niedziela, 16 października 2016

|Rozdział 10|

"Zawikłana układanka: części nie pasują do siebie"

 -Ona miała omamy z powodu gorączki, tłumaczę ci to po raz dziesiąty, Naruto – mówiła znużona Shizune. Leżałam w łóżku w sypialni, a słyszałam ich z korytarza. Mówili bardzo głośno, jakby było to przeznaczone dla moich uszu. Albo ja naprawdę wariuję. Westchnęłam, odwróciłam się na bok naciągając białą kołdrę mocniej na siebie.
-Ale ona naprawdę myślała, że rozmawia z Sasuke! – krzyczał zirytowany Uzumaki. – To już nie tylko zwykła gorączka – irytował się. Miałam wrażenie, że ze złości rozniesie cały dom. Coś w jego głosie mnie bardzo niepokoiło i przerażało. Westchnęłam. Rozmowa, jakby chwilowo ucichła, zatrzymałam oddech i wytężyłam swój słuch na tyle ile mogłam.  Jednak docierały do mnie strzępki słów. Nie poddawałam się, starałam podsłuchać jak najwięcej. Być może czegoś się dowiem albo dowiem się co o mnie myślą. „Wariatka” zapewne.
-Ktoś musi ją mieć na oku – warknął Naruto, jego głos ociekał nienawiścią i jadem.
-To nie od nas zależy, ale jeżeli chcesz zrobię ci ten napar, podasz jej go i wszystko minie – Shizune urwała na chwilę, czułam wręcz namacalnie ich napięcie. „O co chodzi?!” krzyczałam w myślach jak opętana. – będzie spokojnie żyć tutaj przy tobie i nigdy nie pomyśli o ucieczce – dodałam wyraźnie, jakby na tym jej właśnie zależało. Znów cisza, wstrzymałam oddech, oni chyba też.
-Nie – tym razem głos był beznamiętny, pozbawiony jakiegokolwiek uczucia. – To już nie byłaby ona, a jakaś lalka bez duszy – urwał i odetchnął. – Idź już – rozkazał. Po domostwie rozległy się kroki, delikatne i cichutkie, a po nich ciężki tupot w odwrotnym kierunku. „Idzie tu” w panice udałam, że śpię by nie podejrzewał mnie o podsłuchiwanie oraz by uniknąć niewygodnych pytań.
-Sakura? – aż serce mi zamarło, jego ton głosu w stosunku do mnie był zupełnie inny, jakbym była kruchutką lalką z porcelany, jego klejnotem w kolekcji. Czy Sasuke do mnie, aż tak troskliwie się zwracał? Poruszyłam się nie spokojnie. – Śpij kochanie, przy mnie nic ci nie grozi… - szepnął żałośnie. Jego dłoń głaskała mnie o głowie, aż ciarki przeszły po moim ciele. Jednak nie wiedziałam czego są one oznaką. Czy jestem aż tak niezdecydowana w stosunku do niego? Czy można kochać dwóch mężczyzn na raz. Wypuściłam powietrze z płuc. – Czemu nie mogliśmy  być razem, czemu wydarzyć musiało się to wszystko byś była moja… - słyszałam jak załamuje mu się głos, krtań drga nieregularnie. Płakał? Bałam się „obudzić” ze swojego snu, ale cała się spięłam. Byłam dla niego aż tak ważna? – To wszystko ich wina.. – załkał żałośnie. Zacisnęłam mocno powieki, każde jego słowo robiło mi straszne zamieszanie w głowię. Już wiedziałam coś, już układałam całość, aż tu nagle znów to się wali. Układanka zaczyna trwać od nowa. – Gdybym jej nie posłuchał… -znów poczułam jego rękę na swojej głowie, a potem jego ciało przylgnęła do mojego. Ciepło rozeszło się wzdłuż mojego kręgosłupa. Wiem jedno, Naruto coś wie.


Od kilku dni nie miałam wizji na jawie, bo tak naprawdę nie wiem czy widuję Sasuke. Od tych kilku dni nikt mnie nie pilnuję, więc ja działam. Odkryję prawdę, znajdę osobę która pomaga Hinacie – bo mam takie dziwne uczucie, że nie ona jedna brała w tym udział. Oparłam głowę o mur, kryłam się w cieniu już trzecią lub czwartą godzinę. Słońce już niedługo wzejdzie, a Shizune nie wychodziła jeszcze ze szpitala. Co jest bardzo dziwne bo zazwyczaj unikała, jak ognia pracy w nocy. Nagle drzwi zaskrzypiały, szybkim ruchem założyłam maskę na twarz i kaptur od czarnej bluzy, tak że wtapiałam się w ciemność  otoczenia. Szczerze powiedziawszy nie wiem dlaczego od niej zaczęłam, mógł być to każdy. Czułam, że czegoś od niej się dowiem – o ile nie zostanę nakryta. Spojrzałam na swoje dłonie okryte bandażem. Teraz albo nigdy! Spojrzałam w jej stronę, akurat rozglądała się na boki upewniając, że nikt jej nie widzi. Dziwne. Wzięłam głęboki oddech i wyszłam zza muru, jednak ciągle trzymałam się cienia. Co rusz wchodziłam w ciemne kąty, jeżeli wyjdzie na otwartą przestrzeń będzie po wszystkim. Idąc ciągle prosto dotrze do pustego placu, a z niego zapewne idzie do parku. Jest on gęsto porośnięty, przepływa rzeka i graniczy z murem otaczającym Konohę, ale… to jak szukanie igły w stogu siana. To jedyne zielone miejsce we wnętrzu serca kraju ognia. Spojrzałam na Shizune, robi to co przewiduję. Zminimalizowałam swój przepływ chakry do minimum, ale to za mało. Nadal ktoś może mnie wyczuć, to nie żaden problem. Sięgnęłam do kabury, nie mam w niej za wiele rzeczy, ale tym razem chociaż ją mam. Spojrzałam na swoją dłoń, oby receptura Tsunade była taka dobra jak się o niej słyszało. Przegryzłam tabletkę, miała gorzkawy smak. Szybko nałożyłam maskę, wstałam z kucek i rozejrzałam się – Shizune idzie dość szybko, ale ciągle mam ją w zasięgu wzroku. Znów spojrzałam na swoją zaciśniętą dłoń, nie będę ryzykować. Od razu wezmę drugą, może naprawdę substancje ukryją moją chakrę co da mi czas do ucieczki jeśli mnie ktoś zauważy. Nawet jeśli jest tropicielem. „Oby” przemknęło mi przez głowę. Spojrzałam – zniknęła mi z oczu uczennica Tsunade, szybko i dyskretnie przebiegłam wśród domostw wioski, które były pogrążone w ciemności.  Zauważyłam kontur jej ciała i powiewające kimono wchodzące do parku – tak! Krzyczyłam w myślach, ale jednocześnie byłam przerażona. Nic nie widziałam w tych ciemnościach, bałam się stąpać. Straciłam ją z oczu.
-Jesteś tu? – nie był to krzyk, ale głos odbijał się echem i był na tyle głośni, że kroczyłam w jego stronę. Chyba widziałam cień, więc położyłam się cicho na ziemi, za wszelką cenę nie mogłam dać się złapać. – Jesteś tu? – teraz byłam pewna, Shizune kogoś nawoływała.
-Jestem – ten głos. Oczy rozszerzyły mi się, ręka mimowolnie sięgnęła do kabury po kunaia, ale resztką zdrowego rozsądku odpuściłam. „Hinata”. – Masz to? – zapytała, jej głos ranił mi uszy. Przed oczami widziałam moją córkę nadzianą na miecz, odebrała jej życie. Sarada była niewinna, krzyczałam  głowie. Z trudem opanowywałam wybuch płaczu.
-Mam – powiedziała Shizune, pogarda była wręcz namacalna w jej głosie. – Nikt cię nie śledził? – zapytała głośniej, jakby specjalnie krzyczała by ktoś ją usłyszał. „Czy ona wie, że tu jestem?!” moje drugie ja krzyczało w przerażeniu.
-Nie kpij – powiedziała Uzumaki, usłyszałam szmer. – Daj to – jej głos był inny, władczy. Tak jakby z kimś na osobowości się zamieniła. Gdybym ją śledziła? To by mogło się udać, ale nie wiem jak długo działają tabletki, ani jaki jest ich efekt uboczny. Nie przygotowałam się tak dobrze, jak na początku myślałam. – Podziała? – w głosie Hinaty słyszałam coś w rodzaju braku ufności, a także oczekiwania do odpowiedzi po jaką tu przybyła. Rozejrzałam się dookoła, ale na niewiele się to zdało. Widziałam tylko ciemność oraz delikatne kontury.
-Tak, ale nie możesz przedawkować  - głos Shizune nic się nie zmienił – To może go zabić, albo odebrać świadomość. Dawkowanie niewielkich ilości będzie najlepszym wyjściem – tłumaczyła zmęczona. – Tylko, że zdążyłam zrobić dwie ampułki, w zastrzykach wystarczy na 4 razy… - mówiła mniej pewnie. Wstrzymałam oddech.
-Przyniesiesz mi za 4 dni kolejne – warknęła Uzumaki, jej złość była wręcz namacalna.
-Nie wiem gdzie się ukrywasz – odparła Shizune. – Poza tym zaczynam uważać to za bezsensowne – jąkała się. Nagle ciszę w lesie przecięło uderzenie, chyba policzek i to dość mocny. Ale która to zrobiła i komu? Usłyszałam stęknięcie, teraz byłam pewna – Shizune została spoliczkowana.
-Słuchaj siedzisz w tym, więc się nie wywiniesz – warknęła Hinata – Dostarczysz to do Doliny Końca, tam się wszystko zaczęło, tam się wszystko skończy. Jeżeli nie będzie jak ja chcę to nie będzie wcale. Na Sakurze ty się chciałaś zemścić, więc zrób z nią co chcesz, zabij lub zlituj się czy cokolwiek innego. A Sasuke zostaw mi i dotrzymaj umowy, bo inaczej pożałujesz. Kilka uderzeń za pomocą bayukugana i nie żyjesz – zaśmiała się granatowłosa. Jej wypowiedź pełna jadu i nienawiści, przeraziła mnie. Niemiły dreszcz przeszył moje ciało. Żal ogarnął serce, czułam się jak w innym świecie serce drżało. – Do zobaczenia, Shizune – koniec. Dowiedziałam się czegoś, czegoś czego się nie spodziewałam. Kilka centymetrów od mojej głowy przeszła Shizune, krokiem wolnym. Moje ciało się spięło z przerażenia.

Słońce już wschodziła, a ja od kilkudziesięciu minut leżałam w tym samym miejscu. Ile osób jest uwikłanych w tę dziwną historię? Czemu wszyscy chcą rozdzielić mnie i Sasuke? Czy to wycelowane jest we mnie, czy w niego? Za co? Po co? Dlaczego? Łzy już nie płynęły, zabrakło mi ich, mięśnie miałam odrętwiałe, a chakra nie płynęła. Znam już skutki przedawkowania tego cudu przeciw drużynom tropiącym, jednak płaci się za to wysoką cenę. Kiedy czucie wróci  - nie wiem. Podniosłam rękę by zasłonił wschodzącą gwiazdę, oślepiała mnie i paliła w oczy. Wyschnięte zielone oczy na wiór, czy teraz wyglądają jak szmaragdy? Czy jak bagno?
-Auć – stęknęłam, ból rozchodził się po kręgosłupie. „Zabij lub zlituj się..” Myślałam, że śmierć  Tsunade zbliżyła nas, jej uczennice do siebie. Mam jednak wrażenie, że ona czuła się gorsza. Próbowała odkładać chakrę, ale po kilku miesiącach zauważyła, że jej ciało jest zbyt mocno obciążone – ja zdołałam to zrobić w młodszym wieku od niej. Uczyłam się szybciej, odtrutki, trucizny, leczenie, operacje – zazdrość? Czy zrobiła to z zazdrości bo według niej miałam wszystko? Nigdy nic jej nie odebrałam. Zostawiłam jej stołek ordynatora szpitala, więc czego ona chce? Za co chciała się mścić? Poza Tsunade i szpitalem czy coś nas jeszcze łączyło? Byłam pewna, że nie.
-Hinata i Sasuke, heh – kpiłam. Jeżeli to prawda i są w Dolinie Końca; czy to było genjutsu czy to było prawda i przychodził? Czemu nie uciekł? Chciał i nie mógł, czy nie chciał? – Kuso… - mój błąd, nie wiem co Uzumaki ma mu podawać.
Jeżeli uda mi się skontaktować jakoś z mężem, jeżeli poszłabym i znalazłabym kryjówkę? A może zostać i nic nie robić.
-Tak mi szkoda Naruto… - załkałam żałośniej od dziecka. Bajka, czy życie? Poświęcenie czy wygoda? – Zemsta, przede wszystkim zemsta – mówiłam. Moje ciało było wilgotne od rosy i obolałe. Ale nie spocznie w piachu dopóki ona nie odda swej krwi. – Zabiję cię Hinata – warknęłam w przypływie adrenaliny.
 
***


-Hej! – ten głos. „Naruto”.
-Ohayo – powiedziałam, odłożyłam książkę o zielarstwie i czekałam, aż zjawi się w progu. Nie pomyliłam się wiele. Jednak jego wygląd błagał o pomstę do nieba. Cały zakrwawiony, jego biały bandaż miał kolor już bordowy od zaschniętej juchy. Delikatny swąd zaczął zapełniał salon. – Jak ty wyglądasz – wyrwało się z moich ust. Podeszłam do niego, kazałam usiąść na fotelu, a sama poszłam po apteczkę. – Gdzie ty byłeś, że tak się urządziłeś? – zapytałam i zaczęłam rozcinać przesiąknięty i brudny bandaż.
-Kakashi mówił, że były problemy w Dolinie Końca – na sekundę zatrzymałam swoją czynność. Oczy mi się rozszerzyły…

4 komentarze:

  1. Nooo nareszcie! Myślałam, że się już nie doczekam :P
    Cieszę się z nowego rozdziału i cieszę się, że jeszcze w przyszłym tygodniu będzie kolejny, bo te Twoje nagłe zmiany akcji są bardzo denerwujące i intrygujące.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale mimo tych zmian akcji układa się to Tobie w jedną całość czy niezbyt? :)

      Usuń
  2. Hmmm.
    Na ten moment ciężko, ale w zasadzie to nie lubię dociekać co się wydarzy, bo to później psuje czytanie. Jak już się wydedukuje co się stało.
    Preferuję spokojne czytanie i nagły wrzask na całe gardło "COOOOOOOOO" "Jaaaak to się mogło stać!?" :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To postaram się dostarczyć takich wrażeń przy następnych rozdziałach! :)

      Usuń