środa, 27 marca 2019

Rozdział 17


Niecały rok później…
Czyli ile to już?

1.
Biegłam, jak szalona na spotkanie z Ino w ten ciepły wieczór. Ostatnimi czasy coraz rzadziej się widujemy, żeby nie powiedzieć w ogóle. Niestety wynajmujemy wspólnie mieszkanie już raczej tylko na papierze. Bywam tam sporadycznie, zwykle gdy Sasuke wyjeżdża gdzieś w delegacje do innych miast na większe i ważniejsze rozprawy. Dowiaduje się o nich na ostatni moment, co mnie irytuje. Im dłużej z nim jestem, tym więcej dostrzegam, między innymi że nie jest typowym prawnikiem „od rozwodów”. Bierze je, bo są dochodowe, ale para się politycznymi sporami, ekonomicznymi i finansowymi pozwami. Wtedy wiem, że zmienia się w bezwzględną bestie, łaknącą by jego było na wierzchu, nawet wobec mnie. Niestety miesza mu się często praca z życiem codziennym, jego zachowania są nieprzewidywalne. To jest wielki minus jego charakteru, sposobu bycia czy czegokolwiek czym „to” jest. Skręciłam szybko w kolejną uliczkę, a rześkie powietrze powodowało piekący ból krtani. Nie mam pojęcia dlaczego upierała się na spotkanie w jakieś kawiarnio-cukierni na obrzeżach Tokio. Dostać się tutaj to mordęga, nie podróż. W dodatku tak daleko znajduje się ten punkt od miejsca mojego tymczasowego zamieszkania u Sasuke, pracy czy uczelni, z którą już za raz kończe przygodę. Byłam już zdyszana i zlana potem, przynajmniej tak się czułam. Słońce, jak na maj oraz zbliżający się wieczór grzało przeokropnie, wręcz paliło moją jasną skórę. Plusem jest fakt, że przestałam wyglądać trupio, pomimo że jest dopiero co na początek tego miesiąca. Zwolniłam kroku w momencie, gdy moim oczom ukazała się nazwa kawiarnia napisana katakaną. Wygładziłam czarną dopasowaną sukienkę, do której miałam ubraną jeansową oversizową katanę i białe krótkie trampki. Poprawiłam swoje długie, roztrzepane różowe włosy. Po godzinach nie wyglądam, jak typowa „pani doktor”, ale nie mam sobie nic do zarzucenia. Poza tym częściowo robię to dla siebie, a częściowo dla Uchihy. Lubi on kobiety ubrane kokieteryjnie i filuteryjnie. Będę szczera, brakuje mi tego. Włosy do tyłu, biodra w ruch, uśmiech na usta i wchodzę!
Blondynka siedziała już przy stoliku ze szkła, pochłonięta swoim iphonem, nie mam pojęcia jaki to model, nie zwracając nawet uwagi na te mało znaczące szczegóły – dosiadłam się do niej. Gdy zajęłam miejsce na mało wygodnym krześle naprzeciwko Yamanaki, ta nawet nie oderwała wzroku od swojego telefonu komórkowego. Odchrząknęłam, ale to nic nie zadziałało. Cokolwiek czytała wciągnęło ją całkowicie. Lub była w trakcie stalkowania – co jest bardziej prawdopodobną opcją, znając jej zapędy.
-Cześć Ino – powiedziałam nieco za głośno i wzięłam spod jej rąk kartę z napojami, jakie serwują tutaj. I pysznymi ciastami. Dopiero teraz do moich nozdrzy dotarł zapach świeżo upieczonej szarlotki, ale wystrój tego miejsca jest specyficzny. Nowoczesny plus elementy amerykańskie takie jak flaga, mapy, widoki znanych miast i atrakcji. Jak dla mnie poplątanie z pomieszaniem, ale pasuje do tej filigranowej blondynki siedzącej naprzeciwko mnie. Jeszcze raz odchrząknęłam, aż coś zadrapało mnie w krtani. Kobieta oderwała się od urządzenia półprzytomnie, a jej niebieskie oczy wyglądały na wściekłe, że ktoś śmie przerywać jej wykonywaną czynność. Wzięła głęboki wdech, poprawiła wystające kosmyki z blond kucyka.
-Cześć Sakura – mruknęła. Wyłączyła swój telefon, dopiła ciecz znajdującą się w jej kubku. Spojrzała na mnie, a mnie uderzyła jej smętna i ponura mina. Lekkie sincie pod oczami, szaro zabarwiona cera oraz widoczne zmarszczki na czole, które znacząco się pogłębiły. To tego obrazu nędzy i rozpaczy brakowało tylko tłustych włosów oraz dresu w kolorze fiołków, a wiadomo że zaczęły się problemy w raju Yamanaki. Nie byłam pewna, czy można się zapytać jej o cokolwiek. Zwykle w takim stanie jest tykającą bombą, najlepiej wtedy chodzić wokół niej na paluszkach, gdyż każdy szmer może przynieść apokalipsę dla osób w jej otoczeniu. Przełknęłam ślinę, a na moich ustach zawitał najbardziej fałszywy uśmiech. Tylko na taki było mnie stać. Cisza między nami była niezręczna, ale czekałam aż ona coś odpowie, zagai – no po prostu zrobi jakikolwiek ruch pierwsza. Nauczyłam się przy niej cierpliwości, jak również uczyło mnie tej cechy całe moje „usłane różami” życie. Potarłam delikatnie swój nos, zupełnie nie wiedząc co mam uczynić z rękami. Odeszła mi ochota na jakiekolwiek ciasto, babeczkę czy kawusie.
-Nie zamawiasz nic? Super – mruknęła wstając od stołu. – To idziemy – i ruszyła przodem. Nienawidzę jej takiej zadufanej w sobie. Wiem, że potrzebuje mogę wsparcia niezależnie od tego czy taki stan wywołała w niej błaha sprawa czy tajfun, który przeszedł przez jej życie w czasie mojej nieobecności w nim. Jednak wiem, że nasza rozmowa będzie jednostronna. Ja będę przytakiwać, ona zadawać pytania retoryczne i tyle. Jestem tu bo mnie potrzebuje, ot co. –Wsiadaj – rzuciła do mnie stanowczo. Głęboki wdech dla kurażu i wsiadamy do jej mercedesa. W gardle ugrzęzło mi pytanie „I co dalej?”. –Pojedziemy gdzieś – mruknęła tajemniczo puszczając mi oczko znad swoich doczepionych rzęs.
-Przerwiesz tę zmowę milczenia? – mruknęłam nieco zbyt ciekawskim tonem. Ino od razu to wyczuła, a diaboliczny uśmieszek wszedł na jej usta. Wiem też, że dopóki nie zrobimy tego co zaplanowała nie dowiem się jakie malwersacje zaszły w jej życia, ani w jakim aspekcie. Osobiście stawiam na problem w relacjach damsko-męskich, bo moja blond przyjaciółka nigdy nie miała problemu ani nie stroiła dramatów, gdy nie wychodziły jej plany zawodowe. Każdy ma swoje priorytety, niestety nie zawsze mamy je takie same ze swoimi bliskimi. Kątek oka zauważyłam, jak wyjeżdżamy z Tokio. Stolica zostaje za nami, a ona wiedzie mnie w bezdenną nicość ku zachodzącemu Słońcu. „Poetycko Sakura, punktujesz”.

2.
Pomimo że dochodziła właśnie siódma wieczorem, ciągle siedziałem w swoim biurze. W kancelarii byłem tylko ja, mogłem wrócić do domu – nic nie miałem tutaj aż tak ważnego do zrobienia. Jednak zostałem. Przetarłem oczy kciukiem oraz palcem wskazującym, dopadało mnie przemożne zmęczenie. Jeśli chodzi o samotność to w tym miejscu lepiej mi się ją znosiło niż w mieszkaniu, gdy jej tam nie było. Od tamtego sierpniowego wypadu za miasto próbuję ją od siebie uzależnić. Przyznać muszę, że idzie z miernym skutkiem. Założenia były inne, ale mimo wszystko – mamy maj, a ona już praktycznie ze mną mieszka. Znamy się rok z hakiem, a ja czuję jakbyśmy byli ze sobą od zawsze. Niestety sny, które raz się pojawiają, a raz odpływają w niebyt pamięci lubią wracać z niespodzianką lub ze zdwojoną siłą. Jeden w szczególności mnie niepokoi, jest w moim umyśle za mgłą i coś w sobie kryje. Nie muszę dodawać, iż pikanterii oraz obaw temu uczuciu dodaje fakt, że pojawia się tam moja matka, Mikoto. Wziąłem głęboki wdech w płuca, oparłem się o zagłówek fotela. Fizycznie, a także psychicznie czuje się wyśmienicie, Sakura stara się mi przypodobać – stroi się, robi nam kolacje, jest niesamowita w łóżku. Tylko jej oczy, jakby czasami odpływała w tylko sobie znane miejsce. Bywa to niepokojące. Gdy zaczynam dodawać dwa do dwóch, to wcale nie wychodzi cztery, tam jest ukryte działanie – dla mnie niewidoczne, chociaż nie wiem jak długo bym tego szukał i w to się wpatrywał.
Ten sen, ta jawa… Cokolwiek to jest ma dla mnie przesłanie. Zaczyna się dziwnie, od ślubu. I gdy zagłębiam się w czeluści oraz zakamarki swojego umysły – ta część jest najmniej wyraźna. Ale przypominam sobie to, ciągle i ciągle. Bez skutku.

„-Ja, Sasuke, biorę Ciebie Sakuro za żonę i ślubuję Ci: miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci – na twarzy kobiety widoczny jest delikatny uśmiech. Ma pełne zaczerwienione wargi, ale jej suknia ślubna nie jest strojna, bogata ani nawet nowa. To suknia jej matki, lekko zszarzała. Ma krój iście europejski, a welon długi z koronką, typowo włoski. Fala różowych puszczonych loków oświetla tę nieśmiałą twarzyczkę. Ślub odbywa się w piwnicy, z garstką towarzyszących osób. Wszyscy obecni są ubrani w najlepsze stroje, jednak mimo wszystko męskie marynarki są zacerowane, a kobiece obcasiki zdarte. Szczęścia jest niewiele, przykrywa je ciągła obawa oraz strach. Elegancji jeszcze mniej. Oprócz Pana Młodego, on się wyróżnia. Ubrany w czarny skrojony na miarę i uszyty parę lat temu garnitur w stanie idealnym, nawet kolor o dziwo nie wyblakł. Jego twarz nie jest naznaczona żadną blizną ani zmarszczką starości, strachu czy odwagi. Ot, młodzieniaszek z dobrego domu, który niewiadomo jakimś sposobem trafił w to społeczeństwo. Oderwany od swych korzeni, jednakże nie wyglądał na nieszczęśliwego.”

Moje odłączenie ducha od ciała przerwało pukanie do drzwi gabinetu. Głośne, ale subtelne. Kobieca dłoń. Spojrzałem na zegarek ścienny w kącie gabinetu. Wskazywał godzinę 19:26, spóźniona jak zwykle. Poprawiłem krawat oraz marynarkę, przetarłem dłonią włosy by nic nie zdradzało mojej nieobecności duchowej.
-Proszę – odpowiedziałem spokojnie, chociaż mój głos zabrzmiał gardłowo. Pierwsze co zauważyłem to proste czerwone włosy oraz okulary w mocnej czarnej oprawce. Następnie w oko wpadła mi błękitna koszula oraz granatowe spodnie w kant. Szybko przestałem lustrować swojego gościa, a gestem dłoni zaproponowałem jej by usiadła na fotelu naprzeciwko mnie. Odgradzało nas tylko bądź aż dębowe biurko, masywny mebel.
-Witaj, Sasuke – odparła swawolnie, z odrobiną nuty, która prowokuje mężczyzn do zbyt odważnych kroków wobec tej kobiety. Była inna od Sakury, ona znała moc swojego seksapilu. Używała go, nawet na mnie, tylko z miernym skutkiem. –Stęskniłeś się? – mruknęła zagryzając ponętnie dolną wargę. Już wiedziałem, że zaczęła sobie ze mną pogrywać, a humor ma iście szampański oraz zaczepny. Przyglądałem się jej chłodno mając w sobie sporo rezerwy do jej zachowania. Założyła nogę na nogę pokazując kawałek swojej kostki oraz stopę w szpilkach.
-Dobrze wiesz, że nasze relacje są zupełnie inne – odparłem rzeczowo. Chcę od niej informacji, a ona musi mi je dać. – Karin, co przede mną ukrywasz? – zapytałem bez ogródek. Ściągnęła brwi i przechyliła głowę, przyglądała mi się bacznie, chciała coś wybadać. Zapewne sprawdzić, w którą stronę może podążyć z informacjami. Poprawiła swoje włosy i potarła palcem wskazującym podbródek, ale jej ciało nadal wyglądało na zrelaksowane, zero oznak spięcia.
-Cóż – zaczęła spokojnie patrząc badawczo w moje oczy – Sny cię męczyć zaczęły? Ile minęła od naszego spotkania? – mruknęła jakby chciała sobie przypomnieć.
-Ostatni raz widzieliśmy się w styczniu, a męczy mnie sen. Jeden konkretny – dodałem. Pokręciła tylko głową i rozejrzała się po gabinecie. Nie ukrywam, że nie widać tu kobiecej ręki, w żadnym zakamarku tego miejsca.
-Szybko do tego doszedłeś – mruknęła, jakby spodziewała się tej rozmowy wcześniej bądź później. Gdy chciałem już zadać pytanie, ona na nie odpowiedziała bez mrugnięcia czy zająknięcia. – Nie przeprowadzaliśmy jej Sasuke, ani razu – dodała, a delikatny uśmiech wtargnął na jej usta. Był dziwny, obcy i nie do rozszyfrowania. Poczułem się nieswojo, pierwszy raz od dawien dawna. – Pytaj – rozkazała lekko, łagodnie. Odrzuciłem swoją dumę i zrobiłem to o co poprosiła.
-Od jakiegoś czasu męczy mnie sen o ślubie z Sakurą. Ona w nim jest najmniej wyraźna, ale resztę dostrzegam całkiem dobrze – rozpocząłem suchy wywód, bez emocji by poszło sprawniej. – Nigdy nie usłyszałem by ona mówiła przysięgę, zawsze to ja ją mówię – starałem się przypomnieć sobie wszelkie szczegóły tej plątaniny zdarzeń przyczynowo-skutkowych. Bo wiem, że wszystko coś łączy, ale nie mogę tego dostrzec. Karin zrobi to za mnie. – Widzę jakąś garstkę ludzi, jesteśmy w piwnicy. Wyróżniam się strojem i zachowaniem, a potem koniec – mruczę wiedząc, że więcej nie wykrzesał, chociażbym się dwoił czy troił.
-To pierwsza część, tak? – zapytała nieco zdziwiona, ale widziałem jak jej trybik w głowie chcą sobie coś połączyć. Przytaknąłem głową na jej retoryczne, jak dla mnie pytanie. – A druga? – dodała, a jej piszczący głos podrażnił moje uszy.
-Nie ma w niej, ani Sakury. Jest za to moja matka z kapłanem, który udzielał nam ślubu – dodałem z lekkim obrzydzeniem. Dzień stał się piękniejszy odkąd ta kobieta przestała stąpać po tym świecie. Westchnąłem ciężko, nagle coś mnie zabolało w środku. – Za to widzę, jak ona daje plik banknotów by pewne zajście nie wyszło na światło dzienne. Reszta nie ma znaczenia, umiem się domyślić, że ślub z Sakurą w świetle prawa nie był ważny – dodałem i spojrzałem wyczekująco na mojego gościa. Poprawiła swoją błękitną koszulę oraz oparła łokcie o blat biurka. Mało eleganckie zachowanie, jak na damę, którą chce być – przemknęło mi w głowie.
-Tak, nigdy nie byliście małżeństwem – dodała jakby coś jej w końcu ulżyło. Czyżby czekała na ten moment? Spuściła swoje oczy na dłonie, którymi się bawiła. – Nie wiem, jakim cudem to pamiętasz – być może to widziałeś z ukrycia, głupi nie byłeś w żadnym z poprzednich wcieleń co świadczy o tym, że zawsze ze mną potrafiłeś nawiązać kontakt. Ale tak, Mikoto wręczyła sporą łapówkę kapłanowi i wasze małżeństwo nigdy nie było w świetle prawa ważne, jednak – przerwała na chwilę, po czym spojrzała z ironicznym uśmiechem prosto w moje oczy. Coś w jej krwistych tęczówkach zabłysło, jakby to był as dla mnie. – Twoja matka nigdy się o tym nie dowiedziała. Co ciekawe, akt nie trafił tam gdzie powinien nie przez łapówkę, a przez czasy, w których wszyscy walczyli o przeżycie. Wojna bywa ciężka, w jednych krajach przeszła bez echa, inne roztrzaskała do cna – powiedziała sucho, ale jakiś sentyment zawitał na jej twarzy. To nie wszystkie rewelacje, jakie dla mnie ma. Słucham dalej w takim razie.
-I? – ponagliłem ją ręką. Zmęczenie zaczęło w końcu brać góre nad rewelacjami, więc chciałem zakończyć rozmowę. Między nami zapadła cisza, długa i elektryzująca.
-Ile żyć pamiętasz? – to pytanie mnie skonfundowało. Było bardziej niż niespodziewane, natomiast czułem jakby nie miało związku ze wszystkim co wiem. Zacząłem wracać do obrazów i nocnych mar w mojej głowie by sobie przypomnieć, co ma ze sobą związek, a co było innym wcieleniem. Liczenia nie było wiele, większość snów była ze sobą powiązana. Czy to na pewno tylko tyle? Czy aż tyle nam dano i nie wykorzystaliśmy? – Ile pamiętasz? – ponownie zapytała mnie Karin. Przeczesałem włosy, poczym oparłem się łokciami o blat i splotłem swoje dłonie. Przyglądałem się jej bacznie, jednak nadal nie zauważyłem oznak stresu czy strachu. Nadal mogę jej ufać?
-Dwa. Obecne jest trzecim – odparłem oschle, a mój głos mroził i przyprawiał o ciarki. Widziałem to, otrzymałem zamierzony efekt. Najlepsze są stare metody: strach, terror czy szantaż. Nigdy nie zawodzą.
-Co stało się w poprzednich? – zapytała bez ogródek. Przyglądałem się jej, a ona wzięło głęboki wdech w płuca, a następnie wypuściła powietrze z ostrym świstem. – Z Sakurą, co z nią się działo? – podkreśliła jej imię przeciągając samogłoski. Wiedziałem co, nawet nie musiałem się zastanawiać.
-Została zabita – odparłem. Chociaż nie pamiętam bym miał o tym sen. Na pewno nie jeśli chodzi o drugie „nasze” życie.
-Czy tylko, Sasuke? – drążyła dziurę Karin. Zaczynała mnie doprowadzać do szewskiej pasji. Spojrzałem w stronę okna. Granatowe niebie oświetlały latarnie. Z tego okna ku mojej uciesze nie było widać żadnych telebimów. Starałem siebie w spokoju przypomnieć co jeszcze to wszystko łączyło, oprócz Mikoto oczywiście. Zamknąłem oczy oddalając się kolejny raz tego dnia w niebyt pamięci. Było to jak szukanie igły w stogu siana, a i tak wiedziałem że ukłuję się zbyt mocno. I nagle mnie olśniło, wiedziałem o tym? Czy samo do mnie przyszło teraz? Jestem w stanie we wszystko uwierzyć, skoro rozmawiam obecnie o reinkarnacji.
-Dziecko – odparłem, a zimny dreszcz przebiegł moje ciało, następnie poczułem jak zalewa mnie lodowaty pot. Dłonie zaczęły mi się trząść, a zdystansowanie do rozmowy zaczęło opadać. – Mieliśmy dziecko – mruknąłem najeżony. Spoglądałem w swoje dłonie, ale one nie były w stanie mi odpowiedzieć na niemy krzyk.
-Tak. Raz została zabita z małą córeczką, a raz poderżnięto jej gardło, gdy była w ciąży. W żadnej z tych sytuacji nie byliście małżeństwem. Nie złączyliście się na wieczność, nie spletliście namacalnie swojego losu ze sobą – odparła jakby wyrzuciła z siebie formułkę wyuczoną na pamięć. – Tworzycie swój świat, kreujecie go, ale są pewne zasady. Różnica wieku wzrasta za każdym razem przy reinkarnacji. Sakura i dziecko zostaną zabite za każdym razem, jeśli nie będzie namacalnego świadectwa waszego oddania względem siebie. To trywialne, ale prawdziwe. Przy każdej wędrówce dusz odradzacie się w innych miejscach, z inną historią, ale tymi samymi rodzinami. Przypieczętowaliście swój los, ale także waszych najbliższych – tak samo oni naznaczyli waszą racje istnienia. Ona nigdy nie zostanie zaakceptowana przez twoją rodzinę, ty zawsze będziesz stał wyżej w hierarchii społecznej. Te same problemy, w innym czasie, miejscu. Nigdy nie dowiecie się, które z waszych żyć będzie tym ostatnim. Liczba transmigracji jest stała, określona i niezmienna. Przytrzymaj ją przy sobie – dodała, a jej twarz pozbawiona uczyć przypominała posąg. „Przytrzymaj ją przy sobie”? Jest trudno, nie mam wstępu do jej myśli, nie kieruje się tymi samymi celami co ja. Jesteśmy odmienni, jak ogień i woda. A mimo to woda może ugasić pożar lub pomóc mu w rozszerzeniu. Tlen, coś niezależnego.
-Mam nie dać jej odejść? – zapytałem ostrzej niż zamierzałem. Mój głos był niczym miecz w nieokrzesanej dłoni młodego rycerza. Do niczego, tylko powodujący stres, a także zniszczenie.
-Ty chcesz byście byli razem, ona chce przetrwać. Gdy zostajesz przy kimś lub przez kogoś uśmiercony lecisz na początku jak ćma do światła, ale i ona podświadomie nabiera rozeznania – rzekła czerwono włosa. Tykanie zegara, odgłosy ulicy, grzmot i błyskawica. Zbiera się na majową burzę, tak samo jak w moim wnętrzu. Opanowany na zewnątrz, ale wewnątrz…
-Co jeszcze powinien wiedzieć?
-Jeśli powie „Sayonara”, czyli pożegna się na zawsze koniec waszej historii. Gdyby chciała to zrobić to przydałaby się osoba pokroju twojej matki. Brudna robota sama się nie wykona, a tak macie jeszcze jedną szansę – dodała obojętnie. Spojrzała na zegar. Było już po dziewiątej. Ta rozmowa trwała zbyt długo. Wiele słów, jeszcze więcej momentów milczenia między nami. Informacje, które mam są na wagę złota. Jednak co może się zniszczyć w naszej obecnej relacji? Przeszkód już nie ma. – Telefon jakieś pół godziny temu ci dzwonił – wskazała brodą na urządzenie Karin. – Może jeszcze się spotkamy – mrugnęła do mnie, po czym poprawiła swoje okulary. – Matane*, Sasuke – wyszła. Chociaż znałem przesłanie ostatnich dwóch słów, było to zbyt dwuznaczne pożegnanie jak na Karin.
Spojrzałem na swój telefon. Jedno nieodebrane połączenie od Sakury oraz sms, również od niej. Szybka w niego wszedłem by przeczytać czy czasami coś się nie wydarzyło.

„Zostaje na noc w swoim mieszkaniu z Ino. Babski wieczór. Dasz radę sam spać dzisiaj?”

Odpisałem, że bez problemu. Może to i lepiej? Chwilę odpocznę, przemyślę co mam. Przygotuję plan działania. „Macie jeszcze jedną szanse?”. Czy to był przekaz, czy luźnie rzucone w eter słowa? Przetarłem twarz dłońmi, byłem skonany. Wychodząc z gabinetu, zamykając kancelarię napisałem jeszcze drugiego smsa do Sakury i ruszyłem do mieszkania. Chciałem zdążyć przed burzą. Marzyłem by na chłodno ocenić najnowsze informacje. Wiedziałem także, że Karin mówi mi tyle ile chce, nic ponadto co mogłoby jej zaszkodzić. Nie wierzę, że w zaistniałej, kuriozalnej do granic możliwości sytuacji nie ma ukrytego osobistego powodu, czy celu. Nie bądźmy naiwni jak dzieci.

3.
-Wróżka? Żartujesz sobie ze mnie Ino? – mruknęłam zdegustowana jej propozycją oraz entuzjazmem, z jakim skakała przed tym czyś co przypominało wagon cyrkowy w kolorze butelkowej zieleni. Obskurna okolica rodem z bajki o złej wiedźmie, mało japońsko a wręcz amerykańsko. Teraz łączy mi się wątek z wyborem tamtej kawiarni, czy co to tam było. Przełknęłam ślinę i spojrzałam pod swoje nogi. Moje białe trampki przestały być białe – były szare z koronką z błota. Zagryzłam wargę taksując wzrokiem otoczenie. Nadciągające granatowe chmury dodawały jeszcze „oliwy do ognia” jeśli chodzi o charakter tego miejsca. Wyglądało to wszystko na nielegalnie zamieszkane dawne pola ryżu. Partyzantka, przyjrzałam się bliżej ów wagonowi i zauważyłam agregat prądotwórczy – wszystko jasne. – Myślę, że to zły pomysł – mruknęłam, ale blondynka już była przy drzwiach i pukała w nie z uśmiechem od ucha do ucha, dreptają z nogi na nogę. Nie mając wyjścia ruszyłam w jej stronę. Nikt nie otwierał, Ino zapukała jeszcze raz nieco głośniej. Nawet nie chciałam wiedzieć skąd ona ma ten adres, liczę tylko na to, że nikt nam krzywdy nie zrobi. Co najwyżej niech okradną, to i tak w tym zapuszczonym miejscu będzie jakimś pozytywnym aspektem całej durnej wyprawy. Westchnęłam, a złość zaczynała we mnie buzować. Kątek oka zauważyłam ruch wzorzystej firanki.
-Czego?! – doszedł mnie krzyk i zgrzyt otwieranych drzwi. Głos był gardłowy, mocno zachrypnięty i nieprzyjemnym tonie.  Nie było to najlepsze wrażenie. W drzwiach ukazała się struchlała starsza kobieta, której oczu nie było widać. Twarz poharataną miała zmarszczkami, na oko wyglądała na osiemdziesięciu letnią kobietę. Nie miałam zatem pojęcia jak sobie radzi na tym pustkowiu. Co ciekawe – wcale nie miała pstrokatej spódnicy jaką sobie wyobrażałam a szaro-czarne kimono z białymi akcentami. Za to biżuteria była dość specyficzna. Łańcuch na szyi wyglądał, jakby na końcu miał kieł tygrysa, kolczyki sięgały jej obojczyków i były to koraliki czerwono-zielone przeplatane na zmianę. Jej siwe włosy zebrane w niechlujnego koka były spięte igłami oraz grzebykiem, tego samego typu co noszą gejsze. Momentalnie zaschło mi w gardle. Miałam wrażenie, że ta kobieta nie potrzebuję oczu by widzieć. Ona właśnie prześwietlała nasze intencje oraz wewnętrzne rozterki.
-Dostałam namiar od znajomej, której czcigodna Utatane Koharu pomogła – zaczęła blondynka. Spojrzałam na nią w osłupieniu, ja nie dałam rady jednej choćby głoski z siebie wydusić.
-Wejść – jej ostremu jak brzytwa tonowi nie sposób było się sprzeciwić. Czy właśnie zdałyśmy jakiś test, o którym nie miałyśmy pojęcia. Staruszka wskazała na mnie palcem, a następnie na matę, która leżała na dywanie w kolorze soczystej czerwieni. – Ty – tutaj wskazała na mnie – Siadaj. Ty – wskazała na Ino – za mną! – Yamanaka rzuciła mi niepewne spojrzenie, ale zniknęła za granatową kotarą oddzielającą to małe pomieszczenie. Rozejrzałam się dokładnie siadając na wskazanym miejscu. Było ono chłodne i wilgotne, w ów wagonie unosił się specyficzny zapach. Nie była to zgnilizna, ale może pleśń? Nie miałam pojęcia. Z jednej strony miałam granatową kotarę, za które zniknęły obie kobiety, a po drugiej była to zielona kotara z satyny w złote lampasy. Rozstrzał kolorystyczny drażnił poczucie mojej estetyki. Czułam się tutaj, jak zwierze w klatce. Sama nie wiem ile czekałam, zanim w końcu ktoś do mnie wyszedł. Z transu wyrwał mnie cichy i spokojny głos.
-Sakura, idź – wskazała mi głową Ino. Oszalała kretynka! Ja i wróżby?! – Naprawdę, nie będziesz żałować – przekonywała mnie i odsłoniła lekko to coś zwisające z sufitu. Gołym okiem dostrzegłam ile kurzu zaczęło się unosić w powietrzu. Astmo, witaj!
-Zwariowałaś! – krzyknęłam szeptem drażniąc tym swoje struny głosowe. – Uciekajmy stąd! – mruknęłam. Jak odezwie się ta stara i przerażająca kobieta to po mnie!
-Chodź tu dziecko! – złowrogo to brzmiało. Z moich oczu leciały pioruny w stronę Ino, lecz ta tylko ruszyła w stronę miejsce, które przed momentem zajmowałam. Coś w tej kobiecie, jej postawie, pewności siebie oraz arogancji, sprawiało że moje ciało dębiało i wykonywało jej rozkazy. Przełknęłam ślinę, gdy weszłam do „tego czegoś”. Rozejrzałam się dookoła, a starsza Utatane Koharu kazała mi usiąść naprzeciwko siebie. Między nami był mały okrągły stolik. Całe pomieszczenie skąpane było w tej cholernej granatowej kotarze. W kątach pokoju było pełno poduszek złotych, czerwonych oraz pomarańczowych. – Co cię tu sprowadziło? – zapytała. Jej ton głosu nagle zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Był spokojny, pełen zrozumienia oraz ciepły. Puściłam wiele powietrza z płuc, nadymając swoje policzki.
-Przez tamtą panią, która była tu przede mną – mruknęłam zgodnie z prawdą. Dokąd zmierza moje życie? Do wiary w wiedźmowate sztuczki! Może puszcze wodzę fantazji? Zażartuje sobie ze starszej pani? Jak tu siedzę to i tak mnie skasuje oraz okradnie. Cygańska wiedźma. Zaczęła kłaść karty na stole, gestem dłoni kazała wybrać mi jedną więc to uczyniłam. Odkryła ją. Ciekawi mnie co odczyta z tarota na mój temat, na moich ustach mimochodem pojawił się ironiczny uśmieszek.
- Odwrócona karta śmierci, ciekawe – mruknęła pod nosem do siebie staruszka. Swoje dłonie schowała w wielkich rękawach kimona. Poczułam się pominięta.
-Co to oznacza? – zapytałam zaciekawiona. Znów to uczucie. Lustrowanej duszy. Ta kobieta miała w sobie coś ze żmii, przełknęłam ślinę lekko spłoszona.
-W pozycji odwróconej karta może być symbolem wydarzeń, które okażą się przerażające, powodujące wstrząs, oznacza także dotkliwe straty, porażki, żałobę – mruknęła pod nosem formułkę z pamięci. Prychnęłam. Nauczenie się definicji karty, a potem powiedzenie jej klientowi-naiwniakowi. Świetny interes życia, jak nie wyjdzie mi w medycynie to tym właśnie się zajmę na pustkowi. – Ale ciebie to już spotkało prawda? – powiedziała lekko.
-Ale co? – zapytałam głupio przekrzywiając głowę na bok niczym dziecko. – Porażki? Żałobę? Dotkliwe straty? – zakpiłam. – Takie jest życie, porażki mamy na każdym kroku. Mam dość lat by przeżyć chociaż jedną żałobę po stracie, dotkliwej stracie – podkreśliłam dwa ostatnie wyrazy w swojej wypowiedzi. Najgłupsza kabała w jaką dałam się wciągnąć.
-Dziecko – zaczęła spokojnie cały czas patrząc w kartę, jakby tam było coś napisane. – Wydarzenia, które okażą się przerażające już w twoim życiu były. Rodzina – matka i ciotka, to po nich przeżyłaś dotkliwą stratę. Porażki są na każdym rogu jak mówisz, ale mi chodzi o coś innego – zatrzymała się. Zagryzłam wargę, gdyż zaczęła mnie intrygować jej postawa. Nie dała sobie wejść na głowę, nie traciła rezonu ani spokoju. Fakt, że wzmianka o mojej matce Mebuki, która na własny los nie zasłużyła, ani wspaniała ciotka Rin były czymś czego nie mogła wiedzieć. Ale może Ino coś jej napomknęła? Jej język idzie bez problemu rozplątać. –  Dziecino, ty przeżyłaś już dwukrotnie swoją własną żałobę.

4.
Siedziałam i piłam czerwone słodkie wino z Ino. Ta wróżka wbiła mnie w fotel, delikatnie to ujmując. Jej słowa wydawały się irracjonalne, mówiła płynnie, wydawało się, iż czyta nam jakieś opowiadanie, a nie opowiada naszą przeszłość oraz przyszłość. Ani ja, ani Ino nie możemy się z tego do końca otrząsnąć. Nawet sms od Sasuke nie sprawił mi przyjemności, miał raczej posmak goryczki.

„Baw się dobrze kochanie. Wpadnę po ciebie jutro w południe”

Żadna z nas nie chciała powiedzieć dlaczego jesteśmy po tym spotkaniu tak otumanione, co takiego ta sławetna Utatane Koharu nam nagadało i nawciskała do głowy. Od dzisiaj zmieniłam sposób myślenia na temat stawiania tarota, wróżenia z ręki a nawet oczu. To ostatnie było najbardziej przerażające. Cały czas mam przed oczami jej wyraz twarzy – pewna siebie oraz zmartwiona, nie jestem w stanie powiedzieć który nastrój przeważał. Powtarzająca, starsza kobieta, niczym mantrę: „Uciekaj póki czas. Śmierć cię tylko przy nim czeka” było dla mnie alarmujące. Wstrząsające, nie pozbędę się tego z głowy, dopóki jestem trzeźwa oraz w stanie trzeźwo myśleć. Jedyne co mi pomoże to alkohol, spora ilość alkoholu, obojętnie jaki, a także gadatliwość Ino. Tylko to beztroskie wielosłowie trzeba z niej wydobyć. Co oczywiście obecnie jest czynione. Dokładnie, idzie mi to wyśmienicie. Obie siedzimy w piżamach, spodenki dresowe plus za duża, stara koszulka, gapiąc się tępo w wyłączony telewizor. Otacza nas cisza, tykanie zegara oraz brzęczenie telefonu Yamanaki.
-Kurwa, Haruno nie wytrzymam – ni stąd, ni zowąd wypaliła. Na polikach miała już spore wypiek – Wiesz czemu chciałam tam pojechać? – warknęła zła, zaczęły uchodzić z niej wszystkie emocje, jakie w sobie tłumiła najwyraźniej od dłuższego czasu. Obciągnęłam swoją koszulkę, ciekawa dalszych rewelacji. Siedzenie na podłodze nie było takie najgorsze, wykładzina była wygodna, ale zapewne kanapa narożna jeszcze bardziej.  – Zdradziłam Kibę z Naruto – wypaliła bez owijania w bawełnę, a ja zachłysnęłam się powietrzem. Podejrzewam, że moje oczy były wielkości spodków. Jednak twarde spojrzenie niebieskich oczu Ino mówiło, że to prawda. Wygłupiła się sama przed sobą, ale również przede mną.
-Przecież to najlepsi przyjaciele, coś ty narobiła – czknęłam, więc szybko zakryłam sobie usta dłonią. Niedowierzałam w obecną jej głupotę, myślałam… Nie! Ja byłam pewna, że ta kobieta świadoma swoich walorów w końcu zmądrzała. Burza rozszalała się tej nocy na dobre, nie tylko na zewnątrz, ale również w moim umyśle.
-Wcale nie tacy najlepsi – mruknęła i dolała sobie resztkę wina do kieliszka. – Bądźmy szczerze Sasuke izoluje cię od ludzi, on sam siebie izoluje od wszystkich – mruknęła, a ja byłam ciekawa jak ona łączy te wątki ze sobą. Niech płynie dziewczyna z prądem i mówi co jej w duszy gra. – Pominęło was parę sporów, poza tym oboje z Naruto siebie prowokowaliśmy. On nie jest taki za jakiego go masz – mruknęła zadzierając nosa w ten wywyższający sposób. Westchnęłam niedowierzając jej słowom.
-Co to znaczy? Że jest on chamem i prostakiem? – spytałam spokojnie. Faktem jest, że nie pamiętam kiedy z nim rozmawiałam. Wiem, że Sasuke widuje się od czasu do czasu z nim na jakimś piwie czy coś, ale ja nie miałam na to czasu. Gdy wracam do wspomnień to wiem, że żyje w pewnym zamkniętym cykle. Dom-Sasuke-uczelnia-praca. Nie ma tutaj miejsca na inne rozrywki, wypady czy spontaniczne wyjazdy. Walczyłam ostro o swoje miejsce w szpitalu, ponieważ Tsunade wycofała się z bitwy sądowej, ale podkopuje moje szanse na staże, specjalizacje, czy nawet pracę w jakimkolwiek tokijskim szpitalu. Jednym słowem – pali mi się dupa.
-Odzywa się do ciebie? – padło proste pytanie. Zaprzeczyłam ruchem głowy i upiłam wino, które zalegało na dnie mojego kieliszka. Z utęsknieniem wpatrywałam się w pustą, już drugą, butelkę taniego wina. – Widzisz, bo chciał cię tylko zaliczyć – mruknęła z przekąsem. Uniosłam brwi w geście zdziwienia. Ciekawość jednak zwycięża, gestem ręki nakazałam Ino kontynuować swoją wypowiedź. – Jest chyba najgorszym dupkiem z całej tej zakłamanej bandy – burknęła. Nieopisany żal malował się na jej zmęczonej twarzy. Wstałam i ruszyłam do lodówki po kolejne schłodzone czerwone wino.
-On dupkiem? – mruknęłam pod nosem jednocześnie wyciągając mocno trzymający korek. Tanie wino i korek? Mogli dać zakrętkę, byłoby poręczniej.
-Zawsze wydawało mi się, że to Sasuke jest najgorszą kanalią z nich wszystkich – spojrzała na mnie przepraszająco – ale on przynajmniej mówi co myśli, zachowuje się tak jak uważa za stosowne. A Naruto? – warknęła z odrazą, jakby coś właśnie jej się przypomniało. Usiadłam obok niej. Nalałam jej oraz sobie więcej wina, było nam go dzisiejszego wieczora potrzebna spora ilość.  – Nie powiem, że to jego wina. Ta noc była naszym wyborem, mimo wszystko wiem, że do tanga trzeba dwojga – próbowała zażartować, lecz wyszło bardzo niezręcznie. Jej fałszywy śmiech tylko to pogorszył. – Po wszystkim wysłał filmik, jak mnie posuwa. Rozumiesz to?! – krzyknęła mi prosto do ucha. Ja chciałam ją palnąć w łeb. Być może nie widziałam od dawna Uzumakiego, ale jego roześmiana twarz… Zupełnie mi to nie pasowało do jego aparycji. To było tak sprzeczne z wykreowanym obrazem na jego temat w mojej głowie, iż byłam w szoku.
-Ino, do jasnej cholery, dałaś się nagrać podczas stosunku? – warknęłam niedowierzając w bezmiar głupoty jej postępowania. Czy ta dziewczyna z muchą na rozum się zamieniła? Starałam się przywołać wszystkie niemądre wyczyny z jej udziałem w swojej pamięci, ale nic nie jest tego w stanie przebić. Pójść z kimś do łóżka, zdradzając swojego partnera… W dodatku z najlepszym przyjacielem i jeszcze to nagrać! Kretynizm, imbecylizm, debilizm do kwadratu! Nie wypowiadam się nawet na temat samej zdrady, bo szkoda na to czasu. Wzięłam głęboki wdech by uspokoić kołatanie swojego serca.
-On to nagrał bez mojej zgody, a potem skurwiel wysłał to Kibie! – krzyknęła, a w jej błękitnych oczach pojawiły się zły. Oho, zaczyna się rollercoster uczuciowy w wydaniu Ino. – A teraz cały czas do mnie pisze, dzwoni… Próbowałam go zablokować, ale co rusz ma nowy numer – podciągnęła nosem. Zrobiło mi się jej cholernie żal, pomimo że to był jej wybór i jej głupota. Płaci za nią największą cenę. Mam nadzieję, że mimo wszystko Kiba oraz Naruto mają jeszcze w sobie ostatnie pokłady męskości, a także gentelmeństwa i nigdzie tego nie opublikują. To mogłoby tej kobiecie zniszczyć życie, a przecież nie ona jedyna zdradziła na tym świecie. Gdy otwierałam już usta by o coś zapytać wtrąciła się blondynka kręcąc przecząco głową. – Nie, Kiba nie odbiera ode mnie telefonu. Unika kontaktu ze mną, czy internetowego czy fizycznego – mruknęła. Szczerze powiedziawszy wcale mu się nie dziwie. Zapewne czuje same pejoratywne uczucia względem mojej przyjaciółki. Jednak mam wrażenie, że zachowuje się z klasą, na jaką w takiej sytuacji tylko go stać. Co do Uzumakiego sama nie wiem, czy wierzyć w wersje Ino czy może brać ją z pewną rezerwą. Pewne jest to, że jeśli sprawa z nagraniem to fakt – to ten facet okazał się największą kanalią na jaką można trafić. A może oczekuje od Ino dużo więcej? Dopuszczam do siebie myśl, że młody Naruto idzie po trupach do celu. Jego celem stała się filigranowa Yamanaka. Zawiła sprawa, na mój pijany umysł wręcz jakaś telenowela z kiepskim scenariuszem.
-Kabała… - wydukałam pod nosem. Cieszyłam się, że rozterka Ino jest tak popierdolona, że moja „przepowiednia od wróżki” poszła na boczny tor. Wręcz jest zapomniana. Samarytanki z mojej przyjaciółki nie da. Swój czubek nosa widzi, nic poza tym.

5.
-Cały dzień przespałaś – usłyszałam nad głową rozbawione miękki męski głos. Przełknęłam ślinę, ale w ustach miałam tak sucho, że dyskomfort doskwierał mi przy każdym ruchu języka w jamie ustnej. Sięgnęłam po butelkę wody, która stała na stoliku nocnym. Oparłam się o zagłówek łóżku i chłeptałam ją ile miałam sił, jednak ukojenie nie nadchodziło. – Nadal głowa boli? – zapytał ciemnowłosy siadając na skraju łóżka. Jego onyksowe oczy bacznie mi się przyglądały, a ja czułam wewnętrzny niepokój. „Uciekaj póki czas” dźwięczało w mojej głowie. Ostatnia kropla spłynęła p mojej brodzie, którą szarmancko kciukiem starł On.
-Nie – mruknęłam ledwie słyszalnie. Czy to możliwe, że kolejny raz zaczęłam budować niewidzialny mur między nami? Nie chciałam tego, żadna durna wróżba tego nie zmieni. – Chodź tutaj – mruknęłam i przyciągnęłam go do siebie za koszulę. Nasze czoła zetknęły się ze sobą. Miałam ochotę oddać mu siebie, potrzebowałam oderwać się od rzeczywistości, a jego ramiona mi to dawały.
-Ktoś lepiej się czuje – mruknął w moje ucho przygryzając je. Jego ręka pieściła moją szyje, a na ustach czułam jego gorący oddech. Zapragnęłam go, tutaj i teraz. Potrzebowałam spełnienia, czułości i tej ostrości, która on mi zapewniał. Był nieziemski w tym, przez ostatni czas pokazywał mi co to znaczy seks oraz pożądanie.



____________________________________________
Od autorki: Bliżej, bliżej niż dalej moi drodzy. Starałam się +/- przejrzeć rozdział od względem literówek, gdyż jestem ich mistrzynią. One mnie kochają, ja ich niekoniecznie.
Jesteście? Komentuje, to daje pewien pogląd na to co myślicie o tym. :)



\