"[…] spuść czysty deszcz by zmieszał się ze łzami
nasi umarli niechaj śpią w zieleni
niech żal uparty nie estymuje czasu
a żywym niechaj rosną serce od miłości"
Dover, cicha mieścina w Karolinie Północnej. Spokojne, a także słoneczne i upalne o
tej porze roku. Skwar lał się z nieba, złote promienie słoneczne grzały ziemię, a powietrze było tak parne, że nie szło oddychać. Tylko woda dawała ludziom ukojenie pod
każdą postacią. Tak właśnie relaksowały trzy kobiety. Rozłożyły mały basen wypełniony chłodną wodą,
włączyły zraszacze, które orzeźwiały i przyglądały się swoim pociechom. Jedną z tych pociech była mała
dziewczynka o czarnych włosach do ramion, niesfornie wypadających jej z kitki,
którą co chwilę bezwiednie poprawiała. Uśmiech nie schodził z jej twarzyczki, gdy bawiła się
ze swoim trzyletnim rówieśnikiem Inojim, chłopczykiem o amerykańsko-japońskiej
urodzie. Miał blond włosy i niebieskie, ale skośne oczka, a także delikatną, jasną
wręcz pergaminową cerę. Dzieciaki śmiały się i chlapały wodą, latając od jednego
zraszacza do drugiego, a potem chlup! Do wody! Oczywiście pod czujnym okiem
swoich mam, a także babci Mebuki, starszej, zadbanej o zielonych oczach blondynce.
Cieszyła się z niespodziewanej wizyty swojej jedynej córki, a także jej przyjaciółki z
dzieciństwa. Dom za każdym razem ożywał, gdy przyjeżdżała w odwiedziny.
-Być może Sakura, Inoji będzie twoim zięciem – zaśmiała się młoda, długowłosa
blondynka, a jej niebieskie oczy były zamglone od niewielkiej ilości czerwonego
wina, które Mebuki wraz z Ino piły. Było pół-słodkie i dobrze schłodzone.
-Ino – skarciła ją Mebuki, przyglądając się dwóm brzdącom. – Zamiast o przedwczesnych małżeństwach, lepiej porozmawiajmy o rodzeństwie dzieci – spojrzała wymownie na swoją
córkę. Ona sama żałowała, że nie mogła mieć więcej dzieci, dlatego coraz
częściej mówiła o tym córce. Chciała by jej wnuczka miała rodzeństwo. Sakura machnęła ręką, którą wachlowała swoją
twarz. Było jej zbyt duszno, powietrze było tak gęste, że czuła iż nawet ono
się do niej lepi. Spojrzała w bezchmurne
niebo.
-Poczekajmy do piątej, szóstej po południu, a chmury przygnają do nas nie
wiadomo skąd – mruknęła najstarsza kobieta przegryzając ciastko, które nijak pasowało do pitego wina.
-Takie uroki Karoliny, tutaj może się coś stać z niczego – zaśmiała się Ino.
Sakura w towarzystwie najbliższych sobie kobiet czuła się bardzo swobodnie, niejednokrotnie
potrzebowała takich wypadów. Rodzina Sasuke, jej męża, była bardzo ułożona, aż
za bardzo. Pomimo tego wyszła za niego, bo to z nim chciała spędzić życie, a
nie jego rodzicami. Co prawda teściowa nie była jej przychylna, ale nastał w końcu taki czas, kiedy się tym nie przejmowała. Westchnęła.
-Powinnam wyjechać z Saradą najpóźniej o siódmej – rzekła niechętnie, zagryzając wewnętrzną stronę policzka. Czas w
jej rodzinnym domu tak szybko mijał, iż nie była pewna czy spędziła z matką
godzinę, a może cały dzień. Spojrzała na roześmianą córkę, która dłońmi zasłaniała
się przed zraszaczem. Sarada śmiała się do rozpuku.
-Sasuke, spokojnie – mówiła młoda
kobieta z nutką znużenia w głosie. Starała się skupić na prowadzeniu samochodu, jednak w ulewnym deszczu
było to utrudnione. Jechała za autem
przed sobą; była w stanie dostrzec tylko jego tylne światła. Siedziała mu na
ogonie, bojąc się żeby nie skręcił szybciej niż prowadzi droga prosto na
autostradę, ponieważ musiałaby stanąć mając znikomą widoczność. Przełknęła
ślinkę. Radio odbierało, ale co chwila pojawiał się szum, który zniekształcał
słowa dziennikarza, informującym właśnie o trudnościach na drodze. – Tutaj tylko
pada, dość mocno, ale nie słyszę grzmotów, ani nie widać błyskawic –
powiedziała patrząc na drogę i mrużąc oczy. Spojrzała we wsteczne lusterko.
Dwuletnia córeczka słodko spała, delikatnie pochrapując.
-Jesteś pewna? – dotychczas stanowczy, męski głos zdradzał zaniepokojenie.
-Tak – odparła zmęczona jego nieustannymi pytaniami. Burza szła w przeciwnym
kierunku jej jazdy, więc chciała jak najszybciej wyjechać spod obławy czarnych
chmur, które bezlitośnie z całych sił parły na przód. – Matka mówiła, że też
przeszło obok ich wioski i burza ruszyła w kierunku New Bern. A gdzie New Bern
mnie obchodzi skoro ja jadę do Releigh – zaśmiała się kobieta, jednak śmiech ten nie był szczery ani przekonujący. Lewa ręka drżała
jej na kierownicy ze stresu. Starała sama siebie pocieszyć, ale bała się siły
natury. Tak naprawdę nie można być nigdy pewnym żywiołu. On zmienia się z sekundy na sekundę.
-Dobrze, to uważajcie na siebie – powiedział z troską. – Jedź prosto do North
Releigh – rozkazał jej. Kobieta szybko się rozłączyła. Rzuciła telefon
komórkowy na siedzenie pasażera, szybko zilustrowała swoją córkę, która się nie
poruszyła przez sen. Złapała mocno obiema dłońmi kierownicą i zacisnęła
kurczowo palce by w końcu przestały drżeć. Wpatrywała się w szarugę przed sobą, ale gdzieś tam daleko
widziała tunel światła.
-I oby to nie były żadne latarnie uliczny, Sarada – szepnęła ze zgrozą
wymalowaną na twarzy. Jednak jedyna rozmówczyni w aucie smacznie pochrapywała.
Kobieta z córką wjeżdżając na autostradę z marszu utknęła w korku. Ludzie
sparaliżowani brakiem jakiejkolwiek widoczności, a także brakiem prądu na trasie w panice
stawali na pasie awaryjnym, niejednokrotnie stawiając auta jeszcze na pierwszym
pasie autostrady. Zaczęło się od rąbnięć i wyminięć, ale chwilę potem ludzie
zaczęli zwalniać do 10 czy nawet 5 kilometrów na godzinę, aż w końcu stawali w
miejscu, nawet nie martwiąc się by zjechać. Zdenerwowana różowo włosa zagryzała
wargę, a w kącikach jej szmaragdowych oczu zaczęły pojawiać się łzy. Dopiero w
korku uświadomiła sobie, że mogła przeczekać tę pogodę u matki. Uniknęła by niepotrzebnego stresu oraz zmartwień.
-To nam się zachciało wycieczki do
babci, do Dover – mruknęła do córki, oddychając płytko. Modliła się ciągle o
dwie rzeczy na przemian. By córka się nie obudziła i by nawałnica nie zmieniła
swojego kierunku. Oparła się o fotel starając uspokoić. Bała się burzy i
chociaż wiedziała, że gumowe opony są świetnym izolatorem nie chciała by piorun
walnął gdzieś niedaleko jej miejsca przymusowego postoju. Przetarła swoje oczy nie bacząc czy rozmaże
sobie makijaż. Serce waliło jej jak młotem w klatce, w uszach słyszała
pompowanie własnej krwi z serca. Radio już dawno przestało odbierać, więc oczekiwała w
ciszy, co chwila zerkając na stan baku.
-Jeżeli nie dojadę, to będzie twoja wina Sasuke – mruczała pod nosem. Jej
Volvo XC60 było wygodne, co było jedynym plusem tej dużej kolumbryny, na zakup
której Sakura nie miała ochoty. Mieli już jeden duży samochód, ale Sasuke nie
pozwolił wybrać jej małego zręcznego autka uważając, że nie są tak dobre i
bezpieczne jak to. Także kobieta uważała, że to dobry test i jeśli auto go nie
przejdzie będzie to wytykać mężowi do końca ich wspólnych dni, a także jeden
dzień dłużej po Bożej łasce.
-Ooo! – krzyknęła kobieta, ale szybko się uciszyła i spojrzała w lusterko. Na
szczęście Sarada miała mocny sen, więc się nie zbudziła. – Ruszamy! – mruknęła
już nieco entuzjastyczniej pod nosem. Fakt kobiety ruszyły, ale tempo nie
przekraczało 15km/h.
Sakura nie chcąc przedzierać się przez centrum Releigh, które w sobotę koło
północy zapewne i tak jest oblegane, skręciła na Clayton. Burze na szczęście
zostawiła całkowicie za sobą, w korku spędziła ponad godzinę, zatem to jej
najdłuższa podróż od matki do domu.
Westchnęła zmęczona. Jedyne co dobre, to to, że Sarada spała.
Przebudziła się na ponad 30 minut, pogadała sobie pod nosem, pobawiła się
pluszakiem, którego wszędzie ze sobą zabiera (był to duży ślimak, z niebieskimi
paskami na grzbiecie), potem znów usnęła. Szmaragdowooka zauważyła znak
drogowy, który wskazywał, że za 4 kilometry jest stacja benzynowa. Spojrzała na
swój licznik; nie zapaliła się lampka alarmowa, jednak wolała dmuchać na zimne.
Następnie sięgnęła po telefon z miejsca pasażera i wykręciła numer do swojego
męża. Usłyszała dwa sygnały, a następnie spięty, męski baryton po drugiej
stronie aparatu telefonicznego.
-Sakura, coś się stało? - padło rzeczowe pytanie.
-Nie, nie – szybko zaprzeczyła, gdy usłyszała jego drżący ton głosu. Martwił
się na zapas zarówno o nią, jak i ich córkę. – Chciałam ci tylko
zakomunikować, że zjechałam już na Clayton – powiedziała spokojnie. Zjechała na
pas do skrętu w prawo.
-Clayton? – usłyszała zdziwiony głos Sasuke. – To nierozważna decyzja –
wytknął jej niezadowolony z postępowania żony o tak późnej porze. – To boczne
drogi, powinnaś trzymać się głównej trasy – mówił zdenerwowany. Jednak Sakura w wyobraźni
widziała pulsującą żyłę na szyi, zaciskającą się szczękę, a także to jak
niespokojnie rusza się klatka piersiowa czarnookiego. Gdyby natomiast znalazła się w zasięgu jego wzroku od razu by zmalała.
-Dobrze, dobrze – powiedziała zmęczona. Także nie miała najmniejszej ochoty
słuchać pouczeń, marzyła tylko o tym by ze swoją córcią znaleźć się w ciepłym, przytulnym domu. – Zjeżdżam na stację, dam ci znać
jak będę już w Releigh – rzekła i nie czekając na odpowiedź mężczyzny
rozłączyła się. W domu czekała ją niezła bura od ukochanego męża.
Sakura widząc wspomnianą w rozmowie stację benzynową zjechała od razu, ustawiła
się przy odpowiednim dystrybutorze i zaczęła tankować nim wyszedł pomóc jej
pracownik ów miejsca. Zatankowała benzyny i ruszyła do środka by zapłacić. Przy
okazji kupiła sobie batonika, a także napój energetyczny, bo jeszcze jakieś pół
godziny drogi na pewno im zostało. W dodatku była to najlepsza z najlepszych
prognoz. Wychodząc ze stacji usłyszała, jak ktoś ją woła po imieniu. Wołanie
nasilało się i powtarzało. Początkowo kobieta myślała, ze ma już ze zmęczenia i
zdenerwowania omamy słuchowe. Odwróciła się, jednak i zauważyła postać
zmierzającą w jej kierunku. Włoski zjeżyły się jej na karku, następnie Uchiha
poczuła się bardzo niepewnie.
-Cześć, Sakura – powiedział do niej czarnowłosy mężczyzna. Jego czarne dłuższe włosy, dziwnie puste
ciemne oczy, a także wyraz twarzy dziwnie ją przerażały.
-Cześć... – powiedziała niepewnie – Madara – uśmiechnęła się w jego stronę
blado. Jednak gdy sobie uświadomiła, że to Madara Uchiha, kuzyn jej męża całe
spięcie ją opuściło, a mięśnie przestały się spinać. Chłodne powietrze powoli
wzbierało na sile drażniąc jej skórę.
-Co robisz tutaj o tak późnej porze, Sakura? – mężczyzna taksował ją
spojrzeniem swoich czarnych jak węgiel kamienny oczu. Różowłosa poczuła się bardzo
niezręcznie, jednak wydawało jej się, że to wina przemęczenia. Starała się nie doszukiwać drugiego dna.
-Pogoda, korek… - powiedziała zachrypniętym głosem i spojrzała w stronę swojego Volvo. –
A ty? – zapytała nagle, po prosty wymsknęło jej się to z ust. Niezbyt często widywała się z Madarą Uchihą poza
granicami Releigh. Mężczyzna wzruszył ramionami. Spojrzał w niebo, jakby zastanawiał się nad
prawidłową odpowiedzią. Być może chciał coś przemilczeć. W końcu nie był
zmuszony by mówić o wszystkim jakieś tam osobie, która nawet jego krewną nie
była, a wszystko co ich łączyło ze sobą to nazwisko jej męża.
-Znajomy miał po mnie przyjechać - przerwał przyglądając się Sakurze - samochód do mechanika przywiozłem i tak mnie
zostawił na pastwę losu – uśmiechnął się delikatnie w jej stronę i podrapał po
głowie. – Może to głupie z mojej strony, ale nie chciałabyś zabrać ze sobą
zabłąkanego wędrowcy? – zaśmiał się, brzmiało to całkiem szczerze. Sakura wzięła głębszy wdech. Szybko
przekalkulowała za i przeciw. W końcu się zgodziła i ruszyli do jej samochodu.
W sumie to rodzina Sasuke, kiedyś byli ze sobą bardzo blisko. Gdyby
rozpowiedział rodzinie, że odmówiła pomocy, Mikoto mogłaby wszcząć raban. Tak na prawdę nie chciała wysłuchiwać od swojej teściowej, jaka to jest niepomocna rodzinie. Już i tak starsza Uchiha potrafiła znaleźć błahy powód do zrównania swojej synowej z ziemią. Nie była jej wymarzoną synową, a jakąś przybłędą. Nie pasowało jej w
Sakurze nic. Od koloru oczu, czy włosów do stroju, czy wykształcenia. Sposób
wysławiania się oraz bycia, a nawet potrafiła przyjść i sprawdzić czym karmi jej syna.
Jedyne czego nie krytykowała to jej córki. Młoda Uchiha miała wrażenie, że to
tylko i wyłącznie z powodu tego, iż Sarada odziedziczyła naturę typowo
azjatycką po swym ojcu. W końcu Uchiha przybyli tu z Japonii po lepsze życie; z pustymi kieszeniami i wielkimi ambicjami.
-Niebo jest granatowe – rzekł spokojnie Madara. Sakura spojrzała na niego
kątem oka. – Pewnie w nocy będzie burza – dokończył swój wywód. Uchiha tylko
skinęła potwierdzająco głową. Zmęczenie brało nad nią górę. Zostało jej jeszcze
ponad 20 kilometrów do miejsca docelowego.
-Stanęłabyś tam – pasażer na gapę wskazał miejsce niewidoczne, które miała im
się lada moment ukazać.
-Po co? – zapytała dodając gazu. Nie chciała się zatrzymywać. Nie na jakimś
parkingu, czy miejscu niestrzeżonym w środku lasu. To obłęd.
-Za potrzebą fizjologiczną – uśmiechnął się do niej głupkowato i podrapał po karku. – Nie dam rady
– wzruszył ramionami. – Piwo – skwitował z przepraszającym uśmiechem. Sakura
westchnęła głośno, jednak zjechała we wskazane miejsce przez niego miejsce. Nie wyglądało to zachęcająco. Reflektory auta oświetlały drogę polną w sam środek lasu, który
wyglądał przerażająco. Przyglądała się tej scenerii z sercem w gardle, żałując że nie zawróciła
na główną trasę. Spojrzała na swoją córkę, która oddychała miarowo ciągle śpiąc.
Niespodziewanie poczuła męską dłoń na swoim udzie, która sunęła w górę jej spodni. Ten dotyk ją palił. Przełknęła gulę w gardle i zebrała się na odwagę patrząc oprawcy w oczy.
-Co ty robisz?! – warknęła z obrzydzeniem. Jednak twarz Madary się zmieniła.
Oczy wydawały się dzikie i pożądliwe. Miał płytki oddech oraz rozsunięte usta.
Dłoń na jej udzie zacisnęła się w kurczowym uścisku. – Puszczaj bydlaku! –
krzyknęła zbyt głośno, nie zdając sobie z tego sprawy. Sarada pod wpływem tego
dźwięku zaczęła się przebudzać.
-Zamknij się! – krzyknął, wręcz warcząc nieludzko. Złapał lewą dłonią policzki kobiety i zaczął je
ściskać, przestał w momencie gdy uformował z jej warg okrąg. Pocałował ją
łapczywie, wtargnął swoim jęzorem nieproszony. Nie zważał na protesty Sakury,
która coraz mocniej zaczynała się szamotać. Nagle na policzku poczuła coś
zimnego. Spojrzała tam, gdy oprawca przestał ją całować. To był nóż. Ostry,
który boleśnie wbijał się w jej policzek z czarną rączką. Sakura chciała się
szarpnąć, a w tym momencie nóż przejechał po jej policzku. Płytko, ale zaczęło
ją bardzo piec. W samochodzie rozniósł się płacz trzylatki, głośny i przeraźliwy pisk dziecka.
Jakby dziewczynka wiedziała, że jej matce grozi wielkie niebezpieczeństwo. Łzy z małych
czarnych oczu zaczęły lecieć, jedna za drugą. – Stul pysk smarkulo! – zawarczał
niczym wściekłe zwierze Madara w stronę córki swojego kuzyna. Sarada jednak na
agresywny ton głosu zaczęła krzyczeć głośniej i głośniej, co przerodziło się w
drażniący uszy pisk. Wtem Uchiha oderwał nóż od zakrwawionego policzka Sakury i
przystawił do szyi dziecka. Różowowłosa chciała złapać za dłoń, a następnie spróbować ją
oderwać, ale mogło się to skończyć dla jej córki tym samym co dla niej. W
głowie kotłowały się myśli „Co zrobić? Co uczynić?”. Jako matka zważała przede
wszystkim na zdrowie Sarady. Ona, jako kobieta, sama dla siebie przestała się liczyć.
-Jedź tą drogą, a bachorowi nic się niestanie – warknął przeraźliwie Madara w stronę
Sakury. Kobieta drżącą ręką odpaliła samochód i powoli ruszyła do przodu według
poleceń. Jechała tak około dziesięciu minut. Czas, który były dla niej niewyobrażalną
torturą psychiczną - bolał ją również fizycznie. Sarada nie miała siły już krzyczeć, szlochała już nieco ciszej,
co chwila się zapowietrzając. Różowowłosa widząc to nie mogła powstrzymać łez,
kuzyn jej męża ani na sekundę nie opuścił noża z policzka małej, a jego lewa
ręka okalała jej szyję. Całe jej ciało zdrętwiało, a każda myśl dotyczyła tego
jak zapewnić bezpieczeństwo swojej małej córeczce.
-Tutaj – usłyszała zachrypnięty, obleśny głos. – Zatrzymaj się tutaj – dodał
głośniej, a z gardła wydobył się dziki ryk. – Zgaś silnik – polecił nieco spokojniej. Ta wizja przerażała Sakurę. Reflektory auta
były jedynymi snopami światła w gąszczy ciemnego lasu. Zauważyła kątem oka, jak
Madara wyciąga coś z kieszeni. Wstrzymywała łzy by nie pokazać mu swojej
słabości. – Wyjdź z auta i nie próbuj żadnych sztuczek, a młodej nic się nie
stanie – spojrzała na niego z mieszanką strachu i wzgardy. Dość niechętnie zaczęła opuszczać samochód. Chłód po otworzeniu drzwi
ogarnął jej ciało. Wysunęła nieufnie jedną nogę i zauważyła, jak ciemnowłosy
odsunął nóż od Sarady. W jej głowie kotłowało się to, jak ma odciągnąć stąd
Madarę, najlepiej tak by zgubił się w tych ciemnościach. Gdyby nie odnalazł auta
to byłaby jej szansa... Rozglądała się, ale czerń która ją ogarniała
paraliżowała ją. Adrenalina, która buzowała w jej ciele myślała tylko o tym co
zrobić, jak ocalić dziecko. Nawet za cenę własnego życia. Tylko… Właśnie,
„tylko” jeśli ona zginie co na tym cholernym pustkowiu pocznie trzyletnia dziewczynka zapięta w foteliku samochodowym? Objęła się ramionami bliska płaczu. Na karku
miała włoski postawione na sztorc. Żałowała, że jest ubrana w czarną haftowaną
koszulkę typu hiszpanka i białe obcisłe spodnie. Starała się uwierzyć, że to
jej strój go sprowokował. "A może wysłałam jakieś sprzeczne sygnały?"
-Dobra dziewczynka – usłyszała obleśny szept w uchu, a następnie mężczyzna
przygryzł jej małżowinę uszną. Gdy odrywał zęby od ucha strużka śliny ciągnęła
się, niczym lina samobójcy. Było to obrzydliwe. Sakura poczuła wirowanie w
żołądku. Madara zapalił latarkę i popchnął zielonooką, tak że upadła na kolana.
– Idź – warknął w jej stronę. Kobieta ociężale wstała z klęczek. Popychana i
pośpieszana niczym klacz brnęła w słabo oświetlaną czerń lasu. Czuła jak jej stopy
w balerinach zatapiają się w grząskiej ziemi, która z każdym krokiem robiła się
bardziej podmokła. Raz po raz potykała się o gałęzie, korzenie drzew a nawet o
własne nogi. Za każdym razem dochodził do jej uszu odrażający śmiech Uchihy
Madary. Już na samą myśl o nim robiło jej się niedobrze. Gdy po kilku minutowym
marszu upadła po raz kolejny, złapała za gałąź. Niezbyt cienką, ale też nie
toporną. Odwróciła się by go nią uderzyć. Zamaszystym ruchem zaskoczyła go.
Ciemnooki zakrył twarz przedramieniem, na którym spróchniała gałąź roztrzaskała
się nie wyrządzając oprawcy zbyt wielkiej krzywdy prócz kilku sińców.
-Ty kurwo! – krzyknął bestialsko. Z całej siły pchnął jej plecy. Kobieta pod
siłą nacisku upadła twarzą do ziemi. Poczuła ciężar na swoich udach. Jej
źrenice rozszerzyły się, a ręce zaczęły błądzić po omacku w poszukiwaniu
kamienia, gałęzi czy czegokolwiek co uchroniło by ją przed jego poczynaniami.
-Zostaw mnie sukinsynie – szamotała się u kresu sił i płaczu. Madara złapał za
jej różowe, długie, proste włosy i wygiął do góry.
-Albo się zamkniesz, albo zapierdolę twoją córkę – zawarczał i z całej siły
uderzył jej twarzą w ziemię. Z rany na policzku znów zaczęła sączyć się
szkarłatna krew. Sakura nie wytrzymała;
łzy płynęły po jej policzkach a oddech był krótki i płytki. W ustach czuła
metaliczny posmak. Chciało jej się wymiotować. Gdy ona walczyła ze sobą i
odruchami, on nożem rozciął na pośladkach jej spodnie. Włożył w rozcięcie palce
i rozszarpał materiał. Miał włożoną latarkę w usta. Przyglądał się jej białej
koronkowej bieliźnie, którą jednym ruchem rozciął. Przy okazji ostrze
przejechała po jej kości ogonowej, na co dziewczyna zawyła z bólu.
-Ty mała dziwko – wysapał ciężko. Usłyszała szczęk paska, jego spocone dłonie
poczuła na pupie. Łzy płynęły ciurkiem po jej policzkach. Zaczęła się krztusić
nie mogąc nabrać powietrza. Po chwili jej ciało rozdzierało prącie mężczyzny.
Parł na przód i na przód. Rozdzierając ją. Jej pochwa piekła od braku
nawilżenia, jej twarz poruszała się po mchu. Ręce wbijała w ziemię, gniotąc ją
i puszczając. Oczy szczypały, a jej tępe spojrzenie wyzbyło się jakichkolwiek
uczuć. Trzymała się jedynie nadziei, że jeśli z nią skończy to pozostawi w
spokoju Saradę. Sarada... Jej bezbronne dziecko, które zapewne zanosiło się
teraz płaczem w aucie, w momencie gdy ten bydlak ją gwałcił. Raz po raz nacierając z coraz większą siła.
Była pewna, że krwawi. Ścianki macicy zapewne były krwistoczerwone. Madara
odrzucił gdzieś dalej latarkę napawając się tą chwilą. Zupełnie odszedł od zmysłów, kierował się zwierzęcymi
instynktami. Po kilku minutach, które w cierpieniu trwały wieczność, Sakura
poczuła lepką maź w swoim środku. Ciężar, który czuła na udach zniknął. Nie
kontaktując z rzeczywistością chciała podciągnąć spodnie, co było czynnością
daremną. Po chwili, zaprzestała jej. Swoim pustym spojrzeniem zielonych oczu
lustrowała ciemność przed sobą. Jęk bólu wydobył się z jej ust, gdy próbowała
wstać.
-Dla tych paru chwil – usłyszała zadowolony głos nad sobą - Było warto – Madara zaśmiał się szyderczo
zapinając swój zamek. Wyglądał niczym zwierze. Uchiha starał się opanować swój zachrypnięty głos, gdy
klepnął ją w pośladek. Ten gest rozszedł się po ciele Sakury dając kolejny sygnał by przygotowała się na ból.
-Tym bardziej mi przykro, że to się musi tak skończyć – szepnął przerażonej
kobiecie do ucha liżąc je. Jej przerażenie napajało go całego, czuł nabrzmiała członka w
spodniach. Jednak ta zabawa już zbyt długo trwała, musiał ją przerwać. Chociaż mógłby się jeszcze pobawić.
Gdy oświetlając sobie drogę do auta usłyszał płacz z mieszany z krzykiem
dziecka, dopiero sobie przypomniał o tej małej przybłędzie. Przerażony nie
wiedział, co ma z nią począć. Obszedł auto, światło latarki skierował na
stacyjkę, w której ku jego uldze ciągle były klucze. Podszedł do tylnych drzwi,
które otworzył na oścież. Był tak rozgrzany, że nie czuł chłodu, który w
dziewczynkę uderzył od razu. Zaczęła się delikatnie trząść przez co płacz
zaczął się zmieniać w skowyt. Pomimo, że noc była ciepła, gdyż miała 15 stopni
Celsjusza, to także była wietrzna.
-No kurduplu – powiedział bardziej do siebie, niż do niej. – Musisz wysiąść –
rzekł. Nie miał czasu, chciał się stąd jak najszybciej wyrwać. Odpiął fotelik
dwuletniej Sarady i wystawił ją na środek polnej drogi. Spojrzał na trzyletnią córkę swojego kuzyna. Była jego kopią, wręcz kalką, ale posiadała kilka
szczegółów matki. Kształt oczu, czy kształt ust. Madara przyglądał się bezbronnej
dziewczynę dobrą chwilę. Zaciskając, a to rozluźniając dłoń, jakby toczył w
głowię batalię, przemyślał najgorsze scenariusze. Nienawidził tej małej
szkarady, tak samo jak jej ojca. Zazdrościł mu, zazdrościł Sasuke wszystkiego
co osiągnął. Dzieliło ich osiem lat, a on śmiał bezczelnie wspinać się po
drabinie kariery szybciej niż on w firmie własnego ojca. Poszedł do
amerykańskiego banku, zarabiał więcej. Był poważany i szanowany z swoją
szczerość, pracowitość. Przede wszystkim miał ją, miał Haruno. Nie obchodziło
go to, że poznał Sakure przez swojego kuzyna. Nie obchodziło go to, że odkąd ją
znał zawsze była mu wiernie oddana, lojalna żona oraz kochająca matka. Madara
splunął obok fotelika. Spojrzał na tę małą odrazę ostatni raz, poczym odwrócił
się na pięcie.
W pośpiechu wsiadł za kierownice, rozejrzał dokładnie się po wnętrzu auta. W
oczy rzuciła mu się także torebka Sakury, przyłożył ją do nosa. Pachniała nią,
przedmiot był przesączony jej wonią. Zagryzł wargę i przeczesał włosy. Złapał
ją przez rękaw bluzy, po czym wyrzucił obok fotelika. Odjechał. Nie odwracał
się za siebie. Jego serce zostało nieczułe na płacz dziewczynki. Na jej
proszenie o pomoc. Dym spalin okalał fotelik. Księżyc nieśmiało wyglądał zza
czarnych chmur i odbijał blask na leśną drogę. Płacz stawał się coraz cichszy,
przestawał odbijać się od drzew.
Sasuke Uchiha. Wysoki, szczupłej postury mężczyzna o czarnych włosach i
onyksowych oczach, oczekiwał swojej żony i córki w ich domu. Kręcił się w
półmroku po salonie, gdy po północy ich nie zastał, zdenerwował się. Dywan wyglądał jakby miał się zaraz
podziurawić od jego szybkich kroków. Dzwonił do godziny pierwszej. Piętnaście
minut po pierwszej zajechał autem pod posterunek policji w Releigh. Wszedł i od
razu skierował się do recepcji, jeśli tak mógł nazwać ten kącik. Jako prezes
banku żył w ciągłym stresie, jednak nigdy nie czuł się tak jak tej nocy. Przerażony, bezsilny. Walnął kilka razy potężnie dłonią w blat,
gdyż czuł się ignorowany.
Podeszła do niego niechętnie czarnoskóra, grubsza kobieta. Zlustrowała go
wzrokiem uważnie.
-W czym mogę pomóc? – zapytała wprost. Żuła bardzo obcesowo gumę, co Sasuke
doprowadzało do furii. Resztkami sił trzymał nerwy na wodzy.
-Szukajcie ich – warknął głośno. Na tyle, że dwóch innych policjantów zwróciło
na niego uwagę. Wyglądał zwyczajnie. Czarne dresowe spodenki do kolan, adidasy
z górnej półki i szara bluza z kapturem. Stanęli po jego lewej stronie.
Przyglądali się mu uważnie. On zaś nie zwracał na nich zupełnie uwagi.
-Przepraszam, ale kogo mamy szukać? – zapytała murzynka żując tę cholerną
gumę. Sasuke zwinął ręce w pięści. Wziął głęboki oddech, rozluźnił mięśnie
szczęki.
-Mojej żony i córki, dzwoniły koło północy, że są w Clayton – powiedział, a
furia emanowała z całego jego ciała. Jednak oczy wyrażały wielki ból i troskę.
-Jest pan pewien? – zapytała murzynka spoglądając na dwóch policjantów.
Wszyscy wymienili porozumiewawcze spojrzenie.
-Ile lat ma córka? – w końcu zapytał jeden z nich, widać było, że również ma
azjatyckie korzenie.
- Córka ma trzy, żona 27 lat. Wracała od swojej matki – powiedział, a jego ton
głosu stawał się coraz bardziej łagodny.
Shikamaru Nara, bo tak nazywał się policjant z japońską urodą, od razu kazał
przyjąć zgłoszenie. Należał do jednostki śledczej, toteż zebrali informacje o
tym jak Sarada i Sakura wyglądają, opis auta i trasy, którą mogłaby jechać. Nim
Uchiha się zorientował trzy dostępne jednostki, które mogły wyjechać, szukały
jego rodziny. Natomiast dział techniczny starał się namierzyć lokalizację
telefonu Sakury. Obecną, bądź ostatni punkt gdzie telefon logował się do sieci.
Wszyscy do piątej pracowali. Szukali w obrębie, gdzie ostatni raz ukazał się
sygnał jej komórki. Przeczesywali teren, puścili wiadomość, dzwonili do
policjantów, którzy mieli wolne. Szukali ochotników. Duża część z nich to była
rodzina Sasuke, dopiero przed czwartą nad ranem przyjechała matka Sakury,
Mebuki. Pojechali na stację benzynową z Narą, poprosili o nagranie z kamery,
jednak było ono niedostępne. Kolejny raz Nara wezwał techników. Sasuke i Mebuki
kręcili się niedaleko stacji szukając jakiegokolwiek znaku, czy poszlaki.
W końcu po siódmej rano przyszła wiadomość. Technicy zostali w Clayton, na ów
stacji, zaś Nara z mężem i matką zaginionej ruszyli na miejsce gdzie znaleźli
policja coś znalazła.
-Po co Sakura miałaby tu wjeżdżać? – zapytała głośno Mebuki, blondwłosa kobieta.
Na jej wiecznie uśmiechniętej twarzy malowała się ogromna troska i strach.
-Zaraz się dowiemy – mruknął Nara. Wysiedli z auta i kawał drogi musieli
przejść pieszo. Każdy krok wzmagał napięcie, które było już nie do wytrzymania.
Ból żołądka u obojga wzmagał się, w dodatku Mebuki wyglądała jakby miała
zemdleć. Chciała by jej mąż żył, wtedy na pewno nie puściliby Sakury przy tych
chmurach burzowych do domu.
Zauważyli karetkę. Sasuke nie zważając na nikogo szybko do niej pobiegł.
Brakowało mu tchu, bynajmniej nie ze zmęczenia. Gdy był już na wyciągnięcie
ręki tego pojazdu zwolnił. Rozejrzał się, nigdzie nie było Volvo Sakury.
Widział tylko czerwony fotelik Sarady, a w nim jej ukochanego misia – Ślimaka.
Spojrzał do tyłu, Nara z kimś rozmawiał. Nie wyglądał na zadowolonego, raczej
na zrezygnowanego. Mebuki podeszła do Sasuke, wyglądała już jak trup - blada i
przerażona.
-Przykro mi – rozpoczął Shikamaru. Wyglądał na zakłopotanego, drapał się co
chwila w tył głowy i odwracał wzrok.
-Co ty kurwa pierdolisz?! – warknął rozjuszony Sasuke, jego czarne zmierzwione
włosy opadły mu na oko. – Gdzie one
są?! - zawył żałośnie, a jego ciało całe drżało. Blondwłosa Haruno
złapała go w strachu za ramię, starając się bezskutecznie odciągnąć go od
mężczyzny w długim płaszczu.
-Pańska córka jest w karetce – zwrócił się do Sasuke, a następnie wskazał głową czerwony pojazd. – Jest tylko
wyziębiona. Mamy szczęście, że jechał tędy wędkarz, od razu zadzwonił pod 112 -
gdy starał się tłumaczyć czuł się nieswojo. Rzadko kiedy przekazuje wieści na
temat dochodzenia; wysyła do tego przeszkolonego człowieka, który ma w sobie
odrobinę empatii. Przekazał im, że mężczyzna jadący tędy skuterem zauważył
fotelik i od razu się zatrzymał. Sarada była wyziębiona, a także wymęczona, na
szczęście nie doszło do hipotermii. Gdyby nie ten traf szczęścia, policja do
tego terenu mogłaby dotrzeć w godzinę albo później. Mogłoby być już stanowczo
za późno dla tej dwulatki.
-A moja córka? – zapytała drżącym tonem Mebuki domyślając się najgorszych
scenariuszy. Ucieczki, porwania… Zakryła dłonią usta i wstrzymywała szloch.
- Przykro mi – powiedział sucho Nara. Jego bystre, brązowe oczy świdrowały
dwójkę osób przed nim. – Uchiha Sakura padła ofiarą gwałtu – przerwał swoją
wypowiedź by rodzina poszukiwanej
przyswoiła taką wiadomość. Ich twarze były dla śledczego otwartą księgą
sprzecznych emocji. Od niedowierzania do gniewu, poprzez obłęd i bezradność. –
Niestety na tym nie koniec – rozpoczął delikatnie, mając na uwadze bliskich
poszkodowanej. – Napastnik zadał jej siedem ran kutych w plecy. Kobieta nie
żyje – nie dokończył. Przeraźliwy skowyt Sasuke przerwał mu wypowiedź. Ten
dumny mężczyzna płakał jak niemowlę. Wył niczym zranione zwierzę. Ból, który poczuł w klatce piersiowej był nie do opisania.
To był najgorszy dzień w jego życiu.
Siedział w przepoconych, brudnych ubraniach na krześle przy stole w jadalni.
Twarz wykrzywiona bólem, opuszczone ramiona, mętny wzrok. Wyglądał jak
męczennik z pełną szklanką whiskey. Ostatnią z ów butelki. Był pijany, rozdrażniony.
Nie tolerował nikogo w swojej obecności. Teściowej, czy nawet płaczącej córki,
która upominała się o matkę. Chciał nią wstrząsnąć i krzyknąć w twarz, że ma
przestać wrzeszczeć, drzeć się oraz płakać na przemian. On ją miał dłużej przy
sobie, jego ból jest większy. Nie zrobił tego. Kazał zabrać Mebuki Saradę, gdyż
niedobrze mu się robiło na widok własnego dziecka. Więc siedział i pił, w
ciszy. W samotności czterech ścian, z duszą roztrzaskaną, z sercem dźgniętym
nożem. Spoglądał przed siebie, a wyobraźnia podsuwała mu jej obraz.
Roześmianej, kiedy gotowała dla niego obiad. Smutnej, kiedy czytała romans w
fotelu w salonie. Obrażonej, gdy widział jej plecy w ich małżeńskim łóżku. A
także gotowej zrobić dla niego wszystko. Zaśmiał się gorzko, czuł metaliczny
posmak w ustach. Robiło mu się niedobrze, pragnął ją wskrzesić. Mógłby pojechać
do Rumunii i błagać Cyganki o czary, kroczyć terenami Andaluzji w poszukiwaniu
tego jedynego kamienia.
Po sekcji zwłok wiadomo było, że Sakura zmarła od ran kutych, które wywołały
krwotok wewnętrzny. Napastnik przebił jej płuco, dźgnął w wątrobę i inne
miejsca. Ewidentnie trafiał na oślep. To nie był dobry czas dla Sasuke. Część
rodziny Uchiha się od niego odsunęła, nie radził sobie z samotnym wychowywaniem
córki. Jednak, gdy na nią spoglądał pokrzepiała jego rozszarpane serce. To dla
niej Sakura walczyła, chciała przede wszystkim ją ocalić...
Spojrzał w lustro i dopiął czarną marynarkę. Niejednokrotnie, gdy zasypiał
widział Sakurę w białej satynie, w trumnie. Ze szramą na policzku i tylko dla
niego widocznymi zszyciami po sekcji zwłok jej skóry.
-Gotowy? – zapytała Mebuki. – Nie musisz przecież iść – powiedziała łagodnie.
Obiecała pomóc Sasuke przy wychowywaniu Sarady i zaproponowała, że na pewien
czas wyprowadzi się z Dover.
-Wiem, ale chcę – odparł. Ucałował córkę w czoło i wyszedł.
Rozprawa była bardzo bolesna dla męża zmarłej. Sasuke Uchiha siedział jednak za
prokuratorem z beznamiętną miną i pustym wzrokiem czarnych oczu. Gdyby nie
technicy, którzy odzyskali nagranie Madara Uchiha na pewno nie znajdowałby się
na miejscu oskarżonego. Podczas śledztwa wyszło, że poprosił znajomego, który
pracował na stacji o zniszczenie nagrania, ten to uczynił ale niezbyt
dokładnie.
Poza tym na ostatniej rozprawie prokuratora wniosła o badanie DNA, które dziś
potwierdzi, że był to Madara Uchiha. To
był absurd. Ten potwór, skazany na dożywocie siedział tu z aprobatą rodziny, on
poszkodowany wdowiec zaś został z niej wykluczony. Mikoto nigdy nie pogodzi
się, że dla tej „przybłędy” stanął przeciw swojej krwi. On zaś nigdy jej nie
wybaczy, że broni mordercy jego żony, a także matki jego córki. Nim rozprawa
dobiegła końca Sasuke wstał i wyszedł z sali rozpraw. Dopiero wtedy pozwolił by
samotna łza spłynęła po jego policzku.
-Sakura – szepnął spoglądając wprost w słońce. – Nigdy o tobie nie zapomnę…
Pierwsza rocznica śmierci Sakury była szczególna. Dla niego. Pozostanie to dla niego sekretem, nikomu nie
wyjawionym.
_______________________
Czasami nasza "Twórczość" wymaka się spod kontroli. Czasami można przez to stracić czytelników, czasami nie.
Zaryzykowałam, więc proszę o szczere opinie! :)
Pozdrawiam Was Kochani! Nie obiecuję nic nowego na wrzesień, jak opublikuję niech to będzie niespodzianką!
Czytam na fonie, a komcia na bieżąco pisałam na kompie xDD
OdpowiedzUsuńDrugi mały brzdąc. Jestem na tak! Ale Ino dobra z tym Inojinem. Ech, ja nie wiem... nie shipuję na razie nikogo z nowej gen. Tutaj wszystko jest takie dziecięce.
Czułam mały niepokój po ich rozmowie telefonicznej i cholera, on utrzymywał się u mnie zbyt długo. Serio.
O BOŻE! JAK POJAWIŁ SIĘ MADARA TO ZACZĘŁAM CZUĆ W KOŚCIACH, ŻE COŚ ZŁEGO SIĘ STANIE!
WIEDZIAŁAM!!!! JA pierdziele!! Musisz mi to robić. Moje serce i tak jest słabe xDDDD JA ZA CZĘSTO SIĘ DENERWUJE. ALE BYDLAK!
Na moment się wyłączyłam z komentarzem, w sensie bardzo się zaczytałam. Podejrzewam, że gdybym nie robiła tego na bieżąco ja byłabym w takim szoku, że nie wiem czy dałabym rade coś napisać!
AAA! Boję się o nie!
BOŻE! JA WIEDZIAŁAM, WIEDZIAŁAM! idę do kąta płakać.
I skończyłam. Jestem bardzo rozdarta. To już drugie dzieło w ciągu ostatnich dwóch tygodniu, które mną wstrząsnęło. Dosłownie. Ale te... zrobiło to w destrukcyjny sposób.
Gdzieś, między wierszami byłam w stanie wyobrazić ich sobie razem i szczęśliwych.
Ale moje serce cierpi, oj cierpi.
P.S. Czytelników nie traci się przez ryzyko. Nie przez takie.
Moim zdaniem, ta jednopartówka powinna Ci ich pomnożyć ;D
Mam zapchany od łez nos i ani jednej chusteczki obok. Muszę dupsko podnieść.
Uwielbiam <3
Buziaki, tulaski, misiaczki <3
Powinnam Ci odkupić paczkę chusteczek za to, że do łez Cię doprowadziłam!
UsuńNiezmiernie mi miło, że Ci się spodobało, a także że podjęłam to ryzyko, czy się opłaci czy nie. Teraz nie ma to już dla mnie takiego znaczenia, przyjmuję to na "klatę"
Buziaki! <3 :*
Kobieto nie rań mnie tak, aż mnie w serce boli czy ty chcesz zebym zeszła na zawal? Od początku czułamze stanie sie cos złego to chyba przez ta burze i jeszcze Madara to oczywiste ze on cos knuje. I jeszcze to co zrobił... balam sie o Sarade nie wiedziałam czy cos jejsie stanie ale zeby Sakure uśmiercić ahhh jak mogła. Terwz potrzebuje szybko jakiegoś happy endu ale mimo wszystko wyszło genialnie
OdpowiedzUsuńNajprawdopodobniej happy end będzie w obecnie przeze mnie pisanym opowiadaniu, ale czy więcej to nie wiem! :)
UsuńWow duży szacun. Jestem pod wrażeniem chociaż zjem Cie za przejmowanie się, które było zupełnie bez sensu!
OdpowiedzUsuńPodoba mi się to, że historia jest bardzo oryginalna jak na SasuSaku w dużej mierze w sensie technicznym. Krótka, bez kilkuakapitowych opisów. Na dodatek bez happy endu i opisanabardzo realnie, przynajmniej mi zaimponowało takie "rozeznanie" między miasteczkami i wzmianki o azjatyckiej tudzież amerykańskiej urodzie.
Dlatego brawa! I mam nadzieję, że będzie więcej oneshotów Teojego autorstwa.
Może nie jest to wylewne ale ujelas mnie ta historią. Naprawdę jako matka dwulatki zrobiła mym to samo co Sakura więc rozdział naładowany emocjami, na pewno będę wracać do twojego bloga a ta historia zapadnie mi w pamieci💔💞
OdpowiedzUsuńCieszę się, że przypadło Ci do gustu to opowiadanie, a także że ujęłam Cię emocjami. Nie jestem matką, więc nie byłam pewna realizmu opowiadania, ale od tej chwili jestem go pewna!
UsuńPozdrawiam, jak najbardziej będę czekać na Twoje powroty! <3
Włoski stanęły mi dęba. Scena gwałtu była taka realistyczna... Tak bardzo współczuje.. dla swojego dziecka również zrobiłabym wszystko
OdpowiedzUsuńCieszy mnie to, że udało oddać się realizm sceny
Usuń