CZAS
1.
Całą noc oglądałem jej zdjęcia. Im dłużej na nie spoglądałem – tym bardziej mi się podobała. Jej uśmiech, blask w smutnych, zranionych oczach. Paradoks. Gapiłem się tępo w sufit. Pierwszy raz czułem się nieswojo w swojej sypialni. Zacząłem uważać nawet, że to co zaproponowała mi projektantka, czyli granat z szarym, są obecnie bardzo przytłaczającymi i depresyjnymi kolorami. Spojrzałem za okno, nadal ciemność rozpościerała się nad miastem. Spróbowałem zasnąć, ja chciałem oddać się w długi i odprężający sen, jednak... Noc, a raczej świt nastał zbyt szybko. Co przysnąłem, to się ocknąłem i tak w kółko. Ta noc nie należała do najlepszych. Około szóstej nad ranem leżałem cały czas w łóżku, jednak doznałem olśnienia. Wiedziałem już co zrobić, ale było za wcześnie by zatelefonować. Przynajmniej brak snu się opłacił w jakimś stopniu.
2.
Czekałem w kawiarni. Spojrzałem na swój elegancki zegarek, pokazywał 11:05. Spóźniała się już pięć minut, a mnie zniecierpliwienie zaraz pożre od wewnątrz. Rozglądałem się po kameralnym, ciepłym wnętrzu. Kolory beżu i brązu, dekoracyjne obrazy, które według mnie był bohomazami, w tym samym odcieniu co ściany. Tylko bar został wyróżniany białą cegłą. Było tu znośnie, nawet kawa była całkiem dobra. Kolejny raz spojrzałem na zegarek, nadal 11:05. A miałem wrażenie, że minęło już dziesięć minut. Przeczesałem ręką swoje kruczoczarne włosy.
-Przepraszam, podać coś jeszcze? – zapytała słodko kelnerka. Na początku chciałem odmówić, ale potem wolałem zamówić za moją towarzyszkę, która się spóźniała. Pominę tym zbędne uprzejmości, gdy w reszcie pojawi się na naszym umówionym spotkaniu.
-Cappuccinno karmelowe – chciałem podziękować i dodać „nic więcej”, ale spojrzałem do środka swojej filiżanki. – I jeszcze raz czarną kawę, poproszę – skinęła z uśmiechem głową i odeszła. Całe szczęście nie próbowała żadnych tanich zalotów. Ku mojej uldze, w końcu do kawiarni, weszła Karin. Poczułem, jak kamień lub coś równie ciężkiego spada mi z serca. Jak zwykle miała na sobie damską garsonkę. Nie byłem fanem kobiet w takim mocnym stroju.
-Witaj Sasuke-kun – mruknęła i pocałowała mnie przelotnie w policzek. Zauważyłem jak bacznie mi się przygląda przez te swoje okulary w czarnej oprawce. Skinąłem tylko głową na przywitanie, najchętniej od razu przeszedł bym do konkretów, zresztą i tak też zrobię. Nie mam zamiaru rozmawiać o pogodzie.
-Już ci zamówiłem – mruknąłem. Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, nasze zamówienia znalazły się przed nami. – Dziękuję bardzo – odparłem, nie spoglądając na kelnerkę, gdy położyła na stoliku moje zamówienie. Zauważyłem subtelny uśmiech mojej przyjaciółki, o ile mogę ją tak nazwać.
-Zawsze wiesz na co mam ochotę – zaśmiała się perliście. Widziałem jak zagryza dolną wargę, po czym poprawiła swoje okulary. – Ale zapewne nie zadzwoniłeś o spotkanie, bo się za mną stęskniłeś co? – zapytała, a na ustach widniał cwaniacki uśmieszek. Przyglądała mi się badawczo, nie miałem pojęcia czy wyczytała ze mnie cokolwiek. Wziąłem większy haust powietrza w usta, kiwnąłem głową potwierdzając jej oskarżenie, bo w końcu tak to brzmiało. – Mów, nie krępuj się – zakpiła, ale jej słowa czy ton głosu nie miały mnie urazić. Była konkretna, jak ja. Nie owijała w bawełnę.
-Prześwietlisz dla mnie kogoś? – zapytałem w prost. Tak, mam obsesje. Uświadamiam sobie to coraz bardziej. Co dziwniejsze, nie czuję abym robił cokolwiek złego. Spojrzałem za szybę. Ludzi na ulicy zaczęło pojawiać się coraz więcej, wyglądali jak mrówki, które wiecznie muszą coś robić, gdzieś się śpieszyć. Wiecznie pędzą za rozkazem.
-Hmm? – zamruczała, mrużąc przy tym oczy z zainteresowania. – A to ciekawa prośba.
-Chodzi o to abym dowiedział się o tej kobiecie jak najwięcej – zacząłem spokojnie. Miałem opanowany ton głosu, potarłem swoją brodę. Starałem się posegregować myśli, a także posortować informacje, które chcę uzyskać. Grunt to spokój i chłodne podejście, nawet do obsesji.
-Jakieś konkretne wymagania? – odetchnąłem z ulgą na jej rzeczowe pytanie. To znaczy, że przyjmie przyjacielskie zlecenie.
-Kim jest, jaka jest jej przeszłość, rodzina, związki, co obecnie robi, znajomi, gdzie mieszka, rozkład dnia – wymieniałem po kolei patrząc jej w oczy. – Po prostu najwięcej informacji, zbierz wszystko co się da – mruknąłem i spojrzałem na jej twarz. Była poważna, a uśmiech zniknął z jej wąskich ust.
-Jak się nazywa?
-Sakura Haruno – przełknąłem ślinę. To brzmiało na początku obco, ale im częściej wypowiadałem to imię i nazwisko wydawało się dziwnie znajome. Dziwnie moje.
3.
-Kolejny tydzień z głowy – mruknęłam, siedząc na ławce przed szpitalem. Wyciągnęłam twarz ku słońcu, które każdego dnia przybierało na sile, coraz mocniej grzejąc. Było to przyjemne i odprężające uczucie.
-Nic mi nie mów – mruknęła zmęczona Karui. Siedząc z nią wiedziałam, że będziemy pod ostrzałem spojrzeń: zazdrosnych kobiet i śliniących się mężczyzn. Była piękną ciemnoskórą brunetką o złotych oczach. Płynęła w niej latynoska i azjatycka krew. Co dodawało jej niezwykle oryginalnego uroku. Nawet w tym granatowym kitlu wyglądała uroczo, a nie jak ja. Ja prezentowałam się z gracją kluski ryżu w tym szpitalnym uniformie.
-Już marzysz o weekendzie z książką Nicholasa Sparksa? – zakpiłam zadziornie. Karui to mól książkowy, jeśli odkryje jakiegoś pisarza, wręcz obsesyjnie czyta wszystkie jego książki, jeśli ma tylko czas. Jednak nie uważam, żeby akurat to była literatura wyższa i na pewno nie pasowało mi do niej.
-Ha, ha, ha – zakpiła drażniąc się ze mną. Poprawiła opaskę, którą miała na włosach. – Idę na randkę – mruknęła, ale nie było widać ekscytacji, raczej była zestresowana. Nagle mocniej zawiało, zakryłam ręką oczy, ale chwilę później przestało. Poczułam jakby wiatr wbił we mnie mroźne szpilki.
-No mów z kim, bo umrę z ciekawości – powiedziałam zachęcając ją i ponagliłam gestem dłoni.
-Z tym grubaskiem – mruknęła z zażenowaniem. Zauważyłam, że gdy przykładała kanapkę do ust, ręka jej drżała. Wstydziła się?
-Z Chojim? – sprostowałam z przyjacielskim uśmiechem na ustach. – Nie wiem czemu się tym tak przejmujesz, przecież on ci się podoba – mruknęłam poprawiając swoją kitkę. Cały czas patrząc przed siebie.
-Ale ludzie będą się z nas śmiać, będą się śmiać ze mnie – warknęła zła, że nie jestem w stanie zrozumieć jej toku myślenia. Szczerze powiedziawszy cholernie mnie to bawiło – przejmowała się opinią innych, gdy ja jej zazdrościłam. Choji był świetnym chłopakiem z dobrym sercem, dla Karui był w stanie zrobić dosłownie wszystko. Takiego mężczyzny ze świecą szukać. W dodatku to skończony romantyk. Można chcieć czegoś więcej?
-Przesadzasz – powiedziałam, nie chcąc kontynuować tego wątku, bo jeszcze byśmy się pokłóciły przed końcem dyżuru, a to by oznaczało tragiczne zakończenie tygodnia. – Na nas czas – dodałam weselej. Wstałam, otrzepałam swój tyłek i ruszyłam do głównego wejścia szpitala tokijskiego, w którym odbywałyśmy praktyki.
Po dyżurze zaszłam jeszcze do biblioteki, gdzie siedziałam do końca dnia. Dopiero sygnał proszący obecnych o opuszczenie budynku, oderwał mnie od książek. Niestety, albo stety gdyż pogoda jak na godzinę 21 była bardzo przyjemna, zebrało mi się na spacer.
4.
Stałem oszołomiony w cieniu wierzby. Spoglądałem na dziewczynę po drugiej stronie ulicy. Dlaczego ostatnio tak często ją spotykam? To jest niemożliwe, dlaczego teraz się to dzieję? Dziś wyglądała zupełnie inaczej. Ubrana na sportowo. Czarne adidasy, czarne spodnie i płaszcz w kolorze khaki. Jej różowe włosy wyróżniały ją, nie było mowy by wtopiła się w tłum. Z nikim bym jej nie pomylił - tego jestem pewien. Spojrzałem na swój strój; czarne dresy, spocony od biegu. Nie, tak do niej nie podejdę. Jeszcze nie dziś, ale bardzo mnie korciło. Sytuacja sama się prosiła o to.
Powiem szczerze, że zaczynam popadać w obłęd. Minął ponad miesiąc od moich snów, czasami zaczynam widywać coraz więcej szczegółów. Jednak nie chciałem o tym myśleć. Gdy wracam z pracy, gdy jadę do sądu, gdy biegam, gdy idę do fryzjera. Zawsze ona wyskakuje mi gdzieś zza rogu. Nie, nie jestem przerażony. Co gorsza – jestem coraz bardziej nią zafascynowany. Zaczynam zauważać jej pełne usta, figurę klepsydry chociaż jest zbyt wąska w ramionach by być idealnym kanonem piękna. Zachwyca mnie z dnia na dzień, zawsze czymś innym. Jest wyjątkowa, zaczyna mi się śnić. Nigdy nie wierzyłem w te brednie o „czerwonej nici przeznaczenia”, a teraz? Dałbym rękę sobie uciąć (i pewnie bym ją stracił) w kłótni, że te nitka, ten kłębuszek istnieje i z czasem zaczyna się kurczyć przybliżając dwie osoby do siebie. To nieubłagany ciąg zdarzeń. Uświadamiam sobie, że zaczynam być popapranym stalkerem. Czuję jakbym śledził Sakurę. Jakbym nagabywał Karin, dlaczego jeszcze nie mam tych cholernych akt. Ona zawsze ma na to wyświechtany tekst „jeszcze kilka dni”. Ja, do jasnej cholery, nie mam tych kilku obrzydliwych dni!
-Na całe szczęście nie odbija się to na mojej pracy – szepnąłem pod nosem. Zebrałem dokumenty do teczki i wyszedłem na rozprawę. Szykuję się ciężkie popołudnie, a pogoda jest jak pod psem.
5.
Siedziałam przy swoim biurku, które obecnie zawalone było książkami. Zbliża się kolokwium, a ja nadal nie rozumiem, jak wyleczyć kilka urazów. „Zachciało mi się zostać chirurgiem” mruczałam pod nosem. Westchnęłam przeciągle i kolejny raz przeczytałam definicję by być pewną, że ją utrwalę. W tym czasie, gdy mówiłam ją pod nosem bawiłam się lampką. Włączona – wyłączona, włączona-wyłączona, o dziwo mi to pomagało w odstresowaniu się.
-Idziemy dalej – mruknęłam pod nosem. Już miałam się zabierać gdy usłyszałam, głośne i donośne „puk – puk” w drzwi. – Proszę – warknęłam zirytowana, że ktoś mi przerywa moją dobrą passę, gdyż obecnie wchodziło mi wszystko do głowy bez problemu (oprócz tych kilku cholernych urazów!).
-Hej – zauważyłam, jak nieśmiało Ino wprasza się do mojego pokoju. – Ups, przeszkadzam ci? – powiedziała, ale pomimo tego weszła jak do siebie, bez jakichkolwiek oporów. Usiadła na moim łóżku. Pogładziła pościel i dodała – Satyna lepiej by do ciebie pasowała, ale za to zapach – mruknęła biorąc głęboki wdech w płuca, a potem głośno wypuszczając powietrze z ust. – Uwielbiam go, taki słodki, ale coś się za tym kryję - mówiła te swoje dyrdymała, cały czas macając moją pościel.
-Tak, odrobina goryczki, zgorzkniałości a także czosnek i imbir na wypadek grypy – zakpiłam. Ta pogadanka zabiera mi czas, słońce zaraz zajdzie, a ja chcę iść spać o cholernie normalnej porze. Chcę skorzystać z braku praktyk w tym tygodniu. Ino pozwolisz mi? Kpiłam w głowie. – O co chodzi? –zapytałam bez ogródek. Blondynka objęła wzrokiem cały pokój i zatrzymała się na mnie. Zilustrowała mnie, bardzo dokładnie, kilka razy wręcz. Czułam się jak wystawa.
-Dużo lepiej ci w tych opiętych legginsach, niż w tych workowatych szarych dresach – mówiła. Gdybym mogła, proszę wierzyć, szczeknęłabym.
-Ino! – mimo starań krzyk wydobył się z mojej krtani. Niebieskie oczy z przerażeniem na mnie spojrzały. Przestała mnie ilustrować oraz jeździć ręką po moim zasłanym łóżku. Miałam także wrażenie, że przestała oddychać. – Proszę – zaczęłam najłagodniej jak potrafiłam, składając ręce w geście błagalnym – Przejdź do sedna.
Yamanaka przełknęła ślinę. Potarła oko, potem przygryzła paznokieć, zaczęła się wiercić. Wzięłam głęboki oddech.
-Ino… - zachęcałam ją. Bardzo, ale to bardzo starałam się być przyjazna. Bo w końcu leży to i w moim interesie. Im szybciej wyrzuci z siebie co chcę, tym szybciej pójdzie. Poprawiłam swój długi warkocz.
-Pójdziesz ze mną, jako przyzwoitka? – krzyknęła bardzo energicznie, a potem opuściła twarz w dół. Wydawało mi się, że jej policzki zaszły czerwienią. Powstrzymałam chichot.
-Ponieważ? Gdyż? – ponaglałam ją.
-Facet bardzo mi się podoba, jest ode mnie starszy, ale nie zrozumiałam, to znaczy… nie, że nie zrozumiałam, ale tak jakby go nie słucham, więc jak…by to powiedzieć – kręciła i zacinała się, nawet w trakcie zdania. Wyglądało to coraz komiczniej.
-Nadal nie wiem o co ci chodzi – rzekłam ukrywając rozbawienie całą sytuacją. Ino zakręciła pukiel włosów na palcu.
-Po prostu zagapiłam się na jego klatę, wiesz koszulka była bardzo opięta – puściła do mnie oczko – po prostu zaczął coś nawijać o swoich znajomych i zanim się zorientowała powiedziałam „Dobrze, to super pomysł” jak jakaś trzpiotka –wręcz krzyknęła ostatnie zdanie unosząc się, dosłownie i w przenośni.
-Mam z tobą iść, bym była zabezpieczeniem, jeśli on będzie z przyjaciółmi? – zapytałam, znów zaczęłam bawić się lampką stojącą na biurku.
-No wiesz, poczekasz za rogiem a na znak pójdziesz do domu, albo wejdziesz do baru… - przeciągnęła Yamanaka uśmiechając się błagalnie. Potarłam czoło w irytacji.
-Okey, ale masz stąd wyjść – powiedziałam poważnie. – Muszę się uczyć. – dodałam by wyjaśnić sytuację.
-Dobrze, dobrze – pośpiesznie wstała. – Jesteś kochana – pocałowała mnie w policzek i wyleciała, jak oparzona. Czas powrócić do przerwanej czynności.
Dopiero później zorientowałam się, że nie zapytałam ani kiedy ma to miejsce, ani co za typ faceta obecnie preferuję moja przyjaciółka. Cóż, mam wrażenie, że czasem gdzieś potrafi stracić dobre poczucie smaku i spotyka się z „wypłoszami”.
6.
Czekałem, jak na szpilkach. Kilka minut temu Karin dała mi znać, że wszystko co możliwe już zebrała. Każdą informację, chociaż było to cholernie trudne. Dreptałem w kółko po salonie, trzymając butelkę wody w ręku. Stanąłem przy oszklonej ścianie w części pokoju dziennego, stąd widać piękniejszą część Tokio. Za nic nie zamieniłbym tej panoramy z trzynastego piętra. Wiedziałem, że nie będzie szybciej niż za godzinę, ale nie miałem zamiaru się przebierać. Na spotkanie z przyjaciółką nie ubiorę garnituru. Zwykły szary dres ze ściągaczem na nogawkach i opięty biały t-shirt przecież to nie jakiś obskurny strój, chociaż mam wrażenie, że mogę dostać naganę od tej rudej jędzy. Tak, kolor włosów zobowiązuję. Mówię to ja, mężczyzna. Upiłem łyk, obszedłem mieszkanie i znów gapiłem się przez szybę. Roznosiła mnie energia. Chciałem o niej dowiedzieć się jak najwięcej, wszelkimi możliwymi środkami i spotkać się z nią w odpowiednim momencie. Uwieść? Nie wiem czy mogę to tak nazwać, ale tak obecnie chcę to osiągnąć jak nic innego. To jest mój obecny priorytet. To innego mam postawić w zamian za nią? Kobietę, której nie znam – zakpiłem z siebie. Pieniądze mam, trzy nieruchomości, ciągle inwestuję, w spadku odziedziczyłem kancelarię prawną z wyrobioną marką i nazwiskiem. Na wygląd też nie narzekam, rodzice? Szkoda gadać, ale czuję – naprawdę czuję, że jej potrzebuję. W wieku trzydziestu lat pora się ustatkować. Rozległ się dźwięk telefonu z portierni. Odebrałam w błyskawicznym tempie. – Tak?
-Dzień dobry, Uchiha-sama, pani Uzumaki Karin do pana –poinformował mnie, swoim służbowym tonem.
-Proszę wpuścić – poleciłem. Trzynaście pięter i chwilowa pogawędka dzieli mnie od poznania wszelkich informacji o tej kobiecie, która mnie prześladuje od pewnego czasu. Zatarłem ręce. Szybko zamknąłem drzwi od sypialni i warowałem przy drzwiach wejściowych. Gdy dźwięk windy oznajmił przybycie, nie czekając na dzwonek otworzyłem drzwi frontowe mojego mieszkania.
-Cześć – mruknąłem, udając opanowanie. Jednak widziałem w oczach Karin rozbawienie. Gestem ręki zaprosiłem ją do środka i zatrzasnąłem drzwi kopniakiem. Szybkim krokiem, wręcz skacząc ruszyłem do pokoju dziennego. Zatarłem ręce, gdy ujrzałem obecnie wymarzoną teczkę.
Całą noc oglądałem jej zdjęcia. Im dłużej na nie spoglądałem – tym bardziej mi się podobała. Jej uśmiech, blask w smutnych, zranionych oczach. Paradoks. Gapiłem się tępo w sufit. Pierwszy raz czułem się nieswojo w swojej sypialni. Zacząłem uważać nawet, że to co zaproponowała mi projektantka, czyli granat z szarym, są obecnie bardzo przytłaczającymi i depresyjnymi kolorami. Spojrzałem za okno, nadal ciemność rozpościerała się nad miastem. Spróbowałem zasnąć, ja chciałem oddać się w długi i odprężający sen, jednak... Noc, a raczej świt nastał zbyt szybko. Co przysnąłem, to się ocknąłem i tak w kółko. Ta noc nie należała do najlepszych. Około szóstej nad ranem leżałem cały czas w łóżku, jednak doznałem olśnienia. Wiedziałem już co zrobić, ale było za wcześnie by zatelefonować. Przynajmniej brak snu się opłacił w jakimś stopniu.
2.
Czekałem w kawiarni. Spojrzałem na swój elegancki zegarek, pokazywał 11:05. Spóźniała się już pięć minut, a mnie zniecierpliwienie zaraz pożre od wewnątrz. Rozglądałem się po kameralnym, ciepłym wnętrzu. Kolory beżu i brązu, dekoracyjne obrazy, które według mnie był bohomazami, w tym samym odcieniu co ściany. Tylko bar został wyróżniany białą cegłą. Było tu znośnie, nawet kawa była całkiem dobra. Kolejny raz spojrzałem na zegarek, nadal 11:05. A miałem wrażenie, że minęło już dziesięć minut. Przeczesałem ręką swoje kruczoczarne włosy.
-Przepraszam, podać coś jeszcze? – zapytała słodko kelnerka. Na początku chciałem odmówić, ale potem wolałem zamówić za moją towarzyszkę, która się spóźniała. Pominę tym zbędne uprzejmości, gdy w reszcie pojawi się na naszym umówionym spotkaniu.
-Cappuccinno karmelowe – chciałem podziękować i dodać „nic więcej”, ale spojrzałem do środka swojej filiżanki. – I jeszcze raz czarną kawę, poproszę – skinęła z uśmiechem głową i odeszła. Całe szczęście nie próbowała żadnych tanich zalotów. Ku mojej uldze, w końcu do kawiarni, weszła Karin. Poczułem, jak kamień lub coś równie ciężkiego spada mi z serca. Jak zwykle miała na sobie damską garsonkę. Nie byłem fanem kobiet w takim mocnym stroju.
-Witaj Sasuke-kun – mruknęła i pocałowała mnie przelotnie w policzek. Zauważyłem jak bacznie mi się przygląda przez te swoje okulary w czarnej oprawce. Skinąłem tylko głową na przywitanie, najchętniej od razu przeszedł bym do konkretów, zresztą i tak też zrobię. Nie mam zamiaru rozmawiać o pogodzie.
-Już ci zamówiłem – mruknąłem. Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, nasze zamówienia znalazły się przed nami. – Dziękuję bardzo – odparłem, nie spoglądając na kelnerkę, gdy położyła na stoliku moje zamówienie. Zauważyłem subtelny uśmiech mojej przyjaciółki, o ile mogę ją tak nazwać.
-Zawsze wiesz na co mam ochotę – zaśmiała się perliście. Widziałem jak zagryza dolną wargę, po czym poprawiła swoje okulary. – Ale zapewne nie zadzwoniłeś o spotkanie, bo się za mną stęskniłeś co? – zapytała, a na ustach widniał cwaniacki uśmieszek. Przyglądała mi się badawczo, nie miałem pojęcia czy wyczytała ze mnie cokolwiek. Wziąłem większy haust powietrza w usta, kiwnąłem głową potwierdzając jej oskarżenie, bo w końcu tak to brzmiało. – Mów, nie krępuj się – zakpiła, ale jej słowa czy ton głosu nie miały mnie urazić. Była konkretna, jak ja. Nie owijała w bawełnę.
-Prześwietlisz dla mnie kogoś? – zapytałem w prost. Tak, mam obsesje. Uświadamiam sobie to coraz bardziej. Co dziwniejsze, nie czuję abym robił cokolwiek złego. Spojrzałem za szybę. Ludzi na ulicy zaczęło pojawiać się coraz więcej, wyglądali jak mrówki, które wiecznie muszą coś robić, gdzieś się śpieszyć. Wiecznie pędzą za rozkazem.
-Hmm? – zamruczała, mrużąc przy tym oczy z zainteresowania. – A to ciekawa prośba.
-Chodzi o to abym dowiedział się o tej kobiecie jak najwięcej – zacząłem spokojnie. Miałem opanowany ton głosu, potarłem swoją brodę. Starałem się posegregować myśli, a także posortować informacje, które chcę uzyskać. Grunt to spokój i chłodne podejście, nawet do obsesji.
-Jakieś konkretne wymagania? – odetchnąłem z ulgą na jej rzeczowe pytanie. To znaczy, że przyjmie przyjacielskie zlecenie.
-Kim jest, jaka jest jej przeszłość, rodzina, związki, co obecnie robi, znajomi, gdzie mieszka, rozkład dnia – wymieniałem po kolei patrząc jej w oczy. – Po prostu najwięcej informacji, zbierz wszystko co się da – mruknąłem i spojrzałem na jej twarz. Była poważna, a uśmiech zniknął z jej wąskich ust.
-Jak się nazywa?
-Sakura Haruno – przełknąłem ślinę. To brzmiało na początku obco, ale im częściej wypowiadałem to imię i nazwisko wydawało się dziwnie znajome. Dziwnie moje.
3.
-Kolejny tydzień z głowy – mruknęłam, siedząc na ławce przed szpitalem. Wyciągnęłam twarz ku słońcu, które każdego dnia przybierało na sile, coraz mocniej grzejąc. Było to przyjemne i odprężające uczucie.
-Nic mi nie mów – mruknęła zmęczona Karui. Siedząc z nią wiedziałam, że będziemy pod ostrzałem spojrzeń: zazdrosnych kobiet i śliniących się mężczyzn. Była piękną ciemnoskórą brunetką o złotych oczach. Płynęła w niej latynoska i azjatycka krew. Co dodawało jej niezwykle oryginalnego uroku. Nawet w tym granatowym kitlu wyglądała uroczo, a nie jak ja. Ja prezentowałam się z gracją kluski ryżu w tym szpitalnym uniformie.
-Już marzysz o weekendzie z książką Nicholasa Sparksa? – zakpiłam zadziornie. Karui to mól książkowy, jeśli odkryje jakiegoś pisarza, wręcz obsesyjnie czyta wszystkie jego książki, jeśli ma tylko czas. Jednak nie uważam, żeby akurat to była literatura wyższa i na pewno nie pasowało mi do niej.
-Ha, ha, ha – zakpiła drażniąc się ze mną. Poprawiła opaskę, którą miała na włosach. – Idę na randkę – mruknęła, ale nie było widać ekscytacji, raczej była zestresowana. Nagle mocniej zawiało, zakryłam ręką oczy, ale chwilę później przestało. Poczułam jakby wiatr wbił we mnie mroźne szpilki.
-No mów z kim, bo umrę z ciekawości – powiedziałam zachęcając ją i ponagliłam gestem dłoni.
-Z tym grubaskiem – mruknęła z zażenowaniem. Zauważyłam, że gdy przykładała kanapkę do ust, ręka jej drżała. Wstydziła się?
-Z Chojim? – sprostowałam z przyjacielskim uśmiechem na ustach. – Nie wiem czemu się tym tak przejmujesz, przecież on ci się podoba – mruknęłam poprawiając swoją kitkę. Cały czas patrząc przed siebie.
-Ale ludzie będą się z nas śmiać, będą się śmiać ze mnie – warknęła zła, że nie jestem w stanie zrozumieć jej toku myślenia. Szczerze powiedziawszy cholernie mnie to bawiło – przejmowała się opinią innych, gdy ja jej zazdrościłam. Choji był świetnym chłopakiem z dobrym sercem, dla Karui był w stanie zrobić dosłownie wszystko. Takiego mężczyzny ze świecą szukać. W dodatku to skończony romantyk. Można chcieć czegoś więcej?
-Przesadzasz – powiedziałam, nie chcąc kontynuować tego wątku, bo jeszcze byśmy się pokłóciły przed końcem dyżuru, a to by oznaczało tragiczne zakończenie tygodnia. – Na nas czas – dodałam weselej. Wstałam, otrzepałam swój tyłek i ruszyłam do głównego wejścia szpitala tokijskiego, w którym odbywałyśmy praktyki.
Po dyżurze zaszłam jeszcze do biblioteki, gdzie siedziałam do końca dnia. Dopiero sygnał proszący obecnych o opuszczenie budynku, oderwał mnie od książek. Niestety, albo stety gdyż pogoda jak na godzinę 21 była bardzo przyjemna, zebrało mi się na spacer.
4.
Stałem oszołomiony w cieniu wierzby. Spoglądałem na dziewczynę po drugiej stronie ulicy. Dlaczego ostatnio tak często ją spotykam? To jest niemożliwe, dlaczego teraz się to dzieję? Dziś wyglądała zupełnie inaczej. Ubrana na sportowo. Czarne adidasy, czarne spodnie i płaszcz w kolorze khaki. Jej różowe włosy wyróżniały ją, nie było mowy by wtopiła się w tłum. Z nikim bym jej nie pomylił - tego jestem pewien. Spojrzałem na swój strój; czarne dresy, spocony od biegu. Nie, tak do niej nie podejdę. Jeszcze nie dziś, ale bardzo mnie korciło. Sytuacja sama się prosiła o to.
Powiem szczerze, że zaczynam popadać w obłęd. Minął ponad miesiąc od moich snów, czasami zaczynam widywać coraz więcej szczegółów. Jednak nie chciałem o tym myśleć. Gdy wracam z pracy, gdy jadę do sądu, gdy biegam, gdy idę do fryzjera. Zawsze ona wyskakuje mi gdzieś zza rogu. Nie, nie jestem przerażony. Co gorsza – jestem coraz bardziej nią zafascynowany. Zaczynam zauważać jej pełne usta, figurę klepsydry chociaż jest zbyt wąska w ramionach by być idealnym kanonem piękna. Zachwyca mnie z dnia na dzień, zawsze czymś innym. Jest wyjątkowa, zaczyna mi się śnić. Nigdy nie wierzyłem w te brednie o „czerwonej nici przeznaczenia”, a teraz? Dałbym rękę sobie uciąć (i pewnie bym ją stracił) w kłótni, że te nitka, ten kłębuszek istnieje i z czasem zaczyna się kurczyć przybliżając dwie osoby do siebie. To nieubłagany ciąg zdarzeń. Uświadamiam sobie, że zaczynam być popapranym stalkerem. Czuję jakbym śledził Sakurę. Jakbym nagabywał Karin, dlaczego jeszcze nie mam tych cholernych akt. Ona zawsze ma na to wyświechtany tekst „jeszcze kilka dni”. Ja, do jasnej cholery, nie mam tych kilku obrzydliwych dni!
-Na całe szczęście nie odbija się to na mojej pracy – szepnąłem pod nosem. Zebrałem dokumenty do teczki i wyszedłem na rozprawę. Szykuję się ciężkie popołudnie, a pogoda jest jak pod psem.
5.
Siedziałam przy swoim biurku, które obecnie zawalone było książkami. Zbliża się kolokwium, a ja nadal nie rozumiem, jak wyleczyć kilka urazów. „Zachciało mi się zostać chirurgiem” mruczałam pod nosem. Westchnęłam przeciągle i kolejny raz przeczytałam definicję by być pewną, że ją utrwalę. W tym czasie, gdy mówiłam ją pod nosem bawiłam się lampką. Włączona – wyłączona, włączona-wyłączona, o dziwo mi to pomagało w odstresowaniu się.
-Idziemy dalej – mruknęłam pod nosem. Już miałam się zabierać gdy usłyszałam, głośne i donośne „puk – puk” w drzwi. – Proszę – warknęłam zirytowana, że ktoś mi przerywa moją dobrą passę, gdyż obecnie wchodziło mi wszystko do głowy bez problemu (oprócz tych kilku cholernych urazów!).
-Hej – zauważyłam, jak nieśmiało Ino wprasza się do mojego pokoju. – Ups, przeszkadzam ci? – powiedziała, ale pomimo tego weszła jak do siebie, bez jakichkolwiek oporów. Usiadła na moim łóżku. Pogładziła pościel i dodała – Satyna lepiej by do ciebie pasowała, ale za to zapach – mruknęła biorąc głęboki wdech w płuca, a potem głośno wypuszczając powietrze z ust. – Uwielbiam go, taki słodki, ale coś się za tym kryję - mówiła te swoje dyrdymała, cały czas macając moją pościel.
-Tak, odrobina goryczki, zgorzkniałości a także czosnek i imbir na wypadek grypy – zakpiłam. Ta pogadanka zabiera mi czas, słońce zaraz zajdzie, a ja chcę iść spać o cholernie normalnej porze. Chcę skorzystać z braku praktyk w tym tygodniu. Ino pozwolisz mi? Kpiłam w głowie. – O co chodzi? –zapytałam bez ogródek. Blondynka objęła wzrokiem cały pokój i zatrzymała się na mnie. Zilustrowała mnie, bardzo dokładnie, kilka razy wręcz. Czułam się jak wystawa.
-Dużo lepiej ci w tych opiętych legginsach, niż w tych workowatych szarych dresach – mówiła. Gdybym mogła, proszę wierzyć, szczeknęłabym.
-Ino! – mimo starań krzyk wydobył się z mojej krtani. Niebieskie oczy z przerażeniem na mnie spojrzały. Przestała mnie ilustrować oraz jeździć ręką po moim zasłanym łóżku. Miałam także wrażenie, że przestała oddychać. – Proszę – zaczęłam najłagodniej jak potrafiłam, składając ręce w geście błagalnym – Przejdź do sedna.
Yamanaka przełknęła ślinę. Potarła oko, potem przygryzła paznokieć, zaczęła się wiercić. Wzięłam głęboki oddech.
-Ino… - zachęcałam ją. Bardzo, ale to bardzo starałam się być przyjazna. Bo w końcu leży to i w moim interesie. Im szybciej wyrzuci z siebie co chcę, tym szybciej pójdzie. Poprawiłam swój długi warkocz.
-Pójdziesz ze mną, jako przyzwoitka? – krzyknęła bardzo energicznie, a potem opuściła twarz w dół. Wydawało mi się, że jej policzki zaszły czerwienią. Powstrzymałam chichot.
-Ponieważ? Gdyż? – ponaglałam ją.
-Facet bardzo mi się podoba, jest ode mnie starszy, ale nie zrozumiałam, to znaczy… nie, że nie zrozumiałam, ale tak jakby go nie słucham, więc jak…by to powiedzieć – kręciła i zacinała się, nawet w trakcie zdania. Wyglądało to coraz komiczniej.
-Nadal nie wiem o co ci chodzi – rzekłam ukrywając rozbawienie całą sytuacją. Ino zakręciła pukiel włosów na palcu.
-Po prostu zagapiłam się na jego klatę, wiesz koszulka była bardzo opięta – puściła do mnie oczko – po prostu zaczął coś nawijać o swoich znajomych i zanim się zorientowała powiedziałam „Dobrze, to super pomysł” jak jakaś trzpiotka –wręcz krzyknęła ostatnie zdanie unosząc się, dosłownie i w przenośni.
-Mam z tobą iść, bym była zabezpieczeniem, jeśli on będzie z przyjaciółmi? – zapytałam, znów zaczęłam bawić się lampką stojącą na biurku.
-No wiesz, poczekasz za rogiem a na znak pójdziesz do domu, albo wejdziesz do baru… - przeciągnęła Yamanaka uśmiechając się błagalnie. Potarłam czoło w irytacji.
-Okey, ale masz stąd wyjść – powiedziałam poważnie. – Muszę się uczyć. – dodałam by wyjaśnić sytuację.
-Dobrze, dobrze – pośpiesznie wstała. – Jesteś kochana – pocałowała mnie w policzek i wyleciała, jak oparzona. Czas powrócić do przerwanej czynności.
Dopiero później zorientowałam się, że nie zapytałam ani kiedy ma to miejsce, ani co za typ faceta obecnie preferuję moja przyjaciółka. Cóż, mam wrażenie, że czasem gdzieś potrafi stracić dobre poczucie smaku i spotyka się z „wypłoszami”.
6.
Czekałem, jak na szpilkach. Kilka minut temu Karin dała mi znać, że wszystko co możliwe już zebrała. Każdą informację, chociaż było to cholernie trudne. Dreptałem w kółko po salonie, trzymając butelkę wody w ręku. Stanąłem przy oszklonej ścianie w części pokoju dziennego, stąd widać piękniejszą część Tokio. Za nic nie zamieniłbym tej panoramy z trzynastego piętra. Wiedziałem, że nie będzie szybciej niż za godzinę, ale nie miałem zamiaru się przebierać. Na spotkanie z przyjaciółką nie ubiorę garnituru. Zwykły szary dres ze ściągaczem na nogawkach i opięty biały t-shirt przecież to nie jakiś obskurny strój, chociaż mam wrażenie, że mogę dostać naganę od tej rudej jędzy. Tak, kolor włosów zobowiązuję. Mówię to ja, mężczyzna. Upiłem łyk, obszedłem mieszkanie i znów gapiłem się przez szybę. Roznosiła mnie energia. Chciałem o niej dowiedzieć się jak najwięcej, wszelkimi możliwymi środkami i spotkać się z nią w odpowiednim momencie. Uwieść? Nie wiem czy mogę to tak nazwać, ale tak obecnie chcę to osiągnąć jak nic innego. To jest mój obecny priorytet. To innego mam postawić w zamian za nią? Kobietę, której nie znam – zakpiłem z siebie. Pieniądze mam, trzy nieruchomości, ciągle inwestuję, w spadku odziedziczyłem kancelarię prawną z wyrobioną marką i nazwiskiem. Na wygląd też nie narzekam, rodzice? Szkoda gadać, ale czuję – naprawdę czuję, że jej potrzebuję. W wieku trzydziestu lat pora się ustatkować. Rozległ się dźwięk telefonu z portierni. Odebrałam w błyskawicznym tempie. – Tak?
-Dzień dobry, Uchiha-sama, pani Uzumaki Karin do pana –poinformował mnie, swoim służbowym tonem.
-Proszę wpuścić – poleciłem. Trzynaście pięter i chwilowa pogawędka dzieli mnie od poznania wszelkich informacji o tej kobiecie, która mnie prześladuje od pewnego czasu. Zatarłem ręce. Szybko zamknąłem drzwi od sypialni i warowałem przy drzwiach wejściowych. Gdy dźwięk windy oznajmił przybycie, nie czekając na dzwonek otworzyłem drzwi frontowe mojego mieszkania.
-Cześć – mruknąłem, udając opanowanie. Jednak widziałem w oczach Karin rozbawienie. Gestem ręki zaprosiłem ją do środka i zatrzasnąłem drzwi kopniakiem. Szybkim krokiem, wręcz skacząc ruszyłem do pokoju dziennego. Zatarłem ręce, gdy ujrzałem obecnie wymarzoną teczkę.
O rety! Tym razem nie przegapiłam!
OdpowiedzUsuńSasuke ma jakąś cholerną obsesję! Aż się o niego boję xD
Stalker jakich mało.
Z jednej strony myślę sobie, no fajnie ma Sakura, tak się mu spodobała, że aż ma obsesję na jej punkcie, ale to jest takie niezdrowe. I niebezpieczne. Dobre chociaż tyle, że Sasuke próbuje zachować jakieś pozory, aczkolwiek szpiegowanie jej (bo tak chyba mogę nazwać to co zrobiła Karin na prośbę Sasuke) to małe przegięcie.
Trochę boję się o nią, ale wiem, że Sasuke by jej nie skrzywdził.
Wprawiłaś mnie w mega dobry nastrój swoim nowym rozdziałem! Fejs to jednak dobra rzecz ♥
Pozdrawiam <3
Tak myślałam, że to Twój profil na fejsie! Już jest w polubionych na moim koncie, żebym i ja niczego nie przegapiła.
UsuńCzy jej nie skrzywdzi to nie wiem, wywiało mi koncepcję na opowiadania, a zaczyna zastępować ją inna (lepsza czy gorsza - nie wiem). Ale jak na mój gust za mało się dzieję, a chyba tego nie lubię, właśnie dowiedziałam się, że nie umiem cukierkowo pisać - a, o mój boże, takie miało być to opowiadanie - że straciłam chęć do pisania, ale będę starała się to ciągnąć i zmieniać na swój styl :p
Pozdrawiam :*
No nie! Co się przejmujesz. Później zaczniesz (nie daj Boże) się męczyć przy pisaniu, bo na siłę będziesz próbowała coś zmienić.
UsuńNp. dla mnie, dopóki coś jest SasuSaku to w nosie mam czy cukierkowe czy nie :D Także się nie przejmuj! Od stresu włosy wypadają (i siwieją). Nie polecam xD