"Czy początek jednego, oznacza zawsze koniec drugiego?"
Warknęłam rozjuszona. Wstałam z kolan i
przyjęłam pozycję obronną. Wolałam poczekać na krok tej wariatki niż bez
zastanowienia ruszać na nią i tracić zapasy chakry. Wzięłam głęboki wdech, do
moich nozdrzy doleciał zapach stęchlizny i pył, co podrażniło po chwili moje
gardło.
-Och, ty chyba nie masz żadnych specjalnych zdolności – usłyszałam drwiący
śmiech Hinaty, a potem tylko ogłuszające mnie wybuchy. Otworzyłam oczy, ale
dookoła mnie był tylko biały dym. Kulki dymiące, dobra zasłona. Zapewne dodała
jeszcze kilka hukowych, ale dziwiło mnie, że pomimo tak dobrej zasłony – nie
atakowała.
-Czyżbyś się obawiała, dlatego odbierasz mi wzrok? – zapytałam, ale nie
liczyłam na odpowiedź. Zamknęłam oczy, bo od tego dymu zaczęły lecieć mi łzy.
-Czujesz?- odwróciłam się wokół własnej osi, ale nie byłam w stanie zlokalizować dźwięku, co bardzo mnie
frustrowała oraz nie rozumiałam dlaczego tak się dzieję. – Dodatek gazu
łzawiącego, Shizune na to wpadła – zaśmiała się, a potem usłyszałam jakby
trzask kamieni o siebie. „Mam cię” – skrzyżowałam dłonie przed twarzą, a moja
rywalka trafiła w nie, niczym w tarcze. – Uuu – zagwizdała z podziwem – Nawet
bez bodźców wizualnych jesteś w stanie zlokalizować mój atak? – i to cmokanie,
to cholerne cmokanie ustami doprowadzające moje bębenki do szału. – Jestem pod
wrażeniem, Haruno – odskoczyłam, znów się udało. „Nie używa byakugana?”
myślałam gorączkowo. Czy może w tym gazie coś blokuje jej zdolności? Otworzyłam
oczy, obraz miałam rozmazany od mimowolnie płynących łez, w uszach nadal
dudniło momentami, a biały dym nie opadał. Cały czas się unosił, jakby był
czymś podsycany. Przesunęłam stopą po podłożu, ani nie poczułam ani nie
zauważyłam żadnej żyłki.
-Coś mi tu nie gra – mruknęłam pod nosem zdezorientowana. Nie mogłam spuszczać
gardy, ale moje zmysły wariowały. Sięgnęłam do kabury po strzykawkę, zawsze mam
jakieś leki, ampułki i antidotum a także trucizny, ale nie byłam pewna czy to
mi pomoże. W dodatku bałam się, że ona może widzieć co robię, może mnie non
stop obserwować a ja kroczę po omacku. Zaryzykowałam, wstrzyknęłam w siebie
proteiny, uważam, że tylko one mogę mi pomóc. Uklękłam i to był dobry ruch.
-Haruno, moja przyjaciółko, gdzie jesteś? – rozejrzałam się, na tej wysokości
dym był gęstszy, więc musiał blokować jej zdolności tropiciela. Włożyłam do ust
pigułkę, która przyśpiesza zbieranie chakry, wspomagacze są dla mnie w
cenie. Jeśli się ruszę to mnie usłyszy,
ale jeśli wstanę to zobaczy, a w każdej z wyżej wymienionej sytuacji ja nie
odkryję jej miejsca obserwacji. Westchnęłam, najprostsze triki – bywają
najskuteczniejsze. Spojrzałam na kunai’a, mogę spróbować, nic nie stracę. Po
chwili w różnych miejscach wybuchły kuna’ie z karteczkami ich dym
zneutralizował bomby Hinaty. Wstałam i rozejrzałam się.
-Tutaj – zanim się zorientowałam oberwałam w ramię, ale nie celnie, nie
zablokowała mi chakry. Odskoczyłam, zapach dolatujący do moich nozdrzy różnił
się od tego na początku, jednak był nadal drażnił moje gardło. Czyżby coś w dymie zaburzało pracę zmysłów? Z
rozmyślań wyrwały mnie krzyki Uzumaki, która robiła się coraz pewniejsza
siebie. – Zabiję cię, rozumiesz?! Zabiję
ty kurwo!!! – zaczyna się, przełknęłam szybko ślinę. Odskoczyłam, a w tym
momencie przed moją twarzą miałam oblicze granatowłosej. Pojawiła się tak
szybko, że zgłupiałam na moment. Cios, unik. Unik, cios. Moja próba, jej. Tak
na zmianę kilka minut, w tym czasie starałam się myśleć rozważnie i obserwować
przeciwnika, a co najważniejsze – nie dać się trafić. Każda kolejna sekunda bez
skutecznych prób trafienia mnie odbijała swoje piętno na Hinacie, zaczynała się
denerwować. – Tylko unikać potrafisz? – zakpiła, zauważyłam kątek oka, że
przymierza się do ciosu w serce. Uśmiechnęłam się pod nosem, najszybciej jak
potrafiłam odskoczyłam.
-Shannaro! –poczułam jak ziemia się zatrzęsła, cała grota jakby zawibrowała.
Czy ją trafiłam? To działo się tak szybko. Dół? Nie ma? Góra? Nie. Prawo, lewo?
Też nie. Tył? Tak, będzie próbowała trafić w serce, znowu. Stałam w bezruchu,
sekundy mijały, a moja pieczęć zaczęła się uwalniać. Odwróciłam się będąc
pewną, że ona jest już za mną. Ona gotowa do ataku, ja do obrony. –Aaaa! –
mimowolny krzyk wyrwał mi się z krtani, coś szarpnęło moim ciałem. Walnęłam w
ścianę, ogłuszyło mnie to na kilka sekund.
Spojrzałam przed siebie, z góry spadały odłamki skał. Ale kto mnie
odepchnął? Rozglądałam się zdezorientowana, kręciłam oczami nie wiedząc gdzie
zaczepić, czego szukać, aż nagle spojrzałam przerażona. Hinata była przebita kataną,
w tym momencie Sasuke rzucił jej ciałem niczym szmacianą bezwartościową lalką.
Po chwili objął mnie i zaczęliśmy uciekać, nie było czasu na pytania. Grota już
nie była bezpiecznym miejscem, spoglądałam na męża co chwilę nie rozumiejąc co
się właściwie wydarzyło.
Starałam się skoncentrować na biegu, a także na tym co dostrzegłam.
„Za ciałem Hinaty, w miejscu krat, które więziły Sasuke, ktoś stał. Jakaś
postać i wydawało mi się, że kończył robić znaki. A gdy przyjrzałam się plecom
Uchihy widziałam, jak szybko i nierytmicznie się poruszają, sekunda.
Wystarczyła mu niecała sekunda, by znaleźć się w tym miejscy gdzie był i
przebić jej serce na wylot”.
-I co teraz? – zapytałam gorzko. Najwidoczniej to moja wina, ja doprowadziłam
do zawalenia groty. Siła to przywilej, ale także i problem. Pozostałości
pomnika Madary w Dolinie Końca właśnie opadały w miejsce, gdzie przed chwilą
walczyłam. Westchnęłam, właśnie kończyło się moje życie w wiosce, tego jednego
byłam świadoma.
-Jest jedno miejsce, gdzie się osiedlimy – odparł i ruszył przed siebie, jednak
ja stałam w miejscu z uporem osła. W moim umyśle szalała burza. Sama nie wiem
już ilu mieszkańców wioski, ilu naszych przyjaciół i znajomych brało w tym
udział, komu można nadal ufać, a kogo unikać.
-Co z grobem Sarady? –szepnęłam nieśmiało. Kto o niego zadba, jak nas – jej
rodziców zabraknie? Przestaniemy odwiedzać to miejsce? Może to część cudzego
planu? Strach pomyśleć, co teraz wszystkim tym, którzy byli zamieszani w to
wydarzenie chodzi po głowach. Reaktywacja księgi bingo – czy trafimy na nią,
jaka wrogowie Konohy? Czy my mamy dokąd wracać? Kto skłonił Hinatę do
zabójstwa, czy może sama wpadła na to? Oczy mnie piekły i nie wiem już sama czy
ze zmęczenia i od dymu, czy może od kotłujących się w moim wnętrzu emocji. Byłam niczym szalejące tornado, które próbuję
zjednoczyć serce i rozum, ale są to tak dwa różne stanowiska, że to się nie
może zdarzyć. Spojrzałam na niebo – Słońce już na nim było od kilku godzin.
Woda pod moimi stopami poruszała się niespokojnie, a ptaki ćwierkały
ogłuszająco. Spojrzałam na Sasuke, który na to pytanie zdrętwiał i się
zatrzymał. Przyjrzałam się mu. Jego czarne ubranie było albo w strzępach, albo
w kurzu. Ile on znosił, czy był dobrze traktowany? Łza spłynęła mi po policzku,
na więcej sobie nie pozwoliłam. Szybko starłam ją wierzchem dłoni.
-To tylko grób – odparł, moje zielone oczy zrobiły się ogromne z szoku, które
wywołały jego słowa, ale zanim zdążyłam coś powiedzieć dodał szybko – Nie tylko
jej grób zostawiam w tej przeklętej wiosce – ruszył. Nie pytałam, dlaczego już
nie chcę bronić Konohy, bo odpowiedź nasuwała się sama – wiedział zdecydowanie
więcej ode mnie, ale nie wyglądało jakby chciał się podzielić ze mną
jakimikolwiek szczegółami i znanymi tylko sobie informacjami. – Chodź –
rozkazał mi, ale nie obejrzał się za siebie. Powoli ruszyłam jego śladami, ale
po kilkunastu metrach zaczęliśmy szybko skakać po gałęziach drzew. Usłyszeliśmy
shinobi z Wioski Liścia, a chcieliśmy uniknąć spotkania, a także niepotrzebnych
potyczek.
Zmierzchało, zatrzymaliśmy się obok jakiegoś stawu. Sasuke rozpalił ogień i
poszedł się wykąpać, ale wcześniej wyleczyłam mu rany, jakie miał. Nie
wyglądało to za ciekawie, dałam mu pigułki i proteiny, bo nic innego obecnie
nie posiadałam, ale lecząc go widziałam pełno śladów po igłach, musieli nieźle
go szprycować różnymi środkami farmakologicznymi, a po niektórych śladach
wnioskuję, że były też i mocniejsze substancje. Aż serce mi się kraje, gdy
pomyślę, że mieszali mu w głowie i traktowali, jak człowieka niezdolnego do
samostanowieniu. „Gdy ja tak naprawdę…”
gorzko przeszło mi przez myśl, ale zanim dokończyłam zdanie Sasuke wyrwał mnie
w wiru szalonych myśli.
-Rozgrzałaś się? – zapytał podchodząc do ognia. Był nagi, po takim czasie ten
widok mnie onieśmielał.
-Tak – mruknęłam, wykąpałam się szybciej, więc już byłam ubrana. Mimo swojego
popędy fizycznego, stwierdziłam, że to nie najlepszy czas na igraszki i
bliskość, chociaż każda komórka mojego ciała krzyczała by on dotykał mojego
ciała, by pieścił je jak dawniej. Byliśmy zbiegami, musieliśmy być czujni. –
Sasuke, mogę o coś spytać? – spojrzałam wprost w jego czarne niczym smoła oczy.
Zauważyłam, że wyrwałam go z jego rozmyślań. Nie odpowiedział a jedynie skinął
głową. Po jego klatce piersiowej spływały krople wody, aż zaschło mi w gardle.
W głowie huczała mi myśl „Widzisz go,
całego go widzisz. A przecież to już nigdy nie miało się ziścić”. – Nie wydostałeś się sam, prawda? – nic,
cisza. Spoglądałam w tańczący ogień. – Kto ci pomógł? – zadałam kolejne
pytanie. Ciszę między nami przerywał jedynie delikatny wiatr, który szeleścił i
zrywał liście z koron drzew.
-Naprawdę chcesz wiedzieć? – spojrzał na mnie, jakby trochę przygnębiony. Jakby
coś go zakuło. Kiwnęłam jedynie
twierdząco głową.
„-Sakura! – krzyczałem ile sił w płucach,
a ich miałem niewiele w tej chwili. Nafaszerowali moje ciało świństwami, mamili
i głupili przez dłuższy czas, nawet jeśli ostatnio tego zaniechali, regeneracja
potrwa, ale nagle ona się pojawiła.
Wydawało mi się, że widzę radość i niedowierzanie na jej twarzy, jakby
zobaczyła ducha. Co oni jej robili? Co mówili? Czy wiedziała, gdzie jestem?
Podniosłem się, widziałem tylko biały dym, a z oczu leciały mi łzy. Przy upadku
dotknąłem krat, co chwilowo mnie oszołomiło. Zetknięcie z tym cholerstwem
kosztuje mnie wiele sił by odzyskać trzeźwość umysłu. – Sharingan – szepnąłem i
już ją widziałem. Kombinowała na pełnych obrotach, chciałem jej pomóc, ale
czułem się jak bezużyteczny śmieć. Od kilku miesięcy próbuję się stąd wydostać,
ale ostatnio przestali mnie nakłuwać, ale suka wzmocniła barierę. Skąd ona coś
tak mocnego wytrzasnęła. Wiedziałem, że ta kobieta nie spocznie dopóki nie
zabiję Sakury, ale moja żona zapewne nie będzie chciała zrobić tego samego, z
sentymentu czy niewiedzy, obojętne mi to. Jeśli nie wkroczę to moja żona zginie.
Nagle stanął ktoś przede mną w czarnym płaszczu, ale od razu rozpoznałem tego
osobnika. Uśmiechnąłem się krzywo.
-Jeśli mojej żonie spadnie choć włos z głowy powyrzynam was jak świnie –
warknąłem do niego. Usłyszałem tylko kolejne huki, spiąłem wszystkie mięśnie.
Czas ucieka, a moje położenie się nie zmienia.
-Nie musisz być tak agresywny, obaj chcemy chronić tę samą kobietę. Wypuszczę
cię pod jednym warunkiem – przekląłem pod nosem.
-Jakim? – warknąłem świadom, że to nie czas na dyskusje.
-Daj jej wybór – nic więcej nie powiedział, nie musiał. Podeszła do niego
kolejna osoba, ale widać było, że nie chcę tu być. Oboje wykonali znaki i wypuścili
mnie z tego cholernego więzienia. Skumulowałem tyle chakry ile miałem…”
-Naruto – odparł Sasuke, a mi serce zamarło. Wiedział? Wiedział przez cały ten
czas?! I milczał, cholerny Naruto widząc moją rozpacz nie kiwnął palcem by mi w
niej ulżyć. Odwróciłam zraniona wzrok, ciągle w niego wierzyłam, a on mnie
zawiódł. – Wyglądasz na zdziwioną – wywnioskował Uchiha, czułam, że bacznie mi
się przygląda.
-Mówił, że nie żyjesz – szepnęłam. Sama już nie wiedziałam, co mam czuć. Komu
ufać?
-Hmmm, skoro chciał ciebie dla siebie to dla mnie logiczne – odparł oschle.
„Ile wiedział?!” ta myśl krążyła w mojej głowie i odbijała się niczym piłeczka.
– Pomógł mi pod jednym warunkiem, ale nie spełniłem go – spojrzałam na niego
zdezorientowana. Kolejna tajemnica, powie coś więcej? Czekałam. W głowie niczym
echo powtarzało się trzaskanie ognia, drażniło jak nigdy dotąd moje ucho.
-Powiesz coś więcej? – zapytałam nieśmiało. Zagryzłam wargę w obawie o to co
mogę usłyszeć, mięśnie mimowolnie się napięły.
-Ja albo on – odpowiedział, nie dodał nic więcej, zrozumiałam. Wyboru miałam
dokonać teraz, w tej chwili. Spoglądaliśmy sobie prosto w oczy, a ogień
oświetlał nasze twarze. Wyczekiwał mojej odpowiedzi, a ja toczyłam wewnętrzny
bój.