wtorek, 5 lipca 2016

|Rozdział 2|

"Stan małżonków: niepewność i irytacja"


Ze snu zbudziło mnie delikatne głaskanie mojej głowy. Otwierając ociężałe powieki pierwsze co ujrzałam to zatroskane czarne oczka. Uśmiechnęłam się delikatnie, łapiąc za rączkę mojego oprawcę i przyciągając do siebie, niczym misia. Ucałowałam czubek głowy, ale ta mała istotka zaczęła się szamotać w moich objęciach. Było to bardzo zabawne, a zarazem najlepsza pobudka jaką w ostatnim czasie miałam.

-Mamo!! – Sarada krzyknęła oskarżycielskim tonem. Taka mała, a taka waleczna. Poczułam jej rękę na policzku, gdy w końcu wyswobodziła się z mojego objęcia. – Lepiej się czujesz? – zapytała gładząc mój policzek. Westchnęłam.
-Jestem zdrowa jak koń – zażartowałam. Zauważałam, jak jej buzia się rozpogodziła. – A tobie z uśmiechem jest bardziej twarzowo.. – przerwałam wypowiedź i niespodziewanie zaczęłam ją gilgać. Nie spodziewała się ataku z mojej strony toteż całkowicie poddała się tej małej torturze z mojej strony. Wyrywała się na wszystkie strony, a dom wypełnił się jej dziecięcym śmiechem. – Ojej ktoś tu rechota jak mała żabka – zaczęłam naśmiewać się z własnej córki, nawet nie zdążyła się naburmuszyć bo łaskotki na stopach uniemożliwiały jej złapanie oddechu a co dopiero odpowiedź na mój komentarz. W końcu zobaczyłam łzy w kącikach jej oczu. – Dość wygłupów –zaśmiałam się. – Nawet nie próbuj – zagroziłam palcem widząc, jak ten mały urwis chciał się odegrać.
-To nie fair! –krzyknęła oburzona w moim kierunku. – Chodź mamo na śniadanie, tata kazał mi po ciebie przyjść – powiedziała zeskakując z łóżka. Ruszałam za nią, tylko szybko narzuciłam na siebie szlafrok, a włosy związałam w wysoką kitkę. No cóż, widział mnie już w gorszym stanie.
-Ohayo – przywitałam się z mężem, a on odpowiedział skinieniem głowy. Od rana czytał jakieś zwoje, co oznaczało że jest z nami ciałem, ale raczej nie duchem.
Usiadłam naprzeciwko niego, jednak gdy to zrobiłam on wstał i podał mi kubek świeżo zaparzonych ziół. – Dziękuję – szepnęłam a on pocałował mnie w czubek głowy.
-Lepiej dbaj o siebie –powiedział. Zaczął zwijać zwój. – Sarada za chwilę spóźnisz się do Akademii – nasza córka, jak na rozkaz wstała i wybiegła z kuchni. Aż spojrzałam zdziwiona za nią, posłuszna jak nigdy.
-A jej co się stało – szepnęłam wyglądając za jej duchem. Westchnęłam i oparłam brodę o dłoń, tym samym przyglądałam się Sasuke jak dopija swoją kawę, a zwój wkłada do kabury. Po chwili przewiesza katanę, a nasze oczy się spotkały.
-Kochanie – szepnął Sasuke zniżając się w moim kierunku. Poczułam jego usta na swoich i poddałam się temu pocałunkowi. Wciągnął mnie w wir rozkosznego tańca naszych języków, nadając rytm i tępo. Rozpalając mnie tym. Poczułam jak szlafrok zsuwa mi się z ramienia. Oderwaliśmy się od siebie, a na moje usta wpełzł delikatny uśmiech. Poczułam jego dłoń na mojej piersi, a potem szczypnął mój sutek. – Będę wieczorem, błagam, dbaj o siebie – dodał całując mnie w czubek głowy.
-Miłego dnia, Sasuke-kun – szepnęłam do niego. I znów samotny dzień, Sakura.

**

Nie byłam pewna, czy dobrze robię. Zagryzałam nerwowo wargę, aż do krwi. Westchnęłam spazmatycznie, stoję jak jakaś lalka już tak od dobrych piętnastu  minut, czas działa na moją niekorzyść. Lepiej dla mnie, aby Sasuke nie dowiedział się o mojej eskapadzie. Powiedział, że to załatwi i wiem, że tak zrobi. Jednakże wiem też, że licząc się z tym, że mogę być w ciąży nie dowiem się niczego, bo mój mąż nie będzie narażał mojego zdrowia. Dlatego by sprawdzić czy to naprawdę  przyszedł wczoraj do mnie Naruto, muszę sama – osobiście go zapytać. Koniec durnych rozmyślań, tupnęłam nogą dla kurażu. Głęboki wdech i rozniosło się pukanie do drzwi. Dom Naruto był niewielki na planie okręgu, ale w porównaniu z posiadłością klanu Uchiha wydawał się nawet klatką dla ptaszków.
-Dzień dobry, ciociu! – usłyszałam chłopięcy głos. Spojrzałam na Boruto, uśmiechnęłam się lekko. Działał na mnie, jak kartka z pamiętnika, taka która opisuje wiele lat. Kopia swego ojca, wygląd charakter, a co gorsza czasem nawet i głupotą go przypominał.
-Boruto, jest tata? – zapytałam posyłając do niego uśmiech i mierzwiąc te jego wręcz żółte włosy.
-Tak, tak siedzi w biurze – powiedział, tym samym automatycznie przepuścił mnie w drzwiach. Przyjrzałam mu się badawczo.
-Nie powinieneś być w Akademii? – zagadnęłam go. Kiwnął twierdząco głową. – To robimy tak, ja cię tu nie widziałam, ani ty mnie, okay? –wyciągnęłam w jego kierunku rękę. Przybiliśmy piątkę. – Biegnij na zajęcia – ponagliłam go. Lepiej, aby go nie było.  Znałam plan tego domu na pamięć. Prosto przez salon i kuchnię, potem na prawo korytarzem, a na końcu przedostatnie drzwi po lewej. Weszłam bez pukania, ale Naruto siedząc nad jakimiś dokumentami nawet na mnie nie spojrzał, był tak zaabsorbowany tym co czytał.
-Naruto – powiedziałam głośniej. Ten dopiero po chwili, jakby miał zwolnione tempo percepcji słuchowej spojrzał na mnie nieprzytomnie. – Wszystko w porządku? – zapytałam, mimo wszystko troszczyłam się o niego. Zaczął zamaszyście kręcić głową, jeszcze chwilę by tak robił a skończyło by się urazem głowy, bo by w coś uderzył albo zemdlał. Przyjrzałam mu się, wyglądał okropnie.
-Nie rozumiem tego bełkotu – odparł zrezygnowany. Przez myśl przemknęło mi tylko jedno „Nigdy nie widziałam go tak bezsilnego, tak poddanego”. – Może ty mi to wytłumaczysz? – zapytał pełen nadziei. Nie czekając na zaproszenie usiadłam naprzeciw niego, oddzielało nas potężne dębowe biurko. Wzięłam od niego papiery, oparłam się wygodnie o oparcie krzesła, założyłam nogę na nogę i wczytałam się w dokumenty. Po pierwszym zdaniu widziałam, że to raport medyczny.
-Skąd to masz? – zapytałam wskazując głową na kartki. Przyglądałam mu się bacznie.
-Nie ukradłem – odparł beznamiętnie jakby czytając mi w myślach. Siedział zmarnowany, głowę oparł o ręce, a w moją stronę posłał spojrzenie pełne wyrzutu. Nie dziwie mu się, czytał ze mnie niczym z otwartej księgi. Akta medyczne Hinaty w rękach jej męża, a nie lekarza prowadzącego? Bardzo lepka sytuacja, tylko głupcowi nie przeszła by przez myśl kradzież. – Zagadałem do jej lekarza, zrozumiał że się martwię, poza tym nadal żyją tą cholerną wojną i tym, że byłem bohaterem – zakpił, jakby to było coś co oddzielił grubą kreską.  Kiwnęłam głową na znak zrozumienia. Wróciłam do lektury, która z każdym momentem napawała mnie odrazą. Ściągnęłam brwi, tak naprawdę gdyby nie fachowa pomoc, gdyby lekarz prowadzący nie miał takiego stażu to Hinata zmarłaby, bo nie wiedzieli co się stało. Szczerze mówiąc sama mam mieszane uczucia czytając to, ale nie chcę martwić swojego przyjaciela.
-Dobry boże… - wyrwało mi się z ust.
-Sakura, do jasnej cholery, co jest?! – krzyknął rozhisteryzowany Naruto. Kiwnęłam ręką by usiadł na miejsce i się uspokoił, a także przestał rzucać.
-Więc przede wszystkim cudem jest, że Hinata ma utrzymaną ciąże, chociaż za mało napisali o stanie dziecka by coś wywnioskować – odparłam, widziałam, jak rysy twarzy Uzumakiego tężeją, kłykcie bieleją od siły naporu na biurko, a oczy stają się wręcz szare. Wzięłam głęboki wdech by kontynuować –Zacznę od tego, że Hinata przetrenowywała się, w ciąży to niedopuszczalne. Kunoichi powinna ograniczać używanie chakry do minimum w stanie błogosławionym. Po drugie – zatrzymałam się na chwilę. Czy na pewno chcę mu to od razu powiedzieć? Jeśli to zrobię to nie uzyskam odpowiedzi na swoje pytania. Westchnęłam, to co zrobię to będzie czysty egoizm, ale muszę. Spojrzałam w niebieskie oczy. – Powiem resztę, jak odpowiesz mi szczerze na moje pytanie, bez oszustw – odparłam. Widziałam, jak rysy twarzy mu się zmieniły. Był zdziwiony, ale kiwnął głową. – Czy byłeś wczoraj u mnie w domu?

**

Przeszedłem wściekły cały dom. Ta kobieta wyprowadza mnie z równowagi. Mam ochotę rozszarpać ją na strzępy. Dom - każde pomieszczenie, ogród – każdy zakamarek sprawdzony, a jej nie ma. Czy chociaż raz nie może mnie wysłuchać! Wziąłem głęboki oddech by się uspokoić, ale żadna kobieta mnie tak nie irytuje. Spojrzałem na zachodzące Słońce. – Gdzie ty Sakura jesteś…
-Ohayo! – usłyszałem odbijający się dziewczęcy głos od ścian. Po chwili tupot nóżek i Sarada stała przy mnie. Spojrzałem na nią chłodno, czasem myślę, że zbyt bardzo przypomina mi ją.
-Gdzie jest Sakura? – zapytałem bez ogródek. Nie mam czasu na gadkę o niczym, konkrety.
-Myślałam, że jest w domu – odpowiedziała moja córka, jakby przestraszona. – Nie bój się, przecież ci nic nie zrobię – puknąłem ją dwoma palcami w czoło. Co się ze mną dzieję, że nie umiem utrzymać nerwów na wodzy ostatnio? Sytuacja robi się pomału chora. – Chodź zjemy kolację jest późno – weszliśmy do domu. A z Sakurą rozprawię się, jak wróci. Głupia kobieta.
-Tato, martwisz się o mamusię? – doszły mnie słowa Sarady, spojrzałem na nią i kiwnąłem głowę. Tak, poza tym jestem pewien, że jest w ciąży. Drugi raz jej nie straci, nie przyłożę się do tego ponownie. W końcu niewielki wkład miałem w tamtej stracie, ale równie niewielki miałam wkład by doszła do zdrowia. Powinienem ją wspierać, ale gdy to robię – ona robi na przekór. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz