„Coś kosztem czegoś”
1.
Spojrzałam
szybko na zegarek. Czwartek, przed godziną czwartą popołudniu. Wzięłam głęboki,
świszczący wdech, a wilgotne powietrze podrażniło moje nozdrza. Zapach spalin
był zbyt wyrazisty, aż zakręciło mi się w głowie. Wilgoć i spaliny, wyjątkowa
mieszanka. Stałam tępo przed kawiarnią, zjawiłam się kilkanaście minut przed
czasem. Mogłam spokojnie wejść, zamówić herbatę czy cokolwiek innego, ale
jednak coś mnie powstrzymywało. Czułam jakby moje nogi zostały zamurowane,
zupełnie inne uczucie niż ociężałość. Nie byłam w stanie tego opisać. Nieruchliwe
oraz słabe, niemożliwością było je podnieść i ruszyć trzy kroki do wejścia. Zatem
teraz wiem, jak działa umysł przerażonego, zapędzonego w róg, człowieka. Tak,
zdecydowanie. Prawda wyglądała nieco inaczej niż moja wyobraźnia tego co
właśnie doświadczałam. W gruncie rzeczy to stąpałam z nogi na nogę niczym
opętane lub zranione zwierzę. Co się dzieję w mojej podświadomości? Nie wiem.
Wzięłam kolejny głęboki haust powietrza w płuca, zacisnęłam ręce w pięści, aż
paznokcie wbijały mi się w skórę. Do przodu!
Rozniosło
się drażniące skrzypienie drzwi, następnie brzęczenie dzwonka, które oznajmiło
nadejście kolejnego klienta, co spowodowała, iż baristka szeroko się do mnie
uśmiechnęła. Kiwnęłam jej niezręcznie, a nawet mało kulturalnie, głową na
przywitanie i zajęłam pierwszy wolny dwuosobowy stolik. Zdjęłam skórzaną
kurtkę, bez patrzenia w kartę zamówiłam zieloną herbate i tępo spoglądałam w
czarny wyświetlacz telefonu. Sasuke nie lubi się spóźniać, ale także nie
przychodzi wcześniej. Jest idealny w każdym calu, po prostu. Perfekcyjne
wyczucie czasu, stylu, gustu oraz manier – kpiłam sobie w geście dodania
animuszu. Czułam się dziwnie: niepewnie z nutą przerażenia, ale gdzieś w środku
tliła się iskra radości i podekscytowania na niezobowiązujące spotkanie. Nawet
zaczęłam myśleć dlaczego nie dałam mu szansy? Zapomniałam o czymś ważnym, a w
głowie miałam potworną pustke. Byłam zbyt przerażona, narwana czy mam
wyidealizowany światopogląd? Prawda jest taka, że sms Sasuke mnie zdziwił.
Liczyłam na natychmiastowe spotkanie, a tymczasem czekałam na nie prawie pięć
dni. Być może jego zauroczenie zmieniło się w niechęć, a pomoc to łaska dla
biednej dziewuchy. Zagryzłam wargę, spojrzałam na przyniesioną zieloną herbatę,
która miała zbyt intensywny kolor. W idealnej porcelanowej filiżance, para
unosiła się wprost do mych nozdrzy. Jednak nie zachęcała mnie do picia. Dzień również
nie należał do najcieplejszych, ale był cholernie parny. Spojrzałam na
wyświetlacz telefonu, właśnie zmieniła się godzina na 16:00, a jego ciągle nie
ma. Przez myśl przebiegła i odbijała się echem niemiła myśl „Wystawił cię”. W
końcu to się zdarzyło, prosiłam się o to i jest. Nie miałam odwagi do niego
zadzwonić, bo tak naprawdę co mogłabym powiedzieć? Zgrywanie idiotki przed
Uchihą to upadek mojego honoru, który już teraz cierpi katusze. O ile posiadam
jeszcze jakikolwiek „honor”. Sardoniczny uśmiech wkradł się na moje usta, a w
sercu mnie dziwnie i nagle zakuło. Uczucia są nieznane nawet nam samym, zbyt
często je ukrywamy także sami przed sobą. A co jeśli ja cały czas to robię. Z
letargu wyrwał mnie dochodzący do mych uszu dźwięk przychodzącej wiadomości.
Drżącą ręką sięgnęłam po telefon, jednak wiedziałam co tam zastanę.
Prawdopodobnie w mojej sytuacji każda kobieta by to podejrzewała. Raptownie zachciałam
taksować całą kawiarnię wzrokiem pomimo tego, że jej wystrój wcale mnie nie
zainteresował gdy tu weszłam. Nie zaintrygował mnie nawet teraz, po prostu
uciekałam wzrokiem i świadomością przez sprawdzaniem, czy to może „on” napisał.
Przełknęłam ślinę, chociaż tak naprawdę jamę ustną miałam wyschniętą na wiór,
po czym odczytałam wiadomość.
„Sakura wybacz nie
dam rady przyjść,
Sasuke”
No tak, cóż
innego mogłoby się wydarzyć. Zmrużyłam wściekła oczy. Wypiłam jednych haustem
letnią herbatkę, zapłaciłam i od razu wyszłam. Już dość upokorzona się
poczułam. Prawda jest też taka, iż sama sobie jestem winna, podałam siebie na
tacy z prośbą o pokazanie mu, wielkiemu Uchiha, gdzie jest moje miejsce. Tyle
razy go odrzuciłam, że teraz on wykorzystał swoją przewagę w tej sytuacji do
tego. Ale czy naprawdę było tak jak myślę?
2.
Chodziłam po
parku bez jakiegokolwiek celu. Pogoda, jak na lato, nie była najlepsza, ani
najgorsza – była po prostu nijaka. Taka jak mój nastrój obecnie. Gdzieś w głębi
serca liczyłam na to, że nie tak potoczy się spotkanie z nim. Miało być
inaczej, miałam ułożony scenariusz zdarzeń w głowie. Miałam, do jasnej cholery,
plan! Skrupulatnie ułożony, przecież nie jestem mu nic winna. Czułam się
przygotowana na każdy scenariusz: niechęć, pogardę, złość, nawet ciepłe
przyjęcie. Nie pomyślałabym ani przez chwilę, że mnie ten gbur wystawi.
Wzbierał we mnie gniew by następnie odpuścić i znów się pojawić z kolejną dozą
irytacji. Kolejka emocjonalna to rzecz, która odbiera racjonalne myślenie.
Wiedziałam to. Wiedziałam też, że odrzucony człowiek lubi się mścić! Czy ja
byłam inna? Otóż nie, dlatego złościłam się mocniej niż powinnam. Przecież
gdybym mogła to zemściłabym się na całej rodzinie Senju. Ile razy dziękowałam
matce, że noszę jej nazwisko. Nikt nigdy nie dałby bękartowi swojego znanego i
szanowanego nazwiska przecież. Usiadłam na ławce, poczucie bezsilności mnie
przygniatało wręcz. Spoglądałam na brzeg Sumidy, gdzie przypadkiem poniosły
mnie nogi. Przetarłam delikatnie oczy, nie musiałam martwić się o makijaż. I
tak go nie miałam obecnie, zrezygnowałam z tego pomysłu. Nie chciałam
prowokować Sasuke.
-Jaki obłęd
– mruknęłam do siebie w akcie totalnej desperacji. Rzeka płynęła spokojnie, na
niebie było sporo białych, puszystych chmur. Liście na moich ulubionych
drzewach wiśni szumiały łagodnie, tworząc naturalną muzykę przyrody dla
ludzkiego ucha. Harmonia, wszędzie harmonia. Pragnę jej również ja. Ten błogi,
chwilowy stan przerwał dźwięk smsa.
„Jestem już wolny”
Prychnęłam
pod nosem na tę wiadomość od Uchihy. Świetnie, że przestał być rozrywany, ale
co z tego? To zdawkowe zdanie miało mi poprawić humor? Świetne wytłumaczenie
ma. Gdy chciałam włożyć telefon powrotem do kieszeni – on znów wydał dźwięk.
„Przyjdź do mnie o
17:30”
Spojrzałam
na zegarek w telefonie. Mam niecałe pół godziny na by do niego iść, zagryzłam
wargę bijąc się z myślami. W sumie, co mi szkodzi? Tak, czy tak potrzebuję tej
cholernej porady prawnej. A jeśli mi jej nie da, to chociaż wyżebram od niego
nazwiska tanich – „dobrych” adwokatów. Wstałam z ławki i ruszyłam spokojnym,
nieśpiesznym krokiem. Jedynie chwilę się spóźnię, mówił mi mój chocholi głosik
w głowie. A niestety mam spory kawałek do przejścia. Otworzyłam jeszcze torebkę
by sprawdzić czy na pewno wzięłam ze sobą te cholerną koperte.
3.
Czekałem cierpliwie
na Sakure w swoim mieszkaniu. Wykąpany i przebrany po ciężkim dniu w sądzie.
Sprawa, którą prowadziłem, a która miała być błaha przeciągała się przez drugiego
prawnika. Próbował on na wszystkie sposoby chociażby zmniejszyć koszta, jakie
poniesie jego klient w związku z przegraną, jednak poniósł klęskę. Nie powiem,
żeby mnie akurat ta część martwiła, bo tak nie było, było wręcz odwrotnie. Te
starania, nie posiadające sensu, bawiły mnie do rozpuku. Jednak nie zdążyłem na
spotkanie z Sakurą, straciłem na sali rachubę czasu. Westchnąłem przeczesując swoje
wilgotne włosy. Było już prawie wpół do szóstej, a jej jeszcze nie było.
Denerwowało mnie to, wrzałem od środka z gniewu. Tak dawno jej przy sobie nie
miałem, a pragnąłem już do szczęścia jedynie tego. Ciepła jej drobnego ciała.
Miałem ją na wyciągnięcie ręki, była przecież moja i nagle bańka mydlana
prysnęła niczym sen. Świadomość, że mogła poczuć się odtrącona wzbudzała we
mnie coś w rodzaju niepokoju i pewnego rodzaju strachu. Przecież nie odpisała
na żadną moją wiadomość. Wiedziałem, że jest dumna, ale każdy komu grunt ucieka
spod nóg chwyta się każdej pomocnej dłoni. I ona ma zrobić to samo, ma złapać
moją rękę. Nawet jeśli uważa ją obecnie za brzytwę. Na kuchennym blacie leżało
świeżo zamówione sushi dla dwóch osób. Coś mi mówiło, wręcz krzyczało, że
przyjdzie. Prędzej czy później wróci do mnie. Nieważne z jakiego powodu, ale
wróci.
4.
Zawahałam
się, jednak portier już dał mu znać, że będzie miał gościa. Stojąc teraz
bezsensownie pod jego drzwiami przedłużałam nieuniknione. Czułam się jak łania
zapędzona w kozi róg, a myśliwy tylko wyczekuje odpowiedniego momentu do
odstrzału upajając się moim strachem. Powietrze było przepełnione… Czym? Czego
się właściwie boję? Palec wcisnął dzwonek – nie było odwrotu. Spotkam się w
końcu z nim, sam na sam.
-Nareszcie –
powiedział pośpiesznie i kazał mi gestem dłoni wejść do swojego mieszkania. Do
moich nozdrzy od razu dostała się woń jego perfum. Lekko wyczuwalna nutka
piżmu, bardzo do niego pasująca. Mnie niestety pobudzała w nieodpowiedni
sposób.
-Bardzo cię
przepraszam, że zawracam ci głowe, Sasuke – wyartykułowałam niepewnie na jednym
wydechu, zupełnie nie wiedząc jak rozpocząć rozmowę z nim. Nie chciałam
zostawać tu dłużej niż powinnam, ani od razu wykładać niekulturalnie kawy na
ławę.
-Nic się nie
stało – powiedział spokojnie, lekko zachrypniętym głosem. Jego ton wypowiedzi
coś we mnie wzbudził, zaczęło coś zaczęło topnieć w moim wnętrzu. – Szczerze
powiedziawszy jestem głodny, nie jadłem od rana – wskazał głową w stronę salonu.
Gdy ruszyłam za nim widziałam pudełka z sushi z restauracji, w której byłam z
Ino jakiś czas temu. Od razu przed oczami stanęła mi krwista czerwień, a język
odtworzył z pamięci smak pysznych krewetek w temperze oraz sushi. To chyba było
wtedy, gdy Sasuke kazał mi jechać razem z nim. Gdy usiedliśmy do wyspy
kuchennej widziałam, jak rozstawia wszystko na blacie. Nawet pod jego koszulką
Ralpha Laurenta widziałam zarys wyćwiczonych mięśni pleców. I znów poczułam to
dziwne rozchodzące się ciepło. Przełknęłam ślinę. Ze stresu zaczęłam strzelać
palcami, chociaż nigdy tego nie robię. Jego bezpośredniość i lekkość kontaktu
zaczęła mnie onieśmielać.
-Jeśli ci
przeszkadzam to mogę przyjść w innym terminie – rzuciłam pośpiesznie na
ściśniętej krtani. Poczułam się nagle jak intruz, który podgląda osoby
ustawione wyżej w hierarchii społeczeństwa. Odczuwałam jak serce przyśpiesza,
rytm został zachwiany. Sasuke odwrócił się w moją stronę, a jego onyksowe oczy
bacznie mnie lustrowały. Wyczytał coś ze mnie? Postawy ciała, wzroku,
przyśpieszonego oddechu? Może mam zaczerwienione policzki lub włosy w
nieładzie? Co mu siedzi w głowie? Miałam milion chaotycznych myśli na minutę.
-Siedź,
zjesz ze mną, a w między czasie omówimy sprawę, która cię do mnie przygnała –
puścił mi oczko. To było do niego takie niepodobne, wręcz surrealistyczne.
Postawił jedzenie między nas, a sam usiadł naprzeciw mnie. Bez krępacji,
rozluźniony. – Smacznego – mruknął sięgając po pałeczki. A mi w głowie
przelatywała myśl „skąd znam firmę jego koszulki?” zapewne za dużo przebywam z
Ino ostatnimi czasy. Te myśli były gorsze od pustki w głowie.
-Chcesz
przeczytać pismo od prawnika, które dostałam? – zapytałam tępo, trochę zbyt
cicho i niepewnie. On mnie częstuje jedzeniem, chcę pomóc a ja nic w zamian mu
nie zaoferuję. Nie mam nic, koligacji czy pieniędzy. A tylko te liczą się tu, w
Tokio. Wzrok Sasuke bacznie mi się przyglądał, ale w odpowiedzi kiwnął głową
twierdząco. Podałam mu kopertę, a ten włożył kawałek ryby z wasabi do ust.
-Alimenty? –
mruknął pod nosem. Zaczął czytać, a pod mój nos podsunął talerz z krewetkami.
Przyznam, że byłam już głodna, a one pachniały i wyglądały smakowicie. Nic
tylko je jeść! – Cóż – rozbrzmiał głos Uchihy, gdy ja pomału kończyłam dopiero
drugą krewetkę. Zajęło mu przeczytanie listu niecałe pięć minut, gdy mnie zabijał
żargon języka formalnego w nim użytego – mu wystarczyły pobieżne oględziny. –
Szczerze powiedziawszy, jeśli znajdziesz dobrego prawnika nie masz się czego
bać. Masz prawo do tych pieniędzy, wiem to nawet nie znając całkowicie twojej
sytuacji życiowej – odparł spokojnie i odłożył papiery. Westchnęłam zdołowana,
„dobrego prawnika”? Senju wygra. Dopiec i zgnieść niczym robala biedną
studentkę to pestka w tym kraju, w tym systemie. Z tą władzą a nawet jej
namiastką, jaką posiada Tsunade.
-Problem w
tym, że mnie nawet nie stać na prawnika z najniższej półki, nie mówiąc a tych,
którzy mogli by mnie wybronić – mruknęłam tracąc apetyt. Moje życie to ciągła
walka z przeciwnościami losu, które wiecznie mają jedną i tę samą twarz. Czym
zawiniłam światu?
5.
Wyszłam po
dwóch godzinach od Uchihy, posiadając mieszane uczucia względem jego osoby.
Zachowywał dystans między nami, ale nie był oziębły czy obcesowy w obejściu.
Wzięłam głęboki wdech na uspokojenie, już sama nie wiem, który raz dzisiejszego
dnia. Sama nie wiedziałam czego oczekiwałam od niego, od siebie, od nas. Przejęłam,
że tego letniego wieczoru potrzebny mi jest spacer na świeżym powietrzu by
poukładać sobie wszystko w głowie. Po kolei, bez pośpiechu czy dobrych rad
kogokolwiek. Propozycja Sasuke, swoją drogą, jest bardzo kosztowna i nietypowa.
Domyślam się, że może mnie to uratować, a z drugiej strony gdy dojdzie do
rozprawy – dowie się wszystkich brudów z mojej przeszłości. Najważniejsze
pytanie brzmiało: czy to mi odpowiada? Wybranie
go, osoby która w pewnym sensie była mi bliska, jest ryzykowne.
6.
Ten
sierpniowy, rozpoczęty pracą dzień, nie mógł być dobry. Zbyt często mijałam się
z Karui, która ciągle zachowywała się grubiańsko. Męczyła mnie ta sytuacja.
Przeszłyśmy od fazy pytań, do totalnego udawania, że się nie znamy. Obecnie
jesteśmy na etapie kłamstwa, hipokryzji i pokazywania mi, gdzie jest miejsce biedoty.
Szczerze powiedziawszy zawsze ceniłam, że wśród lekarzy panuje szacunek, nawet
wśród studentów, ale niestety obecnie przestałam to odczuwać. Mierzenie
wzrokiem? Za każdym razem, gdy mijam Karui. Niewybredne komentarze na temat
mojego wyglądu? Słyszę za każdym razem, gdy mijam Karui. Mam także wrażenie, że
ona chcę bym to słyszała. Ponoć noszę fartuch wyciągnięty ze śmietnika, rzadko
prany (niby nie stać mnie nawet na proszek). Jestem w nieodpowiednim miejscu,
przecież ktoś z pospólstwa nie może wykonywać tak ważnego i szanowanego zawodu.
Gdy to słyszę to wzbiera we mnie czasem gniew, a innym razem smutek. Przecież
miałyśmy ze sobą bardzo dobry kontakt. Lubiłyśmy się ze sobą pośmiać, a czasami
nawet wyjść od wielkiego dzwonu na pogawędki o studiach i trudnościach na nich.
Przecież Karui to piękna i inteligentna kobieta, tak zwana mieszanka
niebezpieczna. Niemniej jednak ostro jej się coś w głowie ostatnio
poprzewracało. Ale gdzie szukać przyczyny tej zawiści, nienawiści do mnie? Nie
wiem, ale chciałabym poznać odpowiedź.
Na lunch, by
nie spotkać złotookiej Karui, wyszłam na zewnątrz. Przed szpitalem jest mały
park z drzewami wiśni, które są soczyście zielone. Samotność też bywa dobra i
potrzebna człowiekowi do wyciszenia oraz przemyślenia kilku spraw. Wiał lekki
ciepły wiatr, a słońce grzało przyjemnie. W tym momencie nie chciałam by
przerwa się skończyła. Wnętrze oddziału mnie przytłaczało, w dodatku miałam
wrażenie, że coraz więcej osób nie spogląda na mnie przychylnie. Najchętniej
zostałabym tutaj do końca zmiany.
-Przepraszam,
mogę się dosiąść? – doszedł do mnie męski, lekko zachrypnięty głos.
-Proszę
–odpowiedziałam mechanicznie zbierając pośpiesznie rzeczy i swoją torebkę z
siedziska. Niekulturalnie rozłożyłam się na całej ławce, chociaż z drugiej
strony mógł to być sygnał, iż niekoniecznie potrzebuję towarzystwa. Spojrzałam
kątem oka na przybysza. Miał brązowe długie włosy, czerwoną koszulkę i brązowe
spodnie, chociaż jak zaczęły padać na nie promienie słoneczne wydawały się
khaki. Ogólnie specyficzny strój, a mężczyzna był lekko przy kości. Z twarzy
wydawał się sympatyczny.
-Nie
przeszkadzam? – zapytał głucho. W jego głosie słychać było melancholię i
zmęczenie. Tak jakby właśnie coś się wydarzyło w jego życiu. Wtem zauważyłam
bukiet pięknych piwoni, były jasnoróżowe, różowe i te które mają wręcz neonowe
kolory.
-Nie, skądże
– rzekłam spokojnym tonem. Miałam wrażenie, że ten mężczyzna dosiadł się, bo to
on potrzebował rozmowy lub czyjegoś towarzystwa. Obojętnie kogo. Wyglądał mi on
znajomo. – Czy my się może znamy? – zapytałam łagodnie, lekko przeciągając
samogłoski. Nie chciałam go wystraszyć. W końcu wciskam nos w nieswoje sprawy,
ale zapytanie o to czy się znamy nie jest przecież zabronione, ani nie
kulturalne.
-Nie, chyba
nie – odparł nieco zdenerwowany. Przeczesał nerwowa swoje włosy dłonią. –
Jestem Choji – uśmiechał się szeroko podając mi rękę. Uścisnęłam ją, a jego
imię dźwięczało mi jak czerwona lampka z tyłu głowy.
-Sakura –
odparłam, również posłałam uśmiech w jego stronę. Oczy miał czarne jak
węgielki, a policzki pulchne i nieco zaróżowione. – Czekasz na kogoś? –
zapytałam zanim zdążyłam ugryźć się w język. Choji wzruszył tylko bezwiednie
ramionami, które od razu mu opadły.
-Chciałem
porozmawiać z Karui, spotykaliśmy się przez pewien czas, ale z dnia na dzień
przestała odpowiadać na wiadomości i zrobiła się złośliwa – mruknął lekko
zgaszonym głosem. Gołym okiem było widać, że jest mu przykro. Zrobiło mi się go
szkoda. Wiedziałam już kim jest, kilkukrotnie rozmawiałam o nim ze złotooką.
Niemniej nie pomyślałabym, że zmieni nastawienie w stosunku do niego, skoro
była mu swego czasu bardzo przychylna. Przynajmniej w swoich opowieściach o
nim. Zagryzłam wargę. Nie do końca wiedziałam, czy robię dobrze rozmawiając z
nim o niej. Mieszanie się w cudze sprawy nie leżało w moim interesie, ale on…
Ten brązowowłosy chłopak wyglądał, jakby potrzebował wparcia i rozmowy. Tylko
tyle.
-Trudna
sprawa, co? – palnęłam głupio. Ten tylko spojrzał się na mnie i uśmiechnął od
ucha do ucha. – Jej strata – poklepałam go po ramieniu. Coś mi mówiło, że ten
gest przez niego nie będzie dwuznacznie odebrany. Poza tym przyszedł mi
samoistnie i naturalnie.
-Znasz ją? –
zapytał z dziwną nadzieją w głosie. A ja oczyma wyobraźni widziałam, jak
próbuję namówić mnie w swatkę. I bądź tu człowieku mądry.
-Znam, albo
znałam – dodałam niepewnie, a na mojej twarzy pojawił się grymas. – Względem do
mnie też się zmieniła. Nie rozmawiamy ostatnio ze sobą – powiedziałam
najszczerzej jak tylko potrafiłam. Wszystko w środku mi mówiło, że w stosunku
do niego mogę taka być. Z resztą wyglądał tak jakby w życiu nawet muchy nie
skrzywdził.
-Dobrze
wiedzieć, że nie tylko odnośnie do mnie zmieniła nastawienie, Sakura – odparł.
A lekki uśmiech, który wtargnął na jego usta wreszcie wydawał się być
autentyczny. – Proszę – padał mi piękny
bukiet – weź je. Przynajmniej ich nie wyrzucę – dodał szybko, delikatnie
skrępowany sytuacją. Odebrałam bukiet piwoni, który od razu skradł mi serce. –
Liczę, że jeszcze ze sobą porozmawiamy – odparł wstając, ale ton jego głosu
zdradzał żałość. Pomachałam mu dłonią na pożegnanie. A coś w środku mówiło mi,
że to naprawdę nie jest nasze ostatnie spotkanie, ani rozmowa.
7.
Siedziałam
sama w mieszkaniu. Ino wyszła na jakąś super-ekstra-tajemniczą randkę, jak to
sama opisywała. A ja objadałam się lodami i oglądałam jakiś dokument na temat
refluksu żołądka. Bardzo ciekawe i apetyczne zarazem. Nie mogę powiedzieć bym w
ostatnim tygodniu była rozrywkową kobietą. Bardziej pasowało do mnie miano
babci klozetowej pilnującej kibli. Dom – praca – dom. Brałam tyle godzin ile
się dało, jednak na więcej administracja nie chciała się zgodzić, gdyż byłam
niezdolna do pracy w swoim stanie, a mój organizm potrzebował odpoczynku.
Najlepsze były dodatkowe zmiany nocne, na nich ani razu nigdzie nie mijałam się
z Karui, ale za to jeszcze raz porozmawiałam z Chojim. Okazał się bardzo
zabawny oraz samotny. Szukał we mnie przyjaciółki, co mi odpowiadało. Moje
lenistwo przerwał długi dzwonek do drzwi, co obwieszczało niecierpliwego
gościa. Byłam pewna, że to Naruto, więc moja piżamka w serduszka niezbyt mi
przeszkadzała. Po otworzeniu drzwi niestety przybyszem okazał się znacznie
mniej pożądany gość. Uchiha Sasuke. Poczułam się upokorzona, nawet nie miałam
na sobie szlafroka by się okryć – nie wspominając, o tym że nie miałam ubranego
stanika. Przełknęłam ślinę, nie wiedziałam co powiedzieć ani co począć. Ostatni
raz widzieliśmy się jakoś pięć dni temu, a może osiem? Sama nie wiem, nie
zapisałam tego w kalendarzu. A czego Haruno nie ma w kalendarzu - tego nie ma w
głowie.
-Mogę wejść?
– ciszę między nami przerwał jego mocny głos, w którym usłyszeć się dało nutkę
rozbawienia. – Mam listy z waszej skrzynki – wskazał stos kopert w dłoni.
Stęknęłam głośno. Zapomniałam, że była moja kolej na opróżnienie skrzynki.
Przynajmniej wiem dlaczego Ino dziwiła się, że nic do niej nie przyszło w
ostatnim czasie.
-Proszę –
przestałam mu zagradzać wejście do mieszkania. – Poczekaj tutaj chwilę, mam
niestety bałagan w pokoju – mruknęłam zawstydzona uciekając wzrokiem. Przecież
nie przyznam się, że pomimo godziny siódmej wieczór ja już od dwóch godzin leżę
w łóżku. Gdy złożyłam kanapę, szybka narzuciłam na siebie czarne spodnie
dresowe oraz biały t-shirt. Oczywiście nie zapominając o staniku! –Możesz wejść
– krzyknęłam, a swoje długie włosy związałam w schludniejszy koński ogon niż
poprzednio. Sasuke usiadł na moim szarym narożniku i lustrował pokój swoimi
onyksowymi tęczówkami. Wzrok spoczął na telewizorze, przy którym walały się
różne książki z kolorowymi karteczkami w środku.
-Ginekologia?
– zapytał unosząc jedną brew. Wzruszyłam ramionami siadając obok niego.
-Ciągle
szukam alternatywy na specjalizację, jeśli nic nie wyjdzie z kardiologii lub
chirurgii – odparłam beznamiętnie. Włoski na moim całym ciele stanęły dęba.
Jego bliskość mnie elektryzowała coraz intensywniej. Nie pamiętam czy czułam to
poprzednio. Przełknęłam ślinę.
-Dobry plan
– powiedział zdawkowo – Cóż muszę powiedzieć, że cieszę się z odebranej za
ciebie korespondencji. Niekulturalnie ją także przejrzałam – powiedział
rozbawiony. Zero zażenowania na twarzy, czy skruchy. Moja twarz natomiast
nabierała kolorów buraczkowych, a usta mi zbielały tworząc kontrast. – Ale
dostałaś list, który najbardziej mnie osobiście interesuje wraz z jego
zawartością – podał mi kopertę pierwszą z kupki. Spojrzałam na nadawcę.
Wstrzymałam oddech, a serce stanęło w piersi. Dlaczego znów dostaję list od
pełnomocnika Tsunade Senju? Przecież to jest bezsensu, nie odpowiedziałam jej.
Na mojej twarzy była sprzeczna mieszanka uczuć. Strach, zaskoczenie i coś czego
określić się nie da. Sasuke jakby wyczuwając, że toczę wewnętrzny bój położył
mi uspokajająco dłoń na kolanie.
-Bez twojej
zgody odpisałem im jako twój pełnomocnik – odparł spokojnie, pewny swego. Ja
sama nie wiedziałam, czy mam go zdzielić po głowie czy też dziękować. Zapewne
powinnam z jednym i drugim wstrzymać się do momentu otworzenia, a następnie
przeczytania pisma. Jednak ręce drżały mi niemiłosiernie.
-Co
napisałeś? – drżący pisk wydobył się z mojej krtani. Doświadczyłam właśnie tak
zwaną „watę w gardle” niczym kłamca. Zadałam to kretyńskie pytanie wiedząc, że
nie zdołam zrozumieć prawniczej mowy. Jednakże chciałam to wiedzieć. Słyszałam
w swoich uszach, jak zwiększyło mi się tętno. Odniosłam wrażenie, że zatyka mi
się trąbka słuchowa. Czułam się jakbym była gdzieś na wysokościach, w górach
lub samolocie. Kilkukrotnie przełykałam ślinę. Czas stał się nic nie wartą
definicją, a sekundy trwały minuty, minuty zaś były dla mnie godzinami.
-Nieważne co
im napisałem – mruknął spokojnie, a jego oddech drażnił moją odsłoniętą szyję.
Był blisko, zbyt blisko. Coś jednak we mnie pragnęło tej intymności między
nami, dawała ona swojego rodzaju ukojenie. Mój zamglony mózg już zapomniał
dlaczego się od niego odwróciłam. Byłam aż taka głupia? – Ważne co oni odpisali
– dodał i wyjął kopertę z mojej dłoni. Obejrzał ją jeszcze raz, widziałam jak
jego oczy zwężają się niczym u gada. A kącik ust wędruje do góry. Był w tym
momencie drapieżnikiem. – Najlepszą obecnie wiadomością jest to, że nie
przesłali mi odpowiedzi do kancelarii, chociaż powinni byli – mruknął, a jego
głos miał w sobie coś władczego. Przyjrzałam się mu. Czarna koszulka
przylegająca do ciała i luźne czarne jeansy. Ramiona proste i dumne, tak jak
cała jego postawa. Działał na mnie. Zbyt intensywnie.
-To dla mnie
dobrze, tak? – wycharczałam nieprzytomnie. Mój wzrok próbował przebić się przez
mgłę, ale obraz mi się ciągle rozmazywał. Jedyne czego byłam pewna to jego
ciepła, które wręcz mnie paliło. Potrząsnęłam głową by przywołać swoje ciało do
pionu, a sobie dodać rezonu i chociaż odrobinę buńczuczności. Mieszkanka
strachu i pewnego rodzaju pociągu fizycznego była niebezpieczną mieszanką.
Sasuke rzucił raz, drugi i trzeci okiem na list. Co chwila przytakując
triumfalnie sobie. Jeżeli tak zachowywał się przy potyczkach listownych, to na
sali rozpraw musiał rozszarpywać przeciwników swoim opanowaniem i pewnością
siebie. Mnie to nawet w pewnym sensie przerażało, co fascynowało.
-Wyśmienicie
– mruknął. – Adwokat Senju jest świetny, już parokrotnie prowadziliśmy
przeciwko sobie sprawy w postępowaniu sądowym. Za każdym razem przegrywał, więc
chyba poinformował o tym swoją klientkę – diaboliczny uśmiech nie schodził z
jego warg, a oczy wciąż miał niebezpiecznie zwężone. Był w swoim żywiole. – Albo chciała cię po prostu nastraszyć –
dodał szybko. Wiem, że dla niego było to proste, ale ja miałam istny mętlik w
głowie. Praktycznie nic mi nie wytłumaczył, wręcz przeciwnie. Przetarłam drżącą
ręką czoło.
-Ale co to
znaczy? – próbowałam się dopytać, a ton mój głosu brzmiał rozpaczliwie. Nie
umiałam spojrzeć na Sasuke, więc cały czas spoglądałam na biały stolik z palet.
-Nie będzie
żadnej sprawy w sądzie – dodał, po czym oparł się o kanapę. Mój mózg działał na
pełnych obrotach. Mimo to czułam się jak skończona kretynka. Nawet zachciało mi
się płakać.
-Uzasadnili
to? – zapytałam nadal spoglądając w stolik, który przestał mi się nagle
podobać. Miałam ochotę wyrzucić go za okno.
-Uznali, że
polubownie zostają przy obecnych zasadach płacenia alimentów – dodał. Przetarł
dłonią swoje oczy oraz odgarnął grzywkę z czoła. Zagryzłam wargę. Byłam mu
wdzięczna za tak wielką pomoc. Bałam się, że za tym coś się będzie kryło. Że
chce dostać czegoś w zamian, a ja chyba podejrzewam co to mogłoby być. Na
chwilę zapanowała między nami cisza. Była ona naelektryzowana, ale nie
niezręczna. Stan ten przerwał wstający Uchiha, więc jak posłuszne cielę
zrobiłam to samo co on.
-Czy mogę
spłacić jakoś ten dług? – rzuciłam w stronę jego pleców, gdyż wyszłam za nim z
mojego pokoju wprost do salonu z aneksem kuchennym. Widziałam jak zaczął bawić
się w dłoni kluczykiem od swojego auta. – No wiesz – dodałam pośpiesznie
roztargniona – za pismo, chociaż jakoś na raty – gdy stanęliśmy przy drzwiach
wyjściowych lustrował mnie bacznie wzrokiem. Mimo wszystko cały czas milczał.
Stąpałam z nogi na nogę niecierpliwie. Jego oczy nie były już wąskie jak u
gada, a otwarte. W ich głębi można było dostrzec cień rozbawienia.
-Miło było
cię zobaczyć Sakura – rzekł i pocałował mnie w policzek. Otworzył sobie drzwi i
ostatni raz nasze oczy się spotkały. Powietrze ponownie tego dnia stało się
naelektryzowane. – Wystarczy, że napiszesz do mnie – delikatnie się uśmiechnął
– wspólna przyjacielska kolacja będzie najlepszą zapłatą – dodał i zniknął za
zamykającymi się drzwiami. „Przyjacielska kolacja?” Wypuściłam powietrze ze
świstem z ust. – Przynajmniej jeden problem mam z głowy – mruknęłam zakluczając
drzwi wejściowe do mieszkania. Czułam, że pewien spory ciężar spadł z mych
ramion dając mi chwilę odetchnąć.
8.
Gdy
wsiadałem do auta wiedziałem, że wygrałem małą potyczkę z jej dumą i
upartością. Niemożliwością było nie odczuć jej potrzeby bliskości z mężczyzną,
a konkretnie ze mną. Ciągnęło ją do mnie, jednakże cały czas się hamowała.
Zblokowała się, dlatego odsunięcie się i danie jej przestrzeni to najlepsze co
można zrobić w takiej sytuacji. Jesteśmy dorosłymi ludźmi, którzy potrzebują
kogoś u swego boku. Nawet takie uparte diablice jak ona to wiedzą. Odpalając
auto i odjeżdżając spod jej bloku – wiedziałem, że wiadomość od niej to tylko
kwestia czasu. Zaoferowałem jej wielką pomoc nie oczekując nic. Teraz ona
będzie czuła przemożną potrzebą podziękowania mi za to. Jej babka nawet nie
wie, jak świetną robotę zrobiła. Znam starą Senju Tsunadę, jest łasa na
pieniądze, pozycję i dobre nazwisko. A ja to wszystko posiadam. Nawet jeśli
chodzi o wnuczkę, której się wyparła - dobra partia może wszystko przeszacować.
Koligacje wszystko zmieniają. Starzy bogacze są zbyt przewidywalni, ale ja nie
jestem głupi. Ani Sakura. Czas straszenia się jej skończył. Akta, które dawno
temu skompletowała dla mnie Karin na temat Sakury były bardzo pomocne przy
odpisaniu na temat tego ich śmiesznego pozwu. Tak naprawdę, gdybym
reprezentował Sakurę wywalczyła by minimum jeszcze raz tyle ile dostaje obecnie.
Minusem sprawy jest to, że musiałbym się tłumaczyć, iż wiem o niej więcej niż
kiedykolwiek mi napomknęła. Coś kosztem czegoś. Zacisnąłem dłoń na kierownicy i
dodałem gazu by nie zatrzymać się na czerwonym świetle.
9.
Od niespełna
trzech dni walcze z przemożną chęcią napisania do Sasuke oraz z chęcią
zamordowania go. Mój „lotny” umysł podsuwał mi sprzeczne obrazy ze sobą.
Przypominał jego pieszczoty na moim ciele by następnie przypomnieć naszą kłótnie.
Nasze pocałunki – ból fizyczny, który mi zadał. Serce mi się rozrywało w
piersi. Sama nie wiedziałam czego chcę. Moja duma na pewno nie ucierpi, aż tak
gdy spotkam się z nim w podzięce. Przyjacielska kolacja, wino i do domu. Bez
podtekstów propozycja. Poza tym wcale nie sugerował, że musi być to u niego w
domu, może to być restauracja. Odłożyłabym trochę pieniędzy i w podziękowaniu
zaprosiła oraz zapłaciła za naszą kolację. To brzmi naprawdę, jak świetny
pomysł. Przetarłam oczy ze zmęczenia. Prawie pierwsza w nocy, a ja znów mam
problemy ze snem. Co chwilę śnią mi się dziwne rzeczy, jakby części tamtego snu, drugie
życie przypominało mi lub podsuwało drogę wyboru. Nie były one złe, lecz bardzo
przyjemne.
„Polana niedaleko stawu rodziny Uchiha o tej porze była
dość odludnym miejscem. Połowy już się zakończyły, a na drzewach pozostały
ostatnie żółte liście. Tylko my tutaj byliśmy. Ja i on, miłość zakazana.
Siedzieliśmy na jednej z nielicznych ławek i spoglądaliśmy w tafle wody. Czułam
nawet przez gorset czarnej prostej sukni, jak gładzi moje plecy. Miał gorącą
dłoń, a moje ciało reagowało na każde muśniecie jego palców.
-Kiedyś, obiecuję ci Sakura, będziesz tego panią –
szeptał mi czule do ucha delikatnie je przegryzając. Wzdychałam upojona każdym
jego słowem, wiedząc jednakże, iż jest to mrzonka.
-W naszych marzeniach, Sasuke – odpowiadałam mu z
uśmiechem na ustach. W tych wyrwanych chwilach byłam szczęśliwa. Jakby to nie
brzmiało, ze swym panem. Służyłam od dzieciństwo w jego domu. Jego matka
musiała by sczeznąć żeby nasz związek został sfinalizowany. Jej wspaniały syn i
służka? Któż to słyszał! Jej diaboliczny głos dźwięczał w moich uszach,
odbierając całą przyjemność z tej chwili.
-Nie mów tak, ukochana – zaczął całować wręcz z bożą czcią
mój policzek. Jego dłoń znalazła się pod fałdami sukni. – Zrobię wszystko byś
miała to na co zasłużyłaś – szeptał. Wiedziałam, że mówił szczerze. Nie był
podobny do swej matki, Mikoto. Moje dłonie powędrowały na jego policzki, czułam
lekki zarost pod palcami. A jego woń mnie upajała. Nasze usta złączyła się w
spragnionym pocałunku. Ostatnio jest ich coraz więcej, są coraz żarliwsze.”
Te sny
malowały wyidealizowany obraz Sasuke w mojej głowie. Był tym rycerzem,
bohaterem serca – mnie, biedaczki. A nie katem z obsesją. Właśnie, czy można to
nazwać już obsesją czy jest to jeszcze zwykłe zauroczenie zmieniające się w
miłość? Przecież ciągle zadaje sobie te same pytania, a nadal nie wiem kim my
jesteśmy dla siebie. Dawnymi kochankami? Miłościami? Przyjaciółmi? Czy kim?! Te
rozmyślania na pewno nie pomogą mi wyspać się na jutrzejszą zmianę do pracy.
Tak samo jak chrapiący Kiba za ścianą. Warknięcie samoistnie wydobyło się z
moich ust. Położyłam sobie drugą poduszkę na głowę i cudem udało mi się zasnąć
przy donośnym akompaniamencie problemów z nocnym oddychaniem niechcianego
przeze mnie gościa.
________________________________
Od autorki: No i w końcu jest! Kolejny rozdział się tworzy, a ja bardzo - bardzo - ale to bardzo chciałabym iść w stronę końca opowiadania. Jesteśmy na dobrej drodze! Miłego czytania, nie ma co przedłużać tego babola już :) Buziaki!
Tęskniłam za Tobą Maruo, oj tęskniłam. Za Twoim SS również.
OdpowiedzUsuńW dniu publikacji przeczytałam pobieżnie, ale nie mogłabym ot tak skomentować przez telefon. Nie tego bloga. Oj nie.
Jednak ciężko mi będzie ubrać moje myśli w słowa... pisanie komentarzy ostatnio mi nie idzie.
Do szóstej części tekst pochłaniałam w zastraszającym tempie. Sakura jednym słowem się bardzo przełamała, proszą Sasuke o jako taką radę. Po tym, co zaszło, to raczej na jej miejscu bym tak nie postąpiła, ale jej sytuacja ją do tego po prostu zmusiła. Czasami trzeba łapać się wszystkiego... nawet brzytwy.
Szczerze powiedziawszy, zawsze ceniłam, że wśród lekarzy panuje szacunek, nawet wśród studentów, ale niestety obecnie przestałam to odczuwać. Ja tak miałam i ze studiami i teraz z blogerem. Ale cóż - jak się ludziom w dupę nie wchodzi XDDDDDDDD ZA PRZEPROSZENIEM XD
Słodki Chouji, och me serduszko. Uwielbiam tego grubaska. Jest słodziutki z charakterku.
Kolejnych scen to się nie spodziewałam. Sasuke to trochę taki wyzyskiwacz tutaj, ale tak niewiele. Troszku tylko. No cwano to sobie zaplanował.
Sakurze się fartnęło, ale to dobrze. Może jakoś znacznie jej się w życiu układać.
"Retrospekcja" za krótka! Wincyj ich, bo to jest bardzo ciekawy motyw tego opowiadania.
Takie kim byliśmy w dawnym życiu... jakie życie wiedliśmy... jest pewien wzór, który się powtarza, ale w kolejnych warstwach on się zmienia.
Ciężko mi przewidzieć ciągl dalszy tej historii. Naprawdę.
Niemniej do końca będę najwierniejszą fanką! A CO!
Przepraszam za brak ładu i składu.
Uwielbiam ♥
Pozdrawiam ♥
Kochana bardzo się cieszę, że nadal jesteś ze mną i czytasz moje wypociny! :D Miło mi także, że pochłonęłaś bloga, do pewnej części.
UsuńTak, Choji miał trochę osłodzić to wisielcze opowiadanie. Jestem w momencie, w którym nie wiem czy napisałaś komplement, czy cholernie inteligentnie mnie skrytykowałaś. To dobrze, że nie wiesz w którą stronę idzie opowiadanie, czy źle? A może myślisz, że to już nie ma sensu? :O Ciekawi mnie to jak diabli! Chyba muszę w końcu z Tobą popisać gdzieś! :D
Jeszcze kilka tych retrospekcji będzie, ale z wątki najważniejszego - zeszły trochę na dalszy plan. I dobrzy, przynajmniej trzymam się swojej pierwotnej wersji! A nie udaję, że łatwiej mi się piszę te mroczne retrospekcje niż słodkie i przymilne chwile.
Ja chcę wiedzieć, jakim cudem Ty masz przechlapane na bloggerze i studiach?! Ludzie się dziwni!
Buziaki Kochana :*
aaa! No właśnie - nie dopisałam! "Do pewnej części" -> w sensie później sceny między nimi rozpaliły mnie! ŻE TAK TO UJMĘ XD Bo naprawdę, ja nie byłam w stanie przewidzieć co się wydarzy. Z jednej strony zakładałam, że Sasuke jej nie pomoże, albo zrobi to ot tak, bez żadnego podtekstu a tu proszę. Opowiadanie jest nieprzewidywalne, co wręcz uwielbiam u Ciebie i Twoim kreowaniu SasuSaku.
UsuńNo, no, żeby nie było! To SasuSaku mnie przy fangirlingowaniu jeszcze trzyma XDDDD
O rety nie! Ciebie nigdy! Jak piszę komentarze, to plotę to, o czym myślę podczas czytania... także nie, nie Maruo, to nie było to. Z ręką na sercu! a nawet z dwoma XD
Przez niejednoznaczne komentarze właśnie XDDDDDDDD Dlatego wiesz ciumkam od komciania z dala, ale czasami jak mnie przyciśnie to muszę, bo jak opowiadanie dobre to aż szkoda przejść bez słowa :3
No czekam z utęsknieniem na ciąg dalszy!
I wybacz za ten nieład wypowiedzi - chyba sobie taką łatkę na czole przyczepię - łatwiej w życiu będzie XDDDDD
Weny!
Buziaki Kochana ♥
A ja się przeraziłam, że Cię hejtują i szykanują! Ufff! Kamień z serca, jesteś cała! :D
UsuńTy się mną nie przejmuj, ja byłam ciekawa po prostu jak ugryźć - bo nie byłam pewna, czy końcówki nie spierdo***. Przecież wszystko się zdarzyć może! :D
Ech, ludzie nie mają chyba dystansu do siebie :D Może dlatego nikt mi nie komentuje, bo wszyscy chcą mnie hejtować XD
Mówisz, że jestem nieprzewidywalna.. :>
Buziaki!!