niedziela, 20 listopada 2016

|Rozdział 12|

 "Czy początek jednego, oznacza zawsze koniec drugiego?"

Warknęłam rozjuszona. Wstałam z kolan i przyjęłam pozycję obronną. Wolałam poczekać na krok tej wariatki niż bez zastanowienia ruszać na nią i tracić zapasy chakry. Wzięłam głęboki wdech, do moich nozdrzy doleciał zapach stęchlizny i pył, co podrażniło po chwili moje gardło.
-Och, ty chyba nie masz żadnych specjalnych zdolności – usłyszałam drwiący śmiech Hinaty, a potem tylko ogłuszające mnie wybuchy. Otworzyłam oczy, ale dookoła mnie był tylko biały dym. Kulki dymiące, dobra zasłona. Zapewne dodała jeszcze kilka hukowych, ale dziwiło mnie, że pomimo tak dobrej zasłony – nie atakowała.
-Czyżbyś się obawiała, dlatego odbierasz mi wzrok? – zapytałam, ale nie liczyłam na odpowiedź. Zamknęłam oczy,  bo od tego dymu zaczęły lecieć mi łzy.
-Czujesz?- odwróciłam się wokół własnej osi, ale nie byłam  w stanie zlokalizować dźwięku, co bardzo mnie frustrowała oraz nie rozumiałam dlaczego tak się dzieję. – Dodatek gazu łzawiącego, Shizune na to wpadła – zaśmiała się, a potem usłyszałam jakby trzask kamieni o siebie. „Mam cię” – skrzyżowałam dłonie przed twarzą, a moja rywalka trafiła w nie, niczym w tarcze. – Uuu – zagwizdała z podziwem – Nawet bez bodźców wizualnych jesteś w stanie zlokalizować mój atak? – i to cmokanie, to cholerne cmokanie ustami doprowadzające moje bębenki do szału. – Jestem pod wrażeniem, Haruno – odskoczyłam, znów się udało. „Nie używa byakugana?” myślałam gorączkowo. Czy może w tym gazie coś blokuje jej zdolności? Otworzyłam oczy, obraz miałam rozmazany od mimowolnie płynących łez, w uszach nadal dudniło momentami, a biały dym nie opadał. Cały czas się unosił, jakby był czymś podsycany. Przesunęłam stopą po podłożu, ani nie poczułam ani nie zauważyłam żadnej żyłki. 
-Coś mi tu nie gra – mruknęłam pod nosem zdezorientowana. Nie mogłam spuszczać gardy, ale moje zmysły wariowały. Sięgnęłam do kabury po strzykawkę, zawsze mam jakieś leki, ampułki i antidotum a także trucizny, ale nie byłam pewna czy to mi pomoże. W dodatku bałam się, że ona może widzieć co robię, może mnie non stop obserwować a ja kroczę po omacku. Zaryzykowałam, wstrzyknęłam w siebie proteiny, uważam, że tylko one mogę mi pomóc. Uklękłam i to był dobry ruch.
-Haruno, moja przyjaciółko, gdzie jesteś? – rozejrzałam się, na tej wysokości dym był gęstszy, więc musiał blokować jej zdolności tropiciela. Włożyłam do ust pigułkę, która przyśpiesza zbieranie chakry, wspomagacze są dla mnie w cenie.  Jeśli się ruszę to mnie usłyszy, ale jeśli wstanę to zobaczy, a w każdej z wyżej wymienionej sytuacji ja nie odkryję jej miejsca obserwacji. Westchnęłam, najprostsze triki – bywają najskuteczniejsze. Spojrzałam na kunai’a, mogę spróbować, nic nie stracę. Po chwili w różnych miejscach wybuchły kuna’ie z karteczkami ich dym zneutralizował bomby Hinaty. Wstałam i rozejrzałam się.
-Tutaj – zanim się zorientowałam oberwałam w ramię, ale nie celnie, nie zablokowała mi chakry. Odskoczyłam, zapach dolatujący do moich nozdrzy różnił się od tego na początku, jednak był nadal drażnił moje gardło.  Czyżby coś w dymie zaburzało pracę zmysłów? Z rozmyślań wyrwały mnie krzyki Uzumaki, która robiła się coraz pewniejsza siebie. – Zabiję cię, rozumiesz?!  Zabiję ty kurwo!!! – zaczyna się, przełknęłam szybko ślinę. Odskoczyłam, a w tym momencie przed moją twarzą miałam oblicze granatowłosej. Pojawiła się tak szybko, że zgłupiałam na moment. Cios, unik. Unik, cios. Moja próba, jej. Tak na zmianę kilka minut, w tym czasie starałam się myśleć rozważnie i obserwować przeciwnika, a co najważniejsze – nie dać się trafić. Każda kolejna sekunda bez skutecznych prób trafienia mnie odbijała swoje piętno na Hinacie, zaczynała się denerwować. – Tylko unikać potrafisz? – zakpiła, zauważyłam kątek oka, że przymierza się do ciosu w serce. Uśmiechnęłam się pod nosem, najszybciej jak potrafiłam odskoczyłam.
-Shannaro! –poczułam jak ziemia się zatrzęsła, cała grota jakby zawibrowała. Czy ją trafiłam? To działo się tak szybko. Dół? Nie ma? Góra? Nie. Prawo, lewo? Też nie. Tył? Tak, będzie próbowała trafić w serce, znowu. Stałam w bezruchu, sekundy mijały, a moja pieczęć zaczęła się uwalniać. Odwróciłam się będąc pewną, że ona jest już za mną. Ona gotowa do ataku, ja do obrony. –Aaaa! – mimowolny krzyk wyrwał mi się z krtani, coś szarpnęło moim ciałem. Walnęłam w ścianę, ogłuszyło mnie to na kilka sekund.  Spojrzałam przed siebie, z góry spadały odłamki skał. Ale kto mnie odepchnął? Rozglądałam się zdezorientowana, kręciłam oczami nie wiedząc gdzie zaczepić, czego szukać, aż nagle spojrzałam przerażona. Hinata była przebita kataną, w tym momencie Sasuke rzucił jej ciałem niczym szmacianą bezwartościową lalką. Po chwili objął mnie i zaczęliśmy uciekać, nie było czasu na pytania. Grota już nie była bezpiecznym miejscem, spoglądałam na męża co chwilę nie rozumiejąc co się właściwie wydarzyło.
Starałam się skoncentrować na biegu, a także na tym co dostrzegłam.
„Za ciałem Hinaty, w miejscu krat, które więziły Sasuke, ktoś stał. Jakaś postać i wydawało mi się, że kończył robić znaki. A gdy przyjrzałam się plecom Uchihy widziałam, jak szybko i nierytmicznie się poruszają, sekunda. Wystarczyła mu niecała sekunda, by znaleźć się w tym miejscy gdzie był i przebić jej serce na wylot”.
-I co teraz? – zapytałam gorzko. Najwidoczniej to moja wina, ja doprowadziłam do zawalenia groty. Siła to przywilej, ale także i problem. Pozostałości pomnika Madary w Dolinie Końca właśnie opadały w miejsce, gdzie przed chwilą walczyłam. Westchnęłam, właśnie kończyło się moje życie w wiosce, tego jednego byłam świadoma.
-Jest jedno miejsce, gdzie się osiedlimy – odparł i ruszył przed siebie, jednak ja stałam w miejscu z uporem osła. W moim umyśle szalała burza. Sama nie wiem już ilu mieszkańców wioski, ilu naszych przyjaciół i znajomych brało w tym udział, komu można nadal ufać, a kogo unikać.
-Co z grobem Sarady? –szepnęłam nieśmiało. Kto o niego zadba, jak nas – jej rodziców zabraknie? Przestaniemy odwiedzać to miejsce? Może to część cudzego planu? Strach pomyśleć, co teraz wszystkim tym, którzy byli zamieszani w to wydarzenie chodzi po głowach. Reaktywacja księgi bingo – czy trafimy na nią, jaka wrogowie Konohy? Czy my mamy dokąd wracać? Kto skłonił Hinatę do zabójstwa, czy może sama wpadła na to? Oczy mnie piekły i nie wiem już sama czy ze zmęczenia i od dymu, czy może od kotłujących się w moim wnętrzu emocji.  Byłam niczym szalejące tornado, które próbuję zjednoczyć serce i rozum, ale są to tak dwa różne stanowiska, że to się nie może zdarzyć. Spojrzałam na niebo – Słońce już na nim było od kilku godzin. Woda pod moimi stopami poruszała się niespokojnie, a ptaki ćwierkały ogłuszająco. Spojrzałam na Sasuke, który na to pytanie zdrętwiał i się zatrzymał. Przyjrzałam się mu. Jego czarne ubranie było albo w strzępach, albo w kurzu. Ile on znosił, czy był dobrze traktowany? Łza spłynęła mi po policzku, na więcej sobie nie pozwoliłam. Szybko starłam ją wierzchem dłoni.
-To tylko grób – odparł, moje zielone oczy zrobiły się ogromne z szoku, które wywołały jego słowa, ale zanim zdążyłam coś powiedzieć dodał szybko – Nie tylko jej grób zostawiam w tej przeklętej wiosce – ruszył. Nie pytałam, dlaczego już nie chcę bronić Konohy, bo odpowiedź nasuwała się sama – wiedział zdecydowanie więcej ode mnie, ale nie wyglądało jakby chciał się podzielić ze mną jakimikolwiek szczegółami i znanymi tylko sobie informacjami. – Chodź – rozkazał mi, ale nie obejrzał się za siebie. Powoli ruszyłam jego śladami, ale po kilkunastu metrach zaczęliśmy szybko skakać po gałęziach drzew. Usłyszeliśmy shinobi z Wioski Liścia, a chcieliśmy uniknąć spotkania, a także niepotrzebnych potyczek.

Zmierzchało, zatrzymaliśmy się obok jakiegoś stawu. Sasuke rozpalił ogień i poszedł się wykąpać, ale wcześniej wyleczyłam mu rany, jakie miał. Nie wyglądało to za ciekawie, dałam mu pigułki i proteiny, bo nic innego obecnie nie posiadałam, ale lecząc go widziałam pełno śladów po igłach, musieli nieźle go szprycować różnymi środkami farmakologicznymi, a po niektórych śladach wnioskuję, że były też i mocniejsze substancje. Aż serce mi się kraje, gdy pomyślę, że mieszali mu w głowie i traktowali, jak człowieka niezdolnego do samostanowieniu. „Gdy ja tak naprawdę…” gorzko przeszło mi przez myśl, ale zanim dokończyłam zdanie Sasuke wyrwał mnie w wiru szalonych myśli.
-Rozgrzałaś się? – zapytał podchodząc do ognia. Był nagi, po takim czasie ten widok mnie onieśmielał.
-Tak – mruknęłam, wykąpałam się szybciej, więc już byłam ubrana. Mimo swojego popędy fizycznego, stwierdziłam, że to nie najlepszy czas na igraszki i bliskość, chociaż każda komórka mojego ciała krzyczała by on dotykał mojego ciała, by pieścił je jak dawniej. Byliśmy zbiegami, musieliśmy być czujni. – Sasuke, mogę o coś spytać? – spojrzałam wprost w jego czarne niczym smoła oczy. Zauważyłam, że wyrwałam go z jego rozmyślań. Nie odpowiedział a jedynie skinął głową. Po jego klatce piersiowej spływały krople wody, aż zaschło mi w gardle. W głowie huczała mi myśl „Widzisz go, całego go widzisz. A przecież to już nigdy nie miało się ziścić”.  – Nie wydostałeś się sam, prawda? – nic, cisza. Spoglądałam w tańczący ogień. – Kto ci pomógł? – zadałam kolejne pytanie. Ciszę między nami przerywał jedynie delikatny wiatr, który szeleścił i zrywał liście z koron drzew.
-Naprawdę chcesz wiedzieć? – spojrzał na mnie, jakby trochę przygnębiony. Jakby coś go zakuło.  Kiwnęłam jedynie twierdząco głową.

„-Sakura! – krzyczałem ile sił w płucach, a ich miałem niewiele w tej chwili. Nafaszerowali moje ciało świństwami, mamili i głupili przez dłuższy czas, nawet jeśli ostatnio tego zaniechali, regeneracja potrwa, ale  nagle ona się pojawiła. Wydawało mi się, że widzę radość i niedowierzanie na jej twarzy, jakby zobaczyła ducha. Co oni jej robili? Co mówili? Czy wiedziała, gdzie jestem? Podniosłem się, widziałem tylko biały dym, a z oczu leciały mi łzy. Przy upadku dotknąłem krat, co chwilowo mnie oszołomiło. Zetknięcie z tym cholerstwem kosztuje mnie wiele sił by odzyskać trzeźwość umysłu. – Sharingan – szepnąłem i już ją widziałem. Kombinowała na pełnych obrotach, chciałem jej pomóc, ale czułem się jak bezużyteczny śmieć. Od kilku miesięcy próbuję się stąd wydostać, ale ostatnio przestali mnie nakłuwać, ale suka wzmocniła barierę. Skąd ona coś tak mocnego wytrzasnęła. Wiedziałem, że ta kobieta nie spocznie dopóki nie zabiję Sakury, ale moja żona zapewne nie będzie chciała zrobić tego samego, z sentymentu czy niewiedzy, obojętne mi to. Jeśli nie wkroczę to moja żona zginie. Nagle stanął ktoś przede mną w czarnym płaszczu, ale od razu rozpoznałem tego osobnika. Uśmiechnąłem się krzywo.
-Jeśli mojej żonie spadnie choć włos z głowy powyrzynam was jak świnie – warknąłem do niego. Usłyszałem tylko kolejne huki, spiąłem wszystkie mięśnie. Czas ucieka, a moje położenie się nie zmienia.
-Nie musisz być tak agresywny, obaj chcemy chronić tę samą kobietę. Wypuszczę cię pod jednym warunkiem – przekląłem pod nosem. 
-Jakim? – warknąłem świadom, że to nie czas na dyskusje.
-Daj jej wybór – nic więcej nie powiedział, nie musiał. Podeszła do niego kolejna osoba, ale widać było, że nie chcę tu być. Oboje wykonali znaki i wypuścili mnie z tego cholernego więzienia. Skumulowałem tyle chakry ile miałem…”

-Naruto – odparł Sasuke, a mi serce zamarło. Wiedział? Wiedział przez cały ten czas?! I milczał, cholerny Naruto widząc moją rozpacz nie kiwnął palcem by mi w niej ulżyć. Odwróciłam zraniona wzrok, ciągle w niego wierzyłam, a on mnie zawiódł. – Wyglądasz na zdziwioną – wywnioskował Uchiha, czułam, że bacznie mi się przygląda.
-Mówił, że nie żyjesz – szepnęłam. Sama już nie wiedziałam, co mam czuć. Komu ufać?
-Hmmm, skoro chciał ciebie dla siebie to dla mnie logiczne – odparł oschle. „Ile wiedział?!” ta myśl krążyła w mojej głowie i odbijała się niczym piłeczka. – Pomógł mi pod jednym warunkiem, ale nie spełniłem go – spojrzałam na niego zdezorientowana. Kolejna tajemnica, powie coś więcej? Czekałam. W głowie niczym echo powtarzało się trzaskanie ognia, drażniło jak nigdy dotąd moje ucho.
-Powiesz coś więcej? – zapytałam nieśmiało. Zagryzłam wargę w obawie o to co mogę usłyszeć, mięśnie mimowolnie się napięły. 
-Ja albo on – odpowiedział, nie dodał nic więcej, zrozumiałam. Wyboru miałam dokonać teraz, w tej chwili. Spoglądaliśmy sobie prosto w oczy, a ogień oświetlał nasze twarze. Wyczekiwał mojej odpowiedzi, a ja toczyłam wewnętrzny bój.

5 komentarzy:

  1. Szkoda, że już się kończy. Było na prawdę ciekawie! Chociaż zupełnie nie rozumiem dylematu Sakury. Okej, po niby śmierci Sasuke była z Naruto, jednak przy każdej możliwej sytuacji uciekała od Uzumakiego aby znaleźć męża. Nawet teraz udała się go uratować, więc skąd nagle zastanowienie?

    Oprócz tego, nieźle udało ci się opisać walkę. Wszystko było przejrzyste i trudno było się zgubić w akcji ;)

    Mam nadzieję, że po tym opowiadaniu pojawi się jakieś kolejne, bo z chęcią poczytałabym coś jeszcze ^ ^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, zwłaszcza za pochwały odnośnie scen walki - gdyż nie umiem ich pisać, ani trochę!

      Czy będzie kolejne opowiadanie to nie wiem, bo moje pomysły są właśnie takie na krótkie opowiastki :P

      Usuń
    2. W takim razie niech będzie więcej takich ;)
      Aż miło się czyta zamiast uczyć :D

      Usuń
  2. Kurczę, siedzę sobie na facebooku i jakoś się zamyśliłam; nieświadomie kliknęłam w link do Twojego fanpage'a. Widzę link do bloga, czytam że do końca listopada (tu ci o tym przypominam!) ma być epilog (tak, widzę że go nie ma); myślę sobie "ok" i czytam. No bo czemu nie?
    Tyle razy mówiłam, że wierzę w przeznaczenie – i to, że niby przypadkowo weszłam na ten fanpage, nie było cholernym zbiegiem okoliczności.
    Opętałaś mnie, kobieto! Jak ja chłonęłam treść tego bloga, słowo w słowo, czekając na jeszcze większą sieczkę z mózgu. Poważnie, póki nie wyjaśniło się wszystko, miałam już taką papkę.
    A i żebyś wiedziała, że doprowadziłaś mnie do łez! Może nie ryczałam jak bóbr, bo zbyt szybko chłonęłam rozdziały, nie mając czasu na większe zadumy nad każdym jednym, ale płakałam.
    Nie jestem w stanie nawet sensownie się wypowiedzieć. Zakochałam się, tuż przed epilogiem i może nawet się cieszę; nie wiem, czy wytrzymałabym w oczekiwaniu na więcej rozdziałów, gdybym na przykład wcześniej znalazła ten blog.
    Czekam na epilog, choć ubolewam nad zakończeniem historii, kiedy dopiero ją poznałam.
    Zabiłaś mnie tym opowiadaniem.
    Podpisuję się pod tym, co Kropcia napisała; również chciałabym ujrzeć jeszcze jakieś opowiadanko spod twojej rączki. Osobiście trzymam kciuki, abyś jeszcze coś napisała.
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem, że miał być zawsze coś obiecam, ale nie zawsze jestem spełnić te obietnice co do rozdziałów, niestety. Bardzo mi miło, że Ci się spodobało! Napędza mnie to do działania, niestety mam dopiero 40% epilogu napisanego, ale chcę go przed świętami opublikować! :) Jeszcze raz dziękuję za miłe słowa! :)

      Usuń