czwartek, 28 lutego 2019

Rozdział 16


„Konkretny”

1.
Chociaż poprzednia noc nie należała do najprzyjemniejszych, ani przespanych to wstałam prawą nogą, a uśmiech nie schodził z moich ust. Nawet wspomnienie kręcenia się z boku na bok nie wpływało źle na moje samopoczucie. Szczerze powiedziawszy w ten upalny, sierpniowy dzień czułam się więcej niż znakomicie. Być może to zasługa też tego dziwnego „snu-wspomnienia”, a nawet jeśli nie to pal licho! Mnie to nie interesuje, nie warto psuć sobie wyśmienitego humoru. Poza tym wychodze dzisiaj, o dziwo, szybciej z pracy - czego oczywiście nie było w moich planach. Co jeszcze bardziej wprawiało mnie w zachwyt. Siedziałam zatem szybciej niż zwykle na stołówce i jadłam zupe rybną. Była miałka, ale za to lekka, dietetyczna. Tego obecnie potrzebowałam – lekkiego obiadu i spokoju, dużo spokoju. Dodatkowo uniknęłam spotkania z Karui, z kimś o nieokreślonych zamiarach względem mojej osoby. Od paru dni mam wrażenie, że chcę do mnie podejść, a ja kompletnie nie wiem o czym mogłabym z nią rozmawiać. Zwykłe „cześć” wydaje mi się niezręczne w tej patowej sytuacji. Jeśli rozmowa miałaby być o Chojim to wolę zjeść swoją zupę w toalecie lub w schowku na szczotki. Niecałe dwie godziny dzieliły mnie od wolnego popołudnia, odliczałam w głowie. Trzeba trzymać się tej myśli, tylko tej.  No może jeszcze wspomnienia Kiby ze śliną, która ciekła mu tego ranka z ust. Yamanakę tak to bawiło, że aż przybiegła bym przyszła „coś” zobaczyć. Ta kobieta nie ma serca, nawet jeśli sprawa idzie o jej drugą połowe. Nawet nie wiedziałam, że można spać z wywieszonym językiem. Na samą myśl zaczęłam się podśmiewywać. Mężczyzna za zmierzwionymi włosami na białej jedwabnej pościeli, obśliniony jak pies. To naprawdę mimo wszystko może być dobry dzień. Wyśpię się chyba w innym życiu, albo w trumnie. Jak każdy lekarz w tym kraju.
-Coś ty taka dzisiaj wesoła? – usłyszałam kobiecy głos, a następnie szuranie krzesła na prawie pustej stołówce. Karui przyglądała mi się badawczo swoimi złotymi oczami, wyglądała na niewyspaną, a sińce pod oczami odznaczały się nawet spod tej grubej warstwy korektora i pudru, jaki na siebie nałożyła. Natomiast jej brązowe włosy wystawały na boki z wymiętolonej kitki. Odetchnęłam głęboko. Jak to mówią? „Nie chwal dnia przez zachodem słońca”, co? Usadowiła się naprzeciwko mnie w swoim idealnie wyprasowanym i białym kitlu.
-Cześć, miło że się dosiadasz – powiedziałam, z uśmiechem na ustach, sarkastycznym tonem. Najwidoczniej jej to nie obeszło, gdyż wpatrywała się we mnie swoimi ślepiami. Nie jestem otwartą księgą, więc dopóki ust nie otworzy, nie wyda wyartykułowanego dźwięku – możemy jeść w milczeniu. Jej wzrok wywiercał mi dziurę w czaszce. Być może, ale tylko być może, to jedyny stolik, który nie stoi w trajektorii wiatru. Na pewno tak jest, reszte wypróbowała i ją przewiewa. Oby dobry humor mnie nie opuścił, tak samo jak pewność siebie.
-Cześć – mruknęła wymuszenie i zaczęła jeść swoją zieleń z talerza. W ogóle nie czuję się nie zręcznie, pomyślałam ironicznie. Sardoniczny uśmiech nie schodził mi zapewne z ust. Co za trefny obrót sytuacji. Słyszałam charkoczący oddech złotookiej. Czy ona właśnie skończyła biegać? Bardzo nieswojo się czułam. Zaczęłam dalej jeść zupę, nie chciałam wstać i odejść, bo być może o to jej chodziło. Z resztą nie wiem o co może chodzić tej kobiecie! Rozdygotałam się całkowicie, przecież nigdy nie pojmowałam logiki „pań”. Zawiść z naszej płci momentami, aż kipi. Bo zwykle tylko lekko wrze. – W końcu dobry humorek? – kolejne pytanie, to samo w innej formie. A moje trybiki w głowie tylko diagnozowały jej wypowiedź niczym pacjenta. Czy była szczera? A może jednak ironizowała? Dlaczego jestem taka naiwna w ludzką dobroć, a nie potrafię rozpoznawać na pierwszy rzut oka fałszu? Odpowiedź jest prosta: bo jestem naiwna bardziej niż dziecko!
-Wstałam prawą nogą po prostu – odparłam zdawkowo ze wrednym uśmieszkiem dodającym mi wewnętrznie animuszu. Im mniej mówię ludziom, tym lepiej się śpi. Nikt noża we mnie przecież wbić nie może. Przynajmniej nie tak głęboko jakby często się komuś chciało to zrobić. Znów cisza, niezręczna. A ja starałam się myśleć o tej pięknej pogodzie, która na mnie czeka i dwóch dniach wolnego. Będę spać, jak zabita! Oczyma wyobraźni widziałam swoje łóżko i wygniecioną pościel.
-Wydarzyło się ostatnio coś ciekawego u ciebie? – zapytała przyglądając się mi. Oczka Karui próbowały mnie świdrować. Wzruszyłam ramionami, wykręcając się pełną buzią zupy rybnej. Dodatkowo wepchnęłam do jamy ustnej mięso kraba by czasem nie odpowiedzieć. I żułam obcesowo, tak jak tylko potrafiłam. Czułam się jak krowa na pastwisku, niekulturalne zachowanie. – A masz może jakiegoś nowego chłopaka, czy kręcisz z tym przystojniakiem w drogiej furze? – zagadnęła, wpychając w usta chyba awokado. Fuj, tłuste to. Już sama nie pamiętam ile jej napomknęłam o Uchihie, być może ona nawet imienia nie pamięta. Rozejrzałam się po stołówce. Świeciła pustkami, a białe ściany mnie przytłaczały. Pani za kasą, jakaś kobieta z dzieckiem w drugim końcu Sali. I my we dwie, tłumy po prostu. Westchnęłam, nie podobał mi się tor zadawanych pytań.
-Drogie auto pamiętasz, a imienia nie? – zaśmiałam się, najszczerzej jak tylko potrafiłam chociaż kiepska ze mnie kłamczucha oraz aktorka. Zero talentu do gry. Zaraz zajdą mi chmury na błękitnym niebie i tyle będzie po moim samopoczuciu. Jednak konsternacja na twarzy Karui mówiła mi tak wiele, dała mi taką satysfakcję jakiej nie czułam. Dziwnie nieopisane uczucie mną ogarnęło. Sama nie wiem, jakie słowa mnie pogrążają, a jakie pogrążają tę wścibską panienkę. Wyczuwam intrygę, nawet będąc na tyle naiwną z sercem na dłoni.
-Wiesz – odparła zaczepnie bawiąc się swoim jedzeniem na talerzu, aż jej jarmuż czy inne zielsko z naczynia wypadło. Niech zje teraz te zarazki. – Zastanawiam się po prostu kto pomógł ci poprawić sytuację materialną – puściła do mnie oczko figlarnie. Tym razem to ja się pogubiłam. Sytuację mam jaką mam – jedyne polepszenie to przeprowadzka z akademika. A to jest poziom wyżej, jakby nie było. Ale niemniej nie aż taki by ktoś o tym rozmawiał. Potrząsnęłam delikatnie głową zmieszana. Jestem w takiej samej sytuacji, jak innie interniści czy lekarze stażyści. Wąchaj Haruno ten podstęp, no niuchaj go!
-Nie rozumiem o co ci chodzi Karui – wypaliłam bez namysłu. Od razu przeszły mnie ciarki i pożałowałam, iż nie ugryzłam się w język. Moja ciekawość okazała się silniejsza od rozsądku. Wścibstwo to nigdy nie jest dobry znak. Tym bardziej ruch na grząskim gruncie.
-Wynajęcie Uchihy za prawnika, drogo się bawisz – mruknęła z wyższością, jakby wyciągnęła asa z rękawa. Lekka ulga na mnie spłynęła mimo tych słów. Uświadomiłam sobie, że część naszych rozmów o tym przystojnym czarnowłosym wyparowała z jej żmijowatego umysłu. A druga sprawa to to, że człowiek nie zawsze pamięta przebieg rozmowy o sprawach nieistotnych, czy nawet tych ważnych. Nasze ulotne umysły bywają błogosławieństwem. Bo to, że coś było dla mnie priorytetem dwa miesiące temu wcale nie oznacza, iż obecnie też tak jest. Spojrzałam na swój lunch, a raczej puste naczynia, który zjadłam. Miałam pretekst by stąd się urwać.
-Nadal nie wiem o co ci chodzi – mruknęłam najspokojniej wstając i zabierając swoją tace. – Miłego dnia w pracy – dodałam na odchodnym. Mijając moją rozmówczynie i rodzinę, która weszła do pomieszczenia.
Wychodząc ze stołówki dotarła do mnie ważna rzecz, a mianowicie skąd Karui wie, że moim „prawnikiem” jest lub był Sasuke? Nie rozmawiałam o mojej patowej sytuacji z nikim w szpitalu.

2.
-Ino daj sobie spokój – mruknęłam, gdy ta wyciągała mnie z ciepłego oraz wygodnego mebla siłą. Ptaszki ćwierkały, słonko świeciło a życie toczyło się dalej, bez mojego udziału. Oby moje życie nabierało obecnie kształtu w łóżku z przyjemną pościelą. Ta szarpanina mnie za noge była nawet całkiem delikatnym sposobem, w końcu mogła na mnie wylać wodę i posypać mąką. Co brzmiałoby bardzo dowcipnie, gdyby nie to, że ta blond kobieta jest do tego zdolna. Ziewnęłam otwierając w końcu swoje szmaragdowe oczy, a promienie słoneczne wpadające do mojego pokoju raziły mnie w oczy. Małpa, odsłoniła okno. – Czego? – sapnęłam niewyraźnie w poduszke. Spojrzałam na blondynkę, która miała przewiązany czerwony strój kąpielowy na szyi. Jeansowe, kuse krótkie spodenki na pupie i biały top sięgający do pępka do tego. Już zaczynałam się bać jej pomysłu. Ino stała nade mną z założonymi rękami na biodrach. Przetarłam swoje oko niczym niemowlę pięścią.
-Już Sakura! – mruknęła zgorszona moją bierną postawą. Tupała nogą zniecierpliwiona. –Wstawaj, czas nagli – pośpieszała mnie coraz bardziej zirytowana. Najzabawniejsza była jej mina naburmuszonego dziecka. Nie wiedziałam, że taka chuda kobieta może tak wydąć policzki. Drugą sprawą jest to, że nie powiedziała ani słowa o co chodzi, tylko wtargnęła niczym dzikie zwierzę do pokoju i zaczęła szarpać mnie za noge. Czasami nie wiem, czy ona posiada wszystkie klepki w głowie. Chaos w jej czaszce bywa zatrważający.
-Powiedz o co chodzi – mruknęłam niewyraźnie, wysilając swoje struny głosowe – a także powiedz, która jest godzina – ziewnęłam przeciągle. Moje ciało błagało wręcz bym się przeciągnęła. Umysł natomiast chciał przykryć się szczelniej kołdrą i tak właśnie postąpiłam układając się w pozycję embrionalną.
-Dochodzi szósta rano, jedziemy na odkryty basen – krzyknęła radośnie, zbyt głośno, piskliwie i przede wszystkim przeraźliwie entuzjastycznie. Aż przymknęłam przez ten pisk oczy, a w uszach zahuczało. Wariatka przyszła mnie katować swoim optymizmem.
-Bosko, stara – powiedziałam w poduszkę bez emocji – miłej zabawy życzę – i odwróciłam się do niej plecami, błagając o to by znów wpaść w objęcia Morfeusza.

3.
Zadziwiające jest to, jak bardzo jestem asertywną osobą. Trzymanie się swojego to moje drugie ja, po prostu. Zwłaszcza obecnie - leżąc nad tym cholernym basenem, który okazał się nie być wcale publicznym. Tak, myślałam że Ino Yamanaka pójdzie na publiczny basen. Według niej – niehigieniczny, pełen ludzi i bakterii. Głupia ja, mogłam przewidzieć, że to nie taka prosta sprawa. Fakt, wyleguje się nad tym cholernym odkrytym basenem, ale należy on do rodziny Inuzuka. Przy okazji 500 metrów w dół jest małe jeziorko, bardzo urokliwa okolica. Teren leży w cichym i spokojnym miejscu, z dala od ciekawskich spojrzeń oraz zgiełku miasta. Słychać delikatny szum wody, głośne ćwierkanie przeróżnych ptaków oraz szelest liści. Bardzo uspokajające miejsce. Dom, który wybudowali dawno temu rodzice Kiby nosi miano „letniego”, jak dla mnie można tu śmiało mieszkać całe życie. Piękny, z ciemnych bali z wielkimi oknami. Odnowiony na styl rustykalny, niczym nie przypomina japońskiej kultury w swym budownictwie. Zakochałam się w jego wnętrzu, ogrodzie, okolicy – po prostu dom moich marzeń. A dlaczego Ino budziła mnie o szóstej rano? Otóż odpowiedź jest prosta i kuriozalna - jechało się tutaj ponad dwie godziny. Tak, ku mojej uciesze blondynka zebrała całą zgraje. Nasi zakochani – Ino i Kiba, a także Naruto, Konohamaru oraz ku mojemu cierpieniu Kurotsuchi. Szczerze powiedziawszy mam problem, z kim ona tutaj tak naprawdę jest. Raz flirtuje z Uzumakim, a raz z młodym Konohamaru, zabawnym brunetem. Całe szczęście jest tu Temari i znudzony, jak mops Shikamaru. Blondynka o zielonych, twardych oczach jest osobą, z którą od razu złapałam nić porozumienia. Mówi szczerze, nie owija w bawełnę i jak się dowiedziałam, jest o trzy lata starsza od swojego narzeczonego. Planują kameralny ślub. Ciekawe co to dla nich znaczy. Z resztą patrząc na ich relacje – od razu wiadomo kto tu rządzi. Bezpardonowo Temari, a jej znudzony narzeczony we wszystkim jej przytakuje. Wystawiłam twarz do słońca, które pomału zaczynało palić moje ciało, jasna karnacja jest zmorą przy tego typu wypadach. Cichy głosik nadziei podsuwał mi myśl o obecności tutaj Sasuke, przecież trzyma się z tymi ludźmi. Zna ich dłużej od mnie. Jednak jadąc autem z przyjaciółką oraz roześmianym blondynem Naruto, nikt nie wspomniał słowem o Uchihie. Gdzieś w środku mnie zakuła jego nieobecność. Sama nie wiem czy mu wybaczyłam, ale na pewno zaczynam ponownie łaknąć jego obecności. Chytrze, tylko dla siebie. Chociaż namiętne chwile mieszają się w mojej głowie z tymi przykrymi, moje ciało podjęło już za mnie decyzję. Zrobiłam to raz, mogę zrobić drugi. Bliskość cielesna każdemu z nas jest potrzebna, to nic złego. A Sasuke jest mi bliski, był moim pierwszym i jedynym. Zagryzłam wargę na samo wspomnienie jego gorących pocałunków, którymi lubił schodzić w dół. Właśnie bluźnie myślami, a obok mnie leżą niczego nieświadomi ludzie. Jestem zbereźna do granic możliwości a to wszystko wina Uchihy!
-Sakura odwróć się na brzuch – doszedł do mnie rozbawiony kobiecy głos. Otworzyłam leniwie jedno oko, a promienie słoneczne od razu podrażniły moją spojówke. Starałam się przekazać nieme pytanie „dlaczego?”. – Zaczynasz być czerwoną skwarką – zaśmiała się Ino i wskazała głową na mój brzuch. Skrzywiłam się nieznacznie. Był zaczerwieniony, czułam suchość w ustach, a do tego wszystkiego zaczynała bolec mnie głowa. Ręka Yamanaki niebezpiecznie przybliżała się do mojego ciała, a ja odruchowo się skurczyłam. To był wielki błąd! Skóra zaczęła mnie jeszcze mocniej piec. Przeklęłam siarczyście od nosem.
-Słodko się przysnęło? – usłyszałam głos Kiby, który wznosił do góry swoją szklankę do góry w geście toastu. Miał lisi uśmiech na ustach, który w moim odczuciu był dwulicowy. Wzięłam głęboki wdech na uspokojenie. Odwróciłam głowę w stronę pary, która leżała obok mnie, ale ich już tutaj nie było. Jedyną oznaką ich obecności w tym miejscy były zmięte ręczniki, które leżały na leżakach.
-Nawet nie dotykaj – mruknęłam wytrącona z równowagi. Wstałam i spokojnym krokiem ruszyłam do domku Inuzuki. Wiedziałam co się wydarzyło, nie zamierzałam zadawać bezsensownych pytań. Przysnęło mi się, nie wiem na ile, ale nie to było ważne. Zachowałam się zbyt lekkomyślnie, ale zmęczenie dało o sobie znać.
-Leki są w szufladzie nad zlewem – doszedł mnie przytłumiony głos brązowowłosego Kiby. Nie odwracałam się w ich stronę.

W kuchni wzięłam dwie przeciwbólowe tabletki, licząc iż szybko mienie mi ten pulsujący ból w skroniach. Kolejnym punktem był prysznic. Zimna woda była kojąca, a moje ciało przeszyła gęsia skórką. Było to bardzo kojące dla mnie, odetchnęłam z ulgą. Wychodząc z łazienki od razu skierowałam się do swojej walizki. Nie pamiętam co wpakowałam, był to w takim pośpiechu, że leciało tam wszystko co wpadło mi w rękę. Oprócz leków, ich nie zabrałam. Jak to się mówi „szewc bez butów chodzi”. Jednak liczyłam, że wpakowałam balsam do ciała. Nadzieja matką głupich. Usiadłam na podłodze, a głowę oparłam o łóżko. Rozejrzałam się po pokoju z lekkim ukłuciem zazdrości. Pokój godzinny letniego domku był większy niż ten mój na „życie”. Chociaż za bardzo dekoratora lub rodziców Kiby poniosła wyobraźnia – ciężki Machoń, wielkie łóżku z jeszcze większą ramą gryzły się z resztą wystroju domu. Jednak łazienka była całkiem przyjemnie urządzona. Jednak ku mojemu niezadowoleniu dzieliłam ją z moją przyjaciółką, więc używanie wanny odpada. Wiem, że oboje lubią wprowadzać się w niej w stan… Nieważne, potrząsnęłam głową by o tym nie myśleć. Nie mój interes. Pokój mnie przytłaczał, ale białe wstawki takie jak dywanik, świeczki, pościel dodawały lekkości. Coś mi mówi, że jest to sypialnia w sezonie państwa domu. Niby od kilku lat tu nie przyjeżdżają, a miejsce to raczej użytkują ich dzieci to czuję się niekomfortowo. To pewnego rodzaju zakłócanie feng shui. Westchnęłam, wracając do balsamu do ciała – podebrałam go Yamanace, nawet się nie zorientuje. Złapałam czarny jednoczęściowy strój kąpielowy i go na siebie założyłam. Trzeba chronić brzuch i jego delikatną skórę. Przynajmniej przestało już piec, mam wrażenie że to zasługa drogiego kosmetyku. Tabletki również już działają. Ku mojej uciesze i po dwóch godzinach samej ze sobą oraz swoimi myślami, mogę wyjść do ludzi. Być może w międzyczasie w nieszczęśliwym wypadku utopiła się Kurotsuchi. To na pewno poprawiło by mi mój humor.

4.
-Sakura! – rozniósł się dźwięczny kobiecy głos po korytarzu domku. A następnie do moich uszu doszedł dźwięk kroków. Szybko wrzuciłam ciuchy walające się na podłodze do torby, narzuciłam kapę i wstałam. Otrzepałam nogi z niewidzialnego kurzu i innych niechcianych mikroelementów.
-Tutaj Ino! – odkrzyknęłam wychodząc z pokoju i kierując się do kuchni. Blondynka w swoim skąpym, fioletowym bikini wyglądała niczym gwiazdeczka filmów dla dorosłych, jednak ta uszczypliwa uwaga nie odbiera jej gracji ani dumy. Brzuch ma tak wyćwiczony, iż nie jedna kobieta zjadłaby ją wzrokiem z zazdrości. Wcale się nie dziwie Kibie, że nie ma ochoty wypuszczać jej z łóżka.
-Chodź Sakura! – krzyknęła, zupełnie niepotrzebnie gdyż stoję obok niej, a jej iskry w oczach aż strzelały – Kiba mówi, że to najlepsza godzina na kąpiel w jeziorze, woda ponoć jest cudowna – złapała mnie za rękę i wybiegliśmy z domu potykając się o własne nogi. Biegnąc te pół kilometra dochodziły do mnie roześmiane głosy i chlust wody. Ino puściła moją rękę i od razu wbiegła na pomost by skoczyć do wody. Rozprysk był tak duży, że wszyscy roześmiali się jak na rozkaz.  Spojrzałam na brzeg, na którym siedział Shikamaru, a woda obmywała jego smukłe ciało. Czarna, krótkowłosa kobieta, za którą swoją drogą nie przepadam, smoliła cholewki w stronę… no właśnie! Na linii jej wzroku był Naruto i Konohamaru, więc niech każdy przypiszę sobie sam odpowiedniego mężczyznę do zakończenia zdania. Temari chlapała się właśnie wodą z Ino, obydwie błyszczały roześmiane. Były piękne, nawet ja to dostrzegałam. Ich pewność siebie była w stanie przyćmić każdą ich przyware. A Kiba kiwał komuś by ten wskoczył do wody, ale jeśli to nie był gest do mnie, to do kogo? Przecież wszyscy tu są…

5.
Widziałem ją kątem oka, jak przygląda się biegnącej blondynce. Nie powiem w tym biegu uwydatniły się walory jej figury, jednak te kształty były na mój gust zbyt obfite. Bardziej interesowała mnie ona – różowo włosa kobieta. Była w jednoczęściowym czarnym stroju z mocnym wycięciem na plecach, co oczywiście nie umknęło mojej orlej spostrzegawczości.  Włosy miała spięte w luźny koński ogon, zagryzała wargę tak ponętnie, iż miałem ochotę dotknąć jej kciukiem. Działało to na mnie. W tym momencie przestałem żałować, że przyjechałem. A tak było na początku, gdy jej nie spostrzegłem w tym miejscu. Miałem wrażenie, że straciłem czas na zabawę z ludźmi, z którymi nie do końca miałem ochotę obecnie być. Ale ten widok oddalił wszystkie moje obawy oraz lęki. Spojrzałem na Kibę, który kiwał do mnie znacząco ręką. Ruszyłem nieśpiesznym krokiem, tak by mogła mnie zauważyć. Czułem na plecach jej palący wzrok z niemym pytaniem na ustach. Moja obecność ją ruszyła. Był to dla mnie najlepszy znak. Odpowiedziałem na pytanie Inuzuki i zaśmiałem się gardłowo. Dawałem jej czas na obserwację i przemyślenia, nadal ją ignorując. Przychodziło mi to z wielkim trudem, bo miałem ochotę wziąć ją w ramiona. Wskoczyłem do wody na główkę, co nie spodobało się mojemu znajomemu. Zaczął narzekać, dowcipkować, a ja tylko kręciłem przecząco głową. Skąd mógł wiedzieć, że prowadzę wyrafinowaną grę, z nią - Myszką zapędzoną w kozi róg.
-Sasuke, cóż za gracja – doszedł do moich uszu gardłowy kobiecy głos. Kurotsuchi była dość frywolną kobietą i lekkich obyczajach, przynajmniej według mnie. Co chwilę próbują usidlić kogoś z dobrym statusem majątkowym, kto mógłby zapewnić jej dostatnie życie. Dla mnie jest kolejną pijawką, a jeśli znajdzie takiego durnia – to następnie być może będzie moją klientką zasilającą konto kancelarii. Przeczesałem dłonią swoje mokre włosy, zbywając milczeniem ten bezużyteczny komentarz.

6.
Gdy stał na pomoście widziałam jego wąskie biodra oraz umięśnione szerokie plecy. Widoczny był każdy mięsień. Jego postura przyciągała wzrok, a pewność siebie onieśmielała. Gdy do mojego umysłu doszło, że niegdyś drapałam, wbijałam w nie paznokcie… Jęczałam w jego mocną szyję przechodzą mnie ciarki. Te myśli, a raczej wspomnienia są intensywniejsze niż sądziłam. A dotyk jego dłoni wręcz czuje na swoich biodrach. Delikatne westchnięcie wydobyło się z moich płuc, a policzki mnie paliły. Widziałam jak odpowiada coś Kibie i śmieje się niewymuszenie, zdałam sobie sprawę że miał posągową urodę. I działał jak magnes na kobiety w swoim otoczeniu. Najlepszym tego potwierdzeniem była śliniąca się do niego czarna zołza. Wstrzymywałam w sobie niewybredne komentarze pod jej adresem. Jednak gdy Uchiha przeszedł obok niej obojętnie, a na jej ustach pojawił się grymas porażki odczułam wielką ulgą. Pognałam do wody mijając go. Zero słowa przywitania, jedynie delikatny uśmiech z mojej strony. Ino kiwała do mnie bym dołączyła jak najszybciej, gdyż zaczęły się rozgrywki przeciągania liny w wodzie. Kiba co do jednej rzeczy miał rację – woda była idealna. Przejrzysta, turkusowa wręcz i ciepła. Zabawa trwała w najlepsze. Nasz śmiech uciszył doszczętnie świergot wszelkiego leśnego ptactwa. Zachowywaliśmy się niczym dzieci, które nie słuchają rodziców, gdy ci im mówią, że to czas na wyjście z wody. Wargi z biegiem czasu co poniektórym zsiniały, a ciała zaczęły drżeć. Aż ktoś mądry w końcu krzyknął, że czas się zbierać, bo dochodziła już dziewiąta wieczorem. Mimo mojej początkowej niechęci – bawiłam się świetnie tego dnia. Co do Sasuke – odczuwałam jego obecność, ale byliśmy gdzie obok siebie cały czas, a nie ze sobą. Resztkami sił utrzymuję wybudowany przez siebie mur, ale on cały czas nabiera nowych rys i pęknięć. Ile wytrzyma? Nie wiem, staram się o tym nie myśleć.

7.
-Sakura, ubierz strój i chodź.
Byłam na tyle nieprzytomna oraz niespodziewanie wyrwana ze snu, że zrobiłam o co mnie poproszono mechaniczne. Jakby to był rozkaz, od którego zależała moja przyszłość. Spojrzałam na zegarek, ubierając ponownie swój czarny strój, wybijała godzina czwarta nad ranem. Ziewnęłam przeciągając się, a na siebie zarzuciłam dodatkowo czarny dres. Miałam ochotę wpełznąć pod ciepłą, satynową pościel. Mój otępiały mózg nawet nie zarejestrował kto mnie wyrwał nikczemnie ze snu. Ale tak jak szybko ten ktoś wszedł i mnie obudził, równie chyżo wyszedł z bezgłośnie mojego pokoju. Oczy mi łzawiły od ciągłego ziewania, aż w końcu widziałam tylko zarys kontur co poniektórych mebli w ciemności. Założyłam japonki na stopy i wyszłam powolnym krokiem z pokoju. Nawet nie wiem jakim cudem się przebudziłam, nim wróciła mi percepcja myślowa już się ubierałam. Wstrząsnęłam głową by się ocucić, jednak to nie dawało żadnych rezultatów.
-Dlaczego miałam ubrać strój? – mruknęłam zaspana wchodząc do kuchni, ale ku mojemu zdziwieniu nie zastałam tam nikogo. Byłam pewna, że Ino robi sobie ze mnie niewybredne żarty. Naszła ją w końcu chęć na coś innego niż bliskość z Inuzuką, a na cel wybrała sobie niestety znów mnie. Rozejrzałam się ponownie po kuchni – nic, korytarz – pusto. – Halo! – krzyknęłam w eter już wytrącona z równowagi, chodziłam od pomieszczenia do pomieszczenia człapiąc nogami. Gdyby Ino zrobiła mi takie perfidne świństwo – nie wybaczyłabym. Bardzo okrutny żart nawet jak na nią.
-Ciszej, Sakura. Chodź.
Posłuszna Sakura ruszyła do wyjścia z domku letniskowego, skąd dochodził głos. Mój umysł nadal był lekko za mgłą i nie mogłam zidentyfikować żartownisia. Dam sobie jednak rękę uciąć, iż jest to Yamanaka. To w jej stylu, oraz Kiby. Wychodząc z domku od razu zauważyłam światło latarki. Przełknęłam ślinkę  sparaliżowana widokiem – nie tego się spodziewałam. Przede mną stał pewny siebie Sasuke w kąpielówkach i narzuconą na goły tors bluzą z kapturem, która była rozpięta. Jestem w szoku, iż udało mi się to dostrzec w tych egipskich ciemnościach. Czułam, jak moje nogi zaczynają drżeć, a letni wietrzyk okala moje ciało. Miałam wymówkę na swoją gęsią skórkę. Gdy zeszłam z ostatniego schodka on złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić ścieżką w dół lasu. Milczał.
-Po co idziemy? Dlaczego kazałeś mi wstać? Czego chcesz? Co to nie miły żart?– zasypywałam Sasuke gradem pytań, ale wszystkie zostały bez odpowiedzi. Złościło mnie to, a w mojej głowie zaczynał robić się chaos. Chciałam wyrwać rękę z jego uścisku, jednak on tylko mocniej ścisnął moją dłoń bym jej nie wyrwała. Szliśmy w milczeniu, a każdy kolejny metr stawał się każdą kolejną torturą ciszy i bezgłosu z jego strony. Do moich uszu dochodził lekki szelest liści, gdzieś w tle słychać było wodę oraz pohukiwanie sowy. Pod naszymi stopami chrzęściła leśna ściółka, która tworzyła wydeptany szlak do naszego celu. Spojrzałam w górę. Niebo było prawie bezchmurne, tylko kilka maleńkich bezczelnych chmurek zakrywało księżyc. Chyba jest pełnia, przemknęło w moich myślach. Spojrzałam na tył głowy Uchihy, jego włosy były w nieładzie. Wyglądało na to, że ledwo wstał i od razu poszedł mnie obudzić. Chociaż wiedziałam, że świdrowanie wzrokiem nie pomoże mi odczytać jego myśli ani intencji, błagałam o jakikolwiek znak.
Doszliśmy do jeziora, którego tafla wody była spokojna – niczym niezmącona. Spojrzałam na Sasuke, właśnie zrzucił z siebie bluzę. Zagryzłam wargę, gdy obserwowałam jego spokojne i pewne siebie ruchy. Stanął na pomoście, a jego usta wypowiedziały moje imię. Niewiele myśląc zrzuciłam z siebie dres i ruszyłam do wody. Nim zamoczyłam się do pasa usłyszałam plusk wody, zaśmiałam się perliście. Płynął w moją stronę, więc i ja uczyniłam ten delikatny krok ku niemu. Pociągnął mnie za dłoń byśmy oboje mogli oprzeć się ramionami o pomost. Milczeliśmy, a chłodna woda ostudzała jeszcze bardziej nasze zapędy. Spoglądałam w jego oczy, z których nie mogłam nic wyczytać. Jednak nie zamierzałam się odezwać pierwsza. To on mnie obudził, to on mnie tu przyprowadził, to on czegoś chce. Niech będzie mężczyzną, kiedy ma nim być. Niech będzie delikatny, kiedy druga strona tego wymaga. Nigdy na odwrót. Serce mówiło „wysłuchaj, nie oceniaj” i ma racje. Każdy z nas popełnia błędy, ale jeśli powtórzy się ta omyłka dwukrotnie – to znaczy, że było to zamierzone działanie. Muszę się tego trzymać, to moja ostatnia deska ratunku. Poszłam przecież w paszcze lwa, a obecnie patrzę się temu osobnikowi alfa wyzywająco w oczy. Czy to oznacza, że jestem na tyle głupia i nierozważna? Poczułam jego zadziwiająco ciepłą dłoń na plecach, była zdumiewająco nisko. Nawet nie zauważyłam kiedy się do mnie zbliżył na tak niebezpieczną odległość. Czy sprowadził mnie tutaj tylko dla seksu? Biłam się ze swoimi myślami. Onyksowe oczy Sasuke nic kompletnie nie zdradzały. Jego zamiary były mi nieznane, obce. Przełknęłam ślinę, a po moim ciele rozlewała się fala gorąca. Księżyc wyszedł zza chmur i odbitym światłem słońca oświecał nasze twarze. Miał on mocno zarysowaną linie żuchwy, usta ściśnięte w linie a oczy bacznie mnie lustrowały tak jak ja go. Poczułam suchość w ustach, a serce waliło mi jak szalone. Odsunęłam się delikatnie z gracją od niego. Ta bliskość nie działała na nas dobrze, to był najnormalniejszy zwierzęcy pociąg.
-Sakura – mruknął chrapliwie, gdy uczyniłam ten subtelny gest. Czułam całą sobą, że nie spodobał mi się ten mały, z pozoru nic nieznaczący znak. Przyglądałam się mu w milczeniu, ignorując wszelkie walory tej sytuacji. Była romantyczna, w pięknym miejscu, więc czego chcieć więcej od mężczyzny? Ja czegoś chciałam, ale nie umiem tego opisać. Serce waliło mi arytmicznie w piersi, tak jakby ostrzegając przed niebezpieczeństwem. Tu-dum, tu-dum, tu-dum. Krew zaczęła krążyć dużo szybciej, a oddech stał się płytki i nierówny.  Powiedz coś w reszcie Sasuke! Krzyczało moje serce bezgłośnie w swej żałości. Pomału woda robiła się nieznośnie zimna, ale nie to mnie teraz interesowało. Wzięłam głęboki wdech, neutralizując jakikolwiek zapach, który dostał się do moich nozdrzy a stamtąd by został przesłany przez receptory. – Nie umiem już się trzymać z dala od ciebie – przerwał cisze chrapliwym głosem. Znów się przysunął, a ja odsunęłam. Cień złości przebiegł na jego twarzy. Rozpoczęliśmy ludzki taniec godowy nieszczęśliwych serc. Chociaż jego wyznanie w pewien sposób było dla mnie ukojeniem nadal uważałam, że to za mało. – Nie wyobrażam sobie byś miała mnie tak unikać – wyciągnął rękę w moją stronę i zaczesał niesforny kosmyk włosów za ucho. Gdy myślałam, że weźmie rękę powrotem on położył ją na moim karku, po czym energicznie przysunął mnie do siebie niczym szmacianą lalkę. Coś we mnie zapłonęło, poczułam rozlewające się gorąco. Moje dłonie przylgnęły do jego skóry na torsie, a ona wręcz mnie paliła. Sasuke Uchiha był dla mnie całym sobą jak afrodyzjak z najwyższej półki. I najdroższej zarazem. To właśnie ta cena porzucenia własnej godności oraz własnego ja mnie odstraszała tak długo i skutecznie. Ale czy jego mogę z tym walczyć? Co jeśli nie spróbuję i wycofam się od razu? Będę pluć sobie w brodę. A jeśli spróbuję i będę żałować? Zawsze mogę odejść, ponownie. To mogę znieść, ta cena jest warta próby. Chyba… - Nie wyobrażam sobie by ktoś inny mógł cię mieć – szepnął wprost do mojego ucha. Jego oddech palił skórę, burzył mur wokół mnie. Myślałam, że wybudowałam całkiem solidną linie oporu. Wystarczyło muśnięcie, delikatny dotyk i trach! Wstrzymałam oddech. Pytaniem również było – czy ja wyobrażam sobie by ktoś inny mógł mnie posiąść. Obecnie nie, ale jakbym się wyleczyła całkowicie z niego? Nie jestem w stanie temu zaprzeczyć. – Nie walcz z tym – musnął niespodziewanie moje usta, a ja zapłonęłam natychmiast. Oczy rozszerzyły mi się do granic możliwości. Jego dłonie bez pozwolenia owijały mnie niczym węże w swym żelaznym uścisku. Czułam jak jedną ręką trzyma moje plecy, a druga zniża się po brzuchu. Przełknęłam śline, a subtelne westchnięcie wydobyło się z moich ust. Mu tylko to wystarczyło by poprzeć swoją teorię. – Widzisz – szeptał w moje usta. – Sama tego pragniesz – mruknął i wbił się w nie zapalczywie, agresywnie wręcz. Gdy chwila szoku minęła oddałam pocałunek, lecz z nieco mniejszą żarliwością niż on. Jego palce zaczęły wdzierać się do mojego wnętrza, a ja zajęczałam cichutko w jego usta. Zamruczał zadowolony, jakby osiągnął zamierzony cel. Całował i rozpalał, a ja z każdą sekundą oddawałam mu kolejny kawałek siebie. Pragnęłam tego. W pewien sposób mnie to uspokajało, mogłam odreagować całe napięcie. Niewinny seks to nie grzech, wmawiałam sobie. Starałam się uwierzyć we własne kłamstwa, a zwykłej potrzebie bliskości z mężczyzną. Ale prawda była zupełnie inna – ja potrzebowałam bliskości, ale z tym k o n k r e t n y m mężczyzną. Czułam w końcu ten upragnione dreszcz ekscytacji, pragnienia i namiętności w jednym. Jęknęłam głośniej, a mój głos rozniósł się po tafli wody. Palce Sasuke napierały na mnie coraz agresywniej, czułam że czeka aż dojdę – a ja byłam blisko. Wpiłam się w jego usta, a nasze języki rozpoczęły wspólny taniec. W końcu moje dłonie mogły poczuć jego umięśnione ciało – plecy, barki, ramiona. To wszystko doprowadzało mnie do obłędu i granic możliwości. Czułam jego męski zapach – lekka woń piżmu, sosny oraz czegoś nieopisanego. Przygryzłam jego wargę i szarpnęłam za włosy, gdy poczułam że ten wyczekiwany moment nadchodzi. Usłyszałam jego warknięcie tuż przy swoim uchu a następnie lekkie ukłucie w uchu, które stanowczo za mocno przygryzł.
-Sasuke… - wyrwał się błagalny jęk z mojej piersi, a ja poczułam w jakimś stopniu spełnienie. Nie jest to to samo uczucie, gdy oddaje się mu w stu procentach, ale jako zamiennik mogę uznać te formę rekompensaty.
-Czujesz?
Uchiha wyciągnął ze mnie palce, a następnie przysunął mocniej podciągając moje uda na swoje biodro. Czułam. Czułam go całą sobą – twardego i nabrzmiałego. Przygryzłam lekko napuchniętą wargę od jego pocałunków. Czy to koniec nocnej zabawy? Widziałam błysk w jego czarnych oczach. Uświadomiłam sobie, że moje ciało nie odczuwa chłodu. Byliśmy tak rozgrzani, iż temperatura wokół nas wrzała.
-Chodź Sakura – mruknął w moje ucha, gładząc moje pośladki – nie zamierzam spędzać pierwszej nocy po rozstaniu tutaj – mruknął chrapliwym głosem liżąc delikatnie płatek mojego ucha. Przełknęłam ślinę, a w moim wnętrzu rozpalił się jeszcze większy płomień.

8.
Słyszałem jej rytmiczny oddech oraz bijące ciepło z jej ciała. Leżeliśmy w pokoju, który odstąpił Sakurze Inuzuka. Zupełnie nie w moim stylu, jednakże to mnie w ogóle nie interesowało. Najważniejsza była ona, na mnie, tutaj. Przetarłem swoje czoło dłonią. Nie chciałem się zbytnio ruszać by nie wybudzić jej z tego delikatnego snu. Czułem ten ciepły, wilgotny oddech na swojej szyi, a jej sterczące sutki stykały się z moim torsem. Miałem ochotę na więcej, więcej i więcej. Jednak nie chciałem jej spłoszyć – dała mi o wiele więcej niż oczekiwałem. Dużo więcej. Uśmiechnąłem się do siebie pod nosem. Niezbyt interesowało mnie czy ktokolwiek tutaj nas usłyszał, a nawet jeśli to dobrze. Niech wiedzą czyja ona jest. Czyj jestem ja. Gładziłem plecy Sakury, nie mogłem zasnąć. Cały czas obawiałem się, że ta noc to tylko piękny sen, a po wybudzeniu może mi prysnąć niczym bańka mydlana. Jej ciepło koiło moje ciało oraz duszę. Nie pamiętam kiedy ostatnio czułem się tak zrelaksowany. Nie mogłem dać jej teraz odejść. Była zbyt cennym skarbem, o który za każdym razem będzie trzeba ostrzej walczyć. Wiedziałem to zbyt dobrze. Potrzebowałem planu by ją do siebie przywiązać już na zawsze.



__________________
Witam! Jest i kolejny rozdział, jakoś po grudzie ale idzie. Za literówki nawet nie przepraszam, bo klasycznie sporo ich. Postaram się dodać w marcu dwa rozdziału to chyba będzie tyle. Koniec? Być może, na razie nie przewiduje innych opowiadań :) to i tak baaaaardzo długo ciągnę. 
Buziaki!!!

poniedziałek, 18 lutego 2019

Rozdział 15


„Coś kosztem czegoś”

1.
Spojrzałam szybko na zegarek. Czwartek, przed godziną czwartą popołudniu. Wzięłam głęboki, świszczący wdech, a wilgotne powietrze podrażniło moje nozdrza. Zapach spalin był zbyt wyrazisty, aż zakręciło mi się w głowie. Wilgoć i spaliny, wyjątkowa mieszanka. Stałam tępo przed kawiarnią, zjawiłam się kilkanaście minut przed czasem. Mogłam spokojnie wejść, zamówić herbatę czy cokolwiek innego, ale jednak coś mnie powstrzymywało. Czułam jakby moje nogi zostały zamurowane, zupełnie inne uczucie niż ociężałość. Nie byłam w stanie tego opisać. Nieruchliwe oraz słabe, niemożliwością było je podnieść i ruszyć trzy kroki do wejścia. Zatem teraz wiem, jak działa umysł przerażonego, zapędzonego w róg, człowieka. Tak, zdecydowanie. Prawda wyglądała nieco inaczej niż moja wyobraźnia tego co właśnie doświadczałam. W gruncie rzeczy to stąpałam z nogi na nogę niczym opętane lub zranione zwierzę. Co się dzieję w mojej podświadomości? Nie wiem. Wzięłam kolejny głęboki haust powietrza w płuca, zacisnęłam ręce w pięści, aż paznokcie wbijały mi się w skórę. Do przodu!

Rozniosło się drażniące skrzypienie drzwi, następnie brzęczenie dzwonka, które oznajmiło nadejście kolejnego klienta, co spowodowała, iż baristka szeroko się do mnie uśmiechnęła. Kiwnęłam jej niezręcznie, a nawet mało kulturalnie, głową na przywitanie i zajęłam pierwszy wolny dwuosobowy stolik. Zdjęłam skórzaną kurtkę, bez patrzenia w kartę zamówiłam zieloną herbate i tępo spoglądałam w czarny wyświetlacz telefonu. Sasuke nie lubi się spóźniać, ale także nie przychodzi wcześniej. Jest idealny w każdym calu, po prostu. Perfekcyjne wyczucie czasu, stylu, gustu oraz manier – kpiłam sobie w geście dodania animuszu. Czułam się dziwnie: niepewnie z nutą przerażenia, ale gdzieś w środku tliła się iskra radości i podekscytowania na niezobowiązujące spotkanie. Nawet zaczęłam myśleć dlaczego nie dałam mu szansy? Zapomniałam o czymś ważnym, a w głowie miałam potworną pustke. Byłam zbyt przerażona, narwana czy mam wyidealizowany światopogląd? Prawda jest taka, że sms Sasuke mnie zdziwił. Liczyłam na natychmiastowe spotkanie, a tymczasem czekałam na nie prawie pięć dni. Być może jego zauroczenie zmieniło się w niechęć, a pomoc to łaska dla biednej dziewuchy. Zagryzłam wargę, spojrzałam na przyniesioną zieloną herbatę, która miała zbyt intensywny kolor. W idealnej porcelanowej filiżance, para unosiła się wprost do mych nozdrzy. Jednak nie zachęcała mnie do picia. Dzień również nie należał do najcieplejszych, ale był cholernie parny. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, właśnie zmieniła się godzina na 16:00, a jego ciągle nie ma. Przez myśl przebiegła i odbijała się echem niemiła myśl „Wystawił cię”. W końcu to się zdarzyło, prosiłam się o to i jest. Nie miałam odwagi do niego zadzwonić, bo tak naprawdę co mogłabym powiedzieć? Zgrywanie idiotki przed Uchihą to upadek mojego honoru, który już teraz cierpi katusze. O ile posiadam jeszcze jakikolwiek „honor”. Sardoniczny uśmiech wkradł się na moje usta, a w sercu mnie dziwnie i nagle zakuło. Uczucia są nieznane nawet nam samym, zbyt często je ukrywamy także sami przed sobą. A co jeśli ja cały czas to robię. Z letargu wyrwał mnie dochodzący do mych uszu dźwięk przychodzącej wiadomości. Drżącą ręką sięgnęłam po telefon, jednak wiedziałam co tam zastanę. Prawdopodobnie w mojej sytuacji każda kobieta by to podejrzewała. Raptownie zachciałam taksować całą kawiarnię wzrokiem pomimo tego, że jej wystrój wcale mnie nie zainteresował gdy tu weszłam. Nie zaintrygował mnie nawet teraz, po prostu uciekałam wzrokiem i świadomością przez sprawdzaniem, czy to może „on” napisał. Przełknęłam ślinę, chociaż tak naprawdę jamę ustną miałam wyschniętą na wiór, po czym odczytałam wiadomość.
„Sakura wybacz nie dam rady przyjść,
Sasuke”

No tak, cóż innego mogłoby się wydarzyć. Zmrużyłam wściekła oczy. Wypiłam jednych haustem letnią herbatkę, zapłaciłam i od razu wyszłam. Już dość upokorzona się poczułam. Prawda jest też taka, iż sama sobie jestem winna, podałam siebie na tacy z prośbą o pokazanie mu, wielkiemu Uchiha, gdzie jest moje miejsce. Tyle razy go odrzuciłam, że teraz on wykorzystał swoją przewagę w tej sytuacji do tego. Ale czy naprawdę było tak jak myślę?

2.
Chodziłam po parku bez jakiegokolwiek celu. Pogoda, jak na lato, nie była najlepsza, ani najgorsza – była po prostu nijaka. Taka jak mój nastrój obecnie. Gdzieś w głębi serca liczyłam na to, że nie tak potoczy się spotkanie z nim. Miało być inaczej, miałam ułożony scenariusz zdarzeń w głowie. Miałam, do jasnej cholery, plan! Skrupulatnie ułożony, przecież nie jestem mu nic winna. Czułam się przygotowana na każdy scenariusz: niechęć, pogardę, złość, nawet ciepłe przyjęcie. Nie pomyślałabym ani przez chwilę, że mnie ten gbur wystawi. Wzbierał we mnie gniew by następnie odpuścić i znów się pojawić z kolejną dozą irytacji. Kolejka emocjonalna to rzecz, która odbiera racjonalne myślenie. Wiedziałam to. Wiedziałam też, że odrzucony człowiek lubi się mścić! Czy ja byłam inna? Otóż nie, dlatego złościłam się mocniej niż powinnam. Przecież gdybym mogła to zemściłabym się na całej rodzinie Senju. Ile razy dziękowałam matce, że noszę jej nazwisko. Nikt nigdy nie dałby bękartowi swojego znanego i szanowanego nazwiska przecież. Usiadłam na ławce, poczucie bezsilności mnie przygniatało wręcz. Spoglądałam na brzeg Sumidy, gdzie przypadkiem poniosły mnie nogi. Przetarłam delikatnie oczy, nie musiałam martwić się o makijaż. I tak go nie miałam obecnie, zrezygnowałam z tego pomysłu. Nie chciałam prowokować Sasuke.
-Jaki obłęd – mruknęłam do siebie w akcie totalnej desperacji. Rzeka płynęła spokojnie, na niebie było sporo białych, puszystych chmur. Liście na moich ulubionych drzewach wiśni szumiały łagodnie, tworząc naturalną muzykę przyrody dla ludzkiego ucha. Harmonia, wszędzie harmonia. Pragnę jej również ja. Ten błogi, chwilowy stan przerwał dźwięk smsa.

„Jestem już wolny”

Prychnęłam pod nosem na tę wiadomość od Uchihy. Świetnie, że przestał być rozrywany, ale co z tego? To zdawkowe zdanie miało mi poprawić humor? Świetne wytłumaczenie ma. Gdy chciałam włożyć telefon powrotem do kieszeni – on znów wydał dźwięk.

„Przyjdź do mnie o 17:30”

Spojrzałam na zegarek w telefonie. Mam niecałe pół godziny na by do niego iść, zagryzłam wargę bijąc się z myślami. W sumie, co mi szkodzi? Tak, czy tak potrzebuję tej cholernej porady prawnej. A jeśli mi jej nie da, to chociaż wyżebram od niego nazwiska tanich – „dobrych” adwokatów. Wstałam z ławki i ruszyłam spokojnym, nieśpiesznym krokiem. Jedynie chwilę się spóźnię, mówił mi mój chocholi głosik w głowie. A niestety mam spory kawałek do przejścia. Otworzyłam jeszcze torebkę by sprawdzić czy na pewno wzięłam ze sobą te cholerną koperte.

3.
Czekałem cierpliwie na Sakure w swoim mieszkaniu. Wykąpany i przebrany po ciężkim dniu w sądzie. Sprawa, którą prowadziłem, a która miała być błaha przeciągała się przez drugiego prawnika. Próbował on na wszystkie sposoby chociażby zmniejszyć koszta, jakie poniesie jego klient w związku z przegraną, jednak poniósł klęskę. Nie powiem, żeby mnie akurat ta część martwiła, bo tak nie było, było wręcz odwrotnie. Te starania, nie posiadające sensu, bawiły mnie do rozpuku. Jednak nie zdążyłem na spotkanie z Sakurą, straciłem na sali rachubę czasu. Westchnąłem przeczesując swoje wilgotne włosy. Było już prawie wpół do szóstej, a jej jeszcze nie było. Denerwowało mnie to, wrzałem od środka z gniewu. Tak dawno jej przy sobie nie miałem, a pragnąłem już do szczęścia jedynie tego. Ciepła jej drobnego ciała. Miałem ją na wyciągnięcie ręki, była przecież moja i nagle bańka mydlana prysnęła niczym sen. Świadomość, że mogła poczuć się odtrącona wzbudzała we mnie coś w rodzaju niepokoju i pewnego rodzaju strachu. Przecież nie odpisała na żadną moją wiadomość. Wiedziałem, że jest dumna, ale każdy komu grunt ucieka spod nóg chwyta się każdej pomocnej dłoni. I ona ma zrobić to samo, ma złapać moją rękę. Nawet jeśli uważa ją obecnie za brzytwę. Na kuchennym blacie leżało świeżo zamówione sushi dla dwóch osób. Coś mi mówiło, wręcz krzyczało, że przyjdzie. Prędzej czy później wróci do mnie. Nieważne z jakiego powodu, ale wróci.

4.
Zawahałam się, jednak portier już dał mu znać, że będzie miał gościa. Stojąc teraz bezsensownie pod jego drzwiami przedłużałam nieuniknione. Czułam się jak łania zapędzona w kozi róg, a myśliwy tylko wyczekuje odpowiedniego momentu do odstrzału upajając się moim strachem. Powietrze było przepełnione… Czym? Czego się właściwie boję? Palec wcisnął dzwonek – nie było odwrotu. Spotkam się w końcu z nim, sam na sam.
-Nareszcie – powiedział pośpiesznie i kazał mi gestem dłoni wejść do swojego mieszkania. Do moich nozdrzy od razu dostała się woń jego perfum. Lekko wyczuwalna nutka piżmu, bardzo do niego pasująca. Mnie niestety pobudzała w nieodpowiedni sposób.
-Bardzo cię przepraszam, że zawracam ci głowe, Sasuke – wyartykułowałam niepewnie na jednym wydechu, zupełnie nie wiedząc jak rozpocząć rozmowę z nim. Nie chciałam zostawać tu dłużej niż powinnam, ani od razu wykładać niekulturalnie kawy na ławę.
-Nic się nie stało – powiedział spokojnie, lekko zachrypniętym głosem. Jego ton wypowiedzi coś we mnie wzbudził, zaczęło coś zaczęło topnieć w moim wnętrzu. – Szczerze powiedziawszy jestem głodny, nie jadłem od rana – wskazał głową w stronę salonu. Gdy ruszyłam za nim widziałam pudełka z sushi z restauracji, w której byłam z Ino jakiś czas temu. Od razu przed oczami stanęła mi krwista czerwień, a język odtworzył z pamięci smak pysznych krewetek w temperze oraz sushi. To chyba było wtedy, gdy Sasuke kazał mi jechać razem z nim. Gdy usiedliśmy do wyspy kuchennej widziałam, jak rozstawia wszystko na blacie. Nawet pod jego koszulką Ralpha Laurenta widziałam zarys wyćwiczonych mięśni pleców. I znów poczułam to dziwne rozchodzące się ciepło. Przełknęłam ślinę. Ze stresu zaczęłam strzelać palcami, chociaż nigdy tego nie robię. Jego bezpośredniość i lekkość kontaktu zaczęła mnie onieśmielać.
-Jeśli ci przeszkadzam to mogę przyjść w innym terminie – rzuciłam pośpiesznie na ściśniętej krtani. Poczułam się nagle jak intruz, który podgląda osoby ustawione wyżej w hierarchii społeczeństwa. Odczuwałam jak serce przyśpiesza, rytm został zachwiany. Sasuke odwrócił się w moją stronę, a jego onyksowe oczy bacznie mnie lustrowały. Wyczytał coś ze mnie? Postawy ciała, wzroku, przyśpieszonego oddechu? Może mam zaczerwienione policzki lub włosy w nieładzie? Co mu siedzi w głowie? Miałam milion chaotycznych myśli na minutę.
-Siedź, zjesz ze mną, a w między czasie omówimy sprawę, która cię do mnie przygnała – puścił mi oczko. To było do niego takie niepodobne, wręcz surrealistyczne. Postawił jedzenie między nas, a sam usiadł naprzeciw mnie. Bez krępacji, rozluźniony. – Smacznego – mruknął sięgając po pałeczki. A mi w głowie przelatywała myśl „skąd znam firmę jego koszulki?” zapewne za dużo przebywam z Ino ostatnimi czasy. Te myśli były gorsze od pustki w głowie.
-Chcesz przeczytać pismo od prawnika, które dostałam? – zapytałam tępo, trochę zbyt cicho i niepewnie. On mnie częstuje jedzeniem, chcę pomóc a ja nic w zamian mu nie zaoferuję. Nie mam nic, koligacji czy pieniędzy. A tylko te liczą się tu, w Tokio. Wzrok Sasuke bacznie mi się przyglądał, ale w odpowiedzi kiwnął głową twierdząco. Podałam mu kopertę, a ten włożył kawałek ryby z wasabi do ust.
-Alimenty? – mruknął pod nosem. Zaczął czytać, a pod mój nos podsunął talerz z krewetkami. Przyznam, że byłam już głodna, a one pachniały i wyglądały smakowicie. Nic tylko je jeść! – Cóż – rozbrzmiał głos Uchihy, gdy ja pomału kończyłam dopiero drugą krewetkę. Zajęło mu przeczytanie listu niecałe pięć minut, gdy mnie zabijał żargon języka formalnego w nim użytego – mu wystarczyły pobieżne oględziny. – Szczerze powiedziawszy, jeśli znajdziesz dobrego prawnika nie masz się czego bać. Masz prawo do tych pieniędzy, wiem to nawet nie znając całkowicie twojej sytuacji życiowej – odparł spokojnie i odłożył papiery. Westchnęłam zdołowana, „dobrego prawnika”? Senju wygra. Dopiec i zgnieść niczym robala biedną studentkę to pestka w tym kraju, w tym systemie. Z tą władzą a nawet jej namiastką, jaką posiada Tsunade.
-Problem w tym, że mnie nawet nie stać na prawnika z najniższej półki, nie mówiąc a tych, którzy mogli by mnie wybronić – mruknęłam tracąc apetyt. Moje życie to ciągła walka z przeciwnościami losu, które wiecznie mają jedną i tę samą twarz. Czym zawiniłam światu?

5.
Wyszłam po dwóch godzinach od Uchihy, posiadając mieszane uczucia względem jego osoby. Zachowywał dystans między nami, ale nie był oziębły czy obcesowy w obejściu. Wzięłam głęboki wdech na uspokojenie, już sama nie wiem, który raz dzisiejszego dnia. Sama nie wiedziałam czego oczekiwałam od niego, od siebie, od nas. Przejęłam, że tego letniego wieczoru potrzebny mi jest spacer na świeżym powietrzu by poukładać sobie wszystko w głowie. Po kolei, bez pośpiechu czy dobrych rad kogokolwiek. Propozycja Sasuke, swoją drogą, jest bardzo kosztowna i nietypowa. Domyślam się, że może mnie to uratować, a z drugiej strony gdy dojdzie do rozprawy – dowie się wszystkich brudów z mojej przeszłości. Najważniejsze pytanie brzmiało: czy to mi odpowiada? Wybranie go, osoby która w pewnym sensie była mi bliska, jest ryzykowne.

6.
Ten sierpniowy, rozpoczęty pracą dzień, nie mógł być dobry. Zbyt często mijałam się z Karui, która ciągle zachowywała się grubiańsko. Męczyła mnie ta sytuacja. Przeszłyśmy od fazy pytań, do totalnego udawania, że się nie znamy. Obecnie jesteśmy na etapie kłamstwa, hipokryzji i pokazywania mi, gdzie jest miejsce biedoty. Szczerze powiedziawszy zawsze ceniłam, że wśród lekarzy panuje szacunek, nawet wśród studentów, ale niestety obecnie przestałam to odczuwać. Mierzenie wzrokiem? Za każdym razem, gdy mijam Karui. Niewybredne komentarze na temat mojego wyglądu? Słyszę za każdym razem, gdy mijam Karui. Mam także wrażenie, że ona chcę bym to słyszała. Ponoć noszę fartuch wyciągnięty ze śmietnika, rzadko prany (niby nie stać mnie nawet na proszek). Jestem w nieodpowiednim miejscu, przecież ktoś z pospólstwa nie może wykonywać tak ważnego i szanowanego zawodu. Gdy to słyszę to wzbiera we mnie czasem gniew, a innym razem smutek. Przecież miałyśmy ze sobą bardzo dobry kontakt. Lubiłyśmy się ze sobą pośmiać, a czasami nawet wyjść od wielkiego dzwonu na pogawędki o studiach i trudnościach na nich. Przecież Karui to piękna i inteligentna kobieta, tak zwana mieszanka niebezpieczna. Niemniej jednak ostro jej się coś w głowie ostatnio poprzewracało. Ale gdzie szukać przyczyny tej zawiści, nienawiści do mnie? Nie wiem, ale chciałabym poznać odpowiedź.

Na lunch, by nie spotkać złotookiej Karui, wyszłam na zewnątrz. Przed szpitalem jest mały park z drzewami wiśni, które są soczyście zielone. Samotność też bywa dobra i potrzebna człowiekowi do wyciszenia oraz przemyślenia kilku spraw. Wiał lekki ciepły wiatr, a słońce grzało przyjemnie. W tym momencie nie chciałam by przerwa się skończyła. Wnętrze oddziału mnie przytłaczało, w dodatku miałam wrażenie, że coraz więcej osób nie spogląda na mnie przychylnie. Najchętniej zostałabym tutaj do końca zmiany.
-Przepraszam, mogę się dosiąść? – doszedł do mnie męski, lekko zachrypnięty głos.
-Proszę –odpowiedziałam mechanicznie zbierając pośpiesznie rzeczy i swoją torebkę z siedziska. Niekulturalnie rozłożyłam się na całej ławce, chociaż z drugiej strony mógł to być sygnał, iż niekoniecznie potrzebuję towarzystwa. Spojrzałam kątem oka na przybysza. Miał brązowe długie włosy, czerwoną koszulkę i brązowe spodnie, chociaż jak zaczęły padać na nie promienie słoneczne wydawały się khaki. Ogólnie specyficzny strój, a mężczyzna był lekko przy kości. Z twarzy wydawał się sympatyczny.
-Nie przeszkadzam? – zapytał głucho. W jego głosie słychać było melancholię i zmęczenie. Tak jakby właśnie coś się wydarzyło w jego życiu. Wtem zauważyłam bukiet pięknych piwoni, były jasnoróżowe, różowe i te które mają wręcz neonowe kolory.
-Nie, skądże – rzekłam spokojnym tonem. Miałam wrażenie, że ten mężczyzna dosiadł się, bo to on potrzebował rozmowy lub czyjegoś towarzystwa. Obojętnie kogo. Wyglądał mi on znajomo. – Czy my się może znamy? – zapytałam łagodnie, lekko przeciągając samogłoski. Nie chciałam go wystraszyć. W końcu wciskam nos w nieswoje sprawy, ale zapytanie o to czy się znamy nie jest przecież zabronione, ani nie kulturalne.
-Nie, chyba nie – odparł nieco zdenerwowany. Przeczesał nerwowa swoje włosy dłonią. – Jestem Choji – uśmiechał się szeroko podając mi rękę. Uścisnęłam ją, a jego imię dźwięczało mi jak czerwona lampka z tyłu głowy.
-Sakura – odparłam, również posłałam uśmiech w jego stronę. Oczy miał czarne jak węgielki, a policzki pulchne i nieco zaróżowione. – Czekasz na kogoś? – zapytałam zanim zdążyłam ugryźć się w język. Choji wzruszył tylko bezwiednie ramionami, które od razu mu opadły.
-Chciałem porozmawiać z Karui, spotykaliśmy się przez pewien czas, ale z dnia na dzień przestała odpowiadać na wiadomości i zrobiła się złośliwa – mruknął lekko zgaszonym głosem. Gołym okiem było widać, że jest mu przykro. Zrobiło mi się go szkoda. Wiedziałam już kim jest, kilkukrotnie rozmawiałam o nim ze złotooką. Niemniej nie pomyślałabym, że zmieni nastawienie w stosunku do niego, skoro była mu swego czasu bardzo przychylna. Przynajmniej w swoich opowieściach o nim. Zagryzłam wargę. Nie do końca wiedziałam, czy robię dobrze rozmawiając z nim o niej. Mieszanie się w cudze sprawy nie leżało w moim interesie, ale on… Ten brązowowłosy chłopak wyglądał, jakby potrzebował wparcia i rozmowy. Tylko tyle.
-Trudna sprawa, co? – palnęłam głupio. Ten tylko spojrzał się na mnie i uśmiechnął od ucha do ucha. – Jej strata – poklepałam go po ramieniu. Coś mi mówiło, że ten gest przez niego nie będzie dwuznacznie odebrany. Poza tym przyszedł mi samoistnie i naturalnie.
-Znasz ją? – zapytał z dziwną nadzieją w głosie. A ja oczyma wyobraźni widziałam, jak próbuję namówić mnie w swatkę. I bądź tu człowieku mądry.
-Znam, albo znałam – dodałam niepewnie, a na mojej twarzy pojawił się grymas. – Względem do mnie też się zmieniła. Nie rozmawiamy ostatnio ze sobą – powiedziałam najszczerzej jak tylko potrafiłam. Wszystko w środku mi mówiło, że w stosunku do niego mogę taka być. Z resztą wyglądał tak jakby w życiu nawet muchy nie skrzywdził.
-Dobrze wiedzieć, że nie tylko odnośnie do mnie zmieniła nastawienie, Sakura – odparł. A lekki uśmiech, który wtargnął na jego usta wreszcie wydawał się być autentyczny.  – Proszę – padał mi piękny bukiet – weź je. Przynajmniej ich nie wyrzucę – dodał szybko, delikatnie skrępowany sytuacją. Odebrałam bukiet piwoni, który od razu skradł mi serce. – Liczę, że jeszcze ze sobą porozmawiamy – odparł wstając, ale ton jego głosu zdradzał żałość. Pomachałam mu dłonią na pożegnanie. A coś w środku mówiło mi, że to naprawdę nie jest nasze ostatnie spotkanie, ani rozmowa.

7.
Siedziałam sama w mieszkaniu. Ino wyszła na jakąś super-ekstra-tajemniczą randkę, jak to sama opisywała. A ja objadałam się lodami i oglądałam jakiś dokument na temat refluksu żołądka. Bardzo ciekawe i apetyczne zarazem. Nie mogę powiedzieć bym w ostatnim tygodniu była rozrywkową kobietą. Bardziej pasowało do mnie miano babci klozetowej pilnującej kibli. Dom – praca – dom. Brałam tyle godzin ile się dało, jednak na więcej administracja nie chciała się zgodzić, gdyż byłam niezdolna do pracy w swoim stanie, a mój organizm potrzebował odpoczynku. Najlepsze były dodatkowe zmiany nocne, na nich ani razu nigdzie nie mijałam się z Karui, ale za to jeszcze raz porozmawiałam z Chojim. Okazał się bardzo zabawny oraz samotny. Szukał we mnie przyjaciółki, co mi odpowiadało. Moje lenistwo przerwał długi dzwonek do drzwi, co obwieszczało niecierpliwego gościa. Byłam pewna, że to Naruto, więc moja piżamka w serduszka niezbyt mi przeszkadzała. Po otworzeniu drzwi niestety przybyszem okazał się znacznie mniej pożądany gość. Uchiha Sasuke. Poczułam się upokorzona, nawet nie miałam na sobie szlafroka by się okryć – nie wspominając, o tym że nie miałam ubranego stanika. Przełknęłam ślinę, nie wiedziałam co powiedzieć ani co począć. Ostatni raz widzieliśmy się jakoś pięć dni temu, a może osiem? Sama nie wiem, nie zapisałam tego w kalendarzu. A czego Haruno nie ma w kalendarzu - tego nie ma w głowie.
-Mogę wejść? – ciszę między nami przerwał jego mocny głos, w którym usłyszeć się dało nutkę rozbawienia. – Mam listy z waszej skrzynki – wskazał stos kopert w dłoni. Stęknęłam głośno. Zapomniałam, że była moja kolej na opróżnienie skrzynki. Przynajmniej wiem dlaczego Ino dziwiła się, że nic do niej nie przyszło w ostatnim czasie.
-Proszę – przestałam mu zagradzać wejście do mieszkania. – Poczekaj tutaj chwilę, mam niestety bałagan w pokoju – mruknęłam zawstydzona uciekając wzrokiem. Przecież nie przyznam się, że pomimo godziny siódmej wieczór ja już od dwóch godzin leżę w łóżku. Gdy złożyłam kanapę, szybka narzuciłam na siebie czarne spodnie dresowe oraz biały t-shirt. Oczywiście nie zapominając o staniku! –Możesz wejść – krzyknęłam, a swoje długie włosy związałam w schludniejszy koński ogon niż poprzednio. Sasuke usiadł na moim szarym narożniku i lustrował pokój swoimi onyksowymi tęczówkami. Wzrok spoczął na telewizorze, przy którym walały się różne książki z kolorowymi karteczkami w środku.
-Ginekologia? – zapytał unosząc jedną brew. Wzruszyłam ramionami siadając obok niego.
-Ciągle szukam alternatywy na specjalizację, jeśli nic nie wyjdzie z kardiologii lub chirurgii – odparłam beznamiętnie. Włoski na moim całym ciele stanęły dęba. Jego bliskość mnie elektryzowała coraz intensywniej. Nie pamiętam czy czułam to poprzednio. Przełknęłam ślinę.
-Dobry plan – powiedział zdawkowo – Cóż muszę powiedzieć, że cieszę się z odebranej za ciebie korespondencji. Niekulturalnie ją także przejrzałam – powiedział rozbawiony. Zero zażenowania na twarzy, czy skruchy. Moja twarz natomiast nabierała kolorów buraczkowych, a usta mi zbielały tworząc kontrast. – Ale dostałaś list, który najbardziej mnie osobiście interesuje wraz z jego zawartością – podał mi kopertę pierwszą z kupki. Spojrzałam na nadawcę. Wstrzymałam oddech, a serce stanęło w piersi. Dlaczego znów dostaję list od pełnomocnika Tsunade Senju? Przecież to jest bezsensu, nie odpowiedziałam jej. Na mojej twarzy była sprzeczna mieszanka uczuć. Strach, zaskoczenie i coś czego określić się nie da. Sasuke jakby wyczuwając, że toczę wewnętrzny bój położył mi uspokajająco dłoń na kolanie.
-Bez twojej zgody odpisałem im jako twój pełnomocnik – odparł spokojnie, pewny swego. Ja sama nie wiedziałam, czy mam go zdzielić po głowie czy też dziękować. Zapewne powinnam z jednym i drugim wstrzymać się do momentu otworzenia, a następnie przeczytania pisma. Jednak ręce drżały mi niemiłosiernie.
-Co napisałeś? – drżący pisk wydobył się z mojej krtani. Doświadczyłam właśnie tak zwaną „watę w gardle” niczym kłamca. Zadałam to kretyńskie pytanie wiedząc, że nie zdołam zrozumieć prawniczej mowy. Jednakże chciałam to wiedzieć. Słyszałam w swoich uszach, jak zwiększyło mi się tętno. Odniosłam wrażenie, że zatyka mi się trąbka słuchowa. Czułam się jakbym była gdzieś na wysokościach, w górach lub samolocie. Kilkukrotnie przełykałam ślinę. Czas stał się nic nie wartą definicją, a sekundy trwały minuty, minuty zaś były dla mnie godzinami.
-Nieważne co im napisałem – mruknął spokojnie, a jego oddech drażnił moją odsłoniętą szyję. Był blisko, zbyt blisko. Coś jednak we mnie pragnęło tej intymności między nami, dawała ona swojego rodzaju ukojenie. Mój zamglony mózg już zapomniał dlaczego się od niego odwróciłam. Byłam aż taka głupia? – Ważne co oni odpisali – dodał i wyjął kopertę z mojej dłoni. Obejrzał ją jeszcze raz, widziałam jak jego oczy zwężają się niczym u gada. A kącik ust wędruje do góry. Był w tym momencie drapieżnikiem. – Najlepszą obecnie wiadomością jest to, że nie przesłali mi odpowiedzi do kancelarii, chociaż powinni byli – mruknął, a jego głos miał w sobie coś władczego. Przyjrzałam się mu. Czarna koszulka przylegająca do ciała i luźne czarne jeansy. Ramiona proste i dumne, tak jak cała jego postawa. Działał na mnie. Zbyt intensywnie.
-To dla mnie dobrze, tak? – wycharczałam nieprzytomnie. Mój wzrok próbował przebić się przez mgłę, ale obraz mi się ciągle rozmazywał. Jedyne czego byłam pewna to jego ciepła, które wręcz mnie paliło. Potrząsnęłam głową by przywołać swoje ciało do pionu, a sobie dodać rezonu i chociaż odrobinę buńczuczności. Mieszkanka strachu i pewnego rodzaju pociągu fizycznego była niebezpieczną mieszanką. Sasuke rzucił raz, drugi i trzeci okiem na list. Co chwila przytakując triumfalnie sobie. Jeżeli tak zachowywał się przy potyczkach listownych, to na sali rozpraw musiał rozszarpywać przeciwników swoim opanowaniem i pewnością siebie. Mnie to nawet w pewnym sensie przerażało, co fascynowało.
-Wyśmienicie – mruknął. – Adwokat Senju jest świetny, już parokrotnie prowadziliśmy przeciwko sobie sprawy w postępowaniu sądowym. Za każdym razem przegrywał, więc chyba poinformował o tym swoją klientkę – diaboliczny uśmiech nie schodził z jego warg, a oczy wciąż miał niebezpiecznie zwężone. Był w swoim żywiole.  – Albo chciała cię po prostu nastraszyć – dodał szybko. Wiem, że dla niego było to proste, ale ja miałam istny mętlik w głowie. Praktycznie nic mi nie wytłumaczył, wręcz przeciwnie. Przetarłam drżącą ręką czoło.
-Ale co to znaczy? – próbowałam się dopytać, a ton mój głosu brzmiał rozpaczliwie. Nie umiałam spojrzeć na Sasuke, więc cały czas spoglądałam na biały stolik z palet.
-Nie będzie żadnej sprawy w sądzie – dodał, po czym oparł się o kanapę. Mój mózg działał na pełnych obrotach. Mimo to czułam się jak skończona kretynka. Nawet zachciało mi się płakać.
-Uzasadnili to? – zapytałam nadal spoglądając w stolik, który przestał mi się nagle podobać. Miałam ochotę wyrzucić go za okno.
-Uznali, że polubownie zostają przy obecnych zasadach płacenia alimentów – dodał. Przetarł dłonią swoje oczy oraz odgarnął grzywkę z czoła. Zagryzłam wargę. Byłam mu wdzięczna za tak wielką pomoc. Bałam się, że za tym coś się będzie kryło. Że chce dostać czegoś w zamian, a ja chyba podejrzewam co to mogłoby być. Na chwilę zapanowała między nami cisza. Była ona naelektryzowana, ale nie niezręczna. Stan ten przerwał wstający Uchiha, więc jak posłuszne cielę zrobiłam to samo co on.
-Czy mogę spłacić jakoś ten dług? – rzuciłam w stronę jego pleców, gdyż wyszłam za nim z mojego pokoju wprost do salonu z aneksem kuchennym. Widziałam jak zaczął bawić się w dłoni kluczykiem od swojego auta. – No wiesz – dodałam pośpiesznie roztargniona – za pismo, chociaż jakoś na raty – gdy stanęliśmy przy drzwiach wyjściowych lustrował mnie bacznie wzrokiem. Mimo wszystko cały czas milczał. Stąpałam z nogi na nogę niecierpliwie. Jego oczy nie były już wąskie jak u gada, a otwarte. W ich głębi można było dostrzec cień rozbawienia.
-Miło było cię zobaczyć Sakura – rzekł i pocałował mnie w policzek. Otworzył sobie drzwi i ostatni raz nasze oczy się spotkały. Powietrze ponownie tego dnia stało się naelektryzowane. – Wystarczy, że napiszesz do mnie – delikatnie się uśmiechnął – wspólna przyjacielska kolacja będzie najlepszą zapłatą – dodał i zniknął za zamykającymi się drzwiami. „Przyjacielska kolacja?” Wypuściłam powietrze ze świstem z ust. – Przynajmniej jeden problem mam z głowy – mruknęłam zakluczając drzwi wejściowe do mieszkania. Czułam, że pewien spory ciężar spadł z mych ramion dając mi chwilę odetchnąć.

8.
Gdy wsiadałem do auta wiedziałem, że wygrałem małą potyczkę z jej dumą i upartością. Niemożliwością było nie odczuć jej potrzeby bliskości z mężczyzną, a konkretnie ze mną. Ciągnęło ją do mnie, jednakże cały czas się hamowała. Zblokowała się, dlatego odsunięcie się i danie jej przestrzeni to najlepsze co można zrobić w takiej sytuacji. Jesteśmy dorosłymi ludźmi, którzy potrzebują kogoś u swego boku. Nawet takie uparte diablice jak ona to wiedzą. Odpalając auto i odjeżdżając spod jej bloku – wiedziałem, że wiadomość od niej to tylko kwestia czasu. Zaoferowałem jej wielką pomoc nie oczekując nic. Teraz ona będzie czuła przemożną potrzebą podziękowania mi za to. Jej babka nawet nie wie, jak świetną robotę zrobiła. Znam starą Senju Tsunadę, jest łasa na pieniądze, pozycję i dobre nazwisko. A ja to wszystko posiadam. Nawet jeśli chodzi o wnuczkę, której się wyparła - dobra partia może wszystko przeszacować. Koligacje wszystko zmieniają. Starzy bogacze są zbyt przewidywalni, ale ja nie jestem głupi. Ani Sakura. Czas straszenia się jej skończył. Akta, które dawno temu skompletowała dla mnie Karin na temat Sakury były bardzo pomocne przy odpisaniu na temat tego ich śmiesznego pozwu. Tak naprawdę, gdybym reprezentował Sakurę wywalczyła by minimum jeszcze raz tyle ile dostaje obecnie. Minusem sprawy jest to, że musiałbym się tłumaczyć, iż wiem o niej więcej niż kiedykolwiek mi napomknęła. Coś kosztem czegoś. Zacisnąłem dłoń na kierownicy i dodałem gazu by nie zatrzymać się na czerwonym świetle.

9.
Od niespełna trzech dni walcze z przemożną chęcią napisania do Sasuke oraz z chęcią zamordowania go. Mój „lotny” umysł podsuwał mi sprzeczne obrazy ze sobą. Przypominał jego pieszczoty na moim ciele by następnie przypomnieć naszą kłótnie. Nasze pocałunki – ból fizyczny, który mi zadał. Serce mi się rozrywało w piersi. Sama nie wiedziałam czego chcę. Moja duma na pewno nie ucierpi, aż tak gdy spotkam się z nim w podzięce. Przyjacielska kolacja, wino i do domu. Bez podtekstów propozycja. Poza tym wcale nie sugerował, że musi być to u niego w domu, może to być restauracja. Odłożyłabym trochę pieniędzy i w podziękowaniu zaprosiła oraz zapłaciła za naszą kolację. To brzmi naprawdę, jak świetny pomysł. Przetarłam oczy ze zmęczenia. Prawie pierwsza w nocy, a ja znów mam problemy ze snem. Co chwilę śnią mi się dziwne rzeczy, jakby części tamtego snu, drugie życie przypominało mi lub podsuwało drogę wyboru. Nie były one złe, lecz bardzo przyjemne.

„Polana niedaleko stawu rodziny Uchiha o tej porze była dość odludnym miejscem. Połowy już się zakończyły, a na drzewach pozostały ostatnie żółte liście. Tylko my tutaj byliśmy. Ja i on, miłość zakazana. Siedzieliśmy na jednej z nielicznych ławek i spoglądaliśmy w tafle wody. Czułam nawet przez gorset czarnej prostej sukni, jak gładzi moje plecy. Miał gorącą dłoń, a moje ciało reagowało na każde muśniecie jego palców.
-Kiedyś, obiecuję ci Sakura, będziesz tego panią – szeptał mi czule do ucha delikatnie je przegryzając. Wzdychałam upojona każdym jego słowem, wiedząc jednakże, iż jest to mrzonka.
-W naszych marzeniach, Sasuke – odpowiadałam mu z uśmiechem na ustach. W tych wyrwanych chwilach byłam szczęśliwa. Jakby to nie brzmiało, ze swym panem. Służyłam od dzieciństwo w jego domu. Jego matka musiała by sczeznąć żeby nasz związek został sfinalizowany. Jej wspaniały syn i służka? Któż to słyszał! Jej diaboliczny głos dźwięczał w moich uszach, odbierając całą przyjemność z tej chwili.
-Nie mów tak, ukochana – zaczął całować wręcz z bożą czcią mój policzek. Jego dłoń znalazła się pod fałdami sukni. – Zrobię wszystko byś miała to na co zasłużyłaś – szeptał. Wiedziałam, że mówił szczerze. Nie był podobny do swej matki, Mikoto. Moje dłonie powędrowały na jego policzki, czułam lekki zarost pod palcami. A jego woń mnie upajała. Nasze usta złączyła się w spragnionym pocałunku. Ostatnio jest ich coraz więcej, są coraz żarliwsze.”

Te sny malowały wyidealizowany obraz Sasuke w mojej głowie. Był tym rycerzem, bohaterem serca – mnie, biedaczki. A nie katem z obsesją. Właśnie, czy można to nazwać już obsesją czy jest to jeszcze zwykłe zauroczenie zmieniające się w miłość? Przecież ciągle zadaje sobie te same pytania, a nadal nie wiem kim my jesteśmy dla siebie. Dawnymi kochankami? Miłościami? Przyjaciółmi? Czy kim?! Te rozmyślania na pewno nie pomogą mi wyspać się na jutrzejszą zmianę do pracy. Tak samo jak chrapiący Kiba za ścianą. Warknięcie samoistnie wydobyło się z moich ust. Położyłam sobie drugą poduszkę na głowę i cudem udało mi się zasnąć przy donośnym akompaniamencie problemów z nocnym oddychaniem niechcianego przeze mnie gościa.


________________________________
Od autorki: No i w końcu jest! Kolejny rozdział się tworzy, a ja bardzo - bardzo - ale to bardzo chciałabym iść w stronę końca opowiadania. Jesteśmy na dobrej drodze! Miłego czytania, nie ma co przedłużać tego babola już :) Buziaki!