piątek, 28 października 2016

|Rozdział 11|

"Zawikłana układanka: dać upust prawdzie!"

Spojrzałam na drugą stronę łóżka, Naruto spał twardo. Postawiłam nogi na podłodze i w ciemności ruszyłam do kuchni. Liczyłam, że mrok i mój brak snu w jakiś sposób przyzwą do mnie Sasuke, że wie kiedy ma się pojawić, bo mam mieszane uczucia względem tego co się dzieję. Hinata, Shizune są zamieszane, Naruto i Kakashi? Przypadek czy też wiedzą więcej niż się spodziewałam? Tak naprawdę nie wiem w co mnie wplątano, mnie i moją rozszarpaną na najmniejsze kawałeczki rodzinę. Usiadłam na parapecie w kuchni. Księżyc był w pełni, a  drzewa pod naporem jesiennego, a wręcz zimowego już wiatru kładły się praktycznie na ziemię.  Bałam się, gdy już myślę, że coś rozwiązałam okazuje się, że jest coś a nawet dużo więcej przeoczeń niż się spodziewałam. Prawda jest taka, że nawet nie wiem gdzie jestem. W jakim miejscu stoję między prawdą, a kłamstwem.  Złapałam się za głowę i potarłam oczy, nadal były suche. Spojrzałam na czajnik, nie będę robić herbaty – tak naprawdę nie mam na nią ochoty. Nie wiem nawet po co tu przyszłam! Pomyśleć? Być może. Spojrzałam na stół przy ścianie i trzy krzesła. Sasuke, Sarada i ja – jeszcze parę miesięcy temu dzień w dzień był tu zgiełk. Przekomarzałam się z córcią, a nasz wielki Uchiha denerwował się, bo czytał jakiś ważny zwój.  Zaśmiałam się pod nosem gorzko. „W imię jakiej ludzkiej fanaberii to straciłam?” kpiłam. Spojrzałam na zegar, wybijała pierwsza w nocy. Naruto wstanie nie szybciej niż siódma rano, jutro Shizune ma iść do Doliny Końca, a co jeśli bym się teraz zebrała? Dwadzieścia minut i jestem za murami Konohy.
-Zrób to – głuchy szept przeszył moje ciało. Rozejrzałam się, ale nikogo nie widziałam. – Zrób to – moje ciało bezwiednie wiedziało co ma robić. Zero szmeru, szybkie delikatne ruchy i po chwili zamykałam frontowe drzwi posiadłości klanu Uchiha. 

Moje ciało drżało, adrenalina buzowała, jak oszalała w żyłach. Słyszałam to w swych uszach, puff- puff! Niczym wybuch z armaty. Jednocześnie moje nogi były ociężałe, trochę śpiące. Mój umysł i ciało są rozerwane. Serce, a rozum nie myślą jednym torem. Stoję między Naruto, a Sasuke. Stanęłam na gałęzi drzewa, uspokajałam oddech. Przecież mogę wrócić w tej chwili i nic się nie wyda. Upadłam na kolana, na moje dłonie leciały rzęsiste krople łez. Nie wiem kiedy zaczęłam płakać, zrobiłam to nieświadomie. Zaczynam bać się reakcji swojego ciała, robi ono co chcę. Spojrzałam w księżyc, wydawał mi się on bardziej szkarłatny niż gdy na niego spoglądałam z kuchni, z mojego domu, z mojej bezpiecznej przystani. Z tej jedynej bezpiecznej przystani na ziemi. 

„-Sasuke! – szturchnęłam męża w bark. Nic. – Sasuke – powtórzyłam to jeszcze kilka razy.
-Sakura, jest przed czwartą w nocy, śpij – westchnął zmęczony. Nie zraziłam się, tylko ponowiłam próbę. Jeśli będę musiała – powtórzę jeszcze raz i jeszcze raz, i tak do skutki. – Czego chcesz?- przetarł oko, był cholernie zły.
-Przepraszam, wiem że miałeś ciężki dzień… - przerwałam na chwilę, pogładziłam się po swoim zaokrąglonym brzuchu. – Ale chcę mi się pić i jeść, a zanim zejdę po tych schodach to umrę z głodu – marudziłam. Nie odpowiedział nic, pokręcił zirytowany głową, ale wyszedł z pomieszczenia, jednak zaledwie po kilku sekundach wrócił i stanął w drzwiach z miną męczennika. 
-A powiesz chociaż co chcesz jeść? – mruknął zaspany. Wzruszyłam ramionami, przeczesałam swoje długie do pasa włosy palcami. Przygryzłam wargę w geście zastanowienia.
-Obojętnie, byle to nie była ryba!!! – krzyknęłam za nim. Spojrzałam na swój ogromny brzuch, oparłam się o poręcz łóżka. – Za chwilę tatuś ci coś przyniesie mały głodomorku – mówiłam do swojego brzucha. Wierzyłam, że mnie rozumie. W końcu to już ósmy miesiąc ciąży, niedługo rozwiązane, czego przeogromnie nie mogłam się doczekać. Zachichotałam pod nosem na myśl, że Sasuke kończy się pomału do mnie cierpliwość. Musiał skończyć swoją misję szybciej, bo nie chciał bym się przemęczała. Poza tym on sam tracił zdrowy rozsądek, ale nie chciał się przyznać! Wystarczyło, że krzyknęłam czy potknęłam a on już aktywował Susanno. Usłyszałam głośne tupanie.
-Nie chcę nic mówić Sakura, ale do jasnych cholery praktycznie samą rybę mamy w lodówce! – zarumieniłam się, niczym nastolatka przyłapana na zbrodni. Zakupy robiłam dziś rano, a miałam straszną ochotę na ryby; wszelkiej maści, w różnych wariacjach.
-Przepraszam… - wybełkotałam nieśmiale, bawiłam się swoimi palcami.
-Mogą być grzanki z serem? – zapytał łagodnie, a po chwili czułam ciepło jego ust na moim czole.
-Jak najbardziej miałam na nie ochotę – przytaknęłam z radością, że wiedział lepiej co chcemy z naszym dzieciątkiem, niż ja sama. – A coś do picia masz? – mruknęłam.
-Herbata imbirowa, żebyś nie miała problemów… - nie dokończył zdania, ale za to puścił mi oczko. Zarumieniłam się przez ten komentarz. Spojrzałam na Sasuke, oddychał równomiernie, pewnie już spał. Mruczałam pod nosem i się zajadałam, na koniec wypiłam herbatę imbirową, która w ciąży była moim wybawieniem od rewelacje żołądkowych. Ponoć na Ino działa w drugą stronę, ciekawe czy ona czy ja jestem dziwna.
-Sakura?- cichy szept wyrwał mnie z rozmyślań, podniosłam głowę zaskoczona z cichym piskiem. Mój mąż nadal był odwrócony do mnie plecami. Pomyślałam, że się przesłyszałam, więc wróciłam do jeszcze ciepłej cieczy i mruczałam pod nosem. –Sakura, myślisz że to będzie chłopie czy dziewczynka? –spojrzałam na czarnowłosego. Odwracając głowę w jego stronę napotkałam czarne jak ochłoń oczy i uświadomiłam się, że rzuciłabym się w nie bez namysłu. Mogłabym nawet utonąć. – Co?- jego ton wyrażał zniecierpliwienie, ale jego ciało leżało spokojnie na jednym boku, co dawało mu możliwość obserwacji mojej osoby. Najpierw w odpowiedzi wzruszyłam ramionami, pogładziłam się po brzuszku.
-Myślę, że to będzie dziewczynka – mruknęłam czuło do brzuszka, jakbym to z obecną cząstką siebie rozmawiała, a nie ze sprawcą mojego stanu. Zachichotałam na samą myśl.
-Jeżeli tak to będzie najsilniejszą dziewczynką z naszego klanu – mruknął i przymknął powieki. Delikatny uśmieszek, trochę nieśmiały wpełzł na moje wilgotne usta, a z oczu jedna łza spłynęła po policzku, jednak to łza szczęścia. „Naszego klanu”, tak to nasz klan.

Nie rozumiem czemu nagle to wspomnienie do mnie wróciło, mogło być każde inne, dosłownie każde inne. Więc czemu to, czemu widzę zawsze tylko te dobre chwile? A co z tymi gdzie płakałam, gdzie czułam ból? Czy było ich, aż tak mało? Czy przeżywałam raz po raz, ciągle to samo na nowo?. Zerwałam się z kolan, przecież zaszłam tak daleko – nie mogę się poddać, nigdy! Uchiha się nie poddają!
-To nasz klan, to była moja córka. Uchiha się mszczą – mówiłam pod nosem, zerwałam się niczym wicher. Biegłam, musiałam odrobić stracony czas. Nie myślałam o tym co będzie, muszę myśleć o tym co jest. Tylko i wyłącznie, liczy się tu i teraz. Jeśli umrę to tylko po zemście Sarady. 
Biegłam już tak około kwadransa, nie czułam zmęczenia. Adrenaliny, nerwy, stres, motywacja a może wszystko razem? Kotłuje się we mnie, miesza jedna część z drugą, bierze od trzeciej. Nie zwracałam uwagi na mżawkę, na swoje mokre stopy, na to czy pot miesza się z wodą, jak wyglądam, że co jakiś czas jakaś gałąź mnie dźga, rozdziera ubranie. Byłam niezdarna, biegłam i skakałam w slalomie, niczym opętana. Zaśmiałam się pod nosem, głos nabrał chrypki – ostrej i nieprzyjemnej. W końcu dotarłam, bez namysłu wybiegłam z lasu, spoglądałam na krajobraz, który mogłam dostrzec w tej szarudze.  Dopiero teraz, gdy spoglądałam w dół wodospadu zauważyłam, że jest mgła.
-Plus dla mnie – mruknęłam pod nosem – a zarazem utrudnienie – potarłam w nerwach czoło. Włosy miałam poprzyklejane do policzków, skroni czy czoła co ukrywało moją pieczęć. Skupiłam się na ile mogłam w tym stanie, każdy punkt chakry musiałam obniżyć do optymalnego minimum. Gdy skończyłam odetchnęłam, brałam głębokie i zachłanne wdechy, jakby ktoś miał mi odebrać ten tlen. Stałam na szczątkach pomnika Madary.
-I co teraz? – mruczałam, a w oczach wzbierały mi łzy. – Jak ja ich znajdę? – warknęłam. W każdej chwili mógł mnie ktoś zauważyć, nakryć, odciągnąć od poznania prawdy. Spojrzałam w dół i wtem, jakby dar z nieba zauważyłam pochodnię, która ledwo, bo ledwo już się tliła. Jakby jakiś ciężar mnie do ziemi przygwoździł, dłoń w kałuży, noga zwisała w przepaść, oczy ledwo widziały. Jakaś postać migiem wyskoczyła, a ogień jakby za nią zaczął się gasić. Nie myślałam zbyt wiele, skoczyłam w dół. Leciałam, leciałam i leciałam. Woda wbijała się niczym igły, a mżawka to koiła. Taki krąg, który się zataczał. Przez mgłę nawet nie zdążyłam zatrzymać się na tafli wody, wpadłam w nią i czułam, jak mnie wciąga w swoje głębiny. Chciałam wypłynąć, ale nie mogłam jakby coś mnie tam trzymało. Miałam coraz mnie powietrza, aż w końcu się udało. Jeszcze nie wypłynęłam na powierzchnię, a już otworzyłam usta i zachłysnęłam się powietrzem. Kaszlałam, zapominając że powinnam zostać niezauważona.
-Już dawno powinni mnie zauważyć – warknęłam. Skoncentrowałam chakrę w dłoniach i się podniosłam. Czułam się niczym nowicjuszka popełniając takie błędy, nie różniłam się praktycznie niczym od tamtej małej Sakurci. „Jedynie nazwiskiem” brzmiało w mojej głowie. Rozejrzałam się dookoła, szukając tej groty. Zauważyłam niedaleko cień, ruszyłam w tamtą stronę, najpierw ociężale ale potem jakby zapominając o dodatkowym ciężarze, które dodawało mi mokre ubranie. Stanęłam przed grotą, wiało z niej przeraźliwe zimno, słyszałam gdzieś w oddali niesione echem iskrzenie płomieni, piszczące szczury. Przełknęłam ślinę, bałam się. Zamknęłam oczy, zacisnęłam wargi i bez namysły ruszyłam biegiem. Moje kroki odbijały się echem, bardzo głośnym, serce łomotało w klatce piersiowej równie mocno, a gdyby mogło wyrwało by mi się z piersi. Do moich zielonych oczu zaczęło dochodzić światło, teraz biegłam w jego strony. Zatrzymałam się, spojrzałam na pochodnie, co półtorej metru – jedna obok drugiej, tak mi się wydaje. Przede mną około pięciu metrów paliło się niewielkie ognisko. Jakim cudem? Przecież po takim czasie zabrakło by tlenu… Chyba, że jest tu drugie wejście, z innej strony. Podniosłam wzrok, mniej niż sto metrów dalej były kraty, dałam krok do przodu i wtedy usłyszałam ten znany mi i mojemu sercu głos.
-Sakura, nie!!! – potem poczułam silne uderzenie z prawej strony, a z lewej uderzyłam w ścianę groty.
Spadłam, otumanienie mijało zbyt wolno przed oczami migały mi płomienie o zbyt intensywnej barwie. Potrząsnęłam głową i szybko podniosłam wzrok. To był On!
-Sasuke – krzyknęłam i pobiegłam w jego stronę, wyglądał okropnie. Przyjrzałam się na tyle ile mogłam. Twarz cała obita, wychudły i blady, bardziej niż zwykle, na klatce piersiowej plamy z zaschniętej juchy, a jego rinnegan był obwiązany niechlujnie bandażem. – Sasuke-kun – ruszyłam jeszcze szybszym krokiem. Nie widziałam jego wzroku, był za daleko. Moje oczy zaszły mgłą, potknęłam się ale szybko wyrównałam kroku…
-Sakura!!! – usłyszałam jego przerażony krzyk, potem widziałam kątem oka jak stara się szamotać i nagle na jego czole pokazuje się jakiś znak.
Złapałam się za brzuch, chciałam szybko się podnieść. Czułam, że jestem zardzewiałą maszyną, która dawno nie używała swoich zdolności.
-No, no, no – do moich uszu doszło nieprzyjemne i kpiarskie cmokanie. – Haruno, nie tak prędko – podniosłam wzrok i coś się we mnie zapaliło.
-Ty… - przyjrzałam się Hinacie, wyglądała inaczej. Teraz mogłam się jej przyjrzeć: pewniejsza siebie, mniej skryta, zadziorna i ten kpiący wzrok. – Nie łudź się, zginiesz tutaj, a on się w końcu od ciebie uwolni – mruknęła.
-Nigdy – warknęłam. Zebrałam ile siły miałam w pięści. – Shannaro!!!

6 komentarzy:

  1. - Bałam się, gdy już myślę, że coś rozwiązałam okazuje się, że jest coś a nawet dużo więcej przeoczeń niż się spodziewałam. - brak przecinka przed a
    - Złapałam się za głowę i potarłam oczy. Nadal były suche. - nie bój się rozdzielać zdania od siebie. zamiast używać przecinków, lepiej zrobić z tego drugie zdanie. często wspomaga to dynamikę opisu
    - (...)moje ciało bezwiednie wiedziało co ma robić. - powtórzenie "moje ciało". może lepiej napisać coś w stylu "bezwiednie wiedziałam co robić"?
    - Jednocześnie moje nogi były ociężałe, trochę śpiące. - dwa ostatnie słowa niepotrzebne (wynikają z pierwszej części zdania)
    - Zaczynam bać się reakcji swojego ciała, robi ono co chce.
    - (...) z kuchni, z mojego domu, z mojej bezpiecznej przystani. - z kuchni mojego domu, mojej bezpiecznej przystani.
    - pamiętaj, że po myślniku zaczynającym dialog musi być przerwa (spacja); tak samo na końcu zdania potrzebna jest kropka, bo często je zjadasz (głodna byłaś jak to pisałaś? ;) )
    - Jeśli umrę to tylko po zemście Sarady. - zemsta Sarady to tak jakby Sarada się mściła. Lepiej użyć "po pomszczeniu Sarady"
    - Adrenaliny Adrenalina, nerwy, stres, motywacja a może wszystko razem?
    - (...) na klatce piersiowej plamy z zaschniętej juchy - proszę, błagam, zlituj się i więcej nie pisz tego słowa. Krew to takie normalne polskie słowo, a nie wiem czemu początkowi pisarze mają tendencję do używania zamiast tego "juchy" i to nagminnie.
    - Ogólnie to moment, w którym Sakura spada i znajduje się w wodzie oraz ostatnia scena są bardzo chaotycznie napisane. Rozumiem, że masz mało czasu ale czasem lepiej przeczytać drugi raz swój tekst i to na spokojnie, bo dla nas (autorów) coś jest oczywiste ale dla czytelnika niestety niekoniecznie.
    - przyjrzałam się Hinacie, wyglądała inaczej. - i znowu niepotrzebny przecinek. Kropka i już! Po co się roztkliwiać :D

    Mam nadzieję, że ten komentarz trochę Ci pomoże w pisaniu następnym razem ;)
    Jeżeli chodzi o sprawy fabularne. Cieszę się, że akcja nabiera tempa. Mam nadzieję, że Sakura nie będzie zupełnie bezsilna wobec Hinaty.
    Urocze było kiedy Sasuke się o nią troszczył. Zarówno w retrospekcji jak i podczas ataku Hinaty. Swoją drogą... Cóż się takiego stało, że ona aż tak się zmieniła? Coś ją opętało?
    Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie obrażam się - lubię takie komentarze. Są konstruktywne, motywujące (może w końcu będę każdy rozdział przed dodaniem sprawdzać...). Nie zgodzę się z jedną rzeczą, nie jestem "początkowym pisarzem" w sumie nie jestem wcale pisarką, po prostu blogerką i to od wielu lat SS, zaczynałam jako trzynastolatka? Coś takiego, więc po prostu zostało coś we mnie z dziecka (a mam obecnie 21 lat), dlatego dla relaksu i odstresowania piszę, bo to w sumie pomaga mi się skupić przed nauką. A do słowa "jucha" przekonałam się niedawno! :D

      Usuń
    2. No do juchy mnie za to nie przekonasz ;D

      Ale rozumiem o co chodzi, miałam bardzo podobną sytuację z jednym wyjątkiem. Zaczęłam rozwijać pasję do pisania i mimo że jakaś wybitna nie jestem to mogę się nazywać pisarką (a raczej chcę) ;)
      Przepraszam jeśli cię uraziłam takim określeniem :/

      Mam nadzieję, że mimo braku czasu jednak wstawisz niedługo kolejny rozdział ^ ^

      Usuń
    3. Nie obraziłaś, raczej wyniosłaś mnie tym określeniem na szczyt!
      Będę się starać jak najszybciej dodać coś, ale najpierw sprawdzić, więc trochę więcej czasu potrzebuję! :D A co piszesz, jeśli mogę spytać?

      Usuń
    4. W sumie to tak różnie. Ostatnio najczęściej jakieś fanfiki SasuSaku ale i mam dłuższą historię do Naruto (którą w sumie pisze od późnej podstawówki. wiadomo jak to jest. raz sie pisze raz nie, wraca się do tego po latach i nagle stwierdza, że trzeba wszystko od początku zacząć :D)

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń