GŁUCHY KRZYK ROZPACZY
1.
Głuchy, pusty huk rozniósł się echem po mieszkaniu. Kolejno nastawała cisza w pomieszczeniach, która była przerywana jedynie niespokojnym, ciężkim oddechem Sasuke. Piekł mnie cały policzek, do którego przykleiły się moje wilgotne, różowe włosy. Ból fizyczny nie był aż tak silny, jednakże bardziej bolała sama świadomość czynu, do którego ten mężczyzna się dopuścił; świadomość jak daleko się posunął. Czy on poczuł pozwolenie na to co właśnie zrobił, czy to może ja dawałam jakieś znaki, że można tak ze mną postępować? Na ustach zawitał mi sardoniczny uśmiech wywołany wspomnieniami mojej własnej matki i jej męża, a w kąciku ust poczułam metaliczny, cierpki posmak krwi.
Głuchy, pusty huk rozniósł się echem po mieszkaniu. Kolejno nastawała cisza w pomieszczeniach, która była przerywana jedynie niespokojnym, ciężkim oddechem Sasuke. Piekł mnie cały policzek, do którego przykleiły się moje wilgotne, różowe włosy. Ból fizyczny nie był aż tak silny, jednakże bardziej bolała sama świadomość czynu, do którego ten mężczyzna się dopuścił; świadomość jak daleko się posunął. Czy on poczuł pozwolenie na to co właśnie zrobił, czy to może ja dawałam jakieś znaki, że można tak ze mną postępować? Na ustach zawitał mi sardoniczny uśmiech wywołany wspomnieniami mojej własnej matki i jej męża, a w kąciku ust poczułam metaliczny, cierpki posmak krwi.
Ponoć dzieci, które widziały przemoc domową same wpadają
w taką pułapkę, tak jakby nie znały innego obrazu pełnej rodziny i związku z
mężczyzną. Chyba jestem tego żywym przykładem. Przetarłam wierzchem dłoni wargi
i wyprostowałam głowę. Spojrzałam prosto w rozszerzone czarne oczy; ich wyraz
był nieprzenikniony. Chyba ich właściciel sam nie dowierzał w to, co właśnie
zrobił. Wyglądał na sparaliżowanego. Gentlemen? Dobre sobie! Maska jaką tworzył
wokół siebie opadła w najmniej dogodnym dla niego momencie. Spoglądałam na
niego hardo na tyle, ile starczyło mi odwagi. Szkoda, że nie było jej we mnie
wiele.
- Jesteś moim największym koszmarem Sasuke – wyrzuciłam z
siebie tępo utrzymując kontakt wzrokowy. Miałam wrażenie, że jego puste
tęczówki należą do innej osoby. Do obcego Sasuke. Nie tego mężczyznę poznałam,
nie w nim się zauroczyłam. I nagle, niespodziewanie, przed oczami pojawiła mi
się postać arystokratycznej damy w obszernej, balowej sukni. Z czarnymi włosami
elegancko ułożonymi a dla kontrastu - z nożem w dłoni i chęcią mordu wypisaną
na jej twarzy. Znałam to spojrzenie. Prawdziwy obrazek z mych koszmarów, tyle
że doświadczam go na jawie od mężczyzny, który wydawałoby się, że chciał mnie
chronić. – Chociaż Ci ulżyło dupku? – warknęłam w jego stronę zachrypniętym
głosem. Gardło miałam ściśnięte, czułam jak mięśnie krtani są napięte jak
struny. Wyglądał jakby oprzytomniał, a moje słowa dotarły do tej pustej głowy
prowincjonalnego bufona. Spoglądał na mnie, a jego źrenice rozszerzyły się do
granic możliwości. Wzrok skakał z prawej strony mojej twarzy na lewą, lustrując
mnie niczym arcydzieło. Jednakże wydaję mi się, że na to już za późno...
Ruszyłam do sypialni po swoją torebkę, którą szybko, niestarannie przewiesiłam
przez ramię. Naciągnęłam skarpetki na stopy, dwie różne, ale kogo to teraz obchodzi?
Wsunęłam stopy w buty i wyszłam na korytarz, po czym zarzuciłam kurtkę i
podeszłam do drzwi. Szarpnęłam za klamkę raz, drugi, trzeci i do jasnej cholery
nic się nie dzieję. Spojrzałam na górny zamek, następnie go przekręciłam i znów
chwyciłam za klamkę – kolejne fiasko. Przeklęłam siarczyście pod nosem tracąc
równowagę i cierpliwość, a miałam tego niewiele w zanadrzu.
- Nie wyjdziesz stąd, Sakura – usłyszałam zachrypnięty
szept. Skurwysyn jeszcze ma czelność ustawiać jakieś reguły! O proszę! Walnęłam
pięścią w drzwi kolejny raz i kolejny, ale para złej energii ze mnie nie uszła.
Wręcz na odwrót - im więcej waliłam w nie, tym więcej się tego negatywnego
napięcia we mnie kumulowało. Nawet nie odwróciłam się w jego stronę.
- Wypuść mnie cholerny popaprańcu! – warknęłam twarzą
zwróconą w stronę drzwi. Nic, cisza. Jakbym rozmawiała z kukłą. Agresja
rozpierała mnie od środka, a dobrze wiedziałam, że to nie jest wyjście. W
głowie miałam tylko jedno „Nie być kolejną statystyką w bazie danych o przemocy
domowej lub wśród młodych par poniżej 30 roku życia”. Kopnęłam w drzwi, ale
wiedziałam że to na nic się zda. Jednak... Jest szansa gdyby któryś z sąsiadów
zainterweniował! Potarłam dłońmi sfrustrowaną do granic możliwości twarz. I
wtedy zesztywniałam czując jego ręce oplatające moją talię. W jeden chwili
zebrało mi się na mdłości; to nie było przyjemne ciepło bijące od mężczyzny,
gdy kobieta szuka w jego ramionach pocieszenia i bezpieczeństwa. To było
odrażające. Czułam się jak złapana w sidła spłoszona łania. Łania, która
potrafi tylko zastygnąć w bezruchu z szeroko otwartymi ślepiami.
2.
Tuliłem ją z całych sił do siebie... Nie chciałem tego zrobić, to był impuls, ręka sama poleciała. Po prostu wyżyłem na niej całą swoją frustrację, złość, niespełnione oczekiwania, ale wiem, że to nie jest wytłumaczenie. Takie czyny nie powinny mieć miejsca! Ta drobna kobieta, którą starałem się teraz uspokoić, na sam mój dotyk wierzgała się z całych swych sił. Moje zmysły były na tyle przytłumione, że nic nie odczuwałem. Tak jakbym zasłużył na to. Jakby miała prawo mi „oddać”. Nie czułem nic - ani jej kopnięć, ani paznokci wbijających się w skórę, ani nie słyszałem jej słów. Nie liczyło się to czy mnie obrażała, wyzywała, a nawet sama próbowała uderzyć.
Tuliłem ją z całych sił do siebie... Nie chciałem tego zrobić, to był impuls, ręka sama poleciała. Po prostu wyżyłem na niej całą swoją frustrację, złość, niespełnione oczekiwania, ale wiem, że to nie jest wytłumaczenie. Takie czyny nie powinny mieć miejsca! Ta drobna kobieta, którą starałem się teraz uspokoić, na sam mój dotyk wierzgała się z całych swych sił. Moje zmysły były na tyle przytłumione, że nic nie odczuwałem. Tak jakbym zasłużył na to. Jakby miała prawo mi „oddać”. Nie czułem nic - ani jej kopnięć, ani paznokci wbijających się w skórę, ani nie słyszałem jej słów. Nie liczyło się to czy mnie obrażała, wyzywała, a nawet sama próbowała uderzyć.
To nie tak miało się potoczyć i nie dam jej odejść bez
wyjaśnień. Czułem się rozdarty, bo chciałem dobrze. Chciałem by między nami
zapanowała namiętność i przywiązanie. A zraniłem ją, byłem najgorszym z
najgorszych. Upadłem na kolana przed nią, moje ciało zachowywało się instynktownie.
Niczym się nie kierowałem, nie miałem żadnych myśli w głowie, to był odruch
bezwarunkowy. Jednocześnie trzymałem w żelaznym uścisku jej chude nogi. Co
mogłem więcej zrobić? Czułem jak zamiera, jak oddech więźnie w jej klatce
piersiowej. Czy stopniał jej opór? Wątpiłem. Czułem jak podnosi nogi, ale to na
nic się zdaje, jak stara się mnie odepchnąć, jak szarpie za górną część mojego
ubrania. Całą sobą mówiła „odejdź”, wręcz wrzeszczała. Czy miałem prawo jej
tego zabraniać? Czy moje starania są dla niej niewystarczające? Dam jej dom,
pieniądze, siebie! Wszystko do jasnej cholery, a ona tego nie widzi! Coś we
mnie ponownie się zagotowało, więc wziąłem kilka głębszych, palących w płuca
wdechów. Już raz emocje mnie zgubiły.
- Przepraszam – sapnąłem głucho w eter. Na nic więcej
mnie nie było stać.
3.
Moje ciało zesztywniało. Nie mogłam ruszyć się z miejsca,
a wiedziałam, że muszę. Muszę go opuścić. Muszę! Ból fizyczny? Nie był aż tak
wielki, by go nie znieść. Ból psychiczny? Rozdzierał serce i duszę na kawałki.
Ten sny, te wizje, te wspomnienia… Cokolwiek to jest, cokolwiek nawiedza mój
umysł w nocy ma rację. Ta miłość mnie zabija i będzie zabijać. Jeśli w snach to
naprawdę byłam „ja”... Jeśli ktoś wierzy w reinkarnację... To nie będzie ona
dla mnie szczęśliwa dopóki ten mężczyzna, który padł przede mną, nie zostawi
mnie w spokoju. Dopóki nie przejrzy na oczy.
Czy ja w to wierzę? Tak, coraz mocniej. I tego się muszę
trzymać. Złapałam go za barki i kolejny raz spróbowałam odepchnąć. Puścił. Nie
miałam jednak odwagi na niego spojrzeć. Nie chciałam nawet tego zrobić. Podłoga
zaskrzypiała pod nim, gdy ten wstawał. Następnie usłyszałam brzęk kluczy i
zgrzyt otwieranego zamka, jednak drzwi nie otworzył. Zagryzłam wargę. Mimo
tego, co zaszło cały czas chciał, żeby została. Miał nadzieję, że zostanę.
Jakie to popaprane! Odwróciłam się na pięcie; nie mogłam na niego spojrzeć, bo
coś w głębi mnie mówiło, że zostanę jeśli tylko to zrobię.
- Chcę tylko, żebyś było szczęśliwa – usłyszałam, gdy
zamykałam za sobą drzwi. Jego głos był inny. Drżał, nie był taki pewny siebie
ani arogancki, co bardzo do Sasuke nie pasowało. Lecz to już nie ma znaczenia -
muszę myśleć o sobie. Myślenie o mężczyźnie, jako o najważniejszym w życiu
nigdy nic dobrego kobietom w mojej rodzinie nie przynosiło. Musiałam
przewietrzyć umysł, dać wyraz frustracji i odizolować się od niego. Kolejny
raz, kolejny raz zostawiam go za sobą. Ile razy jeszcze to zrobię? Czy moja
każda relacja z mężczyzną już taka będzie?
Jedyną osobą, przy której mogłam dać upust swojej
frustracji (a jednocześnie ta osoba za wiele nie zauważy pochłonięta swoim
życiem i sprawami) była Ino i jakiekolwiek miejsce, gdzie mogłam z nią
porozmawiać sam na sam. Najbardziej myślałam o tym, aby zamknąć się w pokoju z
winem, ale jeśli Yamanaka wyciąga mnie na miasto to muszę się zgodzić. Fakt, że
ubrałam się cała na czarno tylko potęgował jej irytację, ale dała się ugłaskać
botkami zamiast trampek. Niech się cieszy z tego kompromisu, rzadko chodzę na
obcasach. Ale czarne rurki na wysoki stan i czarne body na długi rękaw,
rozpuszczone falujące różowe włosy to jednak jest to. Wyglądam szczupło jak
nigdy. Tak. Muszę dbać o swoją samoocenę.
- Kiba mi mówił, że Sasuke nie będzie – mruknęła niby
obojętnie, gdy szłyśmy ulicą już niedaleko baru. Udawanie niezainteresowanej
szło jej kiepsko, jak zawsze zresztą. Może gdyby przestała oglądać z udawanym
zachwytem swoje paznokcie to by nikt jej tak szybko nie potrafił rozszyfrować,
ale po co jej o tym mówić i robić sobie pod górkę? Poza tym wyglądała dziś olśniewająco,
co nie uszło mojej uwadze. Ciemnojeansowa koszula i beżowe szpilki wyglądały na
niej rewelacyjnie. Cóż... Jak ma się taką figurę, jak Yamanaka to nic trudnego
- nawet w szmatach wyglądałaby pięknie. A gdy do tego dodać błękitne,, duże
oczy, które w ogóle nie wyglądają jak nasze azjatyckie migdały i blond włosy po
pas… Każdy mężczyzna się za nią ogląda z rozwartą buzią, a kobiety z piorunami
w oczach z szalejącej zazdrości. Farciara! Urodę ma po ojcu emigrancie, co
wszystko tłumaczy. – Ziemia do Sakury, haaalooo! – potrząsnęłam głową, gdy ta
rozbawiona machała mi swoimi smukłymi palcami przed twarzą. Chrząknęłam. – No
więc? – dodała spoglądając na mnie wyczekująco.
- Nie mam pojęcia, to jego znajomy – odpowiedziałam
znudzona. Byłam z siebie dumna, że nie załamał mi się głos, że nie dałam znaku
jakiejkolwiek negatywnej emocji do jego osoby. Muszę być neutralna, zachowywać
spokój i eliminować z życia złe emocje. Czułam na sobie podejrzliwy wzrok
przyjaciółki, ale miałam wrażenie, że odechciało jej się drążyć temat po mojej
odpowiedzi. Uwierzyła mi? Oby! Nie pamiętam bym kiedyś tak szybko i gładko
powiedziało komuś kłamstewko. Poza tym nie wszyscy o wszystkim muszą wiedzieć.
- Ech, szkoda – zamyśliła się Ino. Robiła zawsze przy tym
zabawne miny, więc uśmiech sam niepostrzeżenie wtargnął na moje usta.
Towarzystwo z nią to bujanie w chmurach. Jest potrzebne, ona jest mi w życiu
potrzebna. Nieważne ile bym jej nie widziała – nie miało to dla mnie znaczenia.
Była moją bratnią duszą, tylko w typie hulanki i rozmarzonej księżniczki. Można
się na nią denerwować, złościć, wściekać a nawet dogryzać, ale jak mam zły
dzień to jej towarzystwo jest najlepszą ucieczką w krainę pod nazwą „Zero
stresu”. – Cóż, jakby nie było Kiba ma sporo kolegów – szturchnęła mnie w bok.
– No wiesz, całkiem-całkiem – zaśmiała się.
- Ino! – delikatnie uderzyłam ją w czoło. Była
niepoprawna, jak zwykle z resztą.
- No to określ, co łączy Cię z tym gburem Sasuke, który
swoją drogą jest niezłym ciasteczkiem, a przestanę Cię swatać z innymi –
wytknęła mi dumna ze swych obserwacji. – A ten Naruto? – zagaiła, nie robiąc
nawet pauzy na oddech. - Zabawny ciołek i zbudowany, jak trzeba – poruszyła
brwiami w górę i w dół. Bawiło mnie to. To jej nienachalne poczucie humoru i
charyzma. Oderwała mnie od spraw, nad którymi nie mam najmniejszej ochoty się
użalać.
- Gbur gbura zawsze znajdzie – zażartowałam. Otworzyłam
przed przyjaciółką drzwi i weszłyśmy do restauracji sushi. Cóż... to raczej nie
bar, gdzie idzie się na piwo. Poczułam się nie na miejscu, nie pasująca tutaj.
Nie stać mnie na taką ekstrawagancję. Zrobiłam krok w tył zelektryzowana.
Czerwień ogromnego pomieszczenia zaczęła mnie przytłaczać. Były okrągłe
stoliki, a także obszerny bar wokół którego pływały łódki z sushi w delikatnym
strumyku. Zrobiłam odruchowo kolejny krok w tył, musiałam uciekać póki czas...
Inaczej do końca miesiąca będę jeść tynk ze ściany i przepijać kranówą. Nawet
nie spojrzałam na Yamanakę, na tę małą, perfidną oszustkę.
- Gdzie się wybierasz Sakura! – krzyknęła zbyt piskliwie.
Złapała mnie mocno za przegub dłoni, za mocno, jak na tak filigranową osóbkę. –
Ja stawiam, nie stresuj się – posłała do mnie swój duży, przeuroczy uśmiech.
Przełknęłam ślinę, ale dałam się mimowolnie prowadzić. Jej słowa wcale nie
dodały mi animuszu, a wręcz zestresowały mnie jeszcze bardziej. Jeśli to miało
dodać mi odwagi to niezbyt dobrze jej szło. Kolejny raz ktoś mi coś stawia!
Przecież jestem, jak jakaś pijawka! Ta najgorsza z najgorszych. Oj, źle się
czuję tutaj. – Hej wszystkim! – przywitała się Ino, wyrywając mnie z
zamyślenia. Ja tylko kiwnęłam ręką i błagałam by nikt nie zauważył rumieńca
zażenowania na moim policzku. Usiadłam obok Yamanaki by poczuć się raźniej. Cóż
jedno jest pewne – alkohol łagodzi obyczaje. I wtem na stół zawitała pierwsza
butelka sake.
4.
Całe szczęście towarzystwo, w tym również ja, rozkręciło
się. Wszyscy wydawali się spięci... Albo
to było najwyraźniej moje odczucie, z resztą nieważne. Piłam kieliszek sake za
kieliszkiem, nie liczyłam już nawet, ile Ino za mnie zapłaci. Alkohol oddalił z
mojej głowy wyrzuty na temat bycia pijawką bogatej przyjaciółki. Liczyła się ta
chwila, w tym ekskluzywnym miejscu. Zero zmartwień, zero łez i pytań
„dlaczego”. Obojętność moim drugim imieniem. Tak. Poza tym, gdy twoim głównym kompanem
przy stole jest Uzumaki Naruto, roześmiany blondyn ubrany w świetnie dobrane
granatowe jeansy oraz opiętą na jego wysportowanym ciele koszule – nie może być
inaczej.
- Jezu, dziewczyny ale czego Wy nie rozumiecie?! –
zaśmiał się łapiąc za czoło i udawjąc niedowierzanie tak fatalnie, że aż
pękałyśmy z rozbawienia. Był zrezygnowany opowieścią o jakiejś turkusowowłosej
dziewczynie o imieniu Fū, która według niego wyrwała się z cyrku. Relacjonował
historię niczym z najbardziej obleśniej komedii z dodatkiem ostrego pornola.
Oczywiście zależy o jakieś części historii mówimy, bo jakby nie było –
zaczynała się całkiem niewinnie.
- Ale to jest niemożliwe! – powiedziała głośno Ino. Było
widać ogniki przekory w jej oczach, a na policzkach dorodny rumieniec spowodowany
alkoholem oraz ręką Kiby, którą trzymał dość frywolnie i nazbyt wysoko na jej
udzie.
- No, ale po co miałbym kłamać?! – wręcz krzyknął urażony
Naruto, ale widać było, że cała ta sytuacja go bawi. Jego błękitne oczy
świeciły, jak dwa najszlachetniejsze kamienie, w których kobiety chcą rozpłynąć
się bez zbędnych pytań. Mnie również bawiła rozmowa na temat jego życia
randkowego, ale także wydawała się odbiegać od rzeczywistości. – Laska do mnie
mówi, że gra wstępna dla niej się nie liczy bez strumienia moczu na jej
piersiach – było widać, jak mu się cofa na samo wspomnienie, aż ledwo przełknął
ślinę. Obrzydliwe. Samo wyobrażenie tego jest przyprawiające o mdłości i to nie
małe. Zaczepiasz elegancką kobietę, a ta okazuje się mieć fetysze, o których wolisz
słuchać niż je przeżywać. Nawet nie słuchać! A najgorsze są te nasuwające się
obrazy mężczyzn, którzy jednak zdecydowali się to zrobić. Podejrzewam, że
wyglądam na mocno przerażoną i zniesmaczoną swoimi własnymi wizjami, które
podsuwa mi moja wybujała wyobraźnia.
- Naruto – mruknęłam ostrzegawczo, krzywiąc usta i
odrywając się od tych obleśnych scen. Bałam się, że moja kreatywna głowa za
chwilę zadryfuje zbyt daleko. – Przestań, bo zacznę sobie wyobrażać, jak na nią
oddajesz urynę – dopowiedziałam i szybko wlałam w gardło sake. Palące ciepło
rozlało się po przełyku. Od razu było mi lepiej, żołądek przynajmniej przestał
tak chlupotać i domagać się czegoś więcej. Głód najlepiej zapić, jakikolwiek by
to nie był.
- Ha, ha, ha – kpił blondyn. – Ty się chyba w gorszych
rzeczach babrasz przyszła Pani Chirurg – wytknął mi. W sumie mógł mieć w tym
sporo racji, ale na litość boską! Nikt nie chcę sobie wyobrażać, jak przystojny
facet puszcza na Ciebie… Ugh, wolę nie kończyć zdania, bo Uzumaki straci w
moich oczach cały czar i urok. – Poza tym mogła poprosić o coś gorszego –
zaśmiał się, wstając. – Idę zamówić ramen, zgłodniałem od tej rozmowy – puścił
nam oczko rozbawiony. Wstrząsnęłam głową.
- Fuuuuj!!! – krzyknęłyśmy z Ino jednocześnie, co również
nas rozbawiło. Podejrzewam, iż nasze wykrzywione twarze wcale nie pokazywały
tego, jak wbrew pozorom dobrze bawiłyśmy się w towarzystwie tego pewnego siebie
mężczyzny o lazurowych oczach. – To była ta jedna rzecz, o której myślałam, że
dzieje się tylko w filmach dla dorosłych i szczerze powiedziawszy wolałabym tak
dalej myśleć – wzdrygnęła się Yamanaka prostując nienaturalnie swoje palce.
Poprawiła kosmyk swoich długich blond włosów, a ja spojrzałam na Naruto, który
siedział przy głównym barze ozdobionym pływającymi na wodzie, drewnianymi
talerzami w kształcie łódek z sushi. Był z mężczyzną, którego widziałam
pierwszy raz na oczy oraz z… Serce mi stanęło i natychmiast poczułam w gardle
gulę. Nie spodziewałam się go tutaj, a wręcz byłam pewna, że się nie zjawi.
Przecież moja przyjaciółka mówiła, że go nie będzie!
- Od kiedy jest tu Sasuke? – szturchnęłam odruchowo Ino
łokciem w bok. Chyba zrobiłam to za mocno, bo wykrzywiła twarz. Na pewno tego
nie przeoczyła, a nawet teatralnie wyeksponowała swój ból. Spojrzałam na nią, a
ona nie musiała nawet udawać zaciekawienia całą tą sytuacją.
Wydawało mi się to dziwne, wręcz nie na miejscu. Może nie
chciał początkowo przyjść z mojego powodu, a następnie uznał, że ja jestem tu
intruzem? W końcu to jego znajomi, a ja jestem tutaj tylko i wyłącznie ze
względu na Ino... Zakuło mnie to, ale taka była prawda. Nie ma co udawać, ani
się oszukiwać. Nikt by mnie tutaj nie zaprosił gdyby nie moja przyjaźń, a nawet
jeśli - to nie byłoby mnie stać na to miejsce. Nagle poczułam się ociężała i
zmęczona, zbyt źle ze samą sobą by tutaj zostać. Chciałam stąd jak najszybciej
wyjść, ale pozostawała kwestia nieuregulowanego rachunku. Czemu zawsze daje się
wrobić w taką kabałę? Bez Sasuke było mi lepiej, jednak ja głupia co? Naprawdę
myślałam, że przeze mnie zrezygnuje z wyjścia z własnymi przyjaciółmi?
- Od jakiejś godziny – mruknęła Ino, wkładając krewetkę
do ust. Przyglądała mi się bacznie, jakby szukała oznak zdenerwowania,
zauroczenia? No właśnie czego?! A może sobie sama coś wmawiam, a ona po prostu
się na mnie patrzy. – Nie zauważyłaś go? – mruknęła i uniosła w górę swoją
idealnie wydepilowaną i umalowaną brew. Wścibska!
- Nie, byłam zajęta rozmową z Tobą i Naruto, więc nie
rozglądałam się na boki, jak Ty – warknęłam, nieco zbyt ostro. Widać było, że
jej to nie zraziło, a raczej rozbawiło. Była dziś w iście szampańskim humorze.
– Chcesz iść? – niby zapytała, lecz po jej tonie głosu
czuć było, że to pytanie retoryczne. Chyba poprawnie odczytała moją zmianę
samopoczucia w tym miejscu. Brawo dla niej za dedukcję i spryt, który niekiedy
okazuję. A przyznać muszę, że nie należy do najinteligentniejszych osób jakie
znam.
- Masz mnie – mruknęłam cicho, byle tylko ona to
usłyszała. Starałam się nie spoglądać w stronę tej trójki przy barze. Oni
najwidoczniej też byli zbyt pochłonięci rozmową. Nawet nie przyjrzałam się
Sasuke, nie wiem jak wyglądał, w co jest ubrany, co zdradzają jego emocje –
kompletnie nic. Sama nawet nie wiem, jak zza sylwetki tego nieznajomego go
wypatrzyłam, ale najprościej mówiąc dopiero wtedy poczułam, że on tu jest.
Poczułam ukłucie w sercu, że nawet nie powiedział mi „cześć” po tym wszystkim.
Zignorował mnie, więc to zapewne koniec tego wszystkiego, co nas „łączyło”.
Westchnęłam zarzucając na siebie skórzaną kurtkę. Gdzieś w głębi serca czuję,
że gdyby tylko się postarał to dałabym mu kolejną szansę. Czystą kartkę. Coś
mnie ciągnie do niego i nie sposób to zignorować. Jednakże… Głupia ja! Nie ma
żadnego „jednakże”! Byłabym na skinienie palca niczym głupia trzpiotka.
- To chodźmy, zapłacimy nasz rachunek, co by nie
pomyśleli, że uciekasz bez zapłaty – zaśmiała się. Ruszyłyśmy razem przez
restaurację, a ja nawet nie zerknęłam na miejsce, gdzie widziałam obecnie
pierwszy i ostatni raz Sasuke. To uczucie obojętności było dla mnie gorsze niż
nadmiar uwagi z jego strony. Mimo to, starałam się to w sobie stłumić.
Stanęłyśmy przodem przy strefie płatniczej. – Przynajmniej zamkniemy mój
rachunek i resztę będę brać na Kibę – zachichotała ze swojego szatańskiego
planu Ino, a ja razem z nią. To był dobry, zaraźliwy śmiech. Gdy podeszła do
nas czarnowłosa, młoda kobieta ubrana w tradycyjne, złote kimono poprosiłyśmy o
rachunek na nazwisko Yamanaka. Od razu przeraziła mnie cena, ale Ino wydawała
się być niewzruszona. Poinformowała o zamknięciu i o tym, że resztę będzie brać
na rachunek Inuzuka. Kobieta ciągle się uśmiechała i potakiwała, jakby często
coś takiego się tutaj zdarzało.
- Kartą czy gotówką Panie płacą? – kelnerka zadała
pytanie swoim nienaturalnie wysokim głosikiem z przesadzoną słodyczą. Jeśli mężczyznom
się to podoba to skończę, jako stara panna, zaświtała mi ta myśl od razu w
głowie.
- Kartą – usłyszałam nad sobą męski, obojętny ton głosu.
Serce zabiło mi, jak szalone. Sama jednak nie wiedziałam, czy to z powodu
przeżyć z nim, czy moich dzisiejszych rozterek na nasz temat. Zamarłam,
straciłam głos oraz zdrowy rozsądek. Ino przyglądała mi się bacznie, ale nie
widząc żadnej reakcji z mojej strony sama zaczepiła tego, który stał nade mną.
Jego aura mnie mroziła.
- Cóż – machnęła dłonią kokieteryjnie, lecz w granicach
smaku. – Takiemu mężczyźnie się nie odmawia – zaśmiała się. Ucałowała mnie w
policzek i puściła oczko. – Pa, Sakura – zaświergotała i poszła dumna z siebie,
niczym paw. Powietrze między naszą dwójką można było kroić, ciąć, rwać albo wszystko
naraz. Przełknęłam ślinę. Chciałam dodać sobie w jakikolwiek sposób animuszu,
ale nie potrafiłam. Relacja z nim to jeden ciągły rollercoaster.
- Dziękuję – wymamrotałam i zaczęłam się cofać. Byle
tylko na niego nie wpaść ani nie spojrzeć. Gdy już myślałam, że mi się udało
poczułam delikatny uchwyt na ramieniu. Był to wręcz błagający gest bym
poczekała. I znowu... Nie wiem nawet, dlaczego, ale spełniłam jego prośbę.
Stałam po prostu, jak słup soli. Gapiłam się, jak nienormalna w czubki swoich
butów.
- Proszę jeszcze o zamknięcie rachunku na nazwisko Uchiha
– świat wokół mnie wirował, a ja nawet nie wiem, kiedy on wszystko uregulował i
wyprowadził trzymając mnie za ramię z restauracji. Nie wiem, jak znalazłam się
w jego aucie ani kiedy. Czas mijał mi tak chaotycznie, że tamte z pozoru proste
czynności zawieruszyły się w mojej głowie. Miałam pustkę, czarną i bolesną.
Jednak cały czas robiłam jedno; spuszczałam wzrok i nie spoglądałam na niego.
Duma? Strach? A może wymieszało się jedno z drugim. Jednego jestem pewna –
zabrakło mi krzty odwagi na wszystko wobec tego człowieka. Czułam się
niezręcznie, zaciskałam swoje dłonie w pięści tam mocno, aż kłykcie mi
zbielały. Nie miałam nic do powiedzenia, a nawet chyba nie dałabym rady. A
jeśli dałabym, to co bym powiedziała? – Sakura, spójrz na mnie – powiedział
delikatnie, a jego męski, mocny głos odbijał się echem w mojej głowie. Czułam
każdą komórką swojego ciała, jak jest przybity, jak jego emocje i stan
oddziałują na mnie. Czy byliśmy w jakiś sposób ze sobą połączeni, co nas do
siebie tak ciągnie? Czego od nas ten cholerny świat oczekuje? Jaki los pisze
nam przeznaczenie? Przeznaczenie?! Czemu w ogóle myślę o tym teraz? Wstrzymałam
oddech, a serce waliło mi w piersi tak, że dudniło w uszach. Nie spełniłam jego
prośby, bo nie spoglądając na niego czułam się bezpieczniej. – Chcesz żebym
odwiózł Cię do akademika? – zapytał rzeczowo; nie wyczułam żadnych emocji w
jego głosie. Ani pozytywnych, ani negatywnych – po prostu nic. Mimo to, uparcie
wciąż nie zaszczyciłam go wzrokiem tylko utkwiłam go na swoich dłoniach. Jednak
znałam go na tyle, iż pewna byłam, że jego szczęka jest napięta do granic
możliwości. Coś siedzi w jego środku, ale nie pozwala by to wymknęło mu się
spod kontroli. Tylko, czy na pewno? Bo on zachowywał się tak, jakby nie
potrafił się kontrolować, czego dowodem jest sytuacja, przez którą znaleźliśmy
się tu i teraz. Jakie w nim szargają uczucia? Jest zły na mnie? Jest skruszony?
Boi się? Przełknęłam ślinę, której nawet nie miałam w ustach.
- Tak – szepnęłam głucho. Jednak, czy na pewno tego
chciałam?
5.
Staliśmy zaparkowani całkiem niedaleko jej akademika.
Było ciemno, wiatr jak na wiosnę ostro huczał. A ona siedziała na fotelu
pasażera z opuszczoną głową bawiąc się swoimi palcami, i uporczywie wgapiając
się w nie. Nie chciałem na nią naciskać, ani jej przeganiać, każda chwila z nią
sprawiała mi przyjemność. Była moją ostoją, a to że siedziała jeszcze w moim
aucie i od razu nie wyszła po zatrzymaniu samochodu napawa mnie optymizmem. Nie
zamierzałem się wiecznie bić w pierś za to co zrobiłem, jednakże wynagrodzę jej
to wszystko z nawiązką, jeśli tylko da mi ku temu okazję. Spojrzałem na nią
kątem oka; pomimo iż twarz zakrywały jej włosy widziałem, jak zagryza swoją
pełną wargę prawie do krwi. Złapałem mocniej kierownicę, moja żuchwa napięła
się jak struna. Stres i napięcie – tylko to czułem.
- Sakura – zacząłem delikatnie, chcąc dać jej szansę do
rozmysłu. Dać swobodę, odwagę i wsparcie. Oddać serce na dłoni, chociaż nie
wiadomo, jak małe i skute lodem by było. – Możesz mnie o wszystko zapytać,
nieważne co to – mruknąłem. Wyciągnąłem w jej stronę prawą dłoń, jednak szybko
ją cofnąłem. Nie chciałem jej wystraszyć, a ten gest może być dla niej czymś
nie do zaakceptowania. Może na ten moment pogwałcić jej przestrzeń osobistą.
- Nie wiem, dlaczego ciągle siedzę w twoim aucie –
odparła bez emocji, ale wiedziałem, że to jeszcze nie wszystko. Żałowałem, że
nie widzę jej szmaragdowych oczu pełnych sprzecznych uczuć. To zdanie
wypowiedziała tylko po to, aby dać sobie czas na przemyślenie, by wypełniło
ciszę i narastającą pustkę między nami.
- Chcesz pojechać do mnie? – zapytałem, mając nadzieję na
odpowiedź twierdzącą. Wiem, co ludzie by sobie pomyśleli. Że młoda, biedna i
naiwna – wycierpi wiele by mieć pieniądze, luksus i wygodę. Pieniądze to władza
absolutna, podwójna wartość w Tokio na rynku małżeńskim. Jednak ja wiedziałem,
że nie o to jej chodzi. Nie była tym typem kobiety, którym gardziłem. Jej nie
chodziło o majątek. Mimo rzuconej propozycji, nie spojrzała na mnie. Bawiła się swoimi dłońmi, aż miałem
ochotę złapać ją za rękę i prosić by przestała chociaż prośby nie leżą w mojej
naturze.
- Coś mnie przy Tobie trzyma, wiesz? – zapytała lekko
zachrypniętym głosem. To zdanie było dziwne, mrożące, ale również elektryzujące.
– Czasami myślę, że to zwykłe sny… - przerwała, a mi powiększyły się oczy na to,
z pozoru, niewinne zdanie. Szybko złapała za klamkę i wyszła bez pożegnania.
Nie obejrzała się za siebie. Tak mi się przynajmniej wydawało.
Trzyma ją coś przy mnie? Spoglądałem za jej znikającym
cieniem oszołomiony. To nie mogą być zwykłe słowa rzucone ot tak sobie w naszej
sytuacji. Czy za nimi kryje się to samo, co ukrywam i ja? Przymknąłem powieki,
bo nie wiedziałem, co o tym sądzić. Co się dzieje w mojej głowie? Co się dzieje
w jej głowie? Jaka relacja jest między nami?
__________________________
Po długim czasie! Znów coś jest. Ktoś czyta? Oprócz mojej przyjaciółki, która z chęcią dostaje jako pierwsza i z mniejszą chęcią wyłapuje orty i literówki :D Mam nadzieję, że lepiej się czyta! Kiedy kolejny rozdział? Na to pytanie nie znam odpowiedzi...