"Psychika: część prawdy"
-Mamo… - bezdźwięczne poruszyła ustami moja
mała kruszynka, jednak zdołałam usłyszeć ten jęk rozpaczy i przerażenia z jej
ust.
-Ty kurwo! – warknęłam u kresu wytrzymałości emocjonalnej. Tym razem się udało!
Kopnęłam go z całej siły jaka mi została, aż odleciał i nim zdążył się
zorientować w sytuacji drugi raz kopnęłam go w plecy, gdy wspierał się dłońmi o
ziemię. Zauważyłam tylko, jak z ust tego bydlaka poleciała krew na piach,
jednak byłam wystarczająco blisko by sięgnąć po kaptur i odkryć tożsamość oprawcy
Sarady – postać jakby w jednej chwili rozpłynęła się w powietrzu,
zdębiałam. Niewiele myśląc odskoczyłam do mojej córeczki, jednak od razu
zauważyłam szkody jakie wyrządziła w jej drobnym ciele katana. Miała rozerwany
cały bok, leżała w kałuży własnej krwi. Pod wpływem szoku straciłam czucie w
nogach, upadłam. W akcie rozpaczy
zaczęłam odgarniać te niesforne kosmyki ciemnych włosów z jej twarzyczki,
ciemne piękne oczka wyglądały jakby ktoś ukradł z nich kolor. Przytuliłam
bezwładne ciało córki do piersi, licząc, ze nagle zachłyśnie się powietrzem. To
się jednak nie wydarzyło – straciłam większą część siebie.
-SARADA!!!! – krzyknęłam zdzierając sobie gardło. Szlochałam i szlochałam,
gorzej niż dziecko. Otarłam twarz, podniosłam ciało Sarady i odłożyłam je pod
drzewem, gdzie trawa nie była przesączona jej krwią. Gdy kucałam usłyszałam
kroki, nie wiem czemu ale wydało mi się najlepszym wyjściem udawanie
nieprzytomnej przy ciele mojego dziecka, co też bez zastanowienia uczyniłam.
Szok? Może to szok spowodował taką, a nie inną decyzje. Kroki się nasiliły, aż
ten ktoś ukucnął nade mną. Wstrzymywałam oddech by uwiarygodnić swój stan.
-Pewnie zemdlała – stłumiony głos przyłożył mi dwa palce do nadgarstka by
zmierzyć puls, a ja modliłam się by adrenalina mnie nie wydała, by puls
uwiarygodniał mój stan. „Jako medyczny
ninja jesteś w stanie oszukać innych, panujesz nad swoim ciałem i jego rytmem,
a jako moja uczennica musisz to opanować inaczej będę się musiała nieźle
wstydzić za ciebie” te słowa Tsunade
wyryły mi się w pamięci.
Po chwili już tego kogoś nie było, delikatnie wstałam i się rozejrzałam,
zauważyłam go lub ją jak skacze z drzewa na drzewo. Skumulowałam swoją chakrę
do poziomu najniższego by mnie nie wyczuł i delikatnie, a także najciszej jak
umiałam ruszyłam jego śladami po ziemi, gdyż to wydawało mi się
bezpieczniejsze. Bałam się, ale nie miałam nic do stracenia. Zatrzymałam się i
schowałam w ciemności lasu, gdy dwie postacie rozmawiały między sobą, na
początku nie byłam w stanie nic usłyszeć, aż w końcu padło jedno zdanie.
-Zająłeś się Sasuke? – kobiecy głos, wydawało mi się, że jest mi bardzo
znajomy. Wstrzymałam oddech, wytężyłam słuch, przysunęłam się kilka metrów do
przodu i na wschód, tak że miałam ich ze swojej prawej strony, a Słońce tutaj
nie świeciło. Wiedziałam, że nie jestem dobrym tropicielem, tak naprawdę nie
byłam żadnym tropicielem, nie miałam do tego talentu, a jeśli któreś z nich
było - byłam na przegranej pozycji. Lepsze oczy, węch, zwierz tropiący i jest
po mnie. Przełknęłam ślinę, musiałam wiedzieć o co chodzi z Sasuke, serce
kołatało mi w klatce piersiowej jak oszalałe. Czyżby pozbawili mnie i jego?
Położyłam się na wilgotnej ziemi i słuchałam.
-Tak – odparł ktoś beznamiętnie. Przymknęłam powieki i wstrzymałam jęk. – Nie
musiałaś zabijać dzieci – odparł ten drugi, był mężczyzną, niestety płaszcze
przysłaniały sylwetki i twarze.
-Były przeszkodą – odparła druga postać.
Miałam wrażenie, że jest wyprana z uczuć. – Jak chcesz wcielić drugą
część planu? – ten głos, tak bardzo znajomy wydawał się mi, ale jednocześnie
był jakby obcy. Kręciło mi się w głowie, czułam się słaba, bezbronna i
rozgoryczona. Nie wiedziałam, czy Słońce właśnie wschodziło czy zachodziło. A
podsłuchiwanie ich jeszcze bardziej mnie nadwyrężało.
-Skup się na Sasuke, jak nie dasz sobie z nim rady, pomogę ci, Hinata – odparł
mężczyzna niechętnie.
-Widzę, że nadal mogę liczyć na twoją pomocną dłoń – zakpiła kobieta.
Krzyknęłam zaskoczona, szybko zakryłam
usta dłońmi, ale byłam świadoma, że już ich poinformowałam o swojej obecności.
„Hinata, do jasnej cholery co tu robisz?!”
krzyczałam w myślach.
-Kto tam jest?! – wydarła się Uzumaki. – Byakugan! – krzyknęła. Już jestem
stracona. Chwyciłam się ostatniej nadziei i najszybciej, najciszej jak umiałam
wskoczyłam na gałąź drzewa, pod którym się skrywałam. – Sakura wyłaź, wiem, że
tam jesteś!!!! – krzyknęła. Była wściekła, nigdy nie widziałam jej w takiej
furii. Zsunęła kaptur z głowy, zauważyłam jej białe oczy, usta wykrzywione w
kpiącym uśmiechu oraz ścięte do ramion włosy. – Pomóż mi – warknęła do swojego
sojusznika i ruszyła w moją stronę. Przerażona robiłam uniki, modliłam się bym
okazała się szybsza, aby nie trafiła mnie w punkty chakry.
-Co zrobiłaś Sasuke? – krzyknęłam. Byłam w szoku, ale robiłam uniki. Dół –
podskok, prawo-odskok, góra-klękam. Trwało to dobrą chwilę, zdążyłam się
zmachać, ale adrenalina napływała ze zwiększoną siłą, odruchowo sięgnęłam do
kabury po strzykawkę z kapsułką… ale jej tam nie było. Przełknęłam ślinę, zdana
byłam na swoją wytrzymałość. Delikatnie zbadałam wzrokiem otoczenie, mężczyzny
nigdzie nie było. „Skrył się?”
-Sasuke jest mój, ja go kocham! – krzyknęła triumfalnie Uzumaki i natarła na
mnie ze zdwojoną siłą. Jęk rozpaczy wydarł się z mojej krtani, miałam chaos w
głowie.
**
Ocknęłam się cała spocona i zdezorientowana. Czyżby była to prawda i riaresti
zadziałało?
-Sakura, co się stało? – spojrzałam w stronę osoby, która do mnie mówiła.
Widziałam tylko jakieś zmazy, nic konkretnego. Podniosłam rękę i spoglądałam na
nią, dopiero po dobrej chwili odzyskałam ostrość widzenia. –Sakura, jesteś cała
mokra – ton głosu był bardzo troskliwy, ktoś się martwił o mnie. „Sasuke?”
Spojrzałam przed siebie, nie to nie on.
-Jest wszystko dobrze, Naruto – odparłam zdyszana. Czemu nie mogę złapać tchu?
-Nie wygląda, aby było dobrze – odparł zmartwiony. Przyłożył rękę do mojego
czoła, była przyjemnie chłodna, tak chłodna, że przymknęłam oczy. – Jeny,
Sakura, jesteś strasznie rozpalona – powiedział przestraszony. – Zadzwonię po
Shizune – powiedział i już chciał iść, jednak złapałam go za rękę. Wiedziałam,
że może rozpoznać te objawy, nie była głupia, a gdyby zechciała zrobić testy?
Od razu by wykryła w moim organizmie riaresti, które jakby nie było – działa
niczym narkotyk.
– Nie trzeba – sapnęła, zmęczona i obolała. – To pewnie zwykłe przeziębienie –
powiedziałam spokojnie, przyglądał się mi badawczo, jakby trochę udobruchany
moimi słowami. – Naruto – zaśmiałam się na siłę – jestem medycznym ninja i nie
wierzysz mi w sprawie zwykłego przeziębienia? – zachichotałam, jak głupia
trzpiotka. – Chodźmy spać – szepnęłam.
-Dobrze – powiedział po chwili ciszy, przeczesał moje włosy – ale jak będzie
gorzej, zadzwonię po kogoś – szepnął. Przykrył nas kołdrą i zanurzyliśmy się w
objęcia Morfeusza.
Naruto wyszedł wcześnie rano, nawet mnie nie obudził, co jest akurat dziwne.
Zawsze mnie budzi by powiedzieć, o której mniej więcej wraca. Powinnam wstać z łóżka, ale nie mogą. Siedzę
w łóżku i rozmyślam, i rozmyślam tak od kilku godzin. Spojrzałam na zegarek,
który wybijał już piątą po południu, a ja leżałam w łóżku. Roztrzepane włosy,
które kleiły się do mojego czoła, nie zdążyłam nawet zębów umyć. Biała koszula,
którą miałam na sobie była cała przepocona, przetarłam ręką czoło. Poczułam,
jak mam sucho w gardle oraz w ustach, aż drapie. Jednak w tym momencie, żadne
przyziemne sprawy nie miały znaczenia. Tak, słyszałam wczoraj Sasuke. Tak,
ścigałam tamtego cholernego dnia Hinatę.
Co najgorsze, tak to ona musiała zabić moje i swoje dziecko. Kolejny raz łzy
popłynęły z moich opuchniętych oczu. Nie szlochałam, starałam zachowywać się
cicho, bałam się, że Uzumaki kazał mnie obserwować. Zawszę mogę powiedzieć, że
przeziębienie mnie tak powaliło z nóg, ale… Jakim trzeba być człowiek by dla
swoich zachcianek zabijać dzieci, w tym swoje?! Poczułam pulsujący ból głowy.
Nie ma już mojej Sarady!
-Nic już nie jest ważne – mruczałam coś chwilę pod nosem, niczym w letargu.
Oszołomiona i złamana. Jak można zabić swoje dziecko? Nie mieściło mi się to w
głowie.
-Czy to sen, czy iluzja – pytałam. Ale
kto mi odpowie? Wszakże jestem tutaj sama. – Czy to był sen, czy iluzja?
- Nie wiem ile zajęły mi te rozmyślania, w końcu z tym pytaniem wstałam i
pomaszerowałam pod prysznic. Skropiłam swoje rozpalone ciało lodowatą wodą,
miałam gorączkę, to był fakt. Jedyna rzecz, której byłam pewna. Wyszłam z
łazienki z wilgotnymi włosami, miałam na sobie świeżą białą męską koszulę ze
znakiem klanu Uchiha. Było już ciemno, nagle stanęłam czułam się obserwowana,
jakby ktoś stał przede mną. Duch? Oprawca? Może ktoś odkrył to co wyprawiam? „A
co ja wyprawiam?” zakpiłam z samej siebie, ja przecież wariuję. Tylko to, a do
tego mam pełne prawo.
-Rozluźnij się Sakura – odpowiedziała mi postać z ciemności. Przełknęłam ślinę,
gdy usłyszałam ten kojący mnie głos, którego usłyszeć tak pragnęłam, a gdy to
się dzieję – tak bardzo tego się boję.
-Jeśli to ty Sasuke – rzekłam niepewnie. Chciałam włączyć światło, niestety
włącznik był po drugiej stronie korytarza. – To wyjdź natychmiast z tej
ciemności diabelskiej – dodałam już nieco pewniej, ale zdradzał mnie mój
nierówny oddech i drżenie całego ciała.
-Nie próbuj zapalać światła – odrzekł łagodnie, jakby mówił do dziecka. Nogi
trzęsły mi się, a rozum odmawiał posłuszeństwa. – Bo jeśli zrobisz to co zamierzasz,
ja zniknę – dodał. Oddychałam szybko, starałam się dostrzec coś w ciemności, a
może mam omamy? I tak naprawdę rozmawiam z kwiatkiem?
-Sasuke-kun – rozdzierający szloch tęsknoty wydarł się z mojej piersi. – Ja
sobie sama rady nie daję, dlaczego nie jesteś ze mną? Co ja ci uczyniłam, że
nie jesteś ze mną… - szlochałam, jak głupia. Nie widziałam jego twarzy, tylko
jakby rozmazane kontury. Ale to on, bo w ciemności błyskał mi sharinngan co
jakiś czas. „Wyjdź stamtąd” powtarzałam sobie w duchu, tak bardzo chcę ujrzeć
twą twarz.
-Ciii, kochanie – mówił kojącym szeptem, jednak nie dotknął mnie, ani nie
poruszył się. – Musisz być cierpliwa – mówił, zawsze to mówił, a ja nigdy usłuchać
go nie umiałam. – Ile wiesz?
Kręciłam zrezygnowana głową. Wiedział? Obserwował mnie? Może ktoś to robił na
jego zlecenie?
-Niewiele – łkałam. Był tak blisko, a tak dalego jednocześnie, że moje ciało
szalało. – Wiem, że chyba Hinata zabiła naszą córeczkę, wiem, że ktoś miał się
tobą zająć – mówiłam pośpiesznie. Dawałam małe kroczki w jego stronę,
niewielkie.
-Dobrze – powiedziałam. Z tonu jego głosu nic nie wyczytałam, ale zdaje mi się,
że nie wiedział tego. – Dowiedz się więcej, kochanie – odparł. Moja ręka, nawet
nie wiem kiedy znalazła się na włączniku i zapaliła światło. Nic, nikogo nie
było. Moje serce rozpadło się na miliony kawałeczków. Sam jego widok uśmierzył
by część mojego bólu.
-Kocham Cię, Sasuke-kun - szeptałam…
Ale w głowie brzęczało mi w głowie zdanie, które powiedział „Nikomu z wioski
nie ufaj”.
-Kiedy ty to powiedziałeś, Sasuke-kun – szepnęłam roztrzęsiona.
Zapłakana odwróciłam głowę i zamarłam. Nie słyszałam, kiedy wszedł.
-Boże święty – ten głos, jakby rozdrażniony i zawiedziony mną. – Shizune zaraz
tu będzie – powiedział. Bez słowa, nawet bez spojrzenia – wziął mnie na ręce i
zaniósł do łóżka. Czułam, że brzydzi się mną. Niezbyt mnie to obchodziła, bałam
się tylko tego ile usłyszał.
-Naruto – szepnęłam niepewnie. Przyjrzałam się mu, całe ubranie miał w pocie,
błocie i we krwi. O nic jednak nie zapytałam. Czekaliśmy w milczeniu na
Shizune.