wtorek, 20 grudnia 2016

Epilog

Epilog

Ciemnoszare chmury zbierały się na niebie, natomiast ptaki latały jak w amoku nad drzewami, z których porywisty wiatr zrywał kolorowe liście.  Słońce już dawno zaczęło chować się za horyzontem, jakby zapomniało o tym zakątku ziemi. Niektórzy mówią, że to było najchłodniejsze lato od lat. Konoha nie tętniła życiem jak dawniej, wszyscy pochowali się w domach przed nadchodzącą burzą, wychodzili gdy musieli.  Jednak dwójka osób nie zważając na pogodę stała w ciemnym rogu cmentarza, w zakątku najmniej widocznym, stali nad dwoma grobami, a ich oczy jakby na ten widok straciły blask.
-Pogoda oddaje stan mojego serca, Sakura-chan –spojrzałam na niego posępnie, trochę od niechcenia. Nie chcę mówić, że patrzenie na niego boli, ale jednak coś w tym jest. Została we mnie jakaś cząstka niechęci, chociaż wiem, że ten obrót spraw sprzed niespełna roku to też nie jego wina.
-Przykro mi Naruto – nic więcej nie byłam w stanie powiedzieć. Widuję się z nim raz w miesiącu, zawsze w dzień śmierci naszych dzieci. Zawsze czuję ból i żal, zawsze obarczam go trochę winą. Tak, mam rację bo jest winny. „Dlaczego  tak uważasz?” Ktoś mnie kiedyś spytał. Nie wiem, czy moja odpowiedź uciszyła jego ciekawość, ale Naruto to osoba, która pomimo tylu wyrządzonych krzywd nadal ma sentyment do Hinaty. Ochronił ją, można wręcz rzec, że uchronił od śmierci. W momencie kiedy ciało mojej córki, zapewne już dawno zgniło – ona udaję, że nigdy nie była szczęśliwsza, niż jest teraz. Moje włosy przykrywały moją twarz, a łzy  żalu i goryczy płynęły mi po policzkach, starałam się je ścierać by ich nie zobaczył. Spojrzałam w twarz tego blondyna, który w głębi serca był moim przyjacielem. – Trzymasz się? – wykrztusiłam z siebie, mój głos był ochrypły.
-Sakura… - przerwał błagalnie, jego głos również się łamał. – Proszę cię, zostań ze mną – złapał mnie za dłoń i ścisnął. Poczułam gulę w gardle, która uniemożliwiała mi powiedzenie czegokolwiek. Frustrowało mnie to. Spojrzałam w jego zrozpaczoną twarz i nie rozumiałam tego, dlaczego czuję się tak winna jego stanu.
-Nie mogę – odparłam szeptem.  Podjęłam decyzję, a raczej Sasuke zrobił to za mnie.

-Powiesz coś więcej? – zapytałam nieśmiało. Zagryzłam wargę w obawie o to co mogę usłyszeć,  moje mięśnie mimowolnie się napięły.
-Ja albo on -  odpowiedział i nie dodał już nic więcej. Zrozumiałam go od razu. Wiedziałam, że wyboru mam dokonać teraz, w tej chwili. Spoglądaliśmy sobie prosto w oczy, zaś ogień oświetlał nasze twarze w tym panującym dookoła nas mroku. Wyczekiwał mojej odpowiedzi, a ja toczyłam ze sobą wewnętrzny bój. Zagryzłam wargę. Praktycznie rzecz biorąc wybór jest oczywisty, ciągle myślałam tylko o moim mężu, tylko o rodzinie. Dążyłam nieustannie by go odnaleźć, wierzyłam we wszystko co ze mną robił, więc skąd bierze się moje niezdecydowanie? Czyżby Naruto zachwiał jakiś fundament w moich uczuciach do Sasuke? Westchnęłam delikatnie. Spojrzałam na Uchihe, jego twarz była idealna, niezmącona uczuciem niepewności.
-Dokonałeś wyboru za mnie, prawda? – zapytałam trochę śmielszym tonem. Jego postawa, jego pewność, jego brak obaw przekonały mnie w tym, że mam stuprocentową rację. 
-Pomagam podjąć ci decyzję, która jest pewna od początku – rzekł i spojrzał w moje oczy, zarumieniłam się i trochę speszyłam. Był taki męski, pomimo zmęczenia i wycięczenia, które było widoczne. Nadal tworzył wokół siebie aurę władcy.  – Poza tym Sakura, pytam cię z grzeczności, bo mu to obiecałem  -przyjrzałam mu się. Chyba i on nie potrafi znienawidzić Naruto, podobnie do mnie. –Jesteś moją żoną, więc odmowy nie przyjmę.”

Westchnęłam na to wspomnienia. Spojrzałam na swój serdeczny palec „w szczęści i nieszczęściu”, co Uchiha? Potrafisz zabezpieczyć sobie tyły. Zaśmiałam się pod nosem z głupoty swych myśli.
-Już więcej się nie zobaczymy – powiedziałam odrywając swoje myśli od wspomnień i kierując moją rozmowę z blondynem na inny tor. Spojrzał na mnie zaskoczony moimi słowami, widziałam niedowierzanie w jego oczach i desperację. Aż uwierzyć nie mogłam w to, że te piękne lazurowe oczy mogą być aż tak smutne. 
-O czym ty mówisz Sakura? – ledwo wydobył z siebie zachrypnięty głos. Odwróciłam się w jego stronę i podeszłam dwa kroki, tak, że prawie się stykaliśmy. Zastanowiłam się przez moment, dosłownie sekundę i go do siebie przytuliłam. Trwało to chwilę, a potem odeszłam na bezpieczną odległość od niego.
-To nasze pożegnanie – odparłam, poczym uśmiechnęłam się ciepło do niego. – Nie wiem, czy na zawsze ale zapewne na długi, długi czas.
Między nami trwało niezręczne milczenie, które przerywało tylko szumienie liści, wiatr zaś zaczął się wzmagać. Postura Naruto łamała mi serce, wydawał się taki załamany.
-Sakura, błagam cię – krzyknął w zdziwieniu. – Dlaczego? Dlaczego mi to robisz? To przez niego? Obawia się czegoś? Zabrania Ci? – złapał mnie za ramiona i w amoku, szarpał mną i zadawał pytania, jedno za drugim. Był to niekończący się ciąg. Westchnęłam, uspokoiłam się. Złapałam go delikatnie za ręce i strzepnęłam ze swych ramion. Uśmiechnęłam się w stronę Uzumakiego pokrzepiająco.
-Niczego mi nie zabrania. Muszę to zrobić – odruchowo złapałam się za brzuch. Moje zielone oczy powędrowały w tą stronę mojego ciała, a Naruto powędrował instynktownie za moim wzrokiem. Ze zdziwienia zakrztusił się powietrzem, chyba niedowierzał.
-Jesteś z nim w ciąży? – zapytał z nutą odrazy w głosie. Kiwnęłam twierdząco głową. – Rozumiem – szepnął i spuścił głowę. Spojrzałam w niebo, było już granatowe, nawet ptaki pochowały się do swych dziupli. Tylko nam jakoś nie szła ta rozłąka. „Być może nigdy już się nie zobaczymy” szeptał mi głos z tyłu głowy.
-Muszę już iść – szepnęłam. Uniosłam dłoń do jego policzka, poczym  podniosłam jego twarz. Wtulił swój policzek w moją rękę, było widać, że spragniony jest ciepła drugiego człowieka. Spojrzał na mnie przez swoje zaszklone łzy.
-Dopiero teraz do mnie dotarło, że straciłem cię właśnie na zawsze – powiedział i zaśmiał się żałośnie.
-Przykro mi, Naruto – tylko tyle mogłam z siebie wydusić. Przytulił się do mnie mocno, z całych sił przywarł nasze ciała do siebie. Natomiast ja spokojnie czekałam, znałam już jego bliskość, znałam zapach jego ciała. Był inny od Sasuke, jednak wydawał się bardzo przyjemny dla mnie przez co pozwoliłam sobie by na chwilę zamknąć oczy.
-Dbaj o siebie, Sakura-chan – szepnął pocałował mnie w policzek i ruszył ku wyjściu z cmentarza. Spoglądałam w jego plecy, który były teraz przygarbione i już nie tak dumnie prezentowały symbol klanu Uzumaki. Jego krok zaś to było powolne szuranie stóp.
-Chyba nie przyjął tego za dobrze – zaskoczona i wyrwana z myśli spojrzałam za siebie na swojego męża. Obserwował nas, zawsze nas obserwował. Nie wiem, czy z lęku o mnie, o moją lojalność, czy może o bezpieczeństwo, gdyż widniejemy w księdze Bingo jako szpiedzy. 
-Da radę – odparłam bez przekonania, zraniłam kogoś kto mnie wspierał, ale i kogoś kto mną manipulował. – Musimy iść – mruknęłam czując na swojej twarzy pierwsze, zimne krople deszczu. 
Po chwili byliśmy już w drodze, skakaliśmy z drzewa na drzewo w milczeniu do naszej osady. 

**

Szum wody rozchodził się echem po całej wiosce, Wiosce Ukrytego Wodospadu nazywa też przez świat shinobi Wioską Męczenników. Nikt nie wie do końca, dlaczego nadano nam taką nazwę. Być może dlatego, że jest ona praktycznie niemożliwa do odnalezienia. Mieści się za wodospadem, o którym mówi się, że nie ma końca, ale to nie prawda – tam gdzie on się kończy tam zamieszkaliśmy my – ludzie, którzy z różnych powodów zostali wykluczeni ze swoich osad, gdzie byli szykanowani, albo czuli, że muszą odejść dla swojego dobra. Założył ją mój mąż, Uchiha Sasuke. O naszym miejscu zamieszkania stworzono już wiele legend, a wszystko przez to, że nie każdy tu może trafić. Broni nas silna iluzja, coś w rodzaju kakkei genkai, jeśli masz czyste sumienie przejdziesz przez wodospad i zobaczysz osadę, jeśli zaś masz nieczyste intencje nie zobaczysz nic oprócz spowitej w czerni wilgotnej groty, gdzie smród stęchlizny jest nie do zniesienia. Jest to nasza największa broń. 
Rozejrzałam się po Wiosce. Nie była ona wielka, ale miała swój urok. Współistnieliśmy z naturą w harmonii, to my się dostosowaliśmy i uczyniliśmy z tego atut. Być może to powód dla którego czujemy się tutaj niczym w domu. 
-Sakura-sama – oderwałam się od podziwiania widoku. Na widok czerwonowłosej dziewczynki się uśmiechnęłam. – Proszę o to raporty ze szpitala – położyła na moim biurku teczki.
-Pozdrów mamę – odezwałam się na odchodne, a ona tylko z uśmiechem kiwnęła głową. Cóż, kilka znanych mi z wcześniejszego etapu życia osób tutaj zamieszkało. Jednymi z nich była drużyna Taki. 
Po chwili z rozmyślań wyrwał mnie trzask otwieranych drzwi, a  w nich zobaczyłam czteroletniego chłopca. – Itachi! – krzyknęłam przerażona jego wyglądem. Cały obdrapany i we krwi, ale miał uśmiech od ucha do ucha, a gdy otworzył oczy…
-Udało mi się! – krzyknął uradowany. – Widzisz?! – krzyczał wniebogłosy. – Aktywowałam sharingana! – wyglądało to strasznie, mój słodki synek i tak silna broń w jego jeszcze dziecinnych oczkach. Wstałam i ruszyłam do wyjścia zamykając za sobą drzwi. Bez słów rozumiałam się ze swoim synem, kopią swego ojca. 

-Ohayo! – krzyknęliśmy wchodząc do swojej posiadłości. Przy stole siedział Sasuke i popijał sake. Przyglądał się nam badawczo, a chwilę dłużej przytrzymał wzrok na moim brzuchu. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi nieśmiało. – Zrobić coś do jedzenia? – zapytałam, ale w odpowiedzi Sasuke kiwnął na stół, gdzie leżała usmażona ryba z ryżem. 
-Karin przyniosła i powiedziała mi – odparł spokojnie.
-Przepraszam, nie miałam czasu – odparłam delikatnie, w odpowiedzi Sasuke pokiwał tylko przecząco głową, jakby nie zgadzał się z tym co mówię, ale nie skomentował tego. – Coś się działo na zwiadzie? – zapytałam. Być może wojny nie prowadzimy, ale niektóre kraje ninja bardzo chcą nas odnaleźć, jak na razie im to nie idzie, ale to przez naszą zapobiegliwość. Wszyscy czujemy się tu dobrze. Mamy mniejsze i większe przewinienia na swoich kontach. Morderstwa, zdrady czy kradzieże, ale wszyscy razem tutaj zachowujemy się tak, jak zawsze chcieliśmy. Prowadzimy życie marzeń, wręcz nierealną idyllę sobie tu stworzyliśmy. „Bo wszyscy zaczęliśmy pisać na nowej karcie życia” przeszło mi przez myśl.
-Nie zaprzątaj sobie tym swojej główki – mruknął Sasuke i wstał. Złożył na moim czole czuły pocałunek, a do moich nozdrzy doleciał jego słodki zapach zmieszany z nutą goryczy. – Idziemy dalej trenować  - jednak w pół kroku się zatrzymał i uśmiechnął szyderczo – Ale możesz przyjść nas obserwować – i dwóch moich mężczyzn życia zniknęło z zasięgu mojego wzroku. Uśmiechnęłam się pod nosem. Jestem szczęśliwa. Jestem żoną, na jaką zasługuje mój mąż oraz matką, jakiej potrzebuje mój syn.

Ja, Sakura Uchiha, której wbito drzazgę – w końcu jestem szczęśliwa. I mimo krwawiącej rany w sercu, która z biegiem lat zmieniła się w zadrę z niewielkim wiórem, która czasem mocniej kłuje i wzmaga ból, jestem szczęśliwa. Przestałam być kunoichi z Konohy, a zaczęłam być żoną założyciela Wioski Ukrytego Wodospadu i matką Itachiego, a niedługo i kolejnego potomka klanu Uchiha, który znów wspina się na wyżyny i nie zamierza upaść, a ja zrobię wszystko by chronić krew z mojej krwi, by nie popełnić kolejny raz tego samego błędu. Teraz na niebo jest Słońce i już na zawsze dla mnie tak pozostanie. 
Do końca dni moich i Sasuke-kun. Stworzymy naszą rodzinę z gliny, jakiej pragniemy.

________________________________________
Wszelkie informacje znajdziecie tu: https://www.facebook.com/Maruo-SasuSaku-112097345582262/

Co dalej z blogiem? Być może kolejne opowiadanie. Wszystko będę pisać na fb, bo po prostu będzie prościej.

1 komentarz:

  1. No dobra, przeczytałam już kilka dni temu, ale teraz zebrałam się na komentarz.
    Już wiesz, że ten blog rozbił mnie totalnie. Nie wiem, jak to zrobiłaś, ale podczas czytania wysiadała mi psychika i zbierało mi się na łzy.
    Całość jest... smutna. Nie było tu miejsca na te szczęśliwe chwile i nawet jeśli spojrzeć na zakończenie — nie ma się z czego cieszyć, pomimo zejścia się Sakury i Sasuke na nowo. Pełno ofiar, Naruto pozostawiony sam sobie, a Sakura i Sasuke, chociaż razem, to jednak gdzieś daleko od Konohy, dotknięci tym całym dramatem. Pomimo końcowych słów Sakury, ciężko mi jest nazwać ich szczęśliwymi, choć czas z pewnością jakiś sposób zatarł rany.
    Dziewczyno! Ty nie wiesz, czego dokonałaś. Pozostawiłaś we mnie uczucie, którego ja nie potrafię nazwać. Ta historia należy do tych, które wbijają się w pamięć na długi czas i pustoszą wszystko.
    Mam nadzieję, że będzie mi dane poznać jeszcze jakąś twoją historię o SasuSaku w świecie shinobi, kto wie, może w jakiejś radośniejszej odsłonie?
    Życzę ci dalszych sukcesów z blogami! Nie poddawaj się, pisz dalej i rozwijaj swoje umiejętności, bo moim zdaniem tworzysz coś świetnego.
    Pozdrawiam serdecznie! <3

    OdpowiedzUsuń