poniedziałek, 18 lutego 2019

Rozdział 15


„Coś kosztem czegoś”

1.
Spojrzałam szybko na zegarek. Czwartek, przed godziną czwartą popołudniu. Wzięłam głęboki, świszczący wdech, a wilgotne powietrze podrażniło moje nozdrza. Zapach spalin był zbyt wyrazisty, aż zakręciło mi się w głowie. Wilgoć i spaliny, wyjątkowa mieszanka. Stałam tępo przed kawiarnią, zjawiłam się kilkanaście minut przed czasem. Mogłam spokojnie wejść, zamówić herbatę czy cokolwiek innego, ale jednak coś mnie powstrzymywało. Czułam jakby moje nogi zostały zamurowane, zupełnie inne uczucie niż ociężałość. Nie byłam w stanie tego opisać. Nieruchliwe oraz słabe, niemożliwością było je podnieść i ruszyć trzy kroki do wejścia. Zatem teraz wiem, jak działa umysł przerażonego, zapędzonego w róg, człowieka. Tak, zdecydowanie. Prawda wyglądała nieco inaczej niż moja wyobraźnia tego co właśnie doświadczałam. W gruncie rzeczy to stąpałam z nogi na nogę niczym opętane lub zranione zwierzę. Co się dzieję w mojej podświadomości? Nie wiem. Wzięłam kolejny głęboki haust powietrza w płuca, zacisnęłam ręce w pięści, aż paznokcie wbijały mi się w skórę. Do przodu!

Rozniosło się drażniące skrzypienie drzwi, następnie brzęczenie dzwonka, które oznajmiło nadejście kolejnego klienta, co spowodowała, iż baristka szeroko się do mnie uśmiechnęła. Kiwnęłam jej niezręcznie, a nawet mało kulturalnie, głową na przywitanie i zajęłam pierwszy wolny dwuosobowy stolik. Zdjęłam skórzaną kurtkę, bez patrzenia w kartę zamówiłam zieloną herbate i tępo spoglądałam w czarny wyświetlacz telefonu. Sasuke nie lubi się spóźniać, ale także nie przychodzi wcześniej. Jest idealny w każdym calu, po prostu. Perfekcyjne wyczucie czasu, stylu, gustu oraz manier – kpiłam sobie w geście dodania animuszu. Czułam się dziwnie: niepewnie z nutą przerażenia, ale gdzieś w środku tliła się iskra radości i podekscytowania na niezobowiązujące spotkanie. Nawet zaczęłam myśleć dlaczego nie dałam mu szansy? Zapomniałam o czymś ważnym, a w głowie miałam potworną pustke. Byłam zbyt przerażona, narwana czy mam wyidealizowany światopogląd? Prawda jest taka, że sms Sasuke mnie zdziwił. Liczyłam na natychmiastowe spotkanie, a tymczasem czekałam na nie prawie pięć dni. Być może jego zauroczenie zmieniło się w niechęć, a pomoc to łaska dla biednej dziewuchy. Zagryzłam wargę, spojrzałam na przyniesioną zieloną herbatę, która miała zbyt intensywny kolor. W idealnej porcelanowej filiżance, para unosiła się wprost do mych nozdrzy. Jednak nie zachęcała mnie do picia. Dzień również nie należał do najcieplejszych, ale był cholernie parny. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, właśnie zmieniła się godzina na 16:00, a jego ciągle nie ma. Przez myśl przebiegła i odbijała się echem niemiła myśl „Wystawił cię”. W końcu to się zdarzyło, prosiłam się o to i jest. Nie miałam odwagi do niego zadzwonić, bo tak naprawdę co mogłabym powiedzieć? Zgrywanie idiotki przed Uchihą to upadek mojego honoru, który już teraz cierpi katusze. O ile posiadam jeszcze jakikolwiek „honor”. Sardoniczny uśmiech wkradł się na moje usta, a w sercu mnie dziwnie i nagle zakuło. Uczucia są nieznane nawet nam samym, zbyt często je ukrywamy także sami przed sobą. A co jeśli ja cały czas to robię. Z letargu wyrwał mnie dochodzący do mych uszu dźwięk przychodzącej wiadomości. Drżącą ręką sięgnęłam po telefon, jednak wiedziałam co tam zastanę. Prawdopodobnie w mojej sytuacji każda kobieta by to podejrzewała. Raptownie zachciałam taksować całą kawiarnię wzrokiem pomimo tego, że jej wystrój wcale mnie nie zainteresował gdy tu weszłam. Nie zaintrygował mnie nawet teraz, po prostu uciekałam wzrokiem i świadomością przez sprawdzaniem, czy to może „on” napisał. Przełknęłam ślinę, chociaż tak naprawdę jamę ustną miałam wyschniętą na wiór, po czym odczytałam wiadomość.
„Sakura wybacz nie dam rady przyjść,
Sasuke”

No tak, cóż innego mogłoby się wydarzyć. Zmrużyłam wściekła oczy. Wypiłam jednych haustem letnią herbatkę, zapłaciłam i od razu wyszłam. Już dość upokorzona się poczułam. Prawda jest też taka, iż sama sobie jestem winna, podałam siebie na tacy z prośbą o pokazanie mu, wielkiemu Uchiha, gdzie jest moje miejsce. Tyle razy go odrzuciłam, że teraz on wykorzystał swoją przewagę w tej sytuacji do tego. Ale czy naprawdę było tak jak myślę?

2.
Chodziłam po parku bez jakiegokolwiek celu. Pogoda, jak na lato, nie była najlepsza, ani najgorsza – była po prostu nijaka. Taka jak mój nastrój obecnie. Gdzieś w głębi serca liczyłam na to, że nie tak potoczy się spotkanie z nim. Miało być inaczej, miałam ułożony scenariusz zdarzeń w głowie. Miałam, do jasnej cholery, plan! Skrupulatnie ułożony, przecież nie jestem mu nic winna. Czułam się przygotowana na każdy scenariusz: niechęć, pogardę, złość, nawet ciepłe przyjęcie. Nie pomyślałabym ani przez chwilę, że mnie ten gbur wystawi. Wzbierał we mnie gniew by następnie odpuścić i znów się pojawić z kolejną dozą irytacji. Kolejka emocjonalna to rzecz, która odbiera racjonalne myślenie. Wiedziałam to. Wiedziałam też, że odrzucony człowiek lubi się mścić! Czy ja byłam inna? Otóż nie, dlatego złościłam się mocniej niż powinnam. Przecież gdybym mogła to zemściłabym się na całej rodzinie Senju. Ile razy dziękowałam matce, że noszę jej nazwisko. Nikt nigdy nie dałby bękartowi swojego znanego i szanowanego nazwiska przecież. Usiadłam na ławce, poczucie bezsilności mnie przygniatało wręcz. Spoglądałam na brzeg Sumidy, gdzie przypadkiem poniosły mnie nogi. Przetarłam delikatnie oczy, nie musiałam martwić się o makijaż. I tak go nie miałam obecnie, zrezygnowałam z tego pomysłu. Nie chciałam prowokować Sasuke.
-Jaki obłęd – mruknęłam do siebie w akcie totalnej desperacji. Rzeka płynęła spokojnie, na niebie było sporo białych, puszystych chmur. Liście na moich ulubionych drzewach wiśni szumiały łagodnie, tworząc naturalną muzykę przyrody dla ludzkiego ucha. Harmonia, wszędzie harmonia. Pragnę jej również ja. Ten błogi, chwilowy stan przerwał dźwięk smsa.

„Jestem już wolny”

Prychnęłam pod nosem na tę wiadomość od Uchihy. Świetnie, że przestał być rozrywany, ale co z tego? To zdawkowe zdanie miało mi poprawić humor? Świetne wytłumaczenie ma. Gdy chciałam włożyć telefon powrotem do kieszeni – on znów wydał dźwięk.

„Przyjdź do mnie o 17:30”

Spojrzałam na zegarek w telefonie. Mam niecałe pół godziny na by do niego iść, zagryzłam wargę bijąc się z myślami. W sumie, co mi szkodzi? Tak, czy tak potrzebuję tej cholernej porady prawnej. A jeśli mi jej nie da, to chociaż wyżebram od niego nazwiska tanich – „dobrych” adwokatów. Wstałam z ławki i ruszyłam spokojnym, nieśpiesznym krokiem. Jedynie chwilę się spóźnię, mówił mi mój chocholi głosik w głowie. A niestety mam spory kawałek do przejścia. Otworzyłam jeszcze torebkę by sprawdzić czy na pewno wzięłam ze sobą te cholerną koperte.

3.
Czekałem cierpliwie na Sakure w swoim mieszkaniu. Wykąpany i przebrany po ciężkim dniu w sądzie. Sprawa, którą prowadziłem, a która miała być błaha przeciągała się przez drugiego prawnika. Próbował on na wszystkie sposoby chociażby zmniejszyć koszta, jakie poniesie jego klient w związku z przegraną, jednak poniósł klęskę. Nie powiem, żeby mnie akurat ta część martwiła, bo tak nie było, było wręcz odwrotnie. Te starania, nie posiadające sensu, bawiły mnie do rozpuku. Jednak nie zdążyłem na spotkanie z Sakurą, straciłem na sali rachubę czasu. Westchnąłem przeczesując swoje wilgotne włosy. Było już prawie wpół do szóstej, a jej jeszcze nie było. Denerwowało mnie to, wrzałem od środka z gniewu. Tak dawno jej przy sobie nie miałem, a pragnąłem już do szczęścia jedynie tego. Ciepła jej drobnego ciała. Miałem ją na wyciągnięcie ręki, była przecież moja i nagle bańka mydlana prysnęła niczym sen. Świadomość, że mogła poczuć się odtrącona wzbudzała we mnie coś w rodzaju niepokoju i pewnego rodzaju strachu. Przecież nie odpisała na żadną moją wiadomość. Wiedziałem, że jest dumna, ale każdy komu grunt ucieka spod nóg chwyta się każdej pomocnej dłoni. I ona ma zrobić to samo, ma złapać moją rękę. Nawet jeśli uważa ją obecnie za brzytwę. Na kuchennym blacie leżało świeżo zamówione sushi dla dwóch osób. Coś mi mówiło, wręcz krzyczało, że przyjdzie. Prędzej czy później wróci do mnie. Nieważne z jakiego powodu, ale wróci.

4.
Zawahałam się, jednak portier już dał mu znać, że będzie miał gościa. Stojąc teraz bezsensownie pod jego drzwiami przedłużałam nieuniknione. Czułam się jak łania zapędzona w kozi róg, a myśliwy tylko wyczekuje odpowiedniego momentu do odstrzału upajając się moim strachem. Powietrze było przepełnione… Czym? Czego się właściwie boję? Palec wcisnął dzwonek – nie było odwrotu. Spotkam się w końcu z nim, sam na sam.
-Nareszcie – powiedział pośpiesznie i kazał mi gestem dłoni wejść do swojego mieszkania. Do moich nozdrzy od razu dostała się woń jego perfum. Lekko wyczuwalna nutka piżmu, bardzo do niego pasująca. Mnie niestety pobudzała w nieodpowiedni sposób.
-Bardzo cię przepraszam, że zawracam ci głowe, Sasuke – wyartykułowałam niepewnie na jednym wydechu, zupełnie nie wiedząc jak rozpocząć rozmowę z nim. Nie chciałam zostawać tu dłużej niż powinnam, ani od razu wykładać niekulturalnie kawy na ławę.
-Nic się nie stało – powiedział spokojnie, lekko zachrypniętym głosem. Jego ton wypowiedzi coś we mnie wzbudził, zaczęło coś zaczęło topnieć w moim wnętrzu. – Szczerze powiedziawszy jestem głodny, nie jadłem od rana – wskazał głową w stronę salonu. Gdy ruszyłam za nim widziałam pudełka z sushi z restauracji, w której byłam z Ino jakiś czas temu. Od razu przed oczami stanęła mi krwista czerwień, a język odtworzył z pamięci smak pysznych krewetek w temperze oraz sushi. To chyba było wtedy, gdy Sasuke kazał mi jechać razem z nim. Gdy usiedliśmy do wyspy kuchennej widziałam, jak rozstawia wszystko na blacie. Nawet pod jego koszulką Ralpha Laurenta widziałam zarys wyćwiczonych mięśni pleców. I znów poczułam to dziwne rozchodzące się ciepło. Przełknęłam ślinę. Ze stresu zaczęłam strzelać palcami, chociaż nigdy tego nie robię. Jego bezpośredniość i lekkość kontaktu zaczęła mnie onieśmielać.
-Jeśli ci przeszkadzam to mogę przyjść w innym terminie – rzuciłam pośpiesznie na ściśniętej krtani. Poczułam się nagle jak intruz, który podgląda osoby ustawione wyżej w hierarchii społeczeństwa. Odczuwałam jak serce przyśpiesza, rytm został zachwiany. Sasuke odwrócił się w moją stronę, a jego onyksowe oczy bacznie mnie lustrowały. Wyczytał coś ze mnie? Postawy ciała, wzroku, przyśpieszonego oddechu? Może mam zaczerwienione policzki lub włosy w nieładzie? Co mu siedzi w głowie? Miałam milion chaotycznych myśli na minutę.
-Siedź, zjesz ze mną, a w między czasie omówimy sprawę, która cię do mnie przygnała – puścił mi oczko. To było do niego takie niepodobne, wręcz surrealistyczne. Postawił jedzenie między nas, a sam usiadł naprzeciw mnie. Bez krępacji, rozluźniony. – Smacznego – mruknął sięgając po pałeczki. A mi w głowie przelatywała myśl „skąd znam firmę jego koszulki?” zapewne za dużo przebywam z Ino ostatnimi czasy. Te myśli były gorsze od pustki w głowie.
-Chcesz przeczytać pismo od prawnika, które dostałam? – zapytałam tępo, trochę zbyt cicho i niepewnie. On mnie częstuje jedzeniem, chcę pomóc a ja nic w zamian mu nie zaoferuję. Nie mam nic, koligacji czy pieniędzy. A tylko te liczą się tu, w Tokio. Wzrok Sasuke bacznie mi się przyglądał, ale w odpowiedzi kiwnął głową twierdząco. Podałam mu kopertę, a ten włożył kawałek ryby z wasabi do ust.
-Alimenty? – mruknął pod nosem. Zaczął czytać, a pod mój nos podsunął talerz z krewetkami. Przyznam, że byłam już głodna, a one pachniały i wyglądały smakowicie. Nic tylko je jeść! – Cóż – rozbrzmiał głos Uchihy, gdy ja pomału kończyłam dopiero drugą krewetkę. Zajęło mu przeczytanie listu niecałe pięć minut, gdy mnie zabijał żargon języka formalnego w nim użytego – mu wystarczyły pobieżne oględziny. – Szczerze powiedziawszy, jeśli znajdziesz dobrego prawnika nie masz się czego bać. Masz prawo do tych pieniędzy, wiem to nawet nie znając całkowicie twojej sytuacji życiowej – odparł spokojnie i odłożył papiery. Westchnęłam zdołowana, „dobrego prawnika”? Senju wygra. Dopiec i zgnieść niczym robala biedną studentkę to pestka w tym kraju, w tym systemie. Z tą władzą a nawet jej namiastką, jaką posiada Tsunade.
-Problem w tym, że mnie nawet nie stać na prawnika z najniższej półki, nie mówiąc a tych, którzy mogli by mnie wybronić – mruknęłam tracąc apetyt. Moje życie to ciągła walka z przeciwnościami losu, które wiecznie mają jedną i tę samą twarz. Czym zawiniłam światu?

5.
Wyszłam po dwóch godzinach od Uchihy, posiadając mieszane uczucia względem jego osoby. Zachowywał dystans między nami, ale nie był oziębły czy obcesowy w obejściu. Wzięłam głęboki wdech na uspokojenie, już sama nie wiem, który raz dzisiejszego dnia. Sama nie wiedziałam czego oczekiwałam od niego, od siebie, od nas. Przejęłam, że tego letniego wieczoru potrzebny mi jest spacer na świeżym powietrzu by poukładać sobie wszystko w głowie. Po kolei, bez pośpiechu czy dobrych rad kogokolwiek. Propozycja Sasuke, swoją drogą, jest bardzo kosztowna i nietypowa. Domyślam się, że może mnie to uratować, a z drugiej strony gdy dojdzie do rozprawy – dowie się wszystkich brudów z mojej przeszłości. Najważniejsze pytanie brzmiało: czy to mi odpowiada? Wybranie go, osoby która w pewnym sensie była mi bliska, jest ryzykowne.

6.
Ten sierpniowy, rozpoczęty pracą dzień, nie mógł być dobry. Zbyt często mijałam się z Karui, która ciągle zachowywała się grubiańsko. Męczyła mnie ta sytuacja. Przeszłyśmy od fazy pytań, do totalnego udawania, że się nie znamy. Obecnie jesteśmy na etapie kłamstwa, hipokryzji i pokazywania mi, gdzie jest miejsce biedoty. Szczerze powiedziawszy zawsze ceniłam, że wśród lekarzy panuje szacunek, nawet wśród studentów, ale niestety obecnie przestałam to odczuwać. Mierzenie wzrokiem? Za każdym razem, gdy mijam Karui. Niewybredne komentarze na temat mojego wyglądu? Słyszę za każdym razem, gdy mijam Karui. Mam także wrażenie, że ona chcę bym to słyszała. Ponoć noszę fartuch wyciągnięty ze śmietnika, rzadko prany (niby nie stać mnie nawet na proszek). Jestem w nieodpowiednim miejscu, przecież ktoś z pospólstwa nie może wykonywać tak ważnego i szanowanego zawodu. Gdy to słyszę to wzbiera we mnie czasem gniew, a innym razem smutek. Przecież miałyśmy ze sobą bardzo dobry kontakt. Lubiłyśmy się ze sobą pośmiać, a czasami nawet wyjść od wielkiego dzwonu na pogawędki o studiach i trudnościach na nich. Przecież Karui to piękna i inteligentna kobieta, tak zwana mieszanka niebezpieczna. Niemniej jednak ostro jej się coś w głowie ostatnio poprzewracało. Ale gdzie szukać przyczyny tej zawiści, nienawiści do mnie? Nie wiem, ale chciałabym poznać odpowiedź.

Na lunch, by nie spotkać złotookiej Karui, wyszłam na zewnątrz. Przed szpitalem jest mały park z drzewami wiśni, które są soczyście zielone. Samotność też bywa dobra i potrzebna człowiekowi do wyciszenia oraz przemyślenia kilku spraw. Wiał lekki ciepły wiatr, a słońce grzało przyjemnie. W tym momencie nie chciałam by przerwa się skończyła. Wnętrze oddziału mnie przytłaczało, w dodatku miałam wrażenie, że coraz więcej osób nie spogląda na mnie przychylnie. Najchętniej zostałabym tutaj do końca zmiany.
-Przepraszam, mogę się dosiąść? – doszedł do mnie męski, lekko zachrypnięty głos.
-Proszę –odpowiedziałam mechanicznie zbierając pośpiesznie rzeczy i swoją torebkę z siedziska. Niekulturalnie rozłożyłam się na całej ławce, chociaż z drugiej strony mógł to być sygnał, iż niekoniecznie potrzebuję towarzystwa. Spojrzałam kątem oka na przybysza. Miał brązowe długie włosy, czerwoną koszulkę i brązowe spodnie, chociaż jak zaczęły padać na nie promienie słoneczne wydawały się khaki. Ogólnie specyficzny strój, a mężczyzna był lekko przy kości. Z twarzy wydawał się sympatyczny.
-Nie przeszkadzam? – zapytał głucho. W jego głosie słychać było melancholię i zmęczenie. Tak jakby właśnie coś się wydarzyło w jego życiu. Wtem zauważyłam bukiet pięknych piwoni, były jasnoróżowe, różowe i te które mają wręcz neonowe kolory.
-Nie, skądże – rzekłam spokojnym tonem. Miałam wrażenie, że ten mężczyzna dosiadł się, bo to on potrzebował rozmowy lub czyjegoś towarzystwa. Obojętnie kogo. Wyglądał mi on znajomo. – Czy my się może znamy? – zapytałam łagodnie, lekko przeciągając samogłoski. Nie chciałam go wystraszyć. W końcu wciskam nos w nieswoje sprawy, ale zapytanie o to czy się znamy nie jest przecież zabronione, ani nie kulturalne.
-Nie, chyba nie – odparł nieco zdenerwowany. Przeczesał nerwowa swoje włosy dłonią. – Jestem Choji – uśmiechał się szeroko podając mi rękę. Uścisnęłam ją, a jego imię dźwięczało mi jak czerwona lampka z tyłu głowy.
-Sakura – odparłam, również posłałam uśmiech w jego stronę. Oczy miał czarne jak węgielki, a policzki pulchne i nieco zaróżowione. – Czekasz na kogoś? – zapytałam zanim zdążyłam ugryźć się w język. Choji wzruszył tylko bezwiednie ramionami, które od razu mu opadły.
-Chciałem porozmawiać z Karui, spotykaliśmy się przez pewien czas, ale z dnia na dzień przestała odpowiadać na wiadomości i zrobiła się złośliwa – mruknął lekko zgaszonym głosem. Gołym okiem było widać, że jest mu przykro. Zrobiło mi się go szkoda. Wiedziałam już kim jest, kilkukrotnie rozmawiałam o nim ze złotooką. Niemniej nie pomyślałabym, że zmieni nastawienie w stosunku do niego, skoro była mu swego czasu bardzo przychylna. Przynajmniej w swoich opowieściach o nim. Zagryzłam wargę. Nie do końca wiedziałam, czy robię dobrze rozmawiając z nim o niej. Mieszanie się w cudze sprawy nie leżało w moim interesie, ale on… Ten brązowowłosy chłopak wyglądał, jakby potrzebował wparcia i rozmowy. Tylko tyle.
-Trudna sprawa, co? – palnęłam głupio. Ten tylko spojrzał się na mnie i uśmiechnął od ucha do ucha. – Jej strata – poklepałam go po ramieniu. Coś mi mówiło, że ten gest przez niego nie będzie dwuznacznie odebrany. Poza tym przyszedł mi samoistnie i naturalnie.
-Znasz ją? – zapytał z dziwną nadzieją w głosie. A ja oczyma wyobraźni widziałam, jak próbuję namówić mnie w swatkę. I bądź tu człowieku mądry.
-Znam, albo znałam – dodałam niepewnie, a na mojej twarzy pojawił się grymas. – Względem do mnie też się zmieniła. Nie rozmawiamy ostatnio ze sobą – powiedziałam najszczerzej jak tylko potrafiłam. Wszystko w środku mi mówiło, że w stosunku do niego mogę taka być. Z resztą wyglądał tak jakby w życiu nawet muchy nie skrzywdził.
-Dobrze wiedzieć, że nie tylko odnośnie do mnie zmieniła nastawienie, Sakura – odparł. A lekki uśmiech, który wtargnął na jego usta wreszcie wydawał się być autentyczny.  – Proszę – padał mi piękny bukiet – weź je. Przynajmniej ich nie wyrzucę – dodał szybko, delikatnie skrępowany sytuacją. Odebrałam bukiet piwoni, który od razu skradł mi serce. – Liczę, że jeszcze ze sobą porozmawiamy – odparł wstając, ale ton jego głosu zdradzał żałość. Pomachałam mu dłonią na pożegnanie. A coś w środku mówiło mi, że to naprawdę nie jest nasze ostatnie spotkanie, ani rozmowa.

7.
Siedziałam sama w mieszkaniu. Ino wyszła na jakąś super-ekstra-tajemniczą randkę, jak to sama opisywała. A ja objadałam się lodami i oglądałam jakiś dokument na temat refluksu żołądka. Bardzo ciekawe i apetyczne zarazem. Nie mogę powiedzieć bym w ostatnim tygodniu była rozrywkową kobietą. Bardziej pasowało do mnie miano babci klozetowej pilnującej kibli. Dom – praca – dom. Brałam tyle godzin ile się dało, jednak na więcej administracja nie chciała się zgodzić, gdyż byłam niezdolna do pracy w swoim stanie, a mój organizm potrzebował odpoczynku. Najlepsze były dodatkowe zmiany nocne, na nich ani razu nigdzie nie mijałam się z Karui, ale za to jeszcze raz porozmawiałam z Chojim. Okazał się bardzo zabawny oraz samotny. Szukał we mnie przyjaciółki, co mi odpowiadało. Moje lenistwo przerwał długi dzwonek do drzwi, co obwieszczało niecierpliwego gościa. Byłam pewna, że to Naruto, więc moja piżamka w serduszka niezbyt mi przeszkadzała. Po otworzeniu drzwi niestety przybyszem okazał się znacznie mniej pożądany gość. Uchiha Sasuke. Poczułam się upokorzona, nawet nie miałam na sobie szlafroka by się okryć – nie wspominając, o tym że nie miałam ubranego stanika. Przełknęłam ślinę, nie wiedziałam co powiedzieć ani co począć. Ostatni raz widzieliśmy się jakoś pięć dni temu, a może osiem? Sama nie wiem, nie zapisałam tego w kalendarzu. A czego Haruno nie ma w kalendarzu - tego nie ma w głowie.
-Mogę wejść? – ciszę między nami przerwał jego mocny głos, w którym usłyszeć się dało nutkę rozbawienia. – Mam listy z waszej skrzynki – wskazał stos kopert w dłoni. Stęknęłam głośno. Zapomniałam, że była moja kolej na opróżnienie skrzynki. Przynajmniej wiem dlaczego Ino dziwiła się, że nic do niej nie przyszło w ostatnim czasie.
-Proszę – przestałam mu zagradzać wejście do mieszkania. – Poczekaj tutaj chwilę, mam niestety bałagan w pokoju – mruknęłam zawstydzona uciekając wzrokiem. Przecież nie przyznam się, że pomimo godziny siódmej wieczór ja już od dwóch godzin leżę w łóżku. Gdy złożyłam kanapę, szybka narzuciłam na siebie czarne spodnie dresowe oraz biały t-shirt. Oczywiście nie zapominając o staniku! –Możesz wejść – krzyknęłam, a swoje długie włosy związałam w schludniejszy koński ogon niż poprzednio. Sasuke usiadł na moim szarym narożniku i lustrował pokój swoimi onyksowymi tęczówkami. Wzrok spoczął na telewizorze, przy którym walały się różne książki z kolorowymi karteczkami w środku.
-Ginekologia? – zapytał unosząc jedną brew. Wzruszyłam ramionami siadając obok niego.
-Ciągle szukam alternatywy na specjalizację, jeśli nic nie wyjdzie z kardiologii lub chirurgii – odparłam beznamiętnie. Włoski na moim całym ciele stanęły dęba. Jego bliskość mnie elektryzowała coraz intensywniej. Nie pamiętam czy czułam to poprzednio. Przełknęłam ślinę.
-Dobry plan – powiedział zdawkowo – Cóż muszę powiedzieć, że cieszę się z odebranej za ciebie korespondencji. Niekulturalnie ją także przejrzałam – powiedział rozbawiony. Zero zażenowania na twarzy, czy skruchy. Moja twarz natomiast nabierała kolorów buraczkowych, a usta mi zbielały tworząc kontrast. – Ale dostałaś list, który najbardziej mnie osobiście interesuje wraz z jego zawartością – podał mi kopertę pierwszą z kupki. Spojrzałam na nadawcę. Wstrzymałam oddech, a serce stanęło w piersi. Dlaczego znów dostaję list od pełnomocnika Tsunade Senju? Przecież to jest bezsensu, nie odpowiedziałam jej. Na mojej twarzy była sprzeczna mieszanka uczuć. Strach, zaskoczenie i coś czego określić się nie da. Sasuke jakby wyczuwając, że toczę wewnętrzny bój położył mi uspokajająco dłoń na kolanie.
-Bez twojej zgody odpisałem im jako twój pełnomocnik – odparł spokojnie, pewny swego. Ja sama nie wiedziałam, czy mam go zdzielić po głowie czy też dziękować. Zapewne powinnam z jednym i drugim wstrzymać się do momentu otworzenia, a następnie przeczytania pisma. Jednak ręce drżały mi niemiłosiernie.
-Co napisałeś? – drżący pisk wydobył się z mojej krtani. Doświadczyłam właśnie tak zwaną „watę w gardle” niczym kłamca. Zadałam to kretyńskie pytanie wiedząc, że nie zdołam zrozumieć prawniczej mowy. Jednakże chciałam to wiedzieć. Słyszałam w swoich uszach, jak zwiększyło mi się tętno. Odniosłam wrażenie, że zatyka mi się trąbka słuchowa. Czułam się jakbym była gdzieś na wysokościach, w górach lub samolocie. Kilkukrotnie przełykałam ślinę. Czas stał się nic nie wartą definicją, a sekundy trwały minuty, minuty zaś były dla mnie godzinami.
-Nieważne co im napisałem – mruknął spokojnie, a jego oddech drażnił moją odsłoniętą szyję. Był blisko, zbyt blisko. Coś jednak we mnie pragnęło tej intymności między nami, dawała ona swojego rodzaju ukojenie. Mój zamglony mózg już zapomniał dlaczego się od niego odwróciłam. Byłam aż taka głupia? – Ważne co oni odpisali – dodał i wyjął kopertę z mojej dłoni. Obejrzał ją jeszcze raz, widziałam jak jego oczy zwężają się niczym u gada. A kącik ust wędruje do góry. Był w tym momencie drapieżnikiem. – Najlepszą obecnie wiadomością jest to, że nie przesłali mi odpowiedzi do kancelarii, chociaż powinni byli – mruknął, a jego głos miał w sobie coś władczego. Przyjrzałam się mu. Czarna koszulka przylegająca do ciała i luźne czarne jeansy. Ramiona proste i dumne, tak jak cała jego postawa. Działał na mnie. Zbyt intensywnie.
-To dla mnie dobrze, tak? – wycharczałam nieprzytomnie. Mój wzrok próbował przebić się przez mgłę, ale obraz mi się ciągle rozmazywał. Jedyne czego byłam pewna to jego ciepła, które wręcz mnie paliło. Potrząsnęłam głową by przywołać swoje ciało do pionu, a sobie dodać rezonu i chociaż odrobinę buńczuczności. Mieszkanka strachu i pewnego rodzaju pociągu fizycznego była niebezpieczną mieszanką. Sasuke rzucił raz, drugi i trzeci okiem na list. Co chwila przytakując triumfalnie sobie. Jeżeli tak zachowywał się przy potyczkach listownych, to na sali rozpraw musiał rozszarpywać przeciwników swoim opanowaniem i pewnością siebie. Mnie to nawet w pewnym sensie przerażało, co fascynowało.
-Wyśmienicie – mruknął. – Adwokat Senju jest świetny, już parokrotnie prowadziliśmy przeciwko sobie sprawy w postępowaniu sądowym. Za każdym razem przegrywał, więc chyba poinformował o tym swoją klientkę – diaboliczny uśmiech nie schodził z jego warg, a oczy wciąż miał niebezpiecznie zwężone. Był w swoim żywiole.  – Albo chciała cię po prostu nastraszyć – dodał szybko. Wiem, że dla niego było to proste, ale ja miałam istny mętlik w głowie. Praktycznie nic mi nie wytłumaczył, wręcz przeciwnie. Przetarłam drżącą ręką czoło.
-Ale co to znaczy? – próbowałam się dopytać, a ton mój głosu brzmiał rozpaczliwie. Nie umiałam spojrzeć na Sasuke, więc cały czas spoglądałam na biały stolik z palet.
-Nie będzie żadnej sprawy w sądzie – dodał, po czym oparł się o kanapę. Mój mózg działał na pełnych obrotach. Mimo to czułam się jak skończona kretynka. Nawet zachciało mi się płakać.
-Uzasadnili to? – zapytałam nadal spoglądając w stolik, który przestał mi się nagle podobać. Miałam ochotę wyrzucić go za okno.
-Uznali, że polubownie zostają przy obecnych zasadach płacenia alimentów – dodał. Przetarł dłonią swoje oczy oraz odgarnął grzywkę z czoła. Zagryzłam wargę. Byłam mu wdzięczna za tak wielką pomoc. Bałam się, że za tym coś się będzie kryło. Że chce dostać czegoś w zamian, a ja chyba podejrzewam co to mogłoby być. Na chwilę zapanowała między nami cisza. Była ona naelektryzowana, ale nie niezręczna. Stan ten przerwał wstający Uchiha, więc jak posłuszne cielę zrobiłam to samo co on.
-Czy mogę spłacić jakoś ten dług? – rzuciłam w stronę jego pleców, gdyż wyszłam za nim z mojego pokoju wprost do salonu z aneksem kuchennym. Widziałam jak zaczął bawić się w dłoni kluczykiem od swojego auta. – No wiesz – dodałam pośpiesznie roztargniona – za pismo, chociaż jakoś na raty – gdy stanęliśmy przy drzwiach wyjściowych lustrował mnie bacznie wzrokiem. Mimo wszystko cały czas milczał. Stąpałam z nogi na nogę niecierpliwie. Jego oczy nie były już wąskie jak u gada, a otwarte. W ich głębi można było dostrzec cień rozbawienia.
-Miło było cię zobaczyć Sakura – rzekł i pocałował mnie w policzek. Otworzył sobie drzwi i ostatni raz nasze oczy się spotkały. Powietrze ponownie tego dnia stało się naelektryzowane. – Wystarczy, że napiszesz do mnie – delikatnie się uśmiechnął – wspólna przyjacielska kolacja będzie najlepszą zapłatą – dodał i zniknął za zamykającymi się drzwiami. „Przyjacielska kolacja?” Wypuściłam powietrze ze świstem z ust. – Przynajmniej jeden problem mam z głowy – mruknęłam zakluczając drzwi wejściowe do mieszkania. Czułam, że pewien spory ciężar spadł z mych ramion dając mi chwilę odetchnąć.

8.
Gdy wsiadałem do auta wiedziałem, że wygrałem małą potyczkę z jej dumą i upartością. Niemożliwością było nie odczuć jej potrzeby bliskości z mężczyzną, a konkretnie ze mną. Ciągnęło ją do mnie, jednakże cały czas się hamowała. Zblokowała się, dlatego odsunięcie się i danie jej przestrzeni to najlepsze co można zrobić w takiej sytuacji. Jesteśmy dorosłymi ludźmi, którzy potrzebują kogoś u swego boku. Nawet takie uparte diablice jak ona to wiedzą. Odpalając auto i odjeżdżając spod jej bloku – wiedziałem, że wiadomość od niej to tylko kwestia czasu. Zaoferowałem jej wielką pomoc nie oczekując nic. Teraz ona będzie czuła przemożną potrzebą podziękowania mi za to. Jej babka nawet nie wie, jak świetną robotę zrobiła. Znam starą Senju Tsunadę, jest łasa na pieniądze, pozycję i dobre nazwisko. A ja to wszystko posiadam. Nawet jeśli chodzi o wnuczkę, której się wyparła - dobra partia może wszystko przeszacować. Koligacje wszystko zmieniają. Starzy bogacze są zbyt przewidywalni, ale ja nie jestem głupi. Ani Sakura. Czas straszenia się jej skończył. Akta, które dawno temu skompletowała dla mnie Karin na temat Sakury były bardzo pomocne przy odpisaniu na temat tego ich śmiesznego pozwu. Tak naprawdę, gdybym reprezentował Sakurę wywalczyła by minimum jeszcze raz tyle ile dostaje obecnie. Minusem sprawy jest to, że musiałbym się tłumaczyć, iż wiem o niej więcej niż kiedykolwiek mi napomknęła. Coś kosztem czegoś. Zacisnąłem dłoń na kierownicy i dodałem gazu by nie zatrzymać się na czerwonym świetle.

9.
Od niespełna trzech dni walcze z przemożną chęcią napisania do Sasuke oraz z chęcią zamordowania go. Mój „lotny” umysł podsuwał mi sprzeczne obrazy ze sobą. Przypominał jego pieszczoty na moim ciele by następnie przypomnieć naszą kłótnie. Nasze pocałunki – ból fizyczny, który mi zadał. Serce mi się rozrywało w piersi. Sama nie wiedziałam czego chcę. Moja duma na pewno nie ucierpi, aż tak gdy spotkam się z nim w podzięce. Przyjacielska kolacja, wino i do domu. Bez podtekstów propozycja. Poza tym wcale nie sugerował, że musi być to u niego w domu, może to być restauracja. Odłożyłabym trochę pieniędzy i w podziękowaniu zaprosiła oraz zapłaciła za naszą kolację. To brzmi naprawdę, jak świetny pomysł. Przetarłam oczy ze zmęczenia. Prawie pierwsza w nocy, a ja znów mam problemy ze snem. Co chwilę śnią mi się dziwne rzeczy, jakby części tamtego snu, drugie życie przypominało mi lub podsuwało drogę wyboru. Nie były one złe, lecz bardzo przyjemne.

„Polana niedaleko stawu rodziny Uchiha o tej porze była dość odludnym miejscem. Połowy już się zakończyły, a na drzewach pozostały ostatnie żółte liście. Tylko my tutaj byliśmy. Ja i on, miłość zakazana. Siedzieliśmy na jednej z nielicznych ławek i spoglądaliśmy w tafle wody. Czułam nawet przez gorset czarnej prostej sukni, jak gładzi moje plecy. Miał gorącą dłoń, a moje ciało reagowało na każde muśniecie jego palców.
-Kiedyś, obiecuję ci Sakura, będziesz tego panią – szeptał mi czule do ucha delikatnie je przegryzając. Wzdychałam upojona każdym jego słowem, wiedząc jednakże, iż jest to mrzonka.
-W naszych marzeniach, Sasuke – odpowiadałam mu z uśmiechem na ustach. W tych wyrwanych chwilach byłam szczęśliwa. Jakby to nie brzmiało, ze swym panem. Służyłam od dzieciństwo w jego domu. Jego matka musiała by sczeznąć żeby nasz związek został sfinalizowany. Jej wspaniały syn i służka? Któż to słyszał! Jej diaboliczny głos dźwięczał w moich uszach, odbierając całą przyjemność z tej chwili.
-Nie mów tak, ukochana – zaczął całować wręcz z bożą czcią mój policzek. Jego dłoń znalazła się pod fałdami sukni. – Zrobię wszystko byś miała to na co zasłużyłaś – szeptał. Wiedziałam, że mówił szczerze. Nie był podobny do swej matki, Mikoto. Moje dłonie powędrowały na jego policzki, czułam lekki zarost pod palcami. A jego woń mnie upajała. Nasze usta złączyła się w spragnionym pocałunku. Ostatnio jest ich coraz więcej, są coraz żarliwsze.”

Te sny malowały wyidealizowany obraz Sasuke w mojej głowie. Był tym rycerzem, bohaterem serca – mnie, biedaczki. A nie katem z obsesją. Właśnie, czy można to nazwać już obsesją czy jest to jeszcze zwykłe zauroczenie zmieniające się w miłość? Przecież ciągle zadaje sobie te same pytania, a nadal nie wiem kim my jesteśmy dla siebie. Dawnymi kochankami? Miłościami? Przyjaciółmi? Czy kim?! Te rozmyślania na pewno nie pomogą mi wyspać się na jutrzejszą zmianę do pracy. Tak samo jak chrapiący Kiba za ścianą. Warknięcie samoistnie wydobyło się z moich ust. Położyłam sobie drugą poduszkę na głowę i cudem udało mi się zasnąć przy donośnym akompaniamencie problemów z nocnym oddychaniem niechcianego przeze mnie gościa.


________________________________
Od autorki: No i w końcu jest! Kolejny rozdział się tworzy, a ja bardzo - bardzo - ale to bardzo chciałabym iść w stronę końca opowiadania. Jesteśmy na dobrej drodze! Miłego czytania, nie ma co przedłużać tego babola już :) Buziaki!

4 komentarze:

  1. Tęskniłam za Tobą Maruo, oj tęskniłam. Za Twoim SS również.
    W dniu publikacji przeczytałam pobieżnie, ale nie mogłabym ot tak skomentować przez telefon. Nie tego bloga. Oj nie.
    Jednak ciężko mi będzie ubrać moje myśli w słowa... pisanie komentarzy ostatnio mi nie idzie.

    Do szóstej części tekst pochłaniałam w zastraszającym tempie. Sakura jednym słowem się bardzo przełamała, proszą Sasuke o jako taką radę. Po tym, co zaszło, to raczej na jej miejscu bym tak nie postąpiła, ale jej sytuacja ją do tego po prostu zmusiła. Czasami trzeba łapać się wszystkiego... nawet brzytwy.

    Szczerze powiedziawszy, zawsze ceniłam, że wśród lekarzy panuje szacunek, nawet wśród studentów, ale niestety obecnie przestałam to odczuwać. Ja tak miałam i ze studiami i teraz z blogerem. Ale cóż - jak się ludziom w dupę nie wchodzi XDDDDDDDD ZA PRZEPROSZENIEM XD

    Słodki Chouji, och me serduszko. Uwielbiam tego grubaska. Jest słodziutki z charakterku.

    Kolejnych scen to się nie spodziewałam. Sasuke to trochę taki wyzyskiwacz tutaj, ale tak niewiele. Troszku tylko. No cwano to sobie zaplanował.
    Sakurze się fartnęło, ale to dobrze. Może jakoś znacznie jej się w życiu układać.
    "Retrospekcja" za krótka! Wincyj ich, bo to jest bardzo ciekawy motyw tego opowiadania.
    Takie kim byliśmy w dawnym życiu... jakie życie wiedliśmy... jest pewien wzór, który się powtarza, ale w kolejnych warstwach on się zmienia.
    Ciężko mi przewidzieć ciągl dalszy tej historii. Naprawdę.

    Niemniej do końca będę najwierniejszą fanką! A CO!

    Przepraszam za brak ładu i składu.

    Uwielbiam ♥
    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana bardzo się cieszę, że nadal jesteś ze mną i czytasz moje wypociny! :D Miło mi także, że pochłonęłaś bloga, do pewnej części.

      Tak, Choji miał trochę osłodzić to wisielcze opowiadanie. Jestem w momencie, w którym nie wiem czy napisałaś komplement, czy cholernie inteligentnie mnie skrytykowałaś. To dobrze, że nie wiesz w którą stronę idzie opowiadanie, czy źle? A może myślisz, że to już nie ma sensu? :O Ciekawi mnie to jak diabli! Chyba muszę w końcu z Tobą popisać gdzieś! :D
      Jeszcze kilka tych retrospekcji będzie, ale z wątki najważniejszego - zeszły trochę na dalszy plan. I dobrzy, przynajmniej trzymam się swojej pierwotnej wersji! A nie udaję, że łatwiej mi się piszę te mroczne retrospekcje niż słodkie i przymilne chwile.

      Ja chcę wiedzieć, jakim cudem Ty masz przechlapane na bloggerze i studiach?! Ludzie się dziwni!

      Buziaki Kochana :*

      Usuń
    2. aaa! No właśnie - nie dopisałam! "Do pewnej części" -> w sensie później sceny między nimi rozpaliły mnie! ŻE TAK TO UJMĘ XD Bo naprawdę, ja nie byłam w stanie przewidzieć co się wydarzy. Z jednej strony zakładałam, że Sasuke jej nie pomoże, albo zrobi to ot tak, bez żadnego podtekstu a tu proszę. Opowiadanie jest nieprzewidywalne, co wręcz uwielbiam u Ciebie i Twoim kreowaniu SasuSaku.
      No, no, żeby nie było! To SasuSaku mnie przy fangirlingowaniu jeszcze trzyma XDDDD

      O rety nie! Ciebie nigdy! Jak piszę komentarze, to plotę to, o czym myślę podczas czytania... także nie, nie Maruo, to nie było to. Z ręką na sercu! a nawet z dwoma XD

      Przez niejednoznaczne komentarze właśnie XDDDDDDDD Dlatego wiesz ciumkam od komciania z dala, ale czasami jak mnie przyciśnie to muszę, bo jak opowiadanie dobre to aż szkoda przejść bez słowa :3

      No czekam z utęsknieniem na ciąg dalszy!
      I wybacz za ten nieład wypowiedzi - chyba sobie taką łatkę na czole przyczepię - łatwiej w życiu będzie XDDDDD

      Weny!
      Buziaki Kochana ♥

      Usuń
    3. A ja się przeraziłam, że Cię hejtują i szykanują! Ufff! Kamień z serca, jesteś cała! :D
      Ty się mną nie przejmuj, ja byłam ciekawa po prostu jak ugryźć - bo nie byłam pewna, czy końcówki nie spierdo***. Przecież wszystko się zdarzyć może! :D

      Ech, ludzie nie mają chyba dystansu do siebie :D Może dlatego nikt mi nie komentuje, bo wszyscy chcą mnie hejtować XD

      Mówisz, że jestem nieprzewidywalna.. :>

      Buziaki!!

      Usuń