piątek, 21 kwietnia 2017

Rozdział 4

"Przypadek, czy los?"

Bardzo by ich zdziwiło,
 
że od dłuższego czasu
 
bawił się nimi przypadek.

Wisława Szymborska
 „Miłość od pierwszego wejrzenia”






1.
Siedzieliśmy w barze przy piwie. Było przed ósmą, toteż nie było zbyt wielu ludzi, jeszcze. Grupki dopiero się zbierały przed wejściem. W lokalu większość stolików było wolne. Powiodłem wzrokiem kolejny raz po pomieszczeniu, ale nikt nie przykuł mojej uwagi. Odchrząknąłem i upiłem spory łyk piwa. Przetarłem oczy i starałem się skupić na rozmowie przyjaciół. Nagle poczułem ból w prawym boku, odwróciłem się i widziałem głupkowato uśmiechniętego Naruto. Wskazywał brodą Kibę, który najwidoczniej był czymś zestresowany. Kpiący uśmiech mimowolnie pojawił się na moich ustach.
-Mam, nadzieję – zaczął udając pewnego siebie – że nie będziecie źli, ale pozwoliłem sobie zaprosić znajomą – wydukał. Szybko wyzerował pół kufla piwa i wierzchem dłoni przetarł usta. Zauważyłem grymas na jego ustach. Chyba goryczka niezasmakowana.
-Jedną, czy kilka? – zagadnął Naruto, który w geście radości zaczął pocierać ręce, niczym zboczeniec.
-Nie wiem – westchnął. – Nie dogadaliśmy się w sumie – podrapał się w tył głowy.
-Licealiści – zakpił Suigetsu, po tych słowach poprawił swoją bluzę z kapturem. – Jak się nie dogadaliście, to może się założymy o kolejkę co? – zaśmiał się. Przeczesał dłonią swoje białe włosy.
-O co konkretnie? – włączyłem się do tej wymiany zdań. Wszyscy spojrzeliśmy po sobie.
-Obstawiam, że przyjdzie odwalona w szpilki i mini, wiecie – pokazał rękami damskie krągłości – taka pierwsza lepsza w klubie – dodał i puścił oczko, po czym zaśmiał się gardłowo.
-Ona taka nie jest! – krzyknął wręcz Inuzuka. Automatycznie wszyscy się roześmialiśmy.
-Dobra, dobra – mruknął białowłosy. – Kto obstawia, że przyjdzie normalnie ubrana? -  spojrzał na nas. Kiba podniósł dłoń. – Czyli wszystko jasne, trzy do jednego, Neji pewnie już nie przyjdzie – spojrzał na swój zegarek. – Więc albo przegrasz i stawiasz kolejkę, albo my przegramy – wskazał na mnie, Naruto i na siebie – i stawiamy ci trzy kolejki – zakpił.
-Mi to pasuje – mruknął brunet. Dalej gadaliśmy o pracy, samochodach. Czas zwyczajnie wolno mi leciał, być może sprawiała to ciekawość. Podejrzewałem, że dziewczyną, którą zaprosił będzie blondynka.

2.
-Hej – wszyscy odwróciliśmy się w stronę kobiecego głosu. Ukradkiem posłaliśmy sobie z Suigetsu spojrzenie. A więc: trzy, dwa, jeden… Odwróciłem się i muszę przyznać, że podejrzewałem coś gorszego. Według mnie Kiba nie ma gustu do kobiet, po prostu cieszy się z każdej, która wygląda na chętną i korzystał. Na moje usta wpełzł kpiący uśmiech.
-Jesteście winni mi trzy kolejki – puścił do nas oczko i wstał od stolika witając przybyłą damę. – Poznaj moich znajomych – odparł i przedstawił nas. Kiwnąłem lekceważąco w jej stronę głową. Jeszcze raz się jej przyjrzałem. Czarne obcisłe spodnie, koszula w paski z głębokim dekoltem, ale wysmakowanym i botki na obcasie, a długie blond włosy miała spięte w koński ogon. Rozejrzałem się, ale najwidoczniej przyszła sama.
-Czasami nie przyszły z tobą jakieś koleżanki? – rozejrzał się gorączkowo Naruto, a potem się zaśmiał. Chciał zażartować, ale widać było zawód na jego twarzy. Przyjrzałem się blondynce, miałem wrażenie, że się speszyła jego pytaniem.
-Moja przyjaciółka się spóźni – odparła wymijająco. Widziałem jak Suigetsu zaśmiał się pod nosem, a potem poszedł do baru. Zapewne po kolejkę piwa.
-A to dlaczego? Oczywiście, jeśli mogę spytać – puścił jej oczko Uzumaki. Nie narzekam, że podłapał ten temat. Yamanaka to najlepsza przyjaciółka, a przynajmniej tak wynikało z akt, które dostarczyła mi Karin. Nie powiem, nie zawiodłem się na jej umiejętnościach infiltracji.
-Musiała zostać w szpitalu trochę dłużej – odparła. Teraz byłem pewnien, była speszona. Za każdym razem odwracała wzrok. Naruto skrzywił się na tę uwagę.
-Uhh, a coś poważnego jej się stało? – zapytał zaniepokojony. Przyjrzałem się mu, bo miałem wrażenie, że panna naszego kumpla wpadła mu w oko. Do moich uszu doszedł śmiech Ino, pokręciła przecząco głową.
-Nie, ona studiuję medycynę – odparła nieco swobodniej. Kelnerka postawiła przede mną kufel piwa, a do stolika wrócił błękitno włosy.
Nasza rozmowa trwała jeszcze godzinę, albo więcej. Przed chwilą praktycznie wszyscy odeszli od stolika za różnymi potrzebami i zostałem sam. Dopiłem kolejne piwo.
-Ej – spojrzałem naprzeciwko, gdzie siedział Suigetsu. Kiwnąłem mu głową na znak, że go słucham – Coś ty taki mało mówny? – zapytał. Wzruszyłem ramionami, na co ten posłał mi kpiący uśmiech. – Praktycznie tylko nas słuchasz – wytknął mi.
-Jak nie mam nic do powiedzenia, to nie mówię – odpowiedziałem znudzonym tonem.
-No, logiczne – odparł sarkastycznie. W tym momencie wróciła reszta, czyli męska część towarzystwo.
-Gdzie twoja panna? – zapytałem.
-Wyszła przed lokal po przyjaciółkę –odrzekł. – O czymś musiały jeszcze pogadać, więc Ino poprosiła abym wszedł do środka – mimowolnie zwróciłem wzrok w stronę głównych drzwi i wielkiego okna, ale nic nie zauważyłem. – Ale powiem wam…- zamruczał Inuzuka. – Ma dziewczyna warunki – dodał puszczając oczko. Zacisnąłem palce na kuflu, uważałem to za coś obrzydzającego. Być może tylko dlatego, że coś mnie do niej ciągnęło. Bo podświadomie wiedziałem kogo zobaczę, a jeśli nie – to po prostu się zwinę.
-Zaklepuję w ciemno – krzyknął Naruto, szczerząc się od ucha do ucha. – A jeśli mi się nie spodoba jest wasza – zakpił i podniósł kufel do góry.
Nie skomentowałem tego zachowania. Stwierdziłem, że bardziej alkohol dziś przez nich przemawia.
-Cześć – do moich uszu doszedł melodyjny głos, trochę jak ze snu. Przyjrzałem się jej. Ubrana bardzo na luzie. Sztyblety, czarne spodnie i koszula w czarno-czerwoną kratę. Sięgała jej za pupę. –Przepraszam za mój strój, ale Ino by mnie zabiła, gdybym się jeszcze więcej spóźniła – dodała z uśmiechem na ustach. Rumieńce na policzkach mówiły o jej niewielkim zawstydzeniu.
-Ale wstyd – widziałem jak blondynka się zaczerwieniła. – Takich rzeczy się nie mówi – próbowała powiedzieć jej dyskretnie.
-A mi się wydaje, że jak ktoś komuś chcę zwrócić uwagę to robi to na osobności – odgryzłem się za przybyłą dziewczynę. Wtedy na mnie spojrzała, trochę zdziwiona, ale potem delikatnie się uśmiechnęła i kiwnęła głową. Nie wiedziałem jednak czy w podzięce, czy z kultury osobistej.
-A kobietom przyjacielu się takich rzeczy nie mówi – dodał swoje trzy grosze Suigetsu.  Uśmiechnął się do mnie i podniósł w połowie pełny kufel. Rozejrzałem się dookoła, nawet nie zapytałem tylko od razu podsunąłem obok siebie stołek barowy.
-Proszę – zwróciłem się do Sakury.

3.
Siedziała przy mnie, niewiele się odzywając. Raczej śmiała się z durnych żarcików Naruto, który był w nią zapatrzony. A ja? Czułem niebywałe ciepło, które od niej biło. Jej subtelny zapach kwitnącej wiśni dolatywał do moich nozdrzy. Nie odzywałem się, odpowiadałem zdawkowo. Być może to mój błąd, ale chciałem jej posłuchać, przypatrzeć się. Poznać ją chociaż trochę.
-I co rączka we flaki i sobie merdasz? – zadawał coraz głupsze pytania Uzumaki. Różowłosa wydawała się tym niezrażona. Zastanawiałem się, czy jest taka zdystansowana, czy może to rozpoczęte trzecie piwo na nią działa.
-Merdam, wyrywam, ściskam – wymieniała, licząc na swoich smukłych palcach – A potem straszę takich jak ty, bo na widok krwi padacie, niczym muszki! – szepnęła mu na ucha, ale na tyle głośno by inni to usłyszeli.  Wszyscy zaczęli się śmiać.
-Co ty tak na tych mężczyzn naskakujesz? – zakpił Suigetsu, miał chytry uśmieszek na ustach. – Bo wiesz… - zanim dokończył Haruno wtrąciła mu się w słowo.
-Jeśli chcesz powiedzieć – zrobiła cudzysłów palcami w powietrzu – że „Baba chirurg to ani baba, ani chirurg” to znam tę śpiewkę – puściła mu oczka i upiła łyk piwa.
-Ahh – westchnął – rozgryzłaś mnie. – A tego czarnego obok ciebie rozgryziesz? – wskazał na mnie kuflem piwa. – Bo on taki mruk dzisiaj, pan mruk – zakpił ze mnie. Gwar był już nie do zniesienia, toteż cudem jest że bez większego problemu się słyszeliśmy.
-Czemu? – zapytała zdezorientowana Sakura, nie wiedząc o co chodzi. Szczerze powiem, że sam nie wiem o co mu chodzi.
-Daj spokój, za dużo masz chyba wypite – warknąłem w jego stronę. Ale poczułem, że na mój ostrzejszy ton głosu zadrżała dziewczyna i spojrzała na mnie niepewnie.
-Aż tak po mnie widać? – widziałem jej przerażoną minę, rozbiegany wzrok.
-Sakura! – krzyknęła blondynka. – Nie żartuj z nich, masz na to zbyt dziwne poczucie humoru – warknęła w jej stronę.  W sumie każdy z każdym rozmawiał. Co chwilę ktoś wstawał, wracał. Podchodził, witał się i żegnał. Czasami ktoś mówił mi cześć, a ja mechanicznie odpowiadałem. Problem tkwił w tym, że często nie rozpoznawałem tych osób.
-Ja już będę wracać – doleciało w gwarze do moich uszu. Sakura żegnała się z przyjaciółką. Dopiłem szybko piwa, wiedząc, że to mój moment.
-Będę się zwijał – powiedziałem obojętnie. Zacząłem zakładać swoją kurtkę.
-O to bardzo dobrze, odprowadzisz Sakurę – powiedziała Yamanaka uwieszona na szyi mojego kumpla. Skinąłem tylko głową. Spojrzałem na różowowłosą dziewczynę.
-Gotowa?- zapytałem, a ta w odpowiedzi kiwnęła głową i na odchodne pożegnała się z dzisiejszym towarzystwem.  Machnąłem niechlujnie ręką na pożegnanie i otworzyłem dziewczynie drzwi.  Powiedzenie, że rozmowa się nie kleiła to zatajenie faktów. Rozmowy nie było. Była za to cisza, delikatne skrępowanie z jej strony, co chwilę przerywane szumem samochodów przejeżdżających przez pustą ulicę. – Gdzie mieszkasz? – zapytałem. Cały czas ślepo podążałem za nią, było lekko po północy, ale mimo wszystko Tokio to niebezpieczne miasto.
-W akademiku, teren kampusu uniwersyteckiego – odparła. –Słuchaj – zagadnęła niespodziewanie, przystanęła, więc uczyniłem to samo – jeśli nie masz ochoty mnie odprowadzać, podejrzewam, że i tak nie jest ci po drodze – dodała i uśmiechnęła się na koniec. Tak sztucznego, nieudanego uśmiechu nie widziałem od lat. Na sali sądowej trzeba mieć to opanowane do perfekcji.
-Nie, odprowadzę cię – ruszyłem, ale ona nadal stała w miejscu. – Prowadzisz, czy nadal zamierzasz stać jak słup soli? – zakpiłem, patrząc prosto w jej oczy.  „Przy okazji zamknij usta” przeleciało mi przez myśl.
-Ykm, tak idę – odparła i wyrównała mi kroku. Nie będę komentować reszty naszej drogi. Odbyła się w milczeniu, bądź przy akompaniamencie zdawkowych pytań, na które śmiało można odpowiedzieć tak lub nie.  Kiedy zaczęliśmy się zbliżać do akademika, Sakura przyśpieszyła kroku. Nie wiem czy specjalnie, czy nieświadomie. Wiedziałem jedno w tych odmętach nocy, nie skorzystałem z szansy, którą dał mi los. Co z tego, że pół wieczora się na nią gapiłem, burczałem na ludzi obok niej.  Czy zrobiłem dobre wrażenie? Nie.  Nawet księżyc schował się za granatowymi chmurami w tę okropną noc.
-To już niedaleko – z moich rozmyślań wyrwała mnie Sakura. Delikatnie poprawiła niesforne włosy. Przyjrzałem się jej, zmarzła. Miała zaczerwienione policzki, delikatnie drżała jej warga.
-To dobrze – odparłem. – Przyda ci się ciepła herbata i gorąca kąpiel – palnąłem bez zastanowienia. Dziewczyna przyjrzała mi się bacznie, jakby nie do końca rozumiała co kryję się za tymi słowami. Miałem wrażenie, że przez chwilę mignęła w jej szmaragdowych oczach iskra wściekłości. – Chodzi o to, że zmarzłaś – dodałem szybko. „Jaki stary, taki głupi” brzęczało mi w głowie. Zdanie to powracało, jak bumerang. Cieszyłem się, że światło latarnie kładzie cień na mojej twarzy.
-Ah, tak – przeciągnęła słowo – masz rację – dodała i posłała uśmiech w moją stronę. Otaczała nas ciemność. Jedyne co zauważyłem to, to że latarnie zdobione są w starym stylu, a pomiędzy nimi stały dwa, bądź trzy drzewa. Jeszcze bez liści, ale z coraz liczniejszymi pąkami na gałęziach. – To tutaj – odparła. Szczerze powiedziawszy, nawet nie wiem kiedy tu doszliśmy. Kiwnąłem głową delikatnie. – Dziękuję ci bardzo – szepnęła speszona, ale nie próbowała unikać mojego wzroku.
-Nie ma sprawy, przynajmniej twoja przyjaciółka się nie martwiła – odparłem. Posłałem jej delikatny uśmiech, co musiało ją zdziwić.  Kiwnęła twierdząco głową.
Patrzeliśmy na siebie, nadal nie mogłem uwierzyć, że jest taka piękna. Niestety prócz tego – nie czułem nic. Miałem wrażenie, jakby chciała ode mnie uciec. To uczucie, to cholerne uczucie było mi dobrze znane. Skąd? Nie wiem. Przecież się nie znamy, nic jej nie zrobiłem. Chcę ją tylko poznać.
-To jeszcze raz dziękuję – odparła. Kiwnęła w podzięce głową i zniknęła za drzwiami.
-Kurwa – wydobyło się z mojego gardła tylko to żałosne słowo. Poczułem, jakby ktoś rozdarł mi serce. Ale jak? Przecież się nie znamy…

4.
Ucieszona, że udało mi się uciec od tego faceta wbiegłam do pokoju. TenTen w nim nie było. Odetchnęłam z ulgą. Z szybkością u mnie rzadko spotykaną rozebrałam się do bielizny, złapałam za piżamę i ciekłam pod prysznic. Myłam się szybko, mocno. Tak, jakbym chciała coś z siebie z myć.
-Ale dziwak, ale dziwak… - mruczałam pod nosem. To była najdziwniejsza część tego wieczora. Muśnięcie palcami – dreszcze. Jego widok – dreszcze. Niespodziewane spotkanie – motyle w brzuchu. Możliwość spędzenia razem czasu, rozmowy – niewykorzystane. Było to stresujące, niewygodne, bardzo upokarzające? Chyba tak, raczej zdecydowanie tak.
-Dziwak, małomówny dziwak… - szeptałam jak szalona. Położyłam się i z tymi słowami na ustach zasnęłam.

5.
-Ciii, nie płacz maleńka – szeptał delikatny kobiecy głos. Płacz dziecka roznosił się echem po pustych ścianach. Niektóre z nich zburzone, inne czarne. To znamię, jaki zostawił po sobie ogień.  Farba, która się łuszczy. Biel, która zżółkła. Ogród za domem, który nie rodzi już nic oprócz jałowej ziemi. Niebo, które wiecznie przykrywa dym. Powietrze, wiecznie przecinanie przez krzyk, płacz, lament. – Mamusia jest przy tobie – szeptała kobieta do zawiniątka na swoich rękach. Jej palce poranione, sucha skóra pękała i piekła. Paznokcie obgryzione i brudne. A mimo to dłonie nadal wyglądały na piękne, pomimo tego co je trapiło. Płacz nie ucichł, lecz przybierał na sile. – Kochanie, proszę – głos kobiety się łamał. Nie wiedziała już co ma robić. Spoglądała tylko w okno, przez brudną szybę, na której była zaschnięta krew. Świeże błoto. – Sarada proszę – łkała matka już razem ze swoim dzieckiem. – On nie wróci, kochanie twój tatuś nie wróci… Tatuś nie wróci – powtarzała kołysząc małą w dłoniach.  – Sasuke nie wróci do nas, wojna go pożarła – mówiła już bardziej do siebie, niż do ośmiomiesięcznej córeczki.
Kobieta czekała. Siedziała i wypatrywała w resztkach świata, które znała swojej śmierci. Tuliła dziewczynkę w zszarzałym kocyku do piersi. Kołysząc się to w przód, to w tył. Ich marsz był coraz głośniejszy. Nie płakała, chciała być silna. Marsz, strzał, krzyk. Kolejny raz i kolejny, i kolejny. Tak w kółko. Siedziała i kołysała dzieciątko, obdarta z godności, bez wieści o mężu. W łachmanach, ubrudzonych i śmierdzących. Widziała jak w domu naprzeciwko zrobiło się jasno od prochu, a następnie strzał, który dudnił w uszach. Ścisnęła mocniej dziecko, już teraz łzy same płynęły po policzkach. Usłyszała huk wyrwanych drzwi z zawiasów, szybki krok, krzyk zapewne rozkaz. Naładowanie, zamknięcie oczu, przyciśniecie córuniu do piersi i…

6.
-Sakura, Sakura! Obudź się. -  Dobiegało do moich uszu zawodzenie TenTen.  Delikatnie potrząsała moim ramieniem – Chyba miałaś zły sen – szepnęła. Przyglądała mi się badawczo.
-Ohh – szepnęłam. Przetarłam swoje mokre czoło. – Przepraszam – wybełkotałam, spoglądając na brunetkę.
-Nic się nie stało, zdarza się – mruknęła poprawiając swój warkocz, wróciła do łóżka.
-Tak – mruknęłam spoglądając w sufit. Co dziwniejsze miałam wrażenie, że to nie był sen. – To byłam ja – szepnęłam przerażona. 

niedziela, 9 kwietnia 2017

Rozdział 3


CZAS

 1.
Całą noc oglądałem jej zdjęcia. Im dłużej na nie spoglądałem – tym bardziej mi się podobała.  Jej uśmiech, blask w smutnych, zranionych oczach. Paradoks. Gapiłem się tępo w sufit. Pierwszy raz czułem się nieswojo w swojej sypialni. Zacząłem uważać nawet, że to co zaproponowała mi projektantka, czyli granat z szarym, są obecnie bardzo przytłaczającymi i depresyjnymi kolorami. Spojrzałem za okno, nadal ciemność rozpościerała się nad miastem. Spróbowałem zasnąć, ja chciałem oddać się w długi i odprężający sen, jednak... Noc, a raczej świt nastał zbyt szybko. Co przysnąłem, to się ocknąłem i tak w kółko. Ta noc nie należała do najlepszych. Około szóstej nad ranem leżałem cały czas w łóżku, jednak doznałem olśnienia. Wiedziałem już co zrobić, ale było za wcześnie by zatelefonować. Przynajmniej brak snu się opłacił w jakimś stopniu.

2.
Czekałem w kawiarni. Spojrzałem na swój elegancki zegarek, pokazywał 11:05. Spóźniała się już pięć minut, a mnie zniecierpliwienie zaraz pożre od wewnątrz. Rozglądałem się po kameralnym, ciepłym wnętrzu. Kolory beżu i brązu, dekoracyjne obrazy, które według mnie był bohomazami, w tym samym odcieniu co ściany. Tylko bar został wyróżniany białą cegłą. Było tu znośnie, nawet kawa była całkiem dobra. Kolejny raz spojrzałem na zegarek, nadal 11:05. A miałem wrażenie, że minęło już dziesięć minut. Przeczesałem ręką swoje kruczoczarne włosy.
-Przepraszam, podać coś jeszcze? – zapytała słodko kelnerka. Na początku chciałem odmówić, ale potem wolałem zamówić za moją towarzyszkę, która się spóźniała. Pominę tym zbędne uprzejmości, gdy w reszcie pojawi się na naszym umówionym spotkaniu.
-Cappuccinno karmelowe – chciałem podziękować i dodać „nic więcej”, ale spojrzałem do środka swojej filiżanki. – I jeszcze raz czarną kawę, poproszę – skinęła z uśmiechem głową i odeszła. Całe szczęście nie próbowała żadnych tanich zalotów. Ku mojej uldze, w końcu do kawiarni, weszła Karin. Poczułem, jak kamień lub coś równie ciężkiego spada mi z serca. Jak zwykle miała na sobie damską garsonkę. Nie byłem fanem kobiet w takim mocnym stroju.
-Witaj Sasuke-kun – mruknęła i pocałowała mnie przelotnie w policzek.  Zauważyłem jak bacznie mi się przygląda przez te swoje okulary w czarnej oprawce. Skinąłem tylko głową na przywitanie, najchętniej od razu przeszedł bym do konkretów, zresztą i tak też zrobię. Nie mam zamiaru rozmawiać o pogodzie.
-Już ci zamówiłem – mruknąłem. Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, nasze zamówienia znalazły się przed nami. – Dziękuję bardzo – odparłem, nie spoglądając na kelnerkę, gdy położyła na stoliku moje zamówienie. Zauważyłem subtelny uśmiech mojej przyjaciółki, o ile mogę ją tak nazwać.
-Zawsze wiesz na co mam ochotę – zaśmiała się perliście. Widziałem jak zagryza dolną wargę, po czym poprawiła swoje okulary. – Ale zapewne nie zadzwoniłeś o spotkanie, bo się za mną stęskniłeś co? – zapytała, a na ustach widniał cwaniacki uśmieszek. Przyglądała mi się badawczo, nie miałem pojęcia czy wyczytała ze mnie cokolwiek. Wziąłem większy haust powietrza w usta, kiwnąłem głową potwierdzając jej oskarżenie, bo w końcu tak to brzmiało. – Mów, nie krępuj się – zakpiła, ale jej słowa czy ton głosu nie miały mnie urazić. Była konkretna, jak ja. Nie owijała w bawełnę.
-Prześwietlisz dla mnie kogoś? – zapytałem w prost. Tak, mam obsesje. Uświadamiam sobie to coraz bardziej. Co dziwniejsze, nie czuję abym robił cokolwiek złego. Spojrzałem za szybę. Ludzi na ulicy zaczęło pojawiać się coraz więcej, wyglądali jak mrówki, które wiecznie muszą coś robić, gdzieś się śpieszyć. Wiecznie pędzą za rozkazem.
-Hmm? – zamruczała, mrużąc przy tym oczy z zainteresowania. – A to ciekawa prośba.
-Chodzi o to abym dowiedział się o tej kobiecie jak najwięcej – zacząłem spokojnie. Miałem opanowany ton głosu, potarłem swoją brodę. Starałem się posegregować myśli, a także posortować informacje, które chcę uzyskać. Grunt to spokój i chłodne podejście, nawet do obsesji.
-Jakieś konkretne wymagania? – odetchnąłem z ulgą na jej rzeczowe pytanie. To znaczy, że przyjmie przyjacielskie zlecenie.
-Kim jest, jaka jest jej przeszłość, rodzina, związki, co obecnie robi, znajomi, gdzie mieszka, rozkład dnia – wymieniałem po kolei patrząc jej w oczy. – Po prostu najwięcej informacji, zbierz wszystko co się da – mruknąłem i spojrzałem na jej twarz. Była poważna, a uśmiech zniknął z jej wąskich ust.
-Jak się nazywa?
-Sakura Haruno – przełknąłem ślinę. To brzmiało na początku obco, ale im częściej wypowiadałem to imię i nazwisko wydawało się dziwnie znajome. Dziwnie moje.

3.
-Kolejny tydzień z głowy – mruknęłam, siedząc na ławce przed szpitalem. Wyciągnęłam twarz ku słońcu, które każdego dnia przybierało na sile, coraz mocniej grzejąc. Było to przyjemne i odprężające uczucie.
-Nic mi nie mów – mruknęła zmęczona Karui. Siedząc z nią wiedziałam, że będziemy pod ostrzałem spojrzeń: zazdrosnych kobiet i  śliniących się mężczyzn. Była piękną ciemnoskórą brunetką o złotych oczach. Płynęła w niej latynoska i azjatycka krew. Co dodawało jej niezwykle oryginalnego uroku.  Nawet w tym granatowym kitlu wyglądała uroczo, a nie jak ja. Ja prezentowałam się z gracją kluski ryżu w tym szpitalnym uniformie.
-Już marzysz o weekendzie z książką Nicholasa Sparksa? – zakpiłam zadziornie. Karui to mól książkowy, jeśli odkryje jakiegoś pisarza, wręcz obsesyjnie czyta wszystkie jego książki, jeśli ma tylko czas. Jednak nie uważam, żeby akurat to była literatura wyższa i na pewno nie pasowało mi do niej.
-Ha, ha, ha –  zakpiła drażniąc się ze mną. Poprawiła opaskę, którą miała na włosach. – Idę na randkę – mruknęła, ale nie było widać ekscytacji, raczej była zestresowana. Nagle mocniej zawiało, zakryłam ręką oczy, ale chwilę później przestało. Poczułam jakby wiatr wbił we mnie mroźne szpilki.
-No mów z kim, bo umrę z ciekawości – powiedziałam zachęcając ją i ponagliłam gestem dłoni.
-Z tym grubaskiem – mruknęła z zażenowaniem. Zauważyłam, że gdy przykładała kanapkę do ust, ręka jej drżała. Wstydziła się?
-Z Chojim? – sprostowałam z przyjacielskim uśmiechem na ustach. – Nie wiem czemu się tym tak przejmujesz, przecież on ci się podoba – mruknęłam poprawiając swoją kitkę. Cały czas patrząc przed siebie.
-Ale ludzie będą się z nas śmiać, będą się śmiać ze mnie – warknęła zła, że nie jestem w stanie zrozumieć jej toku myślenia. Szczerze powiedziawszy cholernie mnie to bawiło – przejmowała się opinią innych, gdy ja jej zazdrościłam. Choji był świetnym chłopakiem z dobrym sercem, dla Karui był w stanie zrobić dosłownie wszystko. Takiego mężczyzny ze świecą szukać. W dodatku to skończony romantyk. Można chcieć czegoś więcej?
-Przesadzasz – powiedziałam, nie chcąc kontynuować tego wątku, bo jeszcze byśmy się pokłóciły przed końcem dyżuru, a to by oznaczało tragiczne zakończenie tygodnia. – Na nas czas – dodałam weselej. Wstałam, otrzepałam swój tyłek i ruszyłam do głównego wejścia szpitala tokijskiego, w którym odbywałyśmy praktyki.

Po dyżurze zaszłam jeszcze do biblioteki, gdzie siedziałam do końca dnia. Dopiero sygnał proszący obecnych o opuszczenie budynku, oderwał mnie od książek. Niestety, albo stety gdyż pogoda jak na godzinę 21 była bardzo przyjemna, zebrało mi się na spacer.

4.
Stałem oszołomiony w cieniu wierzby. Spoglądałem na dziewczynę po drugiej stronie ulicy. Dlaczego ostatnio tak często ją spotykam? To jest niemożliwe, dlaczego teraz się to dzieję? Dziś wyglądała zupełnie inaczej. Ubrana na sportowo. Czarne adidasy, czarne spodnie i płaszcz w kolorze khaki. Jej różowe włosy wyróżniały ją, nie było mowy by wtopiła się w tłum. Z nikim bym jej nie pomylił - tego jestem pewien. Spojrzałem na swój strój; czarne dresy, spocony od biegu. Nie, tak do niej nie podejdę. Jeszcze nie dziś, ale bardzo mnie korciło. Sytuacja sama się prosiła o to.

Powiem szczerze, że zaczynam popadać w obłęd. Minął ponad miesiąc od moich snów, czasami zaczynam widywać coraz więcej szczegółów. Jednak nie chciałem o tym myśleć. Gdy wracam z pracy, gdy jadę do sądu, gdy biegam, gdy idę do fryzjera. Zawsze ona wyskakuje mi gdzieś zza rogu. Nie, nie jestem przerażony. Co gorsza – jestem coraz bardziej nią zafascynowany. Zaczynam zauważać jej pełne usta, figurę klepsydry chociaż jest zbyt wąska w ramionach by być idealnym kanonem piękna. Zachwyca mnie z dnia na dzień, zawsze czymś innym. Jest wyjątkowa, zaczyna mi się śnić. Nigdy nie wierzyłem w te brednie o „czerwonej nici przeznaczenia”, a teraz? Dałbym rękę sobie uciąć (i pewnie bym ją stracił) w kłótni, że te nitka, ten kłębuszek istnieje i z czasem zaczyna się kurczyć przybliżając dwie osoby do siebie. To nieubłagany ciąg zdarzeń. Uświadamiam sobie, że zaczynam być popapranym stalkerem. Czuję jakbym śledził Sakurę. Jakbym nagabywał Karin, dlaczego jeszcze nie mam tych cholernych akt. Ona zawsze ma na to wyświechtany  tekst „jeszcze kilka dni”. Ja, do jasnej cholery, nie mam tych kilku obrzydliwych dni!
-Na całe szczęście nie odbija się to na mojej pracy – szepnąłem pod nosem. Zebrałem dokumenty do teczki i wyszedłem na rozprawę. Szykuję się ciężkie popołudnie, a pogoda jest jak pod psem.

5.
Siedziałam przy swoim biurku, które obecnie zawalone było książkami. Zbliża się kolokwium, a ja nadal nie rozumiem, jak wyleczyć kilka urazów. „Zachciało mi się zostać chirurgiem” mruczałam pod nosem. Westchnęłam przeciągle i kolejny raz przeczytałam definicję by być pewną, że ją utrwalę. W tym czasie, gdy mówiłam ją pod nosem bawiłam się lampką. Włączona – wyłączona, włączona-wyłączona, o dziwo mi to pomagało w odstresowaniu się.
-Idziemy dalej – mruknęłam pod nosem. Już miałam się zabierać gdy usłyszałam, głośne i donośne „puk – puk” w drzwi.  – Proszę – warknęłam zirytowana, że ktoś mi przerywa moją dobrą passę, gdyż obecnie wchodziło mi wszystko do głowy bez problemu (oprócz tych kilku cholernych urazów!).
-Hej – zauważyłam, jak nieśmiało Ino wprasza się do mojego pokoju. – Ups, przeszkadzam ci? – powiedziała, ale pomimo tego weszła jak do siebie, bez jakichkolwiek oporów.  Usiadła na moim łóżku. Pogładziła pościel i dodała – Satyna lepiej by do ciebie pasowała, ale za to zapach – mruknęła biorąc głęboki wdech w płuca, a potem głośno wypuszczając powietrze z ust. – Uwielbiam go, taki słodki, ale coś się za tym kryję  - mówiła te swoje dyrdymała, cały czas macając moją pościel.
-Tak, odrobina goryczki, zgorzkniałości a także czosnek i imbir na wypadek grypy – zakpiłam. Ta pogadanka zabiera mi czas, słońce zaraz zajdzie, a ja chcę iść spać o cholernie normalnej porze. Chcę skorzystać z braku praktyk w tym tygodniu. Ino pozwolisz mi? Kpiłam w głowie. – O co chodzi? –zapytałam bez ogródek. Blondynka objęła wzrokiem cały pokój i zatrzymała się na mnie. Zilustrowała mnie, bardzo dokładnie, kilka razy wręcz. Czułam się jak wystawa.
-Dużo lepiej ci w tych opiętych legginsach, niż w tych workowatych szarych dresach – mówiła. Gdybym mogła, proszę wierzyć, szczeknęłabym.
-Ino! – mimo starań krzyk wydobył się z mojej krtani. Niebieskie oczy z przerażeniem na mnie spojrzały. Przestała mnie ilustrować oraz jeździć ręką po moim zasłanym łóżku. Miałam także wrażenie, że przestała oddychać. – Proszę – zaczęłam najłagodniej jak potrafiłam, składając ręce w geście błagalnym – Przejdź do sedna.
Yamanaka przełknęła ślinę. Potarła oko, potem przygryzła paznokieć, zaczęła się wiercić. Wzięłam głęboki oddech.
-Ino… - zachęcałam ją. Bardzo, ale to bardzo starałam się być przyjazna. Bo w końcu leży to i w moim interesie. Im szybciej wyrzuci z siebie co chcę, tym szybciej pójdzie. Poprawiłam swój długi warkocz.
-Pójdziesz ze mną, jako przyzwoitka? – krzyknęła bardzo energicznie, a potem opuściła twarz w dół. Wydawało mi się, że jej policzki zaszły czerwienią. Powstrzymałam chichot.
-Ponieważ? Gdyż? – ponaglałam ją.
-Facet bardzo mi się podoba, jest ode mnie starszy, ale nie zrozumiałam, to znaczy… nie, że nie zrozumiałam, ale tak jakby go nie słucham, więc jak…by to powiedzieć – kręciła i zacinała się, nawet w trakcie zdania. Wyglądało to coraz komiczniej.
-Nadal nie wiem o co ci chodzi – rzekłam ukrywając rozbawienie całą sytuacją. Ino zakręciła pukiel włosów na palcu.
-Po prostu zagapiłam się na jego klatę, wiesz koszulka była bardzo opięta – puściła do mnie oczko – po prostu zaczął coś nawijać o swoich znajomych i zanim się zorientowała  powiedziałam „Dobrze, to super pomysł” jak jakaś trzpiotka –wręcz krzyknęła ostatnie zdanie unosząc się, dosłownie i w przenośni.
-Mam z tobą iść, bym była zabezpieczeniem, jeśli on będzie z przyjaciółmi? – zapytałam, znów zaczęłam bawić się lampką stojącą na biurku.
-No wiesz, poczekasz za rogiem a na znak pójdziesz do domu, albo wejdziesz do baru… - przeciągnęła Yamanaka uśmiechając się błagalnie. Potarłam czoło w irytacji.
-Okey, ale masz stąd wyjść – powiedziałam poważnie. – Muszę się uczyć. – dodałam by wyjaśnić sytuację.
-Dobrze, dobrze – pośpiesznie wstała. – Jesteś kochana – pocałowała mnie w policzek i wyleciała, jak oparzona. Czas powrócić do przerwanej czynności.
Dopiero później zorientowałam się, że nie zapytałam ani kiedy ma to miejsce, ani co za typ faceta obecnie preferuję moja przyjaciółka. Cóż, mam wrażenie, że czasem gdzieś potrafi stracić dobre poczucie smaku i spotyka się z „wypłoszami”.

6.
Czekałem, jak na szpilkach. Kilka minut temu Karin dała mi znać, że wszystko co możliwe już zebrała. Każdą informację, chociaż było to cholernie trudne.  Dreptałem w kółko po salonie, trzymając butelkę wody w ręku. Stanąłem przy oszklonej ścianie w części pokoju dziennego, stąd widać piękniejszą część Tokio. Za nic nie zamieniłbym tej panoramy z trzynastego piętra. Wiedziałem, że nie będzie szybciej niż za godzinę, ale nie miałem zamiaru się przebierać. Na spotkanie z przyjaciółką nie ubiorę garnituru.  Zwykły szary dres ze ściągaczem na nogawkach i opięty biały t-shirt przecież to nie jakiś obskurny strój, chociaż mam wrażenie, że mogę dostać naganę od tej rudej jędzy. Tak, kolor włosów zobowiązuję. Mówię to ja, mężczyzna. Upiłem łyk, obszedłem mieszkanie i znów gapiłem się przez szybę. Roznosiła mnie energia. Chciałem o niej dowiedzieć się jak najwięcej, wszelkimi możliwymi środkami i spotkać się z nią w odpowiednim momencie. Uwieść? Nie wiem czy mogę to tak nazwać, ale tak obecnie chcę to osiągnąć jak nic innego. To jest mój obecny priorytet. To innego mam postawić w zamian za nią? Kobietę, której nie znam – zakpiłem z siebie. Pieniądze mam, trzy nieruchomości, ciągle inwestuję, w spadku odziedziczyłem kancelarię prawną z wyrobioną marką i nazwiskiem. Na wygląd też nie narzekam, rodzice? Szkoda gadać, ale czuję – naprawdę czuję, że jej potrzebuję. W wieku trzydziestu lat pora się ustatkować. Rozległ się dźwięk telefonu z portierni. Odebrałam w błyskawicznym tempie. – Tak?
-Dzień dobry, Uchiha-sama, pani Uzumaki Karin do pana –poinformował mnie, swoim służbowym tonem.
-Proszę wpuścić – poleciłem.  Trzynaście pięter i chwilowa pogawędka dzieli mnie od poznania wszelkich informacji o tej kobiecie, która mnie prześladuje od pewnego czasu. Zatarłem ręce. Szybko zamknąłem drzwi od sypialni i warowałem przy drzwiach wejściowych. Gdy dźwięk windy oznajmił przybycie, nie czekając na dzwonek otworzyłem drzwi frontowe mojego mieszkania.
-Cześć – mruknąłem, udając opanowanie. Jednak widziałem w oczach Karin rozbawienie. Gestem ręki zaprosiłem ją do środka i zatrzasnąłem drzwi kopniakiem. Szybkim krokiem, wręcz skacząc ruszyłem do pokoju dziennego. Zatarłem ręce, gdy ujrzałem obecnie wymarzoną teczkę.