzy.
-Dopiero teraz do mnie dotarło, że straciłem cię właśnie na zawsze – powiedział i zaśmiał się żałośnie.
-Przykro mi, Naruto – tylko tyle mogłam z siebie wydusić. Przytulił się do mnie mocno, z całych sił przywarł nasze ciała do siebie. Natomiast ja spokojnie czekałam, znałam już jego bliskość, znałam zapach jego ciała. Był inny od Sasuke, jednak wydawał się bardzo przyjemny dla mnie przez co pozwoliłam sobie by na chwilę zamknąć oczy.
-Dbaj o siebie, Sakura-chan – szepnął pocałował mnie w policzek i ruszył ku wyjściu z cmentarza. Spoglądałam w jego plecy, który były teraz przygarbione i już nie tak dumnie prezentowały symbol klanu Uzumaki. Jego krok zaś to było powolne szuranie stóp.
-Chyba nie przyjął tego za dobrze – zaskoczona i wyrwana z myśli spojrzałam za siebie na swojego męża. Obserwował nas, zawsze nas obserwował. Nie wiem, czy z lęku o mnie, o moją lojalność, czy może o bezpieczeństwo, gdyż widniejemy w księdze Bingo jako szpiedzy. 
-Da radę – odparłam bez przekonania, zraniłam kogoś kto mnie wspierał, ale i kogoś kto mną manipulował. – Musimy iść – mruknęłam czując na swojej twarzy pierwsze, zimne krople deszczu. 
Po chwili byliśmy już w drodze, skakaliśmy z drzewa na drzewo w milczeniu do naszej osady. 

**

Szum wody rozchodził się echem po całej wiosce, Wiosce Ukrytego Wodospadu nazywa też przez świat shinobi Wioską Męczenników. Nikt nie wie do końca, dlaczego nadano nam taką nazwę. Być może dlatego, że jest ona praktycznie niemożliwa do odnalezienia. Mieści się za wodospadem, o którym mówi się, że nie ma końca, ale to nie prawda – tam gdzie on się kończy tam zamieszkaliśmy my – ludzie, którzy z różnych powodów zostali wykluczeni ze swoich osad, gdzie byli szykanowani, albo czuli, że muszą odejść dla swojego dobra. Założył ją mój mąż, Uchiha Sasuke. O naszym miejscu zamieszkania stworzono już wiele legend, a wszystko przez to, że nie każdy tu może trafić. Broni nas silna iluzja, coś w rodzaju kakkei genkai, jeśli masz czyste sumienie przejdziesz przez wodospad i zobaczysz osadę, jeśli zaś masz nieczyste intencje nie zobaczysz nic oprócz spowitej w czerni wilgotnej groty, gdzie smród stęchlizny jest nie do zniesienia. Jest to nasza największa broń. 
Rozejrzałam się po Wiosce. Nie była ona wielka, ale miała swój urok. Współistnieliśmy z naturą w harmonii, to my się dostosowaliśmy i uczyniliśmy z tego atut. Być może to powód dla którego czujemy się tutaj niczym w domu. 
-Sakura-sama – oderwałam się od podziwiania widoku. Na widok czerwonowłosej dziewczynki się uśmiechnęłam. – Proszę o to raporty ze szpitala – położyła na moim biurku teczki.
-Pozdrów mamę – odezwałam się na odchodne, a ona tylko z uśmiechem kiwnęła głową. Cóż, kilka znanych mi z wcześniejszego etapu życia osób tutaj zamieszkało. Jednymi z nich była drużyna Taki. 
Po chwili z rozmyślań wyrwał mnie trzask otwieranych drzwi, a  w nich zobaczyłam czteroletniego chłopca. – Itachi! – krzyknęłam przerażona jego wyglądem. Cały obdrapany i we krwi, ale miał uśmiech od ucha do ucha, a gdy otworzył oczy…
-Udało mi się! – krzyknął uradowany. – Widzisz?! – krzyczał wniebogłosy. – Aktywowałam sharingana! – wyglądało to strasznie, mój słodki synek i tak silna broń w jego jeszcze dziecinnych oczkach. Wstałam i ruszyłam do wyjścia zamykając za sobą drzwi. Bez słów rozumiałam się ze swoim synem, kopią swego ojca. 

-Ohayo! – krzyknęliśmy wchodząc do swojej posiadłości. Przy stole siedział Sasuke i popijał sake. Przyglądał się nam badawczo, a chwilę dłużej przytrzymał wzrok na moim brzuchu. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi nieśmiało. – Zrobić coś do jedzenia? – zapytałam, ale w odpowiedzi Sasuke kiwnął na stół, gdzie leżała usmażona ryba z ryżem. 
-Karin przyniosła i powiedziała mi – odparł spokojnie.
-Przepraszam, nie miałam czasu – odparłam delikatnie, w odpowiedzi Sasuke pokiwał tylko przecząco głową, jakby nie zgadzał się z tym co mówię, ale nie skomentował tego. – Coś się działo na zwiadzie? – zapytałam. Być może wojny nie prowadzimy, ale niektóre kraje ninja bardzo chcą nas odnaleźć, jak na razie im to nie idzie, ale to przez naszą zapobiegliwość. Wszyscy czujemy się tu dobrze. Mamy mniejsze i większe przewinienia na swoich kontach. Morderstwa, zdrady czy kradzieże, ale wszyscy razem tutaj zachowujemy się tak, jak zawsze chcieliśmy. Prowadzimy życie marzeń, wręcz nierealną idyllę sobie tu stworzyliśmy. „Bo wszyscy zaczęliśmy pisać na nowej karcie życia” przeszło mi przez myśl.
-Nie zaprzątaj sobie tym swojej główki – mruknął Sasuke i wstał. Złożył na moim czole czuły pocałunek, a do moich nozdrzy doleciał jego słodki zapach zmieszany z nutą goryczy. – Idziemy dalej trenować  - jednak w pół kroku się zatrzymał i uśmiechnął szyderczo – Ale możesz przyjść nas obserwować – i dwóch moich mężczyzn życia zniknęło z zasięgu mojego wzroku. Uśmiechnęłam się pod nosem. Jestem szczęśliwa. Jestem żoną, na jaką zasługuje mój mąż oraz matką, jakiej potrzebuje mój syn.

Ja, Sakura Uchiha, której wbito drzazgę – w końcu jestem szczęśliwa. I mimo krwawiącej rany w sercu, która z biegiem lat zmieniła się w zadrę z niewielkim wiórem, która czasem mocniej kłuje i wzmaga ból, jestem szczęśliwa. Przestałam być kunoichi z Konohy, a zaczęłam być żoną założyciela Wioski Ukrytego Wodospadu i matką Itachiego, a niedługo i kolejnego potomka klanu Uchiha, który znów wspina się na wyżyny i nie zamierza upaść, a ja zrobię wszystko by chronić krew z mojej krwi, by nie popełnić kolejny raz tego samego błędu. Teraz na niebo jest Słońce i już na zawsze dla mnie tak pozostanie. 
Do końca dni moich i Sasuke-kun. Stworzymy naszą rodzinę z gliny, jakiej pragniemy.

________________________________________
Wszelkie informacje znajdziecie tu: https://www.facebook.com/Maruo-SasuSaku-112097345582262/

Co dalej z blogiem? Być może kolejne opowiadanie. Wszystko będę pisać na fb, bo po prostu będzie prościej.

niedziela, 20 listopada 2016

|Rozdział 12|

 "Czy początek jednego, oznacza zawsze koniec drugiego?"

Warknęłam rozjuszona. Wstałam z kolan i przyjęłam pozycję obronną. Wolałam poczekać na krok tej wariatki niż bez zastanowienia ruszać na nią i tracić zapasy chakry. Wzięłam głęboki wdech, do moich nozdrzy doleciał zapach stęchlizny i pył, co podrażniło po chwili moje gardło.
-Och, ty chyba nie masz żadnych specjalnych zdolności – usłyszałam drwiący śmiech Hinaty, a potem tylko ogłuszające mnie wybuchy. Otworzyłam oczy, ale dookoła mnie był tylko biały dym. Kulki dymiące, dobra zasłona. Zapewne dodała jeszcze kilka hukowych, ale dziwiło mnie, że pomimo tak dobrej zasłony – nie atakowała.
-Czyżbyś się obawiała, dlatego odbierasz mi wzrok? – zapytałam, ale nie liczyłam na odpowiedź. Zamknęłam oczy,  bo od tego dymu zaczęły lecieć mi łzy.
-Czujesz?- odwróciłam się wokół własnej osi, ale nie byłam  w stanie zlokalizować dźwięku, co bardzo mnie frustrowała oraz nie rozumiałam dlaczego tak się dzieję. – Dodatek gazu łzawiącego, Shizune na to wpadła – zaśmiała się, a potem usłyszałam jakby trzask kamieni o siebie. „Mam cię” – skrzyżowałam dłonie przed twarzą, a moja rywalka trafiła w nie, niczym w tarcze. – Uuu – zagwizdała z podziwem – Nawet bez bodźców wizualnych jesteś w stanie zlokalizować mój atak? – i to cmokanie, to cholerne cmokanie ustami doprowadzające moje bębenki do szału. – Jestem pod wrażeniem, Haruno – odskoczyłam, znów się udało. „Nie używa byakugana?” myślałam gorączkowo. Czy może w tym gazie coś blokuje jej zdolności? Otworzyłam oczy, obraz miałam rozmazany od mimowolnie płynących łez, w uszach nadal dudniło momentami, a biały dym nie opadał. Cały czas się unosił, jakby był czymś podsycany. Przesunęłam stopą po podłożu, ani nie poczułam ani nie zauważyłam żadnej żyłki. 
-Coś mi tu nie gra – mruknęłam pod nosem zdezorientowana. Nie mogłam spuszczać gardy, ale moje zmysły wariowały. Sięgnęłam do kabury po strzykawkę, zawsze mam jakieś leki, ampułki i antidotum a także trucizny, ale nie byłam pewna czy to mi pomoże. W dodatku bałam się, że ona może widzieć co robię, może mnie non stop obserwować a ja kroczę po omacku. Zaryzykowałam, wstrzyknęłam w siebie proteiny, uważam, że tylko one mogę mi pomóc. Uklękłam i to był dobry ruch.
-Haruno, moja przyjaciółko, gdzie jesteś? – rozejrzałam się, na tej wysokości dym był gęstszy, więc musiał blokować jej zdolności tropiciela. Włożyłam do ust pigułkę, która przyśpiesza zbieranie chakry, wspomagacze są dla mnie w cenie.  Jeśli się ruszę to mnie usłyszy, ale jeśli wstanę to zobaczy, a w każdej z wyżej wymienionej sytuacji ja nie odkryję jej miejsca obserwacji. Westchnęłam, najprostsze triki – bywają najskuteczniejsze. Spojrzałam na kunai’a, mogę spróbować, nic nie stracę. Po chwili w różnych miejscach wybuchły kuna’ie z karteczkami ich dym zneutralizował bomby Hinaty. Wstałam i rozejrzałam się.
-Tutaj – zanim się zorientowałam oberwałam w ramię, ale nie celnie, nie zablokowała mi chakry. Odskoczyłam, zapach dolatujący do moich nozdrzy różnił się od tego na początku, jednak był nadal drażnił moje gardło.  Czyżby coś w dymie zaburzało pracę zmysłów? Z rozmyślań wyrwały mnie krzyki Uzumaki, która robiła się coraz pewniejsza siebie. – Zabiję cię, rozumiesz?!  Zabiję ty kurwo!!! – zaczyna się, przełknęłam szybko ślinę. Odskoczyłam, a w tym momencie przed moją twarzą miałam oblicze granatowłosej. Pojawiła się tak szybko, że zgłupiałam na moment. Cios, unik. Unik, cios. Moja próba, jej. Tak na zmianę kilka minut, w tym czasie starałam się myśleć rozważnie i obserwować przeciwnika, a co najważniejsze – nie dać się trafić. Każda kolejna sekunda bez skutecznych prób trafienia mnie odbijała swoje piętno na Hinacie, zaczynała się denerwować. – Tylko unikać potrafisz? – zakpiła, zauważyłam kątek oka, że przymierza się do ciosu w serce. Uśmiechnęłam się pod nosem, najszybciej jak potrafiłam odskoczyłam.
-Shannaro! –poczułam jak ziemia się zatrzęsła, cała grota jakby zawibrowała. Czy ją trafiłam? To działo się tak szybko. Dół? Nie ma? Góra? Nie. Prawo, lewo? Też nie. Tył? Tak, będzie próbowała trafić w serce, znowu. Stałam w bezruchu, sekundy mijały, a moja pieczęć zaczęła się uwalniać. Odwróciłam się będąc pewną, że ona jest już za mną. Ona gotowa do ataku, ja do obrony. –Aaaa! – mimowolny krzyk wyrwał mi się z krtani, coś szarpnęło moim ciałem. Walnęłam w ścianę, ogłuszyło mnie to na kilka sekund.  Spojrzałam przed siebie, z góry spadały odłamki skał. Ale kto mnie odepchnął? Rozglądałam się zdezorientowana, kręciłam oczami nie wiedząc gdzie zaczepić, czego szukać, aż nagle spojrzałam przerażona. Hinata była przebita kataną, w tym momencie Sasuke rzucił jej ciałem niczym szmacianą bezwartościową lalką. Po chwili objął mnie i zaczęliśmy uciekać, nie było czasu na pytania. Grota już nie była bezpiecznym miejscem, spoglądałam na męża co chwilę nie rozumiejąc co się właściwie wydarzyło.
Starałam się skoncentrować na biegu, a także na tym co dostrzegłam.
„Za ciałem Hinaty, w miejscu krat, które więziły Sasuke, ktoś stał. Jakaś postać i wydawało mi się, że kończył robić znaki. A gdy przyjrzałam się plecom Uchihy widziałam, jak szybko i nierytmicznie się poruszają, sekunda. Wystarczyła mu niecała sekunda, by znaleźć się w tym miejscy gdzie był i przebić jej serce na wylot”.
-I co teraz? – zapytałam gorzko. Najwidoczniej to moja wina, ja doprowadziłam do zawalenia groty. Siła to przywilej, ale także i problem. Pozostałości pomnika Madary w Dolinie Końca właśnie opadały w miejsce, gdzie przed chwilą walczyłam. Westchnęłam, właśnie kończyło się moje życie w wiosce, tego jednego byłam świadoma.
-Jest jedno miejsce, gdzie się osiedlimy – odparł i ruszył przed siebie, jednak ja stałam w miejscu z uporem osła. W moim umyśle szalała burza. Sama nie wiem już ilu mieszkańców wioski, ilu naszych przyjaciół i znajomych brało w tym udział, komu można nadal ufać, a kogo unikać.
-Co z grobem Sarady? –szepnęłam nieśmiało. Kto o niego zadba, jak nas – jej rodziców zabraknie? Przestaniemy odwiedzać to miejsce? Może to część cudzego planu? Strach pomyśleć, co teraz wszystkim tym, którzy byli zamieszani w to wydarzenie chodzi po głowach. Reaktywacja księgi bingo – czy trafimy na nią, jaka wrogowie Konohy? Czy my mamy dokąd wracać? Kto skłonił Hinatę do zabójstwa, czy może sama wpadła na to? Oczy mnie piekły i nie wiem już sama czy ze zmęczenia i od dymu, czy może od kotłujących się w moim wnętrzu emocji.  Byłam niczym szalejące tornado, które próbuję zjednoczyć serce i rozum, ale są to tak dwa różne stanowiska, że to się nie może zdarzyć. Spojrzałam na niebo – Słońce już na nim było od kilku godzin. Woda pod moimi stopami poruszała się niespokojnie, a ptaki ćwierkały ogłuszająco. Spojrzałam na Sasuke, który na to pytanie zdrętwiał i się zatrzymał. Przyjrzałam się mu. Jego czarne ubranie było albo w strzępach, albo w kurzu. Ile on znosił, czy był dobrze traktowany? Łza spłynęła mi po policzku, na więcej sobie nie pozwoliłam. Szybko starłam ją wierzchem dłoni.
-To tylko grób – odparł, moje zielone oczy zrobiły się ogromne z szoku, które wywołały jego słowa, ale zanim zdążyłam coś powiedzieć dodał szybko – Nie tylko jej grób zostawiam w tej przeklętej wiosce – ruszył. Nie pytałam, dlaczego już nie chcę bronić Konohy, bo odpowiedź nasuwała się sama – wiedział zdecydowanie więcej ode mnie, ale nie wyglądało jakby chciał się podzielić ze mną jakimikolwiek szczegółami i znanymi tylko sobie informacjami. – Chodź – rozkazał mi, ale nie obejrzał się za siebie. Powoli ruszyłam jego śladami, ale po kilkunastu metrach zaczęliśmy szybko skakać po gałęziach drzew. Usłyszeliśmy shinobi z Wioski Liścia, a chcieliśmy uniknąć spotkania, a także niepotrzebnych potyczek.

Zmierzchało, zatrzymaliśmy się obok jakiegoś stawu. Sasuke rozpalił ogień i poszedł się wykąpać, ale wcześniej wyleczyłam mu rany, jakie miał. Nie wyglądało to za ciekawie, dałam mu pigułki i proteiny, bo nic innego obecnie nie posiadałam, ale lecząc go widziałam pełno śladów po igłach, musieli nieźle go szprycować różnymi środkami farmakologicznymi, a po niektórych śladach wnioskuję, że były też i mocniejsze substancje. Aż serce mi się kraje, gdy pomyślę, że mieszali mu w głowie i traktowali, jak człowieka niezdolnego do samostanowieniu. „Gdy ja tak naprawdę…” gorzko przeszło mi przez myśl, ale zanim dokończyłam zdanie Sasuke wyrwał mnie w wiru szalonych myśli.
-Rozgrzałaś się? – zapytał podchodząc do ognia. Był nagi, po takim czasie ten widok mnie onieśmielał.
-Tak – mruknęłam, wykąpałam się szybciej, więc już byłam ubrana. Mimo swojego popędy fizycznego, stwierdziłam, że to nie najlepszy czas na igraszki i bliskość, chociaż każda komórka mojego ciała krzyczała by on dotykał mojego ciała, by pieścił je jak dawniej. Byliśmy zbiegami, musieliśmy być czujni. – Sasuke, mogę o coś spytać? – spojrzałam wprost w jego czarne niczym smoła oczy. Zauważyłam, że wyrwałam go z jego rozmyślań. Nie odpowiedział a jedynie skinął głową. Po jego klatce piersiowej spływały krople wody, aż zaschło mi w gardle. W głowie huczała mi myśl „Widzisz go, całego go widzisz. A przecież to już nigdy nie miało się ziścić”.  – Nie wydostałeś się sam, prawda? – nic, cisza. Spoglądałam w tańczący ogień. – Kto ci pomógł? – zadałam kolejne pytanie. Ciszę między nami przerywał jedynie delikatny wiatr, który szeleścił i zrywał liście z koron drzew.
-Naprawdę chcesz wiedzieć? – spojrzał na mnie, jakby trochę przygnębiony. Jakby coś go zakuło.  Kiwnęłam jedynie twierdząco głową.

„-Sakura! – krzyczałem ile sił w płucach, a ich miałem niewiele w tej chwili. Nafaszerowali moje ciało świństwami, mamili i głupili przez dłuższy czas, nawet jeśli ostatnio tego zaniechali, regeneracja potrwa, ale  nagle ona się pojawiła. Wydawało mi się, że widzę radość i niedowierzanie na jej twarzy, jakby zobaczyła ducha. Co oni jej robili? Co mówili? Czy wiedziała, gdzie jestem? Podniosłem się, widziałem tylko biały dym, a z oczu leciały mi łzy. Przy upadku dotknąłem krat, co chwilowo mnie oszołomiło. Zetknięcie z tym cholerstwem kosztuje mnie wiele sił by odzyskać trzeźwość umysłu. – Sharingan – szepnąłem i już ją widziałem. Kombinowała na pełnych obrotach, chciałem jej pomóc, ale czułem się jak bezużyteczny śmieć. Od kilku miesięcy próbuję się stąd wydostać, ale ostatnio przestali mnie nakłuwać, ale suka wzmocniła barierę. Skąd ona coś tak mocnego wytrzasnęła. Wiedziałem, że ta kobieta nie spocznie dopóki nie zabiję Sakury, ale moja żona zapewne nie będzie chciała zrobić tego samego, z sentymentu czy niewiedzy, obojętne mi to. Jeśli nie wkroczę to moja żona zginie. Nagle stanął ktoś przede mną w czarnym płaszczu, ale od razu rozpoznałem tego osobnika. Uśmiechnąłem się krzywo.
-Jeśli mojej żonie spadnie choć włos z głowy powyrzynam was jak świnie – warknąłem do niego. Usłyszałem tylko kolejne huki, spiąłem wszystkie mięśnie. Czas ucieka, a moje położenie się nie zmienia.
-Nie musisz być tak agresywny, obaj chcemy chronić tę samą kobietę. Wypuszczę cię pod jednym warunkiem – przekląłem pod nosem. 
-Jakim? – warknąłem świadom, że to nie czas na dyskusje.
-Daj jej wybór – nic więcej nie powiedział, nie musiał. Podeszła do niego kolejna osoba, ale widać było, że nie chcę tu być. Oboje wykonali znaki i wypuścili mnie z tego cholernego więzienia. Skumulowałem tyle chakry ile miałem…”

-Naruto – odparł Sasuke, a mi serce zamarło. Wiedział? Wiedział przez cały ten czas?! I milczał, cholerny Naruto widząc moją rozpacz nie kiwnął palcem by mi w niej ulżyć. Odwróciłam zraniona wzrok, ciągle w niego wierzyłam, a on mnie zawiódł. – Wyglądasz na zdziwioną – wywnioskował Uchiha, czułam, że bacznie mi się przygląda.
-Mówił, że nie żyjesz – szepnęłam. Sama już nie wiedziałam, co mam czuć. Komu ufać?
-Hmmm, skoro chciał ciebie dla siebie to dla mnie logiczne – odparł oschle. „Ile wiedział?!” ta myśl krążyła w mojej głowie i odbijała się niczym piłeczka. – Pomógł mi pod jednym warunkiem, ale nie spełniłem go – spojrzałam na niego zdezorientowana. Kolejna tajemnica, powie coś więcej? Czekałam. W głowie niczym echo powtarzało się trzaskanie ognia, drażniło jak nigdy dotąd moje ucho.
-Powiesz coś więcej? – zapytałam nieśmiało. Zagryzłam wargę w obawie o to co mogę usłyszeć, mięśnie mimowolnie się napięły. 
-Ja albo on – odpowiedział, nie dodał nic więcej, zrozumiałam. Wyboru miałam dokonać teraz, w tej chwili. Spoglądaliśmy sobie prosto w oczy, a ogień oświetlał nasze twarze. Wyczekiwał mojej odpowiedzi, a ja toczyłam wewnętrzny bój.

piątek, 28 października 2016

|Rozdział 11|

"Zawikłana układanka: dać upust prawdzie!"

Spojrzałam na drugą stronę łóżka, Naruto spał twardo. Postawiłam nogi na podłodze i w ciemności ruszyłam do kuchni. Liczyłam, że mrok i mój brak snu w jakiś sposób przyzwą do mnie Sasuke, że wie kiedy ma się pojawić, bo mam mieszane uczucia względem tego co się dzieję. Hinata, Shizune są zamieszane, Naruto i Kakashi? Przypadek czy też wiedzą więcej niż się spodziewałam? Tak naprawdę nie wiem w co mnie wplątano, mnie i moją rozszarpaną na najmniejsze kawałeczki rodzinę. Usiadłam na parapecie w kuchni. Księżyc był w pełni, a  drzewa pod naporem jesiennego, a wręcz zimowego już wiatru kładły się praktycznie na ziemię.  Bałam się, gdy już myślę, że coś rozwiązałam okazuje się, że jest coś a nawet dużo więcej przeoczeń niż się spodziewałam. Prawda jest taka, że nawet nie wiem gdzie jestem. W jakim miejscu stoję między prawdą, a kłamstwem.  Złapałam się za głowę i potarłam oczy, nadal były suche. Spojrzałam na czajnik, nie będę robić herbaty – tak naprawdę nie mam na nią ochoty. Nie wiem nawet po co tu przyszłam! Pomyśleć? Być może. Spojrzałam na stół przy ścianie i trzy krzesła. Sasuke, Sarada i ja – jeszcze parę miesięcy temu dzień w dzień był tu zgiełk. Przekomarzałam się z córcią, a nasz wielki Uchiha denerwował się, bo czytał jakiś ważny zwój.  Zaśmiałam się pod nosem gorzko. „W imię jakiej ludzkiej fanaberii to straciłam?” kpiłam. Spojrzałam na zegar, wybijała pierwsza w nocy. Naruto wstanie nie szybciej niż siódma rano, jutro Shizune ma iść do Doliny Końca, a co jeśli bym się teraz zebrała? Dwadzieścia minut i jestem za murami Konohy.
-Zrób to – głuchy szept przeszył moje ciało. Rozejrzałam się, ale nikogo nie widziałam. – Zrób to – moje ciało bezwiednie wiedziało co ma robić. Zero szmeru, szybkie delikatne ruchy i po chwili zamykałam frontowe drzwi posiadłości klanu Uchiha. 

Moje ciało drżało, adrenalina buzowała, jak oszalała w żyłach. Słyszałam to w swych uszach, puff- puff! Niczym wybuch z armaty. Jednocześnie moje nogi były ociężałe, trochę śpiące. Mój umysł i ciało są rozerwane. Serce, a rozum nie myślą jednym torem. Stoję między Naruto, a Sasuke. Stanęłam na gałęzi drzewa, uspokajałam oddech. Przecież mogę wrócić w tej chwili i nic się nie wyda. Upadłam na kolana, na moje dłonie leciały rzęsiste krople łez. Nie wiem kiedy zaczęłam płakać, zrobiłam to nieświadomie. Zaczynam bać się reakcji swojego ciała, robi ono co chcę. Spojrzałam w księżyc, wydawał mi się on bardziej szkarłatny niż gdy na niego spoglądałam z kuchni, z mojego domu, z mojej bezpiecznej przystani. Z tej jedynej bezpiecznej przystani na ziemi. 

„-Sasuke! – szturchnęłam męża w bark. Nic. – Sasuke – powtórzyłam to jeszcze kilka razy.
-Sakura, jest przed czwartą w nocy, śpij – westchnął zmęczony. Nie zraziłam się, tylko ponowiłam próbę. Jeśli będę musiała – powtórzę jeszcze raz i jeszcze raz, i tak do skutki. – Czego chcesz?- przetarł oko, był cholernie zły.
-Przepraszam, wiem że miałeś ciężki dzień… - przerwałam na chwilę, pogładziłam się po swoim zaokrąglonym brzuchu. – Ale chcę mi się pić i jeść, a zanim zejdę po tych schodach to umrę z głodu – marudziłam. Nie odpowiedział nic, pokręcił zirytowany głową, ale wyszedł z pomieszczenia, jednak zaledwie po kilku sekundach wrócił i stanął w drzwiach z miną męczennika. 
-A powiesz chociaż co chcesz jeść? – mruknął zaspany. Wzruszyłam ramionami, przeczesałam swoje długie do pasa włosy palcami. Przygryzłam wargę w geście zastanowienia.
-Obojętnie, byle to nie była ryba!!! – krzyknęłam za nim. Spojrzałam na swój ogromny brzuch, oparłam się o poręcz łóżka. – Za chwilę tatuś ci coś przyniesie mały głodomorku – mówiłam do swojego brzucha. Wierzyłam, że mnie rozumie. W końcu to już ósmy miesiąc ciąży, niedługo rozwiązane, czego przeogromnie nie mogłam się doczekać. Zachichotałam pod nosem na myśl, że Sasuke kończy się pomału do mnie cierpliwość. Musiał skończyć swoją misję szybciej, bo nie chciał bym się przemęczała. Poza tym on sam tracił zdrowy rozsądek, ale nie chciał się przyznać! Wystarczyło, że krzyknęłam czy potknęłam a on już aktywował Susanno. Usłyszałam głośne tupanie.
-Nie chcę nic mówić Sakura, ale do jasnych cholery praktycznie samą rybę mamy w lodówce! – zarumieniłam się, niczym nastolatka przyłapana na zbrodni. Zakupy robiłam dziś rano, a miałam straszną ochotę na ryby; wszelkiej maści, w różnych wariacjach.
-Przepraszam… - wybełkotałam nieśmiale, bawiłam się swoimi palcami.
-Mogą być grzanki z serem? – zapytał łagodnie, a po chwili czułam ciepło jego ust na moim czole.
-Jak najbardziej miałam na nie ochotę – przytaknęłam z radością, że wiedział lepiej co chcemy z naszym dzieciątkiem, niż ja sama. – A coś do picia masz? – mruknęłam.
-Herbata imbirowa, żebyś nie miała problemów… - nie dokończył zdania, ale za to puścił mi oczko. Zarumieniłam się przez ten komentarz. Spojrzałam na Sasuke, oddychał równomiernie, pewnie już spał. Mruczałam pod nosem i się zajadałam, na koniec wypiłam herbatę imbirową, która w ciąży była moim wybawieniem od rewelacje żołądkowych. Ponoć na Ino działa w drugą stronę, ciekawe czy ona czy ja jestem dziwna.
-Sakura?- cichy szept wyrwał mnie z rozmyślań, podniosłam głowę zaskoczona z cichym piskiem. Mój mąż nadal był odwrócony do mnie plecami. Pomyślałam, że się przesłyszałam, więc wróciłam do jeszcze ciepłej cieczy i mruczałam pod nosem. –Sakura, myślisz że to będzie chłopie czy dziewczynka? –spojrzałam na czarnowłosego. Odwracając głowę w jego stronę napotkałam czarne jak ochłoń oczy i uświadomiłam się, że rzuciłabym się w nie bez namysłu. Mogłabym nawet utonąć. – Co?- jego ton wyrażał zniecierpliwienie, ale jego ciało leżało spokojnie na jednym boku, co dawało mu możliwość obserwacji mojej osoby. Najpierw w odpowiedzi wzruszyłam ramionami, pogładziłam się po brzuszku.
-Myślę, że to będzie dziewczynka – mruknęłam czuło do brzuszka, jakbym to z obecną cząstką siebie rozmawiała, a nie ze sprawcą mojego stanu. Zachichotałam na samą myśl.
-Jeżeli tak to będzie najsilniejszą dziewczynką z naszego klanu – mruknął i przymknął powieki. Delikatny uśmieszek, trochę nieśmiały wpełzł na moje wilgotne usta, a z oczu jedna łza spłynęła po policzku, jednak to łza szczęścia. „Naszego klanu”, tak to nasz klan.

Nie rozumiem czemu nagle to wspomnienie do mnie wróciło, mogło być każde inne, dosłownie każde inne. Więc czemu to, czemu widzę zawsze tylko te dobre chwile? A co z tymi gdzie płakałam, gdzie czułam ból? Czy było ich, aż tak mało? Czy przeżywałam raz po raz, ciągle to samo na nowo?. Zerwałam się z kolan, przecież zaszłam tak daleko – nie mogę się poddać, nigdy! Uchiha się nie poddają!
-To nasz klan, to była moja córka. Uchiha się mszczą – mówiłam pod nosem, zerwałam się niczym wicher. Biegłam, musiałam odrobić stracony czas. Nie myślałam o tym co będzie, muszę myśleć o tym co jest. Tylko i wyłącznie, liczy się tu i teraz. Jeśli umrę to tylko po zemście Sarady. 
Biegłam już tak około kwadransa, nie czułam zmęczenia. Adrenaliny, nerwy, stres, motywacja a może wszystko razem? Kotłuje się we mnie, miesza jedna część z drugą, bierze od trzeciej. Nie zwracałam uwagi na mżawkę, na swoje mokre stopy, na to czy pot miesza się z wodą, jak wyglądam, że co jakiś czas jakaś gałąź mnie dźga, rozdziera ubranie. Byłam niezdarna, biegłam i skakałam w slalomie, niczym opętana. Zaśmiałam się pod nosem, głos nabrał chrypki – ostrej i nieprzyjemnej. W końcu dotarłam, bez namysłu wybiegłam z lasu, spoglądałam na krajobraz, który mogłam dostrzec w tej szarudze.  Dopiero teraz, gdy spoglądałam w dół wodospadu zauważyłam, że jest mgła.
-Plus dla mnie – mruknęłam pod nosem – a zarazem utrudnienie – potarłam w nerwach czoło. Włosy miałam poprzyklejane do policzków, skroni czy czoła co ukrywało moją pieczęć. Skupiłam się na ile mogłam w tym stanie, każdy punkt chakry musiałam obniżyć do optymalnego minimum. Gdy skończyłam odetchnęłam, brałam głębokie i zachłanne wdechy, jakby ktoś miał mi odebrać ten tlen. Stałam na szczątkach pomnika Madary.
-I co teraz? – mruczałam, a w oczach wzbierały mi łzy. – Jak ja ich znajdę? – warknęłam. W każdej chwili mógł mnie ktoś zauważyć, nakryć, odciągnąć od poznania prawdy. Spojrzałam w dół i wtem, jakby dar z nieba zauważyłam pochodnię, która ledwo, bo ledwo już się tliła. Jakby jakiś ciężar mnie do ziemi przygwoździł, dłoń w kałuży, noga zwisała w przepaść, oczy ledwo widziały. Jakaś postać migiem wyskoczyła, a ogień jakby za nią zaczął się gasić. Nie myślałam zbyt wiele, skoczyłam w dół. Leciałam, leciałam i leciałam. Woda wbijała się niczym igły, a mżawka to koiła. Taki krąg, który się zataczał. Przez mgłę nawet nie zdążyłam zatrzymać się na tafli wody, wpadłam w nią i czułam, jak mnie wciąga w swoje głębiny. Chciałam wypłynąć, ale nie mogłam jakby coś mnie tam trzymało. Miałam coraz mnie powietrza, aż w końcu się udało. Jeszcze nie wypłynęłam na powierzchnię, a już otworzyłam usta i zachłysnęłam się powietrzem. Kaszlałam, zapominając że powinnam zostać niezauważona.
-Już dawno powinni mnie zauważyć – warknęłam. Skoncentrowałam chakrę w dłoniach i się podniosłam. Czułam się niczym nowicjuszka popełniając takie błędy, nie różniłam się praktycznie niczym od tamtej małej Sakurci. „Jedynie nazwiskiem” brzmiało w mojej głowie. Rozejrzałam się dookoła, szukając tej groty. Zauważyłam niedaleko cień, ruszyłam w tamtą stronę, najpierw ociężale ale potem jakby zapominając o dodatkowym ciężarze, które dodawało mi mokre ubranie. Stanęłam przed grotą, wiało z niej przeraźliwe zimno, słyszałam gdzieś w oddali niesione echem iskrzenie płomieni, piszczące szczury. Przełknęłam ślinę, bałam się. Zamknęłam oczy, zacisnęłam wargi i bez namysły ruszyłam biegiem. Moje kroki odbijały się echem, bardzo głośnym, serce łomotało w klatce piersiowej równie mocno, a gdyby mogło wyrwało by mi się z piersi. Do moich zielonych oczu zaczęło dochodzić światło, teraz biegłam w jego strony. Zatrzymałam się, spojrzałam na pochodnie, co półtorej metru – jedna obok drugiej, tak mi się wydaje. Przede mną około pięciu metrów paliło się niewielkie ognisko. Jakim cudem? Przecież po takim czasie zabrakło by tlenu… Chyba, że jest tu drugie wejście, z innej strony. Podniosłam wzrok, mniej niż sto metrów dalej były kraty, dałam krok do przodu i wtedy usłyszałam ten znany mi i mojemu sercu głos.
-Sakura, nie!!! – potem poczułam silne uderzenie z prawej strony, a z lewej uderzyłam w ścianę groty.
Spadłam, otumanienie mijało zbyt wolno przed oczami migały mi płomienie o zbyt intensywnej barwie. Potrząsnęłam głową i szybko podniosłam wzrok. To był On!
-Sasuke – krzyknęłam i pobiegłam w jego stronę, wyglądał okropnie. Przyjrzałam się na tyle ile mogłam. Twarz cała obita, wychudły i blady, bardziej niż zwykle, na klatce piersiowej plamy z zaschniętej juchy, a jego rinnegan był obwiązany niechlujnie bandażem. – Sasuke-kun – ruszyłam jeszcze szybszym krokiem. Nie widziałam jego wzroku, był za daleko. Moje oczy zaszły mgłą, potknęłam się ale szybko wyrównałam kroku…
-Sakura!!! – usłyszałam jego przerażony krzyk, potem widziałam kątem oka jak stara się szamotać i nagle na jego czole pokazuje się jakiś znak.
Złapałam się za brzuch, chciałam szybko się podnieść. Czułam, że jestem zardzewiałą maszyną, która dawno nie używała swoich zdolności.
-No, no, no – do moich uszu doszło nieprzyjemne i kpiarskie cmokanie. – Haruno, nie tak prędko – podniosłam wzrok i coś się we mnie zapaliło.
-Ty… - przyjrzałam się Hinacie, wyglądała inaczej. Teraz mogłam się jej przyjrzeć: pewniejsza siebie, mniej skryta, zadziorna i ten kpiący wzrok. – Nie łudź się, zginiesz tutaj, a on się w końcu od ciebie uwolni – mruknęła.
-Nigdy – warknęłam. Zebrałam ile siły miałam w pięści. – Shannaro!!!

niedziela, 16 października 2016

|Rozdział 10|

"Zawikłana układanka: części nie pasują do siebie"

 -Ona miała omamy z powodu gorączki, tłumaczę ci to po raz dziesiąty, Naruto – mówiła znużona Shizune. Leżałam w łóżku w sypialni, a słyszałam ich z korytarza. Mówili bardzo głośno, jakby było to przeznaczone dla moich uszu. Albo ja naprawdę wariuję. Westchnęłam, odwróciłam się na bok naciągając białą kołdrę mocniej na siebie.
-Ale ona naprawdę myślała, że rozmawia z Sasuke! – krzyczał zirytowany Uzumaki. – To już nie tylko zwykła gorączka – irytował się. Miałam wrażenie, że ze złości rozniesie cały dom. Coś w jego głosie mnie bardzo niepokoiło i przerażało. Westchnęłam. Rozmowa, jakby chwilowo ucichła, zatrzymałam oddech i wytężyłam swój słuch na tyle ile mogłam.  Jednak docierały do mnie strzępki słów. Nie poddawałam się, starałam podsłuchać jak najwięcej. Być może czegoś się dowiem albo dowiem się co o mnie myślą. „Wariatka” zapewne.
-Ktoś musi ją mieć na oku – warknął Naruto, jego głos ociekał nienawiścią i jadem.
-To nie od nas zależy, ale jeżeli chcesz zrobię ci ten napar, podasz jej go i wszystko minie – Shizune urwała na chwilę, czułam wręcz namacalnie ich napięcie. „O co chodzi?!” krzyczałam w myślach jak opętana. – będzie spokojnie żyć tutaj przy tobie i nigdy nie pomyśli o ucieczce – dodałam wyraźnie, jakby na tym jej właśnie zależało. Znów cisza, wstrzymałam oddech, oni chyba też.
-Nie – tym razem głos był beznamiętny, pozbawiony jakiegokolwiek uczucia. – To już nie byłaby ona, a jakaś lalka bez duszy – urwał i odetchnął. – Idź już – rozkazał. Po domostwie rozległy się kroki, delikatne i cichutkie, a po nich ciężki tupot w odwrotnym kierunku. „Idzie tu” w panice udałam, że śpię by nie podejrzewał mnie o podsłuchiwanie oraz by uniknąć niewygodnych pytań.
-Sakura? – aż serce mi zamarło, jego ton głosu w stosunku do mnie był zupełnie inny, jakbym była kruchutką lalką z porcelany, jego klejnotem w kolekcji. Czy Sasuke do mnie, aż tak troskliwie się zwracał? Poruszyłam się nie spokojnie. – Śpij kochanie, przy mnie nic ci nie grozi… - szepnął żałośnie. Jego dłoń głaskała mnie o głowie, aż ciarki przeszły po moim ciele. Jednak nie wiedziałam czego są one oznaką. Czy jestem aż tak niezdecydowana w stosunku do niego? Czy można kochać dwóch mężczyzn na raz. Wypuściłam powietrze z płuc. – Czemu nie mogliśmy  być razem, czemu wydarzyć musiało się to wszystko byś była moja… - słyszałam jak załamuje mu się głos, krtań drga nieregularnie. Płakał? Bałam się „obudzić” ze swojego snu, ale cała się spięłam. Byłam dla niego aż tak ważna? – To wszystko ich wina.. – załkał żałośnie. Zacisnęłam mocno powieki, każde jego słowo robiło mi straszne zamieszanie w głowię. Już wiedziałam coś, już układałam całość, aż tu nagle znów to się wali. Układanka zaczyna trwać od nowa. – Gdybym jej nie posłuchał… -znów poczułam jego rękę na swojej głowie, a potem jego ciało przylgnęła do mojego. Ciepło rozeszło się wzdłuż mojego kręgosłupa. Wiem jedno, Naruto coś wie.


Od kilku dni nie miałam wizji na jawie, bo tak naprawdę nie wiem czy widuję Sasuke. Od tych kilku dni nikt mnie nie pilnuję, więc ja działam. Odkryję prawdę, znajdę osobę która pomaga Hinacie – bo mam takie dziwne uczucie, że nie ona jedna brała w tym udział. Oparłam głowę o mur, kryłam się w cieniu już trzecią lub czwartą godzinę. Słońce już niedługo wzejdzie, a Shizune nie wychodziła jeszcze ze szpitala. Co jest bardzo dziwne bo zazwyczaj unikała, jak ognia pracy w nocy. Nagle drzwi zaskrzypiały, szybkim ruchem założyłam maskę na twarz i kaptur od czarnej bluzy, tak że wtapiałam się w ciemność  otoczenia. Szczerze powiedziawszy nie wiem dlaczego od niej zaczęłam, mógł być to każdy. Czułam, że czegoś od niej się dowiem – o ile nie zostanę nakryta. Spojrzałam na swoje dłonie okryte bandażem. Teraz albo nigdy! Spojrzałam w jej stronę, akurat rozglądała się na boki upewniając, że nikt jej nie widzi. Dziwne. Wzięłam głęboki oddech i wyszłam zza muru, jednak ciągle trzymałam się cienia. Co rusz wchodziłam w ciemne kąty, jeżeli wyjdzie na otwartą przestrzeń będzie po wszystkim. Idąc ciągle prosto dotrze do pustego placu, a z niego zapewne idzie do parku. Jest on gęsto porośnięty, przepływa rzeka i graniczy z murem otaczającym Konohę, ale… to jak szukanie igły w stogu siana. To jedyne zielone miejsce we wnętrzu serca kraju ognia. Spojrzałam na Shizune, robi to co przewiduję. Zminimalizowałam swój przepływ chakry do minimum, ale to za mało. Nadal ktoś może mnie wyczuć, to nie żaden problem. Sięgnęłam do kabury, nie mam w niej za wiele rzeczy, ale tym razem chociaż ją mam. Spojrzałam na swoją dłoń, oby receptura Tsunade była taka dobra jak się o niej słyszało. Przegryzłam tabletkę, miała gorzkawy smak. Szybko nałożyłam maskę, wstałam z kucek i rozejrzałam się – Shizune idzie dość szybko, ale ciągle mam ją w zasięgu wzroku. Znów spojrzałam na swoją zaciśniętą dłoń, nie będę ryzykować. Od razu wezmę drugą, może naprawdę substancje ukryją moją chakrę co da mi czas do ucieczki jeśli mnie ktoś zauważy. Nawet jeśli jest tropicielem. „Oby” przemknęło mi przez głowę. Spojrzałam – zniknęła mi z oczu uczennica Tsunade, szybko i dyskretnie przebiegłam wśród domostw wioski, które były pogrążone w ciemności.  Zauważyłam kontur jej ciała i powiewające kimono wchodzące do parku – tak! Krzyczyłam w myślach, ale jednocześnie byłam przerażona. Nic nie widziałam w tych ciemnościach, bałam się stąpać. Straciłam ją z oczu.
-Jesteś tu? – nie był to krzyk, ale głos odbijał się echem i był na tyle głośni, że kroczyłam w jego stronę. Chyba widziałam cień, więc położyłam się cicho na ziemi, za wszelką cenę nie mogłam dać się złapać. – Jesteś tu? – teraz byłam pewna, Shizune kogoś nawoływała.
-Jestem – ten głos. Oczy rozszerzyły mi się, ręka mimowolnie sięgnęła do kabury po kunaia, ale resztką zdrowego rozsądku odpuściłam. „Hinata”. – Masz to? – zapytała, jej głos ranił mi uszy. Przed oczami widziałam moją córkę nadzianą na miecz, odebrała jej życie. Sarada była niewinna, krzyczałam  głowie. Z trudem opanowywałam wybuch płaczu.
-Mam – powiedziała Shizune, pogarda była wręcz namacalna w jej głosie. – Nikt cię nie śledził? – zapytała głośniej, jakby specjalnie krzyczała by ktoś ją usłyszał. „Czy ona wie, że tu jestem?!” moje drugie ja krzyczało w przerażeniu.
-Nie kpij – powiedziała Uzumaki, usłyszałam szmer. – Daj to – jej głos był inny, władczy. Tak jakby z kimś na osobowości się zamieniła. Gdybym ją śledziła? To by mogło się udać, ale nie wiem jak długo działają tabletki, ani jaki jest ich efekt uboczny. Nie przygotowałam się tak dobrze, jak na początku myślałam. – Podziała? – w głosie Hinaty słyszałam coś w rodzaju braku ufności, a także oczekiwania do odpowiedzi po jaką tu przybyła. Rozejrzałam się dookoła, ale na niewiele się to zdało. Widziałam tylko ciemność oraz delikatne kontury.
-Tak, ale nie możesz przedawkować  - głos Shizune nic się nie zmienił – To może go zabić, albo odebrać świadomość. Dawkowanie niewielkich ilości będzie najlepszym wyjściem – tłumaczyła zmęczona. – Tylko, że zdążyłam zrobić dwie ampułki, w zastrzykach wystarczy na 4 razy… - mówiła mniej pewnie. Wstrzymałam oddech.
-Przyniesiesz mi za 4 dni kolejne – warknęła Uzumaki, jej złość była wręcz namacalna.
-Nie wiem gdzie się ukrywasz – odparła Shizune. – Poza tym zaczynam uważać to za bezsensowne – jąkała się. Nagle ciszę w lesie przecięło uderzenie, chyba policzek i to dość mocny. Ale która to zrobiła i komu? Usłyszałam stęknięcie, teraz byłam pewna – Shizune została spoliczkowana.
-Słuchaj siedzisz w tym, więc się nie wywiniesz – warknęła Hinata – Dostarczysz to do Doliny Końca, tam się wszystko zaczęło, tam się wszystko skończy. Jeżeli nie będzie jak ja chcę to nie będzie wcale. Na Sakurze ty się chciałaś zemścić, więc zrób z nią co chcesz, zabij lub zlituj się czy cokolwiek innego. A Sasuke zostaw mi i dotrzymaj umowy, bo inaczej pożałujesz. Kilka uderzeń za pomocą bayukugana i nie żyjesz – zaśmiała się granatowłosa. Jej wypowiedź pełna jadu i nienawiści, przeraziła mnie. Niemiły dreszcz przeszył moje ciało. Żal ogarnął serce, czułam się jak w innym świecie serce drżało. – Do zobaczenia, Shizune – koniec. Dowiedziałam się czegoś, czegoś czego się nie spodziewałam. Kilka centymetrów od mojej głowy przeszła Shizune, krokiem wolnym. Moje ciało się spięło z przerażenia.

Słońce już wschodziła, a ja od kilkudziesięciu minut leżałam w tym samym miejscu. Ile osób jest uwikłanych w tę dziwną historię? Czemu wszyscy chcą rozdzielić mnie i Sasuke? Czy to wycelowane jest we mnie, czy w niego? Za co? Po co? Dlaczego? Łzy już nie płynęły, zabrakło mi ich, mięśnie miałam odrętwiałe, a chakra nie płynęła. Znam już skutki przedawkowania tego cudu przeciw drużynom tropiącym, jednak płaci się za to wysoką cenę. Kiedy czucie wróci  - nie wiem. Podniosłam rękę by zasłonił wschodzącą gwiazdę, oślepiała mnie i paliła w oczy. Wyschnięte zielone oczy na wiór, czy teraz wyglądają jak szmaragdy? Czy jak bagno?
-Auć – stęknęłam, ból rozchodził się po kręgosłupie. „Zabij lub zlituj się..” Myślałam, że śmierć  Tsunade zbliżyła nas, jej uczennice do siebie. Mam jednak wrażenie, że ona czuła się gorsza. Próbowała odkładać chakrę, ale po kilku miesiącach zauważyła, że jej ciało jest zbyt mocno obciążone – ja zdołałam to zrobić w młodszym wieku od niej. Uczyłam się szybciej, odtrutki, trucizny, leczenie, operacje – zazdrość? Czy zrobiła to z zazdrości bo według niej miałam wszystko? Nigdy nic jej nie odebrałam. Zostawiłam jej stołek ordynatora szpitala, więc czego ona chce? Za co chciała się mścić? Poza Tsunade i szpitalem czy coś nas jeszcze łączyło? Byłam pewna, że nie.
-Hinata i Sasuke, heh – kpiłam. Jeżeli to prawda i są w Dolinie Końca; czy to było genjutsu czy to było prawda i przychodził? Czemu nie uciekł? Chciał i nie mógł, czy nie chciał? – Kuso… - mój błąd, nie wiem co Uzumaki ma mu podawać.
Jeżeli uda mi się skontaktować jakoś z mężem, jeżeli poszłabym i znalazłabym kryjówkę? A może zostać i nic nie robić.
-Tak mi szkoda Naruto… - załkałam żałośniej od dziecka. Bajka, czy życie? Poświęcenie czy wygoda? – Zemsta, przede wszystkim zemsta – mówiłam. Moje ciało było wilgotne od rosy i obolałe. Ale nie spocznie w piachu dopóki ona nie odda swej krwi. – Zabiję cię Hinata – warknęłam w przypływie adrenaliny.
 
***


-Hej! – ten głos. „Naruto”.
-Ohayo – powiedziałam, odłożyłam książkę o zielarstwie i czekałam, aż zjawi się w progu. Nie pomyliłam się wiele. Jednak jego wygląd błagał o pomstę do nieba. Cały zakrwawiony, jego biały bandaż miał kolor już bordowy od zaschniętej juchy. Delikatny swąd zaczął zapełniał salon. – Jak ty wyglądasz – wyrwało się z moich ust. Podeszłam do niego, kazałam usiąść na fotelu, a sama poszłam po apteczkę. – Gdzie ty byłeś, że tak się urządziłeś? – zapytałam i zaczęłam rozcinać przesiąknięty i brudny bandaż.
-Kakashi mówił, że były problemy w Dolinie Końca – na sekundę zatrzymałam swoją czynność. Oczy mi się rozszerzyły…

czwartek, 8 września 2016

|Rozdział 9|

                                         "Psychika: część prawdy"


-Mamo… - bezdźwięczne poruszyła ustami moja mała kruszynka, jednak zdołałam usłyszeć ten jęk rozpaczy i przerażenia z jej ust.
-Ty kurwo! – warknęłam u kresu wytrzymałości emocjonalnej. Tym razem się udało! Kopnęłam go z całej siły jaka mi została, aż odleciał i nim zdążył się zorientować w sytuacji drugi raz kopnęłam go w plecy, gdy wspierał się dłońmi o ziemię. Zauważyłam tylko, jak z ust tego bydlaka poleciała krew na piach, jednak byłam wystarczająco blisko by sięgnąć po kaptur i odkryć tożsamość  oprawcy  Sarady – postać jakby w jednej chwili rozpłynęła się w powietrzu, zdębiałam. Niewiele myśląc odskoczyłam do mojej córeczki, jednak od razu zauważyłam szkody jakie wyrządziła w jej drobnym ciele katana. Miała rozerwany cały bok, leżała w kałuży własnej krwi. Pod wpływem szoku straciłam czucie w nogach, upadłam.  W akcie rozpaczy zaczęłam odgarniać te niesforne kosmyki ciemnych włosów z jej twarzyczki, ciemne piękne oczka wyglądały jakby ktoś ukradł z nich kolor. Przytuliłam bezwładne ciało córki do piersi, licząc, ze nagle zachłyśnie się powietrzem. To się jednak nie wydarzyło – straciłam większą część siebie.
-SARADA!!!! – krzyknęłam zdzierając sobie gardło. Szlochałam i szlochałam, gorzej niż dziecko. Otarłam twarz, podniosłam ciało Sarady i odłożyłam je pod drzewem, gdzie trawa nie była przesączona jej krwią. Gdy kucałam usłyszałam kroki, nie wiem czemu ale wydało mi się najlepszym wyjściem udawanie nieprzytomnej przy ciele mojego dziecka, co też bez zastanowienia uczyniłam. Szok? Może to szok spowodował taką, a nie inną decyzje. Kroki się nasiliły, aż ten ktoś ukucnął nade mną. Wstrzymywałam oddech by uwiarygodnić swój stan.
-Pewnie zemdlała – stłumiony głos przyłożył mi dwa palce do nadgarstka by zmierzyć puls, a ja modliłam się by adrenalina mnie nie wydała, by puls uwiarygodniał mój stan. „Jako medyczny ninja jesteś w stanie oszukać innych, panujesz nad swoim ciałem i jego rytmem, a jako moja uczennica musisz to opanować inaczej będę się musiała nieźle wstydzić za ciebie”  te słowa Tsunade wyryły mi się w pamięci.
Po chwili już tego kogoś nie było, delikatnie wstałam i się rozejrzałam, zauważyłam go lub ją jak skacze z drzewa na drzewo. Skumulowałam swoją chakrę do poziomu najniższego by mnie nie wyczuł i delikatnie, a także najciszej jak umiałam ruszyłam jego śladami po ziemi, gdyż to wydawało mi się bezpieczniejsze. Bałam się, ale nie miałam nic do stracenia. Zatrzymałam się i schowałam w ciemności lasu, gdy dwie postacie rozmawiały między sobą, na początku nie byłam w stanie nic usłyszeć, aż w końcu padło jedno zdanie.
-Zająłeś się Sasuke? – kobiecy głos, wydawało mi się, że jest mi bardzo znajomy. Wstrzymałam oddech, wytężyłam słuch, przysunęłam się kilka metrów do przodu i na wschód, tak że miałam ich ze swojej prawej strony, a Słońce tutaj nie świeciło. Wiedziałam, że nie jestem dobrym tropicielem, tak naprawdę nie byłam żadnym tropicielem, nie miałam do tego talentu, a jeśli któreś z nich było - byłam na przegranej pozycji. Lepsze oczy, węch, zwierz tropiący i jest po mnie. Przełknęłam ślinę, musiałam wiedzieć o co chodzi z Sasuke, serce kołatało mi w klatce piersiowej jak oszalałe. Czyżby pozbawili mnie i jego? Położyłam się na wilgotnej ziemi i słuchałam.
-Tak – odparł ktoś beznamiętnie. Przymknęłam powieki i wstrzymałam jęk. – Nie musiałaś zabijać dzieci – odparł ten drugi, był mężczyzną, niestety płaszcze przysłaniały sylwetki i twarze.
-Były przeszkodą – odparła druga postać.  Miałam wrażenie, że jest wyprana z uczuć. – Jak chcesz wcielić drugą część planu? – ten głos, tak bardzo znajomy wydawał się mi, ale jednocześnie był jakby obcy. Kręciło mi się w głowie, czułam się słaba, bezbronna i rozgoryczona. Nie wiedziałam, czy Słońce właśnie wschodziło czy zachodziło. A podsłuchiwanie ich jeszcze bardziej mnie nadwyrężało.
-Skup się na Sasuke, jak nie dasz sobie z nim rady, pomogę ci, Hinata – odparł mężczyzna niechętnie.
-Widzę, że nadal mogę liczyć na twoją pomocną dłoń – zakpiła kobieta. Krzyknęłam zaskoczona, szybko zakryłam  usta dłońmi, ale byłam świadoma, że już ich poinformowałam o swojej obecności. „Hinata, do jasnej cholery co tu robisz?!” krzyczałam w  myślach.
-Kto tam jest?! – wydarła się Uzumaki. – Byakugan! – krzyknęła. Już jestem stracona. Chwyciłam się ostatniej nadziei i najszybciej, najciszej jak umiałam wskoczyłam na gałąź drzewa, pod którym się skrywałam. – Sakura wyłaź, wiem, że tam jesteś!!!! – krzyknęła. Była wściekła, nigdy nie widziałam jej w takiej furii. Zsunęła kaptur z głowy, zauważyłam jej białe oczy, usta wykrzywione w kpiącym uśmiechu oraz ścięte do ramion włosy. – Pomóż mi – warknęła do swojego sojusznika i ruszyła w moją stronę. Przerażona robiłam uniki, modliłam się bym okazała się szybsza, aby nie trafiła mnie w punkty chakry.
-Co zrobiłaś Sasuke? – krzyknęłam. Byłam w szoku, ale robiłam uniki. Dół – podskok, prawo-odskok, góra-klękam. Trwało to dobrą chwilę, zdążyłam się zmachać, ale adrenalina napływała ze zwiększoną siłą, odruchowo sięgnęłam do kabury po strzykawkę z kapsułką… ale jej tam nie było. Przełknęłam ślinę, zdana byłam na swoją wytrzymałość. Delikatnie zbadałam wzrokiem otoczenie, mężczyzny nigdzie nie było. „Skrył się?”
-Sasuke jest mój, ja go kocham! – krzyknęła triumfalnie Uzumaki i natarła na mnie ze zdwojoną siłą. Jęk rozpaczy wydarł się z mojej krtani, miałam chaos w głowie.



**


Ocknęłam się cała spocona i zdezorientowana. Czyżby była to prawda i riaresti zadziałało?
-Sakura, co się stało? – spojrzałam w stronę osoby, która do mnie mówiła. Widziałam tylko jakieś zmazy, nic konkretnego. Podniosłam rękę i spoglądałam na nią, dopiero po dobrej chwili odzyskałam ostrość widzenia. –Sakura, jesteś cała mokra – ton głosu był bardzo troskliwy, ktoś się martwił o mnie. „Sasuke?” Spojrzałam przed siebie, nie to nie on.
-Jest wszystko dobrze, Naruto – odparłam zdyszana. Czemu nie mogę złapać tchu?
-Nie wygląda, aby było dobrze – odparł zmartwiony. Przyłożył rękę do mojego czoła, była przyjemnie chłodna, tak chłodna, że przymknęłam oczy. – Jeny, Sakura, jesteś strasznie rozpalona – powiedział przestraszony. – Zadzwonię po Shizune – powiedział i już chciał iść, jednak złapałam go za rękę. Wiedziałam, że może rozpoznać te objawy, nie była głupia, a gdyby zechciała zrobić testy? Od razu by wykryła w moim organizmie riaresti, które jakby nie było – działa niczym narkotyk. 
– Nie trzeba – sapnęła, zmęczona i obolała. – To pewnie zwykłe przeziębienie – powiedziałam spokojnie, przyglądał się mi badawczo, jakby trochę udobruchany moimi słowami. – Naruto – zaśmiałam się na siłę – jestem medycznym ninja i nie wierzysz mi w sprawie zwykłego przeziębienia? – zachichotałam, jak głupia trzpiotka.  – Chodźmy spać – szepnęłam.
-Dobrze – powiedział po chwili ciszy, przeczesał moje włosy – ale jak będzie gorzej, zadzwonię po kogoś – szepnął. Przykrył nas kołdrą i zanurzyliśmy się w objęcia Morfeusza.



Naruto wyszedł wcześnie rano, nawet mnie nie obudził, co jest akurat dziwne. Zawsze mnie budzi by powiedzieć, o której mniej więcej wraca.  Powinnam wstać z łóżka, ale nie mogą. Siedzę w łóżku i rozmyślam, i rozmyślam tak od kilku godzin. Spojrzałam na zegarek, który wybijał już piątą po południu, a ja leżałam w łóżku. Roztrzepane włosy, które kleiły się do mojego czoła, nie zdążyłam nawet zębów umyć. Biała koszula, którą miałam na sobie była cała przepocona, przetarłam ręką czoło. Poczułam, jak mam sucho w gardle oraz w ustach, aż drapie. Jednak w tym momencie, żadne przyziemne sprawy nie miały znaczenia. Tak, słyszałam wczoraj Sasuke. Tak, ścigałam  tamtego cholernego dnia Hinatę. Co najgorsze, tak to ona musiała zabić moje i swoje dziecko. Kolejny raz łzy popłynęły z moich opuchniętych oczu. Nie szlochałam, starałam zachowywać się cicho, bałam się, że Uzumaki kazał mnie obserwować. Zawszę mogę powiedzieć, że przeziębienie mnie tak powaliło z nóg, ale… Jakim trzeba być człowiek by dla swoich zachcianek zabijać dzieci, w tym swoje?! Poczułam pulsujący ból głowy. Nie ma już mojej Sarady!
-Nic już nie jest ważne – mruczałam coś chwilę pod nosem, niczym w letargu. Oszołomiona i złamana. Jak można zabić swoje dziecko? Nie mieściło mi się to w głowie.
-Czy to sen, czy iluzja – pytałam. Ale  kto mi odpowie? Wszakże jestem tutaj sama. – Czy to był sen, czy iluzja? - Nie wiem ile zajęły mi te rozmyślania, w końcu z tym pytaniem wstałam i pomaszerowałam pod prysznic. Skropiłam swoje rozpalone ciało lodowatą wodą, miałam gorączkę, to był fakt. Jedyna rzecz, której byłam pewna. Wyszłam z łazienki z wilgotnymi włosami, miałam na sobie świeżą białą męską koszulę ze znakiem klanu Uchiha. Było już ciemno, nagle stanęłam czułam się obserwowana, jakby ktoś stał przede mną. Duch? Oprawca? Może ktoś odkrył to co wyprawiam? „A co ja wyprawiam?” zakpiłam z samej siebie, ja przecież wariuję. Tylko to, a do tego mam pełne prawo.
-Rozluźnij się Sakura – odpowiedziała mi postać z ciemności. Przełknęłam ślinę, gdy usłyszałam ten kojący mnie głos, którego usłyszeć tak pragnęłam, a gdy to się dzieję – tak bardzo tego się boję.
-Jeśli to ty Sasuke – rzekłam niepewnie. Chciałam włączyć światło, niestety włącznik był po drugiej stronie korytarza. – To wyjdź natychmiast z tej ciemności diabelskiej – dodałam już nieco pewniej, ale zdradzał mnie mój nierówny oddech i drżenie całego ciała.
-Nie próbuj zapalać światła – odrzekł łagodnie, jakby mówił do dziecka. Nogi trzęsły mi się, a rozum odmawiał posłuszeństwa. – Bo jeśli zrobisz to co zamierzasz, ja zniknę – dodał. Oddychałam szybko, starałam się dostrzec coś w ciemności, a może mam omamy? I tak naprawdę rozmawiam z kwiatkiem?
-Sasuke-kun – rozdzierający szloch tęsknoty wydarł się z mojej piersi. – Ja sobie sama rady nie daję, dlaczego nie jesteś ze mną? Co ja ci uczyniłam, że nie jesteś ze mną… - szlochałam, jak głupia. Nie widziałam jego twarzy, tylko jakby rozmazane kontury. Ale to on, bo w ciemności błyskał mi sharinngan co jakiś czas. „Wyjdź stamtąd” powtarzałam sobie w duchu, tak bardzo chcę ujrzeć twą twarz.
-Ciii, kochanie – mówił kojącym szeptem, jednak nie dotknął mnie, ani nie poruszył się. – Musisz być cierpliwa – mówił, zawsze to mówił, a ja nigdy usłuchać go nie umiałam. – Ile wiesz?
Kręciłam zrezygnowana głową. Wiedział? Obserwował mnie? Może ktoś to robił na jego zlecenie?
-Niewiele – łkałam. Był tak blisko, a tak dalego jednocześnie, że moje ciało szalało. – Wiem, że chyba Hinata zabiła naszą córeczkę, wiem, że ktoś miał się tobą zająć – mówiłam pośpiesznie. Dawałam małe kroczki w jego stronę, niewielkie.
-Dobrze – powiedziałam. Z tonu jego głosu nic nie wyczytałam, ale zdaje mi się, że nie wiedział tego. – Dowiedz się więcej, kochanie – odparł. Moja ręka, nawet nie wiem kiedy znalazła się na włączniku i zapaliła światło. Nic, nikogo nie było. Moje serce rozpadło się na miliony kawałeczków. Sam jego widok uśmierzył by część mojego bólu.
-Kocham Cię, Sasuke-kun  - szeptałam…
Ale w głowie brzęczało mi w głowie zdanie, które powiedział „Nikomu z wioski nie ufaj”. 
-Kiedy ty to powiedziałeś, Sasuke-kun – szepnęłam roztrzęsiona.
Zapłakana odwróciłam głowę i zamarłam. Nie słyszałam, kiedy wszedł.
-Boże święty – ten głos, jakby rozdrażniony i zawiedziony mną. – Shizune zaraz tu będzie – powiedział. Bez słowa, nawet bez spojrzenia – wziął mnie na ręce i zaniósł do łóżka. Czułam, że brzydzi się mną. Niezbyt mnie to obchodziła, bałam się tylko tego ile usłyszał.
-Naruto – szepnęłam niepewnie. Przyjrzałam się mu, całe ubranie miał w pocie, błocie i we krwi. O nic jednak nie zapytałam. Czekaliśmy w milczeniu na Shizune.


poniedziałek, 5 września 2016

|Rozdział 8|

 "Krok w tył"



Oddychałam bardzo miarowo. Starałam się uspokoić swoje nerwy, spoglądałam w lazurowe niebie, piękne i spokojne. Nie zapowiadało nic złego, wręcz przeciwnie - jakby było nowiną szczęśliwych dni. Uśmiechnęłam się pod nosem ze swych ironicznych myśli. "Szczęśliwych jak dla kogo" pomyślałam.



Modliłam się by Naruto nie znalazł mych ciężko zdobytych ziół. Jego powrót i poczucie swobody w tym domu zaczynają mnie przerażać. Prawie nakrył mnie, gdy chciałam zrobić napar. Na szczęście usłyszałam jego ciężkie i powolne kroki, a także płytki, szeleszczący oddech. Szybko ukryłam zioła w szafce z herbatami i ziołami leczniczymi, gdyż nigdy tam nie zagląda, a przy okazji wyciągnęłam pierwszą lepszą herbatę dla niepoznaki. Spoglądałam w niebie, jedno dobre że mogłam to schować, ponieważ nie wiem kiedy znów udałoby mi się wymknąć niepostrzeżenie. A zrobić i wypić to mogę zawsze. Zagryzłam wargę. Słońce wstawało, ale pogoda robiła się coraz bardziej jesienno-zimowa. Gdzie to lato, ostatnie i drogie memu sercu  z moją córką. Czemu nie mogło wiecznie trwać? Samotna łza spłynęła mi po policzku, ale szybko ją starłam. Postanowiłam! Muszę popytać Uzumakiego i jak najszybciej to wypić, najlepiej muszę znaleźć czas aby nikt nie zbudził mnie z letargu. Chociaż równie dobrze to może nie zadziałać, albo zadziała z opóźnionym tempem. Mimo wszystko muszę coś zrobić, bo inaczej mogę utracić ten dzień na zawsze, a Sasuke nigdy więcej do mnie nie wróci.

-Sasuke-kun, gdzie jesteś… - szepnęłam zrozpaczona, tak bardzo potrzebowałam jego pomocy.



Leżałam na podłodze, a nogi miałam na ścianie. Czułam się wniebowzięta, czułam że zaczyna coś do mnie coraz to cieplejsze uczucia, a to powoduję moją euforię. Mogłabym nazwać się zwycięzcą, gdyż każdy objaw zainteresowania z jego strony za wygraną mała bitewkę. Przyjrzałam się jego twarzy.

-Co robisz, Sasuke-kun? – zapytałam przewracając się na brzuch, machałam swobodnie nogami, a jego biała koszula zakrywała tylko połowę moich ud. Uśmiechnęłam się do niego figlarnie, czując jego wzrok na sobie, co szczególnie mnie uradowało.

-Czytam –odparł wyrywając się z letargu. – Czy musisz się mi przyglądać jak taka sroka? –zakpił. Zaśmiałam się wesoło, a w odpowiedzi tylko pokiwałam głową twierdząco. Wiedziałam, że czas naszej schadzki dobiega końca. Westchnęłam.
-Mam już iść? – zapytałam skrywając smutek. Nie spojrzał nawet na mnie, nie odpowiedział. Był już taki, oczywiste pytania nie wymagają odpowiedzi. Wstałam z podłogi z ociąganiem, szybko zrzuciłam jego koszulę przesyconą jego zapachem, a teraz i moim. Ubrałam się, związałam włosy w niedbałą kitkę. – Idę –szepnęła trochę nieśmiało. Gdy przechodziłam obok niego złapał mnie za dłoń, nigdy tego nie robił. Spojrzałam na niego zdziwiona, ale on siedział, a jego twarz wyrażała tylko spokój.
-Musisz wytrzymać – powiedział i ścisnął delikatnie przegub ręki. – Do ślubu  - nie mogłam rozgryźć tonu w jakim to powiedział. Serce jednak zaczęło kołatać mi jak oszalałe.
-To..to zaręczyny? –szepnęłam zdezorientowana. Nic, cisza. Wrócił do czytania, a ja na drżących nogach skierowałam się do wyjścia.”


Wzięłam głęboki oddech dodając sobie odwagi. To ma być tylko rozmowa z Naruto, był twoim najdroższym przyjacielem. 
-Bezpodstawnie go oskarżam – resztkami nadziei starałam się przekonać, chwytałam się ostatnich mrzonek jakie mogły mi zostać. Delikatnie rozejrzałam się po salonie, zauważyłam jego blond czuprynę, siedział w fotelu bokiem do kominka i przodem do okna. Najlepiej będzie jak usiądę na kanapę, będę mogła go obserwować, a ciemność pomieszczenie przykryje moją twarz, natomiast ogień, który tlił się by rozgrzać pomieszczenie oświetli mi jego mimikę na tyle bym mogła spostrzec to czego będę szukać. „Sama nie wiem czego szukam” zakpiłam w myślach. 
-Hej – szepnęłam delikatnie, cichutko, co poskutkowało – zwróciłam jego uwagę na swoją osobę. Delikatnie, aczkolwiek kokieteryjnie zakręciłam biodrami. Weszła mi do głowy myśl, że czarne legginsy i obszerna bluza z logiem klanu Uchiha to nie najlepszy strój na podchody kobiece. – Co robisz? –zapytałam siadając na kanapie i tuląc do siebie poduszkę. Mruknął coś, więc tylko przyglądałam się mu trochę jakby od niechcenia, a trochę badawczo.
-Zmęczony jestem – mruknął i popił, chyba pił whisky ale nie jestem pewna. Dziwnie się czułam, bo cisza w jego towarzystwie nie była wcale krępująca, wręcz przeciwnie – dość kojąca.
-Często ostatnio zmęczony jesteś – powiedziałam żartobliwie, co skwitował krótkim spojrzeniem na moją osobę. – Misja była taka ciężka? – zapytałam przejęta. 
-Była bardzo nie przyjemna – mruknął, a w jego głosie wyczułam pogardę, wręcz nienawiść. Przyjrzałam się mu, dopiero teraz zauważyłam, że siedzi w samych czarnych dresowych spodniach. Wyciągnięty na fotelu, a nogi trzymał na podstawionym pufie.  – Ale nie rozmawiajmy o tym – mruknął i przyjrzał się mi pożądliwie. 
-Tak, po co psuć sobie wieczór – dodałam, rozciągnęłam się na kanapie. Zrobiło mi się strasznie przyjemnie w jego towarzystwie. Nagle w mojej głowie przeszła myśl, czy chcę to stracić na rzecz iluzji wspomnień? – Naruto, było dobrze ci z Hinatą? – wypaliłam bez zastanowienia, tak bardzo mnie to ciekawiło.
-To bez znaczenia – spojrzeliśmy sobie w oczy, jego ton był obojętny. Po chwili westchnął zrezygnowany – Było – powiedział, upił łyk trunku – Na początku, ale pod koniec marzyłem byś zajęła jej miejsce – powiedział, był poważny, a także trochę rozgoryczony. Jego twarz wyrażała w pewnym sensie obrzydzenie, tyle emocji w jednym zdaniu. Nabrałam powietrza w płuca by orzeźwić swój umysł.
-Nie martwisz się gdzie ona jest? – zapytałam, drżał mi delikatnie głos, bo to był grząski grunt. – Czy ta misja miała z nią coś wspólnego? – zapytałam.
-Niezbyt.. – zawahał się Uzumaki – Może trochę, ale niezbyt, w kilku procentach – wahał się. Zupełnie nie wiedział, co powiedzieć a mi zaczęły zapalać się w głowie ostrzegawcze lampy.
-Rozumiem – powiedziałam. Czułam na sobie wzrok blondyna, ale uparcie spoglądałam w migoczące płomyki w kominku. 
-A Ty? – nagle zapytał, kątem oka zauważyłam jak jego ciało się napięło. – Chcesz wrócić do czasu, gdy byłaś szczęśliwą mężatką z mężem u boku? – zakpił i upił łyk, za mocno odłożył szklankę na stolik i huk rozległ się po salonie.  Wzdrygnęłam się delikatnie, przełknęłam ślinę. Miałam pustkę w głowie.
-W pewnym sensie to było spełnienie moich marzeń… - czułam wzrok jego błękitnych oczu na sobie, aż włosy stanęły mi dęba. – Może lepiej żebym przestała? – zapytałam cichutko.
-Nie, chcę tego posłuchać – rzekł z wyraźnym przekąsem. Przeczesał ręką swoje gęste włosy, spiął się.
-Więc, to było jak spełnienia marzeń – zaczęłam od początku, ręce mi drżały, nie wiedziałam jak mam to rozegrać. – W końcu ktoś w kim się zauroczyłam od szczenięcych lat, zainteresował się mną. Rozumiesz? – zapytałam zdziwiona tym jak moje życie kiedyś się potoczyło. – To niepozorną Sakurką, która była wielko czoła, stała w cieniu Ino, była słabym ninja, a on się mną zainteresował… - przerwałam by otrzeć jedną mimowolną łzę, która spłynęła mi z oka.  – I w końcu byliśmy małżeństwem, życie nie było jak z bajki – westchnęłam, bardzo chciałam go do siebie przekonać, zdobyć jeszcze większe zaufanie, wydobyć z niego jakieś informacje. – Nie był romantyczny, nie dawał kwiatów, czasem o coś mnie obwiniał, a ja płakałam w kącie, czułam się upokorzona – dodałam ostatecznie. – I wiesz co? – zadałam pytanie retoryczne, chciałam by na mnie spojrzał. Zauważyłam, jak uśmiecha się z przekąsem na ostatnią część wyznania. – A ja głupia nadal bym wskoczyła za niego w ogień – mruknęłam. Nastała cisza, przerywana naszymi oddechami.
-Wiesz co? – zapytał Naruto pewnie siebie. – Byłaś głupia gdy stanęłaś z nim na ślubnym kobiercu – warknął. Przyjrzałam się mu. Nagle się rozluźnił, poczuł pewniej, delikatnie bełkocze. Czyżby alkohol zaczął działać? Przełknęłam ślinę, w końcu dowiem się co mu siedzi w głowie, chociaż trochę. 
-Nie rozumiem –dodałam, wyczuwając, że czeka na reakcję z mojej strony.
-On nigdy by ci nie dał takiego szczęścia jak ja – zakpił. Przetarł ręką oczy, chyba był zmęczony.  – Nigdy nie kochał cię tak jak ja – warknął. Złapał mnie za rękę zbyt mocno, na co aż syknęłam z bólu. Klęczał przede mną z miną zbitego psa. Nie wiem czemu, ale serce mi zadrgało. – Tak naprawdę na waszym ślubie chciałem krzyknąć stanowcze „nie”. Ale nie zrobiłem tego – zaśmiał się ponuro – zamiast tego udawałem najlepszego druhnę tego dupka. – potarł z czułością moje dłonie, a potem obie pocałował. Żołądek skurczył mi się. -  A na swoim ślubie pragnąłem byś to ty, nawet w tej pięknej różowej sukni którą miałaś na sobie, stanęła u mego boku – dodał ochryple. – Tak naprawdę Hinata miała być odskocznią, z którą omylnie się związałem, ale tylko dlatego, że nawet nie wiem kiedy ty się widywałaś z Sasuke, nie mogłem cię obserwować 24 godziny na dobę – mruknął. Położył mi głowę na kolana.
-Czy to dlatego pod twoją nieobecność byłam obserowana?- zapytałam, gardło miałam ściśnięta, a łzy cisnęły mi się z oczu, resztkami sił powstrzymywałam się by nie wypłynęły. Uzumaki znów się spiął, poczułam to, nawet jego żuchwa mocno się spięła, co odejmowało mi urodę. Cisza, aż brzęczała w uszach. – Naruto… - ponagliłam go.
-Muszę to robić dla twojego dobra – powiedział to, ale wyczułam strach. „Boi się mojej reakcji” przemknęło mi przez myśl. – Muszę się troszczyć o ciebie, żebyś znów nie popełniła tego błędu. Zrobiłem to dla nas… - szybko mnie pocałował. Nie zdążyłam zapytać co zrobił, co robił przez te 3 dni dla nas. „Nas” – chciałam krzyczeć, że nie ma nas! Ale zamiast tego zaczęłam się z nim całować, a po policzkach leciały mi łzy, Naruto nie zwracał na to uwagi.  Podniósł mnie z kanapy i niecierpliwym krokiem zaniósł do sypialni, gdzie szybko mnie rozebrał.

Leżałam plecami do Uzumakiego, łzy nadal mi ciekły. Teraz wiem, że czas z nim to był jedną z mrzonek, a moje życie to pisany scenariusz przez ludzi z mojego otoczenia. Wstałam, założyłam szlafrok na nagie ciało. Ruszyłam dyskretnie do kuchni, obejrzałam się przez ramię. Alkohol i seks, zadziałały jak tabletka nasenna, spał jak zabity. Co niezmiernie mnie ucieszyło.  Riaresti zalałam wrzątkiem, odczekałam kilka minut by napar był mocniejszy. W tym czasie biłam się z myślami czy dobrze robię.  Bałam się, bałam się że nie będę w stanie nieść na swych plecach konsekwencji swoich decyzji. 
-Dobrze robisz, Sakura. Nie dałaś się zwieźć – ten głos, szybko odwróciłam się, w ciemności korytarza zobaczyłam kontury postaci, szybko zapaliłam światło, ale nikogo tam nie było. Oddychałam szybko, byłam przerażona.
-Dałabym sobie głowę uciąć, że to był głos Sasuke… - mruknęłam przerażona pod nosem. Złapałam za kubek z naparem, wypiłam jednym haustem.  Ruszyłam na taras, wykopałam maleńki dołek gdzie wrzuciłam zioła. Ziąb był nie do zniesienia, po chwili byłam cała przemarznięta. Szybko zakopałam zgrabiałymi rękoma dołek i przykryłam korą. Umyłam kubek i ruszyłam do kuchni. Nie czułam się dziwnie, nie miałam wizji. Nabrałam się na zielsko, które nie działa. Ciche łkanie wydobyło się z mojej krtani, ale tak naprawdę chciałam wyć, bo koszmar będzie trwać. 

wtorek, 16 sierpnia 2016

|Rozdział 7|

 " Odzyskać utracone"

-Kakashi-sensie –przywitałam się  wchodząc do gabinetu Hokage. Skinęłam delikatnie głową, a jego bystre oko obserwowało moje ruchy, miałam wrażenie, że jednocześnie jest mu mnie żal, ale jednocześnie jest z czegoś bardzo zadowolony.
-Witam, Sakura – odparł odwracając od niej wzrok – Co cię do mnie sprowadza? – zapytał jakby doskonale wiedział na jaki temat zaraz rozmowa zejdzie.
-Chciałam zapytać jak idą poszukiwania Sasuke – odparłam pewna siebie. Przyjrzałam się Hatake, odetchnął jakby zirytowany, jakbym zawracała mu głowę czymś mało ważnykm, ale w końcu zginęła dwójką dzieci z Akademii, poza tym jeden to syn dziewięcioogoniastego, a drugie dziecko to Uchiha.
-Niepotrzebnie się fatygowałaś, już dawno zrezygnowaliśmy z poszukiwań Uchihy, zapewne znów trafi do księgi Bingo – odrzekł i zaczął czytać, i podpisywać papiery. Przyjrzałam się mu badawczo, chciał mnie odprawić z kwitkiem, ale się nie dam. „Czy to jakaś gra?” mruknęłam pod nosem.
-A od kiedy znów księga jest w użyciu? – zapytał zirytowana, ale starałam się to ukryć. – Myślałam, że z niej zrezygnowała Wioska o raz ty, sensei – ostatnie słowo wycedziłam.
-Jest to bardziej przydatne niż się spodziewałem – odparł. Spojrzał mi prosto w oczy, widziałam w nich znudzenie oraz rezygnacje. Nic mi nie powie. Usiadłam naprzeciwko niego, spojrzałam w oczy.
-Dlaczego mój mąż ma tam trafić? – zapytałam najuprzejmiej jak tylko umiałam.
-Był już zdrajcą, a teraz jest uciekinierem, poza tym Hinata Uzumaki także zniknęła a to pewnie jego sprawka – odparł. Odłożył papiery, zauważyłam, ze moja wizyta jest mu nie na rękę i czeka, aż się poddam i stąd wyjdę. „Nie ma tak łatwo”.
-Ty tylko wasze domysły, zero dowodów – zakpiłam. – A katanę mógł mu każdy ukraść i masz tego świadomość – wstałam i ruszyłam do drzwi. – Do widzenia – odparłam i zamknęłam za sobą drzwi.

Liczyłam na chwilę spokoju w moim domu, ale niestety widziałam buty Naruto w przedsionku. Siedzi tu dzień w dzień, śpi i zachowuje się jak mój mąż, nie jak kochanek.
-Hej, kochanie – mruknął przeciągle i ruszył w moją stronę. Chciał ucałować mnie w usta, ale odwróciłam głowę i trafił w policzek. Nie skomentował mojego zachowania, ale bacznie mnie zilustrował. – Coś nie w humorze – powiedział raczej do siebie niż do mnie. Spojrzałam na niego, zauważyłam plecak i pełną kaburę nowych shurikenów i kunai’i.
-Gdzieś się wybierasz? – zapytałam zaintrygowana. Zawsze mnie uprzedzał, wszystko mówił.
Wzruszył ramionami po czym dodał – Mała misja, którą zlecił mi Kakashi – odparł, a wielki uśmiech wparował na jego usta. Zmrużyłam oczy przyglądając mu się, byłam przed chwilą u Kakashiego i nic mi nie powiedział na ten temat, z drugiej strony czuję się pod obserwacją, gdy przebywam w jego towarzystwie, więc tym bardziej nie musiał mi nic mówić. Skinęłam po prostu głową, nie zdradzając swoich myśli, chociaż od razu chciałam mu to powiedzieć. W pojedynkę na misję? Hatake nigdy takich rzeczy nie robi, nieważne jak błaha misja by to była – zawsze muszą być chociaż dwie osoby. – Będę za dwa dni – powiedział uśmiechnięty. Przyglądałam mu się, wyglądał na spiętego, ale starał się to ukryć pod pozorem szczęścia i uśmiechu. Jednak jego oczy go zdradzały, cały czas spoglądał na boki, nigdy na mnie.
-Dobrze – odparłam, delikatnie się uśmiechając, ale zapewne bardziej wyglądało to jak na grymas. – Tylko uważaj na siebie – dodałam, chciałam zachować pozory. Gdybym chciała coś z niego wyciągnąć musimy być w dobrych stosunkach, ale niestety moje podejście do niego mi to utrudnia.
-Oczywiście, mi się nic nie stanie! – zaśmiał się. Ucałował moje czoło i wyszedł. Spojrzałam za jego cieniem.

Siedziałam w łóżku, a raczej leżałam. Ciągle skupiona na okolicy mojego domostwa. Wyczuwam trzy różne chakry, ale kwadrans temu to były cztery osoby. Dziwne, ale tamta wydawała się inna. Te osoby mnie pilnowały, ale czwarta jakby szybko się ulotniła, gdy uświadomiła sobie ich obecność. Leżałam, żeby szybciej pozbyć się swoich „nianiek”, które ewidentnie miały donosić o moich poczynaniach. Ale po co? Czyżby Kakashi mi nie ufał, albo wie coś czego ja nie wiem i czeka na Sasuke. Ale czemu dopiero teraz, wcześniej nikogo nie wyczuwałam w okolicy swojej willi. „Nie ma ich” przeszło mi przez myśl, spojrzałam na zegarek. Przed trzecią w nocy. Wstałam z łóżka, po omacku ruszyłam do kuchni. Muszę się czegoś napić, jednak bez Naruto czułam jakby ten dom był mój,   bardziej niż wcześniej. Jego biała koszula… „Jeszcze nim pachnie”. Wchodząc do kuchni nie zapalałam światła, wyciągnęłam schłodzoną wódkę z lodówki i nalałam do szklanki, bez popitki. Nawet jeśli zapiję się na śmierć to będzie najlepsze. Nie umiem, nie wiem jak lub nie mogę uwolnić się od Naruto. Wypiłam kilka łyków, paliło w gardle, a potem w przełyku. Nie było to przyjemne, tak jak ciemność która mnie otacza, ale tak jest najlepiej. Samej.
-Sakura, odstawa to – usłyszałam głos. Ze strachu aż podskoczyła, a oczy miałam mokre. Nie wiem kiedy zaczęły płynąć mi łzy, jakbym straciła czucie, a moje kończyny ważyły tonę. Chciałam coś powiedzieć, ale zaschło mi w gardle. Moje ciało jakby bez Wiednie sięgnęło po szklankę z alkoholem, jakbym chciała się upewnić czy to na pewno nie były omamy. – Odstaw to, więcej nie powtórzę – warknięcie. Zauważyłam postać w cieniu.
-Sasuke… - westchnęłam przez płacz, chciałam wstać, praktycznie już to robiłam.
-Siedź na miejscu – od razu posłuchałam tego władczego tonu, z rozkoszą spełniłam polecenie.
-To naprawdę Ty? – jęknęłam pełna nadziei. Wierzyłam, że wróci. „Wierzyłam i jest”.
-Sakura, nie ma na to czasu – mówił, ale nie wychodził z cienia, widziałam tylko zarys sylwetki. Ciała, do którego mnie ciągnęło, ale jednocześnie spełniałam jego rozkaz bojąc się, że zniknie tak nieoczekiwanie jak się pojawił.
-Chcę cię przytulić – to zdanie samo wyrwało mi się z ust.
-Przestań – warknięcie odbiło się od ścian. Podskoczyłam z przestrachem.
-Co tu robisz? Jesteś tu naprawdę? Czemu nie wyjdziesz z cienia? – pytałam półgłosem. Łzy nadal płynęły po zaróżowionych policzkach od alkoholu, różowe włosy opadały na plecy, a część przylepiła mi się do policzka, jego biała koszula na moim ciele działała niczym świeczka w ciemności.
-Przestań – znów to jedno zdanie, nie mówił nic więcej. „Czemu?” pytałam w swoich myślach. – Musisz zacząć działać – odparł, a jego głos mnie koił i przerażał, spojrzałam w jego oczy gdzie mignął mi sharingan. „To no!!!” krzyczało moje serce.
-Ale co ma zrobić? – głuche pytanie odbijało się od ścian.  Wyczuwałam, że zaczyna się spinać, jakby tracił czas. Wpatrywałam się w niego uparcie, uparcie chcąc wyłapać każdy element w tej ciemności.
-Przestań dawać sobą manipulować – warknął, jakby zrezygnowany moją postawą. – Jesteś Uchiha, odzyskaj utracony dzień wraz z utraconym dzieckiem – nic nie rozumiałam.
-Sarada żyje? – wręcz tym razem krzyknęłam rozpaczliwie. Odpowiedziała mi cisza.
-Nie, ale przypomnij sobie ten dzień. Przestań dawać sobą manipulować. Poznaj osoby, które za tym stoją – mówił jakby rozpaczliwie. – Kończy mi się czas – wręcz jęknął.
-Kończy mi się czas, odzyskaj utracony dzień – mówił jak echo. – Wtedy przyjdę naprawdę – ogarnęła mnie ciemność.

Oddychałam ciężko. Otworzyłam oczy. „Iluzja?” przemknęło mi przez myśl. Leżałam nadal w sypialni, w tej samej pozycji, spojrzałam na zegarek – nadal wskazywał nad trzecią w nocy. Skupiłam swoją chakrę, nadal wyczuwałam trzech shinobi wokół mojej posiadłości.
-Ciekawe czy oni wyczuli… - przerwałam bojąc się przyznać przed samą sobą, że nie wiem kogo. Przetarłam czoło. Ruszyłam pod prysznic. Zimne krople wody mnie orzeźwiły, a także otrzeźwiałam by móc racjonalnie pomyśleć. Nad czym? – A jeśli to był sen? – mruknęłam siadając na łóżku, ubrałam z powrotem jego koszule. Spojrzałam na zdjęcie swojej córeczki, które miałam na półce nocnej. – Co mi szkodzi, nawet jeśli to tylko wytwór mojej wyobraźni, nawet jeśli to manipulacja –wyliczałam.
-Odzyskam utracony dzień, zabiję skurwiela w zemście za córkę – warknęłam. Opadłam na poduszki i spoglądałam w ciemności na sufit, a potem oglądałam swoją rękę. Ale jak to zrobić? Jak zabrać się do działania? Jak znów sprawić by przyszedł i mi powiedział więcej? Mruczałam. Nie miałam pojęcia. Czy straciłam pamięć od uderzenia, czy od czyjej ingerencji, a może w efekcie urazu lub stresu? Czym się odblokować, tam musi być odpowiedź. – Tak czy inaczej ten ktoś coś wie – mruknęłam. Zwinęłam się w kłębek, ale sen nie przychodził. Za to kołatało się we mnie milion myśli na raz.

Ranek przyszedł, a ja nie zmrużyłam oka. Za dnia shinobi nie wyczuwałam, ale zapewne wrócą pod wieczór. Ubrałam się i zeszłam, nie wymyśliłam za wiele, ale wpadłam na pomysł, który wymaga przetestowania. Nagle do drzwi ktoś zapukał. Powolnym krokiem podeszłam do drzwi frontowych i otworzyłam je niechętnie. Zza nich wyglądała blondynka machając ręką z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Hej!! – krzyknęła radośnie i wtargnęła do mojego domu. – Wiem, że Naruto jest poza wioską, więc sprawdzam jak się czujesz osamotniona – odparła siadając na kanapie w salonie. Wzruszyłam ramionami.
-Naruto cię nasłał na zwiad? – zapytałam bez pardonu. Nie proponowałam kawki ani herbatki, gdyż nie miałam zamiaru przedłużać tej wizyty. Byłam dziś w bojowym nastroju. Niebieskie oczy na mnie spojrzały spod gęstych czarnych rzęs, jakby chciała coś zobaczyć, odczytać.
-No, wiesz – zaczęła jakby niewinnie chcąc się usprawiedliwić – on się o ciebie martwi, ja też z resztą – dodała i pogładziła mnie po ramieniu.
-Jest to zbędne – odparłam, a przez myśl mi przeszło, że jej gest z przed chwili także. „Przestań dawać sobą manipulować” brzmiało jak echo w mojej głowie, czyżby i Ino starała się to zrobić? Myślałam gorączkowo. – Chcesz coś konkretnego? – zapytałam. Zauważyłam jej zmieszanie.
-Nie – odparła, spojrzała na mnie z dziwnym błyskiem i wyszła bez słowo. Zapewne to nie jej ostatnia wizyta. Westchnęłam.

Skakałam z gałęzi na gałąź, muszę zdążyć przed zmierzchem aby nikt nie dowiedział się o mojej dzisiejszej eskapadzie. Jeżeli dobrze obliczyłam czas pokonania dystansu, powinno się udać. Mam nadzieję, że to zioło mi pomoże, inaczej nie mam pomysły.
-Riaresti, riaresti – powtarzałam po cichu.  Liczę, że nadal tam rośnie. Przyśpieszyłam kroku, mocniej koncentrując swoją chakrę. – Dasz radę – dodawałam sobie kurażu.

niedziela, 14 sierpnia 2016

|Rozdział 6|

 "Życie w zawieszeniu"


Życie przestało mieć dla mnie znaczenie. Jest bezwartościowe. Czułam ten oddech na swojej szyi, światło księżyca oświetlało jego twarzy. Zaledwie trzy tygodnie minęły od pogrzebu mojej najukochańszej Sarady. A ja leże u boku innego – naga i obnażona. Nie czuję już nawet obrzydzenia do siebie, które jeszcze jakieś parę dni temu bym poczuła. Westchnęłam, chciałam wyrwać rękę, jednak uścisk na przegubie dłoni stał się mocniejszy.
-Coś się stało? – zaspany głos odbił się echem od gołych ścian domu.
-Nie nic, śpij Naruto – rozkazałam chłodno, odwróciłam się do niego plecami, szczelnie okryłam ciało kołdrą. Niestety przytulił się do mnie mocno.
-Nie myśl tyle – szepnął mi do ucha całując w nie – jestem przy tobie – szepczał z uwielbieniem. Prychnęłam, zadając sobie w głowie pytanie „Dlaczego on, a nie Sasuke?”. Spojrzałam za okno, jest pełnia, ale niestety w moim umyśle panuje zaćmienie. Czułam się obco w tym domu, w tej wiosce, w tym życiu. Raz marzenia na jawie, a raz koszmar z najgorszych szczelin umysłu. Moi „przyjaciele” w trosce o moje zdrowie psychicznie ściągnęli wszystkie zdjęcia ze ścian, jakby chcieli mnie odciąć od tamtego życia.
-Puść mnie – sapnęłam. Poczułam jak spełnia mój rozkaz, powiedziałam to tak władczym tonem, tak bardzo do mnie nie podobnym, aż sama się wystracszyłam. Swoje nagie ciało okryłam szlafrokiem i ruszyłam do wyjścia z sypialni, jednak kątem oka zauważyłam, że Uzumaki chcę podążyć za mną. – Zostań i idź spać – warknęłam wściekle. Nic, zero odzewu.

Siedziałam w kuchni, a w szklance miałam czystą wódkę. Koiła mi nerwy, dzięki niej zapominałam – o wszystkim. Niecały miesiąc a moje życie odwróciło się do góry nogami. Nikt nie pyta, gdzie mój mąż – wszyscy pytają czy to prawda, iż Uzumaki chcę się oświadczyć. Nikt nie pamięta o Baruto czy Saradzie, wszyscy pamiętają rozpuszczone paszkwile w sprawie, która dotyczyła mnie. MNIE. Mam jednak wrażenie, że inni tam byli – a ja byłam gdzieś indziej, gdzieś na sielskiej polanie. Upiłam solidny łyk płynu, czułam jak mnie pali. Skrzywiłam się delikatnie.
-Jak to możliwe, że nic nie pamiętam od pewnego momentu? – szepnęłam zirytowana. Zamiast tego co działo się po śmierdzi Sarady, widzę mnie i Naruto w dzikim, agresywnym akcie seksualnym. Stało się to moim sposobem, ale na co? Upiłam kolejny łyk, zaczęłam myśleć o rozmowie, w którą wciągnęła mnie Ino.

Siedziałam na werandzie i głupio spoglądałam w oczko wodne i płaczącą wierzbę. Nagle po pustym budynku rozległ się dzwonek i wołanie mojego imienia. Mozolnie wstałam i ruszyłam w kierunku dźwięku. Otworzyłam drzwi, a przywitała mnie uśmiechnięta blondynka w fioletowej sukience. Skinęłam jej głową niezbyt skora do rozmowy.
-Ohayo!! – zapiszczała jednocześnie bez mojego zaproszenia wtargnęła do domu i skierowała się do kuchni. – Pomyślałam, że będziesz mieć ochotę – pokazała kubek z kawą. Szczerze – sam zapach sprawiał u mnie mdłości. – Dobra, opowiadaj co tam u ciebie – zagadnęła z uśmiechem, według mnie bardzo fałszywym. Wzruszyłam ramionami.
-Nic specjalnego – odparłam. Jakie to było sztuczne, pytała tak jakbym nie straciła dzieci, jakbym wiedziała gdzie jest mój mąż.
-Uuu – sapnęła. – Słyszałam na mieście, że Naruto planuje zaręczyny – spojrzałam na nią jak na wariatkę.
-Sprawdź swoje źródła – odparłam beznamiętnie. – Bo większej głupoty w życiu nie słyszałam – warknęłam.
-Oj, Sakura – powiedziała to kręcąc znacząco głową. – Musisz iść na przód i zapomnieć o tym dupku – powiedziała. Spojrzałam na nią i w głowie zakiełkowała myśl by wyrzucić ją na zbity pysk. – Ludzie gadają, że Sasuke wszystko zaplanował.. – przerwałam jej.
-Zastanów się co chcesz powiedzieć – warknęłam, spoglądając na nią z mordem w oczach.
-Musisz wysłuchać prawdy – mruknęła nie urażona, zarzuciłam puklem blond włosów.
-Prawdy? Chyba paszkwili – starałam się nie krzyczeć.
-Skoro tak to powiedz, gdzie jest twój mężuś? – zakpiła. – No, ale jest Naruto, który opiekuje się tobą, razem z tobą cierpi po stracie dziecka, pomagał ci gdy poroniłaś – próbowałam powstrzymać łzy. Dwa dni po śmierci Sarady, poroniłam… Odruchowo złapałam się za brzuch, ale nic tam nie było. Żadnego zarodka, który byłby ukochanym dzieckiem i wyczekanym synem. – Więc jak mówiłam… -zamyśliła się Ino. – A tak! Mówią, że Sasuke wszystko zaplanował… że to on uwolnił Hinatę i to on był tym kimś w szacie i zabił dzieci. Tym samym obciął wszystkie więzi Hinaty i mógł ją mieć dla siebie – powiedziała i jakby sama się zdumiała. – Pomyślałabyś, że Sasuke kochał Hinatę? – spojrzała na mnie.
- Nie – odwarknęłam. To kuriozalna sytuacja, on kochał mnie! – Pierdolisz mi takie rzeczy będąc w jego posiadłości? – zakpiłam. Ona jedynie wzruszyła ramionami i poprawiła torebkę.
-To bez znaczenia, ten dom był tak samo twój jak i jego – odparła. – Pa! – krzyknęła i wyszła.”

Ten pocałunek, ten dotyk, ten zapach… To wszystko nie to. Dyszenie odbijało się od ścian, odgłosy budziły ten dom do życia. Jednak to nie było to. Ostatnie pchnięcie i spełnienie. Naruto opadł na mnie, widziałam nikły uśmiech na jego ustach.
-Jesteś boska Sakura-chan – szepnął czule, ucałował moją pierś – Prawdziwa bogini – zachwycał się moimi kształtami. A ja? Leżałam jak kłoda bez ruchu, bez spełnienia i bez przyjemności. Czemu się na to godzę? Czy naprawdę sprawiało mi to przyjemność?
Mruknęłam coś w odpowiedzi by myślał, że nie tylko ciałem jestem z nim. Wstał ze mnie i położył się na plecach widziałam jak morzył go sen. Westchnęłam.
-Myślisz o nim czasem? – wypaliłam bez zastanowienia. Usłyszałam, jak jego oddech staje się płytki.
-Przestań – warknął i odwrócił się do mnie plecami. – Idź na przód – rozkazał władczo – Ich już nie ma – czułam, że ostatnie zdanie wypowiedział bez najmniejszych emocji. Jakby śmierć własnego dziecka go nie obeszła, ale wiem że to nie prawda. Wstałam, potrzebowałam teraz orzeźwiającej kąpieli. Coś co zmyje ze mnie obrzydzenie do siebie samej. Niestety nienawiść, która we mnie się rodzi nie zniknie od zwykłej wody.

Z włosów kapała na stół kuchenny woda. Kap-Kap-kap. Raz po raz w tym samym, jednostajnym rytmie. Przechyliłam szklankę z wódką, paliło – jednak dawało ogromną ulgę. Czuła się jakby żyła w zawieszeniu, odebrano jej sens życia. Spoglądała na noże, zwykłe noże kuchenne. Gdyby tak niczym zwykła kobieta, matka, żona i kochanka poderżnąć sobie żyły? Może tam odnalazła by Saradę i Sasuke. Byli by szczęśliwi na tamtym świecie skoro tu nie mogą?
-Głupota – szepnęłam do siebie, potrząsnęłam delikatnie głową. – Gdzie jesteś Sasuke?  - zapytałam szeptem, niestety odpowiedziała mi cisza. – Ile razy mam zadawać to głupie pytanie… - szepnęłam a z oczu zaczęły spływać mi słone łzy.
-Sakura – usłyszałam ciepły szept przy uchu, a potem silne ramiona wzięły moje kruche ciało na ręce. – Nie płacz – te usta pocałowały ją w głowę, zaciągnęła się zapachem mężczyzny, jednak nie był to zapach Sasuke. Jeszcze mocniej zaczęła płakać, wręcz wpadała w histerię. – Jestem przy tobie, zawsze będę – mruknął Uzumaki kładąc mnie do łóżka. Te słowa miały być pokrzepieniem na moje rozerwane serce i skołatane nerwy, a tylko wzmocniły napad paniki. Zachlipałam tak żałośnie, że mogło by się wydawać, iż w łóżku leży siedmioletnia dziewczynka, a na kunoichi; najlepsza w swoim fachu. Blondyn delikatnie gładził moje plecy, raz po raz kładąc na nich pocałunki, a ja sztywniałam z każdą tą pieszczotą coraz bardziej.
-Dlaczego nie jesteś Sasuke-kun? – głuchy szept rozpaczy wydobył się z mojego suchego gardła. Uzumaki przełknął gorycz jaką poczuł w ustach na tę uwagę.
-Bo jestem od niego lepszy – szepnął i brutalnie wbił się w moje usta, jednak po chwili złagodniał. – Śpij kochanie – mruknął i położył się obok mnie. 
Zamknął drobne ciało różowowłosej w silnym uścisku, tak by mu się nie wyrwała, okrył ich kołdrą i czekał, czekał aż ona zaśnie w jego ramionach.

-Sakura – szept odbijał się w ciemności. –Sakura – raz słabł, a raz był mocniejszy. – Sakura  - milion razy wypowiedziane jej imię a za każdym jakby brzmiało zupełnie inaczej. Każdy raz jej imię przesycone było inną emocją, mimo wszystko najmocniejsze było błaganie. – Sakura! – krzyk, delikatnie stłumiony, mówca tracił cierpliwość. – Odzyskaj utracony dzień! Zburz ten mur, który ludzie z Wioski wokół Ciebie budują! – to było ostrzeżenie.”

**


Sakura przez sen poruszała się nie spokojnie. Naruto położył dłoń na jej ramieniu i delikatnie nią potrząsnął, zaspanym głosem odparł do niej:
-Nie bój się, Sakura-chan, on już więcej ci nic nie zrobi – i pocałował ją w skroń. Mimo, że kobieta było przepocona mu to nie przeszkadzało.
-Co? – zapytała sennie, ledwie otwierając powieki i ukazując coraz słabszy blask swych tęczówek.
-Sasuke, nic ci nie zrobi – szepnął delikatnie by ją pocieszyć i potrzymać na duchu. Jego niebieskie oczy obserwowały ją, każdą najmniejszą reakcję. – Cały czas mówiłaś jego imię przez sen… - nie dokończył swojej wypowiedzi.
-To musiał być koszmar – odparła przestraszona sama w to nie wierząc. „Ostrzeżenie” echem to słowo odbijało się w jej głowie. – Chodźmy spać – odparła, szybko zamknęła powieki. Wolała by Uzumaki nic nie zauważył.  Ale co znaczy „odzyskaj utracony dzień?” mruczała sennie pod nosem. – On by mnie nie skrzywdził – szepnęła sama do siebie.