„Konkretny”
1.
Chociaż poprzednia noc nie należała do
najprzyjemniejszych, ani przespanych to wstałam prawą nogą, a uśmiech nie
schodził z moich ust. Nawet wspomnienie kręcenia się z boku na bok nie wpływało
źle na moje samopoczucie. Szczerze powiedziawszy w ten upalny, sierpniowy dzień
czułam się więcej niż znakomicie. Być może to zasługa też tego dziwnego „snu-wspomnienia”,
a nawet jeśli nie to pal licho! Mnie to nie interesuje, nie warto psuć sobie
wyśmienitego humoru. Poza tym wychodze dzisiaj, o dziwo, szybciej z pracy -
czego oczywiście nie było w moich planach. Co jeszcze bardziej wprawiało mnie w
zachwyt. Siedziałam zatem szybciej niż zwykle na stołówce i jadłam zupe rybną.
Była miałka, ale za to lekka, dietetyczna. Tego obecnie potrzebowałam – lekkiego
obiadu i spokoju, dużo spokoju. Dodatkowo uniknęłam spotkania z Karui, z kimś o
nieokreślonych zamiarach względem mojej osoby. Od paru dni mam wrażenie, że
chcę do mnie podejść, a ja kompletnie nie wiem o czym mogłabym z nią rozmawiać.
Zwykłe „cześć” wydaje mi się niezręczne w tej patowej sytuacji. Jeśli rozmowa
miałaby być o Chojim to wolę zjeść swoją zupę w toalecie lub w schowku na
szczotki. Niecałe dwie godziny dzieliły mnie od wolnego popołudnia, odliczałam
w głowie. Trzeba trzymać się tej myśli, tylko tej. No może jeszcze wspomnienia Kiby ze śliną,
która ciekła mu tego ranka z ust. Yamanakę tak to bawiło, że aż przybiegła bym
przyszła „coś” zobaczyć. Ta kobieta nie ma serca, nawet jeśli sprawa idzie o
jej drugą połowe. Nawet nie wiedziałam, że można spać z wywieszonym językiem.
Na samą myśl zaczęłam się podśmiewywać. Mężczyzna za zmierzwionymi włosami na
białej jedwabnej pościeli, obśliniony jak pies. To naprawdę mimo wszystko może
być dobry dzień. Wyśpię się chyba w innym życiu, albo w trumnie. Jak każdy
lekarz w tym kraju.
-Coś ty taka dzisiaj wesoła? – usłyszałam kobiecy głos, a
następnie szuranie krzesła na prawie pustej stołówce. Karui przyglądała mi się
badawczo swoimi złotymi oczami, wyglądała na niewyspaną, a sińce pod oczami
odznaczały się nawet spod tej grubej warstwy korektora i pudru, jaki na siebie
nałożyła. Natomiast jej brązowe włosy wystawały na boki z wymiętolonej kitki. Odetchnęłam
głęboko. Jak to mówią? „Nie chwal dnia przez zachodem słońca”, co? Usadowiła
się naprzeciwko mnie w swoim idealnie wyprasowanym i białym kitlu.
-Cześć, miło że się dosiadasz – powiedziałam, z uśmiechem
na ustach, sarkastycznym tonem. Najwidoczniej jej to nie obeszło, gdyż
wpatrywała się we mnie swoimi ślepiami. Nie jestem otwartą księgą, więc dopóki
ust nie otworzy, nie wyda wyartykułowanego dźwięku – możemy jeść w milczeniu. Jej
wzrok wywiercał mi dziurę w czaszce. Być może, ale tylko być może, to jedyny
stolik, który nie stoi w trajektorii wiatru. Na pewno tak jest, reszte
wypróbowała i ją przewiewa. Oby dobry humor mnie nie opuścił, tak samo jak
pewność siebie.
-Cześć – mruknęła wymuszenie i zaczęła jeść swoją zieleń
z talerza. W ogóle nie czuję się nie zręcznie, pomyślałam ironicznie.
Sardoniczny uśmiech nie schodził mi zapewne z ust. Co za trefny obrót sytuacji.
Słyszałam charkoczący oddech złotookiej. Czy ona właśnie skończyła biegać?
Bardzo nieswojo się czułam. Zaczęłam dalej jeść zupę, nie chciałam wstać i
odejść, bo być może o to jej chodziło. Z resztą nie wiem o co może chodzić tej
kobiecie! Rozdygotałam się całkowicie, przecież nigdy nie pojmowałam logiki „pań”.
Zawiść z naszej płci momentami, aż kipi. Bo zwykle tylko lekko wrze. – W końcu
dobry humorek? – kolejne pytanie, to samo w innej formie. A moje trybiki w
głowie tylko diagnozowały jej wypowiedź niczym pacjenta. Czy była szczera? A
może jednak ironizowała? Dlaczego jestem taka naiwna w ludzką dobroć, a nie
potrafię rozpoznawać na pierwszy rzut oka fałszu? Odpowiedź jest prosta: bo
jestem naiwna bardziej niż dziecko!
-Wstałam prawą nogą po prostu – odparłam zdawkowo ze
wrednym uśmieszkiem dodającym mi wewnętrznie animuszu. Im mniej mówię ludziom,
tym lepiej się śpi. Nikt noża we mnie przecież wbić nie może. Przynajmniej nie
tak głęboko jakby często się komuś chciało to zrobić. Znów cisza, niezręczna. A
ja starałam się myśleć o tej pięknej pogodzie, która na mnie czeka i dwóch
dniach wolnego. Będę spać, jak zabita! Oczyma wyobraźni widziałam swoje łóżko i
wygniecioną pościel.
-Wydarzyło się ostatnio coś ciekawego u ciebie? –
zapytała przyglądając się mi. Oczka Karui próbowały mnie świdrować. Wzruszyłam
ramionami, wykręcając się pełną buzią zupy rybnej. Dodatkowo wepchnęłam do jamy
ustnej mięso kraba by czasem nie odpowiedzieć. I żułam obcesowo, tak jak tylko
potrafiłam. Czułam się jak krowa na pastwisku, niekulturalne zachowanie. – A
masz może jakiegoś nowego chłopaka, czy kręcisz z tym przystojniakiem w drogiej
furze? – zagadnęła, wpychając w usta chyba awokado. Fuj, tłuste to. Już sama
nie pamiętam ile jej napomknęłam o Uchihie, być może ona nawet imienia nie
pamięta. Rozejrzałam się po stołówce. Świeciła pustkami, a białe ściany mnie
przytłaczały. Pani za kasą, jakaś kobieta z dzieckiem w drugim końcu Sali. I my
we dwie, tłumy po prostu. Westchnęłam, nie podobał mi się tor zadawanych pytań.
-Drogie auto pamiętasz, a imienia nie? – zaśmiałam się,
najszczerzej jak tylko potrafiłam chociaż kiepska ze mnie kłamczucha oraz
aktorka. Zero talentu do gry. Zaraz zajdą mi chmury na błękitnym niebie i tyle
będzie po moim samopoczuciu. Jednak konsternacja na twarzy Karui mówiła mi tak
wiele, dała mi taką satysfakcję jakiej nie czułam. Dziwnie nieopisane uczucie
mną ogarnęło. Sama nie wiem, jakie słowa mnie pogrążają, a jakie pogrążają tę
wścibską panienkę. Wyczuwam intrygę, nawet będąc na tyle naiwną z sercem na
dłoni.
-Wiesz – odparła zaczepnie bawiąc się swoim jedzeniem na
talerzu, aż jej jarmuż czy inne zielsko z naczynia wypadło. Niech zje teraz te
zarazki. – Zastanawiam się po prostu kto pomógł ci poprawić sytuację materialną
– puściła do mnie oczko figlarnie. Tym razem to ja się pogubiłam. Sytuację mam
jaką mam – jedyne polepszenie to przeprowadzka z akademika. A to jest poziom
wyżej, jakby nie było. Ale niemniej nie aż taki by ktoś o tym rozmawiał.
Potrząsnęłam delikatnie głową zmieszana. Jestem w takiej samej sytuacji, jak
innie interniści czy lekarze stażyści. Wąchaj Haruno ten podstęp, no niuchaj
go!
-Nie rozumiem o co ci chodzi Karui – wypaliłam bez
namysłu. Od razu przeszły mnie ciarki i pożałowałam, iż nie ugryzłam się w
język. Moja ciekawość okazała się silniejsza od rozsądku. Wścibstwo to nigdy
nie jest dobry znak. Tym bardziej ruch na grząskim gruncie.
-Wynajęcie Uchihy za prawnika, drogo się bawisz –
mruknęła z wyższością, jakby wyciągnęła asa z rękawa. Lekka ulga na mnie
spłynęła mimo tych słów. Uświadomiłam sobie, że część naszych rozmów o tym
przystojnym czarnowłosym wyparowała z jej żmijowatego umysłu. A druga sprawa to
to, że człowiek nie zawsze pamięta przebieg rozmowy o sprawach nieistotnych,
czy nawet tych ważnych. Nasze ulotne umysły bywają błogosławieństwem. Bo to, że
coś było dla mnie priorytetem dwa miesiące temu wcale nie oznacza, iż obecnie
też tak jest. Spojrzałam na swój lunch, a raczej puste naczynia, który zjadłam.
Miałam pretekst by stąd się urwać.
-Nadal nie wiem o co ci chodzi – mruknęłam najspokojniej
wstając i zabierając swoją tace. – Miłego dnia w pracy – dodałam na odchodnym. Mijając
moją rozmówczynie i rodzinę, która weszła do pomieszczenia.
Wychodząc ze stołówki dotarła do mnie ważna rzecz, a
mianowicie skąd Karui wie, że moim „prawnikiem” jest lub był Sasuke? Nie
rozmawiałam o mojej patowej sytuacji z nikim w szpitalu.
2.
-Ino daj sobie spokój – mruknęłam, gdy ta wyciągała mnie
z ciepłego oraz wygodnego mebla siłą. Ptaszki ćwierkały, słonko świeciło a
życie toczyło się dalej, bez mojego udziału. Oby moje życie nabierało obecnie
kształtu w łóżku z przyjemną pościelą. Ta szarpanina mnie za noge była nawet
całkiem delikatnym sposobem, w końcu mogła na mnie wylać wodę i posypać mąką.
Co brzmiałoby bardzo dowcipnie, gdyby nie to, że ta blond kobieta jest do tego
zdolna. Ziewnęłam otwierając w końcu swoje szmaragdowe oczy, a promienie
słoneczne wpadające do mojego pokoju raziły mnie w oczy. Małpa, odsłoniła okno.
– Czego? – sapnęłam niewyraźnie w poduszke. Spojrzałam na blondynkę, która
miała przewiązany czerwony strój kąpielowy na szyi. Jeansowe, kuse krótkie
spodenki na pupie i biały top sięgający do pępka do tego. Już zaczynałam się
bać jej pomysłu. Ino stała nade mną z założonymi rękami na biodrach. Przetarłam
swoje oko niczym niemowlę pięścią.
-Już Sakura! – mruknęła zgorszona moją bierną postawą.
Tupała nogą zniecierpliwiona. –Wstawaj, czas nagli – pośpieszała mnie coraz
bardziej zirytowana. Najzabawniejsza była jej mina naburmuszonego dziecka. Nie
wiedziałam, że taka chuda kobieta może tak wydąć policzki. Drugą sprawą jest
to, że nie powiedziała ani słowa o co chodzi, tylko wtargnęła niczym dzikie
zwierzę do pokoju i zaczęła szarpać mnie za noge. Czasami nie wiem, czy ona
posiada wszystkie klepki w głowie. Chaos w jej czaszce bywa zatrważający.
-Powiedz o co chodzi – mruknęłam niewyraźnie, wysilając
swoje struny głosowe – a także powiedz, która jest godzina – ziewnęłam
przeciągle. Moje ciało błagało wręcz bym się przeciągnęła. Umysł natomiast
chciał przykryć się szczelniej kołdrą i tak właśnie postąpiłam układając się w
pozycję embrionalną.
-Dochodzi szósta rano, jedziemy na odkryty basen –
krzyknęła radośnie, zbyt głośno, piskliwie i przede wszystkim przeraźliwie entuzjastycznie.
Aż przymknęłam przez ten pisk oczy, a w uszach zahuczało. Wariatka przyszła
mnie katować swoim optymizmem.
-Bosko, stara – powiedziałam w poduszkę bez emocji –
miłej zabawy życzę – i odwróciłam się do niej plecami, błagając o to by znów
wpaść w objęcia Morfeusza.
3.
Zadziwiające jest to, jak bardzo jestem asertywną osobą.
Trzymanie się swojego to moje drugie ja, po prostu. Zwłaszcza obecnie - leżąc
nad tym cholernym basenem, który okazał się nie być wcale publicznym. Tak,
myślałam że Ino Yamanaka pójdzie na publiczny basen. Według niej – niehigieniczny,
pełen ludzi i bakterii. Głupia ja, mogłam przewidzieć, że to nie taka prosta
sprawa. Fakt, wyleguje się nad tym cholernym odkrytym basenem, ale należy on do
rodziny Inuzuka. Przy okazji 500 metrów w dół jest małe jeziorko, bardzo
urokliwa okolica. Teren leży w cichym i spokojnym miejscu, z dala od
ciekawskich spojrzeń oraz zgiełku miasta. Słychać delikatny szum wody, głośne
ćwierkanie przeróżnych ptaków oraz szelest liści. Bardzo uspokajające miejsce. Dom,
który wybudowali dawno temu rodzice Kiby nosi miano „letniego”, jak dla mnie
można tu śmiało mieszkać całe życie. Piękny, z ciemnych bali z wielkimi oknami.
Odnowiony na styl rustykalny, niczym nie przypomina japońskiej kultury w swym
budownictwie. Zakochałam się w jego wnętrzu, ogrodzie, okolicy – po prostu dom
moich marzeń. A dlaczego Ino budziła mnie o szóstej rano? Otóż odpowiedź jest
prosta i kuriozalna - jechało się tutaj ponad dwie godziny. Tak, ku mojej
uciesze blondynka zebrała całą zgraje. Nasi zakochani – Ino i Kiba, a także
Naruto, Konohamaru oraz ku mojemu cierpieniu Kurotsuchi. Szczerze powiedziawszy
mam problem, z kim ona tutaj tak naprawdę jest. Raz flirtuje z Uzumakim, a raz
z młodym Konohamaru, zabawnym brunetem. Całe szczęście jest tu Temari i
znudzony, jak mops Shikamaru. Blondynka o zielonych, twardych oczach jest
osobą, z którą od razu złapałam nić porozumienia. Mówi szczerze, nie owija w
bawełnę i jak się dowiedziałam, jest o trzy lata starsza od swojego
narzeczonego. Planują kameralny ślub. Ciekawe co to dla nich znaczy. Z resztą
patrząc na ich relacje – od razu wiadomo kto tu rządzi. Bezpardonowo Temari, a
jej znudzony narzeczony we wszystkim jej przytakuje. Wystawiłam twarz do
słońca, które pomału zaczynało palić moje ciało, jasna karnacja jest zmorą przy
tego typu wypadach. Cichy głosik nadziei podsuwał mi myśl o obecności tutaj
Sasuke, przecież trzyma się z tymi ludźmi. Zna ich dłużej od mnie. Jednak jadąc
autem z przyjaciółką oraz roześmianym blondynem Naruto, nikt nie wspomniał
słowem o Uchihie. Gdzieś w środku mnie zakuła jego nieobecność. Sama nie wiem
czy mu wybaczyłam, ale na pewno zaczynam ponownie łaknąć jego obecności.
Chytrze, tylko dla siebie. Chociaż namiętne chwile mieszają się w mojej głowie
z tymi przykrymi, moje ciało podjęło już za mnie decyzję. Zrobiłam to raz, mogę
zrobić drugi. Bliskość cielesna każdemu z nas jest potrzebna, to nic złego. A
Sasuke jest mi bliski, był moim pierwszym i jedynym. Zagryzłam wargę na samo
wspomnienie jego gorących pocałunków, którymi lubił schodzić w dół. Właśnie
bluźnie myślami, a obok mnie leżą niczego nieświadomi ludzie. Jestem zbereźna
do granic możliwości a to wszystko wina Uchihy!
-Sakura odwróć się na brzuch – doszedł do mnie rozbawiony
kobiecy głos. Otworzyłam leniwie jedno oko, a promienie słoneczne od razu
podrażniły moją spojówke. Starałam się przekazać nieme pytanie „dlaczego?”. –
Zaczynasz być czerwoną skwarką – zaśmiała się Ino i wskazała głową na mój
brzuch. Skrzywiłam się nieznacznie. Był zaczerwieniony, czułam suchość w
ustach, a do tego wszystkiego zaczynała bolec mnie głowa. Ręka Yamanaki
niebezpiecznie przybliżała się do mojego ciała, a ja odruchowo się skurczyłam.
To był wielki błąd! Skóra zaczęła mnie jeszcze mocniej piec. Przeklęłam
siarczyście od nosem.
-Słodko się przysnęło? – usłyszałam głos Kiby, który wznosił
do góry swoją szklankę do góry w geście toastu. Miał lisi uśmiech na ustach,
który w moim odczuciu był dwulicowy. Wzięłam głęboki wdech na uspokojenie.
Odwróciłam głowę w stronę pary, która leżała obok mnie, ale ich już tutaj nie
było. Jedyną oznaką ich obecności w tym miejscy były zmięte ręczniki, które
leżały na leżakach.
-Nawet nie dotykaj – mruknęłam wytrącona z równowagi. Wstałam
i spokojnym krokiem ruszyłam do domku Inuzuki. Wiedziałam co się wydarzyło, nie
zamierzałam zadawać bezsensownych pytań. Przysnęło mi się, nie wiem na ile, ale
nie to było ważne. Zachowałam się zbyt lekkomyślnie, ale zmęczenie dało o sobie
znać.
-Leki są w szufladzie nad zlewem – doszedł mnie
przytłumiony głos brązowowłosego Kiby. Nie odwracałam się w ich stronę.
W kuchni wzięłam dwie przeciwbólowe tabletki, licząc iż
szybko mienie mi ten pulsujący ból w skroniach. Kolejnym punktem był prysznic.
Zimna woda była kojąca, a moje ciało przeszyła gęsia skórką. Było to bardzo
kojące dla mnie, odetchnęłam z ulgą. Wychodząc z łazienki od razu skierowałam
się do swojej walizki. Nie pamiętam co wpakowałam, był to w takim pośpiechu, że
leciało tam wszystko co wpadło mi w rękę. Oprócz leków, ich nie zabrałam. Jak
to się mówi „szewc bez butów chodzi”. Jednak liczyłam, że wpakowałam balsam do
ciała. Nadzieja matką głupich. Usiadłam na podłodze, a głowę oparłam o łóżko.
Rozejrzałam się po pokoju z lekkim ukłuciem zazdrości. Pokój godzinny letniego
domku był większy niż ten mój na „życie”. Chociaż za bardzo dekoratora lub
rodziców Kiby poniosła wyobraźnia – ciężki Machoń, wielkie łóżku z jeszcze
większą ramą gryzły się z resztą wystroju domu. Jednak łazienka była całkiem
przyjemnie urządzona. Jednak ku mojemu niezadowoleniu dzieliłam ją z moją
przyjaciółką, więc używanie wanny odpada. Wiem, że oboje lubią wprowadzać się w
niej w stan… Nieważne, potrząsnęłam głową by o tym nie myśleć. Nie mój interes.
Pokój mnie przytłaczał, ale białe wstawki takie jak dywanik, świeczki, pościel
dodawały lekkości. Coś mi mówi, że jest to sypialnia w sezonie państwa domu.
Niby od kilku lat tu nie przyjeżdżają, a miejsce to raczej użytkują ich dzieci
to czuję się niekomfortowo. To pewnego rodzaju zakłócanie feng shui.
Westchnęłam, wracając do balsamu do ciała – podebrałam go Yamanace, nawet się
nie zorientuje. Złapałam czarny jednoczęściowy strój kąpielowy i go na siebie
założyłam. Trzeba chronić brzuch i jego delikatną skórę. Przynajmniej przestało
już piec, mam wrażenie że to zasługa drogiego kosmetyku. Tabletki również już
działają. Ku mojej uciesze i po dwóch godzinach samej ze sobą oraz swoimi
myślami, mogę wyjść do ludzi. Być może w międzyczasie w nieszczęśliwym wypadku
utopiła się Kurotsuchi. To na pewno poprawiło by mi mój humor.
4.
-Sakura! – rozniósł się dźwięczny kobiecy głos po
korytarzu domku. A następnie do moich uszu doszedł dźwięk kroków. Szybko
wrzuciłam ciuchy walające się na podłodze do torby, narzuciłam kapę i wstałam.
Otrzepałam nogi z niewidzialnego kurzu i innych niechcianych mikroelementów.
-Tutaj Ino! – odkrzyknęłam wychodząc z pokoju i kierując
się do kuchni. Blondynka w swoim skąpym, fioletowym bikini wyglądała niczym
gwiazdeczka filmów dla dorosłych, jednak ta uszczypliwa uwaga nie odbiera jej
gracji ani dumy. Brzuch ma tak wyćwiczony, iż nie jedna kobieta zjadłaby ją
wzrokiem z zazdrości. Wcale się nie dziwie Kibie, że nie ma ochoty wypuszczać
jej z łóżka.
-Chodź Sakura! – krzyknęła, zupełnie niepotrzebnie gdyż
stoję obok niej, a jej iskry w oczach aż strzelały – Kiba mówi, że to najlepsza
godzina na kąpiel w jeziorze, woda ponoć jest cudowna – złapała mnie za rękę i
wybiegliśmy z domu potykając się o własne nogi. Biegnąc te pół kilometra
dochodziły do mnie roześmiane głosy i chlust wody. Ino puściła moją rękę i od
razu wbiegła na pomost by skoczyć do wody. Rozprysk był tak duży, że wszyscy
roześmiali się jak na rozkaz. Spojrzałam
na brzeg, na którym siedział Shikamaru, a woda obmywała jego smukłe ciało.
Czarna, krótkowłosa kobieta, za którą swoją drogą nie przepadam, smoliła
cholewki w stronę… no właśnie! Na linii jej wzroku był Naruto i Konohamaru,
więc niech każdy przypiszę sobie sam odpowiedniego mężczyznę do zakończenia
zdania. Temari chlapała się właśnie wodą z Ino, obydwie błyszczały roześmiane.
Były piękne, nawet ja to dostrzegałam. Ich pewność siebie była w stanie
przyćmić każdą ich przyware. A Kiba kiwał komuś by ten wskoczył do wody, ale
jeśli to nie był gest do mnie, to do kogo? Przecież wszyscy tu są…
5.
Widziałem ją kątem oka, jak przygląda się biegnącej
blondynce. Nie powiem w tym biegu uwydatniły się walory jej figury, jednak te
kształty były na mój gust zbyt obfite. Bardziej interesowała mnie ona – różowo
włosa kobieta. Była w jednoczęściowym czarnym stroju z mocnym wycięciem na
plecach, co oczywiście nie umknęło mojej orlej spostrzegawczości. Włosy miała spięte w luźny koński ogon,
zagryzała wargę tak ponętnie, iż miałem ochotę dotknąć jej kciukiem. Działało
to na mnie. W tym momencie przestałem żałować, że przyjechałem. A tak było na
początku, gdy jej nie spostrzegłem w tym miejscu. Miałem wrażenie, że straciłem
czas na zabawę z ludźmi, z którymi nie do końca miałem ochotę obecnie być. Ale
ten widok oddalił wszystkie moje obawy oraz lęki. Spojrzałem na Kibę, który
kiwał do mnie znacząco ręką. Ruszyłem nieśpiesznym krokiem, tak by mogła mnie
zauważyć. Czułem na plecach jej palący wzrok z niemym pytaniem na ustach. Moja
obecność ją ruszyła. Był to dla mnie najlepszy znak. Odpowiedziałem na pytanie
Inuzuki i zaśmiałem się gardłowo. Dawałem jej czas na obserwację i przemyślenia,
nadal ją ignorując. Przychodziło mi to z wielkim trudem, bo miałem ochotę wziąć
ją w ramiona. Wskoczyłem do wody na główkę, co nie spodobało się mojemu
znajomemu. Zaczął narzekać, dowcipkować, a ja tylko kręciłem przecząco głową.
Skąd mógł wiedzieć, że prowadzę wyrafinowaną grę, z nią - Myszką zapędzoną w
kozi róg.
-Sasuke, cóż za gracja – doszedł do moich uszu gardłowy
kobiecy głos. Kurotsuchi była dość frywolną kobietą i lekkich obyczajach,
przynajmniej według mnie. Co chwilę próbują usidlić kogoś z dobrym statusem
majątkowym, kto mógłby zapewnić jej dostatnie życie. Dla mnie jest kolejną
pijawką, a jeśli znajdzie takiego durnia – to następnie być może będzie moją
klientką zasilającą konto kancelarii. Przeczesałem dłonią swoje mokre włosy,
zbywając milczeniem ten bezużyteczny komentarz.
6.
Gdy stał na pomoście widziałam jego wąskie biodra oraz
umięśnione szerokie plecy. Widoczny był każdy mięsień. Jego postura przyciągała
wzrok, a pewność siebie onieśmielała. Gdy do mojego umysłu doszło, że niegdyś
drapałam, wbijałam w nie paznokcie… Jęczałam w jego mocną szyję przechodzą mnie
ciarki. Te myśli, a raczej wspomnienia są intensywniejsze niż sądziłam. A dotyk
jego dłoni wręcz czuje na swoich biodrach. Delikatne westchnięcie wydobyło się
z moich płuc, a policzki mnie paliły. Widziałam jak odpowiada coś Kibie i
śmieje się niewymuszenie, zdałam sobie sprawę że miał posągową urodę. I działał
jak magnes na kobiety w swoim otoczeniu. Najlepszym tego potwierdzeniem była
śliniąca się do niego czarna zołza. Wstrzymywałam w sobie niewybredne
komentarze pod jej adresem. Jednak gdy Uchiha przeszedł obok niej obojętnie, a
na jej ustach pojawił się grymas porażki odczułam wielką ulgą. Pognałam do wody
mijając go. Zero słowa przywitania, jedynie delikatny uśmiech z mojej strony.
Ino kiwała do mnie bym dołączyła jak najszybciej, gdyż zaczęły się rozgrywki
przeciągania liny w wodzie. Kiba co do jednej rzeczy miał rację – woda była
idealna. Przejrzysta, turkusowa wręcz i ciepła. Zabawa trwała w najlepsze. Nasz
śmiech uciszył doszczętnie świergot wszelkiego leśnego ptactwa. Zachowywaliśmy
się niczym dzieci, które nie słuchają rodziców, gdy ci im mówią, że to czas na
wyjście z wody. Wargi z biegiem czasu co poniektórym zsiniały, a ciała zaczęły
drżeć. Aż ktoś mądry w końcu krzyknął, że czas się zbierać, bo dochodziła już
dziewiąta wieczorem. Mimo mojej początkowej niechęci – bawiłam się świetnie
tego dnia. Co do Sasuke – odczuwałam jego obecność, ale byliśmy gdzie obok
siebie cały czas, a nie ze sobą. Resztkami sił utrzymuję wybudowany przez
siebie mur, ale on cały czas nabiera nowych rys i pęknięć. Ile wytrzyma? Nie
wiem, staram się o tym nie myśleć.
7.
-Sakura, ubierz strój i chodź.
Byłam na tyle nieprzytomna oraz niespodziewanie wyrwana
ze snu, że zrobiłam o co mnie poproszono mechaniczne. Jakby to był rozkaz, od
którego zależała moja przyszłość. Spojrzałam na zegarek, ubierając ponownie
swój czarny strój, wybijała godzina czwarta nad ranem. Ziewnęłam przeciągając
się, a na siebie zarzuciłam dodatkowo czarny dres. Miałam ochotę wpełznąć pod
ciepłą, satynową pościel. Mój otępiały mózg nawet nie zarejestrował kto mnie
wyrwał nikczemnie ze snu. Ale tak jak szybko ten ktoś wszedł i mnie obudził,
równie chyżo wyszedł z bezgłośnie mojego pokoju. Oczy mi łzawiły od ciągłego
ziewania, aż w końcu widziałam tylko zarys kontur co poniektórych mebli w
ciemności. Założyłam japonki na stopy i wyszłam powolnym krokiem z pokoju. Nawet
nie wiem jakim cudem się przebudziłam, nim wróciła mi percepcja myślowa już się
ubierałam. Wstrząsnęłam głową by się ocucić, jednak to nie dawało żadnych
rezultatów.
-Dlaczego miałam ubrać strój? – mruknęłam zaspana wchodząc
do kuchni, ale ku mojemu zdziwieniu nie zastałam tam nikogo. Byłam pewna, że
Ino robi sobie ze mnie niewybredne żarty. Naszła ją w końcu chęć na coś innego
niż bliskość z Inuzuką, a na cel wybrała sobie niestety znów mnie. Rozejrzałam
się ponownie po kuchni – nic, korytarz – pusto. – Halo! – krzyknęłam w eter już
wytrącona z równowagi, chodziłam od pomieszczenia do pomieszczenia człapiąc
nogami. Gdyby Ino zrobiła mi takie perfidne świństwo – nie wybaczyłabym. Bardzo
okrutny żart nawet jak na nią.
-Ciszej, Sakura. Chodź.
Posłuszna Sakura ruszyła do wyjścia z domku letniskowego,
skąd dochodził głos. Mój umysł nadal był lekko za mgłą i nie mogłam zidentyfikować
żartownisia. Dam sobie jednak rękę uciąć, iż jest to Yamanaka. To w jej stylu,
oraz Kiby. Wychodząc z domku od razu zauważyłam światło latarki. Przełknęłam
ślinkę sparaliżowana widokiem – nie tego
się spodziewałam. Przede mną stał pewny siebie Sasuke w kąpielówkach i
narzuconą na goły tors bluzą z kapturem, która była rozpięta. Jestem w szoku,
iż udało mi się to dostrzec w tych egipskich ciemnościach. Czułam, jak moje
nogi zaczynają drżeć, a letni wietrzyk okala moje ciało. Miałam wymówkę na swoją
gęsią skórkę. Gdy zeszłam z ostatniego schodka on złapał mnie za rękę i zaczął
prowadzić ścieżką w dół lasu. Milczał.
-Po co idziemy? Dlaczego kazałeś mi wstać? Czego chcesz? Co
to nie miły żart?– zasypywałam Sasuke gradem pytań, ale wszystkie zostały bez
odpowiedzi. Złościło mnie to, a w mojej głowie zaczynał robić się chaos. Chciałam
wyrwać rękę z jego uścisku, jednak on tylko mocniej ścisnął moją dłoń bym jej
nie wyrwała. Szliśmy w milczeniu, a każdy kolejny metr stawał się każdą kolejną
torturą ciszy i bezgłosu z jego strony. Do moich uszu dochodził lekki szelest
liści, gdzieś w tle słychać było wodę oraz pohukiwanie sowy. Pod naszymi
stopami chrzęściła leśna ściółka, która tworzyła wydeptany szlak do naszego
celu. Spojrzałam w górę. Niebo było prawie bezchmurne, tylko kilka maleńkich
bezczelnych chmurek zakrywało księżyc. Chyba jest pełnia, przemknęło w moich
myślach. Spojrzałam na tył głowy Uchihy, jego włosy były w nieładzie. Wyglądało
na to, że ledwo wstał i od razu poszedł mnie obudzić. Chociaż wiedziałam, że
świdrowanie wzrokiem nie pomoże mi odczytać jego myśli ani intencji, błagałam o
jakikolwiek znak.
Doszliśmy do jeziora, którego tafla wody była spokojna –
niczym niezmącona. Spojrzałam na Sasuke, właśnie zrzucił z siebie bluzę.
Zagryzłam wargę, gdy obserwowałam jego spokojne i pewne siebie ruchy. Stanął na
pomoście, a jego usta wypowiedziały moje imię. Niewiele myśląc zrzuciłam z
siebie dres i ruszyłam do wody. Nim zamoczyłam się do pasa usłyszałam plusk
wody, zaśmiałam się perliście. Płynął w moją stronę, więc i ja uczyniłam ten
delikatny krok ku niemu. Pociągnął mnie za dłoń byśmy oboje mogli oprzeć się
ramionami o pomost. Milczeliśmy, a chłodna woda ostudzała jeszcze bardziej
nasze zapędy. Spoglądałam w jego oczy, z których nie mogłam nic wyczytać.
Jednak nie zamierzałam się odezwać pierwsza. To on mnie obudził, to on mnie tu
przyprowadził, to on czegoś chce. Niech będzie mężczyzną, kiedy ma nim być.
Niech będzie delikatny, kiedy druga strona tego wymaga. Nigdy na odwrót. Serce
mówiło „wysłuchaj, nie oceniaj” i ma racje. Każdy z nas popełnia błędy, ale
jeśli powtórzy się ta omyłka dwukrotnie – to znaczy, że było to zamierzone
działanie. Muszę się tego trzymać, to moja ostatnia deska ratunku. Poszłam
przecież w paszcze lwa, a obecnie patrzę się temu osobnikowi alfa wyzywająco w
oczy. Czy to oznacza, że jestem na tyle głupia i nierozważna? Poczułam jego
zadziwiająco ciepłą dłoń na plecach, była zdumiewająco nisko. Nawet nie
zauważyłam kiedy się do mnie zbliżył na tak niebezpieczną odległość. Czy sprowadził
mnie tutaj tylko dla seksu? Biłam się ze swoimi myślami. Onyksowe oczy Sasuke
nic kompletnie nie zdradzały. Jego zamiary były mi nieznane, obce. Przełknęłam
ślinę, a po moim ciele rozlewała się fala gorąca. Księżyc wyszedł zza chmur i
odbitym światłem słońca oświecał nasze twarze. Miał on mocno zarysowaną linie
żuchwy, usta ściśnięte w linie a oczy bacznie mnie lustrowały tak jak ja go.
Poczułam suchość w ustach, a serce waliło mi jak szalone. Odsunęłam się
delikatnie z gracją od niego. Ta bliskość nie działała na nas dobrze, to był
najnormalniejszy zwierzęcy pociąg.
-Sakura – mruknął chrapliwie, gdy uczyniłam ten subtelny
gest. Czułam całą sobą, że nie spodobał mi się ten mały, z pozoru nic
nieznaczący znak. Przyglądałam się mu w milczeniu, ignorując wszelkie walory
tej sytuacji. Była romantyczna, w pięknym miejscu, więc czego chcieć więcej od
mężczyzny? Ja czegoś chciałam, ale nie umiem tego opisać. Serce waliło mi
arytmicznie w piersi, tak jakby ostrzegając przed niebezpieczeństwem. Tu-dum,
tu-dum, tu-dum. Krew zaczęła krążyć dużo szybciej, a oddech stał się płytki i
nierówny. Powiedz coś w reszcie Sasuke!
Krzyczało moje serce bezgłośnie w swej żałości. Pomału woda robiła się
nieznośnie zimna, ale nie to mnie teraz interesowało. Wzięłam głęboki wdech,
neutralizując jakikolwiek zapach, który dostał się do moich nozdrzy a stamtąd
by został przesłany przez receptory. – Nie umiem już się trzymać z dala od
ciebie – przerwał cisze chrapliwym głosem. Znów się przysunął, a ja odsunęłam.
Cień złości przebiegł na jego twarzy. Rozpoczęliśmy ludzki taniec godowy
nieszczęśliwych serc. Chociaż jego wyznanie w pewien sposób było dla mnie
ukojeniem nadal uważałam, że to za mało. – Nie wyobrażam sobie byś miała mnie
tak unikać – wyciągnął rękę w moją stronę i zaczesał niesforny kosmyk włosów za
ucho. Gdy myślałam, że weźmie rękę powrotem on położył ją na moim karku, po
czym energicznie przysunął mnie do siebie niczym szmacianą lalkę. Coś we mnie
zapłonęło, poczułam rozlewające się gorąco. Moje dłonie przylgnęły do jego
skóry na torsie, a ona wręcz mnie paliła. Sasuke Uchiha był dla mnie całym sobą
jak afrodyzjak z najwyższej półki. I najdroższej zarazem. To właśnie ta cena
porzucenia własnej godności oraz własnego ja mnie odstraszała tak długo i
skutecznie. Ale czy jego mogę z tym walczyć? Co jeśli nie spróbuję i wycofam
się od razu? Będę pluć sobie w brodę. A jeśli spróbuję i będę żałować? Zawsze
mogę odejść, ponownie. To mogę znieść, ta cena jest warta próby. Chyba… - Nie
wyobrażam sobie by ktoś inny mógł cię mieć – szepnął wprost do mojego ucha.
Jego oddech palił skórę, burzył mur wokół mnie. Myślałam, że wybudowałam
całkiem solidną linie oporu. Wystarczyło muśnięcie, delikatny dotyk i trach!
Wstrzymałam oddech. Pytaniem również było – czy ja wyobrażam sobie by ktoś inny
mógł mnie posiąść. Obecnie nie, ale jakbym się wyleczyła całkowicie z niego?
Nie jestem w stanie temu zaprzeczyć. – Nie walcz z tym – musnął niespodziewanie
moje usta, a ja zapłonęłam natychmiast. Oczy rozszerzyły mi się do granic
możliwości. Jego dłonie bez pozwolenia owijały mnie niczym węże w swym żelaznym
uścisku. Czułam jak jedną ręką trzyma moje plecy, a druga zniża się po brzuchu.
Przełknęłam śline, a subtelne westchnięcie wydobyło się z moich ust. Mu tylko
to wystarczyło by poprzeć swoją teorię. – Widzisz – szeptał w moje usta. – Sama
tego pragniesz – mruknął i wbił się w nie zapalczywie, agresywnie wręcz. Gdy
chwila szoku minęła oddałam pocałunek, lecz z nieco mniejszą żarliwością niż
on. Jego palce zaczęły wdzierać się do mojego wnętrza, a ja zajęczałam cichutko
w jego usta. Zamruczał zadowolony, jakby osiągnął zamierzony cel. Całował i
rozpalał, a ja z każdą sekundą oddawałam mu kolejny kawałek siebie. Pragnęłam
tego. W pewien sposób mnie to uspokajało, mogłam odreagować całe napięcie. Niewinny
seks to nie grzech, wmawiałam sobie. Starałam się uwierzyć we własne kłamstwa,
a zwykłej potrzebie bliskości z mężczyzną. Ale prawda była zupełnie inna – ja
potrzebowałam bliskości, ale z tym k o n
k r e t n y m mężczyzną. Czułam w końcu ten upragnione dreszcz ekscytacji,
pragnienia i namiętności w jednym. Jęknęłam głośniej, a mój głos rozniósł się
po tafli wody. Palce Sasuke napierały na mnie coraz agresywniej, czułam że
czeka aż dojdę – a ja byłam blisko. Wpiłam się w jego usta, a nasze języki
rozpoczęły wspólny taniec. W końcu moje dłonie mogły poczuć jego umięśnione
ciało – plecy, barki, ramiona. To wszystko doprowadzało mnie do obłędu i granic
możliwości. Czułam jego męski zapach – lekka woń piżmu, sosny oraz czegoś
nieopisanego. Przygryzłam jego wargę i szarpnęłam za włosy, gdy poczułam że ten
wyczekiwany moment nadchodzi. Usłyszałam jego warknięcie tuż przy swoim uchu a
następnie lekkie ukłucie w uchu, które stanowczo za mocno przygryzł.
-Sasuke… - wyrwał się błagalny jęk z mojej piersi, a ja
poczułam w jakimś stopniu spełnienie. Nie jest to to samo uczucie, gdy oddaje
się mu w stu procentach, ale jako zamiennik mogę uznać te formę rekompensaty.
-Czujesz?
Uchiha wyciągnął ze mnie palce, a następnie przysunął
mocniej podciągając moje uda na swoje biodro. Czułam. Czułam go całą sobą –
twardego i nabrzmiałego. Przygryzłam lekko napuchniętą wargę od jego
pocałunków. Czy to koniec nocnej zabawy? Widziałam błysk w jego czarnych
oczach. Uświadomiłam sobie, że moje ciało nie odczuwa chłodu. Byliśmy tak rozgrzani,
iż temperatura wokół nas wrzała.
-Chodź Sakura – mruknął w moje ucha, gładząc moje
pośladki – nie zamierzam spędzać pierwszej nocy po rozstaniu tutaj – mruknął
chrapliwym głosem liżąc delikatnie płatek mojego ucha. Przełknęłam ślinę, a w
moim wnętrzu rozpalił się jeszcze większy płomień.
8.
Słyszałem jej rytmiczny oddech oraz bijące ciepło z jej
ciała. Leżeliśmy w pokoju, który odstąpił Sakurze Inuzuka. Zupełnie nie w moim
stylu, jednakże to mnie w ogóle nie interesowało. Najważniejsza była ona, na
mnie, tutaj. Przetarłem swoje czoło dłonią. Nie chciałem się zbytnio ruszać by
nie wybudzić jej z tego delikatnego snu. Czułem ten ciepły, wilgotny oddech na
swojej szyi, a jej sterczące sutki stykały się z moim torsem. Miałem ochotę na
więcej, więcej i więcej. Jednak nie chciałem jej spłoszyć – dała mi o wiele
więcej niż oczekiwałem. Dużo więcej. Uśmiechnąłem się do siebie pod nosem.
Niezbyt interesowało mnie czy ktokolwiek tutaj nas usłyszał, a nawet jeśli to
dobrze. Niech wiedzą czyja ona jest. Czyj jestem ja. Gładziłem plecy Sakury,
nie mogłem zasnąć. Cały czas obawiałem się, że ta noc to tylko piękny sen, a po
wybudzeniu może mi prysnąć niczym bańka mydlana. Jej ciepło koiło moje ciało
oraz duszę. Nie pamiętam kiedy ostatnio czułem się tak zrelaksowany. Nie mogłem
dać jej teraz odejść. Była zbyt cennym skarbem, o który za każdym razem będzie
trzeba ostrzej walczyć. Wiedziałem to zbyt dobrze. Potrzebowałem planu by ją do
siebie przywiązać już na zawsze.
__________________
Witam! Jest i kolejny rozdział, jakoś po grudzie ale idzie. Za literówki nawet nie przepraszam, bo klasycznie sporo ich. Postaram się dodać w marcu dwa rozdziału to chyba będzie tyle. Koniec? Być może, na razie nie przewiduje innych opowiadań :) to i tak baaaaardzo długo ciągnę.
Buziaki!!!