czwartek, 28 września 2017

Rozdział 10

"Potok"

Czy było komu kochać kogo? 

Czy było komu walczyć z kim? 
Działo się wszystko albo nie 
tam albo nie tam.
(W. Szymborska)
                                                                                                                                                            

1.
Nie będę ukrywać, że rozgościłam się w jego mieszkaniu na dobre. Z kilku obiecanych dni zrobiły się dwa tygodnie. Co prawda z przerwami... Nawet dorobił mi klucze, więc gdy chciałam zaznać chwili spokoju potrzebnej do nauki, a jego na ostatni weekend nie było – korzystałam z zaproszenia, czy też bardziej pozwolenia. Dostałam własną szafkę przy łóżku. Zajęłam miejsce z widokiem na okno.  A także niewielką część szafy, chociaż jak na moje potrzeby i tak zbyt dużą.
Więc nie kocham, a jestem. Oddaje mu się gdy mam na to ochotę, a także gdy jej nie mam, ale ciężko przy takim mężczyźnie ugasić libido. Całuję i przytulam go. Niekiedy nie wiem, czy robię to wszystko mechanicznie, co w sumie mogłoby być formą wdzięczności wobec niego... To samo w sobie brzmi groteskowo, prześmiewczo. Na moje usta wstąpił sardoniczny uśmiech, był on skutkiem kierunku moich myśli. Chodziły mi po głowie dwa pytania, każde z innej skrajności. „Kocham go?” bądź „Jestem zwykłą kurwą?”.  Zwykła prawda. Zakochana, bądź sprytna. Jestem którąś z tych kobiet.
Naciągnęłam rękawy szarego swetra na dłonie. Obserwowałam w ciszy panoramę Tokio; mieszkanie miało taki niezwykły widok na miasto. Z jednej strony uderzało piękno, ale gdy lepiej się przyjrzeć widać biedę naszej stolicy. Westchnęłam. Odrywałam na tysiąc sposobów swoje myśli od czegokolwiek, co nie jest mi na rękę. Czułam się tutaj zaskakująco dobrze, nawet gdy go nie było. Przez ten ostatni czas poznawaliśmy się w każdej dziedzinie życia. Spokojnie, bądź dziko. Niekiedy nie odpowiadały nam nasze przyzwyczajenia, ścieraliśmy się. Może nawet kłóciliśmy. Jednak czułam, gdzieś w środku duszy, że ja go tam znam. Że jego zachowanie mnie nie dziwi, że właśnie tego się po nim mogę spodziewać. Gdy na kilka dni wróciłam do akademika – zaprzątał moje myśli. Siedział niczym najwstrętniejszy chochlik w mojej głowie. Z czasem pojawiły się jakieś emocje. Pragnęłam być pierwszą i ostatnią jego myślą, chronić tego mężczyznę przed upadkiem, ale także wspierać, i dopingować z cicha jego sukcesy. Czy to miłość? Czy ja potrafię kochać? Ta myśl wracała niczym bumerang.
Przeczesałam wolną dłonią swoje włosy. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 22:03. Byłam zmęczona ciągłą nauką i siedzeniem w szpitalu. Przeciągnęłam się niczym kotka i ruszyłam do łóżka, jego sypialni, przepełnionej jego zapachem. Ja zaś byłam tam dekoracją.

2.
Poniedziałek mijał zadziwiająco szybko. Ciepły wiatr bawił się moimi niesfornymi włosami, które wychodziły z koka na mojej głowie. Trzymałam w żelaznym uścisku encyklopedię anatomii człowieka. Tak naprawdę miałam już wolne od godzin 13:45 co bardzo rzadko mi się zdarza i wręcz nie wiedziałam, co mam zrobić z tym pozostałym czasem. Nie poszłam na praktykę do szpitala, nie zasiedziałam się też zbyt długo w bibliotece. Ruszyłam po konkretną książkę i ku mej uldze było jeszcze parę dostępnych egzemplarzy, w tym ze dwa z możliwością wypożyczenia. Przeszłam obok niewielkiej kawiarni, jednak szybko zawróciłam. Stanęłam przed witryną. Obserwowałam urokliwy środek ów miejsca. Mały ruch, klienci zapatrzeni byli w magazyny, papiery, tablety, ebook’i. Skusiłam się by tam wstąpić. Zajęłam wolne miejsce w rogu przy witrynie, z której widziałam bibliotekę uniwersytecką. Rozebrałam się z ramoneski, książkę odłożyłam na stolik i poszłam zamówić ziołową herbatę. Mieli o smaku marakui. Uwielbiam ten przedziwny smak.

Myśl, że Sasuke nie pojawił się kolejny dzień przeszła na dalszy plan. Zatopiłam się w robieniu notatek na temat serca, o ironio. Tętnic doprowadzających tlen, żyłach, nerwach, budowie. Chłonęłam każdy szczegół by przygotować się na jutrzejsze kolokwium. Mam już sporo notatek na ten temat, jednak pamięć trzeba odświeżać. Hipokamp w naszych mózgach to lubi, a także potrzebuję. Niezbyt zwracałam uwagę na otaczającą mnie przestrzeń. W sumie czułam się w kawiarence bardzo dobrze. Była przytulna, w tle grała spokojna muzyka, obsługa była bardzo miła. Pochłonęła mnie nauka, a reszta zeszła na dalszy plan. Poczułam się chociaż przez chwilę tak jak dawniej.

- Cześć Sakura – ledwie usłyszałam te dwa słowa. Speszona podniosłam głowę i ujrzałam twarz o nienaturalnym białym kolorze. Czarne oczy, które wcale nie cieszyły się na mój widok oraz wąskie usta z fałszywym uśmiechem. Zagryzłam wargę, rozejrzałam się dookoła niepewnie. Nawet zagapiłam się w okno. Świdrowałam przestrzeń czujnym wzrokiem, przełknęłam ślinkę. Wiedziałam, że czegoś szukam, jednak nie do końca samo sobie to sprecyzowałam. Może oczekiwałam Tsuned Sensju wyłaniającej się zza rogu? 
- Cześć – odpowiedziałam niepewnie. Odłożyłam długopis. Spojrzałam w pustą filiżankę. – Przyszedłeś na kawę, Sai? – zapytałam spanikowana. – Jeśli tak, to zaraz zwalniam stolik – nawet nie pamiętałam, czy jakikolwiek był wolny. Po prostu szukałam pretekstu do ucieczki. Nie chciałam przebywać w jego towarzystwie. Ten pokiwał przecząco głową przyglądając mi się poważnie. W jego ciemnych tęczówkach nie zauważyłam żadnych uczuć. 
- Mam do Ciebie sprawę – rzekł pewnie. Obłudny uśmiech zszedł z jego oblicza, jakby kurtuazje uznał za zbyteczne. Na widok tak porcelanowej twarzy miałam gęsią skórkę, a nieprzyjemny dreszcz przeszedł mi po karku. Poczułam jak moje mięśnie się napinają.
- Nie jestem w stanie ci pomóc – odparłam bez zastanowienia, pakując notatki. Spokojnie, powoli. Równo, kartka na kartce. W kostkę. – Cokolwiek by to nie było – dodałam szybko. Zbyt gwałtownie. Czułam jak mi się przygląda tymi upiornymi oczyma. Jakby głębiej im się przyjrzeć widać popękane naczynka, a także żółte plamki.
- Dogadajmy się  - stwierdził stanowczo. Jego dłoń wylądowała na moich notatkach, co miało na celu bym zwróciła na niego swoją uwagę. Westchnęłam bezsilna. Kiwnęłam głową by zaczął tłumaczyć sprawę, w jakiej mnie szukał. Bo podejrzewam, że to nie przypadek, iż spotykam go już drugi raz w tym miesiącu. – Chodzi o naszego ojca – powiedział spokojnie. Serce zaczęło mi walić, przełyk palić, a ręce pocić. Przetarłem niezręcznie dłonią usta by rozluźnić chociaż trochę mięśnie. Tego się nie spodziewałam... Coś we mnie się skurczyło.
- Nie mam ojca – rzuciłam oschle. Nie skomentował tego, tylko spojrzał na mnie z pewnego rodzaju niechęcią. Cała ta sytuacja była patowa dla mnie. Nadal nie miałam pojęcia do czego dąży, ale z każdą sekundą coraz mniej chciałam tu być. Myśli zaczynały kotłować się w mojej głowie. Stres brał górę nad rozumem. Na samo wspomnienia Senju, całej tej rodziny z resztą, zaczynało mi się robić niedobrze. Owładnęło mną surrealistyczne uczucie, jakbym grała w telenoweli.
- Musisz mu pomóc, a także mojej matce. Jakaś kobieta pozwała go o molestowania, a śledczy ze Stanów zaczęli niebezpiecznie głęboko szperać w jego przeszłości, aż doszli do jego kochanki i… - przerwałam mu gestem ręki. Spakowałam resztę notatek, narzuciłam na siebie kurtkę ignorując Sai’a. Siedzieliśmy w milczeniu, mierząc jeden drugiego wzrokiem. Wyglądał na skonsternowanego. 
- Ta kochanka... – wycedziłam z wyższością. – To moja matka. Która przez mężczyznę, którego nazywasz ojcem, była regularnie bita i gwałcona. Nie była jego kochanką, a jeśli nawet to jestem pewna, że o tym nie wiedziała. Nie pomogę mu za nic w świecie. Niech za wszystko co zrobił zgnije w więzieniu, czy się wybroni za górę forsy – rzuciłam mu lodowate spojrzenie. - Słuchaj mnie uważnie, bo więcej się nie powtórzę. Gówno mnie obchodzi ta kanalia – warknęłam bliska wybuchu złości. – Masz niezły tupet by prosić o pomoc – wstałam od stolika zakładając torebkę i podnosząc swoją encyklopedię. Chciałam odejść, ale stanął przede mną. Wyższy o pół głowy, z pustym wzrokiem i zaciśniętymi wargami. Przerażał mnie, lecz nie chciałam dać tego po sobie poznać. 
- Zrozum, robię to dla matki – starał się ciągnąć nieudolnie temat. Prychnęłam. Chciałam go wyminąć, ale torował mi drogę. – Masz tylko powiedzieć, że oskarżenia niejakiej Rin Haruno są nieprawdziwe i spowodowane z zawiści – przyglądałam się mu z odrazą. Kipiałam już teraz ze złości. Obrażał godne kobiety w imię tego szui? Zresztą „szuja” to za mało powiedziane! Według mnie nawet wyrok śmierci to za mało za jego grzechy. Spojrzałam mu w oczy, odsunął się niepewnie o krok ode mnie.
- Zapomnij – wysyczałam. - Idź. Do. Swojej. Babci. – każde słowo przechodziło mi przez gardło niczym brzytwa rozdzierająca tkankę. Wyminęłam go, gdyż bałam się upadku resztek swojej godności. Wychodząc z kawiarenki nie wiedziałam nawet, która jest godzina, ani czy ludzie nas odsłuchiwali. Mój krok był nazbyt szybki, oddech urywany. Walczyłam by łzy nie spłynęły po moich policzkach. Obrażać tak moją ciotkę i matkę?! Plamić pamięć zmarłych kobiet?! Potrącałam ludzi na chodnikach, którzy krzyczeli w moją stronę wulgaryzmy, bądź mnie ignorowali. Byłam tylko cząstką tego wielkiego miasta. Nikim specjalnym. Nogi niosły mnie tam, gdzie serce znaleźć się chciało. Do apartamentu Sasuke. Do idylli samotności podczas jego nieobecności. Chociaż i tak to czego potrzebowałam to była jego bliskość. Jego dotyk... Gdy w końcu przekroczyłam próg – rozpłakałam się. Rzęsisty potok łez toczył szlak na mojej twarzy, a ja nie miałam sił aby go zahamować. Usiadłam w przedpokoju, poczułam jak siły opuszczają moje ciało. Nie wiem nawet kiedy zasnęłam oparta o ścianę przedpokoju. Zasnęłam, bądź straciłam przytomność z nadmiaru emocji. To jednak nie jest ważne.

3.
Chodziłam w dresie po mieszkaniu. Uspokojona, najedzona i w wierze, że wyuczona na jutro. Kolejny raz nawet nie zajrzałam do swojego pokoju w akademiku. Mieszkam u Sasuke, ale podczas jego nieobecności nie kontaktujemy się ze sobą. Mamy sprawy, które wymagają od nas stuprocentowego zaangażowania. Nie ma miejsca na robienie niczego po łebkach.  Przeciągnęłam się wpatrując uporczywie w ekspres, jakby to miało przyśpieszyć jego pracę. Coś co uwielbiam w kuchni Uchihy to wyposażenie. Nowoczesne wyposażenie, o którym nigdy mi się nie śniło. To była kuchnia jak z katalogu. Oczywiście sprzęt do robienia kawy, który w opcji ma Cafe Latte, którą uwielbiam. Z resztą uwielbiam każdą kawę, która ma w sobie więcej mleka niż kawy, albo chociaż pół na pół. Zaśmiałam się pod nosem. 
Przyznać muszę, że trochę myszkuję po jego mieszkaniu. I nagle przypomniało mi się o pewnym bordowym, skórzanym kartoniku, czy też kuferku. Zagryzłam wargę i z kawą ruszyłam do sypialni. Wiem, że jest to niegrzeczne z mojej strony, delikatnie mówiąc, ale ciekawość jest znacznie silniejsza. Wygrzebałam znalezisko z wnętrza mebla i chwilę mu się niepewnie przyglądałam. Trochę się stresowałam, gdyż nie wiedziałam kiedy on wróci. A gdy mnie przyłapie? Może to coś wstydliwego? Może intymnego? Albo to jakieś ważne dokumenty, czy pieniądze? Zagryzłam wargę.
- Tylko zajrzę – szepnęłam do siebie usprawiedliwiająco. Przymknęłam oczy, złapałam za wieko. Wzięłam głęboki oddech, a pudło otworzyło się bez najmniejszego problemu.  - Hmm – zamyśliłam się spoglądając na górną część. – Myślałam, że jednak nie pójdzie mi z tym tak łatwo – mruknęłam pod nosem.  Zaśmiałam się samo do siebie i popiłam kawy. Wyciągnęłam pełną białą, dużą kopertę. Nawet kilka takich, a także skórzany album. Album na zdjęcia. Zachłysnęłam się powietrzem, a ciekawość przysłoniła zdrowy rozsądek.  Miałam głęboką nadzieję, że jest on zapełniony po brzegi. Już miałam otwierać, gdy rozległ się dźwięk telefonu. Szybko wstałam i zaczęłam kroczyć w kierunku dźwięku, a wręcz pognałam za nim, jakby się miał spalić, gdybym nie odebrała. Spojrzałam na wyświetlacz. Nieznany numer. Wahałam się czy go odebrać. Zagryzłam wargę, zamknęłam oczy, wzięłam głęboki oddech, po czym wcisnęłam zieloną słuchawkę. Jedyny dźwięk do aparatu to mój oddech, a raczej sapanie. 
- Sakura, tu Sasuke – wypowiedział to tak naturalnie, jakby znał bój mych myśli. Z ulgą odetchnęłam głęboko i opadałam lekko na kanapę w salonie. - Czemu odbierasz nieznane połączenia?
Zmroziło mnie. Czy on mnie właśnie sprawdza? Niczym dziecko? Przełknęłam ślinę. W głowie migotała czerwona lampa, a gdyby opisać odgłos przy tym miganiu byłby to nieznośnie wysoki dla uszu ludzkich pisk. Przetarłam czoło. Nie odzywamy się od kilku dni, nie widzimy się od tych cholernych kilku dni, a on pierwsze co ma mi do powiedzenia to to?! Rozejrzałam się po pokoju, który był słabo oświetlony. Szukałam czegoś co odciągnęłoby moje myśli od tego dziwacznego pytania. „Dziwaczne?” Co to w ogóle za określenie? – Jesteś tam? – jego męski, pewny siebie głos oderwał mnie z rozmyślań o sprawach błahych o charakterze językoznawczym. 
- Tak, tak – zająknęłam się speszona. Przygryzałam nerwowo kciuk. W brzuchu czułam motylki.  Mam rozdwojenie jaźni, ja cierpię na rozdwojenie jaźni! 
- Jesteś u mnie? – zapytał prosto z mostu. Czułam się jak podczas rozmowy kwalifikacyjnej. Brakuje pytania, czy widzę siebie przy jego boku za parę lat z gromadką dzieci, a także z porzuconą karierą zawodową na rzecz dbania o niego. Moje myśli są niedorzeczne, jak sytuacja. Patowa sytuacja, w której się znalazłam. W mieszkaniu tak naprawdę obcego mężczyzny, sama od kilku dni. No utrzymanka, jak byk! Kto tego nie widzi ten fujara! Tak powinno się krzyczeć, gdy mnie widać na ulicy wśród ludzi.  Westchnęłam głęboko marszcząc brwi. 
- Jestem. Czemu pytasz? – chciałam raczej zapytać, czy się mną znudził i w związku z tym mam wracać do obskurnego akademickiego pokoju, ale nic takiego nie nastąpiło. Usłyszałam tylko długi spokojny oddech, jakby mój rozmówca, Sasuke, poczuł ulgę na tę wiadomość. 
-Cieszy mnie to, Sakura – odparł. A ja widziałam ten jego półuśmiech na ustach. Ten, który mnie kręci. - Czy to nie dziwne? – wypaliłam nagle bez zastanowienia. Nie dałam dojść mu do słowa, tylko szybko dokończyłam swoją myśl. – Że siedzę w twoim apartamencie pod twoją nieobecność, Sasuke? – „i myszkuję po twoich szafach” dodałam w myślach.
- Dla mnie nie – doszedł męski, aksamitny głos z słuchawki. Od kiedy on ma aksamitny głos? Czy to już tęsknota, a może ma inny głos przez ten sprzęt? – Tym bardziej, że pewna wieść poszła w eter – dodał dumnie. Dumnie? On był zadowolony? Ale z czego? Cholera ze stresu zapomniałam co oznacza słowo „eter”? Co, co, co? Rozglądałam się po półkach w poszukiwaniu słownika. Mimo że wiedziałam, iż to bezcelowe działanie. I nagle bach! No przecież „eter” to związek organiczny, pochodna alkoholu. Ale co ma do sytuacji alkohol? Jaka ja głupia, jaka ja głupia – powtarzało moje alter ego.  To tylko rozmowa telefoniczna z facetem, u którego pomieszkuję, z którym zaczęłam chodzić do łóżka. Zachowuję się niczym trzpiotka. 
- Ach – mruknęłam. Zrozumiałam w końcu jego grę słów.  I nagle dostrzegłam drugie dno wypowiedzi. Tak jakby, pocieszyłam się. – Ale o czym ty mówisz?
Cisza po drugiej stronie była dołująca. Nienaturalna dla zmysłów.
- Wieści o moim mieszkaniu z kobietą się rozchodzą – powiedział to naturalnym, spokojnym tonem. – Muszę kończyć. Będę pod koniec tygodnia, Sakura. Liczę, że gdy przyjadę to ciągle będziesz – rozłączył się. Z błazeńską miną wpatrywałam się już w wygaszony ekran. Pokręcony jakiś. Ewidentnie nie łącze jakichś faktów, trybiki dziś strajkują w moim mózgowiu. 

4.
Po rozmowie, znów wrócił mój kusiciel. Mój głód wiedzy na temat przeszłości Sasuke przysłaniał dzisiejszy wieczór. Chciałam się czegoś dowiedzieć ponadto co sam o sobie, niezbyt chętnie przyznać muszę, mówi. Otworzyłam skórzany, ciemny album. Wyglądał dość ekstrawagancko. Widziałam jego zdjęcia z imprez, libacji… po prostu z czasów studenckich. Od razu zauważyłam, że na znacznej części zdjęć był Kiba, a także Naruto. Uśmiechnięci od ucha do ucha, jak to oni. Wystarczy ich kilka razy zobaczyć, a masz od razu ich wesołe twarze przed oczyma.  Przeglądałam kolejne zdjęcia, zdarzały się także polaroidy. Naprawdę zabawne. Stawia to Sasuke, branego adwokata Tokio, w zupełnie odmiennym świetle. Niejednokrotnie pijanego, roześmianego,  wręcz był to uroczy obrazek dla mego oka. Zamknęłam album z rozmarzonym uśmiechem na ustach, a bliżej nieokreślonym jeszcze dla mnie uczuciem w stronę osoby czarnowłosego mężczyzny. Upiłam łyk zimnej kawy, na co się skrzywiłam. Sięgnęłam po jedną z wypchanych kopert, a zdjęcie które się wysuwała z drugiej zahipnotyzowało mnie. Dziwnie puste, ale jednocześnie wabiące oczy przyglądające się ów postaci. Twarz miała powabną, pociągłą o porcelanowej cerze; była niczym z obrazka.  Czarne włosy z granatowymi refleksami. Nawet nie zauważyłam innych postaci na zdjęciu, byłam tak oczarowana kobietą o niebanalnej urodzie, choć dość surowej. Odwróciłam zdjęcie, ciekawa czy jest podpisane. Ku memu szczęści tak było. Mikoto, Sasuke, Itachi, Fugaku Uchiha. Tylko tyle. Przyjrzałam się mężczyźnie. Miał zmarszczki u dołu ust, osobliwie wygięte usta, czego nie byłam w stanie opisać. Wydawał się nieprzyjemny na pierwszy rzut oka, ale gdyby przyjrzeć się twarzy – wyglądał na rozczulonego spoglądając na synów. Ta fotografia mogła mówić wiele. Zapewne to byli rodzice i brat Sasuke. Przemija mi przez pamięć, że coś tam o rodzicach wspominał, ale o bracie? Chyba nic. Potarłam prawą ręką usta. Niemniej mój wzrok ciągle wracał do kobiety. Wyjęłam kolejne zdjęcie, był to portret Mikoto. Odłożyłam je na bok. Po kilkunastominutowych oględzinach cieszyłam się, że tak uczyniłam. To były jedyne dwa zdjęcia z tą tajemniczą kobietą. Odłożyłam wszystko na swoje miejsce, a portret mamy Sasuke włożyłam do swojego portfela. Wiedziałam, że nie powinnam, a mimo wszystko, zrobiłam to. Zaintrygowanie wygrało.

5.
Wtorek był już cięższy. Poranne kolokwium nie było, aż takie proste co mnie zaskoczyło. Byłam pewna, że jestem wyuczona. Mówiłam sobie, że kolejny raz przesadzam. Nie uczyłam się tego pierwszy raz, tylko któryś z rzędy. A także enty raz podchodziłam do tego organu z innej perspektywy. 
Słoneczny dzień przesiedziałam na uczelni. Do końca maja odwołali nam praktyki w szpitalu ze względu na jego remont. Chciałam zapytać opiekuna co jedno ma wspólnego z drugim, ale dojrzale ugryzłam się w język. Było po ósmej wieczorem, a ja dopiero przekroczyłam próg wydziału medycznego. Byłam zmęczona, ale wiedziałam, że pewnego rodzaju mam ułatwienie. Brak godzin w szpitalu daje więcej czasu na wyuczenie się teorii, luźniejsze dni, a potem sesja nie powinna być tak straszna. W czasie, gdy moje myśli zaprzątały mi głowę byłam już pod swoim pokojem w akademiku. Jak tylko otworzyłam drzwi uderzył we mnie pewnego rodzaju zaduch. Najwidoczniej TenTen ostatnio również rzadko tu zaglądała... Rozejrzałam się po pokoju. Na jej łóżku leżała torba treningowa. Podeszłam i wąchałam jej okolice. Do moich nozdrzy doszedł taki swąd, iż od razu się cofnęłam. 
- Odrażające, a także obleśne – mruknęłam. Spakowałam do płóciennej torby potrzebne mi rzeczy. Wychodząc zatrzymałam się na piętrze Ino. Właśnie, Ino. Dawno się z nią nie kontaktowałam. Najwyższy czas otworzyć usta, bądź co bądź, do swojej najlepszej przyjaciółki. Zapukałam raz, potem drugi, a następnie trzeci. Nic, cisza. Już miałam odchodzić, jednakże drzwi się uchyliły.
-O! – do mych uszu doszedł zszokowany pisk. Przyjrzałam się blondynce, która wyglądała jakby przysnęła na książce. Niebywające, nie dowierzam by ona aż tak studiowała podręczniki. – Kogóż moje oczy widzą – zakpiła, a krzywy uśmiech tak bardzo do niej nie pasował. Po chwili przytuliła mnie mocno, za mocno. 
- Dusisz mnie – mruknęłam. Szybko mnie puściła i wciągnęła za rękę do swojego pokoju, niezbyt wyglądającego na akademicki. Widziałam, jak zagryza wargę i przewierca mnie na wskroś swymi niebieskimi, dużymi oczyma, raz po raz zaczesując idealnie leżącą grzywkę. – Ino?
- No mów! – krzyknęła ciągnąc mnie na łóżko. Czułam się niepewnie, trochę wystraszona.  Niezbyt wiedziałam co się dzieję. Ona zaś tryskała energią i była podekscytowana, nader niż zwykle. – Dlaczego muszę dowiadywać się o tobie i Sasuke od Kiby? – walnęła mnie otwartą dłonią w ramię. Osłupiałam. Jestem w związku, takim formalnym? Od kiedy? Zapowietrzyłam się. Nagle przypomniało mi się słowo „eter” i zrozumiałam przesłanie. To jego znajomi byli tą przestrzenią! Wydukałam w odpowiedzi jakieś pojedyncze samogłoski, ni ładu, ni składu to nie miało.
- Pogadamy o tym w piątek? – zapytałam wstając niezdarnie, gdyż walnęłam się w piszczel. Yamanaka pokiwała tylko energicznie głową w geście zgody.
- Znajdę nam przytulny pub, mam jeden na oku – mrugnęła do mnie porozumiewawczo, co sensu dla mnie nie miało wcale. – Tylko wtedy opowiesz mi wszystko ze szczegółami – pożegnałam się i ruszyłam do mieszkania Sasuke. Oficjalnie razem? Jakiś kosmos, muszę z nim o tym porozmawiać.

6.
Spoglądałem z tarasu w niebo. Pokój hotelowy nie miał najwyższego standardu, ale nie będę narzekać. Księżyc był w pełni i oświetlał ciemną noc blaskiem Słońca. Nie mogłem zasnąć. Bez niej było mi trudno, sny powracały. Te same, z tymi samymi sytuacjami. Gdybym tak zauważył w nich coś nowego? A może to moja podświadomość podrzuca mi jej obraz? Zawsze wiem, że to ona. Pomimo różnic w wyglądzie. Jednak myśl, że czeka na mnie w moim mieszkaniu, że się tam pomału zagnieżdża napawa mnie pewną satysfakcją. Jestem dla niej ważniejszy, niż chcę przyznać nawet przed samą sobą. Byłam ciekaw, czy ona też ma takie sny? Zaśmiałem się gardłowo. Kpina, jest to wiadome – nie ma. Według mnie to jakieś urojenia, które nie chcą mnie opuścić. Jednak wydają się takie prawdziwe. Zaczynam się zastanawiać nad prześwietleniem chociażby jednej z tych historii. Ile ich było? Jedna, czy trzy? Zamieszałem szklankę whiskey. Tak naprawdę to nie głupi pomysł. Jakbym zaczął spisywać jakieś szczegóły? Imiona? Gdyż nazwiska rzadko się pojawiają, bądź w śnie nie jest się w stanie ich zapamiętać. 
- Uchiha, zwariowałeś – powiedziałem pod nosem, upijając spory łyk trunku.

7.
Czułam chłód przenikający moje ciało, natomiast żar palił moje wnętrzności. Nie mogłam się ruszyć. Świdrowałam zdemolowany dom wzrokiem, ale nie mogłam nim dotrzeć w kąt, na koniec swojej lewej ręki. Tam powinna leżeć Sarada, której nie udała mi się schować. Nie myślałam o tym. Czekałam, aż przyjdą i nas zastrzelą. Jednak teraz wiem, czeka mnie za tą decyzję piekło. Nie słyszałam płaczu, nie byłam wstanie wyczuć jej oddechu. Serce matki mówiło wprost i bez ogródek: twoje dziecko zostało zmordowane, a ty zdychać będziesz w męczarniach. Nie mogłam załkać, zaczynałam tracić wzrok. Rozmazany obraz zaczynał czernieć. Skrzyp spróchniałego drewna doszedł do moich uszu. Stukanie obcasami, aż zapadła cisza. Po raz enty. Chciałam wydać głos, zamiast tego z moich ust zaczęła sączyć się krew. 
- Nie żyje? – kobiecy głos, niewyraźny doszedł do mnie. Ktoś kopnął mnie w plecy. Przymrużone oczy nie pomagały. Ów osoby kręciły się po domu splamionym krwią i wojną.
- Dziecko na pewno – męski, rzeczowy ton przeciął powietrze niczym brzytwa. Zakrwawione zawiniątko upadło przy mojej twarzy. Wewnętrznie krzyczałam, miotałam się i błagałam o pomoc dla swojego dziecka. Nosiłam je w trudach dziewięć miesięcy, by pod koniec ciąży trafić z Sasuke do swojej matki. On nigdy jej nie zobaczył. Przy porodzie zwerbowali go jako rekruta. Chociaż pogłoski mówiły, że maczała w tym palce jego rodzina, która chciała go ocalić. Nie wliczając w plan jego ubogiej, a nadmiar złego ciężarnej żony. Nawet w tak trudnych czasach byłam hańbą dla rodziny.
- A ona? – kobiecy głos wydawał się drżeć z niepokoju. 
- Zależy – odparł mężczyzna. Frustracja narastała, nie mogłam ich dostrzec. Miałam wrażenie, że nie do końca cieszy ich fakt, iż oddycham ostatkiem sił. Moje płuca, tak myślę, zalewały się płynem. Czy to była krew? Czy miałam utonąć, bądź zadławić się od własnej posoki? – Możemy ją zostawić na pastwę losu, a w przeciągu piętnastu minut umrze w torturach – głos zawiesił się w przestrzeni na moment. – Albo sama ją wykończ.
Cisza, która mnie okalała była nieznośna. Tak samo jak palenie przełyku, krztuszenie się własną krwią, chłód skóry. A także rozpacz, strach, żal. Sa-ra-da…
Niespodziewanie zauważyłam zarysy rozmazanej twarzy. Jasna cera, zaróżowione policzki – laleczka porcelanowa. Twarz okalały granatowo-czarne włosy. Kolejna fala krwi chciała wydostać się z płuc.
- Dla Sasuke będzie lepiej. Trzeba zmyć tę hańbę – kobiecy, drżący głos doszedł stłumiony do mnie. W brzuchu rozlało się ciepło. Nie mogłam ruszyć ręką, zrobiło mi się słabo. I na moment wzrok się wyostrzył. Przed samym końcem ujrzałam twarz. Twarz oprawcy, który mógł pomóc, lecz wolał zadać cios ostateczny. Mi-ko-to…

Przebudziłam się cała spocona. W ustach miałam nieprzyjemny posmak, a język lepił się do podniebienia. Zamlaskałam kilka razy, nie odrywając myśli od tego co ważne. MI-KO-TO. Wyskoczyłam z łóżka i ruszyłam zestresowana do torebki, która leżała w przedpokoju. Drżącymi dłońmi szukałam w tym bałaganie portfela, ale jak na złość umykał przed mymi dłońmi. Oczy zachodziły mgłą lub łzami, sama już nie wiem. Nic nie wiem. Mam! Odpięłam zamek, ledwo co upuszczając go na podłogę. Zapaliłam po omacku światło. Chwilę potrwało nim wzrok się przyzwyczaił. Tył zdjęcia - niebieskim piórem podpisane. Napis głosił Mikoto Uchiha. Odwróciłam je ze strachem. Ten kształt, ten wzrok, ta kobieta. To kobieta z mych snów.
- Mi-ko-to – zaakcentowałam ze strachem każdą sylabę. Nie wiadomo kiedy łzy leciały po policzkach, jakby gdzieś tam w środku pękła tama. Bałam się.

___________
Poszło. Myślę, że idziemy w dobrą stronę. Zapraszam w dalszym ciągu na fejsa, naprawiłam link! Dam daję informację na bieżąco. A dla mnie możesz zostawić swoją opinię, dobrą czy złą, byleby konstruktywną! :)

5 komentarzy:

  1. Łoooo kobieta teraz to zaszalałaś! Końcówka mnie zafascynowała, nie spodziewałam się, że Sakura połączy fakty i połączy Mikoto ze snów z tą żyjącą. Zaintrygowałaś mnie tym! Jestem bardzo ciekawa jak się to skończy.
    Trzymaj się ciepło i jeszcze raz dziękuję za polecenie mnie na fb :3
    ~ Kropcia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! Chociaż raz byłam pierwsza i w dodatku zostawiłam pierwsza komentarz ;D

      Usuń
  2. Jestem lekko w szoku przez pewną scenę xDDDDD Na fb wyjaśniłam o co chodzi xDD

    I o matko jak mi smutno, że tyle czasu bez siebie spędzają. No poważnie. I bardzo rozkoszne jest to, że Sakura u niego mieszka xD W sumie jak myszkowała i ten telefon zadzwonił, to miałam przeczucie, że to Sasuke, ale! co ciekawsze, myślałam też, że ma tam kamery xDDDDDDDDDDDDDD I zadzwonił do niej, żeby jej walnąć takim tekstem "przeszukujesz mnie?"

    Interesujące jest to jak pokazujesz ich wcześniejsze wcielenia. Nie kończyły się one zbyt dobrze, przez co mam wrażenie, że i w tym życiu nie będzie im lekko. A końcówka mnie troszeczkę w tym utwierdziła.

    I jeszcze jak ona do domu przybiegła z płaczem po rozmowie z Saiem, to ja myślałam, że Sasuke tam będzie, wiesz? Smutno mi było, że jednak nie :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach! Za wcześnie komcia zatwierdziłam ;/
      Mega scenka z Saiem i Sakurą. Miałam taki szok na twarzy wymalowany, że łolaboga!

      Buziaczki :*

      Usuń
  3. Osz ty kurna ... Spodziewany szok , ale kurde super to napisałaś, całość zdaje się bardziej spójną niż ostatnio. I Haruno w tym wszystkim jest najprawdziwsza, brakuje mi Sasuke , troszkę go mało, ale jego wypowiedzi są idealnie dobrane. Na tyle skąpe i ociekające w treść jak na Uchihe przystało, trochę się bałam że Sakura odkryje kopertę od Karin z jej obserwacji , wtedy nie było by ciekawie . Samo to że dziś Sakura dowiaduje się o Mikoto. Nie za szybko i nie za wcześnie ... Mega plus. Publikuj częściej bo się wkręciłam a teraz to już wgl bo akcja się szybko toczy i w końcu sny zaczynają mieć znaczenie . 😍

    OdpowiedzUsuń