"Przypadek, czy los?"
Bardzo by ich zdziwiło,
że od dłuższego czasu
bawił się nimi przypadek.
Wisława Szymborska
„Miłość od pierwszego wejrzenia”
Bardzo by ich zdziwiło,
że od dłuższego czasu
bawił się nimi przypadek.
Wisława Szymborska
„Miłość od pierwszego wejrzenia”
1.
Siedzieliśmy w barze przy piwie. Było przed ósmą, toteż nie było zbyt wielu ludzi, jeszcze. Grupki dopiero się zbierały przed wejściem. W lokalu większość stolików było wolne. Powiodłem wzrokiem kolejny raz po pomieszczeniu, ale nikt nie przykuł mojej uwagi. Odchrząknąłem i upiłem spory łyk piwa. Przetarłem oczy i starałem się skupić na rozmowie przyjaciół. Nagle poczułem ból w prawym boku, odwróciłem się i widziałem głupkowato uśmiechniętego Naruto. Wskazywał brodą Kibę, który najwidoczniej był czymś zestresowany. Kpiący uśmiech mimowolnie pojawił się na moich ustach.
-Mam, nadzieję – zaczął udając pewnego siebie – że nie będziecie źli, ale pozwoliłem sobie zaprosić znajomą – wydukał. Szybko wyzerował pół kufla piwa i wierzchem dłoni przetarł usta. Zauważyłem grymas na jego ustach. Chyba goryczka niezasmakowana.
-Jedną, czy kilka? – zagadnął Naruto, który w geście radości zaczął pocierać ręce, niczym zboczeniec.
-Nie wiem – westchnął. – Nie dogadaliśmy się w sumie – podrapał się w tył głowy.
-Licealiści – zakpił Suigetsu, po tych słowach poprawił swoją bluzę z kapturem. – Jak się nie dogadaliście, to może się założymy o kolejkę co? – zaśmiał się. Przeczesał dłonią swoje białe włosy.
-O co konkretnie? – włączyłem się do tej wymiany zdań. Wszyscy spojrzeliśmy po sobie.
-Obstawiam, że przyjdzie odwalona w szpilki i mini, wiecie – pokazał rękami damskie krągłości – taka pierwsza lepsza w klubie – dodał i puścił oczko, po czym zaśmiał się gardłowo.
-Ona taka nie jest! – krzyknął wręcz Inuzuka. Automatycznie wszyscy się roześmialiśmy.
-Dobra, dobra – mruknął białowłosy. – Kto obstawia, że przyjdzie normalnie ubrana? - spojrzał na nas. Kiba podniósł dłoń. – Czyli wszystko jasne, trzy do jednego, Neji pewnie już nie przyjdzie – spojrzał na swój zegarek. – Więc albo przegrasz i stawiasz kolejkę, albo my przegramy – wskazał na mnie, Naruto i na siebie – i stawiamy ci trzy kolejki – zakpił.
-Mi to pasuje – mruknął brunet. Dalej gadaliśmy o pracy, samochodach. Czas zwyczajnie wolno mi leciał, być może sprawiała to ciekawość. Podejrzewałem, że dziewczyną, którą zaprosił będzie blondynka.
2.
-Hej – wszyscy odwróciliśmy się w stronę kobiecego głosu. Ukradkiem posłaliśmy sobie z Suigetsu spojrzenie. A więc: trzy, dwa, jeden… Odwróciłem się i muszę przyznać, że podejrzewałem coś gorszego. Według mnie Kiba nie ma gustu do kobiet, po prostu cieszy się z każdej, która wygląda na chętną i korzystał. Na moje usta wpełzł kpiący uśmiech.
-Jesteście winni mi trzy kolejki – puścił do nas oczko i wstał od stolika witając przybyłą damę. – Poznaj moich znajomych – odparł i przedstawił nas. Kiwnąłem lekceważąco w jej stronę głową. Jeszcze raz się jej przyjrzałem. Czarne obcisłe spodnie, koszula w paski z głębokim dekoltem, ale wysmakowanym i botki na obcasie, a długie blond włosy miała spięte w koński ogon. Rozejrzałem się, ale najwidoczniej przyszła sama.
-Czasami nie przyszły z tobą jakieś koleżanki? – rozejrzał się gorączkowo Naruto, a potem się zaśmiał. Chciał zażartować, ale widać było zawód na jego twarzy. Przyjrzałem się blondynce, miałem wrażenie, że się speszyła jego pytaniem.
-Moja przyjaciółka się spóźni – odparła wymijająco. Widziałem jak Suigetsu zaśmiał się pod nosem, a potem poszedł do baru. Zapewne po kolejkę piwa.
-A to dlaczego? Oczywiście, jeśli mogę spytać – puścił jej oczko Uzumaki. Nie narzekam, że podłapał ten temat. Yamanaka to najlepsza przyjaciółka, a przynajmniej tak wynikało z akt, które dostarczyła mi Karin. Nie powiem, nie zawiodłem się na jej umiejętnościach infiltracji.
-Musiała zostać w szpitalu trochę dłużej – odparła. Teraz byłem pewnien, była speszona. Za każdym razem odwracała wzrok. Naruto skrzywił się na tę uwagę.
-Uhh, a coś poważnego jej się stało? – zapytał zaniepokojony. Przyjrzałem się mu, bo miałem wrażenie, że panna naszego kumpla wpadła mu w oko. Do moich uszu doszedł śmiech Ino, pokręciła przecząco głową.
-Nie, ona studiuję medycynę – odparła nieco swobodniej. Kelnerka postawiła przede mną kufel piwa, a do stolika wrócił błękitno włosy.
Nasza rozmowa trwała jeszcze godzinę, albo więcej. Przed chwilą praktycznie wszyscy odeszli od stolika za różnymi potrzebami i zostałem sam. Dopiłem kolejne piwo.
-Ej – spojrzałem naprzeciwko, gdzie siedział Suigetsu. Kiwnąłem mu głową na znak, że go słucham – Coś ty taki mało mówny? – zapytał. Wzruszyłem ramionami, na co ten posłał mi kpiący uśmiech. – Praktycznie tylko nas słuchasz – wytknął mi.
-Jak nie mam nic do powiedzenia, to nie mówię – odpowiedziałem znudzonym tonem.
-No, logiczne – odparł sarkastycznie. W tym momencie wróciła reszta, czyli męska część towarzystwo.
-Gdzie twoja panna? – zapytałem.
-Wyszła przed lokal po przyjaciółkę –odrzekł. – O czymś musiały jeszcze pogadać, więc Ino poprosiła abym wszedł do środka – mimowolnie zwróciłem wzrok w stronę głównych drzwi i wielkiego okna, ale nic nie zauważyłem. – Ale powiem wam…- zamruczał Inuzuka. – Ma dziewczyna warunki – dodał puszczając oczko. Zacisnąłem palce na kuflu, uważałem to za coś obrzydzającego. Być może tylko dlatego, że coś mnie do niej ciągnęło. Bo podświadomie wiedziałem kogo zobaczę, a jeśli nie – to po prostu się zwinę.
-Zaklepuję w ciemno – krzyknął Naruto, szczerząc się od ucha do ucha. – A jeśli mi się nie spodoba jest wasza – zakpił i podniósł kufel do góry.
Nie skomentowałem tego zachowania. Stwierdziłem, że bardziej alkohol dziś przez nich przemawia.
-Cześć – do moich uszu doszedł melodyjny głos, trochę jak ze snu. Przyjrzałem się jej. Ubrana bardzo na luzie. Sztyblety, czarne spodnie i koszula w czarno-czerwoną kratę. Sięgała jej za pupę. –Przepraszam za mój strój, ale Ino by mnie zabiła, gdybym się jeszcze więcej spóźniła – dodała z uśmiechem na ustach. Rumieńce na policzkach mówiły o jej niewielkim zawstydzeniu.
-Ale wstyd – widziałem jak blondynka się zaczerwieniła. – Takich rzeczy się nie mówi – próbowała powiedzieć jej dyskretnie.
-A mi się wydaje, że jak ktoś komuś chcę zwrócić uwagę to robi to na osobności – odgryzłem się za przybyłą dziewczynę. Wtedy na mnie spojrzała, trochę zdziwiona, ale potem delikatnie się uśmiechnęła i kiwnęła głową. Nie wiedziałem jednak czy w podzięce, czy z kultury osobistej.
-A kobietom przyjacielu się takich rzeczy nie mówi – dodał swoje trzy grosze Suigetsu. Uśmiechnął się do mnie i podniósł w połowie pełny kufel. Rozejrzałem się dookoła, nawet nie zapytałem tylko od razu podsunąłem obok siebie stołek barowy.
-Proszę – zwróciłem się do Sakury.
3.
Siedziała przy mnie, niewiele się odzywając. Raczej śmiała się z durnych żarcików Naruto, który był w nią zapatrzony. A ja? Czułem niebywałe ciepło, które od niej biło. Jej subtelny zapach kwitnącej wiśni dolatywał do moich nozdrzy. Nie odzywałem się, odpowiadałem zdawkowo. Być może to mój błąd, ale chciałem jej posłuchać, przypatrzeć się. Poznać ją chociaż trochę.
-I co rączka we flaki i sobie merdasz? – zadawał coraz głupsze pytania Uzumaki. Różowłosa wydawała się tym niezrażona. Zastanawiałem się, czy jest taka zdystansowana, czy może to rozpoczęte trzecie piwo na nią działa.
-Merdam, wyrywam, ściskam – wymieniała, licząc na swoich smukłych palcach – A potem straszę takich jak ty, bo na widok krwi padacie, niczym muszki! – szepnęła mu na ucha, ale na tyle głośno by inni to usłyszeli. Wszyscy zaczęli się śmiać.
-Co ty tak na tych mężczyzn naskakujesz? – zakpił Suigetsu, miał chytry uśmieszek na ustach. – Bo wiesz… - zanim dokończył Haruno wtrąciła mu się w słowo.
-Jeśli chcesz powiedzieć – zrobiła cudzysłów palcami w powietrzu – że „Baba chirurg to ani baba, ani chirurg” to znam tę śpiewkę – puściła mu oczka i upiła łyk piwa.
-Ahh – westchnął – rozgryzłaś mnie. – A tego czarnego obok ciebie rozgryziesz? – wskazał na mnie kuflem piwa. – Bo on taki mruk dzisiaj, pan mruk – zakpił ze mnie. Gwar był już nie do zniesienia, toteż cudem jest że bez większego problemu się słyszeliśmy.
-Czemu? – zapytała zdezorientowana Sakura, nie wiedząc o co chodzi. Szczerze powiem, że sam nie wiem o co mu chodzi.
-Daj spokój, za dużo masz chyba wypite – warknąłem w jego stronę. Ale poczułem, że na mój ostrzejszy ton głosu zadrżała dziewczyna i spojrzała na mnie niepewnie.
-Aż tak po mnie widać? – widziałem jej przerażoną minę, rozbiegany wzrok.
-Sakura! – krzyknęła blondynka. – Nie żartuj z nich, masz na to zbyt dziwne poczucie humoru – warknęła w jej stronę. W sumie każdy z każdym rozmawiał. Co chwilę ktoś wstawał, wracał. Podchodził, witał się i żegnał. Czasami ktoś mówił mi cześć, a ja mechanicznie odpowiadałem. Problem tkwił w tym, że często nie rozpoznawałem tych osób.
-Ja już będę wracać – doleciało w gwarze do moich uszu. Sakura żegnała się z przyjaciółką. Dopiłem szybko piwa, wiedząc, że to mój moment.
-Będę się zwijał – powiedziałem obojętnie. Zacząłem zakładać swoją kurtkę.
-O to bardzo dobrze, odprowadzisz Sakurę – powiedziała Yamanaka uwieszona na szyi mojego kumpla. Skinąłem tylko głową. Spojrzałem na różowowłosą dziewczynę.
-Gotowa?- zapytałem, a ta w odpowiedzi kiwnęła głową i na odchodne pożegnała się z dzisiejszym towarzystwem. Machnąłem niechlujnie ręką na pożegnanie i otworzyłem dziewczynie drzwi. Powiedzenie, że rozmowa się nie kleiła to zatajenie faktów. Rozmowy nie było. Była za to cisza, delikatne skrępowanie z jej strony, co chwilę przerywane szumem samochodów przejeżdżających przez pustą ulicę. – Gdzie mieszkasz? – zapytałem. Cały czas ślepo podążałem za nią, było lekko po północy, ale mimo wszystko Tokio to niebezpieczne miasto.
-W akademiku, teren kampusu uniwersyteckiego – odparła. –Słuchaj – zagadnęła niespodziewanie, przystanęła, więc uczyniłem to samo – jeśli nie masz ochoty mnie odprowadzać, podejrzewam, że i tak nie jest ci po drodze – dodała i uśmiechnęła się na koniec. Tak sztucznego, nieudanego uśmiechu nie widziałem od lat. Na sali sądowej trzeba mieć to opanowane do perfekcji.
-Nie, odprowadzę cię – ruszyłem, ale ona nadal stała w miejscu. – Prowadzisz, czy nadal zamierzasz stać jak słup soli? – zakpiłem, patrząc prosto w jej oczy. „Przy okazji zamknij usta” przeleciało mi przez myśl.
-Ykm, tak idę – odparła i wyrównała mi kroku. Nie będę komentować reszty naszej drogi. Odbyła się w milczeniu, bądź przy akompaniamencie zdawkowych pytań, na które śmiało można odpowiedzieć tak lub nie. Kiedy zaczęliśmy się zbliżać do akademika, Sakura przyśpieszyła kroku. Nie wiem czy specjalnie, czy nieświadomie. Wiedziałem jedno w tych odmętach nocy, nie skorzystałem z szansy, którą dał mi los. Co z tego, że pół wieczora się na nią gapiłem, burczałem na ludzi obok niej. Czy zrobiłem dobre wrażenie? Nie. Nawet księżyc schował się za granatowymi chmurami w tę okropną noc.
-To już niedaleko – z moich rozmyślań wyrwała mnie Sakura. Delikatnie poprawiła niesforne włosy. Przyjrzałem się jej, zmarzła. Miała zaczerwienione policzki, delikatnie drżała jej warga.
-To dobrze – odparłem. – Przyda ci się ciepła herbata i gorąca kąpiel – palnąłem bez zastanowienia. Dziewczyna przyjrzała mi się bacznie, jakby nie do końca rozumiała co kryję się za tymi słowami. Miałem wrażenie, że przez chwilę mignęła w jej szmaragdowych oczach iskra wściekłości. – Chodzi o to, że zmarzłaś – dodałem szybko. „Jaki stary, taki głupi” brzęczało mi w głowie. Zdanie to powracało, jak bumerang. Cieszyłem się, że światło latarnie kładzie cień na mojej twarzy.
-Ah, tak – przeciągnęła słowo – masz rację – dodała i posłała uśmiech w moją stronę. Otaczała nas ciemność. Jedyne co zauważyłem to, to że latarnie zdobione są w starym stylu, a pomiędzy nimi stały dwa, bądź trzy drzewa. Jeszcze bez liści, ale z coraz liczniejszymi pąkami na gałęziach. – To tutaj – odparła. Szczerze powiedziawszy, nawet nie wiem kiedy tu doszliśmy. Kiwnąłem głową delikatnie. – Dziękuję ci bardzo – szepnęła speszona, ale nie próbowała unikać mojego wzroku.
-Nie ma sprawy, przynajmniej twoja przyjaciółka się nie martwiła – odparłem. Posłałem jej delikatny uśmiech, co musiało ją zdziwić. Kiwnęła twierdząco głową.
Patrzeliśmy na siebie, nadal nie mogłem uwierzyć, że jest taka piękna. Niestety prócz tego – nie czułem nic. Miałem wrażenie, jakby chciała ode mnie uciec. To uczucie, to cholerne uczucie było mi dobrze znane. Skąd? Nie wiem. Przecież się nie znamy, nic jej nie zrobiłem. Chcę ją tylko poznać.
-To jeszcze raz dziękuję – odparła. Kiwnęła w podzięce głową i zniknęła za drzwiami.
-Kurwa – wydobyło się z mojego gardła tylko to żałosne słowo. Poczułem, jakby ktoś rozdarł mi serce. Ale jak? Przecież się nie znamy…
4.
Ucieszona, że udało mi się uciec od tego faceta wbiegłam do pokoju. TenTen w nim nie było. Odetchnęłam z ulgą. Z szybkością u mnie rzadko spotykaną rozebrałam się do bielizny, złapałam za piżamę i ciekłam pod prysznic. Myłam się szybko, mocno. Tak, jakbym chciała coś z siebie z myć.
-Ale dziwak, ale dziwak… - mruczałam pod nosem. To była najdziwniejsza część tego wieczora. Muśnięcie palcami – dreszcze. Jego widok – dreszcze. Niespodziewane spotkanie – motyle w brzuchu. Możliwość spędzenia razem czasu, rozmowy – niewykorzystane. Było to stresujące, niewygodne, bardzo upokarzające? Chyba tak, raczej zdecydowanie tak.
-Dziwak, małomówny dziwak… - szeptałam jak szalona. Położyłam się i z tymi słowami na ustach zasnęłam.
5.
-Ciii, nie płacz maleńka – szeptał delikatny kobiecy głos. Płacz dziecka roznosił się echem po pustych ścianach. Niektóre z nich zburzone, inne czarne. To znamię, jaki zostawił po sobie ogień. Farba, która się łuszczy. Biel, która zżółkła. Ogród za domem, który nie rodzi już nic oprócz jałowej ziemi. Niebo, które wiecznie przykrywa dym. Powietrze, wiecznie przecinanie przez krzyk, płacz, lament. – Mamusia jest przy tobie – szeptała kobieta do zawiniątka na swoich rękach. Jej palce poranione, sucha skóra pękała i piekła. Paznokcie obgryzione i brudne. A mimo to dłonie nadal wyglądały na piękne, pomimo tego co je trapiło. Płacz nie ucichł, lecz przybierał na sile. – Kochanie, proszę – głos kobiety się łamał. Nie wiedziała już co ma robić. Spoglądała tylko w okno, przez brudną szybę, na której była zaschnięta krew. Świeże błoto. – Sarada proszę – łkała matka już razem ze swoim dzieckiem. – On nie wróci, kochanie twój tatuś nie wróci… Tatuś nie wróci – powtarzała kołysząc małą w dłoniach. – Sasuke nie wróci do nas, wojna go pożarła – mówiła już bardziej do siebie, niż do ośmiomiesięcznej córeczki.
Kobieta czekała. Siedziała i wypatrywała w resztkach świata, które znała swojej śmierci. Tuliła dziewczynkę w zszarzałym kocyku do piersi. Kołysząc się to w przód, to w tył. Ich marsz był coraz głośniejszy. Nie płakała, chciała być silna. Marsz, strzał, krzyk. Kolejny raz i kolejny, i kolejny. Tak w kółko. Siedziała i kołysała dzieciątko, obdarta z godności, bez wieści o mężu. W łachmanach, ubrudzonych i śmierdzących. Widziała jak w domu naprzeciwko zrobiło się jasno od prochu, a następnie strzał, który dudnił w uszach. Ścisnęła mocniej dziecko, już teraz łzy same płynęły po policzkach. Usłyszała huk wyrwanych drzwi z zawiasów, szybki krok, krzyk zapewne rozkaz. Naładowanie, zamknięcie oczu, przyciśniecie córuniu do piersi i…
6.
-Sakura, Sakura! Obudź się. - Dobiegało do moich uszu zawodzenie TenTen. Delikatnie potrząsała moim ramieniem – Chyba miałaś zły sen – szepnęła. Przyglądała mi się badawczo.
-Ohh – szepnęłam. Przetarłam swoje mokre czoło. – Przepraszam – wybełkotałam, spoglądając na brunetkę.
-Nic się nie stało, zdarza się – mruknęła poprawiając swój warkocz, wróciła do łóżka.
-Tak – mruknęłam spoglądając w sufit. Co dziwniejsze miałam wrażenie, że to nie był sen. – To byłam ja – szepnęłam przerażona.
Siedzieliśmy w barze przy piwie. Było przed ósmą, toteż nie było zbyt wielu ludzi, jeszcze. Grupki dopiero się zbierały przed wejściem. W lokalu większość stolików było wolne. Powiodłem wzrokiem kolejny raz po pomieszczeniu, ale nikt nie przykuł mojej uwagi. Odchrząknąłem i upiłem spory łyk piwa. Przetarłem oczy i starałem się skupić na rozmowie przyjaciół. Nagle poczułem ból w prawym boku, odwróciłem się i widziałem głupkowato uśmiechniętego Naruto. Wskazywał brodą Kibę, który najwidoczniej był czymś zestresowany. Kpiący uśmiech mimowolnie pojawił się na moich ustach.
-Mam, nadzieję – zaczął udając pewnego siebie – że nie będziecie źli, ale pozwoliłem sobie zaprosić znajomą – wydukał. Szybko wyzerował pół kufla piwa i wierzchem dłoni przetarł usta. Zauważyłem grymas na jego ustach. Chyba goryczka niezasmakowana.
-Jedną, czy kilka? – zagadnął Naruto, który w geście radości zaczął pocierać ręce, niczym zboczeniec.
-Nie wiem – westchnął. – Nie dogadaliśmy się w sumie – podrapał się w tył głowy.
-Licealiści – zakpił Suigetsu, po tych słowach poprawił swoją bluzę z kapturem. – Jak się nie dogadaliście, to może się założymy o kolejkę co? – zaśmiał się. Przeczesał dłonią swoje białe włosy.
-O co konkretnie? – włączyłem się do tej wymiany zdań. Wszyscy spojrzeliśmy po sobie.
-Obstawiam, że przyjdzie odwalona w szpilki i mini, wiecie – pokazał rękami damskie krągłości – taka pierwsza lepsza w klubie – dodał i puścił oczko, po czym zaśmiał się gardłowo.
-Ona taka nie jest! – krzyknął wręcz Inuzuka. Automatycznie wszyscy się roześmialiśmy.
-Dobra, dobra – mruknął białowłosy. – Kto obstawia, że przyjdzie normalnie ubrana? - spojrzał na nas. Kiba podniósł dłoń. – Czyli wszystko jasne, trzy do jednego, Neji pewnie już nie przyjdzie – spojrzał na swój zegarek. – Więc albo przegrasz i stawiasz kolejkę, albo my przegramy – wskazał na mnie, Naruto i na siebie – i stawiamy ci trzy kolejki – zakpił.
-Mi to pasuje – mruknął brunet. Dalej gadaliśmy o pracy, samochodach. Czas zwyczajnie wolno mi leciał, być może sprawiała to ciekawość. Podejrzewałem, że dziewczyną, którą zaprosił będzie blondynka.
2.
-Hej – wszyscy odwróciliśmy się w stronę kobiecego głosu. Ukradkiem posłaliśmy sobie z Suigetsu spojrzenie. A więc: trzy, dwa, jeden… Odwróciłem się i muszę przyznać, że podejrzewałem coś gorszego. Według mnie Kiba nie ma gustu do kobiet, po prostu cieszy się z każdej, która wygląda na chętną i korzystał. Na moje usta wpełzł kpiący uśmiech.
-Jesteście winni mi trzy kolejki – puścił do nas oczko i wstał od stolika witając przybyłą damę. – Poznaj moich znajomych – odparł i przedstawił nas. Kiwnąłem lekceważąco w jej stronę głową. Jeszcze raz się jej przyjrzałem. Czarne obcisłe spodnie, koszula w paski z głębokim dekoltem, ale wysmakowanym i botki na obcasie, a długie blond włosy miała spięte w koński ogon. Rozejrzałem się, ale najwidoczniej przyszła sama.
-Czasami nie przyszły z tobą jakieś koleżanki? – rozejrzał się gorączkowo Naruto, a potem się zaśmiał. Chciał zażartować, ale widać było zawód na jego twarzy. Przyjrzałem się blondynce, miałem wrażenie, że się speszyła jego pytaniem.
-Moja przyjaciółka się spóźni – odparła wymijająco. Widziałem jak Suigetsu zaśmiał się pod nosem, a potem poszedł do baru. Zapewne po kolejkę piwa.
-A to dlaczego? Oczywiście, jeśli mogę spytać – puścił jej oczko Uzumaki. Nie narzekam, że podłapał ten temat. Yamanaka to najlepsza przyjaciółka, a przynajmniej tak wynikało z akt, które dostarczyła mi Karin. Nie powiem, nie zawiodłem się na jej umiejętnościach infiltracji.
-Musiała zostać w szpitalu trochę dłużej – odparła. Teraz byłem pewnien, była speszona. Za każdym razem odwracała wzrok. Naruto skrzywił się na tę uwagę.
-Uhh, a coś poważnego jej się stało? – zapytał zaniepokojony. Przyjrzałem się mu, bo miałem wrażenie, że panna naszego kumpla wpadła mu w oko. Do moich uszu doszedł śmiech Ino, pokręciła przecząco głową.
-Nie, ona studiuję medycynę – odparła nieco swobodniej. Kelnerka postawiła przede mną kufel piwa, a do stolika wrócił błękitno włosy.
Nasza rozmowa trwała jeszcze godzinę, albo więcej. Przed chwilą praktycznie wszyscy odeszli od stolika za różnymi potrzebami i zostałem sam. Dopiłem kolejne piwo.
-Ej – spojrzałem naprzeciwko, gdzie siedział Suigetsu. Kiwnąłem mu głową na znak, że go słucham – Coś ty taki mało mówny? – zapytał. Wzruszyłem ramionami, na co ten posłał mi kpiący uśmiech. – Praktycznie tylko nas słuchasz – wytknął mi.
-Jak nie mam nic do powiedzenia, to nie mówię – odpowiedziałem znudzonym tonem.
-No, logiczne – odparł sarkastycznie. W tym momencie wróciła reszta, czyli męska część towarzystwo.
-Gdzie twoja panna? – zapytałem.
-Wyszła przed lokal po przyjaciółkę –odrzekł. – O czymś musiały jeszcze pogadać, więc Ino poprosiła abym wszedł do środka – mimowolnie zwróciłem wzrok w stronę głównych drzwi i wielkiego okna, ale nic nie zauważyłem. – Ale powiem wam…- zamruczał Inuzuka. – Ma dziewczyna warunki – dodał puszczając oczko. Zacisnąłem palce na kuflu, uważałem to za coś obrzydzającego. Być może tylko dlatego, że coś mnie do niej ciągnęło. Bo podświadomie wiedziałem kogo zobaczę, a jeśli nie – to po prostu się zwinę.
-Zaklepuję w ciemno – krzyknął Naruto, szczerząc się od ucha do ucha. – A jeśli mi się nie spodoba jest wasza – zakpił i podniósł kufel do góry.
Nie skomentowałem tego zachowania. Stwierdziłem, że bardziej alkohol dziś przez nich przemawia.
-Cześć – do moich uszu doszedł melodyjny głos, trochę jak ze snu. Przyjrzałem się jej. Ubrana bardzo na luzie. Sztyblety, czarne spodnie i koszula w czarno-czerwoną kratę. Sięgała jej za pupę. –Przepraszam za mój strój, ale Ino by mnie zabiła, gdybym się jeszcze więcej spóźniła – dodała z uśmiechem na ustach. Rumieńce na policzkach mówiły o jej niewielkim zawstydzeniu.
-Ale wstyd – widziałem jak blondynka się zaczerwieniła. – Takich rzeczy się nie mówi – próbowała powiedzieć jej dyskretnie.
-A mi się wydaje, że jak ktoś komuś chcę zwrócić uwagę to robi to na osobności – odgryzłem się za przybyłą dziewczynę. Wtedy na mnie spojrzała, trochę zdziwiona, ale potem delikatnie się uśmiechnęła i kiwnęła głową. Nie wiedziałem jednak czy w podzięce, czy z kultury osobistej.
-A kobietom przyjacielu się takich rzeczy nie mówi – dodał swoje trzy grosze Suigetsu. Uśmiechnął się do mnie i podniósł w połowie pełny kufel. Rozejrzałem się dookoła, nawet nie zapytałem tylko od razu podsunąłem obok siebie stołek barowy.
-Proszę – zwróciłem się do Sakury.
3.
Siedziała przy mnie, niewiele się odzywając. Raczej śmiała się z durnych żarcików Naruto, który był w nią zapatrzony. A ja? Czułem niebywałe ciepło, które od niej biło. Jej subtelny zapach kwitnącej wiśni dolatywał do moich nozdrzy. Nie odzywałem się, odpowiadałem zdawkowo. Być może to mój błąd, ale chciałem jej posłuchać, przypatrzeć się. Poznać ją chociaż trochę.
-I co rączka we flaki i sobie merdasz? – zadawał coraz głupsze pytania Uzumaki. Różowłosa wydawała się tym niezrażona. Zastanawiałem się, czy jest taka zdystansowana, czy może to rozpoczęte trzecie piwo na nią działa.
-Merdam, wyrywam, ściskam – wymieniała, licząc na swoich smukłych palcach – A potem straszę takich jak ty, bo na widok krwi padacie, niczym muszki! – szepnęła mu na ucha, ale na tyle głośno by inni to usłyszeli. Wszyscy zaczęli się śmiać.
-Co ty tak na tych mężczyzn naskakujesz? – zakpił Suigetsu, miał chytry uśmieszek na ustach. – Bo wiesz… - zanim dokończył Haruno wtrąciła mu się w słowo.
-Jeśli chcesz powiedzieć – zrobiła cudzysłów palcami w powietrzu – że „Baba chirurg to ani baba, ani chirurg” to znam tę śpiewkę – puściła mu oczka i upiła łyk piwa.
-Ahh – westchnął – rozgryzłaś mnie. – A tego czarnego obok ciebie rozgryziesz? – wskazał na mnie kuflem piwa. – Bo on taki mruk dzisiaj, pan mruk – zakpił ze mnie. Gwar był już nie do zniesienia, toteż cudem jest że bez większego problemu się słyszeliśmy.
-Czemu? – zapytała zdezorientowana Sakura, nie wiedząc o co chodzi. Szczerze powiem, że sam nie wiem o co mu chodzi.
-Daj spokój, za dużo masz chyba wypite – warknąłem w jego stronę. Ale poczułem, że na mój ostrzejszy ton głosu zadrżała dziewczyna i spojrzała na mnie niepewnie.
-Aż tak po mnie widać? – widziałem jej przerażoną minę, rozbiegany wzrok.
-Sakura! – krzyknęła blondynka. – Nie żartuj z nich, masz na to zbyt dziwne poczucie humoru – warknęła w jej stronę. W sumie każdy z każdym rozmawiał. Co chwilę ktoś wstawał, wracał. Podchodził, witał się i żegnał. Czasami ktoś mówił mi cześć, a ja mechanicznie odpowiadałem. Problem tkwił w tym, że często nie rozpoznawałem tych osób.
-Ja już będę wracać – doleciało w gwarze do moich uszu. Sakura żegnała się z przyjaciółką. Dopiłem szybko piwa, wiedząc, że to mój moment.
-Będę się zwijał – powiedziałem obojętnie. Zacząłem zakładać swoją kurtkę.
-O to bardzo dobrze, odprowadzisz Sakurę – powiedziała Yamanaka uwieszona na szyi mojego kumpla. Skinąłem tylko głową. Spojrzałem na różowowłosą dziewczynę.
-Gotowa?- zapytałem, a ta w odpowiedzi kiwnęła głową i na odchodne pożegnała się z dzisiejszym towarzystwem. Machnąłem niechlujnie ręką na pożegnanie i otworzyłem dziewczynie drzwi. Powiedzenie, że rozmowa się nie kleiła to zatajenie faktów. Rozmowy nie było. Była za to cisza, delikatne skrępowanie z jej strony, co chwilę przerywane szumem samochodów przejeżdżających przez pustą ulicę. – Gdzie mieszkasz? – zapytałem. Cały czas ślepo podążałem za nią, było lekko po północy, ale mimo wszystko Tokio to niebezpieczne miasto.
-W akademiku, teren kampusu uniwersyteckiego – odparła. –Słuchaj – zagadnęła niespodziewanie, przystanęła, więc uczyniłem to samo – jeśli nie masz ochoty mnie odprowadzać, podejrzewam, że i tak nie jest ci po drodze – dodała i uśmiechnęła się na koniec. Tak sztucznego, nieudanego uśmiechu nie widziałem od lat. Na sali sądowej trzeba mieć to opanowane do perfekcji.
-Nie, odprowadzę cię – ruszyłem, ale ona nadal stała w miejscu. – Prowadzisz, czy nadal zamierzasz stać jak słup soli? – zakpiłem, patrząc prosto w jej oczy. „Przy okazji zamknij usta” przeleciało mi przez myśl.
-Ykm, tak idę – odparła i wyrównała mi kroku. Nie będę komentować reszty naszej drogi. Odbyła się w milczeniu, bądź przy akompaniamencie zdawkowych pytań, na które śmiało można odpowiedzieć tak lub nie. Kiedy zaczęliśmy się zbliżać do akademika, Sakura przyśpieszyła kroku. Nie wiem czy specjalnie, czy nieświadomie. Wiedziałem jedno w tych odmętach nocy, nie skorzystałem z szansy, którą dał mi los. Co z tego, że pół wieczora się na nią gapiłem, burczałem na ludzi obok niej. Czy zrobiłem dobre wrażenie? Nie. Nawet księżyc schował się za granatowymi chmurami w tę okropną noc.
-To już niedaleko – z moich rozmyślań wyrwała mnie Sakura. Delikatnie poprawiła niesforne włosy. Przyjrzałem się jej, zmarzła. Miała zaczerwienione policzki, delikatnie drżała jej warga.
-To dobrze – odparłem. – Przyda ci się ciepła herbata i gorąca kąpiel – palnąłem bez zastanowienia. Dziewczyna przyjrzała mi się bacznie, jakby nie do końca rozumiała co kryję się za tymi słowami. Miałem wrażenie, że przez chwilę mignęła w jej szmaragdowych oczach iskra wściekłości. – Chodzi o to, że zmarzłaś – dodałem szybko. „Jaki stary, taki głupi” brzęczało mi w głowie. Zdanie to powracało, jak bumerang. Cieszyłem się, że światło latarnie kładzie cień na mojej twarzy.
-Ah, tak – przeciągnęła słowo – masz rację – dodała i posłała uśmiech w moją stronę. Otaczała nas ciemność. Jedyne co zauważyłem to, to że latarnie zdobione są w starym stylu, a pomiędzy nimi stały dwa, bądź trzy drzewa. Jeszcze bez liści, ale z coraz liczniejszymi pąkami na gałęziach. – To tutaj – odparła. Szczerze powiedziawszy, nawet nie wiem kiedy tu doszliśmy. Kiwnąłem głową delikatnie. – Dziękuję ci bardzo – szepnęła speszona, ale nie próbowała unikać mojego wzroku.
-Nie ma sprawy, przynajmniej twoja przyjaciółka się nie martwiła – odparłem. Posłałem jej delikatny uśmiech, co musiało ją zdziwić. Kiwnęła twierdząco głową.
Patrzeliśmy na siebie, nadal nie mogłem uwierzyć, że jest taka piękna. Niestety prócz tego – nie czułem nic. Miałem wrażenie, jakby chciała ode mnie uciec. To uczucie, to cholerne uczucie było mi dobrze znane. Skąd? Nie wiem. Przecież się nie znamy, nic jej nie zrobiłem. Chcę ją tylko poznać.
-To jeszcze raz dziękuję – odparła. Kiwnęła w podzięce głową i zniknęła za drzwiami.
-Kurwa – wydobyło się z mojego gardła tylko to żałosne słowo. Poczułem, jakby ktoś rozdarł mi serce. Ale jak? Przecież się nie znamy…
4.
Ucieszona, że udało mi się uciec od tego faceta wbiegłam do pokoju. TenTen w nim nie było. Odetchnęłam z ulgą. Z szybkością u mnie rzadko spotykaną rozebrałam się do bielizny, złapałam za piżamę i ciekłam pod prysznic. Myłam się szybko, mocno. Tak, jakbym chciała coś z siebie z myć.
-Ale dziwak, ale dziwak… - mruczałam pod nosem. To była najdziwniejsza część tego wieczora. Muśnięcie palcami – dreszcze. Jego widok – dreszcze. Niespodziewane spotkanie – motyle w brzuchu. Możliwość spędzenia razem czasu, rozmowy – niewykorzystane. Było to stresujące, niewygodne, bardzo upokarzające? Chyba tak, raczej zdecydowanie tak.
-Dziwak, małomówny dziwak… - szeptałam jak szalona. Położyłam się i z tymi słowami na ustach zasnęłam.
5.
-Ciii, nie płacz maleńka – szeptał delikatny kobiecy głos. Płacz dziecka roznosił się echem po pustych ścianach. Niektóre z nich zburzone, inne czarne. To znamię, jaki zostawił po sobie ogień. Farba, która się łuszczy. Biel, która zżółkła. Ogród za domem, który nie rodzi już nic oprócz jałowej ziemi. Niebo, które wiecznie przykrywa dym. Powietrze, wiecznie przecinanie przez krzyk, płacz, lament. – Mamusia jest przy tobie – szeptała kobieta do zawiniątka na swoich rękach. Jej palce poranione, sucha skóra pękała i piekła. Paznokcie obgryzione i brudne. A mimo to dłonie nadal wyglądały na piękne, pomimo tego co je trapiło. Płacz nie ucichł, lecz przybierał na sile. – Kochanie, proszę – głos kobiety się łamał. Nie wiedziała już co ma robić. Spoglądała tylko w okno, przez brudną szybę, na której była zaschnięta krew. Świeże błoto. – Sarada proszę – łkała matka już razem ze swoim dzieckiem. – On nie wróci, kochanie twój tatuś nie wróci… Tatuś nie wróci – powtarzała kołysząc małą w dłoniach. – Sasuke nie wróci do nas, wojna go pożarła – mówiła już bardziej do siebie, niż do ośmiomiesięcznej córeczki.
Kobieta czekała. Siedziała i wypatrywała w resztkach świata, które znała swojej śmierci. Tuliła dziewczynkę w zszarzałym kocyku do piersi. Kołysząc się to w przód, to w tył. Ich marsz był coraz głośniejszy. Nie płakała, chciała być silna. Marsz, strzał, krzyk. Kolejny raz i kolejny, i kolejny. Tak w kółko. Siedziała i kołysała dzieciątko, obdarta z godności, bez wieści o mężu. W łachmanach, ubrudzonych i śmierdzących. Widziała jak w domu naprzeciwko zrobiło się jasno od prochu, a następnie strzał, który dudnił w uszach. Ścisnęła mocniej dziecko, już teraz łzy same płynęły po policzkach. Usłyszała huk wyrwanych drzwi z zawiasów, szybki krok, krzyk zapewne rozkaz. Naładowanie, zamknięcie oczu, przyciśniecie córuniu do piersi i…
6.
-Sakura, Sakura! Obudź się. - Dobiegało do moich uszu zawodzenie TenTen. Delikatnie potrząsała moim ramieniem – Chyba miałaś zły sen – szepnęła. Przyglądała mi się badawczo.
-Ohh – szepnęłam. Przetarłam swoje mokre czoło. – Przepraszam – wybełkotałam, spoglądając na brunetkę.
-Nic się nie stało, zdarza się – mruknęła poprawiając swój warkocz, wróciła do łóżka.
-Tak – mruknęłam spoglądając w sufit. Co dziwniejsze miałam wrażenie, że to nie był sen. – To byłam ja – szepnęłam przerażona.