Niecały rok
później…
Czyli ile to już?
1.
Biegłam, jak szalona na spotkanie z Ino w ten ciepły
wieczór. Ostatnimi czasy coraz rzadziej się widujemy, żeby nie powiedzieć w
ogóle. Niestety wynajmujemy wspólnie mieszkanie już raczej tylko na papierze.
Bywam tam sporadycznie, zwykle gdy Sasuke wyjeżdża gdzieś w delegacje do innych
miast na większe i ważniejsze rozprawy. Dowiaduje się o nich na ostatni moment,
co mnie irytuje. Im dłużej z nim jestem, tym więcej dostrzegam, między innymi
że nie jest typowym prawnikiem „od rozwodów”. Bierze je, bo są dochodowe, ale
para się politycznymi sporami, ekonomicznymi i finansowymi pozwami. Wtedy wiem,
że zmienia się w bezwzględną bestie, łaknącą by jego było na wierzchu, nawet
wobec mnie. Niestety miesza mu się często praca z życiem codziennym, jego
zachowania są nieprzewidywalne. To jest wielki minus jego charakteru, sposobu
bycia czy czegokolwiek czym „to” jest. Skręciłam szybko w kolejną uliczkę, a
rześkie powietrze powodowało piekący ból krtani. Nie mam pojęcia dlaczego
upierała się na spotkanie w jakieś kawiarnio-cukierni na obrzeżach Tokio. Dostać
się tutaj to mordęga, nie podróż. W dodatku tak daleko znajduje się ten punkt od
miejsca mojego tymczasowego zamieszkania u Sasuke, pracy czy uczelni, z którą
już za raz kończe przygodę. Byłam już zdyszana i zlana potem, przynajmniej tak
się czułam. Słońce, jak na maj oraz zbliżający się wieczór grzało przeokropnie,
wręcz paliło moją jasną skórę. Plusem jest fakt, że przestałam wyglądać trupio,
pomimo że jest dopiero co na początek tego miesiąca. Zwolniłam kroku w
momencie, gdy moim oczom ukazała się nazwa kawiarnia napisana katakaną. Wygładziłam
czarną dopasowaną sukienkę, do której miałam ubraną jeansową oversizową katanę
i białe krótkie trampki. Poprawiłam swoje długie, roztrzepane różowe włosy. Po
godzinach nie wyglądam, jak typowa „pani doktor”, ale nie mam sobie nic do
zarzucenia. Poza tym częściowo robię to dla siebie, a częściowo dla Uchihy.
Lubi on kobiety ubrane kokieteryjnie i filuteryjnie. Będę szczera, brakuje mi tego.
Włosy do tyłu, biodra w ruch, uśmiech na usta i wchodzę!
Blondynka siedziała już przy stoliku ze szkła,
pochłonięta swoim iphonem, nie mam pojęcia jaki to model, nie zwracając nawet
uwagi na te mało znaczące szczegóły – dosiadłam się do niej. Gdy zajęłam
miejsce na mało wygodnym krześle naprzeciwko Yamanaki, ta nawet nie oderwała
wzroku od swojego telefonu komórkowego. Odchrząknęłam, ale to nic nie
zadziałało. Cokolwiek czytała wciągnęło ją całkowicie. Lub była w trakcie
stalkowania – co jest bardziej prawdopodobną opcją, znając jej zapędy.
-Cześć Ino – powiedziałam nieco za głośno i wzięłam spod
jej rąk kartę z napojami, jakie serwują tutaj. I pysznymi ciastami. Dopiero
teraz do moich nozdrzy dotarł zapach świeżo upieczonej szarlotki, ale wystrój tego
miejsca jest specyficzny. Nowoczesny plus elementy amerykańskie takie jak
flaga, mapy, widoki znanych miast i atrakcji. Jak dla mnie poplątanie z
pomieszaniem, ale pasuje do tej filigranowej blondynki siedzącej naprzeciwko
mnie. Jeszcze raz odchrząknęłam, aż coś zadrapało mnie w krtani. Kobieta
oderwała się od urządzenia półprzytomnie, a jej niebieskie oczy wyglądały na
wściekłe, że ktoś śmie przerywać jej wykonywaną czynność. Wzięła głęboki wdech,
poprawiła wystające kosmyki z blond kucyka.
-Cześć Sakura – mruknęła. Wyłączyła swój telefon, dopiła
ciecz znajdującą się w jej kubku. Spojrzała na mnie, a mnie uderzyła jej smętna
i ponura mina. Lekkie sincie pod oczami, szaro zabarwiona cera oraz widoczne
zmarszczki na czole, które znacząco się pogłębiły. To tego obrazu nędzy i
rozpaczy brakowało tylko tłustych włosów oraz dresu w kolorze fiołków, a
wiadomo że zaczęły się problemy w raju Yamanaki. Nie byłam pewna, czy można się
zapytać jej o cokolwiek. Zwykle w takim stanie jest tykającą bombą, najlepiej
wtedy chodzić wokół niej na paluszkach, gdyż każdy szmer może przynieść
apokalipsę dla osób w jej otoczeniu. Przełknęłam ślinę, a na moich ustach
zawitał najbardziej fałszywy uśmiech. Tylko na taki było mnie stać. Cisza
między nami była niezręczna, ale czekałam aż ona coś odpowie, zagai – no po
prostu zrobi jakikolwiek ruch pierwsza. Nauczyłam się przy niej cierpliwości,
jak również uczyło mnie tej cechy całe moje „usłane różami” życie. Potarłam
delikatnie swój nos, zupełnie nie wiedząc co mam uczynić z rękami. Odeszła mi
ochota na jakiekolwiek ciasto, babeczkę czy kawusie.
-Nie zamawiasz nic? Super – mruknęła wstając od stołu. –
To idziemy – i ruszyła przodem. Nienawidzę jej takiej zadufanej w sobie. Wiem,
że potrzebuje mogę wsparcia niezależnie od tego czy taki stan wywołała w niej
błaha sprawa czy tajfun, który przeszedł przez jej życie w czasie mojej
nieobecności w nim. Jednak wiem, że nasza rozmowa będzie jednostronna. Ja będę
przytakiwać, ona zadawać pytania retoryczne i tyle. Jestem tu bo mnie
potrzebuje, ot co. –Wsiadaj – rzuciła do mnie stanowczo. Głęboki wdech dla
kurażu i wsiadamy do jej mercedesa. W gardle ugrzęzło mi pytanie „I co dalej?”.
–Pojedziemy gdzieś – mruknęła tajemniczo puszczając mi oczko znad swoich
doczepionych rzęs.
-Przerwiesz tę zmowę milczenia? – mruknęłam nieco zbyt
ciekawskim tonem. Ino od razu to wyczuła, a diaboliczny uśmieszek wszedł na jej
usta. Wiem też, że dopóki nie zrobimy tego co zaplanowała nie dowiem się jakie
malwersacje zaszły w jej życia, ani w jakim aspekcie. Osobiście stawiam na
problem w relacjach damsko-męskich, bo moja blond przyjaciółka nigdy nie miała
problemu ani nie stroiła dramatów, gdy nie wychodziły jej plany zawodowe. Każdy
ma swoje priorytety, niestety nie zawsze mamy je takie same ze swoimi bliskimi.
Kątek oka zauważyłam, jak wyjeżdżamy z Tokio. Stolica zostaje za nami, a ona
wiedzie mnie w bezdenną nicość ku zachodzącemu Słońcu. „Poetycko Sakura,
punktujesz”.
2.
Pomimo że dochodziła właśnie siódma wieczorem, ciągle
siedziałem w swoim biurze. W kancelarii byłem tylko ja, mogłem wrócić do domu –
nic nie miałem tutaj aż tak ważnego do zrobienia. Jednak zostałem. Przetarłem
oczy kciukiem oraz palcem wskazującym, dopadało mnie przemożne zmęczenie. Jeśli
chodzi o samotność to w tym miejscu lepiej mi się ją znosiło niż w mieszkaniu,
gdy jej tam nie było. Od tamtego sierpniowego wypadu za miasto próbuję ją od
siebie uzależnić. Przyznać muszę, że idzie z miernym skutkiem. Założenia były
inne, ale mimo wszystko – mamy maj, a ona już praktycznie ze mną mieszka. Znamy
się rok z hakiem, a ja czuję jakbyśmy byli ze sobą od zawsze. Niestety sny,
które raz się pojawiają, a raz odpływają w niebyt pamięci lubią wracać z
niespodzianką lub ze zdwojoną siłą. Jeden w szczególności mnie niepokoi, jest w
moim umyśle za mgłą i coś w sobie kryje. Nie muszę dodawać, iż pikanterii oraz
obaw temu uczuciu dodaje fakt, że pojawia się tam moja matka, Mikoto. Wziąłem
głęboki wdech w płuca, oparłem się o zagłówek fotela. Fizycznie, a także
psychicznie czuje się wyśmienicie, Sakura stara się mi przypodobać – stroi się,
robi nam kolacje, jest niesamowita w łóżku. Tylko jej oczy, jakby czasami
odpływała w tylko sobie znane miejsce. Bywa to niepokojące. Gdy zaczynam
dodawać dwa do dwóch, to wcale nie wychodzi cztery, tam jest ukryte działanie –
dla mnie niewidoczne, chociaż nie wiem jak długo bym tego szukał i w to się
wpatrywał.
Ten sen, ta jawa… Cokolwiek to jest ma dla mnie
przesłanie. Zaczyna się dziwnie, od ślubu. I gdy zagłębiam się w czeluści oraz
zakamarki swojego umysły – ta część jest najmniej wyraźna. Ale przypominam
sobie to, ciągle i ciągle. Bez skutku.
„-Ja, Sasuke, biorę Ciebie
Sakuro za żonę i ślubuję Ci: miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że
Cię nie opuszczę aż do śmierci – na twarzy kobiety widoczny jest delikatny
uśmiech. Ma pełne zaczerwienione wargi, ale jej suknia ślubna nie jest strojna,
bogata ani nawet nowa. To suknia jej matki, lekko zszarzała. Ma krój iście
europejski, a welon długi z koronką, typowo włoski. Fala różowych puszczonych
loków oświetla tę nieśmiałą twarzyczkę. Ślub odbywa się w piwnicy, z garstką
towarzyszących osób. Wszyscy obecni są ubrani w najlepsze stroje, jednak mimo
wszystko męskie marynarki są zacerowane, a kobiece obcasiki zdarte. Szczęścia
jest niewiele, przykrywa je ciągła obawa oraz strach. Elegancji jeszcze mniej.
Oprócz Pana Młodego, on się wyróżnia. Ubrany w czarny skrojony na miarę i
uszyty parę lat temu garnitur w stanie idealnym, nawet kolor o dziwo nie
wyblakł. Jego twarz nie jest naznaczona żadną blizną ani zmarszczką starości,
strachu czy odwagi. Ot, młodzieniaszek z dobrego domu, który niewiadomo jakimś
sposobem trafił w to społeczeństwo. Oderwany od swych korzeni, jednakże nie
wyglądał na nieszczęśliwego.”
Moje odłączenie ducha od ciała przerwało pukanie do drzwi
gabinetu. Głośne, ale subtelne. Kobieca dłoń. Spojrzałem na zegarek ścienny w
kącie gabinetu. Wskazywał godzinę 19:26, spóźniona jak zwykle. Poprawiłem
krawat oraz marynarkę, przetarłem dłonią włosy by nic nie zdradzało mojej
nieobecności duchowej.
-Proszę – odpowiedziałem spokojnie, chociaż mój głos
zabrzmiał gardłowo. Pierwsze co zauważyłem to proste czerwone włosy oraz
okulary w mocnej czarnej oprawce. Następnie w oko wpadła mi błękitna koszula
oraz granatowe spodnie w kant. Szybko przestałem lustrować swojego gościa, a
gestem dłoni zaproponowałem jej by usiadła na fotelu naprzeciwko mnie.
Odgradzało nas tylko bądź aż dębowe biurko, masywny mebel.
-Witaj, Sasuke – odparła swawolnie, z odrobiną nuty,
która prowokuje mężczyzn do zbyt odważnych kroków wobec tej kobiety. Była inna
od Sakury, ona znała moc swojego seksapilu. Używała go, nawet na mnie, tylko z
miernym skutkiem. –Stęskniłeś się? – mruknęła zagryzając ponętnie dolną wargę.
Już wiedziałem, że zaczęła sobie ze mną pogrywać, a humor ma iście szampański
oraz zaczepny. Przyglądałem się jej chłodno mając w sobie sporo rezerwy do jej
zachowania. Założyła nogę na nogę pokazując kawałek swojej kostki oraz stopę w
szpilkach.
-Dobrze wiesz, że nasze relacje są zupełnie inne –
odparłem rzeczowo. Chcę od niej informacji, a ona musi mi je dać. – Karin, co
przede mną ukrywasz? – zapytałem bez ogródek. Ściągnęła brwi i przechyliła głowę,
przyglądała mi się bacznie, chciała coś wybadać. Zapewne sprawdzić, w którą
stronę może podążyć z informacjami. Poprawiła swoje włosy i potarła palcem
wskazującym podbródek, ale jej ciało nadal wyglądało na zrelaksowane, zero
oznak spięcia.
-Cóż – zaczęła spokojnie patrząc badawczo w moje oczy – Sny
cię męczyć zaczęły? Ile minęła od naszego spotkania? – mruknęła jakby chciała
sobie przypomnieć.
-Ostatni raz widzieliśmy się w styczniu, a męczy mnie
sen. Jeden konkretny – dodałem. Pokręciła tylko głową i rozejrzała się po
gabinecie. Nie ukrywam, że nie widać tu kobiecej ręki, w żadnym zakamarku tego
miejsca.
-Szybko do tego doszedłeś – mruknęła, jakby spodziewała
się tej rozmowy wcześniej bądź później. Gdy chciałem już zadać pytanie, ona na
nie odpowiedziała bez mrugnięcia czy zająknięcia. – Nie przeprowadzaliśmy jej
Sasuke, ani razu – dodała, a delikatny uśmiech wtargnął na jej usta. Był
dziwny, obcy i nie do rozszyfrowania. Poczułem się nieswojo, pierwszy raz od
dawien dawna. – Pytaj – rozkazała lekko, łagodnie. Odrzuciłem swoją dumę i
zrobiłem to o co poprosiła.
-Od jakiegoś czasu męczy mnie sen o ślubie z Sakurą. Ona
w nim jest najmniej wyraźna, ale resztę dostrzegam całkiem dobrze – rozpocząłem
suchy wywód, bez emocji by poszło sprawniej. – Nigdy nie usłyszałem by ona
mówiła przysięgę, zawsze to ja ją mówię – starałem się przypomnieć sobie
wszelkie szczegóły tej plątaniny zdarzeń przyczynowo-skutkowych. Bo wiem, że
wszystko coś łączy, ale nie mogę tego dostrzec. Karin zrobi to za mnie. – Widzę
jakąś garstkę ludzi, jesteśmy w piwnicy. Wyróżniam się strojem i zachowaniem, a
potem koniec – mruczę wiedząc, że więcej nie wykrzesał, chociażbym się dwoił
czy troił.
-To pierwsza część, tak? – zapytała nieco zdziwiona, ale
widziałem jak jej trybik w głowie chcą sobie coś połączyć. Przytaknąłem głową
na jej retoryczne, jak dla mnie pytanie. – A druga? – dodała, a jej piszczący
głos podrażnił moje uszy.
-Nie ma w niej, ani Sakury. Jest za to moja matka z
kapłanem, który udzielał nam ślubu – dodałem z lekkim obrzydzeniem. Dzień stał
się piękniejszy odkąd ta kobieta przestała stąpać po tym świecie. Westchnąłem
ciężko, nagle coś mnie zabolało w środku. – Za to widzę, jak ona daje plik
banknotów by pewne zajście nie wyszło na światło dzienne. Reszta nie ma
znaczenia, umiem się domyślić, że ślub z Sakurą w świetle prawa nie był ważny –
dodałem i spojrzałem wyczekująco na mojego gościa. Poprawiła swoją błękitną
koszulę oraz oparła łokcie o blat biurka. Mało eleganckie zachowanie, jak na damę,
którą chce być – przemknęło mi w głowie.
-Tak, nigdy nie byliście małżeństwem – dodała jakby coś
jej w końcu ulżyło. Czyżby czekała na ten moment? Spuściła swoje oczy na
dłonie, którymi się bawiła. – Nie wiem, jakim cudem to pamiętasz – być może to
widziałeś z ukrycia, głupi nie byłeś w żadnym z poprzednich wcieleń co świadczy
o tym, że zawsze ze mną potrafiłeś nawiązać kontakt. Ale tak, Mikoto wręczyła
sporą łapówkę kapłanowi i wasze małżeństwo nigdy nie było w świetle prawa
ważne, jednak – przerwała na chwilę, po czym spojrzała z ironicznym uśmiechem
prosto w moje oczy. Coś w jej krwistych tęczówkach zabłysło, jakby to był as
dla mnie. – Twoja matka nigdy się o tym nie dowiedziała. Co ciekawe, akt nie
trafił tam gdzie powinien nie przez łapówkę, a przez czasy, w których wszyscy
walczyli o przeżycie. Wojna bywa ciężka, w jednych krajach przeszła bez echa,
inne roztrzaskała do cna – powiedziała sucho, ale jakiś sentyment zawitał na
jej twarzy. To nie wszystkie rewelacje, jakie dla mnie ma. Słucham dalej w
takim razie.
-I? – ponagliłem ją ręką. Zmęczenie zaczęło w końcu brać
góre nad rewelacjami, więc chciałem zakończyć rozmowę. Między nami zapadła
cisza, długa i elektryzująca.
-Ile żyć pamiętasz? – to pytanie mnie skonfundowało. Było
bardziej niż niespodziewane, natomiast czułem jakby nie miało związku ze wszystkim
co wiem. Zacząłem wracać do obrazów i nocnych mar w mojej głowie by sobie
przypomnieć, co ma ze sobą związek, a co było innym wcieleniem. Liczenia nie
było wiele, większość snów była ze sobą powiązana. Czy to na pewno tylko tyle?
Czy aż tyle nam dano i nie wykorzystaliśmy? – Ile pamiętasz? – ponownie
zapytała mnie Karin. Przeczesałem włosy, poczym oparłem się łokciami o blat i
splotłem swoje dłonie. Przyglądałem się jej bacznie, jednak nadal nie
zauważyłem oznak stresu czy strachu. Nadal mogę jej ufać?
-Dwa. Obecne jest trzecim – odparłem oschle, a mój głos
mroził i przyprawiał o ciarki. Widziałem to, otrzymałem zamierzony efekt.
Najlepsze są stare metody: strach, terror czy szantaż. Nigdy nie zawodzą.
-Co stało się w poprzednich? – zapytała bez ogródek.
Przyglądałem się jej, a ona wzięło głęboki wdech w płuca, a następnie wypuściła
powietrze z ostrym świstem. – Z Sakurą, co z nią się działo? – podkreśliła jej
imię przeciągając samogłoski. Wiedziałem co, nawet nie musiałem się
zastanawiać.
-Została zabita – odparłem. Chociaż nie pamiętam bym miał
o tym sen. Na pewno nie jeśli chodzi o drugie „nasze” życie.
-Czy tylko, Sasuke? – drążyła dziurę Karin. Zaczynała
mnie doprowadzać do szewskiej pasji. Spojrzałem w stronę okna. Granatowe niebie
oświetlały latarnie. Z tego okna ku mojej uciesze nie było widać żadnych
telebimów. Starałem siebie w spokoju przypomnieć co jeszcze to wszystko
łączyło, oprócz Mikoto oczywiście. Zamknąłem oczy oddalając się kolejny raz
tego dnia w niebyt pamięci. Było to jak szukanie igły w stogu siana, a i tak
wiedziałem że ukłuję się zbyt mocno. I nagle mnie olśniło, wiedziałem o tym?
Czy samo do mnie przyszło teraz? Jestem w stanie we wszystko uwierzyć, skoro
rozmawiam obecnie o reinkarnacji.
-Dziecko – odparłem, a zimny dreszcz przebiegł moje
ciało, następnie poczułem jak zalewa mnie lodowaty pot. Dłonie zaczęły mi się
trząść, a zdystansowanie do rozmowy zaczęło opadać. – Mieliśmy dziecko –
mruknąłem najeżony. Spoglądałem w swoje dłonie, ale one nie były w stanie mi
odpowiedzieć na niemy krzyk.
-Tak. Raz została zabita z małą córeczką, a raz
poderżnięto jej gardło, gdy była w ciąży. W żadnej z tych sytuacji nie byliście
małżeństwem. Nie złączyliście się na wieczność, nie spletliście namacalnie
swojego losu ze sobą – odparła jakby wyrzuciła z siebie formułkę wyuczoną na
pamięć. – Tworzycie swój świat, kreujecie go, ale są pewne zasady. Różnica
wieku wzrasta za każdym razem przy reinkarnacji. Sakura i dziecko zostaną
zabite za każdym razem, jeśli nie będzie namacalnego świadectwa waszego oddania
względem siebie. To trywialne, ale prawdziwe. Przy każdej wędrówce dusz
odradzacie się w innych miejscach, z inną historią, ale tymi samymi rodzinami.
Przypieczętowaliście swój los, ale także waszych najbliższych – tak samo oni
naznaczyli waszą racje istnienia. Ona nigdy nie zostanie zaakceptowana przez
twoją rodzinę, ty zawsze będziesz stał wyżej w hierarchii społecznej. Te same
problemy, w innym czasie, miejscu. Nigdy nie dowiecie się, które z waszych żyć
będzie tym ostatnim. Liczba transmigracji jest stała, określona i niezmienna. Przytrzymaj
ją przy sobie – dodała, a jej twarz pozbawiona uczyć przypominała posąg. „Przytrzymaj ją przy sobie”? Jest
trudno, nie mam wstępu do jej myśli, nie kieruje się tymi samymi celami co ja. Jesteśmy
odmienni, jak ogień i woda. A mimo to woda może ugasić pożar lub pomóc mu w
rozszerzeniu. Tlen, coś niezależnego.
-Mam nie dać jej odejść? – zapytałem ostrzej niż
zamierzałem. Mój głos był niczym miecz w nieokrzesanej dłoni młodego rycerza.
Do niczego, tylko powodujący stres, a także zniszczenie.
-Ty chcesz byście byli razem, ona chce przetrwać. Gdy
zostajesz przy kimś lub przez kogoś uśmiercony lecisz na początku jak ćma do
światła, ale i ona podświadomie nabiera rozeznania – rzekła czerwono włosa.
Tykanie zegara, odgłosy ulicy, grzmot i błyskawica. Zbiera się na majową burzę,
tak samo jak w moim wnętrzu. Opanowany na zewnątrz, ale wewnątrz…
-Co jeszcze powinien wiedzieć?
-Jeśli powie „Sayonara”, czyli pożegna się na zawsze
koniec waszej historii. Gdyby chciała to zrobić to przydałaby się osoba pokroju
twojej matki. Brudna robota sama się nie wykona, a tak macie jeszcze jedną
szansę – dodała obojętnie. Spojrzała na zegar. Było już po dziewiątej. Ta
rozmowa trwała zbyt długo. Wiele słów, jeszcze więcej momentów milczenia między
nami. Informacje, które mam są na wagę złota. Jednak co może się zniszczyć w
naszej obecnej relacji? Przeszkód już nie ma. – Telefon jakieś pół godziny temu
ci dzwonił – wskazała brodą na urządzenie Karin. – Może jeszcze się spotkamy –
mrugnęła do mnie, po czym poprawiła swoje okulary. – Matane*, Sasuke – wyszła.
Chociaż znałem przesłanie ostatnich dwóch słów, było to zbyt dwuznaczne
pożegnanie jak na Karin.
Spojrzałem na swój telefon. Jedno nieodebrane połączenie
od Sakury oraz sms, również od niej. Szybka w niego wszedłem by przeczytać czy
czasami coś się nie wydarzyło.
„Zostaje na noc w swoim mieszkaniu z Ino. Babski wieczór. Dasz radę sam
spać dzisiaj?”
Odpisałem, że bez problemu. Może to i lepiej? Chwilę
odpocznę, przemyślę co mam. Przygotuję plan działania. „Macie jeszcze jedną szanse?”. Czy to był przekaz, czy luźnie
rzucone w eter słowa? Przetarłem twarz dłońmi, byłem skonany. Wychodząc z
gabinetu, zamykając kancelarię napisałem jeszcze drugiego smsa do Sakury i
ruszyłem do mieszkania. Chciałem zdążyć przed burzą. Marzyłem by na chłodno
ocenić najnowsze informacje. Wiedziałem także, że Karin mówi mi tyle ile chce,
nic ponadto co mogłoby jej zaszkodzić. Nie wierzę, że w zaistniałej,
kuriozalnej do granic możliwości sytuacji nie ma ukrytego osobistego powodu,
czy celu. Nie bądźmy naiwni jak dzieci.
3.
-Wróżka? Żartujesz sobie ze mnie Ino? – mruknęłam
zdegustowana jej propozycją oraz entuzjazmem, z jakim skakała przed tym czyś co
przypominało wagon cyrkowy w kolorze butelkowej zieleni. Obskurna okolica rodem
z bajki o złej wiedźmie, mało japońsko a wręcz amerykańsko. Teraz łączy mi się
wątek z wyborem tamtej kawiarni, czy co to tam było. Przełknęłam ślinę i
spojrzałam pod swoje nogi. Moje białe trampki przestały być białe – były szare
z koronką z błota. Zagryzłam wargę taksując wzrokiem otoczenie. Nadciągające
granatowe chmury dodawały jeszcze „oliwy do ognia” jeśli chodzi o charakter
tego miejsca. Wyglądało to wszystko na nielegalnie zamieszkane dawne pola ryżu.
Partyzantka, przyjrzałam się bliżej ów wagonowi i zauważyłam agregat
prądotwórczy – wszystko jasne. – Myślę, że to zły pomysł – mruknęłam, ale
blondynka już była przy drzwiach i pukała w nie z uśmiechem od ucha do ucha,
dreptają z nogi na nogę. Nie mając wyjścia ruszyłam w jej stronę. Nikt nie
otwierał, Ino zapukała jeszcze raz nieco głośniej. Nawet nie chciałam wiedzieć
skąd ona ma ten adres, liczę tylko na to, że nikt nam krzywdy nie zrobi. Co
najwyżej niech okradną, to i tak w tym zapuszczonym miejscu będzie jakimś
pozytywnym aspektem całej durnej wyprawy. Westchnęłam, a złość zaczynała we
mnie buzować. Kątek oka zauważyłam ruch wzorzystej firanki.
-Czego?! – doszedł mnie krzyk i zgrzyt otwieranych drzwi.
Głos był gardłowy, mocno zachrypnięty i nieprzyjemnym tonie. Nie było to najlepsze wrażenie. W drzwiach
ukazała się struchlała starsza kobieta, której oczu nie było widać. Twarz
poharataną miała zmarszczkami, na oko wyglądała na osiemdziesięciu letnią
kobietę. Nie miałam zatem pojęcia jak sobie radzi na tym pustkowiu. Co ciekawe
– wcale nie miała pstrokatej spódnicy jaką sobie wyobrażałam a szaro-czarne
kimono z białymi akcentami. Za to biżuteria była dość specyficzna. Łańcuch na
szyi wyglądał, jakby na końcu miał kieł tygrysa, kolczyki sięgały jej
obojczyków i były to koraliki czerwono-zielone przeplatane na zmianę. Jej siwe
włosy zebrane w niechlujnego koka były spięte igłami oraz grzebykiem, tego
samego typu co noszą gejsze. Momentalnie zaschło mi w gardle. Miałam wrażenie,
że ta kobieta nie potrzebuję oczu by widzieć. Ona właśnie prześwietlała nasze
intencje oraz wewnętrzne rozterki.
-Dostałam namiar od znajomej, której czcigodna Utatane
Koharu pomogła – zaczęła blondynka. Spojrzałam na nią w osłupieniu, ja nie
dałam rady jednej choćby głoski z siebie wydusić.
-Wejść – jej ostremu jak brzytwa tonowi nie sposób było
się sprzeciwić. Czy właśnie zdałyśmy jakiś test, o którym nie miałyśmy pojęcia.
Staruszka wskazała na mnie palcem, a następnie na matę, która leżała na dywanie
w kolorze soczystej czerwieni. – Ty – tutaj wskazała na mnie – Siadaj. Ty –
wskazała na Ino – za mną! – Yamanaka rzuciła mi niepewne spojrzenie, ale
zniknęła za granatową kotarą oddzielającą to małe pomieszczenie. Rozejrzałam
się dokładnie siadając na wskazanym miejscu. Było ono chłodne i wilgotne, w ów
wagonie unosił się specyficzny zapach. Nie była to zgnilizna, ale może pleśń?
Nie miałam pojęcia. Z jednej strony miałam granatową kotarę, za które zniknęły
obie kobiety, a po drugiej była to zielona kotara z satyny w złote lampasy.
Rozstrzał kolorystyczny drażnił poczucie mojej estetyki. Czułam się tutaj, jak
zwierze w klatce. Sama nie wiem ile czekałam, zanim w końcu ktoś do mnie
wyszedł. Z transu wyrwał mnie cichy i spokojny głos.
-Sakura, idź – wskazała mi głową Ino. Oszalała kretynka!
Ja i wróżby?! – Naprawdę, nie będziesz żałować – przekonywała mnie i odsłoniła
lekko to coś zwisające z sufitu. Gołym okiem dostrzegłam ile kurzu zaczęło się
unosić w powietrzu. Astmo, witaj!
-Zwariowałaś! – krzyknęłam szeptem drażniąc tym swoje
struny głosowe. – Uciekajmy stąd! – mruknęłam. Jak odezwie się ta stara i
przerażająca kobieta to po mnie!
-Chodź tu dziecko! – złowrogo to brzmiało. Z moich oczu
leciały pioruny w stronę Ino, lecz ta tylko ruszyła w stronę miejsce, które
przed momentem zajmowałam. Coś w tej kobiecie, jej postawie, pewności siebie oraz
arogancji, sprawiało że moje ciało dębiało i wykonywało jej rozkazy.
Przełknęłam ślinę, gdy weszłam do „tego czegoś”. Rozejrzałam się dookoła, a
starsza Utatane Koharu kazała mi usiąść naprzeciwko siebie. Między nami był
mały okrągły stolik. Całe pomieszczenie skąpane było w tej cholernej granatowej
kotarze. W kątach pokoju było pełno poduszek złotych, czerwonych oraz
pomarańczowych. – Co cię tu sprowadziło? – zapytała. Jej ton głosu nagle
zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Był spokojny, pełen zrozumienia oraz
ciepły. Puściłam wiele powietrza z płuc, nadymając swoje policzki.
-Przez tamtą panią, która była tu przede mną – mruknęłam
zgodnie z prawdą. Dokąd zmierza moje życie? Do wiary w wiedźmowate sztuczki! Może
puszcze wodzę fantazji? Zażartuje sobie ze starszej pani? Jak tu siedzę to i
tak mnie skasuje oraz okradnie. Cygańska wiedźma. Zaczęła kłaść karty na stole,
gestem dłoni kazała wybrać mi jedną więc to uczyniłam. Odkryła ją. Ciekawi mnie
co odczyta z tarota na mój temat, na moich ustach mimochodem pojawił się
ironiczny uśmieszek.
- Odwrócona karta śmierci, ciekawe – mruknęła pod nosem
do siebie staruszka. Swoje dłonie schowała w wielkich rękawach kimona. Poczułam
się pominięta.
-Co to oznacza? – zapytałam zaciekawiona. Znów to
uczucie. Lustrowanej duszy. Ta kobieta miała w sobie coś ze żmii, przełknęłam
ślinę lekko spłoszona.
-W pozycji odwróconej karta może być symbolem
wydarzeń, które okażą się przerażające, powodujące wstrząs, oznacza także
dotkliwe straty, porażki, żałobę – mruknęła pod nosem formułkę z pamięci.
Prychnęłam. Nauczenie się definicji karty, a potem powiedzenie jej
klientowi-naiwniakowi. Świetny interes życia, jak nie wyjdzie mi w medycynie to
tym właśnie się zajmę na pustkowi. – Ale ciebie to już spotkało prawda? –
powiedziała lekko.
-Ale co? – zapytałam głupio przekrzywiając
głowę na bok niczym dziecko. – Porażki? Żałobę? Dotkliwe straty? – zakpiłam. –
Takie jest życie, porażki mamy na każdym kroku. Mam dość lat by przeżyć chociaż
jedną żałobę po stracie, dotkliwej stracie – podkreśliłam dwa ostatnie wyrazy w
swojej wypowiedzi. Najgłupsza kabała w jaką dałam się wciągnąć.
-Dziecko – zaczęła spokojnie cały czas
patrząc w kartę, jakby tam było coś napisane. – Wydarzenia, które okażą się
przerażające już w twoim życiu były. Rodzina – matka i ciotka, to po nich
przeżyłaś dotkliwą stratę. Porażki są na każdym rogu jak mówisz, ale mi chodzi
o coś innego – zatrzymała się. Zagryzłam wargę, gdyż zaczęła mnie intrygować
jej postawa. Nie dała sobie wejść na głowę, nie traciła rezonu ani spokoju.
Fakt, że wzmianka o mojej matce Mebuki, która na własny los nie zasłużyła, ani
wspaniała ciotka Rin były czymś czego nie mogła wiedzieć. Ale może Ino coś jej
napomknęła? Jej język idzie bez problemu rozplątać. – Dziecino, ty przeżyłaś już dwukrotnie swoją
własną żałobę.
4.
Siedziałam i piłam czerwone słodkie wino z
Ino. Ta wróżka wbiła mnie w fotel, delikatnie to ujmując. Jej słowa wydawały
się irracjonalne, mówiła płynnie, wydawało się, iż czyta nam jakieś
opowiadanie, a nie opowiada naszą przeszłość oraz przyszłość. Ani ja, ani Ino
nie możemy się z tego do końca otrząsnąć. Nawet sms od Sasuke nie sprawił mi
przyjemności, miał raczej posmak goryczki.
„Baw się dobrze kochanie. Wpadnę po ciebie jutro w
południe”
Żadna z nas nie chciała powiedzieć dlaczego
jesteśmy po tym spotkaniu tak otumanione, co takiego ta sławetna Utatane Koharu
nam nagadało i nawciskała do głowy. Od dzisiaj zmieniłam sposób myślenia na
temat stawiania tarota, wróżenia z ręki a nawet oczu. To ostatnie było
najbardziej przerażające. Cały czas mam przed oczami jej wyraz twarzy – pewna
siebie oraz zmartwiona, nie jestem w stanie powiedzieć który nastrój przeważał.
Powtarzająca, starsza kobieta, niczym mantrę: „Uciekaj póki czas. Śmierć cię tylko przy nim czeka” było dla mnie alarmujące. Wstrząsające, nie pozbędę się tego z
głowy, dopóki jestem trzeźwa oraz w stanie trzeźwo myśleć. Jedyne co mi pomoże
to alkohol, spora ilość alkoholu, obojętnie jaki, a także gadatliwość Ino.
Tylko to beztroskie wielosłowie trzeba z niej wydobyć. Co oczywiście obecnie
jest czynione. Dokładnie, idzie mi to wyśmienicie. Obie siedzimy w piżamach,
spodenki dresowe plus za duża, stara koszulka, gapiąc się tępo w wyłączony
telewizor. Otacza nas cisza, tykanie zegara oraz brzęczenie telefonu Yamanaki.
-Kurwa, Haruno nie wytrzymam – ni stąd, ni
zowąd wypaliła. Na polikach miała już spore wypiek – Wiesz czemu chciałam tam
pojechać? – warknęła zła, zaczęły uchodzić z niej wszystkie emocje, jakie w
sobie tłumiła najwyraźniej od dłuższego czasu. Obciągnęłam swoją koszulkę,
ciekawa dalszych rewelacji. Siedzenie na podłodze nie było takie najgorsze,
wykładzina była wygodna, ale zapewne kanapa narożna jeszcze bardziej. – Zdradziłam Kibę z Naruto – wypaliła bez
owijania w bawełnę, a ja zachłysnęłam się powietrzem. Podejrzewam, że moje oczy
były wielkości spodków. Jednak twarde spojrzenie niebieskich oczu Ino mówiło,
że to prawda. Wygłupiła się sama przed sobą, ale również przede mną.
-Przecież to najlepsi przyjaciele, coś ty
narobiła – czknęłam, więc szybko zakryłam sobie usta dłonią. Niedowierzałam w
obecną jej głupotę, myślałam… Nie! Ja byłam pewna, że ta kobieta świadoma
swoich walorów w końcu zmądrzała. Burza rozszalała się tej nocy na dobre, nie
tylko na zewnątrz, ale również w moim umyśle.
-Wcale nie tacy najlepsi – mruknęła i dolała
sobie resztkę wina do kieliszka. – Bądźmy szczerze Sasuke izoluje cię od ludzi,
on sam siebie izoluje od wszystkich – mruknęła, a ja byłam ciekawa jak ona
łączy te wątki ze sobą. Niech płynie dziewczyna z prądem i mówi co jej w duszy
gra. – Pominęło was parę sporów, poza tym oboje z Naruto siebie prowokowaliśmy.
On nie jest taki za jakiego go masz – mruknęła zadzierając nosa w ten
wywyższający sposób. Westchnęłam niedowierzając jej słowom.
-Co to znaczy? Że jest on chamem i prostakiem?
– spytałam spokojnie. Faktem jest, że nie pamiętam kiedy z nim rozmawiałam.
Wiem, że Sasuke widuje się od czasu do czasu z nim na jakimś piwie czy coś, ale
ja nie miałam na to czasu. Gdy wracam do wspomnień to wiem, że żyje w pewnym
zamkniętym cykle. Dom-Sasuke-uczelnia-praca. Nie ma tutaj miejsca na inne
rozrywki, wypady czy spontaniczne wyjazdy. Walczyłam ostro o swoje miejsce w
szpitalu, ponieważ Tsunade wycofała się z bitwy sądowej, ale podkopuje moje
szanse na staże, specjalizacje, czy nawet pracę w jakimkolwiek tokijskim
szpitalu. Jednym słowem – pali mi się dupa.
-Odzywa się do ciebie? – padło proste
pytanie. Zaprzeczyłam ruchem głowy i upiłam wino, które zalegało na dnie mojego
kieliszka. Z utęsknieniem wpatrywałam się w pustą, już drugą, butelkę taniego
wina. – Widzisz, bo chciał cię tylko zaliczyć – mruknęła z przekąsem. Uniosłam
brwi w geście zdziwienia. Ciekawość jednak zwycięża, gestem ręki nakazałam Ino
kontynuować swoją wypowiedź. – Jest chyba najgorszym dupkiem z całej tej
zakłamanej bandy – burknęła. Nieopisany żal malował się na jej zmęczonej
twarzy. Wstałam i ruszyłam do lodówki po kolejne schłodzone czerwone wino.
-On dupkiem? – mruknęłam pod nosem
jednocześnie wyciągając mocno trzymający korek. Tanie wino i korek? Mogli dać
zakrętkę, byłoby poręczniej.
-Zawsze wydawało mi się, że to Sasuke jest
najgorszą kanalią z nich wszystkich – spojrzała na mnie przepraszająco – ale on
przynajmniej mówi co myśli, zachowuje się tak jak uważa za stosowne. A Naruto?
– warknęła z odrazą, jakby coś właśnie jej się przypomniało. Usiadłam obok
niej. Nalałam jej oraz sobie więcej wina, było nam go dzisiejszego wieczora
potrzebna spora ilość. – Nie powiem, że
to jego wina. Ta noc była naszym wyborem, mimo wszystko wiem, że do tanga
trzeba dwojga – próbowała zażartować, lecz wyszło bardzo niezręcznie. Jej
fałszywy śmiech tylko to pogorszył. – Po wszystkim wysłał filmik, jak mnie
posuwa. Rozumiesz to?! – krzyknęła mi prosto do ucha. Ja chciałam ją palnąć w
łeb. Być może nie widziałam od dawna Uzumakiego, ale jego roześmiana twarz…
Zupełnie mi to nie pasowało do jego aparycji. To było tak sprzeczne z
wykreowanym obrazem na jego temat w mojej głowie, iż byłam w szoku.
-Ino, do jasnej cholery, dałaś się nagrać
podczas stosunku? – warknęłam niedowierzając w bezmiar głupoty jej
postępowania. Czy ta dziewczyna z muchą na rozum się zamieniła? Starałam się
przywołać wszystkie niemądre wyczyny z jej udziałem w swojej pamięci, ale nic
nie jest tego w stanie przebić. Pójść z kimś do łóżka, zdradzając swojego
partnera… W dodatku z najlepszym przyjacielem i jeszcze to nagrać! Kretynizm,
imbecylizm, debilizm do kwadratu! Nie wypowiadam się nawet na temat samej
zdrady, bo szkoda na to czasu. Wzięłam głęboki wdech by uspokoić kołatanie
swojego serca.
-On to nagrał bez mojej zgody, a potem
skurwiel wysłał to Kibie! – krzyknęła, a w jej błękitnych oczach pojawiły się
zły. Oho, zaczyna się rollercoster uczuciowy w wydaniu Ino. – A teraz cały czas
do mnie pisze, dzwoni… Próbowałam go zablokować, ale co rusz ma nowy numer – podciągnęła
nosem. Zrobiło mi się jej cholernie żal, pomimo że to był jej wybór i jej
głupota. Płaci za nią największą cenę. Mam nadzieję, że mimo wszystko Kiba oraz
Naruto mają jeszcze w sobie ostatnie pokłady męskości, a także gentelmeństwa i
nigdzie tego nie opublikują. To mogłoby tej kobiecie zniszczyć życie, a
przecież nie ona jedyna zdradziła na tym świecie. Gdy otwierałam już usta by o
coś zapytać wtrąciła się blondynka kręcąc przecząco głową. – Nie, Kiba nie
odbiera ode mnie telefonu. Unika kontaktu ze mną, czy internetowego czy
fizycznego – mruknęła. Szczerze powiedziawszy wcale mu się nie dziwie. Zapewne
czuje same pejoratywne uczucia względem mojej przyjaciółki. Jednak mam
wrażenie, że zachowuje się z klasą, na jaką w takiej sytuacji tylko go stać. Co
do Uzumakiego sama nie wiem, czy wierzyć w wersje Ino czy może brać ją z pewną
rezerwą. Pewne jest to, że jeśli sprawa z nagraniem to fakt – to ten facet
okazał się największą kanalią na jaką można trafić. A może oczekuje od Ino dużo
więcej? Dopuszczam do siebie myśl, że młody Naruto idzie po trupach do celu.
Jego celem stała się filigranowa Yamanaka. Zawiła sprawa, na mój pijany umysł
wręcz jakaś telenowela z kiepskim scenariuszem.
-Kabała… - wydukałam pod nosem. Cieszyłam
się, że rozterka Ino jest tak popierdolona, że moja „przepowiednia od wróżki”
poszła na boczny tor. Wręcz jest zapomniana. Samarytanki z mojej przyjaciółki
nie da. Swój czubek nosa widzi, nic poza tym.
5.
-Cały dzień przespałaś – usłyszałam nad głową
rozbawione miękki męski głos. Przełknęłam ślinę, ale w ustach miałam tak sucho,
że dyskomfort doskwierał mi przy każdym ruchu języka w jamie ustnej. Sięgnęłam
po butelkę wody, która stała na stoliku nocnym. Oparłam się o zagłówek łóżku i
chłeptałam ją ile miałam sił, jednak ukojenie nie nadchodziło. – Nadal głowa
boli? – zapytał ciemnowłosy siadając na skraju łóżka. Jego onyksowe oczy
bacznie mi się przyglądały, a ja czułam wewnętrzny niepokój. „Uciekaj póki czas” dźwięczało w mojej
głowie. Ostatnia kropla spłynęła p mojej brodzie, którą szarmancko kciukiem
starł On.
-Nie – mruknęłam ledwie słyszalnie. Czy to
możliwe, że kolejny raz zaczęłam budować niewidzialny mur między nami? Nie
chciałam tego, żadna durna wróżba tego nie zmieni. – Chodź tutaj – mruknęłam i
przyciągnęłam go do siebie za koszulę. Nasze czoła zetknęły się ze sobą. Miałam
ochotę oddać mu siebie, potrzebowałam oderwać się od rzeczywistości, a jego
ramiona mi to dawały.
-Ktoś lepiej się czuje – mruknął w moje ucho
przygryzając je. Jego ręka pieściła moją szyje, a na ustach czułam jego gorący
oddech. Zapragnęłam go, tutaj i teraz. Potrzebowałam spełnienia, czułości i tej
ostrości, która on mi zapewniał. Był nieziemski w tym, przez ostatni czas
pokazywał mi co to znaczy seks oraz pożądanie.
____________________________________________
Od autorki: Bliżej, bliżej niż dalej moi drodzy. Starałam się +/- przejrzeć rozdział od względem literówek, gdyż jestem ich mistrzynią. One mnie kochają, ja ich niekoniecznie.
Jesteście? Komentuje, to daje pewien pogląd na to co myślicie o tym. :)
\