czwartek, 28 lutego 2019

Rozdział 16


„Konkretny”

1.
Chociaż poprzednia noc nie należała do najprzyjemniejszych, ani przespanych to wstałam prawą nogą, a uśmiech nie schodził z moich ust. Nawet wspomnienie kręcenia się z boku na bok nie wpływało źle na moje samopoczucie. Szczerze powiedziawszy w ten upalny, sierpniowy dzień czułam się więcej niż znakomicie. Być może to zasługa też tego dziwnego „snu-wspomnienia”, a nawet jeśli nie to pal licho! Mnie to nie interesuje, nie warto psuć sobie wyśmienitego humoru. Poza tym wychodze dzisiaj, o dziwo, szybciej z pracy - czego oczywiście nie było w moich planach. Co jeszcze bardziej wprawiało mnie w zachwyt. Siedziałam zatem szybciej niż zwykle na stołówce i jadłam zupe rybną. Była miałka, ale za to lekka, dietetyczna. Tego obecnie potrzebowałam – lekkiego obiadu i spokoju, dużo spokoju. Dodatkowo uniknęłam spotkania z Karui, z kimś o nieokreślonych zamiarach względem mojej osoby. Od paru dni mam wrażenie, że chcę do mnie podejść, a ja kompletnie nie wiem o czym mogłabym z nią rozmawiać. Zwykłe „cześć” wydaje mi się niezręczne w tej patowej sytuacji. Jeśli rozmowa miałaby być o Chojim to wolę zjeść swoją zupę w toalecie lub w schowku na szczotki. Niecałe dwie godziny dzieliły mnie od wolnego popołudnia, odliczałam w głowie. Trzeba trzymać się tej myśli, tylko tej.  No może jeszcze wspomnienia Kiby ze śliną, która ciekła mu tego ranka z ust. Yamanakę tak to bawiło, że aż przybiegła bym przyszła „coś” zobaczyć. Ta kobieta nie ma serca, nawet jeśli sprawa idzie o jej drugą połowe. Nawet nie wiedziałam, że można spać z wywieszonym językiem. Na samą myśl zaczęłam się podśmiewywać. Mężczyzna za zmierzwionymi włosami na białej jedwabnej pościeli, obśliniony jak pies. To naprawdę mimo wszystko może być dobry dzień. Wyśpię się chyba w innym życiu, albo w trumnie. Jak każdy lekarz w tym kraju.
-Coś ty taka dzisiaj wesoła? – usłyszałam kobiecy głos, a następnie szuranie krzesła na prawie pustej stołówce. Karui przyglądała mi się badawczo swoimi złotymi oczami, wyglądała na niewyspaną, a sińce pod oczami odznaczały się nawet spod tej grubej warstwy korektora i pudru, jaki na siebie nałożyła. Natomiast jej brązowe włosy wystawały na boki z wymiętolonej kitki. Odetchnęłam głęboko. Jak to mówią? „Nie chwal dnia przez zachodem słońca”, co? Usadowiła się naprzeciwko mnie w swoim idealnie wyprasowanym i białym kitlu.
-Cześć, miło że się dosiadasz – powiedziałam, z uśmiechem na ustach, sarkastycznym tonem. Najwidoczniej jej to nie obeszło, gdyż wpatrywała się we mnie swoimi ślepiami. Nie jestem otwartą księgą, więc dopóki ust nie otworzy, nie wyda wyartykułowanego dźwięku – możemy jeść w milczeniu. Jej wzrok wywiercał mi dziurę w czaszce. Być może, ale tylko być może, to jedyny stolik, który nie stoi w trajektorii wiatru. Na pewno tak jest, reszte wypróbowała i ją przewiewa. Oby dobry humor mnie nie opuścił, tak samo jak pewność siebie.
-Cześć – mruknęła wymuszenie i zaczęła jeść swoją zieleń z talerza. W ogóle nie czuję się nie zręcznie, pomyślałam ironicznie. Sardoniczny uśmiech nie schodził mi zapewne z ust. Co za trefny obrót sytuacji. Słyszałam charkoczący oddech złotookiej. Czy ona właśnie skończyła biegać? Bardzo nieswojo się czułam. Zaczęłam dalej jeść zupę, nie chciałam wstać i odejść, bo być może o to jej chodziło. Z resztą nie wiem o co może chodzić tej kobiecie! Rozdygotałam się całkowicie, przecież nigdy nie pojmowałam logiki „pań”. Zawiść z naszej płci momentami, aż kipi. Bo zwykle tylko lekko wrze. – W końcu dobry humorek? – kolejne pytanie, to samo w innej formie. A moje trybiki w głowie tylko diagnozowały jej wypowiedź niczym pacjenta. Czy była szczera? A może jednak ironizowała? Dlaczego jestem taka naiwna w ludzką dobroć, a nie potrafię rozpoznawać na pierwszy rzut oka fałszu? Odpowiedź jest prosta: bo jestem naiwna bardziej niż dziecko!
-Wstałam prawą nogą po prostu – odparłam zdawkowo ze wrednym uśmieszkiem dodającym mi wewnętrznie animuszu. Im mniej mówię ludziom, tym lepiej się śpi. Nikt noża we mnie przecież wbić nie może. Przynajmniej nie tak głęboko jakby często się komuś chciało to zrobić. Znów cisza, niezręczna. A ja starałam się myśleć o tej pięknej pogodzie, która na mnie czeka i dwóch dniach wolnego. Będę spać, jak zabita! Oczyma wyobraźni widziałam swoje łóżko i wygniecioną pościel.
-Wydarzyło się ostatnio coś ciekawego u ciebie? – zapytała przyglądając się mi. Oczka Karui próbowały mnie świdrować. Wzruszyłam ramionami, wykręcając się pełną buzią zupy rybnej. Dodatkowo wepchnęłam do jamy ustnej mięso kraba by czasem nie odpowiedzieć. I żułam obcesowo, tak jak tylko potrafiłam. Czułam się jak krowa na pastwisku, niekulturalne zachowanie. – A masz może jakiegoś nowego chłopaka, czy kręcisz z tym przystojniakiem w drogiej furze? – zagadnęła, wpychając w usta chyba awokado. Fuj, tłuste to. Już sama nie pamiętam ile jej napomknęłam o Uchihie, być może ona nawet imienia nie pamięta. Rozejrzałam się po stołówce. Świeciła pustkami, a białe ściany mnie przytłaczały. Pani za kasą, jakaś kobieta z dzieckiem w drugim końcu Sali. I my we dwie, tłumy po prostu. Westchnęłam, nie podobał mi się tor zadawanych pytań.
-Drogie auto pamiętasz, a imienia nie? – zaśmiałam się, najszczerzej jak tylko potrafiłam chociaż kiepska ze mnie kłamczucha oraz aktorka. Zero talentu do gry. Zaraz zajdą mi chmury na błękitnym niebie i tyle będzie po moim samopoczuciu. Jednak konsternacja na twarzy Karui mówiła mi tak wiele, dała mi taką satysfakcję jakiej nie czułam. Dziwnie nieopisane uczucie mną ogarnęło. Sama nie wiem, jakie słowa mnie pogrążają, a jakie pogrążają tę wścibską panienkę. Wyczuwam intrygę, nawet będąc na tyle naiwną z sercem na dłoni.
-Wiesz – odparła zaczepnie bawiąc się swoim jedzeniem na talerzu, aż jej jarmuż czy inne zielsko z naczynia wypadło. Niech zje teraz te zarazki. – Zastanawiam się po prostu kto pomógł ci poprawić sytuację materialną – puściła do mnie oczko figlarnie. Tym razem to ja się pogubiłam. Sytuację mam jaką mam – jedyne polepszenie to przeprowadzka z akademika. A to jest poziom wyżej, jakby nie było. Ale niemniej nie aż taki by ktoś o tym rozmawiał. Potrząsnęłam delikatnie głową zmieszana. Jestem w takiej samej sytuacji, jak innie interniści czy lekarze stażyści. Wąchaj Haruno ten podstęp, no niuchaj go!
-Nie rozumiem o co ci chodzi Karui – wypaliłam bez namysłu. Od razu przeszły mnie ciarki i pożałowałam, iż nie ugryzłam się w język. Moja ciekawość okazała się silniejsza od rozsądku. Wścibstwo to nigdy nie jest dobry znak. Tym bardziej ruch na grząskim gruncie.
-Wynajęcie Uchihy za prawnika, drogo się bawisz – mruknęła z wyższością, jakby wyciągnęła asa z rękawa. Lekka ulga na mnie spłynęła mimo tych słów. Uświadomiłam sobie, że część naszych rozmów o tym przystojnym czarnowłosym wyparowała z jej żmijowatego umysłu. A druga sprawa to to, że człowiek nie zawsze pamięta przebieg rozmowy o sprawach nieistotnych, czy nawet tych ważnych. Nasze ulotne umysły bywają błogosławieństwem. Bo to, że coś było dla mnie priorytetem dwa miesiące temu wcale nie oznacza, iż obecnie też tak jest. Spojrzałam na swój lunch, a raczej puste naczynia, który zjadłam. Miałam pretekst by stąd się urwać.
-Nadal nie wiem o co ci chodzi – mruknęłam najspokojniej wstając i zabierając swoją tace. – Miłego dnia w pracy – dodałam na odchodnym. Mijając moją rozmówczynie i rodzinę, która weszła do pomieszczenia.
Wychodząc ze stołówki dotarła do mnie ważna rzecz, a mianowicie skąd Karui wie, że moim „prawnikiem” jest lub był Sasuke? Nie rozmawiałam o mojej patowej sytuacji z nikim w szpitalu.

2.
-Ino daj sobie spokój – mruknęłam, gdy ta wyciągała mnie z ciepłego oraz wygodnego mebla siłą. Ptaszki ćwierkały, słonko świeciło a życie toczyło się dalej, bez mojego udziału. Oby moje życie nabierało obecnie kształtu w łóżku z przyjemną pościelą. Ta szarpanina mnie za noge była nawet całkiem delikatnym sposobem, w końcu mogła na mnie wylać wodę i posypać mąką. Co brzmiałoby bardzo dowcipnie, gdyby nie to, że ta blond kobieta jest do tego zdolna. Ziewnęłam otwierając w końcu swoje szmaragdowe oczy, a promienie słoneczne wpadające do mojego pokoju raziły mnie w oczy. Małpa, odsłoniła okno. – Czego? – sapnęłam niewyraźnie w poduszke. Spojrzałam na blondynkę, która miała przewiązany czerwony strój kąpielowy na szyi. Jeansowe, kuse krótkie spodenki na pupie i biały top sięgający do pępka do tego. Już zaczynałam się bać jej pomysłu. Ino stała nade mną z założonymi rękami na biodrach. Przetarłam swoje oko niczym niemowlę pięścią.
-Już Sakura! – mruknęła zgorszona moją bierną postawą. Tupała nogą zniecierpliwiona. –Wstawaj, czas nagli – pośpieszała mnie coraz bardziej zirytowana. Najzabawniejsza była jej mina naburmuszonego dziecka. Nie wiedziałam, że taka chuda kobieta może tak wydąć policzki. Drugą sprawą jest to, że nie powiedziała ani słowa o co chodzi, tylko wtargnęła niczym dzikie zwierzę do pokoju i zaczęła szarpać mnie za noge. Czasami nie wiem, czy ona posiada wszystkie klepki w głowie. Chaos w jej czaszce bywa zatrważający.
-Powiedz o co chodzi – mruknęłam niewyraźnie, wysilając swoje struny głosowe – a także powiedz, która jest godzina – ziewnęłam przeciągle. Moje ciało błagało wręcz bym się przeciągnęła. Umysł natomiast chciał przykryć się szczelniej kołdrą i tak właśnie postąpiłam układając się w pozycję embrionalną.
-Dochodzi szósta rano, jedziemy na odkryty basen – krzyknęła radośnie, zbyt głośno, piskliwie i przede wszystkim przeraźliwie entuzjastycznie. Aż przymknęłam przez ten pisk oczy, a w uszach zahuczało. Wariatka przyszła mnie katować swoim optymizmem.
-Bosko, stara – powiedziałam w poduszkę bez emocji – miłej zabawy życzę – i odwróciłam się do niej plecami, błagając o to by znów wpaść w objęcia Morfeusza.

3.
Zadziwiające jest to, jak bardzo jestem asertywną osobą. Trzymanie się swojego to moje drugie ja, po prostu. Zwłaszcza obecnie - leżąc nad tym cholernym basenem, który okazał się nie być wcale publicznym. Tak, myślałam że Ino Yamanaka pójdzie na publiczny basen. Według niej – niehigieniczny, pełen ludzi i bakterii. Głupia ja, mogłam przewidzieć, że to nie taka prosta sprawa. Fakt, wyleguje się nad tym cholernym odkrytym basenem, ale należy on do rodziny Inuzuka. Przy okazji 500 metrów w dół jest małe jeziorko, bardzo urokliwa okolica. Teren leży w cichym i spokojnym miejscu, z dala od ciekawskich spojrzeń oraz zgiełku miasta. Słychać delikatny szum wody, głośne ćwierkanie przeróżnych ptaków oraz szelest liści. Bardzo uspokajające miejsce. Dom, który wybudowali dawno temu rodzice Kiby nosi miano „letniego”, jak dla mnie można tu śmiało mieszkać całe życie. Piękny, z ciemnych bali z wielkimi oknami. Odnowiony na styl rustykalny, niczym nie przypomina japońskiej kultury w swym budownictwie. Zakochałam się w jego wnętrzu, ogrodzie, okolicy – po prostu dom moich marzeń. A dlaczego Ino budziła mnie o szóstej rano? Otóż odpowiedź jest prosta i kuriozalna - jechało się tutaj ponad dwie godziny. Tak, ku mojej uciesze blondynka zebrała całą zgraje. Nasi zakochani – Ino i Kiba, a także Naruto, Konohamaru oraz ku mojemu cierpieniu Kurotsuchi. Szczerze powiedziawszy mam problem, z kim ona tutaj tak naprawdę jest. Raz flirtuje z Uzumakim, a raz z młodym Konohamaru, zabawnym brunetem. Całe szczęście jest tu Temari i znudzony, jak mops Shikamaru. Blondynka o zielonych, twardych oczach jest osobą, z którą od razu złapałam nić porozumienia. Mówi szczerze, nie owija w bawełnę i jak się dowiedziałam, jest o trzy lata starsza od swojego narzeczonego. Planują kameralny ślub. Ciekawe co to dla nich znaczy. Z resztą patrząc na ich relacje – od razu wiadomo kto tu rządzi. Bezpardonowo Temari, a jej znudzony narzeczony we wszystkim jej przytakuje. Wystawiłam twarz do słońca, które pomału zaczynało palić moje ciało, jasna karnacja jest zmorą przy tego typu wypadach. Cichy głosik nadziei podsuwał mi myśl o obecności tutaj Sasuke, przecież trzyma się z tymi ludźmi. Zna ich dłużej od mnie. Jednak jadąc autem z przyjaciółką oraz roześmianym blondynem Naruto, nikt nie wspomniał słowem o Uchihie. Gdzieś w środku mnie zakuła jego nieobecność. Sama nie wiem czy mu wybaczyłam, ale na pewno zaczynam ponownie łaknąć jego obecności. Chytrze, tylko dla siebie. Chociaż namiętne chwile mieszają się w mojej głowie z tymi przykrymi, moje ciało podjęło już za mnie decyzję. Zrobiłam to raz, mogę zrobić drugi. Bliskość cielesna każdemu z nas jest potrzebna, to nic złego. A Sasuke jest mi bliski, był moim pierwszym i jedynym. Zagryzłam wargę na samo wspomnienie jego gorących pocałunków, którymi lubił schodzić w dół. Właśnie bluźnie myślami, a obok mnie leżą niczego nieświadomi ludzie. Jestem zbereźna do granic możliwości a to wszystko wina Uchihy!
-Sakura odwróć się na brzuch – doszedł do mnie rozbawiony kobiecy głos. Otworzyłam leniwie jedno oko, a promienie słoneczne od razu podrażniły moją spojówke. Starałam się przekazać nieme pytanie „dlaczego?”. – Zaczynasz być czerwoną skwarką – zaśmiała się Ino i wskazała głową na mój brzuch. Skrzywiłam się nieznacznie. Był zaczerwieniony, czułam suchość w ustach, a do tego wszystkiego zaczynała bolec mnie głowa. Ręka Yamanaki niebezpiecznie przybliżała się do mojego ciała, a ja odruchowo się skurczyłam. To był wielki błąd! Skóra zaczęła mnie jeszcze mocniej piec. Przeklęłam siarczyście od nosem.
-Słodko się przysnęło? – usłyszałam głos Kiby, który wznosił do góry swoją szklankę do góry w geście toastu. Miał lisi uśmiech na ustach, który w moim odczuciu był dwulicowy. Wzięłam głęboki wdech na uspokojenie. Odwróciłam głowę w stronę pary, która leżała obok mnie, ale ich już tutaj nie było. Jedyną oznaką ich obecności w tym miejscy były zmięte ręczniki, które leżały na leżakach.
-Nawet nie dotykaj – mruknęłam wytrącona z równowagi. Wstałam i spokojnym krokiem ruszyłam do domku Inuzuki. Wiedziałam co się wydarzyło, nie zamierzałam zadawać bezsensownych pytań. Przysnęło mi się, nie wiem na ile, ale nie to było ważne. Zachowałam się zbyt lekkomyślnie, ale zmęczenie dało o sobie znać.
-Leki są w szufladzie nad zlewem – doszedł mnie przytłumiony głos brązowowłosego Kiby. Nie odwracałam się w ich stronę.

W kuchni wzięłam dwie przeciwbólowe tabletki, licząc iż szybko mienie mi ten pulsujący ból w skroniach. Kolejnym punktem był prysznic. Zimna woda była kojąca, a moje ciało przeszyła gęsia skórką. Było to bardzo kojące dla mnie, odetchnęłam z ulgą. Wychodząc z łazienki od razu skierowałam się do swojej walizki. Nie pamiętam co wpakowałam, był to w takim pośpiechu, że leciało tam wszystko co wpadło mi w rękę. Oprócz leków, ich nie zabrałam. Jak to się mówi „szewc bez butów chodzi”. Jednak liczyłam, że wpakowałam balsam do ciała. Nadzieja matką głupich. Usiadłam na podłodze, a głowę oparłam o łóżko. Rozejrzałam się po pokoju z lekkim ukłuciem zazdrości. Pokój godzinny letniego domku był większy niż ten mój na „życie”. Chociaż za bardzo dekoratora lub rodziców Kiby poniosła wyobraźnia – ciężki Machoń, wielkie łóżku z jeszcze większą ramą gryzły się z resztą wystroju domu. Jednak łazienka była całkiem przyjemnie urządzona. Jednak ku mojemu niezadowoleniu dzieliłam ją z moją przyjaciółką, więc używanie wanny odpada. Wiem, że oboje lubią wprowadzać się w niej w stan… Nieważne, potrząsnęłam głową by o tym nie myśleć. Nie mój interes. Pokój mnie przytłaczał, ale białe wstawki takie jak dywanik, świeczki, pościel dodawały lekkości. Coś mi mówi, że jest to sypialnia w sezonie państwa domu. Niby od kilku lat tu nie przyjeżdżają, a miejsce to raczej użytkują ich dzieci to czuję się niekomfortowo. To pewnego rodzaju zakłócanie feng shui. Westchnęłam, wracając do balsamu do ciała – podebrałam go Yamanace, nawet się nie zorientuje. Złapałam czarny jednoczęściowy strój kąpielowy i go na siebie założyłam. Trzeba chronić brzuch i jego delikatną skórę. Przynajmniej przestało już piec, mam wrażenie że to zasługa drogiego kosmetyku. Tabletki również już działają. Ku mojej uciesze i po dwóch godzinach samej ze sobą oraz swoimi myślami, mogę wyjść do ludzi. Być może w międzyczasie w nieszczęśliwym wypadku utopiła się Kurotsuchi. To na pewno poprawiło by mi mój humor.

4.
-Sakura! – rozniósł się dźwięczny kobiecy głos po korytarzu domku. A następnie do moich uszu doszedł dźwięk kroków. Szybko wrzuciłam ciuchy walające się na podłodze do torby, narzuciłam kapę i wstałam. Otrzepałam nogi z niewidzialnego kurzu i innych niechcianych mikroelementów.
-Tutaj Ino! – odkrzyknęłam wychodząc z pokoju i kierując się do kuchni. Blondynka w swoim skąpym, fioletowym bikini wyglądała niczym gwiazdeczka filmów dla dorosłych, jednak ta uszczypliwa uwaga nie odbiera jej gracji ani dumy. Brzuch ma tak wyćwiczony, iż nie jedna kobieta zjadłaby ją wzrokiem z zazdrości. Wcale się nie dziwie Kibie, że nie ma ochoty wypuszczać jej z łóżka.
-Chodź Sakura! – krzyknęła, zupełnie niepotrzebnie gdyż stoję obok niej, a jej iskry w oczach aż strzelały – Kiba mówi, że to najlepsza godzina na kąpiel w jeziorze, woda ponoć jest cudowna – złapała mnie za rękę i wybiegliśmy z domu potykając się o własne nogi. Biegnąc te pół kilometra dochodziły do mnie roześmiane głosy i chlust wody. Ino puściła moją rękę i od razu wbiegła na pomost by skoczyć do wody. Rozprysk był tak duży, że wszyscy roześmiali się jak na rozkaz.  Spojrzałam na brzeg, na którym siedział Shikamaru, a woda obmywała jego smukłe ciało. Czarna, krótkowłosa kobieta, za którą swoją drogą nie przepadam, smoliła cholewki w stronę… no właśnie! Na linii jej wzroku był Naruto i Konohamaru, więc niech każdy przypiszę sobie sam odpowiedniego mężczyznę do zakończenia zdania. Temari chlapała się właśnie wodą z Ino, obydwie błyszczały roześmiane. Były piękne, nawet ja to dostrzegałam. Ich pewność siebie była w stanie przyćmić każdą ich przyware. A Kiba kiwał komuś by ten wskoczył do wody, ale jeśli to nie był gest do mnie, to do kogo? Przecież wszyscy tu są…

5.
Widziałem ją kątem oka, jak przygląda się biegnącej blondynce. Nie powiem w tym biegu uwydatniły się walory jej figury, jednak te kształty były na mój gust zbyt obfite. Bardziej interesowała mnie ona – różowo włosa kobieta. Była w jednoczęściowym czarnym stroju z mocnym wycięciem na plecach, co oczywiście nie umknęło mojej orlej spostrzegawczości.  Włosy miała spięte w luźny koński ogon, zagryzała wargę tak ponętnie, iż miałem ochotę dotknąć jej kciukiem. Działało to na mnie. W tym momencie przestałem żałować, że przyjechałem. A tak było na początku, gdy jej nie spostrzegłem w tym miejscu. Miałem wrażenie, że straciłem czas na zabawę z ludźmi, z którymi nie do końca miałem ochotę obecnie być. Ale ten widok oddalił wszystkie moje obawy oraz lęki. Spojrzałem na Kibę, który kiwał do mnie znacząco ręką. Ruszyłem nieśpiesznym krokiem, tak by mogła mnie zauważyć. Czułem na plecach jej palący wzrok z niemym pytaniem na ustach. Moja obecność ją ruszyła. Był to dla mnie najlepszy znak. Odpowiedziałem na pytanie Inuzuki i zaśmiałem się gardłowo. Dawałem jej czas na obserwację i przemyślenia, nadal ją ignorując. Przychodziło mi to z wielkim trudem, bo miałem ochotę wziąć ją w ramiona. Wskoczyłem do wody na główkę, co nie spodobało się mojemu znajomemu. Zaczął narzekać, dowcipkować, a ja tylko kręciłem przecząco głową. Skąd mógł wiedzieć, że prowadzę wyrafinowaną grę, z nią - Myszką zapędzoną w kozi róg.
-Sasuke, cóż za gracja – doszedł do moich uszu gardłowy kobiecy głos. Kurotsuchi była dość frywolną kobietą i lekkich obyczajach, przynajmniej według mnie. Co chwilę próbują usidlić kogoś z dobrym statusem majątkowym, kto mógłby zapewnić jej dostatnie życie. Dla mnie jest kolejną pijawką, a jeśli znajdzie takiego durnia – to następnie być może będzie moją klientką zasilającą konto kancelarii. Przeczesałem dłonią swoje mokre włosy, zbywając milczeniem ten bezużyteczny komentarz.

6.
Gdy stał na pomoście widziałam jego wąskie biodra oraz umięśnione szerokie plecy. Widoczny był każdy mięsień. Jego postura przyciągała wzrok, a pewność siebie onieśmielała. Gdy do mojego umysłu doszło, że niegdyś drapałam, wbijałam w nie paznokcie… Jęczałam w jego mocną szyję przechodzą mnie ciarki. Te myśli, a raczej wspomnienia są intensywniejsze niż sądziłam. A dotyk jego dłoni wręcz czuje na swoich biodrach. Delikatne westchnięcie wydobyło się z moich płuc, a policzki mnie paliły. Widziałam jak odpowiada coś Kibie i śmieje się niewymuszenie, zdałam sobie sprawę że miał posągową urodę. I działał jak magnes na kobiety w swoim otoczeniu. Najlepszym tego potwierdzeniem była śliniąca się do niego czarna zołza. Wstrzymywałam w sobie niewybredne komentarze pod jej adresem. Jednak gdy Uchiha przeszedł obok niej obojętnie, a na jej ustach pojawił się grymas porażki odczułam wielką ulgą. Pognałam do wody mijając go. Zero słowa przywitania, jedynie delikatny uśmiech z mojej strony. Ino kiwała do mnie bym dołączyła jak najszybciej, gdyż zaczęły się rozgrywki przeciągania liny w wodzie. Kiba co do jednej rzeczy miał rację – woda była idealna. Przejrzysta, turkusowa wręcz i ciepła. Zabawa trwała w najlepsze. Nasz śmiech uciszył doszczętnie świergot wszelkiego leśnego ptactwa. Zachowywaliśmy się niczym dzieci, które nie słuchają rodziców, gdy ci im mówią, że to czas na wyjście z wody. Wargi z biegiem czasu co poniektórym zsiniały, a ciała zaczęły drżeć. Aż ktoś mądry w końcu krzyknął, że czas się zbierać, bo dochodziła już dziewiąta wieczorem. Mimo mojej początkowej niechęci – bawiłam się świetnie tego dnia. Co do Sasuke – odczuwałam jego obecność, ale byliśmy gdzie obok siebie cały czas, a nie ze sobą. Resztkami sił utrzymuję wybudowany przez siebie mur, ale on cały czas nabiera nowych rys i pęknięć. Ile wytrzyma? Nie wiem, staram się o tym nie myśleć.

7.
-Sakura, ubierz strój i chodź.
Byłam na tyle nieprzytomna oraz niespodziewanie wyrwana ze snu, że zrobiłam o co mnie poproszono mechaniczne. Jakby to był rozkaz, od którego zależała moja przyszłość. Spojrzałam na zegarek, ubierając ponownie swój czarny strój, wybijała godzina czwarta nad ranem. Ziewnęłam przeciągając się, a na siebie zarzuciłam dodatkowo czarny dres. Miałam ochotę wpełznąć pod ciepłą, satynową pościel. Mój otępiały mózg nawet nie zarejestrował kto mnie wyrwał nikczemnie ze snu. Ale tak jak szybko ten ktoś wszedł i mnie obudził, równie chyżo wyszedł z bezgłośnie mojego pokoju. Oczy mi łzawiły od ciągłego ziewania, aż w końcu widziałam tylko zarys kontur co poniektórych mebli w ciemności. Założyłam japonki na stopy i wyszłam powolnym krokiem z pokoju. Nawet nie wiem jakim cudem się przebudziłam, nim wróciła mi percepcja myślowa już się ubierałam. Wstrząsnęłam głową by się ocucić, jednak to nie dawało żadnych rezultatów.
-Dlaczego miałam ubrać strój? – mruknęłam zaspana wchodząc do kuchni, ale ku mojemu zdziwieniu nie zastałam tam nikogo. Byłam pewna, że Ino robi sobie ze mnie niewybredne żarty. Naszła ją w końcu chęć na coś innego niż bliskość z Inuzuką, a na cel wybrała sobie niestety znów mnie. Rozejrzałam się ponownie po kuchni – nic, korytarz – pusto. – Halo! – krzyknęłam w eter już wytrącona z równowagi, chodziłam od pomieszczenia do pomieszczenia człapiąc nogami. Gdyby Ino zrobiła mi takie perfidne świństwo – nie wybaczyłabym. Bardzo okrutny żart nawet jak na nią.
-Ciszej, Sakura. Chodź.
Posłuszna Sakura ruszyła do wyjścia z domku letniskowego, skąd dochodził głos. Mój umysł nadal był lekko za mgłą i nie mogłam zidentyfikować żartownisia. Dam sobie jednak rękę uciąć, iż jest to Yamanaka. To w jej stylu, oraz Kiby. Wychodząc z domku od razu zauważyłam światło latarki. Przełknęłam ślinkę  sparaliżowana widokiem – nie tego się spodziewałam. Przede mną stał pewny siebie Sasuke w kąpielówkach i narzuconą na goły tors bluzą z kapturem, która była rozpięta. Jestem w szoku, iż udało mi się to dostrzec w tych egipskich ciemnościach. Czułam, jak moje nogi zaczynają drżeć, a letni wietrzyk okala moje ciało. Miałam wymówkę na swoją gęsią skórkę. Gdy zeszłam z ostatniego schodka on złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić ścieżką w dół lasu. Milczał.
-Po co idziemy? Dlaczego kazałeś mi wstać? Czego chcesz? Co to nie miły żart?– zasypywałam Sasuke gradem pytań, ale wszystkie zostały bez odpowiedzi. Złościło mnie to, a w mojej głowie zaczynał robić się chaos. Chciałam wyrwać rękę z jego uścisku, jednak on tylko mocniej ścisnął moją dłoń bym jej nie wyrwała. Szliśmy w milczeniu, a każdy kolejny metr stawał się każdą kolejną torturą ciszy i bezgłosu z jego strony. Do moich uszu dochodził lekki szelest liści, gdzieś w tle słychać było wodę oraz pohukiwanie sowy. Pod naszymi stopami chrzęściła leśna ściółka, która tworzyła wydeptany szlak do naszego celu. Spojrzałam w górę. Niebo było prawie bezchmurne, tylko kilka maleńkich bezczelnych chmurek zakrywało księżyc. Chyba jest pełnia, przemknęło w moich myślach. Spojrzałam na tył głowy Uchihy, jego włosy były w nieładzie. Wyglądało na to, że ledwo wstał i od razu poszedł mnie obudzić. Chociaż wiedziałam, że świdrowanie wzrokiem nie pomoże mi odczytać jego myśli ani intencji, błagałam o jakikolwiek znak.
Doszliśmy do jeziora, którego tafla wody była spokojna – niczym niezmącona. Spojrzałam na Sasuke, właśnie zrzucił z siebie bluzę. Zagryzłam wargę, gdy obserwowałam jego spokojne i pewne siebie ruchy. Stanął na pomoście, a jego usta wypowiedziały moje imię. Niewiele myśląc zrzuciłam z siebie dres i ruszyłam do wody. Nim zamoczyłam się do pasa usłyszałam plusk wody, zaśmiałam się perliście. Płynął w moją stronę, więc i ja uczyniłam ten delikatny krok ku niemu. Pociągnął mnie za dłoń byśmy oboje mogli oprzeć się ramionami o pomost. Milczeliśmy, a chłodna woda ostudzała jeszcze bardziej nasze zapędy. Spoglądałam w jego oczy, z których nie mogłam nic wyczytać. Jednak nie zamierzałam się odezwać pierwsza. To on mnie obudził, to on mnie tu przyprowadził, to on czegoś chce. Niech będzie mężczyzną, kiedy ma nim być. Niech będzie delikatny, kiedy druga strona tego wymaga. Nigdy na odwrót. Serce mówiło „wysłuchaj, nie oceniaj” i ma racje. Każdy z nas popełnia błędy, ale jeśli powtórzy się ta omyłka dwukrotnie – to znaczy, że było to zamierzone działanie. Muszę się tego trzymać, to moja ostatnia deska ratunku. Poszłam przecież w paszcze lwa, a obecnie patrzę się temu osobnikowi alfa wyzywająco w oczy. Czy to oznacza, że jestem na tyle głupia i nierozważna? Poczułam jego zadziwiająco ciepłą dłoń na plecach, była zdumiewająco nisko. Nawet nie zauważyłam kiedy się do mnie zbliżył na tak niebezpieczną odległość. Czy sprowadził mnie tutaj tylko dla seksu? Biłam się ze swoimi myślami. Onyksowe oczy Sasuke nic kompletnie nie zdradzały. Jego zamiary były mi nieznane, obce. Przełknęłam ślinę, a po moim ciele rozlewała się fala gorąca. Księżyc wyszedł zza chmur i odbitym światłem słońca oświecał nasze twarze. Miał on mocno zarysowaną linie żuchwy, usta ściśnięte w linie a oczy bacznie mnie lustrowały tak jak ja go. Poczułam suchość w ustach, a serce waliło mi jak szalone. Odsunęłam się delikatnie z gracją od niego. Ta bliskość nie działała na nas dobrze, to był najnormalniejszy zwierzęcy pociąg.
-Sakura – mruknął chrapliwie, gdy uczyniłam ten subtelny gest. Czułam całą sobą, że nie spodobał mi się ten mały, z pozoru nic nieznaczący znak. Przyglądałam się mu w milczeniu, ignorując wszelkie walory tej sytuacji. Była romantyczna, w pięknym miejscu, więc czego chcieć więcej od mężczyzny? Ja czegoś chciałam, ale nie umiem tego opisać. Serce waliło mi arytmicznie w piersi, tak jakby ostrzegając przed niebezpieczeństwem. Tu-dum, tu-dum, tu-dum. Krew zaczęła krążyć dużo szybciej, a oddech stał się płytki i nierówny.  Powiedz coś w reszcie Sasuke! Krzyczało moje serce bezgłośnie w swej żałości. Pomału woda robiła się nieznośnie zimna, ale nie to mnie teraz interesowało. Wzięłam głęboki wdech, neutralizując jakikolwiek zapach, który dostał się do moich nozdrzy a stamtąd by został przesłany przez receptory. – Nie umiem już się trzymać z dala od ciebie – przerwał cisze chrapliwym głosem. Znów się przysunął, a ja odsunęłam. Cień złości przebiegł na jego twarzy. Rozpoczęliśmy ludzki taniec godowy nieszczęśliwych serc. Chociaż jego wyznanie w pewien sposób było dla mnie ukojeniem nadal uważałam, że to za mało. – Nie wyobrażam sobie byś miała mnie tak unikać – wyciągnął rękę w moją stronę i zaczesał niesforny kosmyk włosów za ucho. Gdy myślałam, że weźmie rękę powrotem on położył ją na moim karku, po czym energicznie przysunął mnie do siebie niczym szmacianą lalkę. Coś we mnie zapłonęło, poczułam rozlewające się gorąco. Moje dłonie przylgnęły do jego skóry na torsie, a ona wręcz mnie paliła. Sasuke Uchiha był dla mnie całym sobą jak afrodyzjak z najwyższej półki. I najdroższej zarazem. To właśnie ta cena porzucenia własnej godności oraz własnego ja mnie odstraszała tak długo i skutecznie. Ale czy jego mogę z tym walczyć? Co jeśli nie spróbuję i wycofam się od razu? Będę pluć sobie w brodę. A jeśli spróbuję i będę żałować? Zawsze mogę odejść, ponownie. To mogę znieść, ta cena jest warta próby. Chyba… - Nie wyobrażam sobie by ktoś inny mógł cię mieć – szepnął wprost do mojego ucha. Jego oddech palił skórę, burzył mur wokół mnie. Myślałam, że wybudowałam całkiem solidną linie oporu. Wystarczyło muśnięcie, delikatny dotyk i trach! Wstrzymałam oddech. Pytaniem również było – czy ja wyobrażam sobie by ktoś inny mógł mnie posiąść. Obecnie nie, ale jakbym się wyleczyła całkowicie z niego? Nie jestem w stanie temu zaprzeczyć. – Nie walcz z tym – musnął niespodziewanie moje usta, a ja zapłonęłam natychmiast. Oczy rozszerzyły mi się do granic możliwości. Jego dłonie bez pozwolenia owijały mnie niczym węże w swym żelaznym uścisku. Czułam jak jedną ręką trzyma moje plecy, a druga zniża się po brzuchu. Przełknęłam śline, a subtelne westchnięcie wydobyło się z moich ust. Mu tylko to wystarczyło by poprzeć swoją teorię. – Widzisz – szeptał w moje usta. – Sama tego pragniesz – mruknął i wbił się w nie zapalczywie, agresywnie wręcz. Gdy chwila szoku minęła oddałam pocałunek, lecz z nieco mniejszą żarliwością niż on. Jego palce zaczęły wdzierać się do mojego wnętrza, a ja zajęczałam cichutko w jego usta. Zamruczał zadowolony, jakby osiągnął zamierzony cel. Całował i rozpalał, a ja z każdą sekundą oddawałam mu kolejny kawałek siebie. Pragnęłam tego. W pewien sposób mnie to uspokajało, mogłam odreagować całe napięcie. Niewinny seks to nie grzech, wmawiałam sobie. Starałam się uwierzyć we własne kłamstwa, a zwykłej potrzebie bliskości z mężczyzną. Ale prawda była zupełnie inna – ja potrzebowałam bliskości, ale z tym k o n k r e t n y m mężczyzną. Czułam w końcu ten upragnione dreszcz ekscytacji, pragnienia i namiętności w jednym. Jęknęłam głośniej, a mój głos rozniósł się po tafli wody. Palce Sasuke napierały na mnie coraz agresywniej, czułam że czeka aż dojdę – a ja byłam blisko. Wpiłam się w jego usta, a nasze języki rozpoczęły wspólny taniec. W końcu moje dłonie mogły poczuć jego umięśnione ciało – plecy, barki, ramiona. To wszystko doprowadzało mnie do obłędu i granic możliwości. Czułam jego męski zapach – lekka woń piżmu, sosny oraz czegoś nieopisanego. Przygryzłam jego wargę i szarpnęłam za włosy, gdy poczułam że ten wyczekiwany moment nadchodzi. Usłyszałam jego warknięcie tuż przy swoim uchu a następnie lekkie ukłucie w uchu, które stanowczo za mocno przygryzł.
-Sasuke… - wyrwał się błagalny jęk z mojej piersi, a ja poczułam w jakimś stopniu spełnienie. Nie jest to to samo uczucie, gdy oddaje się mu w stu procentach, ale jako zamiennik mogę uznać te formę rekompensaty.
-Czujesz?
Uchiha wyciągnął ze mnie palce, a następnie przysunął mocniej podciągając moje uda na swoje biodro. Czułam. Czułam go całą sobą – twardego i nabrzmiałego. Przygryzłam lekko napuchniętą wargę od jego pocałunków. Czy to koniec nocnej zabawy? Widziałam błysk w jego czarnych oczach. Uświadomiłam sobie, że moje ciało nie odczuwa chłodu. Byliśmy tak rozgrzani, iż temperatura wokół nas wrzała.
-Chodź Sakura – mruknął w moje ucha, gładząc moje pośladki – nie zamierzam spędzać pierwszej nocy po rozstaniu tutaj – mruknął chrapliwym głosem liżąc delikatnie płatek mojego ucha. Przełknęłam ślinę, a w moim wnętrzu rozpalił się jeszcze większy płomień.

8.
Słyszałem jej rytmiczny oddech oraz bijące ciepło z jej ciała. Leżeliśmy w pokoju, który odstąpił Sakurze Inuzuka. Zupełnie nie w moim stylu, jednakże to mnie w ogóle nie interesowało. Najważniejsza była ona, na mnie, tutaj. Przetarłem swoje czoło dłonią. Nie chciałem się zbytnio ruszać by nie wybudzić jej z tego delikatnego snu. Czułem ten ciepły, wilgotny oddech na swojej szyi, a jej sterczące sutki stykały się z moim torsem. Miałem ochotę na więcej, więcej i więcej. Jednak nie chciałem jej spłoszyć – dała mi o wiele więcej niż oczekiwałem. Dużo więcej. Uśmiechnąłem się do siebie pod nosem. Niezbyt interesowało mnie czy ktokolwiek tutaj nas usłyszał, a nawet jeśli to dobrze. Niech wiedzą czyja ona jest. Czyj jestem ja. Gładziłem plecy Sakury, nie mogłem zasnąć. Cały czas obawiałem się, że ta noc to tylko piękny sen, a po wybudzeniu może mi prysnąć niczym bańka mydlana. Jej ciepło koiło moje ciało oraz duszę. Nie pamiętam kiedy ostatnio czułem się tak zrelaksowany. Nie mogłem dać jej teraz odejść. Była zbyt cennym skarbem, o który za każdym razem będzie trzeba ostrzej walczyć. Wiedziałem to zbyt dobrze. Potrzebowałem planu by ją do siebie przywiązać już na zawsze.



__________________
Witam! Jest i kolejny rozdział, jakoś po grudzie ale idzie. Za literówki nawet nie przepraszam, bo klasycznie sporo ich. Postaram się dodać w marcu dwa rozdziału to chyba będzie tyle. Koniec? Być może, na razie nie przewiduje innych opowiadań :) to i tak baaaaardzo długo ciągnę. 
Buziaki!!!

5 komentarzy:

  1. Dziękuję za poprawienie humoru w tym szarym dniu. Uwielbiam Twoją kreację mojej ulubionej pary :)
    Theannkorn

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Jak moje życie osobiste przestanie co chwile popadać w ruinę, a wiatr przestanie wiać mi w oczy :P

      Chciałam w marcu, ale na prawdę nie wiem czy się wyrobię :P

      Usuń