"Wschód Słońca"
Siedząc na
werandzie moje myśli były rozbiegane. Tak jak wiatr, który bawił się moimi
włosami, delikatnie niczym niewidoczna dłoń zsuwał z nich gumkę. Westchnęłam. Wschód
słońca. Dawno już go nie widziałam, a teraz… Nawet nie dawał mi ukojenia. Czy o
taki świat wtedy walczyliśmy? Może zaprzestano walk, ale co dzieje się w
sercach ludzi? Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Odruchowo
złapałam się za swój brzuch, ale przecież nikogo tam nie ma. Jestem tylko ja i
rozerwane moje serce. Czy niedonoszenie ciąży przez medycznego ninja to
zbrodnia z premedytacją? Przecież jestem człowiekiem, nie maszynką do zabijania
cząstki samej siebie. Czułam się bezsilna niczym Naruto. Wtedy też zabrakło mi
odwagi do wyznania prawdy, wolałam go nędznie przytulić niż powiedzieć, że
Hinata żądała usunięcia swojej ciąży, ponoć tak jak zrobiłam to ze swoją.
Prosiła mnie, wręcz błagała, potem poszła do innych. Sasuke też się zmienił, a
może przestał udawać.
-Ohh.. –westchnęłam przestraszona. – Nie słyszałam twoich kroków – dodałam
szybko. „Dopiero poczułam twoją rękę na
swym ramieniu” dodałam w myślach. Przyjrzałam się obliczu Sasuke, wyglądał
na zamyślonego i nieobecnego. Zwinnie usiadł obok mnie, ale nawet na mnie nie
spojrzał. Też przestałam go obserwować. W milczeniu, które było napięta
czekaliśmy, aż w końcu druga strona coś powie. Cisza, którą burzył wiatr i
nasze oddechy – raniła moje uszy.
-Przepraszam – doleciał do mnie szept
niczym zaśpiew ptasi. – Jesteś moją żoną, a nie kurą domową, która ma znosić
złote jajka – zauważyłam, jak śmiał się z własnych słów. Sprawiło to, że i ja
zaczęłam się ciepło uśmiechać. Nadal na niego na patrząc poczułam silną dłoń na
swym policzku, a następnie odwrócił moją głowę. Zetknęliśmy się czołami,
spuściłam wzrok. Był moim mężem, ale był także przystojnym mężczyzną, który był
cholernie na mnie działał. Miałam wrażenie, że z wiekiem coraz bardziej. –
Kocham cię – mruknął, a po chwili pocałował. Robił to namiętnie, jak zawsze. Po
chwili znalazłam się pod nim i już wiedziałam, że jego wcześniejsze słowa nie
mogą mnie znów zranić. – Jesteś piękna, pamiętaj – dodał między pocałunkami,
zaczął rozwiązywać mój satynowy granatowy szlafrok, pod którym byłam naga. Leżeliśmy na drewnianej podłodze tarasu coraz
bardziej pochłonięci sobą i nic się w takich chwilach nie liczyło. Moje dłonie
błądziły po jego nagiej klatce piersiowej. Czułam wzbierające we mnie
pożądanie, jego dotyk rozpalał, usta pochłaniały. W końcu poczuła go w sobie. Jęczałam – Tak, kochanie – mruknął. Jego ruchy były coraz
szybsze, zaborcze wręcz. Wyginałam się na wszystkie strony, słuchając tego
delikatnego dźwięku. Jego gardłowy śmiech z chrypką. Podniosłam nogi by zapleść
je na jego biodrach, co mu się spodobało. Mocniej złapał mój pośladek, a po chwili
siedziałam na nim. Mocno się we mnie wbił, ciągle przytrzymując mnie za biodra.
Napierał raz za razem. Aż w końcu nadeszło spełnienie, opadłam na niego dysząc.
Poczułam jak gładzi moje włosy, więc zamruczałam. – Taką cię lubię –szepnął.
Spojrzałam na niebo, taki wschód słońca mogę przeżywać co ranek do końca swoich
dni.
**
Czy te błogie chwile zostaną ze mną? Czy to się nie zmieni? Czy znów nie
pójdzie coś po jego myśli? Ten poranek… Dobrze wiem co chcesz nim osiągnąć
Sasuke. To jest aż nazbyt przewidywalne, ale czy znów nie stracę ciąży? Ten
strach zagnieździł się w mojej głowie, odruchowo złapałam za materiał na swym
brzuchu i go zgniotłam, oczy zaczęły mnie piec. Przecież ledwo donosiłam
Saradę. Boję się, że kolejny raz i mnie zostawisz. A kocham Cię Sasuke, mimo
wszystko. Bez względu na wszystko, czy ty tego nie chcesz czy nie potrafisz
dostrzec? Spoglądałam na zachód słońca. Jak te dnie szybko mijają. Uśmiechnęłam
się pod nosem.
-Mamo!!! – usłyszałam krzyk, a potem szybki tupot stóp.
-Hej, księżniczko – krzyknęłam, wstając z werandy. Gdy dobiegła do mnie
pocałowałam ją w czubek głowy. – Głodna? – zapytałam uśmiechając się.
Spojrzałam na nią, jej czarne włoski do ramion i strój przypominający mieszankę
moją i Sasuke z przed wielu lat. Miała na sobie białe spodenki do połowy łydki
i granatową koszulkę z wycinanymi wzorkami na ramionach. Z rozmyślań wyrwał
mnie dziewczęcy głosik.
-Nie, chodźmy potrenować, proszę – powiedziała i pokłoniła się. Dyscyplina ojca
opanowana.
-Dobrze, więc co dla nas dziś wymyśliłaś – zapytałam wstając. Moje włosy
związane w luźną kitkę powiewały na wietrze. Panowanie nad chakrą to ciężka
sztuka, ale trenując z Saradą jestem w szoku, że wszystko tak szybko przyswaja.
Sarada nie przypomina mnie z przeszłości, tej niezdary, która umiała się
wiecznie wymądrzać, a w sytuacji kryzysowej biegłam chować się za plecy Sasuke
i Naruto. Przypomina bardziej w walce ruchami i sprytem Sasuke niż mnie, a
raczej momentami bywa jego kopią. Jedyne co może po mnie odziedziczyć to
niewiele technik, co pewnie w momencie aktywacji sharingana nie będzie jej aż
tak potrzebne.
-Kończymy –zaśmiałam się widząc córkę padniętą na ziemi, spoglądała oczami
roziskrzonymi w gwiazdy.
-Połóż się mamo, to nasz wieczór – powiedziała klepiąc miejsce obok mnie,
zaśmiałam się, ale to uczyniłam. Gdybym jej nie miała, albo ją straciła. Serce
matki nie zniesie takiego bólu, więc jakim cudem Hinata… - Mamo, myślisz, że
będę kiedyś potężnym ninja? – zapytała się patrząc na gwiazdy i księżyc przez
swoje palce. Kiwnęłam głową.
-Pewnego dnia przerośniesz mnie, następnie dogonisz swego ojca, a jeśli
będziesz ciężko pracować to nawet go przegonisz – powiedziałam spoglądając w
granat nieboskłonu.
-Ktoś kiedyś powiedział, że shinobi zdobywa siłę ze swych udręk, przeszłości,
przykrości, ze wszystkich słabości i zła, które go spotkało… - Sarada urwała na
chwilę, spoglądając w spokojne obliczę matki. – Więc ty i tata mieliście
ciężko? – zapytała prawie bezgłośnie, ale tak by pytanie nie zostało bez
odpowiedzi.
-Sasuke miał ciężej – odpowiedziałam. – Był sam, z bratem, który tlił świadomie
w nim nienawiść. Kierował się nią raniąc innych, nie mogąc uporać się z tym co
się stało. Dokonał zemsty, ale w momencie kiedy wszyscy go potrzebowali a
zwłaszcza Naruto przybył i był w odpowiednim miejscu i czasie – odpowiedziałam
zgodnie z prawdą, przemilczając większość rzeczy. Jej czarne oczka zdradzały,
że jest ciekawa, nazbyt ciekawa przeszłości, która może i dla jej dobra powinna
przejść bez echa.
-A ty? – zapytała sennie. Przyjrzałam się jej, zasnęła. W takich momentach ma
się świadomość, że mimo takiego potencjału to nadal dziecko, bezbronne dziecko.
Wstałam i chciałam ją podnieść, ale poczułam rękę na swoim ramieniu.
-Ja to zrobię – przed oczami mignęły mi tylko dwie czarne czupryny. Uśmiechnęłam
się pod nosem. „Moja rodzina”.
**
-Żegnaj,
Sakura – odpowiedział Uzumaki, wyglądał dziś całkiem nieźle, jak na wiadomości,
które mi przekazał. Oderwałam się od
niego i uśmiechnęłam pocieszająco.
-Zawsze możesz na mnie liczyć – potarłam jego ramię. Kiwnął głową i ruszył przed siebie.
Wiatr wiał, jak opętany a ja spoglądałam jak blond czupryna znika mi z pola widzenia. Hinata jest w szpitalu, ponoć zagrażała sobie i dziecku. Westchnęłam bezsilnie. Nic nie da się zrobić i Naruto ciężko było to przyznać. To nie ciało choruję, lecz psychika. Tylko jak do tego można było doprowadzić? Bez żadnych zauważalnych objaw wcześniej. Zamknęłam frontowe drzwi posiadłości.
Martwiłam się, bo ani Sarady ani Sasuke jeszcze nie było w domu. A ja coraz gorzej się czułam i bałam się, że mogło się coś stać. Usiadłam przy kominku, okryłam się kocem, jak to w czasie ciąży miałam zwyczaj. Ból podbrzusza był nie do zniesienia, jakby ktoś mi coś wbijał. Czułam się coraz słabiej, a nie byłam w stanie przez to trzeźwo myśleć, więc patrzałam w ogień w kominku. Patrzałam i czekałam, zapadł zmrok a ich nie ma. Zaczęłam się dusić i kaszleć. W pewnym momencie na moją otwartą dłoń z ust przy kaszlnięciu wypłynęła krew. – Co jest.. – szepnęłam. Poczułam kolejną salwę, jakby coś z mych płuc chciało się wydostać., oderwać z kawałkiem mojego ciała.
-Tato, tato!! – usłyszałam krzyk. Cholera w takim momencie, musiała to zobaczyć. Ale nie mogłam tego powstrzymać. Coś jakby… „Duszę się?”
-Sakura – szepnął mój mąż. Poczułam jak otula mnie ramieniem i szepcze do ucha, ale to nic nie pomoże. – Sarada zaparz mamie ziół – krzyknął. Po chwili widziałam zmartwione obliczę mojej córki, która podawała Sasuke ciemny kubek. – Pij – rozkazał. Niestety przy pierwszym łyku zakrztusiłam się i ciesz wypłynęła z moich ust razem z krwią. – Idź stąd – powiedział ostro Sasuke, kątek oka zauważyłam jak Sarada niepewnie opuszcza salon. – Sakura, do jasnej cholery nie możesz się wyleczyć? – zakpił Sasuke. Chyba się martwił. Czułam, że to coś jakby nagle zniknęło z mojego organizmu. Może trucizna? Ale takie działanie? Objawy kilku minutowe? Za mała dawka? Tyle myśli na minutę kołatało się w mojej głowie. Nie spojrzałam na Sasuke.
-Przep.. – kaszlnęłam – Przepraszam –powiedziałam skruszona. Czułam jego surowy wzrok na sobie.
-W tym stanie powinnaś o siebie dbać, dobrze wiesz, że możesz być w ciąży – dodał ostro.
-Nie wiem co się stało, wszystko było dobrze, aż Naruto wyszedł… - Uchiha uciął mi w pół zdania.
-Naruto? Cały dzień z nim byłem – warknął. Przyjrzał mi się. – Dałaś się podejść jak pierwsza naiwna –westchnął. Miał rację nie ma co ukrywać. Ale jeśli to nie był Naruto to kto? Chciało mi się płakać, ale wiem że nie mogę. Nie powinnam okazywać słabości. Poczułam uścisk Sasuke. Po czym wziął mnie na ręce i ruszył do naszej sypialni. Położył delikatnie na łóżku, sam zaś zdjął swoją odzież zostając w spodniach.
-Przepraszam – tylko tyle jestem w stanie powiedzieć. Co za głupota z mojej strony. Poczułam jego usta na czole.
-Kochanie, nie zajmuj sobie tym głowy – odparł. – Zrelaksuj się – dodał. Uśmiechnęłam się w jego stronę. – Zajmę się tym. Ufasz mi prawda? – zapytał, a ja bez zastanowienia przytaknęłam głową. Wtuliłam się w niego z chęcią odejścia w objęcia Morfeusza, a tylko deszcz obijający się o szybkę przerywał ciszę i spokój naszego domu.
-Zawsze możesz na mnie liczyć – potarłam jego ramię. Kiwnął głową i ruszył przed siebie.
Wiatr wiał, jak opętany a ja spoglądałam jak blond czupryna znika mi z pola widzenia. Hinata jest w szpitalu, ponoć zagrażała sobie i dziecku. Westchnęłam bezsilnie. Nic nie da się zrobić i Naruto ciężko było to przyznać. To nie ciało choruję, lecz psychika. Tylko jak do tego można było doprowadzić? Bez żadnych zauważalnych objaw wcześniej. Zamknęłam frontowe drzwi posiadłości.
Martwiłam się, bo ani Sarady ani Sasuke jeszcze nie było w domu. A ja coraz gorzej się czułam i bałam się, że mogło się coś stać. Usiadłam przy kominku, okryłam się kocem, jak to w czasie ciąży miałam zwyczaj. Ból podbrzusza był nie do zniesienia, jakby ktoś mi coś wbijał. Czułam się coraz słabiej, a nie byłam w stanie przez to trzeźwo myśleć, więc patrzałam w ogień w kominku. Patrzałam i czekałam, zapadł zmrok a ich nie ma. Zaczęłam się dusić i kaszleć. W pewnym momencie na moją otwartą dłoń z ust przy kaszlnięciu wypłynęła krew. – Co jest.. – szepnęłam. Poczułam kolejną salwę, jakby coś z mych płuc chciało się wydostać., oderwać z kawałkiem mojego ciała.
-Tato, tato!! – usłyszałam krzyk. Cholera w takim momencie, musiała to zobaczyć. Ale nie mogłam tego powstrzymać. Coś jakby… „Duszę się?”
-Sakura – szepnął mój mąż. Poczułam jak otula mnie ramieniem i szepcze do ucha, ale to nic nie pomoże. – Sarada zaparz mamie ziół – krzyknął. Po chwili widziałam zmartwione obliczę mojej córki, która podawała Sasuke ciemny kubek. – Pij – rozkazał. Niestety przy pierwszym łyku zakrztusiłam się i ciesz wypłynęła z moich ust razem z krwią. – Idź stąd – powiedział ostro Sasuke, kątek oka zauważyłam jak Sarada niepewnie opuszcza salon. – Sakura, do jasnej cholery nie możesz się wyleczyć? – zakpił Sasuke. Chyba się martwił. Czułam, że to coś jakby nagle zniknęło z mojego organizmu. Może trucizna? Ale takie działanie? Objawy kilku minutowe? Za mała dawka? Tyle myśli na minutę kołatało się w mojej głowie. Nie spojrzałam na Sasuke.
-Przep.. – kaszlnęłam – Przepraszam –powiedziałam skruszona. Czułam jego surowy wzrok na sobie.
-W tym stanie powinnaś o siebie dbać, dobrze wiesz, że możesz być w ciąży – dodał ostro.
-Nie wiem co się stało, wszystko było dobrze, aż Naruto wyszedł… - Uchiha uciął mi w pół zdania.
-Naruto? Cały dzień z nim byłem – warknął. Przyjrzał mi się. – Dałaś się podejść jak pierwsza naiwna –westchnął. Miał rację nie ma co ukrywać. Ale jeśli to nie był Naruto to kto? Chciało mi się płakać, ale wiem że nie mogę. Nie powinnam okazywać słabości. Poczułam uścisk Sasuke. Po czym wziął mnie na ręce i ruszył do naszej sypialni. Położył delikatnie na łóżku, sam zaś zdjął swoją odzież zostając w spodniach.
-Przepraszam – tylko tyle jestem w stanie powiedzieć. Co za głupota z mojej strony. Poczułam jego usta na czole.
-Kochanie, nie zajmuj sobie tym głowy – odparł. – Zrelaksuj się – dodał. Uśmiechnęłam się w jego stronę. – Zajmę się tym. Ufasz mi prawda? – zapytał, a ja bez zastanowienia przytaknęłam głową. Wtuliłam się w niego z chęcią odejścia w objęcia Morfeusza, a tylko deszcz obijający się o szybkę przerywał ciszę i spokój naszego domu.