Ile warte jest jedno istnienie
1.
Siedziałam w całkiem wygodnym granatowo-białym siedzisku naprzeciwko Ino.
Kawiarenka, bo na pewno ciężko było nazwać to miejsce pubem, przepełnione było
płcią piękną. Gdzie nie spojrzeć, w jaki kąt nie zajrzeć, wszędzie roześmianie
kobiety - plotkujące, żalące się, zarumienione; ich twarze były mniej lub
bardziej wypudrowane, czasami aż nienaturalne. A wśród tego zgiełku ja, zwykła,
przeciętna ja wśród stonowanych, modnych kolorów, bo teraz styl skandynawski
wiedzie prym w nowych, bądź odrestaurowanych kafejkach. Wszystko idealne,
zgrane. Drewno, szarość, biel, delikatne elementy z granatem by przełamać nudę.
Puszyste poduszki na wielkich fotelach. Wszystko wychuchane i wygłaskane, aż
strach dotknąć, co dopiero usiąść. Oko właściciela, bądź managera wciąż krążyło
po sali sprawdzając zadowolenie klienta, a także stan mebli.
Upiłam łyk cappuccino, żałując, że nie dostałam do
niego dwóch saszetek cukru. Zbyt gorzkie, nie w moim guście, no ale trudno.
Westchnęłam po raz kolejny i uśmiechałam się nazbyt szczytnie by nie dało się
tego dostrzec. Yamanaka opowiadała o ostatniej imprezie z Kibą, jaki to ona
zabawny i wesoły. Zbyt patetycznie, zbyt ekstrawagancko... Nie moje salony te
ich wypady i miłostki. Blondynka była tak pochłonięta opowiadaniem nowinek ze
swojego świata, że nie zwracała najmniejszej uwagi na mój świdrujący wzrok.
Chociaż z drugiej strony, czy to pierwszy raz? Zaśmiałam się w myślach, a
delikatny uśmiech wpełzł na moje usta. Ino opowiadała teraz o standardach życia
Uchihy, czym niezwykle mnie zaintrygowała. W ten sposób, wysłuchując jej
paplaniny, uświadomiłam sobie, że niezbyt wiele wiem o facie, z którym dzielę
m4. Nie wiem nic oprócz tego, jak żyje. Oprócz tego jakie ma mieszkanie,
samochód i jaki ma zawód... to nie wiem nic. Gdzie studiował, co z jego
rodziną, jak spędzał czas wolny przede mną... Czy miał kogoś? Zimny dreszcz
przeszył moje ciało. Wszystko na opak, wpakowałam się do jego apartamentu nim
zdążyłam go dogłębnie poznać. Za mało logiki w tym co robię, jak zaczęłam go
traktować, czy się do niego przywiązywać. No właśnie przywiązanie? Tak. Przywiązanie. Tak abstrakcyjne, jak moje
postępowanie. Sasuke bezwiednie wkradł się do mojego życia jakąś szczeliną,
której nie zdążyłam ukryć przed chytrym lisem. Nie to, żebym też bardzo
protestowała... Chociaż z drugiej strony, zadręczam się teraz brakiem faktów z
jego życia, a informacje są na wyciągnięcie ręki. Spojrzałam na przyjaciółkę,
która zbyt energicznie mieszała swoją cafe latte.
- Wiedziałaś, że Sasuke był najlepszy na swoim roku? – zaświergotała jak na
zawołanie, a ja pokręciłam przecząco
głową. Blondynka rozdziawiła usta, udając zdziwienie i machnęła lekceważąco
dłonią. „Strzał w dziesiątkę”.
- Nie nie wiedziałam – dopowiedziałam, pakując sobie do buzi szarlotkę, którą
przed chwilą przyniosła kelnerka z przerażająco wymalowanymi ustami.
Spoglądałam na blondynkę wyczekująco; prędzej czy później zacznie kontynuować
swój wywód.
- Kiba mi mówił – odparła, jak gdyby nigdy nic. – Uniwersytet Tokijski,
skończył prawo z wyróżnieniem. Najlepszy student na roku, ponoć rodzice byli z
niego dumni, matka zwłaszcza… - tutaj urwała, wywracając teatralnie oczami.
- Wiesz coś na temat jego rodziców? – podłapałam szybko temat. Chyba zbyt
szybko, bo złowieszcza iskierka była widoczna w oku Ino. Odchrząknęła
delikatnie.
- Kiba mówił, że ojca miał – zrobiła cudzysłów w powietrzu. – „do rany
przyłóż”, ale matka – pokręciła przecząco głową sama do siebie. – Ponoć potwór.
Taka typowa dystyngowana damulka „oh ah”. Uwierzysz, że jak spotkał moją mamę
to powiedział, że w porównaniu do twojej nieboszczki teściowej, to anioł
wcielony? – zaśmiała się dziko. Spojrzałam na nią niepewnie. Nie zgadzało mi
się to porównanie ze wspomnieniem rodzicielki mojej koleżanki.
- Twoja mama, pierwsza dama, Yamanaka i anioł wcielony? – zakpiłam. Gryzły mi
się słowa, a raczej ich użycie w zdaniu. Przywołałam sobie obraz nienaturalnie
wyprostowanej, o nienagannej postawie, ponad czterdziestoletniej kobiety. Jej
srogi wzrok, ubrania tylko od Prady bądź Chanel i wiecznie niezadowoloną minę...
Ktoś może być gorszy? Nagle w moim umyśle pojawiła się kobieta ze sztyletem w
dłoni, kobieta w garsonce stojąca nad moim ciałem z głosem wypranym z uczuć.
Zawsze potwór, zawsze ta sama osoba... No dobra, ktoś może być gorszy,
zdecydowanie. Potarłam delikatnie czoło; samo wspomnienia przyprawia o zimny
dreszcz wzdłuż kręgosłupa.
- Być może nie powinnam tego powtarzać, ale – urwała niepewnie i spoglądała na
mnie. Jej błękitne oczy świdrowały mnie. Widziałam w niej, że utraciła na
moment swoją pewność siebie. – Chłopaki mówią, że ten wypadek... to
błogosławieństwo dla Sasuke. Stał się wolny i mógł zacząć żyć tak jak chciał.
Ponoć pierwsze co zrobił to odprawił dziewczynę, którą wybrała dla niego matka
– mówiła oburzana i z lekką nutą niedowierzania w głosie. Spojrzałam na
nią,niezbyt rozumiejąc ostatnią część jej wypowiedzi. Przełknęłam ślinę, chcąc
to przetrawić na spokojnie, ale wzmianka o jakiejś dziewczynie w życiu Sasuke
spowodowała, że mój żołądek zacisnął się w supeł. Kto to mógł być?
- To znaczy, że miał mieć aranżowane małżeństwo? – zakpiłam. Przecież to
stanowczy, władczy mężczyzna. Nie przeszłoby mi przez myśl, że dałby tak
kierować swoim życiem. Hmmm... Może nie zawsze taki był, albo jego matka
naprawdę nie była przyjemną personą? Poczułam gorzki posmak w ustach. To było
takie nierealne wręcz, a równocześnie wcale mnie nie zszokowało. Przez te
męczące mnie sny, czułam się, jakbym poznała panią Uchiha osobiście i nie było
to najprzyjemniejsze doświadczenie.
- Też się zdziwiłam, taki facet i coś takiego w tych czasach – mówiła Ino,
łapiąc bakcyla. Westchnęłam ciężko, nie będąc w nastroju do rozmów o życiu
mojego... Faceta? Wolałam już nie pytać o Uchiha Mikoto. Delikatnie skierowałam
rozmowę na inny tor. Plotki to zawsze najbezpieczniejsza alternatywa z
niebieskooką. Ona coś opowie, ja dopytam i się dowiem śmiesznych bądź
nieprzyjemnych sytuacji z życia innych. Tym razem też się nie zawiodłam.
Zaczęła opowiadać, jak najęta o TenTen i jej kłótni przed akademikiem. W końcu
widziała jej chłopaka, bo o dziwo każda z nas wie, że go ma, ale żadna nie wie,
jak on wygląda, kim jest, co robi w życiu. Taki facet widmo.
Gdy wychodziłyśmy z kawiarenki była już godzina dziewiąta wieczorem.
Rozstałyśmy się z żalem odbijającym się w oczach, ale niestety – Kiba, jej
książę na białym koniu, czeka. Ruszyłam spacerem przed siebie z przekonaniem,
że chwilą samotności dobrze mi zrobi. Czułam złość, ale i ulgę. Bardzo chciałam
opowiedzieć Ino o tych koszmarach, o tym że to właśnie Mikoto w nich jest, ale
nie wiedziałam, jak to wytłumaczyć. To wszystko było pogmatwane. Ale wiem,
czuje podświadomie, że to ona, że to matka Sasuke. Czułam się głupio wierząc w
sny. Może powinnam sprawdzić sennik? Nigdy na to nie wpadłam swoją drogą.
Westchnęłam, chowając twarz w delikatnym szaliku. Jak na wiosnę wiał dość
nieprzyjemny wiatr, a niebo wyglądało czarno, nieprzyjaźnie. Przyśpieszyłam
kroku; ku mojemu szczęściu rozpadało się, gdy wchodziłam schodami na piętro
Sasuke. Nawet przez myśl mi nie przyszło żeby użyć windy.
2.
Złapałam za klamkę i odruchowo ją nacisnęłam, mimo że przed wyjściem zamykałam
dom na klucz. Jakie było moje zdziwienie, gdy drzwi uchyliły się, a oczom
ukazał mi się przedpokój skąpany w delikatnym świetle dochodzącym z sypialni
oraz salonu. Weszłam cichutko, rozebrałam się uważając by nie wywoływać
niepotrzebnych szmerów. Właśnie zdejmowałam buty, gdy dobiegł mnie dźwięk
kroków na panelach.
- Sakura – doszedł do mnie delikatny, acz stanowczy męski głos. W mojej głowie
zadźwięczało tylko jedno słowo - „Uciekaj”,
z nieznanych mi powodów. Zamknęłam
automatycznie oczy i zagryzłam wargę. Trochę bojaźliwie spojrzałam w stronę
Uchihy spod półprzymkniętych powiek, który stał oparty o ścianę w białym
opinającym jego mięśnie T-shircie z założonymi rękami. Gdy spojrzałam na jego
twarz ujrzałam rozbawione, niczym węgiel oczy i sardoniczny uśmiech na ustach.
Nie odpowiedziałam nic, po prostu, ale jego widok mnie rozczulił. – Czemu się
tak skradasz? – spytał, a jego postawa wydawała się podejrzliwa w stosunku do
mnie. Spokojnym krokiem podszedł do mnie, zdążyłam jeszcze zobaczyć jego czarne
spodnie, a już miał mnie w ramionach. Czułam władczy, męski dotyk. Jego dłonie
sunęły po moich plecach, a usta stopiły się w jedność. Zachłannie i z
wyższością całował mnie, jakby robił to od lat, od zawsze. Czułam jak zaczyna
brakować mi tchu, ale było mi zbyt przyjemnie przy jego gorącym ciele, by
protestować. Poczułam jego palącą dłoń na moim pośladku, podniósł mnie z
łatwością, a ja oplotłam nogami jego biodra. Zajęczałam mu z rozkoszy w usta, a
on zaśmiał się gardłowo. Ten śmiech rozpalał mnie od środka... Miałam wrażenie,
że jego pocałunki topią wszystkie moje obawy, byłam w stanie pozwolić mu na
wszystko. Czułam jak idziemy i poddawałam mu się. Dopiero teraz zauważyłam, jak
moje ciało tęskniło za nim. Za jego pieszczotami, dotykiem, pocałunkami, za tym
jak mnie pożąda. Znienacka poczułam pod plecami miękki materac, a na sobie jego
ciężar. Moje dłonie powędrowały pod jego koszulkę i zręcznym ruchem ją
ściągnęłam. Pogłębił pocałunek, nasze języku wiły się w tańcu namiętności,
nasze ciała pragnęły siebie nawzajem. Ogromną satysfakcją napawało mnie to, że
jestem dla niego piękna, że pragnie mnie – właśnie tą zwykłą, przeciętną mnie.
Widziałam to w jego onyksowych oczach... Oderwaliśmy się od siebie na chwilę,
aby zaczerpnąć tlenu, gdyż dyszeliśmy ciężko. Zaczęliśmy się rozbierać, szybko,
bezsensu, w chaosie. Zbyt drapieżnie, zbyt chciwie. Pragnienie zwyciężało
zdrowy rozsądek, nasze dłonie były wszędzie. Jęki, ciężki oddech oraz dudnienie
serca roznosiło się w sypialni skąpanej delikatnym światłem nocnej lampki.
Liczyliśmy się tylko my, liczyło się to, że byliśmy razem. Poczułam jak pewnie
we mnie wchodzi, plecy wygięłam w łuk. Sasuke od razu zareagował, zaczął
całować, ssać i przygryzać sutek. Jęczałam, a on zachłannie wypełniał mnie od
środka nawet nie starając się być delikatnym, a otulał ciepłem z zewnątrz. Czy
to jest szczęście?
3.
Wyszedłem spod prysznica, z wilgotnych włosów na tors kapała stopniowo woda.
Czarny ręcznik obwiązałem wokół pasa po czym przeszedłem do kuchni z zamiarem
nalania sobie szklanki whisky. Z napełnionym naczyniem w ciszy przespacerowałem
się do pokoju obok. Widok z sypialni był nocą dość przyjemny dla oka; lubiłem
po zmroku oglądać panoramę miasta. Stojąc przy oknie, obejrzałem się za siebie,
gdzie był znacznie przyjemniejszy widok... Sakura spała w najlepsze; jej nagie
ciało okryte było tylko delikatną pościelą, która uwydatniała jej apetyczne
kształty. Miała rozszerzone usta i zaróżowione policzki. Wyglądała tak spokojnie,
wręcz błogo. Długie rzęsy rzucały cienie na jej blade policzki, a różowe włosy
odcinały się swym niezwykłym kolorem od pościeli. Upiłem solidny łyk, a pustą
szklankę odstawiłem na stolik nocny. Położyłem się obok niej, delikatnie
ścisnąłem jej biodro, raz, drugi, przysuwając ją do siebie. Pościel zsunęła się
gładko ukazując kawałek jej sutka. Mój wzrok bezwiednie powędrował w to
miejsce. Podziwiałem zaróżowioną od moich pocałunków skórę na jej piersi, od
razu przypominając sobie jej słodkie jęki. Ucałowałem delikatnie sutek, a do
moich nozdrzy doleciał jej słodki wiśniowy zapach. Uśmiechnąłem się pod nosem,
mając ochotę na więcej. „Ona należy do mnie”. Ta myśl napawała mnie
pewną satysfakcją, czułam coś na rodzaj dumy i wygranej.
- Sakura - szepnąłem jej do ucha. Moja ręka sunęła w górę, aż zatrzymała się na
szyi, kciuk gładził jej zaróżowiony, ciepły policzek. – Sakura – szepnąłem raz
jeszcze. Poruszyła się niespokojnie, a powieki ukazały zamglone rozszerzone
źrenice. Westchnęła niemrawo i mlasnęła ustami. Rozbawiła mnie tym, była
urocza. – Wstań, Sakura – mruknąłem całując jej małżowinę uszną. – Zaraz
wychodzimy – dodałem. Jej wzrok skupił się na mnie automatycznie i przyglądał
się badawczo. Była trochę rozkojarzona, ale moje słowa do niej dotarły. Twarz
wykrzywił jej grymas.
- Gdzie? – szepnęła zaspanym głosem. Przecierała delikatnie oczy podnosząc się
do pozycji siedzącej. Kołdra zsunęła się z niej, a ja podziwiałem coraz
bardziej rozochocony jej walory fizyczne. Wyglądała przepięknie, niczym naturalny
kwiat.
- Do naszych znajomych – mruknąłem w odpowiedzi. Jej mina mówiła „Jakich
naszych?”, ale przełknęła ten komentarz. Wstała niechętnie, pomrukując pod
nosem i szybko zamknęła się w łazience. Uśmiechnąłem się pod nosem, jej tyłek
wygląda jak marzenie. Najchętniej nigdzie bym nie wychodził tylko został z nią
w sypialni.
Prowadziłem ją wśród tłumu ludzi. Klub był pełen po brzegi, ale ja kierowałem
się w bardziej ustronne miejsce dla gości specjalnych, które załatwił bez
problemu Uzumaki. Ma trochę znajomości to tu, to tam i nie omieszka z nich
skorzystać przy każdej okazji, nawet jeśli chodzi o błahą sprawę. Spojrzałem do
tyłu kątem oka. Sakura szła zmęczona z udręczoną miną. Nic nie mówiła, ale jej
postawa… Emanowała swoją niechęcią do dzisiejszego nocnego wyjścia. Nie dziwie
się jej, studia i praktyka lekarska dają w kość, a jeśli ma się wolne to raczej
ma się ochotę odpocząć a nie skakać w klubach. Jednak chęć spotkania się z
przyjaciółmi to tylko część prawdy, mam coś tutaj do odebrania. Jednak nie tym
powinienem zaprzątać sobie myśli. Potrząsnąłem delikatnie głową, aby skupić się
na tym, co tu i teraz. Ścisnąłem delikatną dłoń Sakury, a w jej szmaragdowych
zmęczonych oczach zauważyłem zdziwienie. Ech... Ona nawet nie ma pojęcia, jak
działa na mężczyzn. Ubrana dość zwyczajnie jak na klub, w porównaniu do innych
dziewczyn, nadal rzucała się w oczy. Czarne spodnie, obcisłe na wysoki stan,
biała dopasowana bluzka i na to skórzana kurtka. Delikatny makijaż dający efekt
świeżości i minimalna biżuteria. Jej proporcje, talia i piersi były
wyeksponowane, ale w dobrym guście. Taki typ kobiety, do której nim się
podejdzie to kilkukrotnie sprawdzi się podryw na „jednorazówce”... Fala
różowych włosów w świetle neonów rzucała się w oczy niczym bogini. Westchnąłem.
Za dużo o niej myślałem, stawała się moją obsesją, a tego obawiałem się niemal
każdego dnia. Gdy przepchnąłem nas przez tłumy ludzi, a burza w moim umyśle
została zagłuszona przez muzykę taneczną zauważyłem blond czuprynę a obok niego
brązowe, sterczące kudły Kiby.
- No w końcu, kopciuchu! – usłyszałem nieco bełkotliwy głos swojego kumpla.
Przyjrzałem mu się badawczo; wstawiony był bez dwóch zdań. Szczerzył się od
ucha do ucha, a oczy miał już tak małe, że ledwo widoczne. Dziwne, że mnie
zauważył. Spojrzałem na stojącą obok mnie Haruno, która czuła się zagubiona i
zaniedbana, lecz mimo to starała się uśmiechać.
- Witam – powiedziałem. Podałem każdemu na loży rękę w geście przywitania, ale
niektórzy mogli już nie kontaktować, bo tylko się śmiali.
- Sakura-chan! – nim się spostrzegłem Naruto trzymał różowowłosą w ramionach i
okręcił się z nią wokół własnej osi. Gdy
zauważyłem jej roześmianą twarz, coś mnie tknęło. Przyglądałem się, jak
przytulają się do siebie i śmieją na „dzień dobry” zastanawiając się, od kiedy
to są w takich dobrych relacjach. Chciałem ją odciągnąć od niego, ale pomimo
tego, że w środku wrzałem, to na zewnątrz zachowywałem spokój. Jak na Uchihe
przystało.
- Czyżby zazdrość? – usłyszałem sarkastyczny kobiecy głos. Uniosłem wzrok i
zauważyłem Karin, ubraną w czerwoną kusą, wręcz zbyt kusą, sukienkę.
Przyjrzałem się jej pozie z założonymi rękami pod piersiami, które sztucznie
eksponowała. Podrapałem się w kark z zażenowania; jej wzrok, ton i postawa
ciała były zbyt natarczywe, niepasujące do niej. Jakby chciała mnie uwieść, ale
w końcu to Karin, znamy się od dawien dawna. Moje myśli stają się kuriozalne i
nie do wytrzymania. Czy to wszystko przez Haruno?
- Nie, chodźmy – mruknąłem. Przepuściła mnie pierwszego i kroczyła za mną z
dumnie podniesioną głową, kręcąc biodrami.
4.
Rozmawiając z podpitym Naruto trochę się rozluźniłam, mając przy sobie chociaż
jedną, życzliwą personę. Kątem oka zerkałam co chwilę na witającego się Sasuke
ze swoimi przyjaciółmi. Miałam wrażenie, że nie zauważa mojej osoby, albo
umyślnie ignoruje. Gdy jesteśmy razem, tylko my, to jest jak w raju, ale między
ludźmi... To już inna kwestia. Staje się dość osobliwy, chłodny i
zdystansowany, ale nie bojący się pokazać, jeśli uważa to za konieczność, przy
kim jest moje miejsce. Dziwnie się czuję tak go obserwując, już nawet nie
pamiętam, jak to było bez niego, jak żyłam i czym się zajmowałam. Teraz chcę
zapełniać nim każdą swoją wolną chwilę, ale czy to uczucie jest odwzajemniane?
Kolejny raz mój wzrok powędrował w stronę Uchihy, a moje serce najpierw się
zatrzymało, a potem zaczęło bić szybciej. Widziałam tylko jego plecy, jak znika
gdzieś wśród ludzi z tą rudą, dziwną siksą. Widać było, że znają się nie od
dziś. Coś mnie zakuło, czy to zazdrość?
- Naruto – mruknęłam, udając śmiech, chociaż wcale nie było mi do śmiechu.
Jednak nie chciałam urazić mojego towarzysza. Żartował i bełkotał na przemian,
umilając mój czas. Miałam wrażenie, że nawet stara się niezdarnie ze mną
flirtować. Akurat to było zabawne, ale również słodkie.
- No, no, no! – usłyszałam brawa. Odwróciłam się zaciekawiona – Panno Haruno,
super buty! – Ino taksowała mnie wzrokiem z góry na dół, a także na odwrót. –
Piruecik poproszę – zaśmiała się. A ja na zawołanie, wstałam i obróciłam się z
gracją. Uświadomiłam sobie w tym momencie, że chodzenie na szpilkach idzie mi
coraz lepiej.
-I jak? – zapytałam pozując niczym
aniołek Victoria’s Secret, chociaż z gorszą figurą i niższym wzrostem.
- Jak dla mnie – wtrącił Uzumaki. – Możesz zostać moją żoną! – wykrzyczał i
czknął. Wziął kufel piwa, puścił oko i wrócił do swoich kumpli oraz chłopaka
Yamanaki.
- Hola, hola – szepnęła mi konspiracyjnie mi na ucho. – Czy mi się tylko
wydaje, czy on cię podrywał?
- Albo gdzieś przez przypadek wypił czysty etanol? I klepki w głowie mu się
poprzestawiały? – zakpiłam. – I co? – dopytywałam i wskazałam na swoje buty,
czarne wiązane na kostce sandałki na szpilce. Piękne, dostałam je kiedyś od
Ino, bo zły numer buta zamówiła z Internetu. Dla niej za małe, a dla mnie idealne. Można powiedzieć, że to
ona mnie ubierała, w sumie nadal ubiera; gdyby nie ta kobieta to chodziłabym do
śmierci w rurkach, bluzach i trampkach, nie wiedziałabym, co to pełny makijaż,
ani nie znała różnicy między pudrem a podkładem. Zaśmiałam się ze swoich myśli,
bo w końcu ta wielkoduszna istota była mi teraz jak rodzina. Jedyna, prawdziwa
jaką mam.
- Chodźmy na parkiet, piękna! – złapała mnie za nadgarstek i zaczęła ciągnąć w
dół. Szczerze powiedziawszy nawet nie zauważyłam, że loża była na wyższym
poziomie niż tańce. Jednak gdy tam wpadłyśmy, wlałyśmy się w to morze ludzi, od
razu złapałyśmy rytm. Muzyka nas niosła, a ciała wiły się, niekiedy ocierając
się o nieznajomych. Śmiałyśmy się i bawiłyśmy, jak małolaty, którym udało się
wejść pomimo za niskiego wieku. Krzyczałyśmy i śpiewałyśmy, stare czy nowe
przeboje – nie miało to znaczenia. Zapomniałam nawet o Sasuke, tak dobrze się
bawiłam. Złapałam Ino za nadgarstek i zaczęłam ciągnąć do baru. Miałam wielką
ochotę na alkohol, na drinka, na coś mocnego. Miała spalić mi przełyk i
rozprowadzić ciepło w podbrzuszu, chciałam poczuć gorycz, a potem pozbyć się
hamulców.
- Kamikaze – krzyknęłam do przystojnego barmana i w mgnieniu oka miałyśmy
zamówienie. Wcisnęłyśmy się od ściany, zajęłyśmy stołki barowe, rozdzieliłyśmy
kieliszki. – Za nas! – krzyknęłam i wlałam sobie w gardło niebieską ciecz.
Zanim blondynka się spostrzegła trzymałam już kolejny kieliszek w dłoni.
Doszedł do mnie tylko jej przytłumiony perlisty śmiech, a potem zamówiłam raz
jeszcze to samo.
- Wariatko! – krzyknęła, rozbawiona moim dzisiejszym podejściem. Dochodziła
pierwsza w nocy, DJ właśnie to obwieścił pijanym i zmęczonym ludziom.
- Czasami można! Chcę dziś poczuć się jak dawniej na imprezach z tobą –
zakpiłam. – przed Kibą! – buchnęłam śmiechem. Jej niebieskie, przymglone oczy
obserwowały mnie. Zagryzła czerwone, matowe usta, po czym uśmiechnęła się
zwycięsko. Poprawiła spięte w kitkę włosy i swoją czarną dopasowaną sukienkę,
założyła nogę na nogę i wygięła się seksownie. Ciekawiło mnie co kombinuje.
-Przed Kibą – zaczęła obscenicznie wypinając swoją pierś do przodu – Byłoby tak
moja droga – szepnęła między nami. Odwróciła się i puknęła swoim wymalowanym
paznokciem pierwszego gościa przy barze, którego była w stanie ze swojej
pozycja dotknąć. – Hej, dasz mi swój numer? – po czym puściła oczko. Facet
przyjrzał się jej, przebiegł od stóp po czubek głowy. Poczułam się zażenowana,
ale Ino nie traciła rezonu. Gdy facet miał jej coś w końcu odpowiedzieć, ona
udała zamyślenie. Nie powiem, całkiem urodziwy, ale raczej nie szukał miłości.
– Wiesz, co? – zaczęła słodko Yamanaka, a tym samym wyrwała mnie z rozmyślań. –
Rozmyśliłam się – powiedziała to z uśmiechem na ustach i odwróciła się do mnie.
Jej oczy mówiły jasno, że ledwo powstrzymuje się od wybuchnięcia śmiechem.
- Bru-tal – ruszyłam ustami w jej kierunku. Machnęła tylko dłonią, wypiłyśmy
jeszcze jedną kolejkę i wróciłyśmy na parkiet.
5.
Obserwowałem ją, jak tańczyła z laską Inuzuki, a mężczyźni wokół nich tylko
szukali okazji by gdzieś je podłapać. Wydawały się nie zwracać na nich uwagi
będąc we własnym świecie. Chyba także zapomniała z kim przyszłą tutaj, a także
że wcale nie miała na to wcześniej ochoty.
- Bawią się, co? – zapytał Kiba. Podał mi szklankę z whiskey z lodem, mruknąłem
coś tylko niezrozumiale w odpowiedzi. nie odwracając wzroku od tej różowowłosej
landryny. Irytowała mnie. – Chyba nawet zapomniały, że z nami tutaj przyszły –
zaśmiał się, klepiąc mnie w ramie. Zastanawiałem się, czemu jest taki
wyluzowany, ponoć snuje plany z tą panną... Mnie ściska od środka, gdy bawi się
w najlepsze i nie zwraca uwagi na te wymowne gesty mężczyzn wokół nich.
Wparowałbym tam, zabrał ją i zganił. Nie chcę tracić twarzy, nie będę robić z
siebie idioty i zazdrosnego gówniarza. Poza tym jesteśmy tak krótko ze sobą, że
to byłoby śmieszne zachowanie. Mogłaby mnie odebrać jako osaczającego dupka i
zostawiła pokazując środkowy palec.
- Nie denerwuje cię to? – powiedziałem to luźnym tonem, a na ustach zagościł
zawadiacki uśmiech. Przyjąłem najluźniejszą pozę, na jaką było mnie stać.
- Nie, bo jestem jej pewien – odparł Kiba i wrócił do stolika. Spojrzałem
jeszcze raz na Sakurę, tę która robi ze mnie coś dziwnego, wyzwala ze mnie
najlepsze i najgorsze uczucia. Może ma rację? Ta sytuacja powinna mnie bawić.
Piękna, młoda kobieta wśród mężczyzn, którzy tylko ślinią się do niej i marzą o
niej, a ona nie zwraca na nich najmniejszej uwagi. Gdy się wybawi i tak wróci
do mnie, do mojego łóżka i znajdzie wszystko, czego chcę w moich ramionach.
Najważniejsze jest to, że na mnie czekała, a ja dostałem to, co Karin miała dla
mnie zrobić.
6.
Przyglądałam się trochę jemu i trochę jej. Czuć i kroić w powietrzu można było
chemię, która jest między nimi... Sasuke co chwilę sprawdzał, gdzie ona jest,
co robi i wyglądał na rozdrażnionego faktem, iż nie jest przy jego boku. A ta
Haruno... Nie mogłam odmówić jej urody, ani stylu czy gracji. Była młodsza od
nas, trochę zagubiona, a jedyny kontakt miała z Naruto i tą swoją przyjaciółką
Yamanaką. Swoją drogą złapała jako przyjaciółkę grubą szychę i przyszłą
spadkobierczynię niemałej fortuny... Ale czy Yamanaka była takim samym
charakterkiem, jak jej matka? Chyba nie. Widać było, że są bardziej dla siebie
siostrami, niż koleżankami. Zazdrościłam im takiej zażyłości, ja nie miałam
żadnej przyjaciółki. Jeśli już to przyjaciół, którzy nawet nie patrzyli na
mnie, jak na kobietę.
- Załatwiłaś już to? – usłyszałam cierpki, męski głos. Spojrzałam wilkiem na
Juugo, przyjrzałam się jego surowej urodzie. Cały na czarno z ciężką, skórzaną
kurtką. Upiłam łyk drinka i podeszłam do niego. Wzruszyłam ramionami.
- Wiesz, jaki jest Sasuke - westchnęłam
pełną piersią. – Jak coś chce, to to dostaje – dopowiedziałam naciskając na
ostatnie słowo. Juugo tylko kiwnął porozumiewawczo głową. Cóż... Szperaliśmy
już nie raz w jego drzewie genealogicznym, ale wiele rzeczy zostało usunięte. Nie
doszliśmy nigdy przez kogo, ani dlaczego, ale oboje mieliśmy pewne podejrzenia.
Dlatego sprawa Sasuke tak nas pochłaniała, była nam pod pewnymi względami
bliska. Ułożyłam sukienkę, która podniosła się niebezpiecznie wysoko. Spojrzałam
w lustro na filarze, poczym poprawiłam włosy, cała moja sylwetka była w kolorze
fioletowo-niebieskim od neonów. – Znalazł ją Juugo i zrobi wszystko, by tym
razem było inaczej. Oboje to wiemy – mruknęłam. Skierowałam się zrezygnowana do
wyjścia, a on ruszył za mną. Szliśmy w milczeniu, a rudowłosy wydawał się
zastanawiać na moimi słowami.
- Czy coś może nie wypalić tym razem, Karin? – zapytał mimochodem. Nie
wiedziałam czy skierował to pytanie do mnie, czy w przestrzeń wypowiedział
swoje przemyślenia. Byliśmy dziwni, wierzyliśmy w rzeczy, z których wiele ludzi
się śmieje. Przepowiednie, wróżki, sny…
- Jak już to coś z nią, ale nie ma zagrożenia już – mruknęłam przywołując przed
oczyma jej obraz, ale nie tylko. Tak, jedynie jej coś mogłoby się wydarzyć. –
Zastanawiałeś się kiedykolwiek Juugo, czy on ma pojęcie, że my o tym wiemy? –
zapytałam, zarzucając na siebie długi płaszcz. Jego oczy zaświeciły żywym
fioletem, kolor ten przywodził na myśl fiołki. Uśmiechnęłam się pod nosem.
Spojrzeliśmy po sobie smutno.
- Nie pamięta jej, nie pamięta nic – skwitował niechętnie i wyszedł w rześką
noc. Sardoniczny uśmiech pojawił się mimowolnie na moich ustach, bo przecież
Sasuke nie ma czego pamiętać, jeśli chodzi o nas. Chyba ciężko przełknąć
niektórym tę prawdę... Pokręciłam przecząco głową i ruszyłam w jego ślad. W
czarną noc, która doskonale wie co panuje w naszych wnętrzach.
7.
Jeśli mam być szczery to Sakura działała mi obecnie na nerwy. Jej nerwowo-pijacki
śmiech przyprawiał mnie o ból głowy, a jej wyraźna niechęć oderwania się od tej
blondynki strasznie mnie irytowała. Jakby tego było mało, Naruto tulił się do
podpitej Sakury bez skrupułów, tak jakby mnie tu nie było. Zaciskałem i
rozprostowywałem palce u rąk, starałem się rozluźnić szczękę. Powstrzymywałem
ostatkami woli zdrowego rozsądku od szarpnięcia Sakury i wykrzyczenia w twarz,
czyja jest i aby się nie zapominała. Mam ją, jestem jej, a ona moja.
Tylko. Wolałbym by Naruto uszanował jej
wybór, jednak chyba alkohol zadziałał zbyt mocno. Zaczyna pokazywać swoje
pragnienia w dość nachalny sposób, nawet się nie kontrolując. A ona, naiwna,
niczego nie zauważa. Spojrzałem na Kibę,
którego przytulanie Uzumakiego w ogóle nie raziło. Na Shikamaru i jakichś
innych gości nie nie zwracałem uwagi. Karin i Juugo już nie było, ale co mnie
to obchodzi. To jej życie, a tego mężczyznę kojarzę trzy po trzy, nawet nie
wiem skąd się znają.
Bawiłem się kluczykami od auta w dłoni. Wszyscy
zaczęli się zbierać, a ja miałem ochotę znaleźć już się w łóżku i odpoczywać.
Sen, ciepło jej ciała, zresetowanie myśli. Jedyna potrzeba na zwieńczenia dnia.
- Sakura – zwróciłem się do niej chłodno. I o dziwo, poskutkowało. Jej
zdziwione spojrzenie spoczęło na mnie delikatnie. Jakby nie do końca wiedziała,
czego może teraz oczekiwać po mnie. Skinąłem głową w kierunku wyjścia, a ona
zrozumiała bez słów. Dalej wszystko poszło wartko. Wstaliśmy, Naruto w końcu
odkleił się od ramienia mojej kobiety, pożegnaliśmy się i ruszyliśmy w kierunku
samochodu. Otworzyłem przed nią drzwi, a sam wsiadłem za kierownicę. Deszcz
bębnił o przednią szybę.
- Piłeś – powiedziała niechętnie z głową opartą o zagłówek i przymkniętymi
powiekami. Oddychała miarowo, a ton jej głosu zdradzał oskarżenie w moim
kierunku. Nie wyglądała jednak, aby miała zamiar zrobić mi tutaj wykład na
temat zagrożeń wsiadania za kółko po alkoholu.
-I? – rzuciłem. Zero uczuć, zero podlizywania się. Mam dość, czułem że muszę ją
pilnować i absolutnie nie rozpieszczać czułymi słówkami. Cały wieczór wewnątrz
mnie siedziała myśl „Pilnuj jej!”, jakby miało coś się stać. Jej, nie mnie. Czy
chciałaby mnie zdradzić – nie wiem. Nie znałem jej na tyle, aby to ocenić, ale
wątpiłem. Była zbyt szczera w swoich reakcjach, w swoich emocjach... Wiem, że
to nie jej wina, ale ta niechęć nie powinna się na niej odbijać. To moje myśli,
podsycane tym co dostałem od Karin. Tym co mogę tam znaleźć, przeczytać. Tylko
dlaczego zaczynam zachowywać się tak obcesowo w jej kierunku?
Weszliśmy podpici do mieszkania. Nie rozmawialiśmy przez całą drogę, a w końcu
gdy padliśmy odświeżeni na pościel, poczułem błogość nie-do-opisania.
Przyglądałem się jej spokojnemu obliczu. Anielica. Oddychała miarowo, ręką
miażdżyła swój policzek, ale to tylko dodawało jej uroku. Westchnąłem;
powinienem powstrzymywać swoją oschłość w stosunku do niej, ale fakt, że nie
mogłem jej kontrolować mnie mierziła.
- Co cię gryzie? – w głowie znienacka zadźwięczał mi jej melodyjny, spokojny
głos. Gdy na nią spojrzałem, jej szmaragdowe tęczówki przytomnie mi się
przyglądały. Analizowała mnie, próbowała przedrzeć się do środka. Tylko czy ja
sam wiedziałem, co jest nie tak?
8.
Wstałam następnego dnia wczesnym rankiem, o dziwo wyspana i bez kaca. Zrobiłam
śniadanie, zaparzyłam gorącą herbatę, do której tęskniłam i której mi
brakowało. W brzuchu mi burczało, więc szybko zaspokoiłam swoje potrzeby, nieco
zbyt łapczywie. Po posiłku wzięłam gorący kubek i postawiłam go na stoliku
nocnym, po jednej stronie. Sasuke spał, jego czarne włosy okalały kark i
policzek, spadały na oczy, a końcówki mieszały się z jego długimi rzęsami.
Przejechałam dłonią po jego ramieniu. Zbliżyłam się do ucha.
- Sasuke, kawa – mruknęłam delikatnie. Czekałam, ale wiedziałam, że nie
wstanie. Nie powie co jest nie tak. Wczoraj udawał, że zasnął, a dziś będę
udawać, że śpi. Mało dojrzałe podejście. Wstałam, ekspresowo się ogarnęłam, nie
zwracając nawet uwagi na obrażonego Uchihe. Zarzuciłam plecak na ramię i
wyszłam. Po prostu opuściłam jego mieszkanie bez słowa, bo nie miałam pomysłu,
co mogłabym robić w pustych, czterech ścianach. Wracałam do akademika, bo tylko
tam się teraz widziałam. Może uda mi się spotkać TenTen i porozmawiać...
Obecność Sasuke napawała mnie dziś uczuciem dyskomfortu. Gdybym z nim została,
na pewno zapytałabym o to co powiedział mi Naruto. A brzmiało to dziwnie, zbyt
odstraszająco... Być może zabawny blondynek chciał mnie tylko zniechęcić do
tego diabła w ludzkiej skórze, a być może miał w intencji moje dobro. Szłam,
oddychałam świeżym powietrzem, rozmyślałam. Mogłam robić już tylko to. Nie
rzucałam słów w eter, nie wypowiedziałam na głos swych myśli, nie powtórzyłam
słów Uzumakiego. A brzmiały okropnie, nie mogłam dokładnie ich przywołać w
pamięci. Skoro tak było, czy było to aż tak ważne?
„Pamiętaj Sakura-chan, miej się na
baczności. Sasuke to mój kumpel, a jeśli mu na czymś zależy to kroczy po to,
nawet po trupach. Zaczyna być zaborczy, chcę dominować. Uwielbiam go, ale
kobieta, która go zechcę musi zostać świętą podporządkowaną. Zgadzać się z nim.
Podobny jest do swojej matki, może nawet aż za. Może to w tym tkwi problem i
nie zaznał nigdy szczęścia, a może nawet nigdy nie zaznał prawdziwej miłości.”
Tak, to było coś takiego.